Wstające powoli słońce rozświetlało las, więc oczy mnicha mogły lepiej przyjrzeć się okolicy. Nie zobaczył nic niezwykłego, nic co by mogło wskazywać na czyjąkolwiek wizytę. W pewnym momencie promień słońca padł na twarz dziewczyny. To nie jest żadna technika medytacyjna... Więc co? Zaklęcie? I wtedy zaczęło się z nią dziać coś dziwnego. Jej twarz zmieniła wyraz jakby zmagała się z jakąś zewnętrzną wolą. Gdy zaczęła się osuwać Silwilin bez większego wysiłku złapał ją pod ramiona. Przy tym jego wzrok padł na braki w jej ubraniu i rany na nogach. Gdy Amman podszedł do niego i wziął Naiserię na ręce, szybko wyjął skrawek materiału z ręki dziewczyny i zanim elf odszedł, sprawdził czy pasuje do braku w sukience. Pasował.
W głowie miał mętlik. Magia. Nic o niej nie wiedział, poza tym, że jest potężna i niebezpieczna. Sytuacja zaczynała się robić poważna. Czy jego pierwsza próba przerośnie jego siły? Miał nadzieję, że nie. Jego mistrz, Kirion, mówił, że mając silny i wytrenowany umysł, magii można się oprzeć. Nie każdej, ale można. Prawdopodobnie niedługo będzie mógł sprawdzić, na ile jest w stanie odeprzeć magię. I czy w ogóle jest w stanie. Jeszcze ten dziwny, mętny wzrok dziewczyny, gdy zabierał ją Amman...
Z tych rozmyślań trwających zaledwie moment wyrwał go głos dochodzący z karczmy: - Starcze! Czy masz może jakiś sprzęt do opatrywania ran? - Ja mam! - zawołał. Ruszył do karczmy i po drodze wykonał kilka regulowanych oddechów połączonych z prostym ćwiczeniem mentalnym - sposób, na odłożenie na bok zbędnych w danej chwili myśli.
Wszedł do karczmy i zobaczył Naiserię leżącą na stole. Rzucił okiem na swoją leżącą w kącie torbę, w której miał trochę ziół leczniczych i kilka bandaży. Wziął ją i położył szybko obok stołu. Gdy na schodach pojawił się Amman z poduszkami, pomógł mu ułożyć na nich dziewczynę. Wtedy przyjrzał się dokładnie dziewczynie, starając się ocenić jej stan i ustalić w jaki sposób może jej najlepiej pomóc. |