Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2018, 12:09   #231
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Borys, Robin, Vermin, Wolfgang ***

Vermin podpalił drzewo I obserwował je, aż spali się doszczętnie. Trzeba było ogień podsycać raz po raz, utrzymywać go, gdyż drzewo miało w sobie bardzo dużo soków. Potwór nie odżył już do końca.

Wolfgang wraz z Borysem i Albertem zajęli się przygotowaniem ciężko rannej do podróży. Opatrzyli ją, wykonali najbardziej solidne nosze jak mogli i czekali na powrót Robin. Mieli nadzieję, że wróci z osłem, który znacznie ułatwiłby transport. W międzyczasie z poszlak próbowali ocenić pochodzenie dziewczyny. Ocenili, że jest wieśniaczką, która udała się na handel. Nie była z Kreutzhofen, może nawet do niego zmierzała.

Woflgang opatrzył też rannego Vermina. Ślady po uderzeniach wyglądały poważnie, Vermin z pewnością ich skutki odczuwał i będzie jeszcze odczuwał przez najbliższe dni.

Robin bez problemu wyśledziła osła. Gorzej było ze złapaniem go, bo jak dziewczyna doskonale znała się na skradaniu do zwierzyny, to zwykle ta zwierzyna kończyła spotkanie martwa. Tu należało wypracować współpracę. Porozumienie… z osłem. Zdenerwowany osioł jednak, przy każdej próbie złapania go, uciekał. A nawet gdy chwilowo został złapany, to bądź odmawiał posłuszeństwa, bądź się wyrywał. Haube w końcu odpuściła. Zwróciła tylko uwagę, że osioł przewoził skóry i futra, prawdopodobnie przygotowane na handel.

Wróciła do grupy, by przekazać informację, a także oznajmić im, że rusza za Acierno. Wolfgang ją ostrzegł, wyraził swe obawy, a także życzył powodzenia.


*** Borys, Vermin, Wolfgang ***

Wyruszyli z ranną. Ocenili, że do Kreutzhofen przed nocą nie dojdą, więc zdecydowali się, że przystanek będzie we wsi, gdzie Acierno jadł obiad. Po drodze się zmieniali w ciągnięciu noszy, najmniej obciążając osłabionego Vermina.

Zanim jednak odbili do niej spotkali Błędnego Rycerza z Bretonii. Jechał wyprostowany na bojowym koniu, jakby gotowy był w każdym momencie stoczyć bój. Całe jego uzbrojenie zdawało się być wyśmienitej jakości.
- Żyje? Pomóc? - wskazał na kobietę. - Potwór? Bandyta? Żyje? Zabić?- dopytał jeszcze łamanym imperialnym spoglądając na mężczyzn.


*** Robin ***

Rozstała się z grupą. Zapolowała jeszcze na zwierzynę, przy czym zlokalizowanie królika nieco jej zajęło, jednak ostatecznie zakończyło się sukcesem. By następnie ruszyć w kierunku w którym ruszył Acierno. Zlokalizowanie śladów nie było problemem, więc ruszyła za nimi.


*** Abelard, Fay, Rudolf***

- Proszę dać mi jeden i tylko jeden powód jak Kometę Sigmara dlaczego miałbym Panu oddać mój topór. - powiedział z lekkim uśmiechem Akolita.
- Nie masz zamiaru podprządkować się do mojego planu, to nie chcę cię tu widzieć. Wystarczy jako powód? - odparł Acierno. - Nie chcę by ktoś zniweczył moje starania i doprowadził do niebezpieczeństwa. Już widzę, czemu daliście się wcześniej przez takich patałachów zaskoczyć. Nie umiecie słuchać i każdy jeden najmądrzejszy i robi sobie co chce. Nie wiem, po co hrabia po was posłał wszystkich.
- Być może dlatego, bo bo zna swoich ludzi i wie, że sukces zależy od wykorzystania wszelkich dostępnych środków. Ich jest z górą tuzin, nas... pięciu, bo panienki nie liczę. Wojsko i rozeznanie w terenie zostawiliście w tyle. Podobnie medyka. Na szczęście i ja się na niej trochę znam. - odparł Sigmaryta - Co do tamtego wydarzenia to mieliśmy zdrajcę w naszych szeregach, a wróg miał ponad dwukrotną przewagę.
- I znowu pokazujecie, że nie umiecie słuchać. Może zza granicy waszej pochodzę, ale język, nieskromnie mówiąc, dobrze opanowałem. Nie jest ich tam tuzin, mówiłem. Czemu twierdzicie, że wiecie lepiej? Rozeznanie zrobione i mam swojego człowieka na miejscu. Wojsko i medyk niepotrzebny, bo mordować nie będziemy, ani umordować się nie damy. Nie damy się pokonać, jak wy się daliście. Więc nie uczcie mnie, co mam robić, bo nie macie ku temu podstaw. Ja się przygotowałem i tyle co powiedziałem wystarczy w tym temacie. Słuchacie i podążacie za mną, czy nie i odchodzicie? Czasu na czcze dyskusje nie mam.
Rudolf przysłuchiwał się wymianie zdań, lecz w niej nie uczestniczył. Akolita jak zwykle próbował kontrolować sytuację, a on korzystał z chwili oddechu, aby odzyskać siły po szaleńczym biegu. Sprawy nie wyglądały dobrze, pocieszał się tylko myślą o zarobku.*
Fay uporządkowała swoje rzeczy, sprawdziła czy wszystko jest na właściwym miejscu, rozglądnęła się po okolicy i oczekiwała na dalsze zamiary hrabiego.
Sigmaryta patrzał zimnym, stalowym i nieprzychylnym spojrzeniem prosto w oczy szlachetki i powiedział chłodno.
- Idę z nimi. Na wypadek, gdyby był potrzebny medyk. Rozbroić się nie dam. Możesz kusić wielką wypłatą i grozić odebraniem wszystkiego przy pierwszej oznace wątpliwości. Póki idą Imperialczycy ja będę z nimi.
- Nie wiem kim jesteś i czemu uzurpujesz sobie prawo do decydowania, jak moja misja będzie wyglądała. Po pozostałych nie poznałem też, by potrzebowali cię, jako ochroniarza. Mi też w takiej roli jesteś niepotrzebny - tileańczyk przystanął i odwrócił się w kierunku Abelarda. Jego głos również był chłodny i tym razem bardzo spokojny. - Widzę, jednak że przywództwa nie uznajesz i nie można ci zaufać. Nie zdziwiłbym się, jakbyś z napaścią na hrabiego miał wiele wspólnego. Stanowisz zagrożenie dla nas. Zawrócisz sam, albo pomożemy ci tu zostać - kończąc ostatnie słowa oparł dłoń na rękojeści swej broni. To samo uczynili dwaj jego ludzie. Ton wypowiedzi Acierno i napięcie w jakim się zatrzymał, wskazywał że jest o krok do zamienienia swych słów w czyn.
W oczach Akolity pojawił się ogień, a słowa wręcz cedził przez zęby. Dłoń spoczęła na toporze, a nogi pewniej stanęły na gruncie.
- Jak śmiesz grozić wysłannikowi Świątyni Sigmara i jej zbrojnego oręża! Tamtej nocy też trzech mnie obskoczyło. Trzech tchórzy którzy nie rozumieją pojęcia honorowej walki. Jesteś jak oni. Sam sprawy nie załatwisz, bo za cienki jesteś i ludźmi się wysługujesz nie mając dla ich życia krzty szacunku. Pragniesz przelać świętą krew? Panienka Myrmidia i jej małżonek niech się zlitują nad twoją duszą!*
Rudolf przewrócił oczami słysząc taką wymianę zdań. Akolita dwukrotnie zebrał cięgi, ale niczego go to nie nauczyło. Może jeżeli go zakują i do hrabiego zaprowadzą do loszku, to zmądrzeje. Na wszelki wypadek odsunął się na bok. Zastanawiał się, jak tak dalej pójdzie, jak oni tych bydłokradów złapią. Miał tylko nadzieję, że teraz nie pięć złotych koron dostanie, ale ze 20 albo i 30. Za takie pieniądze był gotów zaryzykować.*
Dziewczyna dla odmiany pisnęła z przerażenia.
- Przesta… Panie hrabio Acierno, bardzo proszę przestać. Czcigodny Kapłanie, również. Nie godzi się wypowiadać takich słów. Każdy z was jest zdolnym wojownikiem i godnym zaufania człowiekiem. Przyświeca nam wspólny cel, którego nie powinniśmy tracić z oczu. Wierzę, że służąc jednej sprawie nie utracimy jej z oczu.
Spojrzała na hrabiego błagalnym wzrokiem. Potem te same oczy skierowała na akolitę.
- Daje mu dziesięć uderzeń serca, by zmądrzał i odszedł - rzekł zdecydowanym głosem Acierno.
- Liczę, że po dziesięciu uderzeniach serca posłuchasz mądrości panienki Fay i dostrzeżesz, że nie jestem Twoim wrogiem. - Odpowiedział z determinacją Abelard. - Jeszcze.
- Dość tego! Uciszcie tego wariata – wydał komendę Acierno, po którym dwóch z mężczyzn rzuciło się na Abelarda. Sam Vicenze spoglądał na ten moment nie włączając się do ataku. Rudolf podejrzewał, że sytuacja tak się potoczy. Fay była przerażona.
- Uspokójcie. Nie zabijajcie – dodał po chwili. Abelard zgrabnie odskoczył przed pierwszym natarciem.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 21-12-2018 o 22:07.
AJT jest offline