Leonor nie spieszyła się. Jej serce przepełniała rozpacz i żal, że nie potrafiła zapobiec tragedii, która rozegrała się na jej oczach. Kopała wyładowując swoją złość, ale zostało jej na tyle by w międzyczasie odpowiedzieć Baronowi.
- Zwykła ludzka przyzwoitość nakazuje pochować człowieka, który zmarł ci na rękach. Która Bogini nie zapłacze nad śmiercią niewinnego dziecka? Nie wiem w jakie ohydne maszkarony wierzysz, ale my Estalijczycy znamy naszą Panią lepiej niż jacyś ślepi na krzywdę szlachcice - wykrzywiła twarz w bolesnym grymasie i wróciła do kopania.
- I ja pilnowałam tego bydlaka całą noc? To jest dopiero głupota - mamrotała już bardziej do siebie.
Odmówiła modlitwy do Morra o przyjęcie całej trójki do jego ogrodów i błagała Najpotężniejszą o przebaczenie, bo miała wrażenie, że powinna wykazać się większą aktywnością. Może mogła temu jakoś zapobiec?
Wyszukała swój rapier wśród ekwipunku, złapała jedno ze zwierząt za uzdę, zagwizdała na kruka i ruszyła niespiesznie w kierunku szalejących krzaków śpiewając pogrzebową pieśń.