Q objęła się ramionami jakby nagle zrobiło się jej zimno.
- Nie, to nie fan… raczej fanatyk - powiedziała po chwili unikając jego wzroku -
Jakiś kult poczuł się urażony tym o czym śpiewam. Że to profanacja i takie tam religijne bzdury. Że obrażam ich wierzenia. Myślałem, że to tylko takie gadanie. Wiesz, a to jakiś pastor z ambony krzyczy, że jestem nawiedzona, a to w Teksasie zakazują sprzedaży moich płyt. To tylko napędza marketing. Ale ten… fanatyk zaczął zabijać. Zabił jedną z tancerek. Pewnie przez pomyłkę, wtedy na planie wszystkie miałyśmy podobne kostiumy. Rozmawiałem z managerką i chciałam zawiesić koncerty by to ucichło, ale powiedziała, że trzeba kuć żelazo póki gorące. Że nie możemy zmarnować ofiary, która poniosła tamta tancerka.
Miła osoba z tej managerki, taka praktyczna. Przemknęło przez myśl Tommiemu.
Felicja odsunęła pusty talerz. Nie unikała wzroku Franko, jak to często dzieje się na ulicy, czy w sklepie. Nie przeszkadzała jej brzydota wielkoluda. W jej zielonych oczach czaiły się iskierki rozbawienia.
- Nie wiedziałam, że Tommy wyszedł. Kręcił się tu, a potem już nie widziałam go. Martwisz się o niego, ale chcesz to ukryć. - stwierdziła bardziej niż zapytała -
Myślisz, że może zrobić coś głupiego? - A Mariano znalazłam w The Vault. Poczekałam aż wyjdzie. Widać Mariano nie chciał awantury, bo kazał ochroniarzom czekać i pogadał ze mną sam na sam. Wiedziałam, że wcześniej proponował Marice pracę. To ładna dziewczyna, a jej rodzina klepie biedę. Ona dorabia w pizzerii. Chciałam jej odpuścić opłaty za kurs, ale się uparła, że nie chce jałmużny. Wiem, że nie poszłaby na propozycje Mariano, ale słyszałam, że on nie lubi odmawiających kobiet… Resztę znasz.