Nawet bez niepokoju zwierząt Santiago zaintrygowała szczelina wiodąca w głąb jaskini. Ślady na jej ścianach sugerowały, że utworzony został przez płynącą wodę, niegdyś pewnie w znacznie większej ilości, niż niósł obecny strumyk.
- Amigos, nie wiem jak wy, ale jeśli trzeba będzie przeczekać tutaj burzę i zostać do rana, to wolałbym wiedzieć, czy nie siedzi tam nic bardzo głodnego... - roześmiał się.
- Kto idzie? - zapytał zdejmując juki i siodło z klaczy. Z tobołków wydobył hubkę i krzesiwo, po czym zaczął rozglądać się za czymś mogącym służyć za pochodnię. Dobrze byłoby przygotować ich przynajmniej kilka. Może nadadzą się gałęzie przyniesione przez szpiczastouchego, owinięte materiałem z jednego końca, w miarę możliwości nasączonym mocnym alkoholem?
Do tunelu zamierzał wejść jedynie w pancerzu i z bronią, resztę tobołków pozostawiając pod ścianą. Nie wyglądało na to, żeby maskotka krasnoluda zmieściła się w otworze, a z niedźwiedzia będzie raczej marny strażnik pozostawionych wierzchowców - zapewne ktoś z nim zostanie, to i przypilnuje bagażu.
Wkrótce był gotowy.