Co jak co, ale Rafał nie był tytanem konspiracji i dyskretnego działania. Wybrany przez niego fragment muru nie był zbyt wymagający, a i tak mało brakowało aby dziennikarz nie spierdolił się na pysk. Starając się naśladować oszczędne ruchy Johna i Fowlera Krzeszewski zadekował się wreszcie w krzaczorach.
"Duch Stirlitza w natarciu - pomyślał cierpko - Co jak co, ale muszę poprawić umiejętność skradania się. I zrobię to. Jestem wszak asem Wyborczej!"
- Nie wspominając już o tym, że z dużym prawdopodobieństwem możemy tu czekać na jakiś przebłysk do usranej śmierci - mruknął dziennikarz - Jest czas na czekanie i czas na akcję. Teraz jest ten drugi. Uwolnijmy damę i wypytajmy ją o co kaman. |