Mózgowcem był jakiś Max Kovalsky, Sullivan miał się powołać na Dannego, którego tamten miał ponoć znać jako znajomego jego ojca. Cóż, pewnie jakiś studenciak z pryszczami na gębie. Gdy szedł w kierunku głównego budynku szukając wzrokiem znaków kierujących do Instytutu Wysokich Technologii.
Max nie zdążył nic zrobić z zauważoną sytuacją, gdy zadzwonił telefon. Obcy numer. To na pewno nie dzwonił pułkownik Blackreach, jego numer pamiętał z wizytówki.
Felicja chciała wracać do siebie, ale Danny upał się, że dopóki nie będzie mogła zadbać o bezpieczeństw musi tu zostać. Więc została. Przypadł jej jeden z pustych pokoi, koło pokoju Franko. Gdy Włoch wrócił, wciąż nadrabiała zaległości w żywieniu. Najwyraźniej właściciel psów większość żarcia oddał swoim pupilom. Ale to w sumie normalne u psiarzy, że psy jedzą lepiej niż właściciele.
Na widok Tommiego ochroniarz odruchowo sięgnął pod kurtkę.
- Spokojnie, to on - powiedziała Q -
Cześć, nawet nie wiem jak się nazywasz. Jestem Q - podeszła wyciągając dłoń na powitanie.
Ładnie się uśmiechała, tak trochę nieśmiało. Całkiem inaczej niż na teledyskach. Nie ociekała drapieżną seksualnością. Wyglądała jak zwykła dziewczyna z sąsiedztwa… prawie, bo wciąż miała pomalowaną twarz.
- Gdzie twój duży kolega? Mam nadzieję, że nic mu nie jest? - wydawała się zatroskana jego potencjalną krzywdą.