Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2018, 20:28   #201
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Zaniepokojona Hala popatrzyła na pracownice, po czym ściszyła głos. - Nie bardzo mogę opuszczać te podwoje… a w łaźni byłoby niegrzecznie rozmawiać z gościem. Co do samej kradzieży to… tylko moja córka była wtedy w pokoju. Podobno intruz wszedł przez drzwi, co wydaje się być nieprawdopodobne. Za dużo straży, za dużo zabezpieczeń, no i te magiczne hasła…
- Ja bym się nie obraziła na rozmowę w łaźni. Bardzo chcę pomóc. - Zabrzmiało to szczerze, mimo żaru w lędźwiach smoczycy na myśl o zobaczeniu nagiej mężatki.
- M-m… tu też jest dobrze - odparła stanowczo rozmówczyni Godivy, choć stanowczo to zbyt mocne słowo… jej ton był łagodny, acz nie znoszący sprzeciwu. Trudno się dziwić skoro była arystokratą. Władzę miała we krwi.
- Amal wtedy nie spała… mówi, że przyszedł koło północy i rozpoznała w nim Francisa choć… jak już wiesz, nikt za bardzo nie pamięta jak on właściwie wygląda.
- Mój brat wspominał coś o tym - mruknęła cicho skrzydlata, skrzętnie ukrywając rozczarowanie. Nie potrafiła się jednak gniewać na damę. Zacisnęła tylko dłonie na sukience, co by powstrzymać swoje smocze instynkty, nawołujące do spełnienia swoich pragnień. Może i nie była prawdziwym smokiem jak kiedyś Starzec, jednak i w jej naturze nie leżało samoograniczanie.
- Na pewno… sama? Przecież służba wydaje się was nie odstępować - dodała.
- W dzień nie odstępuje, ale w nocy ludzie potrzebują snu. Nasi niewolnicy odpoczywają i jedynie strażnicy zmieniają swoje warty i obchody, ale to również w jakiś odstępach czasowych - wytłumaczyła kobieta z pustyni. - Hanna i Anna spały w pokoju dla służby lub robiły to na co miały ochotę, nocami są wolne od usługiwania nam… ich właścicielom. Z tego co mówiły, czytały książkę pożyczoną z dołu i grały w kości z Fadlem oraz Quadamahem.
- Hasła… mógł się od kogoś dowiedzieć. To chyba jedyny sposób do ominięcia tego zabezpieczenia… poza jego rozproszeniem. A… nie… mógł je jeszcze stłumić. - Tymczasem mówiła do siebie Jaenette, marząc o nocy w sypialni Hali. - Ile trwają te odstępy czasowe i kiedy Amal zorientowała się, że nath zaginął?
- Rankiem Hanna zobaczyła, że jedna skrzynia była w innym miejscu niż zostawiła ją dnia poprzedniego, więc sprawdziła jej zawartość i wtedy się dowiedziała… Od razu poszła nas poinformować i wszczęła alarm. - Dama z Teheru zachowywała się trochę jak na odpytce u belfra, trzymała spuszczony wzrok i skubała nieznacznie ciasteczko, nie mogąc się zdecydować, czy chce je zjeść, czy nie.

Godiva zaś spoglądała na nią wygłodniałym spojrzeniem. Ona miała “apetyt”, ale niestety musiała pić kawę.
- Jak długo przebywał tu Francis… to znaczy tej nocy? - zapytała w końcu, przygryzając delikatnie dolną wargę. Im dłużej przebywała w towarzystwie cudzoziemki, tym bardziej ona budziła w niej pragnienie.
- Nie wiem… - przyznała bezradnie arystokratka. - Podobno był krótko i nie zorientował się, że Amal nie spała, ale… skąd wiedział do której skrzyni zajrzeć? I najważniejsze… dlaczego zabrał tylko nath? Przecież mógł wziąć całą szkatułkę.
- Kto wiedział o nath? Kto mógł wiedzieć? - zapytała smoczyca, przyglądając się kobiecie i ciesząc, że może jeszcze przebywać w jej towarzystwie. Szkoda, że tak licznym… pseudo wampirolożce przeszkadzała obecność córki i kręcących się wokół niej dziewcząt, przeszkadzał Gozreh i przeszkadzały szaty na ciele matrony. Ach… szkoda, że nie zgodziła się na łaźnię.

Hala zastanowiła się chwilę zanim odpowiedziała.
- Raczej każdy, prawdziwa kobieta powinna mieć swój zbiór biżuterii. Wątpię jednak by złodziej wiedział, że to rodzinna pamiątka, a nawet jeśli… to co z tego? To tylko kolczyk. Stary. Drogi. Niemagiczny. Dlaczego zabrał tylko jego? Dlaczego nie cały komplet? - Przetarwszy oczy dłonią, nałożyła sobie kilka pączków, które z wyuczonym dystyngowaniem zjadła, zasłaniając usta gdy przeżuwała.
- I jak on wszedł przez drzwi? Przez okno jeszcze rozumiem… ale przez drzwi? Dlaczego nikt go nie zobaczył? Może się ukrywał… to w takim razie dlaczego nikt go nie słyszał? I dlaczego akurat my? Nic mu nie zrobiliśmy oraz podobno nikt nie składał na nas żadnego zamówienia w okolicznych szajkach. Nie daje mi to spokoju.

Kocur upuścił kapelusik i wdrapał się na ramię swojej pani, by polizać ją po policzku i przy okazji szepnąć coś cicho. Godiva tylko skinęła głową i chciała coś powiedzieć zasmuconej matce, ale słowa uwięzły jej w gardle. Przez chwilę milczała. Napiła się kawy i mruknęła cicho.
- To bardzo stary kolczyk, prawda? Nie wiadomo kto go wykuł, jak trafił do rodziny?
- Stary dla ludzi - potwierdziła dama. - Ma niecałe pięćset lat. Amal będzie ósmym pokoleniem, który go odziedziczył. Podobno zrobił go ktoś z rodziny. Był to prezent od brata dla siostry. Niestety nic więcej nie wiem.
- A kto mógł wiedzieć o tym kolczyku? Gdzie się znajduje… na przykład? Bo złodziej chyba nie przetrząsnął bagażu - dopytywała się Jaenette.
- Amal i Hanna. Reszta ma tylko nikły ogląd tego co gdzie się znajduje, choć zdaje sobie sprawę z każdego dobytku jaki mamy i przewozimy. Kufer został przestawiony i tylko pobieżnie przetrzebiony. Tak jakby chciano dostać się tylko do tej szkatułki i nie głębiej - wyjaśniła Hala.
Smoczyca spojrzała za siebie, na córę i jej zaufaną służkę. Wyraźnie była czymś zmartwiona, westchnęła głośno. Następnie spojrzała znów na rozmówczynię, uśmiechając się blado. - A co ten złodziej mówił o sobie?
Kobieta oparła się w krześle i złożyła ręce na podołku.
- Raczej niewiele… to znaczy nic istotnego. Podobno żyje sam… to znaczy nie ma ani żony, ani rodziców, ale ktoś na niego łoży. Być może jest bękartem, którego ktoś chce trzymać cicho. Opiekuje się dzieckiem. Małą dziewczynką o słabym stanie zdrowia i dość ekscentrycznym podejściu do świata. Miła i wygadana, przypomina trochę kota. Ma swoje zdanie i chadza swoimi ścieżkami, ale czasami się da pogłaskać po głowie, oczywiście w sensie metaforycznym - sprostowała obcokrajowczyni. - Bumi, bo tak się nazywa, cierpi na magiczną chorobę po swoich rodzicach. Ma potworny katar i ciężko oddycha, przez co wygląda jak śmierć na chorągwi, jednakże dzięki tej chorobie ma magiczne moce. Amal wie więcej bo dziewczyny dobrze się dogadywały.
Godiva znów długo milczała, wpatrzona w Halę i zatopiona we własnych myślach i fantazjach. Wydawała się jednak czymś zasmucona. W końcu znów się odezwała.
- Czy ten ślub był planowany już dawno temu?
Po czym zbladła niczym kreda i jej oczy zaszkliły.
- Przepraszam. Nie powinnam o to pytać.
- Nie nie był - uspokoiła ją ciemnoskóra. - Ale naszą córkę odwiedził w domu obcy mężczyzna… gdy tylko plotka pójdzie w świat nikt nie uwierzy, że jest nietknięta. Chyba… że będzie miała męża. - Spojrzenie jasnych oczu wędrowało po hennistkach, a głos znacznie przycichł, gdy odpowiadała, tak by nie zostać podsłuchaną przez niepowołane uszy.
- Nath symbolizuje często dziewictwo… kradzież tego kolczyka jest… dość niefortunna, nie sądzisz?
- Bardzo… - stwierdziła cicho włóczniczka spoglądając na swoje dłonie. Ona bowiem już wiedziała, że Amal dziewicą nie jest. Jej matka też to musiała wiedzieć. A co jeśli dowie się pan młody w noc poślubną? Taki stary mężczyzna pewnie jest wdowcem… lub ma kilka żon. - To bardzo niefortunna sytuacja. Czy… ktoś wcześniej… próbował namówić pani męża do ożenku waszej córki ze sobą? Odrzucony zalotnik mógłby… unieść się dumą i chcieć zbezcześcić dobre waszej rodziny.
- U nas to kobiety zajmują się tymi sprawami - wyjaśniła Hala, ale nie było w tym ani cienia zarozumiałości czy drwiny spowodowane ignorancją smoczycy. - W zasadzie dopiero zaczęłam się rozglądać za dobrym kandydatem, ale czasy są niesprzyjające do powrotu na pustynię, więc do niczego poważnego, ani zobowiązującego nie doszło. Wątpię by to było to… musisz zrozumieć, że my nie zatrzymujemy się na długo w jednym miejscu. Jeden dekadzień i wyruszamy w dalszą podróż. Jeśli ktoś by na nas dybał… musiałby mieć przeogromne pokłady złota, by opłacić szpiegów, którzy by nas śledzili.
- Rozumiem… - Skinęła głową jaszczurza panna i zamyśliła się znów. Wpatrywała się w szyję arystokratki, desperacko próbując znaleźć kolejne pytanie, by podtrzymać rozmowę. - Aaaa... jaka była ta druga droga, ta z której zrezygnowałaś?

Opiekunka Amal wyglądala na zbitą z pantałyku, widać tak bardzo skupiła się na odpowiadaniu na pytania związane z kradzieżą, że zapomniała o ich wcześniejszej rozmowie.
- Słucham? Jaka druga droga? Dostania się tutaj? Nic o takim nie mówiłam
- Ja nie o tym… - zmieszała się Jaenette i zaczęła pospiesznie precyzować. - Wspomniałaś, że miałaś wybór między małżeństwem, a czymś jeszcze. I cieszysz się, że wybrałaś małżeństwo.
- Och… oooch… - Hala zarumieniła się zmieszana i spłoszona zarazem. - To nie do końca tak jak myślisz… to dość osobista sprawa o której wszyscy wiedzą… - Cmoknęła bezradnie i przewróciła teatralnie oczami. - Abdul nie jest moim pierwszym mężem. Wedle tradycji wdowa jest na utrzymywaniu rodziny męża lub zostaje odesłana z powrotem do domu… oczywiście nigdy więcej nie zostaje wydana. Moim pierwszym mężem był brat Abdula, który zmarł z powodu odniesionych ran w boju. Ja miałam zostać wysłana do rodziców, a moi dwaj synowie których urodziłam kilka miesięcy przed śmiercią Haqima mieli zostać w rodzinie. Abdul również był wdowcem i zaoferował mi małżeństwo oraz prawo do opieki nad dziećmi. Jedynym warunkiem była podróż, ciągła i nieustawiczna, bo ten nie lubi za bardzo swojej kultury i nie może zbyt długo wysiedzieć w rodzinnym domu.
- Nie dziwię się mu - mruknęła pod nosem skrzydlata w przebraniu, rozpalonym spojrzeniem wodząc za Teherką. Nie sprecyzowała jednak w jakiej kwestii się nie dziwi. Po czym dodała cicho. - Tu też małżeństwa są planowane, ale biorą w tym udział oboje rodziców i czasem starszyzna rodu.
- To musi być ciekawy widok… u nas czasem dwie matki nie potrafią się ze sobą dogadać… jakby miały dołączyć do tego całe zastępy powinowatów to pewnie obrady trwałyby miesiącami jak nie latami. - Zaśmiała się dama, rada ze zmiany tematu.
- Jarvis twierdzi, że to bardziej przypomina grę, szachy albo karty. Obie strony przychodzą i spotykają się ze sobą i gadają próbując ugrać jak najwięcej na tym ślubie. Posag żony bowiem może być różny. Nie ma z góry ustalonej wielkości, do tego dochodzą różne “uprzejmości”, które obie rodziny winny sobie udzielić po ślubie - wyjaśniła Godiva niezwykle rada z tego, że poprawiła kobiecie humor. Żeby jeszcze umiała rozpalić w niej ogień, który w jej trzewiach teraz płonął.

- Jjarvis to twój brat? - upewniła się Hala, gdy tymczasem jej córka zaczęła jęczeć i wzdychać.
- Iiileee jeszcze mam tak siedzieeeeć… ramiona mi cierpnąąąą… - poskarżyła się znudzona jak stary pies pokojowy.
- Nie jesteśmy nawet w połowie pani… - pisnęła jedna z artystek, łapiąc przedramie dziewczyny, by nie wytarła go przypadkiem w kołdrę.
- Bogooowieeee… zabijcie mnieeee!!!
Matrona uznała to za całkiem zabawną scenkę, zaśmiała się radośnie ukazując dołeczki w policzkach.
- Tak. Jesteśmy bardzo ze sobą zżyci. Łączy nas mocna więź… pewnie zostanę jego przewodniczką przed ołtarz… gdy się zdecyduje ożenić - wyjaśniła wojowniczka również uśmiechnięta i wpatrzona w rozmówczynię jak w obrazek. - Nasze rytuały nie są tak czasochłonne.
- A jest młodszy czy starszy od ciebie? - dopytywała się ciekawska jasnooka.
- Trochę starszy, bardzo chudy, wysoki i z długim nosem i długimi włosami - mruczała smoczyca, oczuwając cień zazdrości wobec Jarvisa. To, że był pierwszy w sercu Chaai Godivie nigdy nie przeszkadzało. Ale Halę chciała zatrzymać tylko dla siebie.
- I nikogo jeszcze nie ma? - zdziwiła się arystokrata. - Strasznie późno zawieracie tu małżeństwa… - Zatroskała się, jakby to miało dla niej jakiekolwiek znaczenie. - Musisz mu koniecznie kogoś znaleźć… może i jesteś młodsza, ale jako siostra i kobieta powinnaś się nim opiekować. Mężczyźni są tacy niepoukładani w codziennym życiu. Jak dzieci.
- On ma kogoś… bardzo blisko siebie. Tyle, że są zbyt zajęci romansowaniem by myśleć o ożenku. Ale to pewnie mojego brata czeka… kiedyś - wyjaśniła Niebieska i westchnęła ciężko. - To ja jestem samiutka i jak dotąd nie znalazłam właściwej osoby.
- Hmmm… to niedobrze, lepiej przemów mu do rozsądku zanim będzie za późno. Jestem pewna, że jego żona na pewno by zadbała i o twoje zamąż pójście. Jesteś w końcu taka ładna i grzeczna, wielu by chciało mieć taki kwiat przy sobie - odparła Hala z przekonaniem.
- Ładna? - speszyła się “wampirolożka”, czerwieniąc jak burak i zerkając na swoje dłonie. Jej serce waliło jak młot kowalski i jedynym dźwiękiem niepasującym do tej chwili, był śmiech kocura zduszony siłą łapy przyciśniętej do pyska.
- Już przyszła żona próbowała mnie swatać z paroma… osobami. Ale nie wyszło - wybąkała cicho Jaenette i kuksańcem “przypadkowo” zrzuciła “duszącego” się chowańca ze stolika.
- Nie wyszło? - Powtórzyła jak papużka ciemnoskóra. - Chcieli pewnie za duży posag na który cię nie stać? Och… nie przejmuj się, nie wiedzą co stracili. Znajdą się inni, którzy cię zrozumieją i będą szanować. Pamiętaj… miłość nie jest taka ważna przy ślubie, zresztą jeśli trafisz na odpowiednią osobę to i tak samoistnie się pojawi. Ważne jednak by mąż szanował cię i wspierał. To klucz do szczęśliwego małżeństwa.
- A jak to jest z pierwszą nocą... bywa tak straszna jak mówią? - zapytała Godiva, zgrywając niewinną dziewicę, co akurat było łatwe bo dziewicą nadal była. Niezbyt naiwną, za to bardzo ciekawską.
- Pierwsza noc poślubna jest straszna…. lądujesz w pokoju z całkowicie obcą sobie osobą i nie masz pojęcia co ze sobą zrobić - wyjaśniła pobłażliwie Hala. - Co się zaś tyczy defloracji… to już inna sprawa. W teorii powinna odbyć się podczas pierwszej nocy, ale para zazwyczaj jest tak zagubiona, że mijają tygodnie zanim się do siebie przyzwyczają i zbliżą, ale o tym… nikt nie mówi. - Rozciągnąwszy usta w szerokum uśmiechu, poruszyła dwuznacznie brwiami, jakby naigrywała się z tych wszytskich męskich przechwałek jakie krążyły od tawern po sale balowe.
- A kiedy robi się przyjemnie i jak nakłonić męża by było przyjemnie i co według ciebie jest przyjemne… - mruczała speszona i jednocześnie pobudzona skrzydlata, marząc o nocy poślubnej ze swoją rozmówczynią.
- O takich rzeczach dobrze wychowane kobiety nie powinny rozmawiać - speszyła się dama, a jej wargi zafalowały ni to w uśmiechu, ni grymasie. Przyłożywszy dłoń do policzka uciekła zawstydzonym spojrzeniem za okno…. tylko, że to było zasłonięte.

Tymczasem do pokoju weszła, zapewne, Anna. Smoczyca miała problem z rozpoznaniem która niewolnica była która, bo ubrane były tak samo i urodą do siebie zbliżone, choć miała niejasne wrażenie, że nie były spokrewnione.
Służka podeszła do swojej pani i szepnęła coś na ucho w obcym języku. Matrona słuchała w skupieniu, a jej twarz powoli sztywniała i przybierała twardy wyraz. Kiwnęła głową na znak, że rozumie, po czym dziewczyna ponownie wyszła.
- Obawiam się, że nasz czas powoli dobiega końca… zostali zapowiedziani nowi goście. Kobiety z rodziny pana młodego, przyszły odbyć puję i uczestniczyć w mhendi… twoje towarzystwo choć przyjemne… mogłoby wzbudzić u nich podejrzenia i krępujące pytania. Wolałabym… wolelibyśmy tego uniknąć - odparła przepraszającym tonem.
- Rozumiem. Kiedy mogłybyśmy się znów spotkać? Przypuszczam, że będę miała kolejne pytania i być może jakieś pomyślne wieści w sprawie nath - odparła z uśmiechem Godiva, starając się zdusić gniew kotłujący się w jej sercu. Z chęcią powyrywałaby rogi tym babsztylom.
- To będzie trudne przed ślubem… ale jeśli będzie to coś pilnego, proszę przyjść w każdej chwili. Ktoś na pewno cie wysłucha - odparła z przekonaniem Hala.
Gadzina z przylepionym uśmiechem przytaknęła głową, połykając tą gorzką pigułę, jaką była ta odpowiedź. Nie chciała wszak, by ktoś ją wysłuchał, tylko Hala właśnie.
Kocur wdrapał się na siedzisko i coś mruknął jej do ucha.
Smoczyca spojrzała na niego ze zdziwieniem i irytacją.
- Mój kot może tu zostać? Chyba jego obecność uspokaja Amal - spytała bez przekonania.

Teherka zrobiła wielkie oczy w zdziwieniu, które wykorzystała trzymana przez Hannę córka.
- TAAAK! Kotek niech zostanie, ale ty wo… - Nie zdążyła dokończyć bo jej służąca zakryła jej usta i przypilnowała by przestała się znowu wyrywać spod henny.
- Jeśli to nie problem… to jakiś czas może tu zostać… chyba… - rzekła w końcu opiekunka.
- To dobrze… Jak mu się znudzi, sam ucieknie… lub zniknie. Taką ma naturę - mruknęła smętnie smoczyca z zazdrością wpatrując się w Gozreha, który kocim zwyczajem lizał sobie łapkę.
Ciemnoskóra arystokrtka musiała chyba przetrawić te informacje, bo siedziała w milczeniu przypatrując się dziwnemu zwierzowi, którego do tej pory ignorowała. W końcu pokiwała spolegliwie głową. W tej samej chwili drzwi do pokoju ponownie zostały otwarte i niewolna weszła razem z zastępem pięciu hotelarek w fioletowych uniformach. Każda z dziewcząt trzymała krzesło lub taboret, który ustawiały pod ścianami, po chwili weszli mężczyźni z niskimi stolikami, a za nimi kolejne kobiety z obrusami i zastawą. Jedni wchodzili, drudzy wychodzili, zaczynał robić się zamęt i lekka panika, bo ktoś zapomniał wytrzeć widelczyków, a ktoś inny przyniósł nie te kwiaty co powinien i dawaj teraz zbiegaj cztery piętra, by zaraz ponownie po nich wbiec.
Fadl skorzystał z sytuacji i przekradł się do pokoju, by “dyskretnie” wyprowadzić Jeanette i przy okazji dowiedzieć się czego się dowiedziała. Smoczyca jednak była tak rozżalona rozstaniem z obecną miłością swojego gadziego życia, że w ogóle nie potrafiła wydusić z siebie zdań z sensem.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline