Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2018, 05:36   #100
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Otworzyła oczy, a następnie równie gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej, aż zakręciło jej się w głowie. Ale nie było to ważne, skoro mogła już w pełni ruszać swoim ciałem. I tylko wspomnienie tych macanek oraz chutliwych myśli przyprawiało ją o mdłości..

-Tak, zabolało! -warknęła Eshte, za swoim oburzeniem próbując ukryć te wszystkie inne uczucia, które jeszcze przed momentem całkiem nią dominowały. Przecież ich nie chciała! Musiała być wina tego zboczucha w szkiełkach, nie istniało inne wyjaśnienie.
Nieco niepewnie podniosła rękę, aby palcami ostrożnie dotknąć tatuażu na swej szyi. Zerknęła przy tym podejrzliwie na Thaaneeekryyysta -Co mi zrobiłeś?

-Osłabiłem moc tatuażu. Skoro zabolało, to znaczy że mi się udało. Jeszcze z dwa trzy takie rytuały i usunę całkowicie jego moc.
- wyjaśnił uprzejmie czarownik, udając wcielenie niewinności. Jeszcze dwa.. trzy razy… będzie ją… tak… robił, to co robił? Z jednej strony elfka odczuwała radość, z drugiej zakłopotanie i gniew wywołane tą radością. Z trzeciej… nadal czuła ten dziwny głód, tą ekscytację w którą wprawiła ją ta sytuacja. Ta bynajmniej nie zniknęła magicznie wraz z czarowaniem Czarusia.


„T-trzy? Ale czy to nie za mało?
W końcu Pierworodny jest dość potężny, na pewno jego tatuaż nie jest tak łatwy do przełamania.
I może w takim razie Ruchacz powinien poddać ją kolejnemu rytuałowi? No.. jeszcze dzisiaj, najlepiej teraz. Nie ma przecież co czekać, aż pięknooki elf znowu ją odnajdzie. Haaa haaaa...


Nie, Eshte niczego takiego nie powiedziała, chociaż słowa mocno cisnęły jej się na usta. Słowa zwinnie mające skusić mężczyznę do dalszego muskania pędzelkami jej ciała. Może tym razem nie tylko po szyi..
Jednak nie była Panią Ognia, która zamiast bawić się w jakieś gierki po prostu rzuciłaby się na niego i w jednej chwili spopieliła z ich dwojga te przeszkadzające ubrania. Nie była też ( chyba ) pod działaniem pyłku, co to zmieniał ją w głupiutkie i chichoczące dziewczę zakochane w Czarusiu. Była więc bardziej sobą, chociaż przedziwnie wygłodniałą bliskości jego ciała. Nie potrafiła być na zawołanie ani rozpustnicą, ani tak wielką idiotką. Potrafiła za to improwizować.

Dotąd tylko palcami dotykała miejsca z tatuażem, lecz nagle przykryła go mocno całą dłonią. Przechyliła głowę, a jej twarzyczkę przeszył grymas bólu. Nie jakiś ładny i niewieści, ale brzydki, wskazujący na niemałe cierpienie elfki.
-A kiedy przestaaaanie boleć? -jęknęła w cierpieniu.

- Jak to… przestanie boleć? Nie powinno już boleć wcale.- zaniepokoił się czarownik wpatrując się z troską w oblicze kuglarki. Jakby mu na niej naprawdę zależało. Jakby była ważna dla niego.
-Pokaż.. zobaczę… co da się zrobić.- westchnął cicho.

Być może nie powinna była sobie tak igrać z czarownikiem. Być może to było parszywe posunięcie. Ale też w tym momencie nie była do końca sobą i właściwie... to on sam ściągnął na siebie zainteresowanie jakiejś bardzo, bardzo ciemnej strony Eshte. Musiał teraz wypić całe to nawarzone przez siebie piwo, co nie?
Jeszcze sobie syknęła z bólu, co było całkiem przekonującym odgłosem. Potem dłoń odsunęła od tatuażu i palcami przeczesała grzywę swych włosów, by odgarnąć niesforne kosmyki opadające na kark i szyję.

Tym razem nie pędzelek poczuła. Ale palce czarownika wodzące po jej szyi. Jego ciepły oddech owiewający skórę. Dotyk wywoływał przyjemne dreszcze rozchodzące się przyjemnie po ciele kuglarki. Dotyk wprawiające jej ciało w lekkie drżenie. Elfka, choć miała doświadczenie z męskimi awansami, to te nigdy nie były dla niej przyjemne. Aż do teraz.
Czuła zapach jego pachnideł, co zawsze kojarzyło się jej z bezpieczeństwem, ochroną i opieką. A żar w lędźwiach i ogień w sercu, zamiast gasnąć narastały.

-Ty drżysz… czy wszystko w porządku? - zapytał troskliwie czarownik. Było wszystko w porządku, ale mogło być zdecydowanie lepiej. Wszak pamiętała jak przyjemny był dotyk jego ust na swej skórze… nawet jeśli nie lubiła się przyznawać do tego faktu.

-N-nooo... -nie było łatwo elfce się skupić ani na jego słowach, ani tym bardziej na układaniu własnych w logiczną całość. Najchętniej to swe wargi i język wykorzystałaby do.. do czegoś zdecydowanie innego niż mówienie. Ząbki też mogłaby wykorzystać.

Miała w życiu trochę doświadczenia z różnymi specyfikami odurzającymi, więc teraz swój stan mogła łatwo przyrównać do jakiegoś słodkiego upojenia. Tylko czym? Thaaneekryyystem? Jego pachnidłami, głosem, bliskością, dotykiem? Tą troską, do której nie była przyzwyczajona? Pod ciężarem tego wrażenia znów opuściła powieki i zakołysała się leniwie, pewnie znów będąc blisko runięcia na łóżko.
-Trochę jakby.. kręci mi się w głowie od tych Twoich gałek.. -zarechotała trochę zbyt głośno, trochę zbyt mocno rozbawiona swoją pomyłką, jak żłop cieszący się głupio na widok myszek -Znaczy.. pędzli..

-Aaachaa… pędzli…
- jakaś podejrzliwość pojawiła się w głosie czarownika. Mogłaby by ona zaniepokoić rozleniwioną kuglarkę. Ale nie zdążyła poczuć niepokoju, bo poczuła usta czarownika na swojej szyi i muśnięcia języka na jej skórze. Powolne i leniwie. Rozkoszując doznaniami Eshte uśmiechnęła się i pewnie to zachęciło Czarusia, do niecnego rozpięcia kilku guzików jej koszuli i wślizgnięcia się palcami pod nią. Niemniej trudno było bardce zebrać się na protesty, gdy poczuła muśnięcia palców na swych obojczykach. Pieszczota owa wzbierała bowiem w piersiach elfki w postaci przyspieszonych oddechów. To było tak cudownie ekscytujące być wielbioną przez mężczyznę (odpowiedniego mężczyznę). Była wszak artystką a te powinny mieć wielbicieli.
Całowana po szyi i podbródku, masowana po powiększonym dekolcie swej koszuli Meryel odkrywała czemu Pani Ognia tak lubiła Czarusia na kolanach przed sobą.

Być może to ta wąchająca pyłek wróżek Słodka Idiotka poprowadziła ręce w stronę torsu mężczyzny, aby wczepić się nimi kurczowo w fałdy cennego materiału.
I nie było wątpliwości, że sprawką Pani Ognia musiało być małe subtelne otwarcie się nóg kuglarki, dotąd tak beztrosko sobie dyndających w powietrzu. Przyciągnęła go nimi do siebie, aż swymi lędźwiami prawie scalił się z jej własnymi biodrami skrytymi jeszcze pod mocno przylegającymi do niej spodniami. A tym mocniej, zdawało się, im gorętsza stawała się atmosfera.

Prawdziwa Eshte, ta gorącokrwista i nieprzebierająca w środkach, na tę przesadną bliskość zareagowałaby w naturalny dla siebie sposób - gryząc, wyzywając łajdaka i kopniakami wyrzucając go z wozu. Ale teraz to zderzenie się ze sobą dwóch ciał tylko wyrwało z jej piersi głośne westchnienie. I dziwiła się jedynie, że nie przyjęło ono postaci zionięcia ognia pod wpływem tych płomieni szalejących w jej wnętrzu.

Na pewno obudziło ogień w jej Czarusiu. Czarownik bowiem śmiało rozpiąwszy jej koszulę i drobny gorsecik opinający jej piersi, zaczął wielbić pocałunkami i pieszczotami jej zgrabne półkule. Zupełnie jakby i on sam uległ urokowi pyłku Trixie. Nie! Nie potrzebował magii wróżki. Wszak Eshte była zjawiskowa i wyjątkowa. Uległ JEJ urokowi.

Elfka czuła ich biodra ocierające się w dziwnie ekscytującym ruchu… tym bardziej, że jej ciasne spodnie, jak i ciasne pod workowatą szatą spodnie czarownika, pozwalały jej wyczuć wyraźnie ową rosnącą i twardą admirację Thaanekryysta. A to że ich ubrania stanowiły barierę między ich ciałami dorzuciło jedynie odrobinę frustracji do sytuacji. Nagość była wszak wielce pożądanym stanem w tej chwili.

Pod wpływem tych pieszczot kuglarka wypuściła z uścisku fałdy sukieneczki czarownika, aby dłonią sięgnąć za siebie. Jej palce zacisnęły się na kocu, który sama kiedyś uszyła z wielobarwnych kawałków różnych tkanin. Wtedy nawet nie miała powodów do myślenia o tym, czego będą one świadkiem. Bo i czemu miałaby brać pod uwagę tak namiętną sytuację, skoro nigdy nie interesowała się wpuszczaniem mężczyzn do swego wozu? A co dopiero do swego łóżka.

Mocno wygięła plecy w zgrabny łuk, dzięki czemu jej obnażone piersi uniosły się wyzywająco w stronę „kochanka”. Nie to, żeby potrzebowała go dodatkowo zachęcać do pieszczenia jej ciała, wszak każdy z wielu miłośników jej sztuki marzył o wielbieniu Cudownej Sztukmistrzyni Meryel. A sądząc po entuzjazmie przyśpieszającym bicie jej serca, to także i Thaaneeekryyyst gorąco doceniał jej talent.

W takiej pozycji również bardziej natarczywie napierała biodrami na mężczyznę, więc czuła wszystko.. dokładniej. Mocniej. Ale ciągle zbyt mało dlatego obudzonego w niej głodu, bardziej pasującego jakiejś ognistowłosej wywłoce niż poważnej kuglarce. I właśnie ta jej wewnętrzna wywłoka leniwie przesunęła nóżkami ku górze, ocierając się nimi o nogi i uda czarownika, aż zamknęła go w ich żarłocznym uścisku.
Soczysty jęk Eshte powędrował wysoko ku powale wozu.

Usta maga wielbiły jej piersi pocałunkami i pieszczotami języka. Bioderka kuglarki napierały na “męża” sprawiając, że jej podbrzusze naparło na kochanka, rozpalając jej zmysły i wywołując jęki oraz gwałtowne oddechy.
To co czuła Meryel było oszałamiające, bardziej niż cały antałek przedniego wina. Jej ciało wiło się czując pobudzenie czarownika uwięzione w jego spodniach, tak jak jej własne pożądanie też okryte było materiałem. A choć pogrążony w gorączce Tancrist próbował wyswobodzić oboje z okowów szat, to nie był w stanie. Mógł tylko żarliwie wodzić dłońmi po jej pośladkach w daremnym trudzie zdarcia z niej ciuszków.
Z ust kuglarki wyrywały się jęki zarówno rozkoszy i frustracji. To co czuła było intensywne, ale nie mogło zaspokoić owego głodu. Oboje byli jak w transie, niezdolni do jasnego myślenia, działania, a co dopiero czarowania. Ale czarownik w końcu zaczął osuwać się w dół. Jego pocałunki szły szlakiem po jej drżącym brzuchu, w kierunku pasa opinającego talię i łona ukrytego pod materiałem.

Ogarniętą pożądaniem kuglarkę zaczęło kusić pójście w ślady Pani Ognia. Jakże łatwo byłoby spopielić swe ubranie, a potem otulonymi płomieniami dłońmi rozebrać czarownika. Tyle, że pod wpływem tak silnych emocji jej magia mogłaby się okazać.. trudna do poskromienia. A szkoda byłoby spalić cały wóz dla jednej chwili szybkiej przyjemności.
Pieszczoty zsuwające się po ciele elfki pchnęły jej myśli ku obcemu i niepokojącemu nurtowi - czy Thaaneeeekryyystowi zdarzało się używać magii do spotęgowania rozkoszy swojej i jego kochanek? Czy wyczarowywał sobie dodatkowe pary rąk, by móc pieścić kobiece ciało na wiele sposobów jednocześnie? A może pstryknięciem palców pętał ich nadgarstki, i nogi, i oczy także, jakimiś bezlitosnymi mackami? Albo dla urozmaicenia zabawy tworzył drugiego siebie. Albo.. trzeciego..
To Pani Ognia musiała zawładnąć myślami, duchem i ciałem Eshte, nie było innego usprawiedliwienia na jej zachowanie. Siedziała przed nim rozkraczona, rozchełstana i rozpalona. Istne ucieleśnienie chęci i zniecierpliwienia, o jakie nigdy by siebie nie podejrzewała. Jej zdrowy rozsądek przesłaniała czerwona mgła żądzy, a niechęć do mężczyzny przestała być ważna pod lubieżnymi wizjami tego, co miało się tutaj wydarzyć. Oraz fantazjami tego, co mogłoby się wydarzyć.
Dreszcz podekscytowania przeszył jej ciało. Koniuszkiem języka zwilżyła spragnione wargi.

Na razie jednak musiał wystarczyć jej język Czarusia, gdy ten zsunął z niej bieliznę i wodził językiem po jej nagim podbrzuszu. To… było przyjemne. Sprawiało, że ciało kuglarki napinało się i prężyło, by poczuć więcej. Takoż i poczuła jak ów śliski i ciepły wężyk zanurza się w jej intymnym zakątku. Był to silny bodziec wyrywający głośne westchnienie z ust elfki.
Podobało się jej to! Na wpół zamroczona rozkoszą Eshte ze zdumieniem stwierdzała, że czerpała wiele przyjemności z tych lubieżnych chwil z Ruchaczem.

Ktoś o poetyckiej duszy, bądź po prostu jedno z tych dziewczątek żyjących romantycznymi marzeniami o księciu na białym koniu, nazwałby magią właśnie ten przedziwny ogień spalający teraz Eshte od środka. Ten sam ktoś opowiadałby, jak to motyle latają w brzuchu, serce wypełnia się miłością, a całe ciało samo lgnie ku wybrankowi, tak straszliwie złaknione jego uczuć i dotyku.
Ale uczucie dominujące nad drobną elfką było wynaturzoną miłością, jej wszeteczną i paskudną odmianą pozbawioną słodkich słówek i ckliwych obietnic. Zaś motyle bardziej przypominały macki kotłujące się w jej podbrzuszu i ociężale sięgające ku zakamarkom jej ciała. Czuła przyjemność nawet w koniuszkach palców.

Jeśli więc to rzeczywiście była magia, to wyjątkowo.. lepka. Mokra. I przytłaczająco gorąca. A jednocześnie była ona tak silna, że Wielka Sztukmistrzyni nie mogła nad sobą panować. Wprawdzie początkowo jeszcze próbowała jakoś zagryzać wargi i przyduszać w sobie jęki zachwytu nad talentem czarownika, ale.. właściwie po co? Z natury była głośna, nie bawiła się w jakieś konwenanse i niezbyt ją interesowała cudza wrażliwość. A już szczególnie, gdyby owa wrażliwość należała do pewnej Paniuni, która akurat zgubiłaby się pod okienkiem wozu kuglarki. Do jej wysoko urodzonych uszek dobiegłyby, ah, odgłosy miłości wydobywające się z usteczek żony Thaaaneeekryyyysta. Po takim koncercie już do końca swego życia nie pozbyłaby się rumieńca z twarzy, ani wykrzywiającego ją grymasu wściekłości. Tyle dobroci dla jednej Eshte!

Tak więc bezwstydnie zaczęła oznajmiać swą przyjemność wijąc się niczym piskorz i drżąc coraz bardziej na ciele. Więcej, więcej, więcej! Domagało się jej ciało, gdy chwyciła za kudły Ruchacza dociskając twarz swego męża do intymnego zakątka swojego ciała. Instynktownie czuła, że inna część ciała mężczyzny sprawiła by tam mocniejsze doznania, ale w tej… chwili…

Ciało kuglarki wygięło się w łuk, gdy silny spazm rozkoszy szarpnął jej ciałem. I opadła bez sił, oddychając ciężko, nadal muskana językiem po udach.
Czuła że powinna być wściekła na czarownika, za to co jej zrobił. Za wykorzystanie jej niewinności do swoich lubieżnych uciech, ale rozleniwione przyjemnością ciało nie miało ochoty się ruszyć, a choć Esthe wszelakimi argumentami próbowała doprowadzić się do wściekłości, to… ogień jej gniewu były ledwie drgającym słabym płomyczkiem.
Młoda elfka… odkryła w końcu, co takiego przyjemnego jest dla kobiety w dopuszczaniu kochanków do alkowy.

W tej swojej pierwszej ekstazie ( a przynajmniej pierwszej bez obecności Pani Ognia, ale za to z udziałem drugiej osoby zamiast własnej ręki ) Eshte zupełnie nie zauważyła, kiedy ta przyjemność całkiem powaliła ją na łóżko. I właśnie teraz, ciężko oddychając i słysząc w uszach szybki pęd swego bijącego serca, odnalazła się wśród znajomego barłogu koców, kołder i poduszek. Spojrzenie zawiesiła na suficie, gdzie malowane kwiaty zdawały się trochę kołysać.

Nic nie mówiła, co zdecydowanie nie było dla niej naturalnym stanem. Tak jak i to, że czuła się skołowana, a zarazem ogromnie spełniona, bardziej niż po wymagających występach zakończonych burzą oklasków.
Zawstydzona i zadowolona.
Zaniepokojona i.. zaintrygowana. Odrobinę.
Mieszało się w niej tak wiele przeciwnych emocji, a przecież wystarczyłby tylko gniew. Skopałaby tego Ruchacza o zwinnym języku, zwyzywałaby od zboczeńców i wyrzuciła ze swego domu, zaś sama przygotowałaby sobie długą kąpiel i szorstką myjkę. Jednak gniew w elfce był taki.. taki stłumiony. Dlatego całkiem nie wiedziała, jak inaczej powinna zareagować. Byłoby najlepiej, gdyby czarownik po prostu zniknął. Wtedy przynajmniej ominęłaby ją jakaś rozmowa o tym co się wydarzyło.
Po dłuższym namyśle stwierdziła, że dopadła ją dzika chęć pyknięcia sobie z fajeczki. Czy to było jakieś dziwne?

-Mmm…- pomruk ten wydostał się z ust, gdy język czarownika natrafił na wrażliwy punkcik jej ciała. Elfka odruchowo przymrużyła oczy, czując że przyjemność jaką wywołał Ruchacz może wrócić. Jak i apetyt na więcej.
- Co ja z tobą mam…- westchnął jej mąż/niewolnik/utrapienie. Musnął jej blizny pooparzeniowe na brzuchu - Te można ładnie wygoić, nie są zbyt głębokie. Te nie powinny być trudne.
To był… wygodny temat w tej chwili omijający kwestię tego co zrobili. I dlaczego.

-Mhm.... -mruknęła Eshte, co mężczyzna mógł odebrać jako przejaw niechęci wobec jego słów. A przecież winę ponosił on sam, który swym dotykiem i bliskością całkiem rozkojarzał biedną elfeczkę. Dodatkowo wędrówka jego palców uświadomiła jej, że nadal leżała taka.. taka.. obnażona, po prostu jak rozpustnica z obrazka. Tradycyjna przedstawicielka ruchu „Jak nie będziesz się uczyć, to tak skończysz”. No i skończyła. Mocno, aż zatrząsł się cały wóz.

Pochwyciła w dłonie poły swej mocno wymęczonej i pogniecionej koszuli, aby niezręcznie naciągnąć je na piersi.
-A to.. -przełknęła ślinę, bo po tych wszystkich jękach i westchnieniach zaschło jej w gardle -Jakąś maścią?

- Tak maścią. Trzeba tylko ładnie wetrzeć w skórę, bo chyba tkanka pod nią nieuszkodzona.
- i łajdak znów przesunął czubkiem języka po bliznach wywołując mimowolny pomruk aprobaty, który wyrwał się z ust elfki.
-Poczułaś. To dobry znak. - stwierdził zadowolony, zerkając wyżej… na twarz kuglarki i biust, który nieporadnie i pospiesznie próbowała ukryć przed jego wzrokiem.

No weźże na niego wrzaśnij! Co sobie pozwala, zboczuch jeden!” - głowa Eshte przypominała istny dzień targowy, gdzie myśli były przekrzykującymi się przekupkami, a towar stanowiły złość i niedowierzanie. Jednak to wszystko było ukryte w bardzo, baaaaardzo rozleniwionym ciele, w którym nie było już krzty sił na walki i kłótnie. Dziwne to było uczucie. Tak odmienne od zwykłego zmęczenia.
-To jak mi dasz tę maść, to sobie już ją sama wklepię w blizny. Nie ma w tym żadnej magii, co? -kuglarka mocniej szarpnęła swą wymęczoną koszulinę, aby niczym pod zbroją skryć swą skórę i piersi przed pełzającym po nich spojrzeniem Thaaneeekryyysta. Brzuch także próbowała zasłonić, a tak właściwie to dobrze by też było założyć spodnie.

- Oczywiście, że jest magia… w końcu takie uzdrawianie nie jest naturalnym procesem. Ale nie martw się tym.- Tancrist usiadł na łóżku delektując się widokiem leżącej “żonki”, która choć piersi jako tako zdołała już ukryć przed wzrokiem, to niższe partie ciała nadal były na widoku. Co było jawną niesprawiedliwością. Wszak kuglarka lubiła błądzić wzrokiem po tatuażach czarownika, a jeszcze bardziej palcem. Niestety drań był właściwie… cały ubrany.
-Nie ma z tą maścią żadnych rytuałów do odprawienia, ani też nie muszę ja jej nakładać na twoje ciałko, choć… chciałbym potem zobaczyć jej efekty.- dodał z łobuzerskim uśmiechem.

Eshte była prosta. Nie zauważała flirtu, o ile nie wiązało się z nim bezczelne chwytanie za tyłek i mówienie jej obrzydliwości, przy okazji owiewając twarz oddechem śmierdzącym od taniego piwa. Nie znała się również na kokieteryjnych niedopowiedzeniach, ani nie rozumiała dwuznaczności. I dlatego w słowach czarownika usłyszała dokładnie to, co powiedział - że chciałby zobaczyć efekty maści, a to niekoniecznie oznaczało ponowne rozbieranie jej.. prawda?
-Nooo...-niezbyt jej się podobało takie leżenie i bycie skazaną na łakomy wzrok Thaaneeekryyysta. Trochę niezgrabnie, bo jej ciało jeszcze było dość ospałe, podniosła się do pozycji siedzącej. Pochwyciła pobliski koc i zarzuciła go na swe nogi. Ani myślała wstawać i z gołą dupą szukać swoich spodni, kiedy on siedział tuż obok - Jeśli zadziała, to będę mogła sobie uszyć na występ fikuśne fatałaszki odsłaniające brzuch. Wiesz, tancerki się w takich zawsze kołyszą jak pijane. Wtedy wszyscy zobaczą efekty tej maści.

-Może być. Jako ostateczność. Choć wolałbym zobaczyć znacznie więcej.
- zaśmiał się cicho Ruchacz, a do elfki umysłu dotarł fakt, że ktoś oglądał jej wyuzdane migdalenie się z “mężusiem”.
Trixie! Wróżka bowiem przycupnęła cichutko i teraz przyglądała się obojgu z uśmiechem najedzonego kota.
Gorący rumieniec, po prostu jak ognisty jęzor liżący skórę elfki, pod wpływem tej nagłej świadomości znów wpełznął na jej twarz i dekolt. Miała wrażenie, że był również na jej plecach, brzuchu, nogach.. że całą ją objął, aż po końcówki włosów.

Głośne pojękiwanie to było jedno. Ale bycie obserwowaną w trakcie migdalenia się z Thaaneeekryyystem, to tego już nie potrafiła ogarnąć swą makówką. Podobno niektórzy lubili być oglądani w.. no.. trakcie, ale nie Eshte! Ona miała teraz ochotę się zapaść pod ziemię. Albo przynajmniej pod koc.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem