Limhandil skinął głową Wilhelmowi.
- Bogowie dali nam to schronienie. Coś co jest nie umyka moim oczom więc i je znalazłem.- przemówił uśmiechając się ciepło.
Zwierzęta były niespokojne co nie uszło uwadze i elfowi. Ten zaczął być bardziej czujny mimo, że miejsce było sprawdzone wcześniej.
- Ragnarze. Może zapytaj przyjaciela co go tak niepokoi?- Rzucił do khazada po czym sam spróbował dogadać się z niedźwiedziem.
- Czy to miejsce jest zamieszkałe?- Zaczął pytania.
- To miejsce nawiedzone?- Kontynuował.
- To jakaś pułapka?- Zadawał pytanie po pytaniu dając misiowi możliwość kiwania łbem w formie odpowiedzi.
Sam elf nie rozstawał się z bronią a wierzchowca rozkulbaczył mając jedna rękę ciągle w zasięgu miecza. Wolał nie ryzykować i być zaskoczonym bez broni. Zdjął mokre odzienie by oschło trochę i rozejrzał się za miejscem na rozpalenie ogniska. Może w jaskini jest jakiś otwór, który mógł wyprowadzać dym na zewnątrz. Pod drzewami było sporo gałęzi i ze zmysłem i umiejętnościami Limhandil starał się trochę ich nazbierać zanim drzewa nie przepuszczą wody.
- Chciałbym się dowiedzieć przyjaciele. Co dalej czynimy i jak zamierzacie odnieść się do zadania Inkwizytora?- Zapytał gdy zrobiło się spokojniej. Elf nie znał aż tak dobrze celów i rozumowania ludzi i wolał się wprost zapytać niż się domyślać.