W szopce Russeaux krzątał się imbecyl z chochlą do mieszania bimbru. Spaczonego gwoli ścisłości jakby ktoś zagadnął Zinggera.
- Dobra, dość tego. Ustaliliśmy właśnie, że tu gorzałę zatruwają. Ile nam jeszcze potrzeba dowodów? Ta baronia ocieka chaosem od czubków drzew w mrocznym lesie po tę balię z gorzałą - wymruczał do kompanów, tak żeby i Axel dosłyszał.
- Pójdę i pogadam z przygłupem. Asekurujcie mnie - to mówiąc otworzył drzwi.
Kapłan po trochu liczył, że kompletnie zaaferowany dziełem swego życia idiota nie podejmie żadnych niebezpiecznych kroków.
Chciał zlustrować wprawnym okiem aparatus gorzelniczy i przyjrzeć się różowej substancji.
- Hodor, hodor - zagaił przyjaźnie Berni i pokazał palcem na niebieskie butelki. - Piciu, piciu, gugugaga, matołku? |