Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2018, 22:25   #44
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
O ile na Mojave Outpost Utang był bardzo rozmowny to w trakcie podróży i na postojach wszystko przyjmował z jakimś dziwnym spokojem jakby to co się działo było właśnie tym co się dziać powinno. “Utang, bierzesz drugą wartę!” powiedział sierżant, a Utangisila kiwał głową i brał drugą wartę. “Utang, idź na tamto wzniesienie i się rozejrzyj!” zawołał karpal, a Utang truchtał na wzniesienie dość oddalone od drogi, a potem wracał, z garścią jakiś owoców lub korzeni i ze spokojem meldował co widział. Nie przeklinał, nie marudził… o zgrozo wydawał też się w ogóle nie nudzić. Swoje zdobycze rozdawał pozostałych, aby “nikt nie opadł z sił”.
Chodził na szpicę, przepatrywał dalszą drogę, czasem pilnował czy ktoś nie idzie za nimi.
Wszystko było tak jak być powinno, a według Utanga trudności były po prostu elementem odwiecznego porządku rzeczy.
Nikt nie wiedział natomiast, że Utanga marudzenia pozostałych najzwyczajniej w świecie drażniły. Dlatego tym chętniej wpasowywał się w rolę zwiadowcy i trzymał się z dala od głównej formacji, woląc iść koło cichszych wojowników albo w ogóle z dala od wszystkich. Droga do Nipton miała swoje atrakcje, które sprawiły, że odpoczynek był rozluźniający, a każdy miał czym zająć myśli. Jednak dzień nudny - podróż z Nipton do Camp Searchlight nie miał żadnych wydarzeń, więc jedyny sposób zabicia czasu to narzekanie. Oczywiście nie otwarte, bo Wódz Hardass czuwał, ale wiązanki gdy ktoś się potknął, komentarze gdy komuś pot wpływał do oczu i temu podobne… wskazywały na humory i nastroje pozostałych.
Jedynym nie marudzącym był Key. Utangisila chętnie zabierał Keya na zwiady. Cyber-pies chociaż gadał więcej niż cała drużyna wojowników to nie narzekał i wydawał się dobrze bawić w terenie. Jak to już nie raz w ciągu tych dwóch dni zwiadowca mówił: Key jest dobrym psem.

Dotarcie do Searchlight było wybawieniem dla umęczonych wojowników.

Utang skorzystał z prysznica, starł z siebie wodę i pocierał się, niczym w jakimś dzikim tańcu. Ale poskutkowało. Szybko się wysuszył, jakimś cudownym sposobem ułożył włosy (może był mutantem i one same się tak z siebie robiły?), a potem poszedł na kolację. Potrawy go ucieszyły, bo lubił kuchnię tradycyjną i zawsze najlepiej korzystać ze źródeł pożywienia na miejscu, a nie bezsensownie transportować jedzenie z daleka. Utang jadł, powoli, małymi kęsami wiedząc, że opychanie się może później zaszkodzić. Butelki piwa schował ostrożnie w mundur, podobnie jak sok z kaktusa, który przelał do pustej manierki. Plotki o przegranej bitwie i kontrnatarciu trochę dały do myślenia Utangowi. Może to właśnie przez te wieści wodzowie byli przygnębieni? Wieczór zwiadowca wykorzystał, aby na ognisku koło baraku uważyć jakiś podejrzany napój z zachomikowanych rzeczy i znalezisk. Właśnie kończył rozlewać do naczyń, gdy zauważył wpatrzonego w siebie stojącego w oknie wodza. Miał minę bardzo niezadowoloną.
- Dodatkowa warta. - rzucił i zniknął, ale wrócił po sekundzie kiedy Utang właśnie zakręcał manierkę - Cokolwiek tam pędzisz jeżeli ktoś jutro będzie się zataczał lub żygał to będziesz go niósł.
Potem wódz zniknął na dobre, a przed Utangisilą zapowiadała się męcząca noc.

Następny dzień zaczął się dobrym śniadaniem, a Utang pomimo niewyspania musiał pełnić swoje zwyczajowe obowiązki. Na szczęście wyglądało na to że zwiadowca nie będzie musiał nikogo targać, a biorąc pod uwagę entuzjazm jaki panował wczorajszego wieczora w Searchlight istniało takie ryzyko. Jednak za każdym razem kiedy pociągał z manierki swoją “Ulgę dla Wędrowca” czuł na sobie wzrok wodza. Na szczęście napój zawierał bardzo mało alkoholu, za to doskonale odnawiał nadwątlone siły idącego przez skwar człowieka.
Chyba tylko dlatego zdołał do Cottonwood dojść w dobrym stanie, ale i tak kiedy tylko nadarzyła się okazja legł w jednym z namiotów...

***

… by się obudzić gdzieś w środku nocy. Klaksony wyrwałyby chyba nieżywego z okowów wiecznego snu. Utang ubrał się i powlekł na zbiórkę. Kolejny transport nieszczęśników. Rzucał tylko okiem na to co się dzieje w obozie, ale widział bezbrzeżny ocean nieszczęścia jaki sobą przedstawiali. Ci nowi wyglądali tak samo. A nawet bardziej. Dużo bardziej. Eksplozja i niedyskryminująca seria ze strony marynarzy na rzecznych łodziach spowodował, że Utang doznał tego momentu paniki, który paraliżuje człowieka całkowicie.

Kognitywne mignięcie.

Stan kiedy mózg analizuje sytuację i zadaje sobie bardzo ważne pytanie:

“Czy warto?”

Dla przetrwania bardziej opłaca się uciekać czy jednak podjąć walkę?


Niewolnicy ruszyli w jakiejś rozpaczliwej szarży wierząc, że “może dzięki temu uratuję swoje życie”. Utang patrzył jak ci ludzie z rozpaczą na twarzach i łzami w oczach umierali, bili Republikanów i uchodźców i błagali o wybaczenie.

Utang stał jak zamurowany. Światło nadawało upiornej aury całemu spektaklowi. Nie był w stanie nic zrobić. Nie widział dotąd nigdy takiego bestialstwa.

Starszy Hartman powiedział kiedyś:
“Świat skąpany w Niewidzialnym Płomieniu to dzieło człowieka. Wszystko co dzisiaj doświadczamy to pośredni efekt działań człowieka. Tak.

Ludzie ludziom zgotowali ten los.

To ludzie ludziom wyrządzili krzywdę. To przez ludzi dzisiaj mutujemy i umieramy od Niewidzialnego Płomienia. To przez ludzi mutanty przemierzają świat. To ludzie próbują nas grabić, to ludzie innym ludziom wbijają noże w plecy.

Człowiek jest najpodlejszą kreaturą jaką można spotkać na Pustkowiach.

Pamiętajcie o tym. Pamiętajcie, aby nie stać się takimi jacy byli ludzie przed Kresem, przed Świtem Naszych Czasów. Nawet dzisiaj istnieją tak podłe istoty. Nie zadawajcie się z nimi. Przeciwstawiajcie się ich niegodziwości!

Dopiero serie puszczone przez podoficerów otrzeźwiły Utangisilę. A może to fakt, że jeden z niewolniczych wojowników właśnie biegł na niego z udręką na twarzy i wzniesioną do ciosu siekierą. Pięć metrów.

W przedwojennych podręcznikach psychologii wojny pięć metrów uznawano za granicę, kiedy mózg na zagrożenie życia prawie zawsze wybiera opcję "walczyć", ponieważ opcja "uciekaj" daje mniejsze szanse na przeżycie.

Zwiadowca cofnął się dobywając z kabury pistoletu i wpakował kilka pocisków w nieszczęśnika cofając się w głąb obozowiska. Człowiekowi rozerwało głowę, bok i ramię. Padł i drgał jeszcze przez chwilę po czym obroża eksplodowała. Następny już ruszał na czarnoskórego, ale i w tego wpakował kule od których tamten tryskał krwią niczym groteskowa fontanna. Ten też wybuchł, kiedy tylko piekielne urządzenie przestało wykrywać puls. Utang walił prawie na oślep, ale z tej odległości ciężko było nie trafić. Szczególnie kiedy mózg podjął decyzję

WALCZYĆ

Utang nim tryby procesów myślowych znów zaczęły się obracać wpakował cały magazynek w falę niewolników i cofnął się prawie pod lazaret. Jakiś spanikowany żołnierz chwycił go za rękę z pistoletem. Miał otwarte szeroko oczy i chyba zlał się w spodnie ze strachu.

- Popierdoliło cię?! To nie ich wina!

Utang odtrącił wojownika. Sam się bał. Taktyka terroru Legionistów była więcej niż skuteczna. Ale ktoś dawno temu zaszczepił w nim myśl, że takie rzeczy dzieją się na Pustkowiach.

I że trzeba się im przeciwstawiać.

- Oni i tak ich zabiją! Chcesz zginąć razem z nimi!? - wydarł się na spanikowanego Utang i dokończył drugi magazynek. Ostatni. Strzelec był z niego marny, ale to była rzeźnia, a nie pole treningowe, a posłano przeciw nim tłum.

Sanitariusze i medycy już ewakuowali punkt medyczny, ale jeżeli legioniści skierują tutaj ogień broni ciężkiej to wszyscy zginą. Utang rzucił jeszcze granat w tłum niewolników. Strzelił po gębie spanikowanego żołnierza, który łapiąc się za głowę i coś mamrotał.

- Pomóż ewakuować rannych! wydarł się znów.

Eksplozja rozrzuciła nieszczęśników i spowodowała kilka wybuchów wtórnych niewolniczych obroży. Krew obryzgała dzikusa ubarwiając jego mundur, pancerz i twarz szkarłatem. W świetle płomieni i światła racy rzuconej przez Barry’ego wyglądał jak upiór.

- Już!! - znów krzyknął Utang.

Panikarz prawie na czworaka wbiegł do Lazaretu.
Część żołnierzy poszła za przykładem podoficerów, część uciekała, część szukała innych sposobów, aby jakoś opanować to szaleństwo i zniweczyć wysiłki Legionu. Ale Utangisila podświadomie już wiedział, że nawet jeżeli odeprą ten atak, to efekt został osiągnięty. Ten garnizon będzie się bał, bo ci którzy przeżyją tą noc zostaną okaleczeni i upośledzeni przez terror jaki zasiali Legioniści.
Wybuch granatu najwyraźniej odstraszył niewolników, którzy zaczęli atakować inne cele. Utang zdjął z pleców karabin i cofnął się kilka kroków prawie wpadając na Igłę, która właśnie wyszła ze środka. Dzikus wyglądał jakby właśnie wyszedł z rzeźni albo jak szaleniec, który chce wszystkich wymordować. Krew niewolników spływała z niego na ziemię. Spojrzał na Natalię. W jego oczach… nie było nic. Wyglądał jak w ciężkim szoku, jakby coś w nim pękało, ale nie było w stanie się po prostu złamać.

- Oni… legioniści nie są ludźmi. - wymamrotał - Nie zasługują na życie.

Średni był z niego strzelec, ale przykucnął, uniósł karabin, prawie wzorowo, i w tym swoim amoku zaczął walić w ludzi na łodziach. Bez celowania. Jakby nie zależało mu czy trafi czy nie.

Przeciwstawiać się podłym ludziom.

Przeciwstawiać się podłym istotom.


To była jedyna myśl która zajęła cały jego umysł i była odtwarzana raz za razem.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 16-12-2018 o 00:05.
Stalowy jest teraz online