[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=UKYbz4Q_Z0o[/MEDIA]
Świat nie był ani okrutny, ani radosny. Był po prostu chaosem pędzących na oślep cząsteczek, mieszaniną reagujących ze sobą substancji chemicznych. Nie było w nim prawdziwego ładu, ani uświęconego potępienia zła i zwycięstwa słusznej sprawy. Świat to chaos… to wszystko chaos.
Chaos, w którym utknęła grupa żołnierzy, niczym w koszmarnym snie z którego nie da się wybudzić.
Ucieczka odpadała, stanie w miejscu odpadało. Ruch dawał szansę, jakąkolwiek.
Krok za krokiem, metr za metrem… z początku szło całkiem nieźle. Pierwszy odcinek szeregowa Cyrus pokonał w jednym kawałku, omijając największą masakrę przy plaży. Biegła starając się nie oglądać za siebie i nie myśleć, tak było łatwiej. Obrać cel i podążać do niego jak po sznurku, zakładając klapki na oczy, aby nic nie rozpraszało zbędnie uwagi. Patrzeć do przodu… i pod nogi. Lepiej nie wyrżnąć się na glebę w krytycznym momencie i pal licho zęby - one akurat tutaj nie liczyły się kompletnie. Gdyby zaczęła się rozglądać, pewnie puściłaby pawia prosto na buty.
Gdzieś z przodu mignęła jej sylwetka Wade’a, albo coś jej szwankowało z oczami, co w panujących warunkach byłoby wielce prawdopodobne.
Miała nadzieję, że to on - żywy, w jednym kawałku. Zanim jednak zdążyła posmakować nadziei, Fortuna odwróciła kartę.
Seria wybuchów mięsa armatniego, wznosząca w powietrzu tumany krwi. Laurze wydawało się, że wdycha ją razem z każdym nerwowym haustem powietrza. Czuła metaliczny posmak na języku i miedź drapiącą w nos… a to był dopiero początek.
Kolejny wybuch, tym razem w HQ prawie zatrzymał ją w miejscu. To już nie była butelka z benzyną albo mina, tylko coś mocniejszego, bardziej morderczego. Eksplozja objęła dół budynku, a dziewczynie po kręgosłupie przeszedł lodowaty dreszcz. Tego samego budynku, do którego wbiegł Harris…
Nabrała powietrza aby chyba krzyknąć, zastopował ją cios w ramię i szarpnięcie. Drobne zielonkawe krople padające na twarz…ćpun nie musiał zostać poinformowany, on wiedział że wziął narkotyk, ale jaki?!
Czas zwolnił, obraz począł się dwoić przed oczami, myśli też zwolniły, o ile kiedykolwiek posuwały się żwawym tempem. Jak na zwolnionym filmie mechanik patrzyła na napastnika szykującego się do zadania kolejnego ciosu, sama próbowała podnieść broń i strzelić…
Próbowała, tylko ciało nie chciało słuchać.
Krzyki i strzały rozciągnęły się do irytującego pomruku bez końca i początku, uwalany na zielono kij znalazł się w zenicie, a potem rozpoczął drogę w dół…
Szarpnięcie, obrót powodujący zmianę punktów świateł w rozmazane smugi… i słowa.
Ktoś mówił… do niej, nad nią?
Umarła i teraz morderca wygłasza przydługi monolog na szybko stygnącym ciałem? Zabitym… kijem? Kijem, kurwa?!
Co za przypał…
- Zamknij oczy - usłyszała wyraźniej, chociaż ciągle w tej denerwującej, flegmatycznej formie. Potrząsnęła głową, ktoś lał jej coś mokrego na gębę? Znowu krew?
Nie… krew nie byłaby taka chłodna i przyjemnie bezwonna.
Zamrugała, przetarła twarz rękawem. Obrazu otaczającej jej chujni to nie zmieniało, ciągle ktoś wybuchał, ludzie strzelali, klęli i krzyczeli. Za to rozpoznała wybawcę. Był z jej oddziału. Medyk.
Ten od karty na hełmie. Wychodziło, że uratował jej dupę.
- Dzięki Sticky…jesteś moim bohaterem. Jak to się skończy masz pełen pakiet - wychrypiała, strząsając z siebie resztki narkotycznego otępienia i posyłając medykowi całusa poprzez rzeźnię.
Podniosła się, znowu potrząsnęła głową. Gdzieś miała biec… a tak.
- W HQ jest radiostacja, jak ją przestawić zagłuszy sygnały obroży! - doklepała zbierając się w sobie i znów wyrywając przed siebie. Cel wydawał się być tak blisko, na wyciągniecie ręki.
"Wydawał"...