Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2018, 05:03   #99
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wróżce ani warkot, ani przekleństwa kuglarki nie przeszkadzały. Cały czas podlatywała to tu to tam obserwując z fascynacją skarb elfki, w częstych próbach przyszycia palców właścicielki do materiału.
Po spotkaniu z gryfem czarownika, Trixie nauczyła się ostrożności… przynajmniej do końca dnia. I trzymała się w bezpiecznej odległości od Starej Lotty, zwłaszcza widząc grymasy bólu na twarzy elfki, gdy igła znów zdołała wbić się w któryś z palców.

- Skarbeńku… wróciłem do domu. Gdzie jest mój obiadek?- słowa te padły z męskiego gardła, zaraz po otworzeniu drzwi jej wozu. Thaaaneekryyyst wszedł do wozu i spojrzał na pracującą elfkę.
-A więc tym się zajmujesz w chwilach wolnych? Nie łatwiej kupić nowe stroje u krawca? - zapytał naiwnie.

Pośród warkotu wydawanego przez Starą Lotte zdecydowanie dało się wyróżnić prychnięcie doświadczonego kpiarza - No tak. Zapomniałam, że ja to teraz jestem szlachciurską żoną, więc mogę wydawać fortunę na sukieneczki od zadufanych w sobie krawców.
Każde z nich pochodziło z innego świata, co Eshte z przyjemnością podkreślała przy każdej okazji. On nie musiał pracować, służba wszystko podsuwała mu pod nos i byle swoim nazwiskiem płacił za każdy swój kaprys. A ona nieeee, ona była pracowita i pomysłowa. Musiała sobie sama radzić, aby przetrwać każdy dzień.

Teraz nawet na moment nie podniosła spojrzenia na Thaaneeekryyysta. Nie to, żeby była jakaś obrażona (chociaż trochę była ), ale po prostu starała się nie spuszczać wzroku z szalonej igły wbijającej się w materiał -Zresztą, oni to tylko gorsety i krynoliny potrafią szyć. A stroje na występy muszą być wyjątkowe. Muszą mieć mój charakter.

Najwyraźniej charakter kuglarki był niezwykle barwny i krzykliwy, na co wskazywały przedmioty leżące na wyciągnięcie jej ręki. Materiały kolorowe jak papugi, tęczowe kokardy i tasiemki, dzwoneczki, pióra, przeróżne świecidełka. Wszystko, czego tylko mogłaby chcieć artystka!

- Ale przecież masz dużo strojów. Wszystkie kolorowe…- stwierdził Tancrist będący typowym mężczyzną. Nie rozumiejącym kobiecej natury.-... krzykliwe nawet. W żadnym z nich widownia tutejsza cię nie widziała. Po co szyć nowe?
Splótł ramiona razem.- Po prostu załóż na siebie, któryś z już gotowych kostiumów. No chyba że…
Nachylił się ku niej i przyglądając badawczo figurze elfki -Chyba że przytyłaś i w żaden się nie mieścisz, co? Ale wtedy to raczej dieta byłaby lepsza. Bez tych ciasteczek, którymi się tak namiętnie opychałaś w zamku.

Warkot.. zmienił się. Stara Lotte nagle zaczęła charczeć i krztusić się, niczym kocisko próbujące zwrócić na podłogę wyjątkowo dużą kulkę własnej sierści. I z nią było podobnie, bowiem przez rozkojarzenie spowodowane głupotami wypowiadanymi przez czarownika, elfka straciła panowanie nad soczyście zielonym materiałem. Maszyna wciągnęła kawałek, a potem się przycięła i ani odrobinę nie reagowała na pomstowania Eshte. Chyba.. chyba nawet strużka dymu uniosła się w powietrze. Albo to kuglarka zaczynała płonąć ze złości.

-To.. będzie.. -syczała, bardziej skupiając się teraz na uratowaniu przyszłej kreacji niż na rozmowie z Thaaneekryyystem. Tu pociągnęła, tam uderzyła, a pomiędzy dorzuciła jeszcze kilka przekleństw. Widać nie pierwszy raz Lotte postanowiła zeżreć materiał -.. strój dla.. Trixie!
Spode łba i spomiędzy wzburzonych kosmyków zerknęła na mężczyznę, który był winien całej tej sytuacji. Jak zawsze, a przecież znali się od niedawna - Czego chcesz? Cały dzień przymilasz się do szlachciurek, a teraz nagle tu przyłazisz?

-A czego mógłbym chcieć od mojej kochanej żonki? Obiadku, miłych słów, buziaka w policzek może?
- zaczął żartobliwie Tancrist splatając ramiona i patrząc na działania kuglarki. - Oczywiście że muszę się przymilać do szlachetnie urodzonych. Powinienem wiedzieć co w trawie piszczy… a przyszedłem zająć się twoim tatuażem. Po to tu przecież jestem. By ci pomóc.

- Jakie to romantyczne.
- zaszczebiotała wróżka, nie mając pojęcia o co właściwie chodzi między dwojgiem “małżonków”.
-O tak.. baaardzo romantycznie - to było zadziwiające, ale Eshte zgodziła się ze słowami rozmarzonej wróżki. Czyżby jej uczucia wobec Ruchacza zaczęły się trochę.. ocieplać? Uh, niekoniecznie. Tę rozkoszną wizję psuła sarkastyczna nuta w jej głosie, a także krzywy grymas niewiele mający wspólnego z prowadzoną na boku walką ze Starą Lotte.

-Aż nie mogę się zdecydować, który fragment jest bardziej romantyczny. Ten, w którym czarownik całkiem o niej zapomina, aby uganiać się za szlachciurskimi spódnicami? Czy ten, w którym ona prawie zostaje rozszarpana przez jego rozszalałego pieszczoszka? - tak właściwie to ten grymas był przesadnie słodziutkim uśmiechem, który elfka utrzymywała na wargach pomimo szarpania się z maszyną. W pewnym momencie jeszcze trochę pociągnęła za materiał, aż po prostu trzasnęła ją ręką po malowanym grzbiecie.
Pomogło. Stara Lotte przestała się krztusić i wypluła z siebie pozostałości kawałka materiału, który zdołała dokładnie przeżuć. A zwycięska Eshte wyprostowała się na krześle, po czym dmuchnięciem odgoniła z twarzy kosmyki włosów. Błysnęła ząbkami do swojego towarzystwa - Wprost czuję się jak damulka z tych mdłych powieści bardów.

- Razorbeak nie je ludzi, ani elfów… szczególnie nie je elfek. Kościste to takie i biust ma mizerny.
- odparł żartobliwie czarownik uśmiechając się ironicznie. Podszedł do elfki i pogłaskał ją po czuprynie.
- I doprawdy wzrusza mnie to, że jesteś tak spragniona mojej obecności. Obiecuję kochana żonko, że jutro cały dzień spędzę z tobą, szepcząc ci do uszka słodkie słówka -po czym dodał poważnym tonem, nadal burząc “artystyczny nieład” elfich włosów swoją dłonią - Razorbeak nie zabija i nie atakuje, o ile nie zostanie zaatakowany lub nie poczuje rzucanego na niego czaru. Natomiast lubi straszyć ludzi i nieludzi swoją potężną postacią. I lubi pieszczoty… więc zastraszył cię, byś go głaskała. Nie pierwszy raz wycina mi taki numer. Ale możesz poczuć się dumna. Polubił cię.

Już Eshte otwierała usteczka, aby sprzeciwić się takiemu traktowaniu przez mężczyznę.
Już palce otulone bandażami i chronione naparstkami zaciskała w piąstkę, aby mocnym uderzeniem wybić mu z łba słodkie słówka i myślenie o jej biuście.
Ale powstrzymała się.

-Polubił? -powtórzyła, a błysk w jej oczach świadczył o poruszającej się w jej głowie machinie pomysłów, planów i.. kombinacji. Pod wpływem zaledwie tego jednego słówka wprawiły się w ruch, niczym te wszystkie skomplikowane zębatki zgrzytającego wewnątrz Starej Lotte.
A zatem zamiast uderzenia i spływającej z jej usteczek fali wyzwisk, elfka zareagowała jedynie szerokim uśmieszkiem. Nie takim skierowanym do czarownika, ale prędzej do swych własnych myśli stojących w ogniu jej geniuszu -To może jak go znowu odpowiednio dobrze podrapię, to uda mi się go wykorzystać do występu, co?

- Z moją pomocą… rzeczywiście mogłabyś. Tylko nie wolno ci używać magii na nim i wokół niego. Tylko ja mogę to robić
.- Ruchacz nadal głaskał elfkę, po włosach.. czasem muskał kciukiem jej szpiczaste uszko wywołując niemal koci pomruk z ust kuglarki. Bo to przyjemne było i jej reakcja na to, była niemal instynktowna.
-No i trzeba go nakłonić do tego co ma zrobić. Czeka cię masowanie jego brzuszka. Bo to duży pieszczoch jest. - dumał czarownik, a Eshte przypominała sobie z jakim entuzjazmem ów “pieszczoch” rozrywał gremliny na kawałki.

Wraz z przemijającymi minutami kuglarka stawała się coraz bardziej świadoma tego dotyku burzącego grzywę jej włosów i mającego czelność dotykać wrażliwych uszu. Na to pierwsze jeszcze jakoś przymykała ślepka, chociaż niezbyt jej się podobało bycie traktowaną jak mała dziewczynka. Tyle się w życiu napracowała, że należał jej się szacunek! Szczególnie od tego paniczyka o mięciutkich i zadbanych dłoniach.
Zaś to drugie, ta niby przypadkowa pieszczota, przyprawiała ją o dreszcze. Te skupiały się początkowo na karku biednej elfki, gdzie unosiły te malutkie włoski porastające delikatną skórę, a potem silnymi falami spływały plecami wzdłuż kręgosłupa. Okropne uczucie, szczególnie kiedy powodowane palcami Ruchacza. I Eshte nie miała zamiaru się na nie godzić!

Uniosła więc rękę ponad głowę i zaczęła machać nimi wściekle, jak gdyby próbowała odgonić od siebie natarczywą muchę. W tym przypadku mucha była wyjątkowo wielka i miała tylko trochę mniej oczu, ale nadal ją drażniła.
-Weź się odwal, co?! To nie ja jestem Twoim pierzastym pieszczoszkiem! - ryknęła, jakoś niezbyt się przejmując ewentualnym przywaleniem w mężczyznę. Zresztą, należałoby mu się.

- Oczywiście że nie… jesteś moją kochaną żonką, której należy się o wiele więcej… pieszczot.- odparł irytujący elfkę czarownik, chociaż odgonić się dał. Usiadł na jej łóżku dalej drocząc się z nią.- Zresztą mój gryf nie mruczy jak kotka pod wpływem mojego dotyku i nie rumieni się tak uroczo jak ty.
Po chwili jednak zmienił temat. - Co moje kochanie planuje, gdy już dotrzemy do posiadłości hrabiego? Interesuje ci dworska kariera? Występy na ucztach nobili i wygodny pokój? No i… ile zajmie ci to szycie? Czas by twój kochany małżonek zajął się twoim malunkiem na szyi.

-No, a jak dużo jeszcze mamy czasu do wyruszenia? Bo póki tutaj stoimy, to ja dalej szyję. Przecież nie będę tego robić prowadząc wóz, co?
-skwitowała kąśliwie Eshte, bo i przecież bardzo dobrze wiedziała co było dla niej najważniejsze. Według tego myślenia szycie stroju dla Trixie, aby cudownie prezentowała siebie i samą kuglarkę oraz nie pokazywała cycków wszystkim szlachciurkom, było o wiele ważniejsze od bycia macaną przez czarownika.

Odwróciła się z powrotem do Starej Lotte, aby doświadczonym spojrzeniem ocenić wyrządzone przez nią straty. Na szczęście nie było to nic, czego nie mogła naprawić odrobiną artystycznej wolności. Dlatego sięgnęła po leżące nieopodal nożyce, wielkie i trochę przerażające, po czym zaczęła nimi ciąć postrzępiony materiał.
-A hrabia to zamierza urządzać jakieś duże przyjęcia u siebie? Bo jeśli nie, to raczej sobie ruszę dalej, to następnego miasta. Niezbyt też mam ochotę być w domku Paniuni. Pewne znowu spróbowałaby na mnie tego pierdzenia ognistymi kulkami -pociągnęła nosem, dodając z powagą bardzo zapracowanej osoby -Nie mam czasu na taką dziecinadę.

-Nie wyruszymy już dzisiaj. Tylko jutro z rana. A i zwlekać z tatuażem też nie powinniśmy. Jestem pewien że Pierworodny nie może się doczekać ponownego spotkania z tobą.
- stwierdził dość ponurym tonem czarownik. Potem dodał łobuzersko - Poza tym. Im szybciej usuniemy ten tatuaż tym szybciej zniknę z twojego życia. No chyba, że… tęskniłaś dziś za mną i zamierzasz mnie jak najdłużej trzymać przy sobie?

Najpierw wielkie nożyce z nieprzyjemnym zgrzytnięciem dotknęły blatu stolika. Za nimi posypały się podzwaniające naparstki, a w międzyczasie jeszcze cichutko zaszeleścił zielonkawy materiał. Zaskrzypiało gwałtownie odsunięte krzesło, a elfka, dotąd tak straszliwie zapracowana, wstała na równe nogi.

-No, to na co jeszcze czekamy? Miejmy to już za sobą! -zarządziła, bo przecież nie mogła się oprzeć tak łatwemu pozbyciu się Thaaneeekryyysta ze swojego domku na kołach. Czymże była chwila macania po szyi, w porównaniu do reszty życia wolnego od jego irytującego głosu?!

-Usiądź tu i… odsłoń szyję.- zadecydował czarownik sam zsuwając się z łóżka i sięgając do swoich pakunków, którymi wypełnił chyba z pół jej wozu! Zaś Trixie usiadła w pobliżu Starej Lotty i była cicha niczym trusia z podekscytowaniem czekając na pokaz czarów w wykonaniu Tancrista.

Eshte zbliżyła się i przysiadła na brzegu wysokiego łóżka, jednak nie przestawała się przyglądać Ruchaczowi. Jej oczy przesłoniły chmury podejrzliwości, zawsze obecnej kiedy dochodziło do sztuczek czarownika. W końcu nie były takie ładne i niewinne jak jej własne.
-A co Ty właściwie chcesz zrobić? Bo ja to niezbyt mam ochotę być dźgana jakimiś Twoimi ustrojstwami - burknęła drapiąc się małym palcem w spiczastym uchu. Nogami zaś sobie beztrosko kołysała w powietrzu.

-Będę cię pieścił pędzelkiem. Jak ostatnio. Może, a raczej powinno, zapiec na końcu. Ale już nie tak mocno.- wyjaśnił troskliwie Ruchacz wyjmując z sakw swój zestaw malarski i jakieś kolorowe proszki.

-Wiesz - zaczęła ta długoucha znawczyni tematów wszelakich, dla której odpowiedź Ruchacza okazała się być niewystarczająca. Nie byłby to pierwszy raz, kiedy odznaczał się on ignorancją i Niezwykle Utalentowana Sztukmistrzyni Meryel musiała mu zdradzać tajniki magiczne. Ah.. czasem odnosiła wrażenie, że to ona tutaj jest Panią Profesor nauczającą przygłupiego ucznia -Zwykle magowie machają różdżkami albo laskami z gałkami na koniuszkach, a nie pędzelkami. Jesteś jakimś niespełnionym malarzem?
Łokciami wsparła się o łóżko, dzięki czemu z nonszalancją mogła przyjąć pozę słodkiego, półleżącego rozleniwienia. Jednak cały czas przyglądała się bacznie czarownikowi, czy aby nie chwyta się innego ustrojstwa -A może jeszcze nie zasłużyłeś na swoją lśniącą gałkę, co?

-Kuglarze jak ty machają różdżkami, łażą w szatach długich poobszywanych gwiazdami i dużych kapeluszach. Pozują na wielkich magów, bo tak pospólstwo wyobraża sobie czarowników. Ty używasz magii bez różdżki przecież… więc wiesz, że niepotrzebna.
- mruczał czarownik łaskocząc skórę delikatnymi muśnięciami pędzelka. - Mógłbym machnąć dłońmi i skupiwszy moc z bransolet usunąć z ciebie ten tatuaż, ale… byłoby to niebezpieczne. Mógłbym przy okazji oderwać ci głowę, a tego bym nie chciał. Jesteś wyjątkowym klejnotem Eshtelëo. Trzeba cię chronić przed zagrożeniami.

Robiło się tak jakoś gorąco. Nie na szyi, ale na całym ciele, a zwłaszcza w podbrzuszu. Znów wrócił ten przyjemny dreszczyk wywoływany bliską obecnością Thaanekryysta.
Zrobiło się tak… romantycznie i przyjemnie. Bliskość Ruchacza zaczęła kusić ku wspomnieniom i myślom niewłaściwym dla kuglarki. Ku jej palcom wędrującym po jego tatuażach, ku jego ustom muskając czubki jej szpiczastych uszu.

-Różdżki zresztą są ulubionym przedmiotem zabaw, pseudo-magów. Takich którzy nie posiadają własnego potencjału albo mają mały, natomiast mają wiedzę i talent do jego używania. Zwykle zgromadzona jest w nich moc pozyskana od innych zdolnych do jej kumulowania osobników.- mruczał cicho mag pieszcząc jej szyję swoimi “czarami”. Zarówno hipnotyzujący cichy głos Tancrista, jak cała ta sytuacja, nabierała przyspieszającej bicie serca “intymności”.

Chwila tortur, reszta życia bez Pierworodnego. Chwila tortur, reszta życia bez Pierworodnego” - niczym jedną z tych mantr powtarzanych hipnotycznie przez mnichów, tak samo Eshte w myślach powtarzała sobie te słowa, kiedy przyjemność rozlewała się po jej ciele niczym.. niczym.. niczym cudownie gorąca czekolada. Właściwie, to od bliskości mężczyzny elfkeczka czuła się taka jakaś lepka. Jak gdyby w każdej chwili mogła się do niego przykleić i już nie puścić.

Chwila tortur, reszta życia bez Pierworodnego. Chwila tortur, reszta życia bez Pierworodnego” - niechciany rumieniec wpełzł na jej policzki oraz rozpłynął się po niewielkim dekolcie. Ząbkami skubnęła dolną wargę.

-Noo.. a.. a.. laski i.. gałki? -zapytała w rozkojarzeniu, starając się pochwycić myślami jakiegoś brzegu, co by całkiem nie zatonąć w tym rozkosznym uczuciu. Tylko.. czy gałka maga rzeczywiście była tutaj właściwym wyborem?

- Laska z gałką na czubku… to coś co widać u maga, gdy jest goły. Taki żarcik z męskiego przyrodzenia.- wyjaśnił uprzejmie czarownik skupiony na swoich malunkach na jej szyi. Nieświadomy faktu, że elfkce przed oczami stanął niemalże ten męski atrybut. A konkretnie atrybut Ruchacza, któremu to przyjrzała się dokładnie, gdy Pani Ognia pozbawiała go spodni, by odsłonić ten kawałek ciała kochanka. Wspomnienie tego widoku… normalnie powinno wzbudzić dreszcz obrzydzenia. Ale teraz sprawiło, że kuglarce zrobiło się tak bardzo... ciepło i niewygodnie w obecnym stroju. Zrobiło się tak bardzo “erotycznie”. Ale przecież nic nie robili! Byli nadal w ubraniu! Nie działo się nic nieprzyzwoitego, więc...czemu?!

Może to przez pyłek? Nie. Trixie siedziała nieruchomo zaciekawiona magią Ruchacza.
Może to Pani Ognia chciała z niej wyjść? Nie. Nie czuła żadnego wypływania tej zołzy na powierzchnię jej świadomości.
No… bo przecież to nie mogło być tak, że Cudowna Eshtelea Tańcząca z Ogniem lubiła dotyk i bliskość tego zarozumiałego arystokraty? Że chciała poczuć jego pocałunki na swej skórze. Że czuła do niego jakąś słabość? Że zauroczyła się nim?
Nie… to niemożliwe. To absurd. Absurd!

A jednak było zdecydowanie zbyt intymnie jak na gust Esthe. I nieco przerażał ją fakt, że nie bardzo chciało się jej ruszyć z tej pozycji.. Jakoś te muśnięcia pędzelka usypiały jej mięśnie, pozbawiając ciało wszelkiej ochoty do ruchu.

Pewno Trixie obsypała te pędzle swoim pyłkiem, kiedy przeszukiwała rzeczy Thaaneeekryyysta zagracające wóz. Albo on sam rzucił na elfkę jakiś urok pod pretekstem pooglądania sobie jej tatuażu. Oh, w innych okolicznościach Eshte byłaby wściekła, gryzłaby go i wyklinała, a na koniec wykopała ze swojego domku na kołach. Jednak teraz była.. zadowolona. Jak kotka odpowiednio drapana po brzuszku. Zaraz, czyżby w takim razie stała się pieszczoszkiem Ruchacza?

Była podniecona i rozleniwiona jednocześnie. Niepokoiły ją przewalające się przez jej ciało silne uczucia wobec czarownika, ale jednocześnie nie chciała, by kiedykolwiek przestał ją muskać swoimi pędzelkami.
Chwila tortur..” - gdzieś tam w myślach jeszcze rozbrzmiewało echo mantry, ale z każdą przemijającą chwilą stawało się coraz cichsze, tak samo jak powieki kuglarki coraz cięższe. W końcu całkiem się poddała i z szerokim ziewnięciem przymknęła oczy. Może i Pani Ognia próbowała znów zamanifestować swą obecność, ale nie była jedyną siłą przewalającą się przez to gibkie ciałko. I ta druga wygrała.

Otumaniona głosem czarownika oraz łagodnymi muśnięciami pędzli na swej szyi Sztukmistrzyni Meryel najpierw zakołysała się lekko, po czym ręce podtrzymujące ją w półsiedzącej pozycji nagle odmówiły posłuszeństwa. Runęła bezwładnie na łóżko.

- Nie za wygodnie ci?- posłyszała szept czarownika, żartobliwy i ciepły. Nie miała siły odpowiedzieć. Było jej tak przyjemnie, tak rozkosznie. Pieszczota pędzelka przyspieszała nieco oddech, bo nawet mając zamknięte oczy wiedziała kto ją dotyka. I pod powiekami elfki pojawiły się ni to wizje, ni to wspomnienia innych okazji, kiedy to nagi Ruchacz ją dotykał. I jak przyjemne one były. Śniła je na jawie…
-Kiedy jesteś cichutko… wyglądasz tak pięknie i zjawiskowo… Eshte. - szeptał cicho czarownik, nieświadomy że kuglarka wcale nie zasnęła. I słyszy jego słowa.

Wargi kuglarki rozchyliły się w nieco bezkształtnym uśmiechu, ale niewątpliwie jego przyczyną były słodkie słówka spływające z ust mężczyzny i wpadające prosto w spiczaste uszka. Tyle, że to chyba niezbyt były wargi Eshte.. a przynajmniej nie czuła, aby do niej należały. Tak właściwie, to całe jej ciało było.. nie takie. Nie jej. Ociężałe, drżące pod dotykiem Ruchacza i niechętne do ucieczki lub wykonania jakiegokolwiek ruchu. I było to.. przyjemne. Prawie się rozpływa od tej dziwacznej rozkoszy, mogłaby tak leżeć przez resztę życia. Ale - nowa, niepokojąca myśl wtargnęła do jej rozgrzanej główki - czy nie czuła się podobnie, kiedy słyszała anielski głos Pierworodnego? Czy Thaaneeekryyyst próbował wykorzystać tę jej słabość i omotać ją swoimi zaklęciami?

Nagłe ukłucie… jakby kilka igiełek wbijało się w szyję i czarownik nagle odsunął się od elfki. Po czym wstał pytając -Zabolało?

Ból zadziałał na elfkę trzeźwiąco. Był dokładnie tym czego potrzebowała, aby wyrwać się z tego upojonego transu i męskich twardości unoszących się przed oczami jej wyobraźni. No, nie pogardziłaby też kubłem z lodowatą wodą do ochłodzenia zapałów jej ciała i myśli. Miałaby też mało kłopotliwe wytłumaczenie dla rumieńców.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem