Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2018, 19:19   #90
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Dziecinada…- ziewnął Doug na warcie. Bądź co bądź tym było właśnie zachowanie Alana. Dziecinadą. Że też chciało mu się wysilać ciało, by zmienić jedno wyrko na drugie i to w środku nocy. Sosnowsky jakoś nie rozumiał tej logiki, w innej kategorii niż dziecinny upór.
W dodatku mógł po prostu leżeć i odpoczywać, zamiast wytrzeszczać gały w mrok dżungli. Zresztą nasłuchiwanie było w tym przypadku lepszym wyborem.

Po pewnym czasie, usłyszał więc w mroku nocy czyjeś w miarę ciche, drobne kroczki. A skoro miało to miejsce od strony obozu, a nie dziczy, nie oznaczało to raczej kłopotów… a wprost przeciwnie. Bardzo późną porą, w nietypowym stroju, zjawiła się bowiem u niego Sarah. A “Sosna” już się domyślał, po co kobieta się tu zjawiła…

- Hej - Szepnęła miękkim tonem kobieta, zatrzymując się o dwa kroki przed nim. Kapelusik, bluzeczka, spódnica… nie, moment, to była sukienka, jako całość, z góry do dołu jej ciała...Sarah już zaczęła rozpinać guziczki na wysokości piersi, figlarnie się do Douglasa uśmiechając.
- Hej…- Doug spoglądał jak odsłania swoje ciało, zupełnie zaskoczony tym co robiła. Czyżby sobie popiła? Nie wyglądało na to.
- Szalona z ciebie wiewióreczka.- podsumował z uśmiechem. Wszak teraz była noc, na niebezpiecznej wyspie. A on był na warcie.
Niemniej… podszedł bliżej i nie przeszkadzając jej w rozbieraniu, chwycił za piersi ugniatając je jeszcze przez sukienkę.- Lubię takie.
- Wiem - Powiedziała cichym tonem Elsworth i zaśmiała się, jednocześnie zaś pacnęła dłoń mężczyzny, a gdy ten ją na moment zabrał, jednym wprawnym ruchem kobieta pozbyła się swojego odzienia, które wylądowało na kostkach jej nóg. Stała więc przed nim nagusieńka, w środku nocy, uśmiechając się milutko…
- Więc… lubisz prowokować, co?- zamruczał Doug całując Sarah i przyciągając ją do siebie. Jego dłoń zacisnęła się na jej pośladku, a usta wędrowały po szyi, obojczykach… schodziły na biust. Sam blondyn zresztą osuwał się powoli w dół, co wywołało u kobiety lekkie drżenie ciała i przyspieszony oddech. Pogładziła jego głowę, jednocześnie minimalnie stając w rozkroku.
Blondyn objął pośladki Sarah dłońmi zaczął muskać ustami jej podbrzusze. Pieścił ostrożnie kwiat kobiecości pani naukowiec mrucząc.
- Daj znać jeśli będziesz chciała się położyć na trawce.
- O tak, poproszęęę… - Przez ciało kobiety przeszła fala dreszczy.
Doug poprowadził prawą nogę kobiety na swoje ramię i przywarł twarzą do jej podbrzusza. Teraz mógł się skupić na badaniu językiem jej intymnego zakątka i wrażliwych tam punktów, co w sumie nie trwało długo, gdyż Sarah wspięła się bardzo szybko na wyżyny rozkoszy.
- To… teraz… ty? - Wysapała w końcu cichutko, palcami dłoni błądząc po głowie najemnika - Chcesz stać oparty plecami o drzewo, czy wolisz się położyć? - Dodała, dłonią gładząc krocze mężczyzny przez spodnie, składając również na ustach namiętny pocałunek z wirującym wśród niego języczkiem.
- Lepiej o drzewo. Lepsze pole widzenia. - odparł najemnik podchodząc do najbliższego z nich i opierając się o nie plecami. Naga Sarah była tuż przy nim, i obsłużyła się szybko sama, klękając przed blondynem, rozpinając rozporek jego spodni, i zabierając się ochoczo za nabrzmiałą męskość…
- Tylko się nie zakrztuś…- rzekł żartobliwie Douglas czując usta Sarah na swoim orężu miłości.
-To nie jest zabawka dla początkujących.- droczył się z nią.
- A czy ja taka jestem? - Powiedziała kobieta, przerywając na chwilę pieszczoty, i wymownie zacisnęła odrobinę mocniej dłoń na klejnotach mężczyzny - Nie pyskuj mi tu wojaku... - Uśmiechnęła się Elsworth, zerkając w twarz kochasia.
- Dobrze dobrze… ale pamiętaj, że potem również nie będę miał litości dla twojego gorącego ciałka.- w ciemności błysnęły zęby blondyna niczym u drapieżnika, acz sama groźba była bardziej pobudzająca niż straszna.
- Ale ja nie chcę żadnego potem, ja chcę teraz! - Szepnęła kobieta, cichutko się zaśmiała, po czym… wpakowała sobie męskość Douglasa głęboko w gardło.
- Zaraz takiego dostaniesz… mocno… i porządnie…- ni to obiecywał, ni to groził Doug czując usta doświadczonej kochanki, bardzo wyraźnie na swojej dumie. Przez dłuższą chwilę Sarah miała uniemożliwioną jakąkolwiek rozmowę… gdy zaś w końcu mogła, i po wcześniejszym złapaniu oddechu, w końcu wstała z klęczek.
- To bierz mnie dryblasie - Powiedziała zadziornym tonem.

Doug chwycił ją w pasie i uniósł w górę niczym małą dziewczynkę. Zamienili się rolami, teraz to ona została przyparta do drzewa i dociśnięta do niego, dumą kochanka przeszywającą jej intymny zakątek… raz po raz, w brutalnym dzikim tempie. Doznania był tym intensywniejsze, że nie sięgała stopami ziemi, opierając cały swój ciężar na trzymających ją rękach i podbijającym ją orężu blondyna, który to na oślep całował jej szyję i podskakujący lekko biust.

- O tak!! O mój Boże!! Fuck! Taaak mnie rżnij!! Och yea! - Sarah rozkoszowała się w pełni tym ostrym numerkiem i dosyć brutalnym potraktowaniem, ale była i przy tym stanowczo za głośna. Zdawała się jednak tego nie zauważać, podskakując na Dougu w zachwycie.
- Powinienem… był cię zakneblować…- westchnął pod nosem blondyn nie przerywając zabawy, bo nie potrafił tego zrobić. Zamiast tego przycisnał usta do warg Sarah całując ją namiętnie i dusząc okrzyki w zarodku. Nie przerwał gwałtownych ruchów bioder, nie przerwał gwałtownego dobijania się taranem w głąb jej rozpalonego sytuacją ciała… bo to było niemożliwe. Sosnowsky był buhajem z natury, jeśli miał kobietę w łóżku to musiała znieść jego namiętną naturę… albo w ogóle nie wchodzić do tego łoża. Nie był delikatny i czuły, ale Sarah chyba to nie przeszkadzało.
Po kilku gwałtownych ruchach bioder ciało Sarah napieło się jak struna i kobieta doszła, przez chwilę wisząc na kochanku całkowicie rozluźniona i półprzytomna od doznań. Po kilku ruchach i blondyn dotarł na szczyt. Po czym opuścił panią biolog na ziemię.
- Dojdziesz do namiotu sama? Ja nie powinienem opuszczać posterunku. - wyjaśnił krótko.
- Eeee… ehe... - Wymamrotała Sarah, podpierając się o drzewo. Nogi jej drżały, wyglądała na wykończoną, ale i na jej ustach czaił się uśmiech zadowolenia.
- Podasz mi brutalu sukienkę? - Wskazała ubranie paluszkiem.
- Tak… podam.- odparł z lekkim uśmiechem Doug i pochylił się, by sięgnąć po porzucony kawałek materiału. -Ciesz się, że nie jesteśmy tu na wakacjach, bo bym nie dał ci tak łatwo spokoju.

W odpowiedzi otrzymał jedynie cichy śmiech kobiety, odbierającej sukienkę, którą po chwili założyła. Sarah jednak po chwili zmarszczyła nosek, po czym rozejrzała się po najbliższej okolicy.
- Kurde, muszę siku...
- Możesz w tamtych krzaczkach. Będę mógł cię podglądnąć, ale… i tak widziałem już twoją pupcię… a poza tym będę mógł szybko zareagować jakby coś ci groziło.- zaproponował Sosnowsky.
- Coś groźniejszego od ciebie? - Zażartowała Elsworth, po czym ucałowała “Sosnę” i poszła w krzaczki.
- Nie ma niczego groźniejszego ode mnie. - odparł z drapieżnym uśmiechem Douglas wodząc za nią wzrokiem i zerkając na jej zgrabne pośladki, gdy je odsłoniła przy tej okazji… osłonięta od strony obozowiska, ale nie z tej gdzie stał blondyn.


Po kilku chwilach Sarah wróciła do najemnika, ponownie go pocałowała, choć tym razem już bardziej namiętnie, i nadszedł czas, by udała się do namiotu, a Doug do swoich obowiązków...





O poranku brakowało kogoś… japoneczkę gdzieś wcięło. Nie została pożarta przez dinusie. Nie została porwana, bo nie było żadnego śladu takiej napaści. Wyglądało na to że wybrała się na samotną wycieczkę… i nie powiadomiła o swoim pomyśle nikogo.
Czysta… lekkomyślność. I wywołała tym działaniem poruszenie o poranku.

Douglas nie przejął się pokrzykiwaniem majora. Lyssa z pewnością była na tyle wyćwiczona, by umieć bezszelestnie się przemykać, a poza tym… spodziewali się głodnym dinozaurów, a te nie były aż tak subtelne w skradaniu. Kto by pomyślał, że ktoś z wyprawy postanowi odstawić taki numer?

Obecnie… pilnował tyłka Stratena, nie najciekawsza robota. Ale cóż… on tu był ich tropicielem, Sosnowsky tak dobry w odczytywaniu śladów nie był. Choć w tej chwili chyba na gówienko to się przydało, ich “Myśliwy” bowiem kręcił się po okolicy bez większego sensu, najwyraźniej nie znajdując żadnych śladów, które można było powiązać z Lyssą.
- I co?- stwierdził zniecierpliwiony jego markowaniem Doug.
- No i nic - Wzruszył ramionami mężczyzna - Tu jej raczej nie było, brak jakichkolwiek śladów… wołamy ją na głos?
- Ty mi powiedz. Widziałeś ślady, które powinny nas zaniepokoić? Jeśli nie… to wołamy.- stwierdził flegmatycznie Sosnowsky.

Van Straten uśmiechnął się wyjątkowo perfidnie, i przeżuł nieco tabaki w gębie.
- Nie, nie musisz się niepokoić - Powiedział w końcu.
- No to wrzeszczymy…- stwierdził bez przekonania w głosie Douglas.
- Nie krępuj się - Wenston splunął tabaką gdzieś w bok, i nadal milczał.
- Lyssa! Lyssa! - wrzasnął dwa razy Sosnowsky wkładając w okrzyk całą swą siłę i płosząc kilka ptaków. Poza jednak tym efektem, nic więcej to nie przyniosło…

- A nawet jak tu jest, to czy musi się odezwać? - Powiedział Van Straten - No i co ją ugryzło w dupę, że uciekła?
- Komary… ten magiczny księżycowy okres w życiu kobiety, namolny adorator… diabli wiedzą. Równie dobrze mogła być agentką chińską, albo japońską, albo rosyjskiego wywiadu… ba nawet samego CIA.- wzruszył ramionami blondyn zerkając na Stratena.-Czy to nie twoja fucha… wiedzieć czy jest w okolicy?
Rozejrzał się dodając.-I co dalej? Jedziemy dalej? Wracamy? Drzemy się jak stare gacie?
- W okolicy 100 metrów jej nie ma… dalej się nie zapuszczałem, i z tego tu miejsca tego nie stwierdzę. No, ale teorie masz niezłe, może ten… jak mu tam... Woods coś nabroił? - Mężczyzna poprawił rondo kapelusza, przechylając go minimalnie na tył głowy - Albo ten czarny, też się do niej podstawiał… w sumie to raczej jedna wielka niewiadoma - Van Straten znowu splunął tabaką - Całkiem jak ta wyspa. Dobra, jedziemy...
- Musiałby się bardzo postarać, bo ostatnio wyglądał jak kupka nieszczęścia, którą by nawet mrówka pokonała.- stwierdził blondyn i wzruszył ramionami.-Gdzie teraz?
- No wzdłuż rzeczki nie? W kierunku pod jej prąd - “Tropiciel” omiótł spojrzeniem ostatni raz aktualną okolicę.
- No to ruszajmy.- odparł flegmatycznie blondyn siadając na quada.-Ty tu jesteś specjalista, nie ja… Ty decydujesz.

Po paru minutach jazdy, i przy kolejnym postoju, sytuacja się powtórzyła. Brak Azjatki i jej śladów, a nawoływanie nic nie dawało… Van Straten znalazł jednak coś “ciekawego”.
-Chcesz zobaczyć coś obleśnego? - Spytał Douglasa, wpatrując się w coś za wielką kępą krzaków. “Sosnowski” wzruszył ramionami i gdy już tam podchodził, wyczuł smród padliny… a po chwili jego oczom ukazało się truchło zeżartego do połowy dinozaura wielkości słonia. Wszędzie pełno much, krwi, flaków, no i ten smród…
- Zeżarło go coś dużego, patrz na ślady szczęki - “Myśliwy” wskazał palcem resztki bebecha dinozaura, choć w całym tym syfie Douglas niewiele potrafił wypatrzeć.
- Pewnie tyranozaur, albo inny… tyranozaur…- ocenił po namyśle Sosnowsky.- I jeśli nie ma wielkopańskich manier to wróci do wyżerki, albo pojawią się inni amatorzy. Mięso się nie marnuje.
Rozejrzał dookoła niespokojnie, choć pocieszając się tym, że padlinożercy rzadko bywają agresywni woląc nie narażać swojej skóry.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline