Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2018, 21:12   #88
waydack
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
- Lyyyysa! – krzyczał Harry robiąc z dłoni tubę. Zatrzymywali się z Robertsem co kilkaset metrów, jednak na razie efekt poszukiwań Kiku był marny. Azjatka, o ile żyła, miała kilka godzin przewagi, nie do końca nawet było wiadomo w jakim kierunku poszła, bo van Straten zgubił trop. Podróżnik liczył, że doświadczony survivalowiec będzie miał więcej szczęścia. Szczerze mówiąc Frost czuł się nieswojo podróżując samotnie po dżungli. Co prawda Larry nie wydawał się takim samym partaczem jak „Bear”, ale mimo wszystko wolałby ruszyć na poszukiwania w liczniejszej obstawie. A i ona nie gwarantowałaby bezpieczeństwa gdyby znów spotkali stadko głodnych raptorów. Cała ta wyprawa zaczynała przypominać niekończący się koszmar. Najpierw nieszczęśnicy z plaży, potem drapieżne gady, cudem ocalony Alan i Kiku. Choć kobieta wyglądała na wysportowaną, Frost szczerze wątpił by przeżyła sama w tej dżungli dłużej niż dobę. Może jednak do tego czasu zdążą sprowadzić ją z powrotem do obozu.
Harry zaczął rozglądać się w poszukiwaniu jakichś śladów, raczej bez większej nadziei. Spojrzał na Larrego.
- Znalazłeś coś?
- Nie nic, a ty? - Larry podrapał się po łepetynie - Jakoś tak wątpię że ją znajdziemy. Ta wyspa jest cholernie duża, a jak ktoś chce się ukryć, to go szukaj dusza dniami…
Harry westchnął na słowa najemnika, nie trudno odmówić mu było racji.
- Dobra, jedźmy dalej – odparł i wsiadł na quada. Gdy Larry zajął miejsce z tyłu, ruszył. Zamierzał zatrzymać się kilkaset metrów dalej i znów nawoływać zaginioną Azjatkę po imieniu.
- Słuchaj, a czemu ona w ogóle uciekła? - Spytał nagle w trakcie jazdy najemnik.
- Czy ja wiem? – wzruszył ramieniem podróżnik – Może nie wytrzymała ciśnienia? Tyle się ostatnio wydarzyło. Ludzie różnie reagują na stres. Ja też mam ochotę stąd spieprzać, ale przez morze, prosto na statek, do Detroit
- Znaczy się, twierdzisz, że wymiękła?? Nie no, na taką raczej nie wyglądała… czy może jej odbiło? Ty, no ale ona ma pistolet Woodsa, to jest dla nas dodatkowym zagrożeniem na wyspie?? - Zapytał z obawą w głosie Larry.
- Tak. Odbiło jej. To ci właśnie chciałem delikatnie zasugerować - odparł Harry – A czy może być niebezpieczna? Przekonamy się jak ją znajdziemy.

***

Kilka minut później, przy kolejnym postoju i nawoływaniu za Azjatką… na Harrego naskrzeczała papuga. To było na tyle dziwne, że ptak przyleciał właśnie do niego, skrzeczał z gałęzi patrząc prosto na youtubowca, po czym odleciał w cholerę. To było naprawdę dziwne.
- Kurwa mać! Kurwa mać! - Złorzeczył Larry po wybiegnięciu z pobliskich krzaków, odstawiając mały i beznadziejny popis karate. Najemnik odganiał się od całej chmury komarów, nie mogąc przez dłuższą chwilę się od natrętów uwolnić.
Frost odetchnął z ulgą widząc, że najemnik wychodzi z zarośli cały i zdrowy. Komary to był ich najmniejszy problem, choć podróżnik wiedział jak potrafią być uciążliwe. Wręcz współczuł Larremu choć nie bez rozbawienia obserwował jego wygibasy.
- Mam jeszcze jedną teorię co do Lysy – powiedział po krótkim zastanowieniu – A co jeśli szpieguje dla Chińczyków? I dostała się na Hyperion jako ich kret? Może bała się, że jak nawiążemy kontakt ze statkiem sprawa się wyda i wolała zniknąć zanim major dobierze jej się do skóry?
- No ale ona przecież Japonka a nie Chinka… - Zastanowił się najemnik, po czym zawołał za zgubą - Lyyysa!! Lyyysaa!!
- Jej narodowość nie ma nic do rzeczy – odparł wielbiciel teorii spiskowych nieco zaskoczony tym, że Larry uważa go za takiego ignoranta – Może być nawet Eskimosem, mówię o tym, że Chińczycy mogli mieć na statku swojego szpiega. Dolary kochają wszyscy bez względu na kolor skóry i pochodzenie. Gdyby z obozu zwiał „Bear” też bym go podejrzewał, choć akurat on chyba nie nadaje się na kreta.
Po chwili przez dżunglę przetoczył się potężny ryk dinozaura. Zdecydowanie zbyt blisko nich, i brzmiało to naprawdę tak mocno… nie jak jakieś tam słabe porykiwania trawożercy. Larry spojrzał na towarzysza ze srającą miną.
- Spieprzajmy stąd - zaproponował Frost i ruszył biegiem w stronę quada, a tuż za nim Roberts. Blisko obu, gdzieś już może 50 metrów najdalej, zaczęły padać powalane drzewa przez wielkie, pędzące coś.
-Ja pierdolę!! - Wrzasnął Larry -Gaz! Gaz! Gaz!
Harremu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wcisnął gaz do dechy. Cokolwiek przewracało drzewa nie wydawało się być miłym diplodokiem… i cokolwiek to było, zdołali temu na szczęście ucieknąć. Było blisko, było ostro, ale wyszli cało z tej sytuacji, nie zatrzymując się przez następne pięć minut szaleńczej jazdy przez dżunglę…
- Ja pierdzielę, to był normalnie jakiś T-rex! - Powiedział w końcu Larry i zaśmiał się nerwowo.
- Nie inaczej – skwitował Frost, który mimo, że też miał ochotę się roześmiać i unieść ręce w geście w triumfu, powstrzymał się. Kiedyś oglądając filmy odkrył pewną prawidłowość, że bohaterowie, którzy wyszli z opresji i zaczynają się z tego cieszyć po chwili jednak giną. Co dziwne ta zasada sprawdzała się też w realnym życiu. Może nie z takimi drastycznymi przypadkami jak zgon, ale coś było na rzeczy.
- Dobra, przejedziemy jeszcze kawałek w tamtą stronę a potem wracajmy. To jednak głupota włóczyć się w dwójkę po dżungli, wątpię żeby twój karabin i mój nóż zdziałały coś na t-rexa. -
Frost chciał znaleźć Lyssę, ale to było jak szukanie igły w stogu siana. Gdyby chociaż znaleźli jakiś ślad zamiast bez sensu kręcić się w kółko. Podróżnik zszedł z quada i bez większych nadziei zaczął szukać czegoś co dawało nadzieje, że Kiku tędy przechodziła. Nasłuchując niepokojących odgłosów, pokręcił się przy quadzie i okolicznych zaroślach.
- Lyyysaaaa! – krzyknął a potem zapobiegawczo wsiadł na pojazd gotowy w każdej chwili ruszać, gdyby jego wołanie usłyszał jakiś drapieżnik a nie Azjatka.
Tym razem jednak już żadna bestia nie zainteresowała się krzykami w dżungli, a i choćby Lyssy również nie było słychać, za to typowe odgłosy otaczającego ich świata zieleni…
- A tropy jakieś widzisz? - Spytał Larry i dodał -Coś mi się zdaje, że i na plaży jej nie będzie…
- Nie widzę - odpowiedział Frost - Ale chciałbym się przejechać po tej plaży. Jak wrócimy wcześniej do obozu major powie, że szukaliśmy dziewczyny na odpierdol i nie daj boże wyśle nas tu z powrotem
Harry oczywiście nie wyjaśnił najemnikowi, prawdziwego powodu, dla którego chce pojechać na plażę. Larry nie miał obiekcji, by to tam kontynuować poszukiwania, więc Frost skierował quada prosto nad morze. Konkretnie w miejsce gdzie znajdowała się ich łódź desantowa, tylko dzięki boskiej interwencji ocalona po spotkaniu ze skałami.
 

Ostatnio edytowane przez waydack : 16-12-2018 o 20:50. Powód: dodatkowy fragment
waydack jest offline