Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-12-2018, 09:00   #41
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
- No, kundle, słyszeliście. Dziwoląg jest wasz. - Powiedział w stronę drużyny Anur, wchodząc po schodach, aby zając pozycję przy Złotym. Obrót wydarzeń był ciekawy, ale jak dobrze pójdzie, to zjedna się z drużyną w kilka dni i z dużo większym zasobem informacji... albo znajdzie lepszy sposób na zarobek.
Alia zerknęła wymownie na półdrowa, z nich wszystkich wydawał się bowiem najbardziej na siłach by targać githa. Hassan miał wyraz twarzy jakby kichy mu w środku popękały. Może tak właśnie było? Wiedźma będzie musiała wspomnieć mężczyźnie o możliwości lewatywy. Wolną ręką kobieta przeliczyła opatrunki. Jeśli kiedykolwiek dojdzie w życiu Alii do momentu, w którym zacznie spisywać pamiętniki, potyczka tak jak ta, nie zostanie w nich zapisana. Najlepiej w ogóle pominąć epizod Grodu Wspaniałości...

Kiedy siepacze z gildii Xanathara opuścili magazyn, zdziwiony Anur zastanawiał się, czy Złoty i półorkowie zamierzają paradować w swoich przebraniach po ulicy w biały dzień. Nie wyglądałoby to najrozsądniej, ale w Anura prywatnym rankingu rozważnych i racjonalnych przestępców po incydencie w “Ziejącym Portalu” łysy elf zajmował naprawdę niskie miejsce, może nawet ostatnie. Nie wyszło jednak tak źle, gdyż zakapturzeni i przybrani w jakieś wygrzebane z plecaków łachmany skierowali się w stronę najbliższego zaułka, do włazu ściekowego. Prawdopodobnie nikt nie zwrócił na was uwagi. Wtedy dopiero zrozumiałeś, dlaczego i czym twoi nowi towarzysze tak śmierdzieli.
- Idziemy od razu do Skargratha, więc się przygotuj i pokaż żeś zimny profesjonał a nie gnomi pies posraniec. Nigdy nie ma się drugiej okazji, żeby zrobić pierwsze wrażenie.
Niemal zasunąwszy za sobą właz usłyszałeś okrzyki straży miejskiej. Prawdopodobnie otaczali magazyn. Czyżby Miecze Leilonu czekało kolejne przyjemne spotkanie z sierżantem Igornem?

Hassan trzymał się dzielnie. Nad Rad’ghanuzem musiała czuwać nie tylko Tymora, ale także tuzin innych, nieznanych wam bogów fortuny, gdyż przeżył paskudne rany, jakie niejednego wojownika wpędziłyby do grobu. Teraz potrzebował tylko czasu żeby dojść do siebie.
- Nie wierzę, że tego dokonaliście. Poradziliście sobie z nimi prawie bez walki! - Renaer wreszcie odetchnął. - Ten drań przypominający elfa, jego półorcza banda i jeszcze z tuzin innych zbójów spadli na moich porywaczy jak grom z jasnego nieba. Kiedy zaczął się mord, niespostrzeżenie ukryłem się tutaj, pośród zhentarimskich łupów i tak siedziałem, czekając na okazję do ucieczki. Musieli pomylić Floona ze mną i go zabrali bogowie wiedzą gdzie, a gość jest zupełnie niewinny. - Tłumaczył zakłopotany. - Volo mnie z nim zapoznał, gdy szukałem sobowtóra, żeby uwolnić się od szpiegów ojca, ale kiedy ta sprawa związana ze złotem mojego ojca zaczęła żyć własnym życiem, nie mógłbym ze spokojnym sumieniem ładować go w takie tarapaty. A i tak władowałem... - Powiedział zrezygnowany.

- Cieszymy się, że mogliśmy pomóc. - Jandar uśmiechnął się do rudego szlachcica - Jestem Jandar Gilgerois - wyciągnął rękę do szlachcica - ten muskularny to Hassan Al-Saif, nasza wiedźma Alia zwana Ćmą wskazał na bladą kobietę, dzielna i bojowa Leshana Galanodel skinął głową na elfkę. Nieprzytomny wojownik to Rad’ghanuz. - łotrzyk przedstawił wszystkich w szybkich kilku słowach.
Hassan kiwnął tylko głową, zostawiając rozmowę Jandarowi, na moment oparł się o ścianę, czknął mocno, bryzgając krwią na ścianę, potrząsnął głową kilka razy, dochodząc do siebie i poszedł zbadać schowek z zentharimskim łupem.
Leshana narzuciła łuk na plecy i westchnęła ciężko. Nie popisała się w tej walce i potwornie ją to frustrowało. Ostrożnie pogładziła smoczy łepek, który znów wychylił się z plecaka przy okazji obserwując wojownika. Oberwał… w jej mniemaniu zbyt mocno.

W schowku Hassan znalazł cztery owinięte w skórę duże obrazy przedstawiające miasta, które jako cudzoziemiec znał jedynie z opowieści: Luskan, Neverwinter, Silverymoon i Wrota Baldura; cztery dziesięciofuntowe sztabki srebra, co prawda czarne od korozji, ale wciąż warte kilkadziesiąt smoków każda oraz diadem w kształcie czarnego słońca z onyksu i złota, od którego aż promieniowała tajemnica kilkusetletniej historii.

-Leshana, pomożesz? - uśmiechnął się wkładając diadem na głowę i pokazując zakrwawioną ręką sztabkę srebra, po której przejechał palcem, zdzierając nieco rdzy i odsłaniając srebro.
Elfka przytaknęła i podeszła do wojownika. W jej oczach pojawił się błysk na widok diademu, ale starała się nie dac po sobie poznać jak bardzo chciałoby miec błyskotkę w swoich rękach.
- Będzie to chyba porozdzielać… na wypadek gdyby jednak ktoś chciał nas przeszukiwać. Jej wzrok przeskakiwał ze sztabki na diadem. W końcu udało się jej opuścić wzrok na Hassana. - Jak się czujesz?
- Świetnie - uśmiechnął się - Boli. Ból dobry - pokiwał głową i popatrzył na zakrwawioną łapę - Skaleczenie. Będzie blizna. Gdybym tylko znał imię tego psa, co mnie tak naznaczył, byłaby opowieść - mrugnął wojownik do Leshany ładując łup do plecaków.
- Byleby była tylko blizna. - Elfka mruknęła niezadowolona i przyklęknęła obok wojownika by pomóc mu z pakowaniem. - Powinieneś nieco uważać.
-Lepiej lizać rany, niż tyłki - zarechotał wojownik owijając dłoń kawałkiem szmaty i pomagając pakować resztę gratów.
Leshana zaśmiała się cicho zamykając swój plecak, z zadowolonym, siedzącym teraz na skarbach pseudosmokiem.
- Och wolisz lizać rany niż mój tyłek? - Uśmiechnęła się zadziornie do wojownika. - Chyba jest mi trochę smutno.
Alia natomiast widząc łupy aż otarła pot z czoła i pierwszy raz od dłuższego czasu odetchnęła z ulgą. W końcu Miecze zrobiły bowiem przerwę od gotowizny tracenia. Marnowanie pieniędzy tradycyjnie spędzało wiedźmie sen z powiek.
- A nie wyglądasz - Hassan uśmiechnął się równie zadziornie do Leshany - Jak już mówimy o tyłkach...nie chcę krakać niczym ptak Alii, ale właśnie dostaliśmy nieźle po rzyci. Trzeba przemyśleć kwestie takich ataków - mruknął wojownik i zasępił się - może rzeczywiście zaordynowałem ten atak zbyt szybko?Może trzeba było opracować go bardziej szczegółowo...albo był zbyt skomplikowany - zastanawiał się na głos - taak, pochodnie. Więcej światła. I od razu z tarczą...i pewniej. I uniki trza robić. Dużo uników - kiwał głową patrząc na leżącego na podłodze Rad`ghanuza.
- Nocą i z poradą łotrzyka. - zaśmiał się Jandar - Trzeba nam zasadzek i niespodziewanych podejść i ruchów. Nie frontalnych ataków.
- Na pewno musimy się teraz doprowadzić do porządku i pogadać z kimś. - Spojrzała w kierunku ich znajdy z miną wskazującą na mieszane uczucia.

- Miecze Leilonu. - Podsumował Renaer. - Volo mi o was wspominał. To on was znalazł.

- Jeśli nie ma pan nic przeciwko, chciałbym zabrać rannego towarzysza oraz łupy o których pan wspomniał i udać się w bezpieczne miejsce. Ma pan znajomości w mieście więc niech pan wskaże schronienie gdzie pana nie dorwą. Odpoczniemy... naradzimy się a potem z pomocą pana informacji odbijemy pana Floona. Gdyby nas zatrzymała straż lub inne oficjalne siły miasta. Będzie problem z ich powiedzmy sobie szczerze spławianiem? Jesteśmy umazani krwią, mamy nieprzytomnego i będziemy taszczyć łupy. Jestem dość przekonujący ale to już lekka przesada. - uśmiechnął się od ucha do ucha. Ciesząc się, że udało im się przeżyć i wzbogacić.

- Strażą miejską się nie przejmujcie. A łupy, cóż - wzruszył ramionami - są wasze, zgodnie ze zwyczajowym prawem Północy dotyczącym poszukiwaczy przygód. - Zażartował ze zwyczaju, który tyczył się zapomnianych lochów i niebezpiecznej dziczy. - Zhentarimowie nawet gdyby mieli się o nie upomnieć, nie domyślą się przecież, kto je zgarnął. - Myślał głośno Renaer usiadłszy na beczce. - Na alei Czaszki Trolla mam taką zabitą dechami posiadłość. Możemy tam poczekać aż kurz opadnie. Tyle że to kawał drogi stąd, w Północnej Dzielnicy. Najłatwiej byłoby nam wyjść na Drogę Smoka i złapać dyliżans.
- Podsłuchiwałem ich. - Szlachcic zmienił temat. - Ponoć mają kryjówkę gdzieś w dokach. Ten elf zdawał się wiedzieć gdzie. W rozmowach przewijał się nieraz jakiś Xoblob. Podobno dla nich szpieguje. Mówili też o niziołczej sypialni na ulicy Przypraw. Chyba mają tam jakiś kontakt, sojusznika czy informatora. A może nawet kolejną bazę.

Jandar chłonął każde słowo szlachcica. Okazał się profesjonalistą i awanturnikiem w każdym calu. - Mimo ciężkiej sytuacji i porwania zdobyłeś szereg ważnych informacji - łotrzyk pokiwał głową w uznaniu. - O ile nie masz nic przeciwko przejdźmy sobie na ty. Opuszczona posiadłość powiadasz. Ścigają cię trzy potężne frakcje. Musimy udać się do miejsca o odpowiednim poziomie zabezpieczeń. Chyba, że masz wpływy by na jakiś czas posiadłość była odpowiednią chroniona. Przez zaprzyjaźnioną frakcję? - Jandar chciał zabezpieczyć szlachcica. Ich awanturnicza grupa to mogło być za mało przeciw dziesiątkom różnych zbirów i najemników. Przy okazji może uda się wyciągnąć z kim Renaer trzymał. Kto go ścigał już się dowiedzieli.
- A gdy już rany zaszyjem i sińce odleżym, nim w dalszą drogę ruszym. Konieczne mi udać się do kramu z alchemicznym asortymentem by zakupić komponenta niezbędne do przywołania Fatum na powrót w moją służbę.

- Uwierzcie mi, aleja Czaszki Trolla będzie na jakiś czas bezpieczna - odparł Renaer. - Posiadłość nie należy oficjalnie do mnie, szpiedzy mojego ojca o niej nie wiedzą i do tego chyba uchodzi za nawiedzoną... Nikt się tam nas nie spodziewa tak jak nikt się nie spodziewał Mieczy Leilonu - uśmiechnął się.
- STRAŻ! OTWIERAĆ! JESTEŚCIE OTOCZENI! - Zagrzmiał głos z zewnątrz. Odetchnęliście z ulgą, bo byliście pewni, że nie należał do sierżanta Igorna.
- Chyba pora na nas. - Powiedział Renaer.

Jandar otworzył drzwi i uniósł dłoń w pokojowym geście.
- Miecze Leilonu uratowały panicza Renaera Neverembera - wskazał gestem szlachcica. Jednocześnie licząc, że szlachcic zwyczajnie załatwi im wyjście bez problemów. - Musimy go stąd bezpiecznie ewakuować.

- Lord Renaer? Co lord tut... - Kapitan straży miejskiej zaniemówił na widok szlachcica, szczególnie w takim stanie i w takiej kompanii.
- Drogi Hyustusie, pozwól na chwilę, a wszystko ci wyjaśnię. - Arystokrata odszedł z kapitanem na bok. Wymiana zdań była długa, ale po waszej myśli.
- A teraz czas, żebyśmy znaleźli Volo i porozmawiali na spokojnie - podsumował Renaer kiedy do was wrócił. Złapmy dyliżans. I oddech - uśmiechnął się.

 
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 06-12-2018, 09:57   #42
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Gnomie ambicje
Szliście gęsiego przez kanały. Xanatharczycy sprawiali wrażenie, jakby znali drogę na pamięć, jednak zauważyłeś, że tak naprawdę polegali na porozsiewanych po skrzyżowaniach, niepozornych znakach, wydrapanych lub wymalowanych na ścianach. Dzięki tej ukrytej nawigacji, w której nie mogłeś się połapać, wkrótce przestaliście brodzić po kolana w “gulaszu”, jak ściekową materię określali pół-orkowie, i znaleźliście się w ciemnej, klaustrofobicznej sieci korytarzy, jednej z kryjówek Gildii. Anur przełknął ślinę, kiedy mijał goblinów czających się z łukami w sprytnie rozlokowanych otworach strzelniczych. Przełknął jeszcze raz, gdy uświadczył rozgrzewki dwóch duergarów, w jednej chwili niewidzialnych, a w drugiej wielkich niczym ogry.
- Szefie - zaczął Złoty, kiedy doszliście do przestronnego lochu. Elf stanął na baczność, choć czujny obserwator mógł zauważyć, że nie traktował paramilitarnej etykiety do końca poważnie. Odbieranie rozkazów od orczego bękarta musiało być dla niego uwłaczające nawet jeśli nie wychował się pośród złotych elfów. Arogancję odziedziczył z krwią. - Nie napotkaliśmy już żadnego Zhentarima. Według mego najlepszego osądu kryjówka w magazynie została uznana przez wroga za zdemaskowaną i porzucona na dobre. Przyprowadziłem ci za to tego... knypka - powiedział jadowicie i wskazał na Anura. - Wydaje się wiedzieć coś więcej o naszym celu. Podobno jest członkiem Gildii, ale jeszcze nie zdradził, z której Ręki do tej pory jadł.
Zielonoskóry, ekstrawagancko odziany pół-ork pogładził wąs i zmierzył Anura spojrzeniem od góry do dołu. Siedział na znajdującym się na podwyższeniu kamiennym bloku aspirującym do miana tronu. Długowłosy rudzielec na skórzanej smyczy pucował na kolanach jego czarne trzewiki.
- Gadaj póki nie płonę z niecierpliwości... - burknął oparty na łokciu Skargrath.

Anur spojrzał na Złotego ze skrytym zażenowaniem. To o to tu poszło. Elf używał go, żeby uratować swoją twarz i przy okazji dupsko, bo z jego napaści na magazyn kij wyszedł. - Cóż, wygląda na to, że niewiele osób jest świadom zniknięcia Neverembera. Za to okazuje się, że Volothamp Geddarm poszukuje Floona. Nie jest to wiele, ale możliwe, że dałoby się wymienić go na informacje o Neveremberze, o ile Floon jeszcze żyje - przedstawił swój właściwie jedyny trop Anur. Nie chciał z miejsca tworzyć i zmyślać, mało miał i nie wiedział, co wiedzą gildyjni. Musiał być ostrożnym.

Skargrath zadumał się przez chwilę nad słowami gnoma. Następnie omiótł zimnym spojrzeniem rannych rzezimieszków.
- A was kto tak poszarpał? - Zapytał się watażka.
- To tylko powierzchowna rana. - Odparł z kamienną twarzą ten, który niemal zginął z rąk Rad’ghanuza.
- Złoty... - warknął zniecierpliwiony Skargrath - gadaj, co się wydarzyło w magazynie, albo zatrudnię kilku marynarzy, by raz na zawsze rozplątali wszystkie węzły na twoim języku.
Elf wyprostował się już mniej pewnie i przystąpił do relacjonowania wydarzeń. Anur wiedział, co powie, ale przez większość czasu słyszał jego słowa jak przez zamknięte drzwi. Coś jakby niewidzialne palce wdzierało się w zakamarki twojego mózgu. Czegoś tam szukało i obawiałeś się, że z dużym powodzeniem. Czy to był Skargrath? Nie, jego uwaga była przecież skupiona na elfie... Kotara za tobą, po twojej lewej stronie nieznacznie drgnęła.
- Imię jakieś masz? - Usłyszałeś wyraźnie ostry głos watażki. Oprzytomniałeś. Twoje czoło było mokre od potu. - Może być byle jakie, nie pytam z ciekawości, tylko dla ułatwienia rozmowy.

- Na pierwsze Anur. - Gnom powstrzymał się przed wymienieniem całej wiązanki dla komicznego efektu. Ktokolwiek był testerem Skargratha, musiał pracować na jego polecenie, albo być przełożonym czarnoksiężnika. Najpewniej był to dość typowy protokół. Gnom grzecznie skinął głową w stronę kotary, witając się z nią, po czym zawiesił wzrok na Skargracie.

Klęczący przed watażką Floon próbował odwrócić się w twoją stronę, jednak gwałtowne szarpnięcie smyczą przywołało go do porządku.
- Może być i Anur. Tutejszy, jak wnoszę z wymowy. W sensie, że z Waterdeep, ale czy z Gildii... - Skargrath zwężył oczy podejrzliwie. - Skąd znałeś hasło, skoro jesteś tylko “kandydatem, który chce się wykazać”?
Tajemnicza sylwetka zza kotary znowu sondowała i drążyła twoje myśli, próbując trafić w jakiś daleki zakątek umysłu. Przez chwilę miałeś nieodpartą, fizyczną chęć złapania się za skronie obiema dłońmi. Jednak nawet bez tego byłeś na tyle silny, by nie pozwolić odsłonić więcej wspomnień i uczuć.

- Szukam, słucham, korzystam z okazji. Chcę zostać pełnoprawnym członkiem, więc jak słyszę naszych, to staram się wyłapać rzeczy tego typu. - Gnom nie chciał oddać swojej książki, póki nie wyuczy się jej zawartości na pamięć, więc powołał się na ambicję.

- A kim są ci tajemniczy “nasi”? - Skargrath zapytał się nieprzekonany.

- Darz, czyli mój kontakt. Ludzie, którzy z nimi rozmawiają. Ostatnio jak wychodziłem z Portalu, to czyjeś pozostałości straż miejska zgarniała spod ściany. Zabrałem im dziennik, nie zdążyłem przeczytać całego, więc nie wiem, kto umarł, ale to hasło akurat w nim było. - przyznał się Gnom.

- Pokaż mi ten dziennik. - Rozkazał Skargrath. - Powiedz, czemu ten Floon jest taki ważny? Waterdeep zaczęło nagle cierpieć na deficyt pucybutów?
Ktoś znowu próbował przełamać odporność gnoma na mentalne bodźce. Magiczne kleszcze zaciskały się na twoim mózgu. Pytania watażki kierowały twoje myśli nieuchronnie w stronę, która mogła zagrozić istnieniu Mieczy Leilonu.

"Pewnie go spali" westchnął w myślach Anur, grzecznie wyciągając ściągę spod koszuli, aby ją oddać. - Nie zdążyłem się dowiedzieć, ale nie wierzę w przypadki. Między tą dwójką powinien być związek, a Volothamp powinien wiedzieć jaki. Floon ostatnio szukał sposobu na wzbogacenie się, a ten drugi chciał mu w tym pomóc - dodał, przypominając sobie fragment dyskusji, na którym oparł swoją pierwszą tezę o zniknięciu Floona.

- Durne pały, nawet głupiego hasła nie potrafią zapamiętać - Skargrath burknął pod nosem, przeglądając oprawiony w skórę dziennik. - Więc pucybut za informacje o zaginionym Neveremberze... - wrócił do pomysłu Anura z początku dyskusji. - To byłaby rada, której byś mi udzielił? Gdybym w ogóle takiej potrzebował, rzecz jasna. Rozumiem, że chciałbyś uczestniczyć w przeprowadzeniu takiej wymiany. - Odpowiedział sam sobie na pytanie. Twój umysł wciąż tkwił w mentalnych szponach tajemniczego czarnoksiężnika.

- Naturalnie. Z tego co słyszałem, planowaliście go zabić dla zabawy. Jeżeli jest cień szansy wyciągnąć z niego cokolwiek, to czemu by nie spróbować. - odpowiedział Anur. - Jeżeli ja to zrobię i okaże się to marnotrawstwem czasu, to... no cóż, mój czas przecież nie ma dla was wielkiej wartości. - uśmiechnął się.

Nagle uwaga Skargratha rozproszyła się. Po pełnej ciszy chwili w jego oku pojawił się złowrogi błysk.
- Jeżeli ty to zrobisz i okaże się to marnotrastwem, odpowiesz za to. A jeśli nie okażesz się stratą czasu, Gildia powita cię w swoich szeregach.
Skargrath zepchnął Floona z podwyższenia mocnym kopniakiem. Rudzielec upadł ciężko na kamienną posadzkę. Złoty zdziwił się, nie do końca pojmując, co się dzieje.

- Naturalnie. - odparł Anur, starając się zachować kamienną twarz. Wiedział, że jakiś czarownik wyciągnął z niego, co chciał. Wiedział też, jak wyglądają porachunki w tego typu gildiach. Celowo nie wydał Neverembera w magazynie, aby nie musieć dzielić się zasługami ze Złotym, nie wspominając konieczności przedyskutowania sprawy z resztą Mieczy. W zamian za swoją zachłanność musiał postawić samego siebie na linii. - W ile dni powinienem się z tym uporać? - spytał.

- Jeden dzień ci wystarczy.

- Z całym szacunkiem, ale to za mało. Będę musiał skontaktować się z Volothampem i doczekać naszego spotkania, a nie zależy to ode mnie. Prosiłbym o... klasyczne trzy dni? - zaproponował. - Ten mężczyzna znany jest ze swojej niedbałości o terminy. - A przynajmniej spóźnił się do tawerny, gdzie Anur czekał na niego po raz pierwszy.

- Niech będzie - odparł znudzony Skargrath. Anur przypomniał sobie, że człek znudzony to człek gniewny, a co dopiero pół-ork. Złoty postawił skatowanego Floona na nogi i zdjął z niego skórzaną smycz.
- Jest twój - syknął elf.

- W takim razie będziemy iść. Zobaczymy się możliwie szybko. - Anur ukłonił się, złapał Floona za nadgarstek i zaczął ciągnąć go drogą, którą przyszedł, eskortowany przez pół-orków. Na razie zabierze go do swojej piwnicy w Portalu. Raz, że będą mogli porozmawiać na spokojnie a dwa, że jego towarzysze powinni prędzej czy później sprawdzić, czy gnom wrócił, a to jedyne miejsce, gdzie mają powód go szukać.

Cytat:
Podsumowanie testów:
CHA Deception DC 15 = 1d20+4 = 18 -> sukces
RO WIS DC 15 z advantage za gnome cunning = 13 lub 1 + 0 = 13 -> porażka
RO INT DC przeciwstawny z advantage za gnome cunning = 3 lub 18 + 0 vs 9 = 18 -> sukces
CHA Deception DC 15 = 1d20+4 = 8 -> porażka, użyłem z wyprzedzeniem punkt Renown na advantage ale 1d20+4 = 7
RO WIS DC 15 z advantage za gnome cunning = 5 lub 12 = 12 -> porażka
RO INT DC przeciwstawny z advantage za gnome cunning = 3 lub 3 vs 21 -> porażka, zaklęcie dalej aktywne
CHA Persuasion DC 15 = 1d20+4 = 23
RO WIS DC 15 z advantage za gnome cunning = 7 lub 4 -> porażka
próba identyfikacji zaklęcia INT (Arcana) DC 15+poziom zaklęcia -> 1d20+0 = 1 -> porażka; druga próba 1d20+0 = 1 -> porażka
CHA Persuasion DC 10 = 21
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline  
Stary 06-12-2018, 12:31   #43
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
[MEDIA]https://mir-s3-cdn-cf.behance.net/project_modules/1400/7e1ad769174599.5b771a2a4e62a.jpg[/MEDIA]

Peleasias 19, 458, Lasy Neverwinter
Anur i Leshana - Retrospekcja

Niecały rok przed przeniesieniem swoich sił do wnętrza Waterdeep, Miecze Leilonu funkcjonowali głównie jako siła eskortowa. Praca towarzyszenia kupcom na trasie Waterdeep-Leilon-Neverwinter nie była specjalnie pasjonująca, ale prosta i łatwo dostępna. Jednego kupca odstawiało się na danym końcu drogi, a drugą grupę prowadziło w przeciwną stronę.
Na trasie było wiele miejsc postojowych, gdzie karawany zjeżdżały się na wspólną kolację, nocleg i śniadanie, po czym ruszały jedna po drugiej w stronę następnej, bezpiecznej ostoi. Jedno z tych miejsc znajdowało się na skraju lasu Neverwinter. To tutaj Leshana usłyszała swoje imię, gdy zbierała chrust na poranne ognisko.
- LEEEESHAAAANAAAAA! - Krzyczał gnom, machając ręką i biegnąc, ile sił w nogach. Jak zwykle, wyglądał na zadowolonego z siebie. Pod pachą miał pokaźny ul, którego liczni mieszkańcy atakowali jego kaptur.
- LEEESHAAANAAAA! - powtórzył w krzyku Anur.
- RAAAWRR - dodał niedźwiedź, wyskakując zza drzew i goniąc Anura z poirytowaniem na twarzy.
Leshana z lekkim poirytowaniem zbierała opał. Musiała to robić sama… jak zwykle. Hassan sobie kogoś przygruchał, Alia znów coś “pichciła” i to pod czujnym okiem czającego się gdzieś opodal Rad’ghanuza. Na Jantara nie można było liczyć, a na Anura… chyba tylko w zakresie organizowania im kłopotów.
Słysząc swoje imię podniosła zrezygnowane spojrzenie w kierunku, z którego dobiegał do niej głos gnoma.
- Co do cho… - Otworzyła szeroko usta widząc biegnącą za małą pokraką bestię. Szybko rzuciła chrust i dobyła łuku celując w nadbiegającego niedźwiedzia.
Anur skoczył w przód, wykonując przewrót pod strzałą Leshany, która ugodziła bestię w oko, penetrując miękki korytarz czaszki w stronę mózgu, aż stworzenie zaprzestało ruchu.
- Obiad - wyjaśnił Anur, podnosząc się z ziemi. - Najwidoczniej. - dodał po chwili. Część nękających go os postanowiła dać sobie spokój, niektóre pozostałości błądziły wokół pancerza i pobliżu dziewczyny. - Tylko nie wiem, czy ktoś zna przepis na mięso niedźwiedzia w miodzie. Chyba jakaś potrawka z tego wyjdzie, nie?
Leshana przez chwilę bez słowa wpatrywała się w martwą bestię po czym zaczęła odpowiadać nieco nieświadomie.
- Alia na pewno ukręci z tego jakąś… - W końcu dotarło do niej co się stało i spojrzała szczerze wkurzona na stojącego tuż przed nią gnoma. - Czy ci już doszczętnie odwaliło? Któryś upadek zbyt mocno zaangażował twój mały łeb?
- Chciałem mu tylko to podebrać, ale rozdeptałem jakąś suchą gałąź. - Wyjaśnił się gnom, pokazując ul. - Słowo daję, misio sięgał już po drugi... albo próbował się podrapać o drzewo. - Anur wzruszył ramionami. - Zresztą, po co te nerwy? Nic się nie stało, puściłaś ładną strzałę i mamy miód. Te burżuje z karawany cukrem by się nie podzieliły. - potencjalna katastrofa, której uniknął, w ogóle do niego nie docierała.
- Czemu wyglądało to bardziej jakbyś zabrał mu ten ul tuż sprzed nosa? - Wzrok Leshany powędrował do zdobyczy gnom. Wieki nie jadła słodyczy, ale była to rzecz, którą elf raczej nie powinien się dzielić z jakimś pokurczem. - Masz szczęście, że trafiłam, zanim on trafił ciebie.
- Uwierz mi, dokładnie tego oczekiwałem - Oznajmił wciąż pewny siebie. - Zreszta, ty nie byłaś w wojsku? Nie mów mi, że po każdym zwycięstwie lamentujesz, co by było, gdyby. Chcesz trochę? - spytał, podrzucając ul.
- Twoje zachowanie nie ma absolutnie nic wspólnego z jakąkolwiek dyscypliną wojskową. Już chyba nawet krasnoludy mają nieco więcej rozsądku. - Leshana niemal prychnęła ale jej wzrok skupił się na przelatującym z ręki do ręki ulu. - No dobrze… chętnie się przyłączę.
- Co wy wszyscy macie do krasnoludów? - Nie rozumiał gnom. Bezmyślnie Anur wrócił do niedźwiedzia, na którego truchle usiadł niczym miękkiej poduszce, po czym poklepał jego bok, zapraszając Leshanę.
Elfka dosiadła się do gnoma.
- Te pokurcze żrą ziemię, jak w ogóle można im ufać? - Leshana wzruszyła ramionami. - To tak jakbyś chciał współpracować z jakimś wyjątkowo brzydkim kamieniem.
- Oh nie, nie w tę stronę. - Anur wysilił się i przełamał ul na pół. - Sam nie lubię właściwie każdego, kogo jeszcze nie znam. Czego by nie żarł. W końcu ich nie znam. - podał połowę miodu Leshanie. - Ale po co nienawidzić kogoś ponad innych? Do tego całą rasę? Nie powinni na to najpierw jakoś zasłużyć?
- Nie powiedziałam, że nienawidzę ich ponad innych. - Leshana przyjęła kawałek plastra miodu i zaczęła wysysać słodycz z pojedynczych otworków. Uśmiechnęła się czując słodki smak na języku.
- Eh? To ty bardzo niemiła jesteś. Przynajmniej takie mam wrażenie. - Skomentował Anur. - Kogo lubisz w takim razie? Hassana?
- Nie przypominam sobie bym powiedziała coś niemiłego. - Elka wzruszyła ramionami spoglądając na gnoma. - Lubię Hassana, ale resztę mieczy również. Inaczej bym tyle z wami nie wytrzymała.
- Liczyłem na ciekawszą odpowiedź. Romantyczne ballady dobrze się sprzedają. Przyjdź się pochwalić, jakbyś miała materiał! - poprosił Anur, wgryzując się w płat miodu.
- Może sam byś popracował nad materiałem. - Leshana ze smakiem zajadała się miodem. Przez chwilę cieszyła się słodkim smakiem w milczeniu. - To co jest między mną i Hassanem… to raczej jedynie odreagowywanie.
- Odreagowania czego? Mord cię grzeje? - Zdziwił się Gnom. - Hassana pewnie tak, ale ty wyglądasz na cnotliwszą, a przynajmniej nie tak brutalną. Zresztą jak wszystkie elfy. Może oprócz czarnych. O czarnych dziwne rzeczy czytałem.
Elfka westchnęła ciężko. “Grzeje” tylko jakiś gnom mógł użyć takiego określenia… albo krasnolud. Niestety trzeba było przyznać pokurczowi, że trafił w sedno.
- Nie jestem typowym elfem. - Mruknęła cicho odsuwając twarz od plastra miodu. - Ale odreagowywanie.. nie ma nic wspólnego z walką.
- Czasami zastanawiam się, po co ta walka jako taka. - Anur zmienił temat. - Jasne, jak się nie urodzisz w arystokracji, to musisz wyciąć swoją drogę w górę, tylko co potem? Jak już będę bogaty i wielki jak ci wszyscy imponujący ludzie? - zapytał. - Może ty walczysz o coś bardziej konkretnego? Skoro nie z pożądania.
- Jeśli już będziesz “bogaty i wielki” to inni będą się chcieli bić z tobą by zająć twoje miejsce. - Leshana wzruszyła ramionami i zerknęła na gnoma. - Mnie wychowano bym została wojownikiem. Walcze bo świat tego ode mnie wymaga.
Gnom spojrzał na Leshanę skonfundowany. - Pokaż ten świat palcem - poprosił.
Leshana zatoczyła palcem koło ponad swoją głową i wróciła do przerwanego posiłku.
- Ale muszę też przyznać, że mam też z walki nieco radości. - Chyba po raz pierwszy tej rozmowie szczerze uśmiechnęła się do gnoma.
- Ha! Mam nowego kompana! - Ucieszył się gnom. - Niech jeszcze zobaczę jak Rad'ghanuz się uśmiecha, to będę ufał wam wszystkim. - sam się uśmiechnął. - Ja dbam tylko o pieniądze. - Stwierdził Anur. - Jak będzie mnie stać na emeryturę, to pewnie się na nią zdecyduję. Więc trzymaj mnie blisko i rób heroiczne rzeczy, o sobie ballad nie napiszę!
Elfka prychnęła.
- Będziesz mi musiał odpalić jakiś procent od tych ballad. - Przerwała zjadanie miodu gdy na plastrze pozostała już tylko niewielka część. Może.. zaniesie ją Hassanowi? Powoli zaczęła oblizywać palce.
- Pogadamy, jak już na nich zarobię. - Obiecał Anur, zeskakując z niedźwiedzia. - Pozbieram za ciebie chrust, więc zajmij się misiem! - poprosił, uciekając w las i zostawiając Leshanę z ponad stukilogramową bestią.
Elfka odprowadziłą poirytowanym wzrokiem uciekajacego gnoma, poważnie rozważając czy by nie spróbować znów swego szczęścia w strzelaniu do ruchomych celów. W końcu jednak westchnęła ciężko i spojrzała na rozsypany chrust, potem na bestię, na której siedziała i w końcu na resztkę miodu. Zeskoczyła z niedźwiedzia i ruszyła w kierunku obozu by poprosić Hassana o pomoc.
 
Aiko jest offline  
Stary 12-12-2018, 21:53   #44
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
[MEDIA]https://i.postimg.cc/J4S6kP4T/trollskull-alley.jpg[/MEDIA]

Posiadłość na alei Czaszki Trolla była zabytkową budowlą; trzypiętrowym budynkiem z piwniczką, wieżą i poddaszem mogącą pamiętać wydarzenia odleglejsze niż Czas Kłopotów. Niegdyś, kilka lat temu, prowadzono tu pijalnię ale, po której pozostały tylko ciężko doświadczona przez bywalców lada, zaśniedziała zastawa, połamane meble, pajęczyny, kurz i szczury... oraz Lif, dawniej karczmarz, a dziś poltergeist. Po tym jak zostaliście przedstawieni duchowi przez Renaera, raczył was ostatnimi zachowanymi beczkami krasnoludzkiego piwa. Widok latających w powietrzu, samonapełniających się i samoczyszczących kufli wystarczyłby niejednemu awanturnikowi, aby nazwać Waterdeep prawdziwym Miastem Wspaniałości. Alia była w niebo wzięta. Przez pierwsze kilka godzin niemal chodziła za duchem “krok w krok”.
- Mamy dzisiaj wiele do omówienia. Volo powinien się wkrótce zjawić - oświadczył Renaer. - Znowu pisze jakąś książkę. “Przewodnik Volo po duchach”, choć “Przewodnik Volo po piciu duszkiem” byłby pewnie bardziej adekwatnym tytułem - zażartował. - Zdążył przekazać mi, na jaką kwotę się z wami umawiał. Tak, zgadliście - westchnął rozczarowany zachowaniem przyjaciela. - Jeszcze nie dostał honorariów za poprzedni przewodnik. A ja zresztą też jestem wam wiele winny, więc tak się zastanawiałem, czy to miejsce - rozłożył ręce - byłoby wystarczającą nagrodą za wasze dotychczasowe trudy? Co prawda według obowiązującego prawa nie możecie posiadać nieruchomości przez pięć lat od czasu ostatniego udowodnionego poszukiwania przygód, ale i na to znajdziemy jakiś sposób. Może macie jakiegoś zaufanego członka rodziny w Waterdeep? - Spojrzał niepewnie na Zakharyjczyka, następnie jeszcze mniej pewnie na Jandara, przy Rad’ghanuzie zaś stracił resztki pewności. - Anur, Alia, Leshana? Nie chcieliście nigdy zostać karczmarzami? “Kufle Leilonu”? - W niepozornym żarcie szlachcica tkwił prawdziwy potencjał dla kogoś obdarzonego żyłką handlową.

Alia nerwowo podrapała sie po nosie.
- To miejsce ma potencjał. Niewidoczny barman, rozlewający drinki. Podczas naszych wizyt mały smok latający między stolikami. Którego możesz nakarmić smakołykiem i doświadczyć telepatii. Figiel by skorzystał na smakołykach, my biznesowo. - drow zaśmiał mając tę wizję przed oczami. - Lord Renaer zakładam też pomógłby nas rozreklamować. Co powiecie przyjaciele? Osobiście mam siostrę która jest czarodziejką na naukach w miejscowej akademii. Jest biała, ludzka i jest osobą o nieskazitelnej opinii… - w takcie tej wypowiedzi półdrowa, wiedźma zakrztusiła się piwem.
- Uch, wybaczcie, dawnom nie piła….
- Jedyny rodzynek w mojej rodzinie. Gdybyśmy chcieli tę… karczmę. Wysunę jej kandydaturę. - kontynuował mężczyzna.
- Karczmarza już co prawda mamy - gnom spojrzał na kufel unoszący się w powietrzu - ale przyda nam się cała reszta personelu, a jak każdy gnom, mam liczną rodzinę. Biedną, ale na swój sposób pracowitą. Dajmy im zarobić. Nikt się tak nie zaopiekuje tym dworkiem jak oni. Przeniesienie własności nie wzbudzi podejrzeń, będą nas po rękach całować, a my będziemy mogli skupić się na ważniejszych sprawach.
- Na swój sposób pracowitą? Ja tak mówię gdy obijam się cały dzień a potem idę na krótką robotę. My tu potrzebujemy lojalnych profesjonalistów. Pracowitych mróweczek. Opowiedz coś o nich. - zasugerował gnomowi. Jandar miał w pamięci jeszcze jak Anur “niedawno ich okłamał odnośnie poszukiwań Renaera. Który miał być rzekomym bratem jakiegoś brudasa czekającego na gnoma niedawno.
- No możliwe długo żyją w lesie. Mamy dom wykopany pod wielkim drzewem. - wyjaśnił Anur. - W Waterdeep pracują młodzi z rodziny, aby zarobić na resztę. Zwłaszcza gdy chodzi o prowiant na zimę. Tyle że zwykle sezonowo, a nie cały rok. Nigdy nie było nas stać na stałe zamieszkanie w mieście, coś takiego odmieniłoby naszą sytuację.
- Proponuje kompromis i dywersyfikację. Zatrudnimy twoją rodzinę, moją siostrę uczynimy właścicielem słupem. Jeśli ktoś z was ma jeszcze kogoś godnego zaufania. To jest ten moment. Będziemy jeszcze potrzebować jakiegoś zarządcy co zna się na robocie. Nie wspominając o inwestorze. Bo - wymownie rozłożył ręce i rozejrzał po pustej i zaniedbanej karczmie. - tu pójdzie dużo złota. Na pewno więcej niż dziś zdobyliśmy.
Leshana tylko westchnęla ciężko i wydobyła z torby kolejne jabłko podając je Figlowi, który zajął miejsce na jej ramieniu.
- Cieszę się, że dobrze się bawicie, ale mamy tu chyba robotę. - Wskazała podbródkiem na na ich gospodarza.

[MEDIA]https://db4sgowjqfwig.cloudfront.net/images/5013452/Renaer.jpg[/MEDIA]

Renaer zamiast się wtrącać przysłuchiwał się tylko wymianie zdań. Sprawiał wrażenie usatysfakcjonowanego tym, że nagroda przypadała wam do gustu. Po jego zachmurzonym czole widać było, iż zamierzał dzisiejszego dnia poruszyć jeszcze kilka poważniejszych spraw. Co jakiś czas zerkał przez szparę w zabitym dechami oknie, wyczekując Volo.

- Miejsce bardzo ciekawe - Zamyślił się Hassan i popatrzył na Leshanę - Masz rację. Trzeba brać się do roboty. Nie przyjechałem do Waterdeep aby nalewać piwo, tylko raczej aby je pić. Stojąc za ladą nie wypiszę mojego imienia w żadnej wartej wzmiance kronice, ani nie usypię sterty głów pokonanych wrogów - wojownik wstał i zebrał swoje rzeczy, gotów do drogi.
Elfka przytaknęła. Nie żeby obecność w kronikach była jej do czegokolwiek potrzebna i tak pewnie przeżyje większość bardów. Dopiła swoje piwo, pozwalając by smok dobrał się do pozostałej na dnie piany.
- Gdzie znajdziemy twojego sobowtóra? - Mruknęła spoglądając na Renaera.

- To dobre pytanie do naszego sprytnego gnoma - Renaer spojrzał na Anura. - Jak się miewa Floon po tym wszystkim? A w kwestii roboty... - wrócił do słów Hassana - tak jak wspomniałem wcześniej, mieliśmy z Volo, i wciąż mamy, wobec was większe plany, tylko z powodów ostatnich zdarzeń nie mogliśmy ich na spokojnie omówić - uśmiechnął się. Faktycznie, rzucił coś mimochodem w magazynie. Podobno byliście “planem C”. Ciekawe co się stało z “planem A” i “planem B”?

- Z chęcią zapoznamy się z ofertą. Możemy mówić ci po imieniu? - Jandar był pewien, że Reanaer nie będzie miał nic przeciwko. Jednak grzecznościowo należało zapytać, ze szlachetnie urodzonymi też nigdy do końca nie wiadomo.

- Naturalnie - odparł Renaer.

- Nie wiedziałem o dworku, więc schowałem Floona w swojej kryjówce. - wyjaśnił Anur. - Sam również muszę się zaszyć, bo gildia Xanathara będzie nas szukać... Mieli Floona na łańcuchu, głodnego i pobitego. Udało mi się go uwolnić w zamian za zdobycie ciebie albo informacji o twoim skarbie. Zgaduję, że o tym dowiemy się więcej, jak już przyjdzie Volo. - Gnom sam spojrzał przez szparę w oknie. - Niestety miałem wrażenie, że nie ważne, z czym wrócę, to utną mi łeb. Tak więc mam nadzieję, że uda się coś z tym skarbem zrobić albo będziecie mnie z Floonem przemycać z miasta. Najpewniej w kierunku Neverwinter.

Czoło Renaera zachmurzyło się.
- Neverwinter... Oczywiście, byłoby to możliwe do zaaranżowania. - Powiedział, planując coś w myślach, rozdzielając w głowie jakieś abstrakcyjne zasoby. - Anurze, gwarantuję ci, że będziesz bezpieczny. Dopilnuję tego, ponieważ ja i Floon mamy wobec ciebie ogromny dług wdzięczności. - Zapewnił szczerze, klepiąc gnoma po ramieniu.
- Myślę, że możemy zacząć bez Volo. - Zdecydował trochę zrezygnowany Renaer. Spojrzał ostatni raz przez szparę w oknie. Na celebrycie Północy znowu nie można było polegać. - Podsumujmy to, co już wiecie albo czego się chociaż domyślacie. - Złączył dłonie. - Pół miliona smoków. - Rozpoczął od kwoty. - Tyle mój ojciec ukrył gdzieś w Waterdeep. Chciałbym wierzyć, że to należące do miasta oszczędności, które zgromadził uczciwie podczas pełnienia obowiązków Jawnego Lorda, ale głowy za to nie dam. - Powiedział eufemistycznie, nie chcąc nazwać rodzonego ojca defraudantem lub gorszym określeniem. - Nie utrzymuję z nim żadnego kontaktu od śmierci matki i mieszanie się do jego spraw czy przeszłości byłoby ostatnią rzeczą, którą chciałbym robić. A niestety muszę.
- Moi wrogowie zakładają, że wiem o tym złocie tyle, co mój ojciec, ale niewiele ma to wspólnego z prawdą. O Kamieniu Golorra, enigmatycznym artefakcie, dowiedziałem się dopiero wtedy, kiedy mnie przesłuchiwano w magazynie, jednak czym jest lub do czego służy, tego wam nie jestem w stanie powiedzieć. Bardziej zastanawia mnie, dlaczego Zhentarimowie zerwali z mojej szyi medalik z kości słoniowej, który dostałem od matki. Podejrzewam, że był ważny, może stanowił jakiegoś rodzaju klucz. Na pewno znaczył więcej niż ja sam i moja nikła wiedza. - Próbował zgadywać. - Zabrał go niejaki Urstul, ich szef. Słyszałem, że niedawno obroniliście jakąś najemną Zhentarimkę w karczemnej bójce, może byłby to dobry trop? - Dalej zgadywał.
- Ten cały Urstul chyba jako jedyny uszedł z życiem, gdy przechowalnia zmieniła się w krwawą łaźnię za sprawą siepaczy z gildii Xanathara. Przez interwencję straży miejskiej nie mieliście czasu przeszukać całego magazynu, ale zapewniam was, bylibyście przerażeni liczbą poukrywanych tam trupów...
- Wiem z moich źródeł, że Ammalia i Victoro Cassalanterowie również nie pozostają obojętni wobec takiej sumy, mimo że w usługach wielomonetowych ostatnio powodzi im się jak nigdy dotąd. Metody, którymi zdobywają pożądane informacje, są oczywiście o wiele bardziej wyrafinowane i dyskretne. - Westchnął strapiony.
- Zhentarimowie, gildia Xanathara i Cassalanterowie... Volo nazwał to przewrotnie Wielką Grą. - Uśmiechnął się. - Chciałbym i nadal chcę, żeby jej zwycięzca okazał się słuszny, bo taka ilość smoków w niewłaściwych rękach może narobić wiele złego. Ktoś mógłby oczywiście powiedzieć, że to nie moja sprawa, ale czuję się winny za uczynki ojca i zamierzam doprowadzić to do końca. Nazwisko Neverember nie powinno być dłużej synonimem wroga Waterdeep.
- Zanim z Volo trafiliśmy na was, wynajęliśmy kilka wielkich, znanych nazwisk. - Przyznał, zmieniając temat. - Z perspektywy czasu był to ogromny błąd. Jeśli przekupstwa i szantaże nie poskutkowały w pierwszej kolejności, otrucia i wiele innych brutalniejszych metod wkrótce zniechęciło jakiegokolwiek poszukiwacza przygód do próbowania swoich sił w Wielkiej Grze. Pewnego dnia Volo wpadł na tak zwany “plan C”. Pomysł, że może spróbujemy wynająć kogoś - przez chwilę zastanawiał się jak to powiedzieć - bez urazy oczywiście, bardziej anonimowego? Kogoś, kto nie zwracałby uwagi swą awanturniczą reputacją. Kogoś, kto mógłby dotrzeć od środka do zmagających się w Wielkiej Grze. Poznać ich plany, poznać ich słabości, wreszcie je wykorzystać i zgarnąć pół miliona smoków nieoczekiwanym przez nikogo szach matem. - Renaer ciut się rozpędził w swoich fantazjach, uderzając zaciśniętą pięścią w otwartą dłoń. Po głuchym plaśnięciu zapanowała cisza.
- Nasz wybór padł na was. Wydajecie się idealnymi kandydatami. - Rozłożył ręce. Dał wam chwilę, żebyście mogli przetrawić te wszystkie nowinki. - Oczywiście nie będziecie zdani wyłącznie na siebie. - Położył na zakurzonej ladzie mithralową odznakę w kształcie księżyca otoczonego przez pierścień dwunastu niebiesko-białych gwiazd. Jandar i Rad'ghanuz unieśli z zaskoczenia brwi w tym samym momencie. Tel'Teukiira, Księżycowe Gwiazdy. Powołany przez Khelbena Czarnokija odłam Harfiarzy, który po śmierci sławnego czarodzieja albo zakończył po cichu działalność, albo działał tak skrycie, że jego losy i machinacje pozostawały zagadką.
- Jeśli się jednak wycofacie, cóż, zrozumiem to i taka decyzja nie będzie miała żadnego wpływu na waszą dotychczasową nagrodę. Ten dworek należy już do was, musimy tylko dokonać odpowiednich formalności przed magistrem Waterdeep.

Leshana przysłuchiwała się mężczyźnie z coraz większym zdziwieniem. Nie odmalowywało się ono na jej twarzy. Nie lubiła pokazywać takich emocji. Walka... brzmiało jak dużo walki i do tego kontakt z bardzo dobrze poinformowanymi ludźmi. Może ktoś z nich wyjaśni jej czemu tak bardzo różni się od innych leśnych elfów? Milcząc rozejrzała się po towarzyszach, zawieszając na dłuższą chwilę wzrok na Hassanie. Ona nie miała nic przeciwko dalszej walce, pytanie co na to reszta.
Wojownik tylko się uśmiechnął widząc wzrok elfki. Co prawda nie wiedział, o czym myślała, ale po pierwsze, zamierzał ją już wkrótce o to zapytac, a po drugie, liczba opcji była i tak ograniczona i wiedzał, że większość obejmuje upuszczanie krwii różnarakim stworzeniom.

Renaer czekał, aż ktoś decyzyjny podejmie dyskusję. Albo chociaż się odezwie.

- Kiedyś powierzono mi w tej grupie funkcję negocjatora. Stąd ta cisza. Postawiłeś cel odzyskać dla miasta pół miliona złotych smoków. Postawiłeś bardzo wymagających konkurentów przed nami. Mgliste wskazówki i spore ryzyko śmierci w trakcie. Jest to jednak również dla nas szansa. Życiowa szansa. Stąd kilka spraw prosi się o wyjaśnienie. Jeśli ktoś z nas zginie, chciałbym żeby Harfiarze go wskrzesili. Jaki jest zakres waszej pomocy w trakcie zlecenia? Wspomniałeś, że możemy liczyć na nią więc to zdefiniujmy. Przydałby się nam kapłan opłacony przez was na dobry początek. No i dobrze byłoby na koniec poruszyć też kwestię znaleźnego. Pół miliona smoków to pieniądze miasta. Jaką część przypadnie nam? Chciałbym też wiedzieć czy sprawę akceptują najwyższe władze Waterdeep. Dobrze byłoby mieć akceptację Sojuszu Lordów i papiery które załatwią nam spokój od wszelkich sił bezpieczeństwa miasta. - Jandar nakreślił sprawę z grubsza.

Renaer oparł się łokciami o ladę. Złapał mithralową odznakę między palce i zaczął ją obracać.
- Już zakładasz śmierć. - Bardziej stwierdził niż zapytał. - Zdradź jeszcze, z jaką częstotliwością, to oszacuję koszty co do smoka. - Uśmiechnął się. - Za wiele zależy od wymagań udzielającego boskiej pomocy, żebym mógł coś zagwarantować, bo mówimy przynajmniej o równowartości takiego dworku. - Rozłożył ręce i omiótł spojrzeniem salę. - Jestem jednak przekonany, że gdybyście naprawdę obawiali się śmierci, rozmawiałbym teraz z kimś innym. - Stwierdził bez cienia złośliwości.
- Żeby było to jasne, nie jestem ani Harfiarzem, ani agentem Sojuszu Lordów. - Wyjaśnił. - Mogę was próbować uchronić przed wymiarem prawa, ale nie zagwarantuję, że każdy czyn ujdzie wam na sucho. Wydaje mi się zresztą, że przemoc i łamanie kodeksu Waterdeep wcale nie musi okazać się kluczem do sukcesu. Póki co oczekuję od was tylko informacji, nie brawury. Może stąd to drobne nieporozumienie i stąd takie oczekiwania względem mnie. Na brawurę przyjdzie jeszcze czas, kiedy będziecie mogli pochwalić się większym doświadczeniem. Mogę wam pomóc w jego zdobywaniu.
- Dziesięć procent? - Zaproponował. - Załatwię kogoś do pomocy, jeśli pojawi się taka potrzeba.

- W wielu miejscach dziesięć procent to znaleźne. Wiesz znajdziesz coś na ulicy oddasz właścicielowi i dziesięć procent jest twoje. Tu trzeba zapłacić krwią, potem i ludzkimi życiami. Piętnaście procent brzmi sensownie.
- Nie wspominając o liście pozostałych frakcji, które równie chętnie zapłaciłyby za informacje. - Anur starał się wesprzeć Jandara.
Leshana oklapła zrezygnowana. A więc czekał ich taki wieczór… gadanie, gadanie i jeszcze raz gadanie. Pochylona nad stołem szukała wzrokiem spojrzenia Hassana by rozpocząć ich tradycyjny pojedynek.

- Za to w bardzo niewielu miejscach znaleźne stanowi cała twierdza. - Zauważył celnie Renaer. - Ale rozumiem was. “Zapłać im tyle, ile możesz, stosownie do tego, o co ich poprosisz.” - Przytoczył awanturniczy kodeks. - Nie jesteście przecież w biednej, odosobnionej wiosce, gdzie za obie głowy ettina sołtys zdoła odpłacić się tylko wiktem i opierunkiem. Może zostańmy przy jednej dziesiątej, a dodatkowo i niezależnie od skarbu pomogę wam rozkręcić karczmę. Niezbędne remonty i gildyjne licencje będą kosztować pewnie z kilka tysięcy.
- Zamierzasz sprawdzić Anurze, kto da więcej? - Renaer spojrzał nieufnie na gnoma. - A co z dobrem tego miasta? Chciałbyś któregoś dnia obudzić się w jednym wielkim Porcie Czaszek albo zhentarimskim obozie?

- "Idź, gdzie potrzebujesz, pomóż, gdzie możesz". "Nie ociągaj się tam, gdzie cię nie potrzeba". "Miej na własność tylko to, co możesz zabrać ze sobą". - Anur posłużył się tym samym kodeksem, co Raenar. - Miasto Czaszek miałoby dla nas więcej pracy niż spokojne Waterdeep, zarazem karczma ma ten problem, że prędzej czy później raczej ją zostawimy. Choć dobrze byłoby mieć miejsce, do którego można wrócić, to twoja niewypłacalność jest głównym powodem, dlaczego się na to godzimy. - Gnom nie ulegał Raenerowi.

Zauważyliście drobne zmiany w zachowaniu Anura, które was zaniepokoiły. Zachowywał się co prawda tak jak zwykle, ale jednak trochę inaczej. Nie potrafiliście określić, co się zmieniło. Mieliście tylko świadomość samej zmiany.
- Taka “praca” i dla takich “pracodawców” zaprowadziłaby cię na stryczek prędzej niż myślisz, Anurze. - Odpowiedział Renaer. - Waterdeep spokojne? - Zapytał zaskoczony. - Może się takie wydawać, bo większość waszych kolegów po fachu jest właśnie tam. - Zastukał butem o podłogę. - W Podcieniu albo nawet na niższych poziomach Podgóry... Durnana zresztą zdążyliście poznać. - Szlachcic przytoczył go jako przykład awanturnika i karczmarza w jednym. Po chwili ciszy westchnął. - Waterdeep przestało być spokojną i bezpieczną przystanią znaną ze starych opowieści. Na niebezpieczeństwa natkniecie się nie tylko w dokach czy mrocznych lochach Podgóry.

Jandar zauważył zmianę w zachowaniu Anura i przez chwilę dokładnie mu się przyglądał. Zwrócił się jednak do Renaera.
- Podsumowując dziesięć procent dla nas ze skarbu. Rozkręcenie knajpy od teraz potraktujmy to jako zaliczkę. Remonty chwilę zajmą. Twoi przyjaciele polecą nam kogoś kto zna się na zarządzaniu takim biznesem? Byłbym wdzięczny. Mógłby nadzorować remont a potem nasz biznes. Po uruchomieniu karczmy jego płaca przejdzie na nas. Powiem szczerze, że przeszacowałeś trochę uruchomienie karczmy. Remont i licencje to około tysiąc dwustu pięćdziesięciu sztuk złota. Moją matka robiła niedawno remont na mniejszą skalę. Więc jestem na bieżąco zachowując proporcje. Powiedzmy dorzucisz tego zarządcę i pulę na ulepszenia za półtora tysiąca smoków. Wtedy umowa stoi. Kapłana chcemy od zaraz. Bo coś czuję, że będziemy na celowniku tych którzy dybią na ciebie. Leczenie będzie potrzebne na bieżąco. Nie znajdą Lorda Neverembera juniora wezmą się za tych którzy go uratowali. Przekaż ustalenia z nami komuś jeszcze w twojej organizacji. I daj nam na niego namiar, gdybyś był niedostępny. No i dla mojego spokoju... Rozumiem, że zatrudnisz na najbliższy czas dla siebie renomowaną ochronę lub zapadniesz się w jakiejś kryjówce? Bo mówiąc szczerze żadna z tych organizacji ci nie odpuści. Będziesz na celowniku absolutnie wszystkich.

- Zgoda. - Renaer podsumował negocjacje.
- Wszyscy powinniśmy przez jakiś czas postarać się nie ściągać na siebie zbędnej uwagi, szczególnie siepaczy Xanathara. Należą do pamiętliwych, a nie kryliście się wcale z waszą tożsamością. Poczekajmy lepiej aż kurz opadnie. W tym czasie możecie zająć się tym miejscem, zbierać ostrożnie informacje lub popracować na własny rachunek. Co prawda dziadowie na jarmarkach jeszcze nie wyśpiewują o waszych czynach, ale kilku chętnych na wasze usługi się znajdzie. Słyszałem, że Mirt Lichwiarz i Jalester Srebrny Płaszcz wypytywali Volo o was.
- A gdyby coś mi się stało - rozpoczął ponurym głosem - nie zwlekajcie i jak najszybciej kontaktujcie się z obecnym Czarnokijem, Vajrą Safahr.
- Kapłana chcecie... - Renaer powiedział sam do siebie zamyślonym głosem. - Przypomniałeś mi, jak towarzyszący Urstulowi sługa Czarnej Dłoni próbował zdjąć ze mnie klątwę. Zdawał się święcie przekonany o celowości tego działania, jednak, dzięki bogom, nie przyniosło żadnego skutku. Co prawda nie sprzyja mi ostatnio los, ale żadna klątwa nade mną nie ciąży. Jeszcze nie. - Roześmiał się.

- Mirt Lichwiarz to sławniejsza persona. Umów nas z nim, poznanie jego oferty może być przydatne. - Jandar dokonał prostego wyboru. Czekał jednak czy któryś z towarzyszy ma coś do dodania lub odmienne zdanie.

- Myślę, że zainteresowani sami zaproponują wam spotkanie w odpowiedniej chwili. Na mnie już czas, mam jeszcze coś do załatwienia - Renaer spojrzał przez szparę w zabitym dechami oknie. - Omówiliśmy już wszystkie sprawy. Powinniśmy jeszcze złożyć ofiarę Shar, aby Pani Nocy zachowała nasze plany w tajemnicy - uśmiechnął się.


Pogaduchy

Po zapoznaniu się z każdym zakamarkiem dworu (po części poprzez gonitwę za duchem), Alia rozłożyła swoje rzeczy w pomieszczeniu, które uchodziło za bibliotekę.
Po kąpieli i innych ogólno higienicznych zabiegach, wiedźma z ściskającą serce trwogą przeliczyła zawartość swojej osobistej sakiewki. Miecze musiały odbyć poważną rozmowę.
Wiedźma odnalazła wszystkich na parterze.
- Towarzysze - zaczęła wiedźma kiedy wszyscy siedzieli a ona sama stała. To była jedyna możliwość by nie musieć zadzierać głowy do góry, jedynie Anur bowiem był od Ali niższy.
- Winiśmy roztropnie zagospodarować gotowiznę i łup, nim wszystko rozejdzie się na zwyczajowe wydatki… - zerknęła na mężczyzn - to jest kurwy i napitek… czy… - szybkie spojrzenie na Leszanę - błyskotki… Trzeba nam nadrobić straty w ludziach, nabór zrobić. Po tym jak Wielebnego Popioła myszy zjadły… - Alia nawiązała do śmierci ich ostatniego kleryka Myrkula, który zawsze wyglądał jak zwłoki i gdy zachorował i zmarł, nikt nie zwrócił na to uwagi aż gryzonie nie zaczeły nadgryzać jego ciała - Nie ma dnia czy nocy gdy muszę kogoś z nas szyć. Tędy propomuję, by Anur i Jandar spieniężyli bohomazy i rozejrzeli się za potęcjalnym personelem. Tylko żeby do była dziewka, bo higiena lepsza i nie droga… Ziół mi też trzeba innych nie tanich maści coby nawarzyć eliksirów leczenia, bo bogowie mi swiadkiem, trza nam ich.
- Może by wynająć nieco żołdactwa? - zaproponował Hassan - umiałbym ich wyszkolić i ogarnąć. Wojsko to dla mnie chleb powszedni. Zmniejszylibyśmy straty.
Leshana przewróciła oczami słysząc o błyskotkach i tyle z babskich pogaduszek na osobności. Chciała napomknąć, że jakoś i tak powierzyli jej pieniądze, ale się powstrzymała. Ani nie miało to znaczenia, ani nie zależało jej na tym by się tłumaczyć. Niestety wyglądało na to, że dłuższa gadanina jest nieunikniona, więc dolała sobie piwa i oparła się o kontuar.
- Jeśli mamy się zaopiekować tą parcelą, rzeczywiście będzie nam potrzeba ludzi. - Mruknęła niezadowolona, widząc oczami wyobraźni rozpływające się złoto. - Myślę, że obrażenia mogłyby ograniczyć lepsze pancerze.
- Uratowaliście szewczyka prawda? dajmy pogorzelcowi dach nad głową i niech nam za to płaci w robociźnie albo dziesięcinie od zysku. Można by takoże mieć własnego płatnerza i nich żelazo kuje, póki gorące, gdy my na chabrach… to jest w robocie. Dwór duży, miejsce jest. Co do najemnych mieczy… jak uważacie, ale oni raz że żołd z góry chcą mieć, dwa, że oczy pazerne im się zrobią prędzej czy później. Pewnie prędzej.
- Spłonęła karczma nie zakład szewca. Więc z niego pożytku nie będzie. Posłuchajcie mnie, myślę że z pomocą Anura jestem w stanie uruchomić tu karczmę. Jeśli się zgodzicie będziemy mieli tu coś na kształt bazy. Połączonej jednak z funkcjonalną przykrywką i dodatkowym źródłem dochodu. Każdy dostanie równą pulę z zysków ale i w równym stopniu musi się dołożyć. Panuje w tym temacie zgoda? Wszelacy najemnicy to temat osobny. Są przydatni ale i kosztowni. Wydaje mi się, że kapłan nam wystarczy.
- “Cicha Tarcza” oferująca piwo i broń jest po drugiej stronie ulicy. Zaraz pod Saedourn są trzy inne tawerny i karczma. Bardzo dużo kompetycji w tej okolicy. - zauważył Anur. - Nie liczyłbym na duże zyski z założenia tawerny, ale posiadanie jej tylko po to, aby mieć przykrywkę, może być nam na rękę.
- Karczma, karczmie nie równa. Mają barmana ducha obsługującego gości? Mają smoka który powiedzmy raz w tygodniu lata między stolikami i można dać mu jakieś smakołyki? Nie wspominając o jego pokazie telepatii. Oczywiście zakupione u nas po wyższej cenie, płacisz za obcowanie z kimś unikatowym. Mają zaprzyjaźnionego Lorda który może nam napędzić klientów wśród swoich? Mamy moim zdaniem potencjał. Potrzeba złota i odpowiednich wykonawców.
- Nasza obecność może zapewniać klientom... pewne bezpieczeństwo, to też jakiś atut. - Leshana przyłączyła się do dyskusji. Nie planowała prowadzić, żadnej karczmy. Jeśli jednak mogły być z tego zyski chciała mieć w nich udział. - Do tego dobre piwo i pokoje, w których nie ma wszy i powinno być dobrze. - Zamyśliła się i po chwili dodała. - Byleby było tu miejsce gdzie można w spokoju poćwiczyć.
- Jeśli starczy funduszy. Postaram się zadbać o odpowiednie miejsce. Nie sądzę by był z tym problem.
 
Aiko jest offline  
Stary 13-12-2018, 22:19   #45
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Jak poszło z gildią i Floonem? Tylko tak szczerze. Bez ściemy, którą sprzedałeś reszcie. Zdajesz sobie zapewne już sprawę, że tamten biedak który do ciebie podszedł nie mógł być bratem Renaera. Floon podejrzanie łatwo odzyskał wolność. Całość składa się w obraz układu na boku. Nie przeszkadza mi to, ba nawet pomogę. Nie może to jednak naruszać moich interesów ani naszych jako grupy. Miecze muszą być zawsze na pierwszym miejscu.
- Złoty nic nie ugrał w magazynie, to zaprezentował mnie jako swoją zdobycz - zaczął Anur. - Z ledwością wytargowałem Floona i trzy dni czasu, aby wymienić go na Neverembera albo jakieś pożyteczne informacje. Ta cała wielka gra rozchodzi się o zbyt duże pieniądze, abym się łudził, że dadzą mi w tym wszystkim żyć, więc oczywiście nie zamierzam im nic dostarczać. - Zapewnił. - Floona schowałem u swojej rodziny. Jestem najstarszym bratem i zacząłem karierę jako włamywacz, co zainspirowało nieco mojego rodzeństwa do spróbowania mniej prawożądnych zawodów - wyjaśnił. - Neverember chce skarb dla siebie, ale dużo tłumaczył też Floonowi, który miał być jego dublerem. Byłoby możliwym wykorzystać wskazówki Renaera, aby zebrać informacje i podciągnąć wszystkim te pół miliona smoków spod nosa. Floon chciał jednak czas na namysł, więc na razie nie mam dla nas nic ciekawego.
- Twoją sprawą są twoje relacje z gildią. Bylebyśmy nie mieli konfliktu interesów. Jak widzisz Neverember dał nam od razu duże profity. Jego głowa musi zostać na jego miejscu. Jeśli chcesz olać gildię sprawy nie było. Gdybyś jednak kombinował jak z nimi trzymać. Powiedz im prawdę. Renaer gówno wie. Gdyby wiedział już by wydobył te smoki a nie zatrudnił nas do kombinowania. Więc wybór masz prosty.
- Jestem niewielki, ale inteligencję mam całkiem przeciętną - oburzył się Anur. - Jeżeli jest jedno życie, o które dbam, to jest to moje własne. Do gildii nie zamierzam wracać. Niestety, oznacza to też, że moje sprawy z gildią są już nasze. Skargath będzie mnie ścigał, a przynajmniej Złoty na jego polecenie. No, chyba że pierwsi go dorwiemy. - wyjaśnił gnom. - Jestem zmuszony prosić o waszą pomoc. Twoją i pozostałych Mieczy.
- W takim razie załatwimy ich. Mamy ile dni twoim zdaniem nim podejmą trop? Wspomniałeś coś chyba o trzech. - Jandar chciał pomóc Anurowi. Ponieważ nie miał problemu z zabijaniem zgodził się dość łatwo. - Możemy zdobyć pomoc od ich niedoszłej ofiary. Zdaje się jeden z magazynu uciekł i ma naszyjnik Neverembera. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Najemniczka z karczmy, ta orczyca. Też ma na pieńku ze Złotym i też jest z Czarnej Sieci. Mamy pole do popisu.
- Trzech, od kiedy wyszedłem z gildii. Więc zostały pewnie ze dwa. - Stwierdził Anur. - No, to, że zaczną szukać, nie znaczy, że od razu znajdą. - dodał po chwili. - Naszyjnik chyba dorwali piraci, a nie gildia. Gildia miała tylko Floona, z którego wyciągnęli wszytko to, co się dało.
- Naszyjnik ma Urstul Zhentarijczyk. Renaer o tym wspominał. To organizacja najemnicza spod ciemnej gwiazdy. Urstul też ma porachunki z gildią. Pomoże nam ich załatwić a przy okazji wybadamy sprawę wisiorka. Podprowadzimy mu go lub wymusimy. Sprawa jest płynna. Samo napuszczenie jednych na drugich też nam pomoże. Im bardziej zajmą się sobą nawzajem tym mniej nami.
Anur przytaknął skinieniem głowy. - W wolnym czasie trzeba będzie zebrać resztę i opracować jakiś plan. - zaproponował.
- Dla jasności. Wiem, że nadal coś kręcisz. Okłamałeś mnie już kilka razy. Będę Cię bronił przed gildią. Jeśli jednak ucierpimy na twojej prywacie albo Reanaerowi się jednak zniknie. Odegram się. Przyjaźń i zaufanie mają swoje granice. Ty już zacząłeś widzę je testować.
 
Icarius jest offline  
Stary 21-12-2018, 10:11   #46
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
10 Mirtula 459 Rachuby Północy
Rok Szkarłatnej Wiedźmy
Popołudnie
Zbiera się na mżawkę

[MEDIA]http://db4sgowjqfwig.cloudfront.net/campaigns/200390/assets/928409/aportal.jpg[/MEDIA]

Yagra siedziała przy stoliku. Niezmiennie przy tym samym, znajdującym się tuż koło “studni”; pod zwieszonym z sufitu kryształem - jakimś trofeum z Podgóry, dającym cyjanową poświatę i za dnia, i w nocy. Lewą ręką podpierała głowę, a prawą liczyła “okruchy” i “dzióbki”, jak w Waterdeep mówiono na srebrniki i miedziaki. Trochę tych monet nazbierała, bo rozsupłana sakiewka była naprawdę pękata. Obok niej leżała książka, otwarta na stronach z dwoma kolumnami każda, z czego w tej po lewej stronie wypisane były jakieś nazwy czy imiona, a po prawej stronie same liczby, jedna pod drugą. Postawiony na knidze kufel piwa niestety uniemożliwiał bliższe zapoznanie się z treścią. Po kilku wyrwanych kartkach sterczały same strzępy.
Mimo wszystko Alia starała się wydedukować sens i przeznaczenie notesu.
Kiedy się zbliżyliście, kobieta uniosła głowę i dopiero wtedy dało się zauważyć - po kłach i twardych rysach - że macie do czynienia z półorczycą. Wyprostowała się na siedzeniu, jak wy uzbrojona. Przez rynsztunek przypomnieliście sobie, że ochraniała kogoś przebywającego w “Ziejącym Portalu”. Tożsamości pracodawcy zresztą nie ukrywała, obnosząc się z zhentarimskim medalionem przedstawiającym czarnego skrzydlatego węża na tle z czerwonego jaspisu. Nie był jednak jedyną błyszczącą rzeczą, gdyż jej skórzany kaftan wydawał się mieć nieskończenie wiele klamer, zapięć i sprzączek. Z jednej strony wyglądał przez to niepraktycznie i pewnie taki był, a z drugiej musiał zapewniać ciut lepszą ochronę. Yagra spojrzała w waszą stronę i w jej oku pojawił się błysk jaki pojawia się na widok znajomych twarz. Musiała jeszcze pamiętać karczemną burdę, której nieoczekiwanym finałem była potyczka z podgórskim trollem i wygłodniałymi żądlakami.
- Czego chcecie, zdechlaki? - Nasrożyła się i zapytała bez ogłady.

- Jestem Jandar Gilgeiros. Moi towarzysze ostatnio ci pomogli. Doszły nas słuchy, że przy Świecowej gildia zniszczyła wam miejscówkę. Brał w tym udział ten łysy elf zwany Złotym. Chcemy was wspomóc jak poprzednio - nawiązał do pomocy podczas bójki. - jeśli dogadamy dobre warunki. Jesteśmy w stanie namierzyć ich punkt który nadawałby się na odwet. Potrzebujemy tylko żebyś nas odpowiednio pokierowała. Z kim u was można taką rzecz omówić? Będziemy wdzięczni za pomoc. - Łotrzyk wyłożył od wejścia o co im chodzi. Uznał, że pół-orczyca i jeden z “mięśniaków” organizacji. Będzie wolała tak postawioną sprawę niż słowne gierki.
- Wdzięczni? Mów za siebie półelfie. - Skrzywił się gith, po czym skierował wzrok na Yagrę. - Zwykły, wspólny interes. Te psy zalazły za skórę nie tylko wam.
Leshana zajęła miejsce bliżej wyjścia, ale tak by móc przysłuchiwać się rozmowie. Z zaciekawieniem przyglądała się Yagrze, której postanowiła tamtego felernego wieczoru ocalić tyłek.

Yagra słuchała jednym uchem, dalej leniwie licząc monety. Oderwała się od tej czynności na dobre dopiero wtedy, gdy wszyscy zamilkliście i gdy poczuła na sobie spojrzenia żądające jakiejś odpowiedzi. Zastanowiło was zdziwienie malujące się na jej twarzy.
- Tą łysą pałę to przyznam jeszcze kojarzę - żąchnęła - ale jaki miał powód do porachunków ze mną, bladego pojęcia nie mam. Nigdy wcześniej zasrańca nie spotkałam. - Wzruszyła ramionami oburzona. Wypuściła powietrze. Miała z czego. - A o czym wy dwaj nawijacie, tego też nie łapię i ja się do tego mieszać nie będę. Zawołam Davila, to pogadacie sobie jak elfiak z elfiakiem. - Skomentowała złośliwie. - Piwa się napijcie, to może trochę potrwać. - Wróciła do liczenia monet.

- Gdybyś mogła po niego pójść damy ci spokój i nie będziemy przeszkadzać. Inaczej będziemy ci siedzieć nad głową. - powiedział łotrzyk przestępując z nogi na nogę. Liczył na choćby niewielkie przyspieszenie sprawy. Rozmowa z kimś decyzyjnym mogła znacznie ułatwić ich interes.
- Tracimy czas Jandarze. Oni niewiele mogą. Jeśli łysol ich zaczepiał i uszło mu to płazem, niewiele pomogą. Zobacz, liczą jedynie pieniądze. To kupcy, nie wojownicy - Hassan powiedział to na tyle głośno, aby usłyszała to pół-orczyca. Orkowie cenili siłę. Z półorkami było różnie, ale większość jednak jakieś orcze cechy dziedziczyła. Miał nadzieję sprowokować ją do działania i pomocy. Lub chociażby do konfrontacji.

Po słowach Yagry Durnan wytarł ręce o płócienny fartuch i wystawił kufle na ladę. Wstrzymał się jednak z ich napełnieniem. Widząc, że niespieszno wam do picia, przechylił się do przodu i wsparł na jednym z pustych kufli. Jego wiecznie obojętny wyraz pomarszczonej, wiekowej twarzy nie zdradzał, czy przysłuchuje się rozmowie z nudów czy z ciekawości. Zagadkowo pukał tylko palcem wskazującym w drewniany blat.
- Sfrustrowani, nietrunkowi i do tego pewnie jeszcze impotenci! Tak mi was szkoda, że nawet postawiłabym wam kolejkę - Yagra obróciła w palcach srebrnika - ale jeszcze wisielibyście nade mną z kuflami jak banda sępów. Możecie dokończyć moje jak wam szkoda monet. - Parsknęła. Zebrała swoje rzeczy i poszła na górę, prawdopodobnie po wspomnianego Davila. Durnan zaś wyprostował się, wypuścił powietrze z płuc i leniwie wrócił do pracy. Puste kufle zostały na ladzie. Kiedy czekaliście na Zhentarimów, stojąc tak przy niezajętym stoliku z jednym niedopitym piwem, ze “studni” prowadzącej do Podgóry jeden po drugim wyszło kilku objuczonych jak muły, rozgorączkowanych awanturników. A raczej kilka “kruków i wron”, jak nazywano w tym fachu tych, którzy zapuszczali się w dzicz czy do lochów dopiero po jednej czy kilku udanych wyprawach bardziej doświadczonych poszukiwaczy przygód.
- Hej, ludkowie, kapłana! Rannego znaleźliśmy, ledwo chłopak dyszy! Kapłana! Tylko kapłana psiamać! - Syknął gniewniej. - Reszta sio do stolików, do domów, tudzież do roboty! To nie widowisko do diaska!
Jandar zauważył, że znajoma mu Obaya pospieszyła w stronę potrzebujących i rozpoczęło się nerwowe wyciąganie rannego po linie.
Alia przeniosła swoją uwagę w kierunku studni. Chciała zobaczyć cóż to za obrażeń nabawił się pechowy awanturnik.
Mniej więcej w tej samej chwili w sali pojawiła się z powrotem Yagra wraz z jej pracodawcą. Trzeba było przyznać, że mieliście ostatnio szczęście lub pecha do złotych elfów. Ten jednak wyglądał zupełnie inaczej niż znany wam “Złoty”; tak jak przedstawiciel tego ludu wyglądać powinien. Zanim do was podszedł, rozejrzał się po karczmie, demonstrując swój szlachetny profil, godny bicia na monetach. Lekceważący wzrok zimnem kontrastował z długimi włosami o ciepłej, złocistej barwie. Chód miał nienaganny. Stając oko w oko z wami przybrał wyniosłą minę i ukłonił się niedbale.

[MEDIA]http://db4sgowjqfwig.cloudfront.net/campaigns/200390/assets/928410/davil.png[/MEDIA]

- Wiedziałem, że plotki o was nie są przesadzone. - Zaczął z fałszywym uśmiechem i równie nieszczerym komplementem. - Piwa! - Zawołał Durnana. - Siadajcie. Davil Gwiezdna Pieśń, dawniej założyciel i członek Pogromców Zagład, dziś Mistrz Okazji i Negocjacji Zhentarimskiej Sieci. Miecze Leilonu tu o interesach chcieli jak słyszę, ale jeśli wola wam odpocząć, może zdejmiecie całe to żelazo i zjecie wpierw obiad? - Popatrzył wymownie na ciężkozbrojnego Hassana.

- Wpierw musiałbyś dać mi buzi - uśmiechnął się ironicznie na wspomnienie o zdejmowaniu pancerza - ale z chęcią wrzucimy coś na ząb.

Stojąca obok siedzącego Davila Yagra spojrzała na błyszczący diadem na głowie Hassana. Przez długą chwilę zastanawiała się, czy o buziaku mówił na poważnie. Wstrząsnęła głową z niekrytą odrazą. Tymczasem Bonnie na znak elfa zaczęła przynosić do stołu zimne kufle.

“Kolejny arogancki fircyk” pomyślał Rad’ghanuz przyglądając się elfowi. Beznamiętna twarz githa nie zdradzała jednak pogardy, którą w głębi czuł do jemu podobnych. Znoszenie impertynencji Czerwonych Magów mogło być swoistym treningiem w kontaktach z tego typu osobami.
- Widać dobrze trafiliśmy, bo jest okazja, by wzajemnie sobie pomóc w zdeptaniu kilku robaków. Słyszeliśmy, że macie konflikt z pewną gildią. Tak się składa, że my też. Ponadto mają kogoś, kogo szukamy.
Wzrok Leshany przesunął się niespiesznie po sylwetce złotego elfa. Nie przepadała za tymi nadętymi typami… Och! No tak! Najwspanialszymi przedstawicielami swojej rasy. Pozostała na swoim miejscu popijając w spokoju piwo i czekając na rozwój wydarzeń.
Jandar uśmiechnął się na słowa Rad'ghanuza.
- Mamy swoje zlecenie najemnicze jak kolega wspomniał. - rozsiadł się wygodnie za stolikiem. - Wiemy, że skasowali wam magazyn i ekipę ze Świecowej. Brutalnie i bez żadnego pardonu. Wymaga to odpowiedzi, inaczej stracicie reputację. My natomiast jesteśmy praktyczni. Złoto od was i pomoc zawsze się przyda. - uśmiechnął się rzędem równych i białych zębów. Niezwykle współgrających z jego ciemną karnacją.
Alia skorzystała z rzadkiej okazji oglądania dwóch różnych elfów oraz jednego półelfa przy jednym stole. Przypomniała sobie rozmowę z Leshaną o odmienności tej ostatniej.

Davil nachylił się do Jandara i słuchał go uważnie ze ściągniętymi brwiami, jakby miał wrażenie, że nie mówicie wszystkiego.
- Przyjście z tymi wiadomościami do mnie przyznam było właściwym czynem. Dziękuję wam za to. - Oczy złotego elfa zdawały się mówić: “Rzadki przebłysk inteligencji. Niewątpliwie chwilowy.”
Elf przepłukał usta piwem i odstawił kufel.
- Pozwólcie może, że w dwóch zdaniach nakreślę wam, czym Zhentarimska Sieć zajmuje się w Mieście Wspaniałości. - Davil zmienił temat, kiedy na stole pojawiły się pierwsze parujące półmiski. Same warzywa, przyrządzone na rozmaite sposoby. - W ciągu ostatnich miesięcy pomogliśmy w ponownym sformowaniu jednostek Gryfich Jeźdźców, odwołanych przez poprzedniego Jawnego Lorda, Dagulta Neverembera. Dalej bierzemy czynny udział w projekcie wzmocnienia obronności nowych dzielnic, które nie są chronione przed smokami przez magiczne bariery Waterdeep, jak i wspieramy Gwardię i Straż Miejską utrzymującą porządek w tych rejonach. Nie tylko w zakresie zasobów i szkoleń, ale także i konkretnych spraw, jak ta dotycząca wciąż grasującego mordercy elfów. - Spojrzał na Leshanę i Jandara. - Bezpieczeństwo to nasza dewiza. - Opowiadał.
W tym czasie “kruki i wrony” wyciągnęły ze studni Podgóry nieprzytomnego, długowłosego rudzielca. Odwiązano liny i położono go na jednym ze stołów. Obaya przystąpiła do odprawiania cudotwórczych modłów.
- Musicie wiedzieć, że zbyt pochopnie utożsamiliście działania kilku zdrajców z naszą organizacją. - Davil wrócił do wątku poruszonego przez Jandara, nabierając warzywnego gulaszu podanego przez Bonnie. - Nie mieliśmy i nie mamy żadnego magazynu na Świecowej. Nie mamy konfliktu z żadną gildią, działającą legalnie tudzież nie. Jeśli zdążyliście nadepnąć na odcisk tym zbuntowanym agentom, lepiej śpijcie z otwartymi oczami, gdyż pozostają niebezpieczni i uzbrojeni. Szczególnie ich przywódca, Urstul Floxin.
Kolejny łyk piwa.
- A wspomnianego przez was “Złotego” znam tylko z plotek. Smutna historia sieroty, której umysł przesiąknął złem już w dzieciństwie. Tylko z wyglądu należy do mojego ludu. Nie wychował się pośród nas, a Labelas Enoreth nie obdarzył go darem długowieczności. - “Tak jak ciebie, pół-elfie”, Davil pewnie pragnął dodać.
Po chwili ciszy dodał:
- Myślę, że moglibyśmy połączyć siły. Prowadzimy politykę otwartego naboru. Usługi waszej grupy przydałyby się Zhentarimskiej Sieci. Pomożemy wam wykorzystać wasz potencjał, nadamy mu odpowiedni kierunek. - “No, może z czasem zaczniecie się do czegoś nadawać”, musiał w duchu pomyśleć. - Jak sami słyszeliście, macie okazję uczestniczyć w czymś naprawdę wielkim. - Zaproponował, biorąc do ust kolejną łyżkę pomidorowego gulaszu. - Nie musicie odpowiadać dzisiaj.

- No dobrze. Złóż nam propozycję. Co to za robota? - Hassan przeszedł od razu do sedna.
Leshana jedynie nieznacznie uniosła brew gdy wzrok elfa na niej spoczął. Nie podobał się jej ten typ. Jego zdawało się fruwać pod sufitem z dala od umieszczonego w spodniach mózgu.

- Cieszy mnie, że jesteś zainteresowany członkostwem. Mówiłem o bezpieczeństwie. Zależy mi na ochronie moich braci, niezależnie od dzielących nas różnic. - “Bo trzeba ich pilnować jak niańka dzieci”, mówił wyraz twarzy Davila. - W ciągu ostatniego miesiąca trzech żeglarzy elfiej krwi zostało brutalnie zamordowanych przez ścięcie głowy. Straż miejska szuka i szuka, ale wciąż nie ma zielonego pojęcia o mordercy. Sprawdźcie, czy jesteście w stanie położyć kres tym zbrodniom. Może zresztą już coś o nich słyszeliście?

Jandar odnotował w myślach informacje o podziale sieci. Był ciekaw czy był to podział rzeczywisty czy udawany na potrzeby wizerunkowe. Łotrzyk był natomiast pewien, że mianem “zdrajców i zbuntowanych agentów” jeden odłam nazywa drugi i odwrotnie. Jego miną wybitnie świadczyła, że nie dał się zwieść pozorom.
- Słyszałem o tym. - Jandar nawiązał do zlecenia jakie właśnie otrzymali. Uważał że kłamstwo musi być bliskie prawdy. Zwykłe zaprzeczenie o wiele ciężej ukryć. - Powęszę przy tej sprawie z pomocą moich braci i sióstr - rozpostarł ręce wskazując Miecze jako swoją rodzinę. Jednocześnie tym gestem ukrył, że miał na myśli inną swoją rodzinę.
- Nadstawimy uszu na mieście. Wykorzystując naszą anonimowość - drow pomyślał, że musi porozmawiać z ojcem. Obaj uważali, że nowy świat jakim jest powierzchnia… wymaga nowych metod. Jandar był wręcz “produktem” powierzchni. W organizacji jak Bregan D’aerthe wywodzące się z Podmroku nie wszyscy tak myśleli. Wielu stosowało stare metody, wielu miało w sercu nienawiść i przekonania których nie dało się wykorzenić. Jednocześnie nie można było ich usunąć własnymi rękami. Kodeks był jasny można było zabić jedynie zdrajcę organizacji. Odstępstwo od reguły mogłoby prowadzić do podziałów. Być może nawet takich jak w sieci. “Zabijanie elfów z powierzchni” nie było natomiast zdradą. Ot zapewne nieszkodliwym hobby czy podążaniem “starą szkołą” w zależności od rozmówcy. Śmierć Soluuna nie musiałaby być jednak zła. Wyciszyłaby sprawy, bowiem jego działania przyciągały negatywną uwagę co szkodziło organizacji. Zwolniłaby się przestrzeń do awansu. Może dla jego ojca Jandara a może dla samego łotrzyka. Wolał jednak nie podejmować decyzji sam. Rozmowa z ojcem a może i akceptacja kogoś wyżej dla tego planu? Tylko kogo? Prawda była taka, że Jandar nie znał przełożonego miejskich poruczników Waterdeep. Kolejna sprawa na długiej liście.
Jandar patrzył cały czas na złotego elfa.
- Co proponujesz jako wynagrodzenie? - zadał najprostsze pytanie, które domykało sprawę rozmowy o zleceniu.

Davil podejrzanie długo się przyglądał Jandarowi. Dopiero pytanie o nagrodę rozładowało napiętą atmosferę.
- Czterysta smoków. Nie widzieliście jeszcze listu gończego? Zaoferowałem władzom, że Zhentarimska Sieć zasponsoruje nagrodę. Za Urstula dałbym nawet osiem razy tyle, ale radzę zmierzyć siły na zamiary. - Uśmiechnął się.

- Urstul. Według naszych informatorów to on uszedł jako jedyny cało z magazynu przy Świecowej. Jego temat to dłuższa rozgrywka. Może jednak nie jesteśmy w niej bez szans. Propozycja którą złożyliśmy tobie... możemy złożyć i jemu lub jego podwładnym. Da nam to pierwszy krok w kierunku jego... no może nie zaufania ale jakiejś relacji. Z czasem będziemy mogli to wykorzystać. Pytanie czy możesz nam dać namiar na jakiś jego podwładnych choćby i płotki. Zajście na Świecowej to nie byle pretekst. Ledwo przeżył, stracił lokal i ludzi. Weźmie to mocno do siebie i… może podejmie z nami współpracę. - Jandar wiedział, że Urstul jest ważniejszym celem dla elfa. Może zatem będzie skłonny do współpracy.

- Sprytne jak na... kogoś nie będącego naszym agentem - Davil wybrnął z urwanego zdania dowcipem - niestety nie, nie dysponuję takimi informacjami. Liczę w duchu, że wszyscy poza Urstulem jak mówicie zrobili mi tę uprzejmość i dali się zabić na Świecowej. - Skończył posiłek, odłożył sztućce. - A czy tak rzeczywiście się stało, powiedzą ulice, kiedy już przestaną spływać krwią. Częstujcie się, coś mało jecie. - Wskazał ręką, kiedy szukał słów.
- A sam Urstul to profesjonał powiedziałbym. W mieście będzie równie nieuchwytny jak tabaxi w dżungli. Jeśli sam się nie da wam odnaleźć, to cóż... - Davil wziął łyk i zastanowił się. - Miał słabość do skrzydlatych, czarnołuskich węży przemycanych z Chult. Tylko czy byłby na tyle nierozważny, by z nich korzystać? - Elf poddał w wątpliwość swój pomysł. “Nie spodziewałbym się takiej głupoty nawet po człowieku.”
- Jeśli z kolei wiecie, gdzie kryje się banda tego całego Złotego, to nie bójcie się tego wskazać nam czy władzom. Tylko przez współpracę Waterdeep stanie się miejscem nie tylko wspaniałym, ale i bezpiecznym.
“Bezpiecznym?”, to słowo przemknęło jeszcze raz przez myśli Leshany, kiedy jej wzrok spotkał się z zimnym spojrzeniem Zakharyjczyka. Nie Hassana, tylko podobnego mu barczystego mężczyzny z tamtej krainy. Stał przy barze i chwilę ją obserwował, po czym wstał i wyszedł.

Jandar zaczął zajadać posiłek. Zdawał sobie sprawę jak jest postrzegany przez elfa. Wziął kilka kęsów gulaszu. Całkiem dobrego swoją drogą. Cisza się przedłużała. Łotrzyk trawił zdobytą wiedzę jak i posiłek który zaczął spożywać.
- Jesteś całkiem dobrze poinformowany i ułożony w mieście. - Jandar nie ufał i nie lubił tego osobnika ale nie mógł mu pewnych rzeczy odmówić. - Nasze wspólne interesy mogą się pokrywać w wielu miejscach. Dobrze byłoby gdybyśmy wiedzieli jak najwięcej o tym w jakich. Jakaś lista poszukiwanych i nagród za nich zarówno z twojej strony jak i twoich przyjaciół? Może prócz niej jakieś tematy które szczególnie was interesują. Chyba obie strony dostrzegają tu potencjał do współpracy.

Davil się roześmiał.
- Spokojnie. Zakładam, że to nie nasze ostatnie spotkanie. Skoncentrujcie się lepiej na tej jednej sprawie.

Podczas gdy Jandar i Davil zajęci byli rozmową, uwagę githa zwróciło zamieszanie przy studni. Rad’ghanuz starał się dojrzeć jakąś znajomą twarz zerkając co chwila z ukosa, a kiedy Durnan przechodził akurat obok, zapytał karczmarza.
- Co tam się stało? Kto go tak urządził?

Durnan tylko wzruszył ramionami.
- Od dziesiątek lat im powtarzam, że nie warto próbować. - Powiedział oschłym, zobojętniałym tonem.

Jandar w dalszym ciągu rozmawiał z elfem.
- Oczywiście. Chodziło mi o listę bo nigdy nie wiadomo z kim nam się drogi skrzyżują. Bez niej możemy przepuścić okazję. Co do powiadamiania władz o kryjówce Złotego. Chcemy zarobić, moglibyśmy zbudować tu jakieś porozumienie. Wspólna akcja by strony lepiej się poznały? - Jandar liczył nie tylko na złoto Sieciarzy ale również na ich wsparcie.

“Wolno się uczysz.” Davil westchnął zawiedziony. - Jakieś “akcje” - zaakcentował nie pasujące mu słowo - byłyby dalece sprzeczne z naszymi wartościami. Ulice już wystarczająco spieniły się od posoki. Wymierzanie sprawiedliwej kary za bandytyzm i złodziejstwo leży w gestii straży miejskiej. - Mimo gładkich słówek elf sprawiał wrażenie takiego, który biłby się, siekałby, paliłby i rozrywałby na sztuki każdego, gdyby miał tylko ku temu powód. Jak czarno-biały Zhentarim wycięty z ponurych legend. - To wiecie, gdzie jest ta kryjówka? - Zapytał wprost.
Wyglądało na to, że Obaya nie zdołała pomóc pechowemu poszukiwaczowi przygód. Kilku strażników miejskich pomogło w wyniesieniu ciała kolejnej ofiary Podgóry. “Kruki i wrony” ruszyły do baru uspokoić nerwy kuflem piwa.

- Gdybyśmy ci powiedzieli, Zhentowie nie musieliby dzielić się z nami chwałą. Ani łupami - podsumował Hassan - a nie wesprzecie nas pewnie dlatego, że już gówno rozlało się, straż miejska i Sojusz Lordów, albo inni odpowiedzialni za porządek podejrzewają was o to. Albo chcą w to wrobić, na jedno wychodzi - Hassan wzruszył ramionami. - Dobra. Czterysta smoków brzmi nieźle. Na początek. Po kolejce rozchodniaczka, i możemy przybić targu - uśmiechnął się wojownik.

Davilowi chwilę zajęło zmuszenie się do zachowania pozorów grzeczności. Słowa Hassana wytrąciły go z równowagi.
- Masz poniekąd rację. Przez działania jednego zdrajcy padły na nas wstrętne podejrzenia. Utrudnia nam to negocjacje, psuje wizerunek. Jeśli jednak zainicjuję własną wojenkę z lokalnymi watażkami, to poleje się tylko krew. Mnóstwo krwi. Dlaczego miałbym obciążyć me sumienie krwią i śmiercią? Te uliczne porachunki może zakończyć jedynie ujęcie Urstula Floxina i oczyszczenie imienia Zhentarimskiej Sieci.
- Nie będę drugi raz pytać o kryjówkę. - Zapewnił Davil. - Jeśli pragniecie reputacji kolejnych Czerwonych Szarf, są wasi. - Uśmiechnął się, wstając od stołu. - Czas pytań minął! Teraz jest czas czynów! - Wziął kieliszek do ręki.

Jandar podniósł i swój kieliszek.
- Za czyny i osiągnięcia! - drow wzniósł toast wraz z Davilem. Nie skomentował swojej wymowy. Mógł prowadzić dialog na odpowiednim poziomie. Wciąż jednak był ulicznym łotrem. Musi minąć trochę czasu nim to się zmieni. Może nie stanie się to nigdy.
Leshana podniosła się ze swojego miejsca po kilku oddechach i ruszyła w kierunku drzwi. Była ciekawa co tak przyciągnęło do niej uwagę zakharańskiego mężczyzny… Pytanie podczas tych całych negocjacji było raczej nierozsądne, choć warto było choćby zerknąć w którym kierunku się udał.

Przed karczmą na Leshanę czekała... Klacz. Elfka patrzyła z podziwem. Wiedziała o koniach wystarczająco dużo, żeby domyślić się, że nie jest to zwykły koń. Była siwa jak morze, a jej grzywa przypominała srebrny ogień Mystary.
- Podarunek od Wielkiego Kalifa. - Ukłonił się nieznajomy Zakharyjczyk. - Jej kolor podkreśli twoją cerę. Będziesz na nim wyglądać jak królowa, pani.

- Piękny ale… nie znam twojego Kalifa. - Leshana spojrzała z obawą na mężczyznę. Niezbyt rozumiała po co ktoś miałby jej dawać podarki, szczególnie tak kosztowne.

- Możemy to zmienić jeszcze dzisiaj, pani, jeśli jesteś gotowa do drogi. - Odpowiedział mężczyzna. - Pozwól, pani, że będę twoją eskortą. - Twoje bystre, elfie oczy dostrzegły, że nie był jedynym Zakhraryjczykiem na tej ulicy. Kilku innych obserwowało was z różnych miejsc, pod pozorem spaceru, robienia sprawunków czy innych prozaicznych czynności.

Leshana zawahała się. Niepokoił ją fakt iż dosyć regularnie sypiała z pewnym Zakharyjczykiem. Czy Hassan mógł znać tych ludzi?
- Jak widziałeś moi towarzysze prowadzą teraz negocjacje… powinnam ich uprzedzić. - Dłoń elfki ostrożnie powędrowała w kierunku pysku klaczy i pogładziła jej miękkie chrapy. - Czy daleko stąd do twojego Kalifa?

- Pozwól, pani, że odpowiem zagadką. - Powtarzalny szyk wypowiedzi świadczył, że Zakharyjczyk rzadko kiedy posługiwał się językiem wspólnym. A szkoda, bo sprawiał wrażenie dostojnego i obytego. Miał pewnie wiele więcej do powiedzenia Leshanie niż potrafił. Czarna kaskada włosów zakryła na chwilę jego twarz, kiedy pochylił głowę. Ze skórzanej saszetki przy pasie wyjął kunsztownie wykonany flakonik perfum. - Ta woń powstała z kwiatów i owoców Wielkiego Kalifatu, pani.


[MEDIA]http://db4sgowjqfwig.cloudfront.net/campaigns/200390/assets/927873/perfume.jpg[/MEDIA]

- Choć wiem jaka opinia panuje o elfach… to ja jestem wojownikiem i proszę o prostą odpowiedź. - Elfka nie sięgnęła po flakon, choć kusił ją niemiłosiernie. Coś w głębi jej głowy popychało ją by wyciągnąć rękę. - Jeśli rzeczywiście twemu Panu zależy by się ze mną spotkać.

- Statek oczekuje w porcie, pani. - Powiedział. Nie cofnął ręki z flakonem. - Podróż do Zakhary będzie długa, ale w imieniu Wielkiego Kalifa dołożyłem wszelkich starań, abyś czuła się na statku równie komfortowo jak w pałacu, pani.

- Mam tu obowiązki i nie wybiorę się do Zakhary. - Leshana zrobiła krok w tył. Pozostawiając mężczyznę zarówno z flakonikiem perfum jak i klaczą. - Jeśli twój pan życzy sobie mnie poznać zapraszam serdecznie do Waterdeep. Obiecuję, że wyszukujemy mu odpowiedni pokój.

Zakharyjczyk cofnął w końcu rękę, chyba nieco zaskoczony. Ukłonił się z szacunkiem.
- Wielki Kalif czekał długo. Cóż zatem znaczy kilka kolejnych miesięcy? - Odpowiedział spokojnie, ale w jego wypowiedzi wybrzmiała jakaś fałszywa nuta. - Do tego czasu wierzę, że Hassan al-Saif zadba odpowiednio o twe bezpieczeństwo, pani.
Tajemniczy mężczyzna złapał konia za wodze i poprowadził wzdłuż ulicy. Obserwujący Leshanę Zakharyjczycy rozpłynęli się w tłumie.

Elfka skrzyżowała ręce na piersi czując jak nieprzyjemny dreszcz przebiega jej po plecach. Chyba będzie musiała spytać Hassana o tego Wielkiego Kalifa. Co znaczy, że czeka długo? Lekko zirytowana weszła do karczmy i rozejrzała się za swoim Zakharyjczykiem.

Davil i Yagra pożegnali się z wami i odeszli. Siedzieliście przy stole. Dopijaliście piwo. Kiedy Bonnie zbierała puste naczynia, spojrzała na Rad’ghanuza niepewnie. Chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała jak to ubrać w słowa. Kiedy zebrała talerze na tacę, zamiast z nią odejść do baru wreszcie powiedziała:
- Ten nieboszczyk, co strażnicy go przed chwilą wynieśli... - starała się zacząć. - Widziałam go w towarzystwie jednego z was zeszłej nocy. Gnoma, Anura. Możecie to wyjaśnić? Wiecie, że takie pozbywanie się ludzi w “Ziejącym Portalu” nie ujdzie wam na sucho?

- To nie nasza robota panienko - powiedział Jandar. - Masz na to moje słowo. Uwierz rzadko je komuś daje - wypowiedział te słowa z pewnym namaszczeniem. - Rudowłosego powiadasz w towarzystwie Anura...- na chwilę się zamyślił łącząc fakty. - Opisz mi go. - Jandar chciał upewnić się, że denatem był Floon. Którego opis doskonale znał.

- Przede wszystkim był poturbowany i ledwo co szedł. - Zmrużyła oczy i przywołała obraz z pamięci. - A z wyglądu wysoki i miał długie, rude włosy. Wyglądał jakby się nie mył i nie zmieniał ubrania w ciągu ostatnich kilku dni.

- Powiedz też o ile byłabyś tak miła kiedy zniknął stąd Anur? Miał się tu z nami spotkać.

- Zniknął? - Zdziwiła się. - Wyszedł rano ze swojego pokoju. W tym akurat nie było nic dziwnego. Nie widzieliście się z nim dzisiaj?

Githyanki pokręcił jedynie głową z niezadowoleniem, po czym uniósł swój kieliszek i dopijając zawartość skierował spojrzenie na Bonnie.
- Gnom ma niewątpliwy talent do pakowania się w kłopoty. Do tego lubi chadzać swoimi ścieżkami jak jakiś tabaxi. Widziałaś z nimi kogoś jeszcze dziewczyno?

- Nikogo. - Podniosła tacę. - Radzę uważać. Jeśli ktoś zacznie dopytywać w tej sprawie - powiedziała ponurym głosem - będziecie pierwszymi podejrzanymi. Także zamiast dawać mi słowo podziękujcie za ostrzeżenie i rozmówcie się z waszym kolegą póki jeszcze macie czas. - Odeszła od stolika.

Alia odprowadziła Bonie wzrokiem, dziewucha była na gust wiedźmy zbyt zainteresowana Mieczami.
- Zatem dziękujemy - powiedział Jandar szczerze i podniósł się z krzesła. Oddalił się od stolika w stronę znajomej kapłanki.
- Widzę, że trzymasz rękę na pulsie - wskazał wejście do Podgóry. Obaya zawsze interesowała się skarbami z tych czeluści. Odkupowała i ponoć wysłała je jakiemuś kupieckiemu księciu z Chult. Jandar nie śledził jej interesów zbyt dokładnie. Byli przyjaciółmi i uważał, że nie wypada. - Ten rudy co go wynieśli. Był cały czas nieprzytomny odkąd go znaleźli? - Jandar w rozmowach z przyjaciółmi był zawsze bezpośredni.

- Wpadł do studni. Nie miał szans na przeżycie. Niech bogowie mają go w opiece. Straż miejska z pomocą kapłanów ustalą, czy to był tylko nieszczęśliwy wypadek, czy umyślne zabójstwo. - Odpowiedziała. Chwilę milczała. - Zadałeś nietypowe pytanie jak na przypadkowego gapia. - Uśmiechnęła się delikatnie. Uśmiech nagle znikł. - Co o tym wiesz? Tak bez owijania w bawełnę.

- Na zleceniu mieliśmy go odbić. To Floon Blaagmar. Porwali go parę dni temu. Poszedł po niego Anur. Negocjować z porywaczami chciał. Miał ponoć jakieś znajomości. A oni porwali go przez pomyłkę wyobraź sobie. Był podobny do ich celu. Poszło wydawało mi się nieźle. Floona wrócił zamieszkał tu z Anurem. To była decyzja gnoma. Coś knuł na boku, kręcił coś w naszej ostatniej rozmowie. Chyba poszło gorzej niż planował. Gnomiego ciała tam w studni nie było? - zaczął udawanie zezować w stronę studni. Jandarowi dopisywał raczej wisielczy humor.

- Nie, ale to Podgóra. Tam nigdy nic nie wiadomo. - Przyznała Obaya. Westchnęła ciężko. - Doceniam szczerość, ale na przyszłość uważniej dobierajcie sobie kompanów.

- Był jak rodzina. Tej się nie wybiera. Do zobaczenia moja droga. Mam kogoś do odszukania. - powiedział z lekką nutą rezygnacji.

[MEDIA]http://db4sgowjqfwig.cloudfront.net/campaigns/200390/assets/928408/mirt.jpg[/MEDIA]

- A wy dokąd? Nawet jeszcze nie zmierzcha! - W drzwiach zatrzymał was prawdopodobnie najdonośniejszy głos i największy brzuch w całym Waterdeep. Oba należały do rozweselonego i podchmielonego wąsacza, ubranego mimo wieku z fantazją godną miejskiego dandysa. Olbrzym podpierał się na szabli i niósł jakiś pakunek pod bufiastym rękawem. - Czoła chylę przed wprawą, o której miałem okazję usłyszeć. Jestem Mirt, zwany... no różnie zwany. - Zaśmiał się. - Stary Wilk, Lichwiarz, Bezlitosny. Nazbierało się tego... To dla was! - Syknął i wepchnął Jandarowi kunsztownie wykonaną, drewnianą szkatułkę. Swoje ważyła. Z jej środka dobiegł odgłos obijającego się szkła. - Trzymajcie to tak, żeby Durenian nie widział. Jak mi pomożecie, wywiniemy nie lada numer temu staremu kochasiowi i jeszcze na tym zarobicie. A przy okazji wrzucimy coś na ząb i omówimy prospekty. Propozycję przyjmujecie? - Zdjął rękawicę i wyciągnął dłoń.

 
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 08-01-2019, 22:54   #47
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
- O ile to niegroźny psikus to tak. Duran to dobry gospodarz. Wypada zapytać co to spowoduje. - Jandar zadał szczere pytanie. Jednocześnie przesunął się tak by barczysty Hassan zasłaniał go przed chwilowo niepożądanym wzrokiem.

- Roztropność ważna rzecz w waszym fachu - Mirt mrugnął do Jandara. - Grajcie! - Ryknął tęgo i skierował się w stronę stołu. Trzystrunny objął palcami gryf lutni i ostro uderzył po strunach. Durnan przetarł ścierką chropowate deski. Jego wargi nieznacznie ruszyły się na widok starego znajomego. To musiał być chyba uśmiech.
- Mirt! Ty tutaj? Jeśli spieszy ci się do Podgóry, to będę musiał przygotować drugi dźwig na twój kałdun.
- Durnan! Dźwig się co prawda przyda, ale nie mnie. - Zaśmiał się donośnie. - Muszę nabór przeprowadzić wśród ochotników. - Wskazał na was. - Piwa cały antałek weźmiemy, żeby dwa razy nie chodzić. Niezbędny będzie. Co do piwa możesz zaproponować, kochasiu?
- Zupa flisacka ci zawsze smakowała.
- Ta z muszelkami, rybkami i innymi smakowitymi śmieciami? Dobra! Daj do tego węgorzyki z czosnkiem w oliwie. Kopę raków. Marynowane strączki zielonej papryki też. A potem pieczeń jagnięcia z cebulą. A potem się zobaczy.
Brzęknęły złote monety.
- Nie prześladuje cię brak gotówki - zauważył oberżysta.
- Nigdy - uśmiechnął się Mirt. - A jak już o gotówce mowa, przyjmujesz wciąż zakłady? O Podgórze mówię.
Durnan obrzucił was badawczym, nieco lekceważącym spojrzeniem.
- Na amatorów zawsze.
- Na amatorów... Też mi coś. - Burknął z udawanym oburzeniem. Poklepał protekcjonalnie Jandara po plecach. - A na pijanych “amatorów”? Pijanych bardziej niż lekko? Ile takim dajesz?
Karczmarz parsknął i odpowiedział:
- Trzy długie piosnki niziołcze wytrzymają. Nie więcej.
- Bredzisz pan. Stawiam tysiąc, powtarzam, tysiąc smoków, że wystoją tam całą mszę. Jak w kościele Pana Poranka. Stoi, kochasiu?
Durnan bez wahania uścisnął wysuniętą rękę.
- Stoi, Mirt.
- Ha! Przetnijcie zakład i bierzemy się do roboty. Antałek czeka! - Mirt zwrócił się do was.

- Dajcie nam Panowie chwilę. - powiedział Jandar przecinając zakład.
- Panie Durnan, skoro mamy brać udział w szalonym zakładzie też chcemy coś postawić. Potrzebujemy chwili na naradę.

- Odważnie! Wszystko albo nic! - Wrzasnął rozweselony Mirt. Bonnie zaczęła napełniać kufle piwem z przyniesionego przez Durnana antałka. Mieliście dużo do wypicia przed zejściem do Podgóry. - Podzielimy się pół na pół moimi smokami - powiedział Stary Wilk i umoczył wąsy w piwnej pianie.

Jandar w moment pojął plan Mirta te mikstury musiały być odrutkami na alkohol… lub czymś podobnym. Pytanie Leshany czy Hassana czy w to wchodzą nie miały sensu. Znał ich naturę wyzwanie i walka. Nic lepszego nie mogło ich spotkać. Zabezpieczył
mikstury już wczesniej i powiedział do pozostałych.
- Na dole przegrana oznacza śmierć. Damy sobie jednak radę i zróbmy coś dodatkowego. Postawmy na siebie. Mamy pięćset smoków łupu i budynek. Martwym się nie przyda a jak wyjdziemy z tego cało będzie na inwestycje i dozbrojenie nas. Co powiecie?
Elfka wzruszyła ramionami. Miała ochotę na nieco bitki i jakieś zakłady nie były jej przy tym do niczego potrzebne. Pozostawiła jednak te decyzje reszcie drużyny.

Durnan zasłyszał przypadkiem pomysł Jandara, kiedy pomagał Bonnie przynosić do stołu liczne potrawy.
- Nie możecie założyć się o cudzą nieruchomość - wydedukował na podstawie obowiązującego prawa - ale pięćset smoków z chęcią przygarnę - wyciągnął grabę pewny siebie.

- Liczą się fakty. Nieruchomość jest nasza. Lord Renaer podaruje ją osobie wskazanej przez nas. Przez przypadek obecnie mojej siostrze. Mirt może zaświadczyć rozmawiał z nim. Równie dobrze jeśli przegramy możemy wskazać ciebie. Papiery nie są podpisane. Jesteśmy awanturnikami i pakujemy się w awanturę - zaśmiał się głośno. - Chcemy to zrobić z przytupem. Stawiam pięćset smoków i naszą ostatnią nagrodę. Nieruchomość wartą wraz z remontami nie mniej niż dziesięć razy tyle. Mam nadzieję, że odwaga amatora cię nie przestraszy. - Ostatnie słowa wypowiedział w żartobliwym tonie i przychylił pierwszy kufel piwa do dna. Odstawiając go z trzaskiem na blat.
Jandar liczył na wstawiennictwo Mirta, któremu tupet łotra powinien odpowiadać. Lichwiarz mógł po prostu określić się jako gwarant dotrzymania umowy i zaświadczyć o prawdziwości słów Jandara. Drow liczył też na dumę Durnana. Nie przyjąć wyższej stawki od amatora. To mogło godzić zarówno w ową dumę jak i co ważniejsze renomę!

- Wolę smoki - odpowiedział Durnan. - Rzućcie tyle ile jest warta ta wasza buda i miejmy to z głowy.

Jandar spojrzał wymownie na Mirta licząc na jakąś formę pomocy.

Między jednym a drugim mlaśnięciem nad talerzem zupy flisackiej Mirt powiedział:
- Ren mówił tylko, że się nadajecie. Nie siedzę wam w kieszeni. Ale wiem, że jedyna rzecz lepsza od błyszczącego smoka, to dwa złote smoki! - Zażartował. - Więc pokażcie forsę gospodarzowi i wskakujcie do studni! - Zaśmiał się.
Durnan podchwycił:
- Jak wskoczą to będzie w mieście pięć liczykrup mniej. Mirt, następnym razem przyjdź z prawdziwymi poszukiwaczami przygód. - Odpowiedział i odszedł od stołu zająć się innymi gośćmi.

Jandar potwierdził zakład na pięćset smoków z ostatniego łupu.
- Skoro wolicie panowie zostać przy mniejszych sumach. W pełni rozumiem. - odpowiedział i nie kontynuował tematu. Durnan odszedł a Jandar zaczął pić dalej. Osuszając kolejny kufel.

Mirt się zaśmiał.
- Zwykle zakłady tutaj idą o jakieś orzeszki. Pięć smoków, dziesięć. O naszym tysiaczku zaraz będzie huczało w całej sali. Będziecie mieli nielada publiczność! - Powiedział, choć sam sprawiał wrażenie osoby, na której tysiąc w tą czy w tamtą nie wywierał wielkiego wpływu. Podobnie Durnan. Forsa była mniej ważna od samego faktu zakładu ze starym kompanem... i niezdrowej obsesji na punkcie Podgóry, przy której mógłby czuwać dzień i noc przez kolejne sto lat niczym bezwolny golem.

- Są oznaczone i co w nich jest? - zapytał konspiracyjnym tonem.
Alia popatrzyła ze zgrozą na swoich niebardzo trzeźwych towarzyszy, po czym podparła na rękach czoło swojej załamanej głowy…
- Ha, głowa do góry, wiedźmo! - zarechotał wojownik - to tylko jakiś loszek.

- Wszystkie są takie same. „Dotyk paladyna”, lekarstwo na... nietrzeźwość. - Odpowiedział Mirt Jandarowi. - Ciii, bo Bonnie patrzy. Już Durnan dopilnuje, żebyście ledwo co chodzili zanim tam wejdziecie!

- Uznałem, że trzeba pójść tak wysoko jak tylko się da. - powiedział Jandar popijając drugie piwo. - Właściwą robotę chcesz omówić teraz czy po naszym przedstawieniu?

- Po. - Odpowiedział ze wzrokiem utkwionym w talerzu. Jedzenie znikało w ekspresowym tempie i w nieludzkich ilościach.


[MEDIA][/MEDIA]

Słyszeliście podniecone szepty przy stolikach i czuliście ciekawskie spojrzenia. Cembrowinę studni ciasno otoczyło kółko gapiów prowadzących własne zakłady. Ciężko było się przez nie przepchnąć łokciami, nawet będąc gwiazdą tego wieczoru. Meloon Wojenny Smok przekonywał jakąś gromadkę podobnych wam naturszczyków, że to najgłupszy i najmniej odpowiedzialny pomysł, o jakim tu słyszał, co okazało się tylko wstępem do długiego wykładu o doświadczeniu, przygotowaniu i ekwipunku idealnego zdobywcy Podgóry. Sceptyczne spojrzenie i lekceważące beknięcie Mirta były najlepszymi ocenami jakości przekazywanych informacji.
Byliście tak gotowi jak gotowy mogli być pijani awanturnicy zaciągnięci na spontaniczną przygodę. Kiedy Alia upewniła się za pomocą zmysłów nietoperza, że na dole nie czeka zasadzka, Durnan wśród wiwatów zaczął was opuszczać jednego po drugim w dół długiego tunelu, który niegdyś stanowił ściany wieży czarodzieja Halastera Czarnego Płaszcza. Najgorzej miał ten pierwszy, Hassan, gdyż musiał unikać rzygowin pozostałych, uderzających z wysoka o grubą warstwę piasku, jaka zalegała na kamiennej, nierównej posadzce dna, przykrywając jakieś porzucone przedmioty, jak żelazne kołki, pusty bukłak, a nawet męskie portki. Najciekawszym znaleziskiem była goblinia kukła krasnoludzkiej gawędziarki Raviski. Nikt nie kwapił się jej podnieść od czasu, gdy przypadkiem, zresztą z winy Anura, wylądowała w Podgórze.
Miejsce wydawało się być łatwe do obronienia, ponieważ jedynym wyjściem był tunel, początkowo prowadzący na południe i szybko skręcający na zachód. Na ścianach wisiało sześćdziesiąt powyginanych i pordzewiałych tarcz, stanowiących jakby kanwę do wymalowych krwistą barwą elfich run:

"NA KOŃCU LASU KOLUMN, SZALONY MAG CZEKA
CZARY ZZA MAGICZNEJ BRAMY NA SPLOT NAWLEKA"

Miecze Leilonu, co robicie?

Jandar w pierwszej kolejności rozdał wszystkim mikstury.
- Na zdrowie moi drodzy. Na drugą nóżkę - powiedział bełkotliwym tonem. Następnie planował się ukryć zaraz przy wyjściu i strzelić do każdego zagrożenia jakie dostrzeże.

Wręczyłeś każdemu po miksturze, schowałeś drewnianą szkatułkę Mirta do plecaka i zająłeś pozycję przy ścianie. Przygotowałeś łuk i nałożyłeś strzałę na luźną cięciwę.

Alia podniosła i schowała kukiełkę, po czym przyjrzała się krytycznie konsystencji oferowanej mikstury.

Wrzuciłaś kukłę goblina do plecaka. Mikstura wyglądała, pachniała i smakowała jak osławiony “Dotyk paladyna”.

Wiedźma również i fiolkę wsadziła do torby.
Następnie Alia uciszyła gestem podpite towarzystwo.
- Dajcie mi się skupić… - to powiedziawszy opętała Fatum i pofrunęła korytarzem.
Hassan uwolnił się z liny, schował podaną przez Jandara butelkę za pasek, podniósł wyżej zapaloną pochodnię, oglądając uważnie ściany i widząc czarującą Alię, poczekał aż wypuści chowańca w głąb korytarza, zamierzając powoli i ostrożnie podążać za magicznym stworzeniem
- Za mną - mruknął wojownik opukując od czasu do czasu tylcem glewii posadzkę korytarza.
Elfka bez słowa podążyła za wojownikiem. Trzymała się kilka kroków za nim trzymając w dłoni łuk. Przyglądała się korytarzowi nie ukrywając zainteresowania. Była ciekawa co też może ich spotkać w takim miejscu.
Jandar chwycił się za gardło.
- To trucizna. - położył dłoń na klatce piersiowej czując rozdzierający go ból. - Nie róbcie głupot błagam. Nie dajcie poznać Mirtowi, że wiemy - upadł na kolana. - Renaer zabierzcie… - Łotrzyka padł na ziemię i zaczął konać.

Ciałem umierającego Jandara targały przerażające konwulsje. Alia musiała przywołać wszystkie swoje umiejętności, aby odratować otrutego kompana. Talona już prawie go miała w swej łuskowatej garści, kiedy po zastosowaniu któregoś z rzędu specyfiku czarodziejki piana nagle przestała mu wyciekać z ust i zaczął w miarę spokojnie oddychać. Wyglądało na to, że będzie żyć. Czy ta przeklęta mikstura była zaplanowana przez Mirta jako element waszej próby? Czy zostaliście przez niego zdradziecko zwabieni w pułapkę? A może Stary Wilk nie miał pojęcia o zawartości mikstur, przygotowanych przez jakiegoś podstępnego, wrogiego alchemika?
Jakiś drobny przedmiot odbił się od głowy trzymającego pochodnię Hassana. Miedziak rzucony do studni na szczęście. Kolejne wpadały w rzygowiny lub piasek. Z góry dobiegały też niewyraźne, ale głośne zachęty waszych nowych, chwilowych wielbicieli.
Tymczasem ciekawski Figiel, który podczas waszej podróży na dno studni nie mógł przestać latać w górę i w dół ku uciesze karczemnej gawiedzi, nie zamierzał szybko wrócić do plecaka Leshany. Wypatrzył coś pomiędzy tarczami w kącie i zaczął drapać ścianę miniaturowymi pazurkami. Sprawdziliście to. W kamieniu był wywiercony niewielki otwór o średnicy kciuka. Zdębieliście, kiedy usłyszeliście za ścianą kroki. Miękkie i wycofujące się powoli w nadziei, że nie zostaną zauważone. Ktoś o was wiedział, was podsłuchiwał i możliwe, że zamierzał niebawem tą wiedzę wykorzystać w jakiś okrutny lub przebiegły sposób...
Rad’ghanuz chwiejnym krokiem podszedł do Figla. Zaczął zdejmować ze ściany stare, pordzewiałe tarcze. Jedna wyślizgnęła mu się z rąk, robiąc nie lada hałas. Sekretne przejście zaczęło wyraźnie odznaczać się na tle ściany, o którą podparł się pijany githyanki. Obmacując ścianę próbował znaleźć jakiś sposób na otworzenie ukrytych drzwi.
Miecze Leilonu, co robicie?!

Hassan zdziwił się, kiedy Rad’ghanuz zaczął bawić się drzwiami. Postanowił mu pomóc. Sekretne drzwi mogły kryć całkiem pokaźne skarby, lub inne, ciekawe do odwiedzenia miejsce.
Leshana wydobyła z plecaka jabłko i podała je smokowi.
- Dobrze spisałeś… wyczułeś może kto to był? - Pogładziła pokrytą łuskami głowę.

Kiedy Hassan i Rad’ghanuz głowili się nad otworzeniem sekretnych drzwi, pseudosmok przekazał Leshanie i innym budzący grozę obraz tego, którego zdążył zauważyć przez dziurkę w ścianie. Długie kły, blada cera i bujna fryzura na modłę waterdhaviańskich arystokratów sprzed kilku stuleci kojarzyły się tylko z jednym. Z wampirem. Nie zważając na niebezpieczeństwo Figiel zaczął pałaszować zielone jabłko.

Alia dopiero co zdążyła wyżąć rękawy z rzygowin półdrowa i otrzeć włosy z niestrawionej przez niego wieczerzy, a już musiała przetrawić nowe informacje.
Szybko posłała też Fatum na zwiad gdyż ostatnie czego potrzebowali, to pułapka z drugiej strony.
- Githyanki? No to niech Rad z nim pogada… Lepsze to niż prawdziwy wąpierz.
- Wąpierz? Co to jest wąpierz? - zainteresował się Hassan próbując wciąż podważyć jakoś sekretne drzwi. Wyciągnął nawet jeden z toporków zza pasa, próbując wcisnąć jego ostrze między ścianę, a tym, co wydawało się krawędzią drzwi.

Nietoperz Fatum zapiszczał posłusznie. Kierowany przez Alię zniknął za zakrętem. Leciał wysoko, tuż pod łukowatym sklepieniem, nie wspartym na żadnych kolumnach. W wykonanym z gładkiego kamienia korytarzu nawet ogr mógłby przejść bez garbienia się. Czarodziejka skręciła chowańcem w prawo i wleciała do długiej, kończącej się schodkami hali, której ściany pokryte były demonicznymi płaskorzeźbami ułożonymi w dantejskie sceny. Budzące lęk nazwy wyrytych w kamieniu czartów kojarzyłaś z lektury plugawych tomiszcz. Balor biorący zamach płonącym biczem. Barlgura prężąca ogromne muskuły niczym potworny, krwiożerczy goryl wyjęty z najgorszych koszmarów Chultańczyków. Przypominający komara chasme żywiący się krwią powalonego rumaka. Tuziny szarżujących dretchy. Psowate glabrezu przepoławiające rycerza ogromnymi szczypcami. Rozpędzony, podobny do szarżującego byka Goristro kruszący rogami mury zamku. Szponiaste żaby zwane hezrou. Wijący się, wężowy marilith o nagich piersiach perfekcyjnego kształtu. Świdrujące, każące oczy nalfeshnee i plątające się pod ich kopytami quasity. Wysokie i niemożliwie szczupłe demony cienia o korpusach wyrastających jakby znikąd. Vrocki siedzące niczym sępy w oczekiwaniu na padlinę. Kolumniaste yochlole uformowane z wodnistego mięsa.
Usłyszałaś zmysłami zwierzęcia stukot butów. Ktoś nadchodził. Było ich czterech. Krok był zdecydowany. Szli po was, nie było innej możliwości. Straciłaś kontakt z Fatum, kiedy jego żywot został zakończony przez jakiś ostry, szybko lecący przedmiot. Nie zdążyłaś dojrzeć oprawców. Musieli być przygotowani na sztuczkę z chowańcem-zwiadowcą.
Trud Hassana i Rad’ghanuza poszedł na marne. Sekretnych drzwi nie dało się otworzyć od tej strony bez odpowiedniej magii lub ciężkich narzędzi. Nie było żadnego przycisku, a zawiasy były po drugiej stronie. Githyanki porzucił ten pomysł, odciągnął nieprzytomnego Jandara w kąt i przygotował kuszę.
Miecze Leilonu, co robicie!?

To był ten moment w którym Alia pożałowała, że się sama nie urżnęła jak wor.
- Zaprawdę… lepszy już githyanki… - skwitowała referując pośpiesznie ochlejusom sytuacje.
Wiedźma wyszeptała gusło i podeszła do reszty w myśl zasady, że w kupie siła.
- Ejże, nie ma potrzeby się chować, pewnikiem możem sobie pomóc… - powiedziała z nadzieją ku drzwiom…

Zza ściany nikt nie odpowiedział. Nie słyszeliście też kroków waszych oprawców. Jeszcze byli daleko. Mieliście trochę czasu na przygotowanie się do walki.

Hassan stanął nieopodal sekretnych drzwi, gotów zaatakować każdego, kto chciałby się nimi przedostać do zajmowanego przez nich pomieszczenia. Pochodnię umieścił w jakiejś nierówności na ścianie pomieszczenia.
- O ile dobrze pamiętam mamy tu po prostu nieco wytrzymać, więc zamiast ładować się w kłopoty.. - Wskazała na sekretne drzwi. - Zabunkrujmy się gdzieś i zaczekajmy aż te przyjdą do nas… najlepiej w pobliżu liny.
- Mam złe przeczucia na ten temat… - powiedziała wiedźma spoglądając nerwowo na korytarz.

 
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 13-01-2019, 12:14   #48
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
TPK

[MEDIA][/MEDIA]

Niespodziewana śmierć przyszła w okamgnieniu. W półmroku błysnęły zakrzywione ostrza. Wykute nie ze stali, a z różnokolorowego światła. Każdy świst wróżył kres życia - i spełniał wróżbę. Alia z krzykiem złapała się za rozciętą skroń, nie znajdując usmarowaną krwią dłonią ucha. Kolejny zamach położył czarodziejkę w piach niczym kosiarz zboże. Nad jej ciałem zmaterializowały się znikąd dwie kwadratowe, zakapturzone sylwetki. Szarzy krasnoludowie. Psioniczne myśloostrza zdawały się wyrastać im bezpośrednio z dłoni. Kolejnych dwóch pojawiło się tuż obok Rad’ghanuza. Nie do końca świadomy swego ponurego losu githyanki zwalił się z jękiem na ziemię z okropnie rozpłatanym brzuchem. Przerażony pseudosmok ostrzegł telepatycznie Leshanę i Hassana, po czym wystrzelił w górę studni, pragnąc powiadomić Durnana i bywalców Ziejącego Portalu o pułapce. Tylko w ten sposób mógł im pomóc.
- Jak to ludki głupio gadacie, Xanathar przesyła pozdrowienia! - Zazgrzytał stalowy głos o wyraźnie krasnoludzkim akcencie. Groźba śmierci nie wystarczyła jednak, by otrzeźwić spitych poszukiwaczy przygód. Hassan przeciął glewią powietrze, niezdolny do kontynuowania w tym stanie zawziętej walki. Po krótkiej wymianie ciosów ranna Leshana rzuciła się w stronę liny. Zakharyjczyk poszedł w jej ślady. Ciężko walczyli o każdy metr w górę. Któryś z duergarów rzucił kilka krótkich rozkazów w niezrozumiałym języku. Na dole zgasła pochodnia, zatknięta w ścianie przez Hassana. W ciemnościach świstały strzały. Ostatnim, co widział Hassan, zanim został naszpikowany grotami, była spadająca z krzykiem Leshana.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 13-01-2019 o 15:24.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 26-01-2019, 22:18   #49
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
[media][/media]

20 Mirtula 459 Rachuby Północy
Rok Szkarłatnej Wiedźmy
Popołudnie
Nadciąga wichura
Od kiedy wróciłeś do Mieczy Leilonu, nie spałeś najlepiej i to nie z powodu braku łóżka w nieumeblowanym, zabitym dechami dworku, jaki miał stać się twoim domem na najbliższe... No właśnie, na ile? Po długiej przerwie od poszukiwania przygód nie potrafiłeś odpowiedzieć na to pytanie.
Nocami dręczył cię powtarzający się sen. Jeśli sam dźwięk można było nazwać snem. Słyszałeś płacz. Matczyny, ściskający serce płacz. O ile objawienie się Władcy Umarłych napełniło cię jakiś czas temu religijnym zapałem do działania, to te noce tylko wpędzały w coraz gorszy nastrój. Tego dnia, kiedy miałeś wybrać się do Cassalanterów, czarę goryczy przelał wszędobylski, zimny wiatr idący od morza.
Stawiłeś się o umówionym czasie i ubrany w szaty liturgiczne. Żelazno-szary kolor wyhaftowanych wag Kelemvora świadczył o tym, że nie zostałeś jeszcze wyświęcony na kapłana, gdyż wówczas użyte nici byłyby koloru srebrnego. Jednak w tak wrażliwej sprawie jak zaginięcie pierworodnego pewnie nie liczył się status społeczny, tylko wartość posiadanych informacji.
Otoczona murem trzypiętrowa rezydencja wyróżniała się na tle i tak bogatej Dzielnicy Morskiej śnieżnobiałymi ścianami i lśniącymi, szkarłatnymi dachówkami. Obejście jej dookoła zajęło by ci dobrą chwilę. Wewnętrzny ogród musiał być naprawdę duży, a poza tym wzniesiono osobną wozownię i drugi dom, prawdopodobnie przeznaczony dla gości zostających na dłużej. W tej części Waterdeep dbano o bezpieczeństwo. Mur był wysoki, a na rogu każdej ulicy stała niewielka budka straży miejskiej. Przed bramą z kutego żelaza - na której widniał herb Cassalanterów, czyli zielona litera “Y” na tle karmiącej gęsi - wartę pełniło dwóch strażników w liberiach rodu. Dobrego wartownika można było poznać po tym, że był niewzruszony szalejącą wichurą. Ani jeden, ani drugi nie byli też zdziwieni twoim pojawieniem się. Zostałeś wręcz wpuszczony do środka bez wypowiedzenia ani jednego słowa. Nareszcie ciepło, nareszcie mogłeś przestać walczyć z przeraźliwym wiatrem.
Po uchyleniu bramy znalazłeś się w holu wyłożonym krwistoczerwonym dywanem, po którym aż miło było stąpać, taki był miękki. Przestrzeń dominował wykonany z inkrustowanego orzechu klawesyn i trzy tuziny srebrnych kielichów na półkach, każdy z symbolem Siamorphe - złotym słońcem. Porą wieczorną wypolerowane srebro pucharów musiało pięknie odbijać światło bijące z kryształowego żyrandola.
Kiedy czekałeś, usłyszałeś szybkie, lekkie, drobne kroki. Ktoś tu biegł. Jedne z trzech drzwi prowadzących z holu uchyliły się na kilka centymetrów. Podglądał cię mały brzdąc o kasztanowych włosach. Zaciekawiony szeptał coś do kogoś ukrytego za jego plecami. Na twarzyczce miał wymalowaną dziecięcą ciekawość i lęk przed nieznajomymi jednocześnie.

Zoan zamyślił się na moment, wpatrując się w symbol Siamorphe. Była to jedna z bogiń, na których temat nie potrafił wykształcić swojej opinii. Nadawała szlachcie prawo do rządzenia tak długo, jak rządzili umyślnie, dla dobra. Czyjego jednak? Poddanych, czy rodziny szlacheckiej? Jej wskazówki wydawały się klerykowi niekonkretne, a szkoda, przydałby się patron, który skutecznie zwalczałby korupcję. Zoan kiwnął głową w stronę dzieci:
- Młodzi Cassalanterowie rozumiem? Gdzie znajdę waszego tatę? - spytał. Przeszło mu przez głowę, że powinien był przynieść ze sobą coś słodkiego. Po chwili zorientował się jednak, że jednak rozmawia ze szlachtą. Dzieci mają dostęp do większej ilości smakołyków niż on sam jedzenia w ogóle.

Brzdąc nie odpowiedzial, ale przez drzwi przepchnęła się dziewczynka z jasnymi włosami spiętymi w kucyk. Podbiegła do ciebie i zadarła hardo główkę. Była bliźniaczą siostrą chłopca. Pachniała słońcem, motylami i trawą.
- Jestem Elza. - Przedstawiła się z uśmiechem od ucha do ucha. - A to mój brat Terek. Zawsze boi się nieznajomych. Ja się nie boję. - Roześmiała się. Chłopiec wciąż stał niepewnie w drzwiach. - A tato poluje na smoki! - Rozłożyła ręce w imitacji smoczej paszczy. - Nie możemy mu przeszkadzać. - Pokręciła główką przejęta.

- Odwagę się ceni, ale powinnaś wziąć przykład ze swojego brata. Żyjemy w niebezpiecznych czasach. - ostrzegł dziewczynkę. - Cóż, powiedz, proszę, gdzie mogę usiąść i poczekać, aż twój tata wróci z polowania? - spytał.

Elza wskazała ci tapicerowany stołek przy klawesynie. - Znasz może Osvalda? - Zapytała się, mając na myśli najstarszego z dzieci Cassalanterów. - To mój drugi brat. Uczy się w odległym mieście, w Neverwinter. Wiesz co u niego słychać? Rzadko do nas pisze.

Zoan uśmiechnął się ciepło. - Osvald ostatnio wyruszył na spotkanie z moim przyjacielem i mentorem. Pewnie też się kiedyś z nim spotkasz, ale nieprędko. Trzeba być ambitnym człowiekiem i zrobić wiele dobrego, żeby dostać zaproszenie. - Zoan wolał skłamać, prosząc w duszy Kelemvora o wybaczenie, niż przerazić młode dziecko.

Dziecko przegryzło wargę i długo zastanawiało się w milczeniu nad twoimi słowami. Zza innych mahoniowych drzwi dobiegły kroki. Pospieszne, ale nie przesadnie. W holu pojawił się wysoki, wyprostowany mężczyzna. Był w sile wieku, co najmniej pięćdziesięciu lat, lecz trzymał się dobrze. Jego twarz była pociągła, surowa i obramowana imponującymi, siwymi bokobrodami.

[media][/media]

- Elzerina, Terenzio, to nie jest najlepsze miejsce do zabawy. Co by powiedział ojciec, gdyby zobaczył was tutaj? Pobawcie się w bibliotece albo swoim pokoju.
Elza zmarszczyła nos i wskazała inny kierunek.
- A możemy wyjść do ogrodu? Drzwi są zamknięte.
- Nie w taką wichurę. Przeziębicie się.
Dziewczynka zaburczała i poszła posłusznie, ale jeszcze kilka razy oglądała się wstecz. Kiedy doszła do drzwi, złapała lękliwego brata za rękę i zniknęła. Jeszcze przez chwilę słychać było głośny tupot rozbieganych stóp.
- Witajcie nam, bracie Zoanie - rzekł ceremonialnie. Na twój widok ukłonił się idealnie. - Jestem Willifort Crowelle, główny lokaj. Cieszę się z poznania brata i w imieniu moich możnowładców rad jestem za przybycie, szczególnie w taką niepogodę. Pozwólcie, że oprowadzę was po posiadłości. Zimny ten wiatr, prawda? Gorący posiłek pewnie bratu dobrze zrobi.

Zoan kiwnął głową. - Żeglarze pewnie są z niego uradowani. Dla nas pogoda wstrętna, ale dla Waterdeep nie najgorsza. - Kleryk potarł swoje ramiona, aby lekko się ogrzać. - Będę wdzięczny za ciepłą strawę. Proszę jednak, nie darzcie mnie większym szacunkiem, niż sobie zasłużyłem. A przecież nic jeszcze nie zrobiłem.

- Każdy trop w tak niejasnej sprawie może być dla moich możnowładców na wagę złota - przyznał z powagą Willifort. - Co brata sprowadza z odległych stron jeśli mogę spytać? Poznałem po akcencie. Trudna dla Waterdeep kwestia Miasta Umarłych? - Zapytał, przytrzymując drzwi prowadzące do kolejnej komnaty. - To zagadnienie musiało w ostatnich latach zainteresować niejednego kapłana, choć nie każdemu było dane zdobyć odpowiednie zezwolenie na zbadanie nawiedzonej nekropolii.

- To i wiele innych spraw. - przytaknął Zoan, kierując się do otwartej sali. - Moi przyjaciele również potrzebowali mojej pomocy. Ponadto, wiara w Kelemvora jest zbyt mało popularna w tych stronach. - przyznał.

- Przyjaciele, czyli Miecze Leilonu, jak mniemam? - Zapytał Willifort, choć pewnie odrobił pracę domową przed spotkaniem. - Wyrazy współczucia. To, co się stało w Ziejącym Portalu, to brzmi jak przerażający sen. Nie życzyłbym tego najgorszemu wrogowi. Waterdeep powinno być w stanie obronić jego mieszkańców przed tak podstępnymi kreaturami jak doppelgangerzy, a niestety nie jest. Żeby przeżyć, potrzeba potężnych sojuszników... W końcu to miasto, gdzie brat na każdym rogu może znaleźć arcymaga lub arcyszpiega - uśmiechnął się delikatnie. Przeszliście do wyłożonego białym marmurem foyer pilnowanego przez dwóch strażników. Przez łukowaty portal widać było przestronną jadalnię, do której zmierzaliście.

- Banda ambitnych podróżników schodzi po pijaku do Podgóry, licząc na tani pieniądz. Myślę, że są chociaż trochę odpowiedzialni za swój los. - Zoan wypuścił krótki, ale gromki śmiech. - Śmierci nie ma co opłakiwać. Wzięli każdą okazję, jaka napatoczyła im się pod nogi. Życie pełne odwagi to dobre życie, fakt, boleśnie krótkie, ale przynajmniej dali z siebie wszystko. - stwierdził. Przyjrzał się nieco Willifortowi, zastanawiając się, czy jego komentarz był rozsądną radą, czy dyskretną groźbą. Na razie nie wiedział, czy rodzina ma interes w odnalezieniu zaginionego syna, czy może kleryk jest dla nich problemem.

Komentarz wydawał się być raczej tym pierwszym. Główny lokaj chciał poznać Zoana i pozyskać go dla Cassalanterów jeśli będzie rokować na dobrego agenta. Oprowadzenie po posiadłości i wspólny posiłek pełniły bardziej rolę rozmowy rekrutacyjnej niż zwykłej uprzejmości względem duchownego, szczególnie takiego niskiej rangi. Przedstawienia głowie rodu, a co dopiero rozmowy z lordem Victorem, tego dnia Zoan nie mógł się spodziewać. Najpierw musiał przebrnąć przez dokładny ogląd Williforta. A ten był czujny i spostrzegawczy niczym doświadczony inkwizytor Kelemvora. Mieliście więc ze sobą coś wspólnego.
- Brat również dałby z siebie wszystko, gdyby sprawa okazała się tego warta? - Zapytał się Willifort, wskazując miejsce przy długim stole. - Proszę usiąść.

- Naturalnie. - odpowiedział Zoan, odsuwając krzesło. - Jesteśmy ludźmi. Nie mamy czasu na obawy czy wahania. - stwierdził, siadając przy stole. - Gdy doszło co do czego, moi przyjaciele byli za słabi, za mało spostrzegawczy, niewystarczalnie zorganizowani. Gdyby przetrwali zasadzkę, odnieśliby sukces. Nie udało się, jednak gdyby uniknęli jej całkowicie, nie mogliby nawet spróbować ją przezwyciężyć. - ostatecznie uważał swoich byłych kompanów za słabych, pomimo że wychwalał ich heroizm.

Przy ciężkim, rzeźbionym stole postawiono tuzin wygodnych krzeseł z wysokim, sięgającym potylicy oparciem. Zastawa i świeczniki wykonane były ze złota, a wzorzyste serwetki z jedwabiu. Za kuchennymi drzwiami słychać było krzątającą się służbę. Usiedliście naprzeciwko siebie. Przez wielkie okno miałeś widok na targany przez wichurę wielki dąb znajdujący się przy usypanej z drobnych, białych kamieni dróżce między posiadłością a wozownią. Czując zapach potraw nie mogłeś powstrzymać gromadzenia się śliny w ustach.
- O obecnych kompanach brat sądzi podobnie?

Zoan zastanowił się przez chwilę - To bardzo dociekliwi i dedykowani osobnicy... Trochę minęło, od kiedy ostatnio z nimi działałem, ale mam względem nich duże oczekiwania.

Zaś Willifort miał pewnie duże oczekiwania względem tego, co powie brat Zoan. Drobna, jasnowłosa służka o odstających uszach i uśmiechu niezbyt pięknym, ale szczerym, nalała w trakcie rozmowy wina wyraziście pachnącego cytrusami. Alurlythańskie.
- Słyszałem, że niektóre zakony pozwalają pić tylko jeden kieliszek i tylko w czasie uczt - zauważył rozmówca. - Brat może pić tu tyle wina, ile tylko zapragnie, jeśli jest to w zgodzie z waszym kodeksem oczywiście. Do złego nie namawiam. Zwyczajnie niewiele wiem o regułach rządzących życiem brata. W zasadzie tylko tyle, ile sam brat zdradził, to jest wspomniał przed naszym spotkaniem o obowiązku udzielenia pomocy. Nie ukrywam, że młody panicz Osvaldo tej pomocy niezmiernie potrzebuje i jego rodzice oczekują pomocy brata w tej sprawie.

- Bardzo chcę pomóc. Jednak zanim dojrzymy prawdziwe rezultaty jeszcze długa droga. - przyznał Zoan. Nie chciał nic udawać. Tym razem był tu ze szczerą intencją pomocy, a nie próby naciągnięcia ludzi na pieniądze. Po kieliszek sięgnął bez wahania. - Nie ma u nas żadnych oficjalnych doktryn na temat konsumpcji alkoholu, choć zdania są podzielone. - No, przynajmniej Zoan żadnych nie znał. Skosztował wina. - Prawdę mówiąc, przynoszę tylko szczątkowe informacje i poszlaki. Sam szukam informacji, aby móc poprowadzić tę sprawę dalej. - wyznał wreszcie kleryk. - Być może powinienem przedyskutować sprawę z panem i nie marnować czasu pana Victora?

- Tak. Zamieniam się w słuch, bracie. - Powiedział Willifort. Pochylił się nieznacznie w stronę Zoana. Był zadowolony, że rozmowa przebiega zgodnie z jego intencjami.

Zoan uśmiechnął się do służki i kiwnął do niej głową oraz w stronę drzwi. Willifort miał najniższy status ze wszystkich zebranych, jakim Zoan był chętny powierzyć swoje informacje. Nie wiedział jaki wpływ na reputacje Cassalanterów będą miały jego plotki, więc nie chciał przypadkiem ich rozprzestrzeniać. Po swoim geście kleryk poczekał, aż służka odejdzie, bądź Willifort każe jej zostać.
- Cóż... czy wierzy pan w wizje i objawienia? - Spytał Zoan. Spodziewał się, że twarz rozmówcy szybko zmieni się w zawód, więc nie dał mu czasu na odpowiedź. - Byłem wyznawcą Kelemvora od małego. Przed wyruszeniem w drogę spędziłem prawie trzy dekady w zakonie. Jak widać jednak po moich szatach, nigdy nie zostałem wezwany do pełnej służby. Myślę, że ten moment właśnie nadszedł, ponieważ przed dwoma dniami Kelemvor odwiedził mnie we śnie. - uzasadnienie, dlaczego to akurat jemu przydarzyła się święta wizja, wydawało się Zoanowi istotne, ponieważ nie mógł jej dowieść. - I niestety nie mam nic radosnego do powiedzenia. Osvald jest martwy i jestem gotów spalić swoje szaty, jeżeli się mylę. Niestety, mimo wszystko jest on dalej na tym świecie. - wyjaśnił Zoan. - Przez kilka dni zastanawiałem się nad prawdopodobnymi przyczynami tego stanu rzeczy. Gdyby został brutalnie zamordowany, a jego duch zbłądziłby z szoku czy zawiści, jakiś kleryk pewnie by go do dzisiaj znalazł. Dlatego przewiduję, że albo został zamordowany przez nekromantę, który wykorzystuje jego ducha w celach zebrania informacji na temat rodziny, albo został przemieniony w wampira, czy inną kreaturę tego pokroju. W tym drugim przypadku może się ukrywać, nie chcąc splamić reputacji swojej rodziny. To byłaby najbardziej pogodna opcja, jaką przewiduję. - Zoan zachowywał poważny ton. - Przyszedłem do was, ponieważ potrzebuje się dowiedzieć jaką osobą był Osvald, co robił i z kim się zadawał, aby wiedzieć, gdzie szukać dalszych poszlak. Nie zaszkodziłoby też odwiedzić wasz skrawek Miasta Umarłych... - patrzył Willifortowi w oczy, czekając na jego reakcję i odpowiedź. Zdawał sobie sprawę, że zaprezentował mu tyle, co nic, a jego ostatnia prośba była wyjątkowo problematyczna i dopiero Victor będzie mógł na nią odpowiedzieć.

Willifort milczał. Wydawało ci się, że zdecydowanie za długo. Taka cisza nie wróżyła niczego dobrego.
- Przepraszam, bracie Zoanie, jeśli masz inne zdanie o poszukiwaczach przygód, ale dla mnie to darmozjady i durnie. Kiedy Osvaldo zaginął, zleciało się ich naprawdę wielu. Jazgotali jeden przez drugiego, zakłócając spokój pogrążonej w rozpaczy lady Amalii i marnując czas strapionego lorda Victora. Dlatego po paru naprawdę nieprzyjemnych incydentach zostałem oddelegowany przez moich możnowładców do ostrożnego selekcjowania tych wydrwigroszy, którzy zasługiwali na odrobinę uwagi. Od tamtego momentu niewielu przekroczyło próg tego domu. Wy, kapłani, budzicie wśród ludzi większe zaufanie od czarowników, czarodziejów, zaklinaczy. Jesteście przynajmniej, jakby tu rzec, sługami bożymi.
Westchnął ciężko.
- A łaska bogów na pstrym koniu jeździ... Nie, nie mam na myśli tego, że nie wierzę w misję brata. Jest wręcz przeciwnie. Jestem tylko zdziwiony tym, jak przewrotny bywa los, sprawiając, że się spotkaliśmy. Zaiste to zrządzenie opatrzności. Szkoda tylko, że wydarzyło się dopiero teraz. Nie musi brat dalej szukać przyczyn, gdyż są one dobrze znane lady Amalii i lordowi Victorowi. Tak się nam przynajmniej zdaje. Bo widzi brat, niektóre rady awanturników, szczególnie czarodziejów, wydawały się całkiem niegłupie. Znalazł się nawet jeden taki, garbaty eremita, który dowiódł swymi metodami, że... - na twarzy Williforta malowała się śmiertelna powaga - że na Osvaldzie, Terenzio i Elzerinie ciąży klątwa. Diabelska klątwa. Każde z nich zostanie... żywcem porwane do Dziewięciu Piekieł, kiedy tylko skończą dziewięć lat. Stanie się to następnego roku, dziesiątego dnia po Dniu Założycieli.
- Bracie? - Willifort zapytał drżącym głosem. - Skąd się biorą takie sprawy? Czary, magia?

- Obawiam się, że jak nie od bogów...to właśnie od diabłów. - Zoan wziął łyk wina, aby przemyśleć sprawę. Bardzo liczył na problemy z nekromancją. O diabelstwach wiedział znacznie mniej. - Znam kogoś, kto ma doświadczenie w tej dziedzinie. I zadatki na detektywa. Jakoś to rozwikłamy. - Eldoth przyszedł Zoanowi na myśl. Traktował go jak kleryka złego bóstwa. Kto by pomyślał, że będzie musiał polegać na jego ekspertyzie. - Kelemvor nie pytał mnie o Terenzio i Elzerinie. Pytał o Osvalda, więc i jego znajdę, albo umrę próbując. - Odstawił już pusty kieliszek na stół. - Co wiecie o tej klątwie, a przede wszystkim jej źródle?

- Twoi poprzednicy, jeśli tak mogę ich nazwać, byli dalecy od zgody. Nie tylko w kwestii źródła klątwy. W każdym przedmiocie... Klątwa mogła zostać rzucona równie dobrze sto lat temu, jak i dwa, czy dwanaście. Przez kogo? Wydaje mi się, że są na tym świecie ludzie na tyle źli, że cieszyliby się z upadku lady Amalii i lorda Victora, albo ogólniej, rodu Cassalanterów, jeśli mówimy o czarnoksięstwie sprzed stuleci. - Westchnął ciężko. - A jak z kolei odczynić urok? Oto największa zagadka...

- Wątpię, aby istniała medycyna na wszystkie klątwy. Musimy koniecznie odkryć sekrety tej konkretnej. Przestudiować stare księgi, dzienniki, umowy...wszystko, co napisał ktokolwiek z rodziny. Znaleźć jakiekolwiek wzmianki na temat klątwy. - Zoan przetarł ręką twarz. Niełatwo zostać wielkim rodem, ktoś z przodków rodziny mógł wziąć jakiś skrót. Zwyczajnie zgadując, kleryk przewidywał, że wina spoczywa gdzieś w rodzinie. - Wszyscy przodkowie rodu, którzy korzystali z magii, są dla nas interesujący. - stwierdził. - Chciałbym więc aby przekazał pan prośbę, aby udostępniono mi te dokumenty i wszystkie inne, jakie uznacie za interesujące. Najlepiej, gdybyście przesłali je na dwór Czaszki Trolla. Będę musiał zadbać o wyżywienie, ale wolny czas poświęcę na studiowanie tego problemu i przy szczęściu dojdę do jego źródła przed końcem roku. W innym wypadku będziemy musieli chronić dzieci przed tym, co po nie przyjdzie. Z poświęconym mieczem w dłoni - wywnioskował.

- Przypuszcza brat, że mogło być to coś innego niż zła wola wrogów moich możnowładców? - Zapytał się zdziwiony... i naprawdę przerażony. Mógł być związany z rodem Cassalanterów od dziesiątek lat. Jego lojalność mogła być wystawiana na próbę przez niejedną trudną chwilę. Jednak tak trudnej mógł się nie spodziewać nawet w najgorszych koszmarach.
Willifort zaczął zastanawiać się nad rozwiązaniem.
- O wyżywienie brat nie będzie musiał się martwić. Bibliotekę mamy dwie komnaty obok. Bo rozumie brat, że żaden z dokumentów nie może opuścić murów tej posiadłości?

- Miałem nadzieję, że mogłyby, dla komfortu. Ale rozumiem, dostosuję się. - uśmiechnął się Zoan. - Gdy klątwa pierwszy raz się pojawiła, musiała dać o sobie jakoś znać. Nie sądzę, aby były na tym świecie plugastwa, które siedzą cicho przez lata tylko po to, aby nagle zacząć porywać dzieci. Magowie mieli jednak dużo większą szansę cokolwiek podejrzewać. - Zoan nie był na tyle głupi, aby wprost oskarżyć kogoś z rodziny o pakty z diabłami, zwłaszcza bez dowodów. Była to tylko wysoce prawdopodobna możliwość. - Z wyżywieniem nie miałem na myśli naszego dzisiejszego posiłku, tylko dbanie o Mieczy Leilonu samych w sobie. Od czasu do czasu będę musiał pomóc w drużynie z naszymi zleceniami, więc nie zawsze będę przesiadywał w bibliotece. Jutro mamy się ponownie pojednać. - "A przynajmniej ci z nas, którzy chcą pomścić pozostałych" dodał w myślach. Odchylił się w krześle i postanowił wrócić do podstaw, za nim za bardzo się rozgorzeje. - Ale wracając do tematu...co konkretnie wiadomo o zniknięciu Osvalda? Gdzie był, co się z nim działo? Zakładamy, że zapadł się pod ziemię w kręgu ognia? - klątwa musiała jakoś funkcjonować.

- Rozumiem. I tak będziemy musieli poczekać na zatwierdzenie dzisiejszych ustaleń przez lorda Victora. Jeszcze jest trochę czasu... - Powiedział, choć termin 11 Flamerule 460 RP nie był odległy na tyle, by Willifort czuł się komfortowo. Po spotkaniach z tyloma najróżniejszymi personami mógł już poważnie wątpić, by ktokolwiek był w stanie pomóc przeklętym bliźniakom przed ich dziewiątymi urodzinami. Główny lokaj wypuścił powietrze z płuc, a wzrok spuścił na stół przykryty haftowanym obrusem. Zaległą ciszę wypełniła służka, przynosząc pierwsze danie: gęstą zupę z dziczyzny z kaszą. Kiedy zniknęła w kuchni, Willifort zaczął przywoływać wspomnienia:
- Było to trzy lata temu... Tamtego dnia młody panicz zakradł się z rana do kuchni po kawałek urodzinowego tortu. Czmychnął ukryć się ze swoją zdobyczą w koronie tamtego dębu - wskazał przez okno. Uśmiechnął się smutno na chwilę nie dłuższą niż mrugnięcie oka. - Będąc zajęty innymi obowiązkami nie byłem świadkiem tego, co teraz powiem. Niegdyś służąca u nas Geotina, dobra dziewczyna, próbowała namówić młodego lorda do zejścia z drzewa. Wtedy, jak grom z jasnego nieba, z ziemi powstała istota wyjęta z najgorszych koszmarów. Podobno było to coś jakby opleść grubymi, niekończącymi się łańcuchami najokrutniejszego barbarzyńcę z dalekiej Północy, jakiego brat jest w stanie sobie wyobrazić. Obyci w demonologii zaklasyfikowali diabelski pomiot jako kytona jeśli ta nazwa coś bratu mówi. Na widok diabła biedna dziewczyna postradała zmysły. Z tego, co zdołała nam przekazać, bies oplótł nogę Osvalda grubym łańcuchem i znikł, wciągając go ze sobą pod ziemię...
Pierwszy raz odniosłeś wrażenie, że Willifort, z jakiegoś powodu, nie mówił wszystkiego lub nawet mijał się z prawdą. Z jednej strony zniknięcie Osvalda było bardzo wrażliwą sprawą, a z drugiej lord Victor mógł go dokładnie poinstruować w zakresie tego, co miał tobie przekazać i jak. Niezależnie od intencji Williforta bez bardziej obiektywnego źródła informacji próba Kelemvora mogła okazać się labiryntem domysłów.

Zoan złapał za łyżkę i przyjrzał się swojemu odbiciu w niej. - Powiedz mi wszystko, co wiesz. - poprosił Willforda, po czym zaczął w ciszy jeść z nadzieją, że presja rozbroi uprzedzenia lokaja.

- Nie obyło się bez rozlewu krwi. - Powiedział po długiej pauzie wyraźnie bledszy Willifort. Mówił o wiele ciszej niż przedtem. - Zanim bies porwał Osvalda pod ziemię, pół tuzina strażników stanęło w jego obronie. Wszyscy zginęli rozerwani łańcuchami w niewyobrażalnie okrutny sposób. Wieść o tej krwawej łaźni nigdy nie wyszła poza mury tej posiadłości. Prawda nigdy nie dotarła do rodzin zmasakrowanych. A Geotinę dla jej dobra zamknięto w przytułku dla obłąkanych, choć z zewnątrz tamto miejsce bardziej wygląda jak więzienie niż hospicjum... Nie widzieliśmy jej od tamtego czasu... - Główny lokaj zamyślił się, jakby sobie coś przypomniał. - Kiedy ją wyprowadzano, pogrążona w obłędzie krzyczała, że Osvaldo wróci, kiedy tylko ród Cassalanterów wyrzeknie się złota. Zastanawiałem się długo, czy może być w tych słowach ziarenko prawdy? - Spytał się niepewnie. - Jak brat myśli? Jeśli tak, jak się moi możnowładcy mają tego złota wyrzec? W jakiej ilości, co z nim zrobić, komu oddać, jak żyć po takim wyrzeczeniu? - Rozłożył ręce i spojrzał na ciebie, jakby oczekiwał konkretnej i fachowej odpowiedzi od kogoś biegłego w boskich sprawach.

- To zdecydowanie zależy od klątwy. - odparł pewny siebie Zoan, odsuwając się na moment od zupy. - Mógłbym panu wcisnąć, że powinniście wyrzucić złoto na jakiś sierociniec, ale bądźmy szczerzy, diabłów gówno obchodzi nasza ziemska dobrotliwość. - pokiwał głową. - Nawet gdyby jakiś przodek rodziny nabawił się fortuny przy pomocy diabłów, po co jakiemuś diabłu zwrot ziemskiego bogactwa? Z żywej duszy mają dużo większy pożytek. Z drugiej strony jakaś kreatura mogłaby postawić taki warunek czysto dla zabawy, myśląc, że wprowadzi tym większe cierpienie i niezgodę między ludzi. - Zoan nie był w stanie wyzbyć się stereotypowego wyobrażenia diabła, mimo że w logicznej analizie typowe obawy nie miały dużego sensu. - Jeżeli klątwę rzucił jakiś rywal, może się okazać, że działa ona, tylko jeśli rodzina jest chciwa, a gdy dowiedzie, że tak nie jest, to klątwa obróci się przeciw czarownikowi. Mimo tego nie polecam być pochopnym. Możliwym, że gdy kobieta wpadła w obłęd, widok diabła poprzestawiał coś w jej głowie i na miejscu zmyśliła całą historię, aby pogodzić się z faktem, że widzi piekielne monstrum. - za dużo w tym gdybania, a Zoan nie chciał obstawiać w ciemno. - Moje boskie dary są silne, ale daleko mi do mistrzów. Myśleliście może nad wynajęciem jakiegoś wysokiej rangi kapłana, aby magicznie wyleczyć Geotinę? Zdrowa mogłaby mieć dla nas więcej konkretów.

- Pomysł wydaje się oczywisty - przyznał Willifort - ale lord Victoro widocznie musiał mieć jakiś powód, by tego nie zrobić. Jaki, nie wiem. Może choroby Geotiny nie da się uleczyć? Musiałby brat porozmawiać o tym osobiście z lordem. Myślę, że będzie jeszcze ku temu okazja.

"Albo uzbierać pieniądze w tajemnicy i samemu zasponsorować jej kurację." - Wyśmienita zupa! - Taka historia mogłaby zaszkodzić reputacji rodziny, więc lepiej zamieść pod dywan i zostawić... w najlepszym wypadku. Kończąc posiłek, Zoan wstał od stołu. - Cóż, dziękuję. Poświęcił mi pan dużo czasu i był wyjątkowo szczery. Chciałbym przed wyjściem obejrzeć drzewo osobiście, tak na wszelki wypadek. W przyszłości będę chciał wrócić czytać w bibliotece, nie ma z tym problemu?

- Nie zostanie brat do końca obiadu? Dobrze, tylko proszę uważać na wichurę - Willifort zerwał się z siedzenia, gotów pokazać drogę do ogrodu. - Wizyty brata w przyszłości są mile widziane, proszę tylko o wcześniejsze powiadomienie.

- Nie zrozumcie mnie źle, zupa pyszna. Przyszedłem tu jednak porozmawiać i mam wrażenie, że wszystko, co istotne już przedyskutowaliśmy. - Stwierdził Zoan. - Będę chciał też adres tego ośrodka, gdzie trzymacie Geotinę.

- Ależ oczywiście, rozumiem. Wspomnianym przytułkiem było hospicjum świętego Laupsenna, prowadzone przez ilmaterytów. Brat trafi tam skręcając z Wysokiej w Lampową i idąc tą ulicą w stronę przeciwną do Wielkiego Pijaka. - Wytłumaczył Willifort.

- Dziękuję. - Kiwnął głową Zoan.

Stary, powyginany dąb dawał schronienie przed przenikliwym wiatrem. Owinięty w płaszcz Willifort oparł się plecami o pień drzewa. Zauważyłeś, że przez okno obserwowały was zaciekawione bliźniaki.

- Pamiętasz może dokładne miejsce, gdzie pojawił się demon? - spytał Zoan.

- Nie widziałem całego zajścia, niestety - odparł Willifort.

Zoan nie miał ochoty wspinać się na drzewo w tę wichurę. Nie był dzieckiem, więc nie ufał wytrzymałości jego gałęzi. Przyjrzał się mu z dołu, po czym zaczął oglądać ziemię wokół niego na trawniku. Szukał śladów konfliktu i ewentualnych pozostałości demona, przede wszystkim czy w miejscu jego przywołania nie pozostał jakiś diabelski symbol.

Ogród był utrzymany w nieskazitelnym ładzie. Oczywiście nie licząc piętna, jakie odcisnęła na nim szalejąca wichura. Willifort założył ręce i w milczeniu cierpliwie czekał aż Zoan skończy swoje poszukiwania.

Nie mogąc znaleźć nic ciekawego, Zoan westchnął. - Nie spodziewałem się tu czegoś doszukać, ale wypadało chociaż sprawdzić. - przyznał. - Myślę, że na dzisiaj to wszystko. Dozgonnie dziękuję za gościnę i poświęcony mi czas.

Willifort odprowadził cię do bramy.
- To ja dziękuję i czekam na wiadomość od brata. Do zobaczenia.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar

Ostatnio edytowane przez Fiath : 02-02-2019 o 22:08.
Fiath jest offline  
Stary 27-01-2019, 23:29   #50
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

Victoria aut mors

20 Mirtula 459 Rachuby Północy
Rok Szkarłatnej Wiedźmy
Wieczór

Gdy okoliczni członkowie Mieczy Leilonu zebrali się na podwórzu Czaszki Trolla, panował już mrok. Z zachodem słońca zimny, silny wiatr od strony morza zaczął wdawać się we znaki wielokroć bardziej. Niewielkie, rozpalone na dziedzińcu ognisko z ledwością pozostawało rozpalone, tańcząc i zrywając się z każdym podmuchem, tylko odrobinę oświetlając zebranych oraz stojącą przed nimi drewnianą tablicę.
Kawał zniszczonego drewna był oryginalnie starym stołem albo jednym z fragmentów płotu. Przybywając do posiadłości wcześnie, Zoan wkopał go w ziemię i wyrył na nim dedykację:

W imię poległych mieczy Leilonu, obyśmy nie zapomnieli tych, którzy przekroczyli bramy królestwa Kelemvara.
Gaerethus Trollobójca, 7.1.459 RP
Alia zwana Ćmą, 10.5.459 RP
Hassan al-Saif, 10.5.459 RP
Jandar Gilgeiros, 10.5.459 RP
Leshana Galanodel, 10.5.459 RP
Rad'ghanuz, 10.5.459 RP

Ten symboliczny gest będzie musiał wystarczyć zmarłym, aż znajdą się wiecznie brakujące pieniądze. Teraz Zoan, wysoki, barczysty, choć już wyraźnie starzejący się kleryk i członek mieczy Leilonu stał naprzeciw tablicy, rytmicznie kołysząc kadzielnicą, której dym owijał się wokół zebranych. Trzymając w drugiej ręce księgę, przemówił:
- Zebraliśmy się tutaj, aby uczcić pamięć niedawno zmarłych braci i sióstr z naszej kompanii, którzy zostali oszukani i zamordowani przez agentów gildii Xanathara. Ich ciała nie zostały odnalezione na dnie portalu prowadzącego do Podgóry, jednak bądźmy pełni nadziei, że ich dusze skutecznie opuściły swoje wiążące powłoki i udały się na osąd wyrozumiałego Kelemvora, który będzie wobec nich miłościwy. - Zoan przerwał na moment. Zamyślił się i zaciągnął powietrzem, po czym kontynuował. - Nie rozpaczajmy, ponieważ życie jest zaledwie początkiem istnienia. Weźmy jednak przykład i inspirację z tych, którzy nie bali się podjąć ryzyka i podążali za swoją ambicją do samego końca. Pojednajmy siły w imię przestrogi, jaką był ich los i dokonajmy tego, czego oni nie mogli, ponieważ nasze próby jeszcze nie doczekały końca. Contra vim mortis non crescit herba in hortis. Ostatni raz powiedzcie o zmarłych, co chcecie i dajcie im spocząć na dobre.
Andraste przyglądała się całej ceremoni z pewnego dystansu. Tyle śmierci… tyle niepotrzebnej śmierci. Przez głupi zakład… Jej dłoń delikatnie potarła ukryty pod koszulą sygnet, jak zwykle gdy czuła się zła lub zirytowana. Kojarzyła ich wszystkich… walczyli razem, wędrowali, a teraz… Pod nosem wypowiedziała słowo, które nie przystało osobie jej stanu.

- Przydałoby się znaleźć ciała - powiedział cicho Herman, stojąc obok Andraste. Rondo jego kapelusza ocieniało jego nieogoloną twarz, a bystry wzrok wpatrywał się w tablicę, poświęcaną właśnie przez kapłana. Nie, aby specjalnie wierzył w te dyrdymały zwane religią. Szacunek szacunkiem, ale ciała zmarłych mogły wiele powiedzieć o tym, kto i jak ich zabił, w jakim byli stanie i co poszło nie tak. Sprawa gildii Xanathara, której Miecze Lelionu niewątpliwie nadepnęły na odcisk była na tyle zagadkowa, że wydawała się Hermanowi interesująca. Alia, czarownica, znajoma konfraterka Hermana miała zaś interesującą księgę przy sobie, w której notowała skrzętnie swoje badania. Już sam ten fakt wystarczył, że naukowiec zaciskał pięści próbując opanować chęć niezwłocznego rzucenia się w wir poszukiwań. Tropy urywały się jednak w Ziewającym Portalu. Wyglądało to na zwykły zakład. Ot, weszli tam po pijanemu, i już nie wyszli. Herman wiedział, że podjęli się kilku zleceń, w tym dla Zhentarimów. Być może zechcą podzielić się wiedzą na temat wcześniejszej działalności Mieczy. Herman wyciągnął z kieszeni fajkę, z której po krótkiej chwili zaczął puszczać smużki dymu. Ziele uspokajało umysł, i wyostrzało zmysły. A może je tylko tępiło?

Iwka przyglądała się z ukosa tablicy i kapłanowi stojąc z założonymi łapskami. Znaki wyryte na drewnie nic jej nie mówiły. Czy człowiek właśnie opowiedział co oznaczają te symbole? Mała nie mogła tego wiedzieć więc zamaskowała niewiedzę milczeniem.

- Chodźmy do środka. Trzeba opracować jakiś plan działania - Herman mruknął do reszty towarzyszy.
Andraste przytaknęła. To miasto postanowiło zapolować na Miecze Leilonu i teraz musieli dopilnować by się mu to nie udało.
- Ciał na dole nie odnaleziono. Zabrała je najpewniej gildia. Tradycyjną metodą ciał raczej nie odnajdziemy. Nie jestem ekspertem od magi wieszczeń. Są czary dowolnej magii które mogłyby nam pomóc? - do tej pory milczący i zasępiony Urth przemówił. Podczas ostatnich godzin nieprzerwanie myślał co spotkało jego kompanów i jak się za to odegrać.
- A po co nam te ciała? - Iwka nie wytrzymała.

Eldoth, który melancholijnie przygrywał na swojej lirze, skinął głową towarzyszom. Po zagładzie jego gangu Miecze przygarnęły go i może nawet mógł je uznać za swoją drugą rodzinę...pośród towarzyszy broni znalazł lojalność, której przestępcy nie znali..
- Powróciłem do Waterdeep po to by znaleźć śmierć towarzyszy - jeżeli to te sukinsyny z gildii Xanathara to musimy im się odpłacić, przez nich straciłem przed laty matkę, a teraz to….nie mogę uwierzyć, że byli na tyle głupi by zejść tam po pijaku - odparł zaciskając gniewnie pięść.
- Mhmmm - Iwka pokiwała głową.
- Trzeba zebrać wszystkie fakty. Przyjaźnię się z Bonnie. Pracuje w karczmie w której to wszystko się wydarzyło. - wyjaśnił na wszelki wypadek - Może była tam wtedy lub coś słyszała. Dobrze byłoby też porozmawiać z każdym kto miał z nimi ostatnio styczność na polu zawodowym. Zaleźli czymś za skórę gildii. Tak mocno, że wydali na nich wyrok. Trzeba się dowiedzieć czym.
- Tak Bonnie, znam tę ślicznotkę! Chodźmy z nią porozmawiać. - Eldoth nagle ożywił się, jego oczy zmieniły odcień na jaśniejszy i w uśmiechu ukazał się purpurowy, rozdwojony język, oznaka diabelskiego pochodzenia.

Później tego samego popołudnia, po powrocie z Ziejącego Portalu, mieliście okazję spotkać się z Renaerem Neveremberem, do niedawna patronem zamordowanych kompanów, oraz Llalsem Luskańczykiem, dzięki którego inicjatywie wszyscy spotkaliście się w Waterdeep. Zapoczątkowany przez waszych poprzedników remont nienazwanej karczmy trwał, więc za siedzenia musiały posłużyć wam stara lada i stosy materiałów budowlanych. Czarny pseudosmok pomagał, fruwając w tą i z powrotem z drobnymi narzędziami, a kiedy nie miał nic do roboty, wtykał ciekawski pyszczek w każdy zakurzony zakamarek. Llals i Renaer przekazali wam dotychczasowe ustalenia i wszystko, co wiedzieli o losie Mieczy Leilonu. Luskańczyk widocznie się spieszył z zamiarem opuszczenia Miasta Wspaniałości, dlatego wyszedł wcześniej. W końcu pozostał jeszcze jeden temat, który szlachcic z trudem podjął:
- Muszę was ostrzec. W waszych szeregach był zdrajca. Tego samego dnia, kiedy wasi towarzysze zginęli w Podgórze, gnom Anur zaatakował mnie na ulicy i niewiele brakowało, bym nie uszedł z życiem.

Iwka wyszczerzyła się. Człowiek ledwo uszedł z życiem przed ANUREM?! tym małym koboldem udającym goblina? Po co ten człowiek w ogóle żyje, jak taki chwast? Ktoś go i tak prędzej czy później wyrwie...

Zdążyliście już dowiedzieć się od Bonnie o losie Floona Blagmaara, którego Anur wrzucił do studni w Ziejącym Portalu, więc ta informacja rzucała jeszcze więcej światła na gnomie intrygi. W słowach Renaera brzmiała jednak jakaś nuta, która nie dawała wam spokoju. Mimo wszystkich licznych wad gnom nie był przecież całkowicie pozbawiony skrupułów.


Urth wiedział, że któryś z jego towarzyszy może nazwać wprost Renaera kłamcą. Dodać kilka nieprzyjemnych epitetów i zrobi się nieprzyjemnie. Nie można było też zostawić słów Renaera bez reakcji. Wątpił by młody szlachcic miał jakieś nieczyste pobudki.
- Może był a może nie był zdrajcą. Zdaje się że doppelganger podszywał się pod Mirta. Może i naszego gnoma to spotkało? Wycisnąć z niego pewne informacje mogli i na torturach.
Eldoth z zainteresowaniem rozglądał się dookoła, zastanawiając się nad zyskami jakie może im przynieść karczma. Po chwili włączył się do dyskusji.
- No, jeśli nasi wrogowie współpracują z doppelangerami to prędzej uwierzę że to jeden z nich niż że jeden z Mieczy zdradził. Ja bym poszukiwał tych z gildii Xanathara z którymi zadarli, nie dowodził nimi czasem Skargrath?
- Co to jest Dopiergalagnr… cośtam? - Iwka aż pokaleczyła sobie język.
- Istoty które mogą zmieniać się w innych z wyglądu. Dzięki czemu ich udają. - Urth wiedział, że Iwka ma braki na wielu polach. Wiedział też, że gdy dochodzi do walki nie ma większej zalety niż mieć Iwkę po swojej stronie.
- Mhm - Iwka pokiwała głową. Ona też potrafiła zmieniać wygląd… gdy uderzała kogoś w twarz, ta już nigdy nie wyglądała tak samo. Jeśli wyglądała w ogóle.
Andraste skrzywiła się słysząc słowa szlachcica. Jeśli była tu jakaś osoba, której nie ufała był nią Renaer. Wyglądało jednak na to, że jej towarzysze zgodzili się z nim z jakiegoś powodu współpracować i zapewne był to powód jedynie majątkowy. Na razie ograniczała się jednak do spoglądania spode łba na syna zdrajcy.

Renaer zmienił temat:
- Jeśli to był doppelganger, waszym prawdziwym wrogiem mogą być równie dobrze Niewidoczni, choć wolałbym, żeby pozostali tylko starą legendą. Inaczej jesteście w poważnych tarapatach.

- ...Czyli mniej więcej w tym samym czasie, ktoś chciał usunąć ciebie i twoich popleczników. - Podsumował Zoan. - Wplątałeś nas w niezłe tarapaty. Mam nadzieję, że porządnie się za nie odpłacisz. Nie my - Pokazał na siebie i siedzące obok Miecze. - tylko My - pokazał na wszystkich, łącznie z Raenarem. - Mamy problem ze Skargrathem, czy ktokolwiek na nas wszystkich polował. Gnom był powiązany z gildią Xanathara, więc zacząłbym od nich. Albo są winni, albo mamy wspólnych wrogów. Kelemvor ich posortuje. Zwołałeś nas nie tyle z poczucia winy, ile z zapotrzebowania na nowych agentów. Ufam więc, że masz jakiś podstawowy plan działania.

- Zajmijcie się tym miejscem, popracujcie na własny rachunek, pozbierajcie informacje. Tylko ostrożnie. Gildia Xanathara już dała wam nauczkę, może nie warto ich kolejny raz prowokować?

- Hm, czekałem lata na zemstę, więc trochę jeszcze mogę poczekać… -Eldoth splótł dłonie w zamyśleniu, spoglądając na pozostałych. - Zgadzam się, że to miejsce to bardzo obiecująca inwestycja, żal byłoby z niej jak najbardziej nie skorzystać, prawda? Podobno macie to ducha?
Słysząc to Zoan uniósł brew.

Andraste powstrzymała prychnięcie i spojrzała na Renaera unosząc podbródek.
- A ty co planujesz robić w tym czasie?
Czarodziej spokojnie słuchał wszystkich dokoła, marszcząc brwii i kurząc sobie spokojnie swoją niewielką fajeczkę. Cała sprawa śmierdziała. Gnom Anur zdrajcą? Być może, choć wątpliwe. Był śmieszkiem, uwielbiającym dowcipy i najpewniej zrobił lub wplątał się w coś, co go przerosło. A zaatakować kogoś pod przymusem mógł pod wpływem zaklęcia. Albo kolejny jego żart zamienił się w groźne przewinienie względem kogoś, kto okazał się w końcu dla gnoma zabójczym. Z drugiej zaś strony, Herman wiedział, że Anur miał pewne ambicje.
- Spokojnie Andraste. Myślę, a wręcz jestem przekonany, że Renaer nie życzy nam źle. W końcu to Miecze Leilonu wybawiły go z kłopotów, i to Miecze zajmują tą uroczą karczmę - skwitował Herman kiwając duchowi w powietrze swoim kubkiem, aby napełnił go jakimś winem
- rzeczywiście, nieco zakurzony ten budynek i można byłoby mu przywrócić jego świetność.- mruknął.

- Byłem strażnikiem nim mnie wrobiono w coś czego nie zrobiłem. Jesteś Reanerze więcej niż dobrze urodzony i więcej niż dobrze ułożony w mieście. Mój ojciec pracował na rzecz miasta dla sojuszu Lordów. Mógłbyś nas skontaktować z kimś od nich? Praworządna organizacja to rozsądny pierwszy krok w takiej sytuacji - wtrącil Urth.
- Brzmi nieźle. Na zrobienie czegokolwiek z tą knajpą potrzeba złota. Na znalezienie Glidii Xanathara potrzeba kontaktów. Zakładając, że Renaer powiedział już wszystko, potrzebujemy wsparcia jakiejś innej gildii, lub kilku. Sojusz Lordów to niezły pomysł na początek - przyznał czarodziej patrząc pytająco na pozostałych.
Gdy wzrok mężczyzny padł na Iwkę ta tylko pokiwała głową bo w ogóle nie miała pojęcia o czym człowiek mówi.
 
Lord Melkor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172