Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2018, 05:42   #101
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Dłonią sięgnęła ku swej szyi, aby rozetrzeć miejsce tatuażu na rozgrzanej do czerwoności skórze.
-Skończyłeś już z tatuażem? Bo ja to muszę wrócić do szycia -zapytała głosem cichym od tego całego otumanienia. Być może skupienie się na wieczornym występie pozwoli jej wrócić do swej gniewnej i głośnej normalności.

-Na razie… tak. Ale trzeba będzie jeszcze parę razy powtórzyć.- odparł z uśmiechem czarownik przeczesując własne włosy w zakłopotaniu.- I zniknie całkiem.

-No to...
-zaczęła Eshte jakoś niemrawo. Nie była jedną z tych wyrachowaną damulek, co to zaciągają mężczyznę do swego leża i po wszystkim wystawiają za drzwi. Z całą pewnością nie miała też ochoty na jakieś przytulanki! Tyle, że trochę jakby głupio jej było go wyganiać. W innej sytuacji nie miałaby z tym problemu, ale teraz.. teraz czuła się jakoś tak.. łagodniej. Okropne to było uczucie.
-Możesz już iść, nie? Pewno szlachciurki już zdążyły za Tobą zatęsknić -mruknęła z grymasem, spojrzenie zaś zawieszając na dłoni, którą co dopiero dotykała tatuażu. Świetne usprawiedliwienie, aby nie patrzeć na czarownika z tym jego.. magicznym językiem.

- Może rzeczywiście… pójdę ochłonąć. Mi przyda się kąpiel… zimna najlepiej.- westchnął czarownik wstając.- Ciężko postępować szlachetnie czasami.
Wzrok elfki zsunął się tak jakoś sam na spodnie maga, które jakby opuchły z przodu. Głupiutka nie była, wiedziała co spodnie tam kryły. Dotykała tego obszaru Tancrista poprzez Panią Ognia. Wiedziała, że tamta miała jakieś plany względem owej “opuchlizny” maga... jakie? Tego kuglarka nie wiedziała, ale z pewnością wyuzdane… i bardzo przyjemne.

-Może powinieneś spędzić trochę czasu w towarzystwie tego rycerzyka od kapłanki. Pewno mógłby Cię czegoś nauczyć o byciu szlachetnym - burknęła w odpowiedzi Eshte, dokładając przy tym wiele starań by odwrócić spojrzenie od.. uhuh.. skarbu czarownika wybrzuszającego mu spodnie. Gdyby tylko było to jakieś świecidełko, drogocenny bibelotek tak uwielbiony przez szlachciurków, to obudziłaby się w niej złodziejka o lepkich paluszkach. A tymczasem jakaś inna strona jej natury dochodziła do głosu. Ta sama podszeptywała do spiczastego uszka, że przecież elfka wcale nie chciała, by Thaaneeekryyyst stał się grzeczniejszy. Wręcz przeciwnie, powinien być dzikim i stanowczym barbarzyńcą, biorącym wszystko co mu się podoba. Szczególnie, że teraz wyraźnie mu się podobała Sztukmistrzyni.

- Mówisz o tej… jak jej tam było… Arissie?- przypomniał sobie czarownik. - Ostatnio mnie od niej siłą odciągałaś. Co sprawiło, że zmieniłaś zdanie? Pogodziłyście się? Właściwie niewiele o niej mówisz. A wygląda z boku jakby łączyły was bliskie kontakty.
Łóżkowe. O czym kuglarka starała się zapomnieć.

Elfka nadęła wściekle policzki, bo i wcale jej nie podobało, że z całej jej wypowiedzi ten zbereźnik akurat zwrócił uwagę na kapłankę.
-Nie miałam na myśli jej, tylko tego jej rycerzyka! -żachnęła się, znaczy krew zaczęła jej już wracać do makówki i mogła się w końcu oddać tej przyjemności, jaką było irytowanie się na Thaaneeekryyysta.

Szczelnie otulając się kocem, by temu przypadkiem nie błysnęła w szkiełkach któryś z jej nagich cycków, elfka podsunęła się na krawędź łóżka i opuściła stopy na podłogę. A raczej zwiesiła je w dół, gdzie zakołysały się w powietrzu.
Dłonią najpierw przetarła sobie twarz, a potem machnęła nią w kierunku drzwi wozu, dodając na pożegnanie -Weź już idź, przestań marnować mój czas.

- Ty… jesteś o mnie zazdrosna.
- stwierdził ze zdziwieniem i fascynacją Tancrist. Nachylił się i cmoknął czule w policzek dziewczyny. - Nie martw się. Twój mężuś jest wierny tobie… i tylko twoje ciało tuli w nocy do siebie.
Po tych słowach czarownik rzeczywiście ruszył do wyjścia by opuścić królestwo kuglarki.
Jego krokom towarzyszył niekontrolowany potok słów padających ze słodkich usteczek Eshte. Nie, nie. To była raczej niezrozumiała i wybuchowa mieszanka przekleństw, jęków zażenowania oraz wszelkich innych odgłosów mających dać czarownikowi do zrozumienia, że pierdoły gada. Było to tym bardziej podkreślone jedną z kolorowych poduszek, która wprawiona w ruch rączką kuglarki właśnie leciała w jego kierunku.
Cóż, nie czuła już się tak otumaniona, więc dotąd rozleniwione emocje teraz.. po prostu w niej eksplodowały. Rozczochranym wulkanem, oto czym była.

Czarownik jednak spodziewał się takiej napaści i zdołał uchylić przed poduszką. Otworzył drzwi mówiąc ze złośliwym uśmiechem - Nie martw się sikoreczko moja. Wieczorem znów zaspokoję twój apetycik.
I zamknął drzwi żegnany stekiem wyzwisk i obelg godnych markietanki.

Czuła zażenowanie, ale do tego jeszcze należało dorzucić złość na mężczyznę za jawne (ponowne!) wykorzystanie jej słabości, zirytowanie jego nonszalancją i złośliwościami, a przede wszystkim – bezustanne zdezorientowanie swoim własnych zachowaniem! W jednej chwili na niego krzyczała, drażniła się z nim i sobie kpiła, a w kolejnej.. ona z nim.. jej nogi na.. jego język..

Z żałosnym skowytem elfka wcisnęła twarz w kolorową poduszkę. Jak miała teraz skupić się na skończeniu stroju dla Trixie i jeszcze przygotowaniu się do występu?!

Ehhh.. Pan hrabia powinien jej więcej zapłacić za pracę w takich warunkach.




* * *



Namioty zamieszkiwane przez szlachtę były jedwabne, kolorowe. I duże. Znacznie większe od jej małego wozika. Szlachciurki nie lubiły ciasnoty. Miały przestronne i wygodne mieszkanka, smakołyki i… jakże ich teraz nie cierpiała. Wszak będąc artystką, a nie szlachetnie urodzonym darmozjadem, zasługiwała na takie luksusy! Ale jednak żadnego nie otrzymała i mogła sobie jedynie popatrzeć.

Na rozstawiane wokół dużego ogniska ławy i tkaniny rozwieszane nad nimi, na wypadek gdyby deszcz zaczął padać. Na stoły, na znoszone potrawy kuszące egzotycznymi zapachami, na przednie mięsiwa, na wina i piwa i…
Elfka czuła burczenie w brzuchu już od samych widoków. Ale nie dla psa kiełbasa. Artystom nie wolno było tknąć tych potraw. Służba i strażnicy pilnowali.

Ale nie to było jej główną bolączką. O nieeee. Nie, nie, nie. Jej oczy o barwie polnych fiołków nie wpatrywały się z pożądaniem w parujące jedzenie. To inny element wystroju przyciągnął jej uwagę i, sądząc po mocno przymarszczonych brwiach, byłoby lepiej, gdyby jednak nie ściągnął na siebie tego zainteresowania.

Toż to wielkie ognisko było czystą obrazą dla kuglarki! Czy naprawdę nikt tutejszej służbie nie przekazał, że właśnie w tym miejscu występować będzie Eshtelëa o Ognistej Duszy?

Ta, Która Tańczy z Płomieniami?
Dziki Ogień w Zwinnym Ciele?
Przyjaciółka Płomieni, Siostra Niszczycielskiego Ognia?
Nieujarzmiony Żywioł w Prześlicznym Opakowaniu?!

Nie? Nikt o niej nie słyszał?! W jakim prostackim towarzystwie przyszło jej przebywać!
Przecież nie było sensu w jej występie z ogniem, kiedy ogień płonął TUŻ OBOK. NA SAMYM ŚRODKU. Toż on całkiem umniejszy jej sztukę!

Czy chcąc cieszyć się koncertem jakiegoś zdolnego skrzypka, ktoś zdecydowałby się postawić na scenie również olbrzymią pozytywkę? Czy na pokazy fajerwerków wybiera się środek dnia, kiedy słońce rozpycha się po całym niebie?
Nie. NIE! Tak się po prostu nie robi! Nie przyćmiewa się prawdziwej gwiazdy wieczoru!

Ale mogła się domyślić, że nikt tutaj nie posiadał podobnej jej artystycznej wrażliwości, stąd też pojawiło się to.. to.. fopaaaa, jak mawiali wielcy wirtuozi. A zatem mawiała i ona. Wątpiła również, by znalazł się tutaj choćby jeden człowieczek chętny pomóc jej w usunięciu tej ujmy na honorze sztukmistrzyni. Sama musiała zadbać o per-fek-cyj-ność swego występu.
Jak zawsze.

Artyści mieli się przygotować i wyznaczyć kolejność. Esthe przypadło w losowaniu czwarte miejsce. Po trzech tancerkach.
Tymczasem zaczęli się zbierać goście, oczywiście w “loży honorowej”... na krześle imitującym tron zasiadł gospodarz, ojciec Paniuni. Mężczyzna już posiwiały, ale trzymający się prosto i mający przeświadczenie o swoim uroku osobistym, komplementował biuściastą damulkę siedzącą obok niego.
Zbierająca się banda darmozjadów była zaś dla artystki kolorowym tłumem papug, który liczył się tylko dla niej jako tło mające się zachwycać jej występem. Zresztą prawie nikogo tu nie znała.
Prawie… jednak robiło dużą różnicę. Bo oto pojawił się na widowni znany jej rycerz w towarzystwie wiernego Loczka i Arissy. No tak… teraz elfia kapłanka będzie wiedziała, że kuglarka jest w orszaku. I może zechcieć ją odszukać.

Zadziwiająco, ognisko nie było jedynym widokiem, który zagotował krew w żyłach kuglarki. Thaaneekryst się również zjawił, co gorsza z lepiącą się do niego Paniunią. Ta… lafirynda tuliła się do ramienia jej czarownika, jej męża, jej kochanka!! Nie po to poświęciła swą niewinność, by zatrzymać Ruchacza przy sobie (bo przecież to co się wydarzyło w wozie nie było wywołane jej apetytem na nowe doznania), by teraz byle babsztyl wieszał się na jej własności! To ona miała prawo go obłapiać, bo była jego żoną. Co prawda nie miała na to ochoty, ale to był detal bez znaczenia.

Pierwszy występ należał do gnomiej kawalerzystki, jeżdżącej na psie.








I jako jedynej traktującej swój zawód bardzo poważnie. Bo choć kobiety, zwłaszcza jedynaczki, mogły się parać rycerskim rzemiosłem i walczyć jako najemniczki, to kobieta-gnom-rycerz? Ciężko było o bardziej absurdalną kombinację pojęć. Niemniej gnomka popisywała się swoimi talentami ku uciesze gawiedzi, przebijając na wylot melony rzucane ku niej, gdy szarżowała na swoim psie. Popisywała się też innymi rycerskimi talentami, ale… nikt z widowni nie brał jej działań na poważnie. Przecież była malutka.
Goście jedli, przekomarzali, chichotali i rozmawiali przyglądając się występowi raczej z niewielkim zainteresowaniem. Choć wielkich tego świata bawiło udawanie przez gnomkę rycerza, to jednak nie zachwyciła aż tak bardzo swoim występem. Może dlatego, że spodziewali się błazna, a malutka wojowniczka okazała się niebywale kompetentna.

Kolejnym artystą, który miał wystąpić przed kuglarką, był ów mnich o złotych oczach i ciemnej skórze. I frapującej urodzie. Frapującej głównie damulki i dziewczęta. Bo przecież nie Eshte. Elfka była ponad oczy koloru złota, muskulaturę godną atlety i nadludzką gibkość. Wcale nie wpatrywała się w niego, gdy prężył swoje ciało dorównując jej zwinnością. Wcale nie myślała o tym co potrafiłby wyczyniać w łóżku… wcale nie wracała myślami do tatuaży wijących się po klatce piersiowej innego mężczyzny. Wcale nie robiło się jej ciepło!
Problem polegał na tym, że elfka ostatnio poznała relacje damsko-męskie od strony alkowy i… przyjemności jakie z nich wynikały. I to zmieniło ją bardziej niż sądziła. Już nie była nieświadomą niczego panienką, która tylko “wiedziała lepiej”.

Pocieszające było to, że nie była sama w rumienieniu się na widok gibkiego akrobaty popisującego się na tle ognia. Także inne szlachcianki i służki wpatrywały się w niego jak sroki w gnat. No i jeszcze chodzenie po gwoździach, rozbijanie desek gołą dłonią, a nawet czołem. To robiło wrażenie!
W tym musiała kryć jakaś magia.

Po nim zaś były trzy kolorowe papużki. Tancerki, których występ z różnych powodów Eshtelëa winna przyćmić. Gibkie i śliczne tancereczki w kolorowych sukniach, które na dodatek umiały śpiewać!


Ten występ przyćmił dwa poprzednie. Trójka kobiet tańczyła idealnie zsynchronizowana i używała, woalek chust i szerokich sukni do prostych kuglarskich sztuczek. Prostackich wręcz, bo pozbawionych magii. Co jednak nie zmieniało faktu, że były skuteczne. Tancerki wirowały niczym kolorowe motyle, zlewając się czasem przed widzami w jedną sześcioręką tancerkę, czasami były zgrabnymi nogami wynurzającymi się niczym węże spomiędzy kolorowych kurtyn. Czasami były sylwetkami ukrytymi za półprzezroczystymi materiałami, kuszącymi niczym wyuzdane marzenia senne na skraju świadomości.

Jak na gust elfki polegały za mało na swoich taneczno-wokalnych, a za bardzo na swojej urodzie. Co zmieniało faktu, że robiły wrażenie… swą gibkością, umiejętnościami, tańcem, choreografią.
Eshtelëa oczywiście dorównywała im gracją i zwinnością, talentem do tańca też… niemniej ich było trzy, a Eshte… cóż… nie umiała śpiewać.

Za to miała swoją magię!
I nadszedł czas na jej występ.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 19-12-2018 o 05:49.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem