Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-12-2018, 12:09   #231
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Borys, Robin, Vermin, Wolfgang ***

Vermin podpalił drzewo I obserwował je, aż spali się doszczętnie. Trzeba było ogień podsycać raz po raz, utrzymywać go, gdyż drzewo miało w sobie bardzo dużo soków. Potwór nie odżył już do końca.

Wolfgang wraz z Borysem i Albertem zajęli się przygotowaniem ciężko rannej do podróży. Opatrzyli ją, wykonali najbardziej solidne nosze jak mogli i czekali na powrót Robin. Mieli nadzieję, że wróci z osłem, który znacznie ułatwiłby transport. W międzyczasie z poszlak próbowali ocenić pochodzenie dziewczyny. Ocenili, że jest wieśniaczką, która udała się na handel. Nie była z Kreutzhofen, może nawet do niego zmierzała.

Woflgang opatrzył też rannego Vermina. Ślady po uderzeniach wyglądały poważnie, Vermin z pewnością ich skutki odczuwał i będzie jeszcze odczuwał przez najbliższe dni.

Robin bez problemu wyśledziła osła. Gorzej było ze złapaniem go, bo jak dziewczyna doskonale znała się na skradaniu do zwierzyny, to zwykle ta zwierzyna kończyła spotkanie martwa. Tu należało wypracować współpracę. Porozumienie… z osłem. Zdenerwowany osioł jednak, przy każdej próbie złapania go, uciekał. A nawet gdy chwilowo został złapany, to bądź odmawiał posłuszeństwa, bądź się wyrywał. Haube w końcu odpuściła. Zwróciła tylko uwagę, że osioł przewoził skóry i futra, prawdopodobnie przygotowane na handel.

Wróciła do grupy, by przekazać informację, a także oznajmić im, że rusza za Acierno. Wolfgang ją ostrzegł, wyraził swe obawy, a także życzył powodzenia.


*** Borys, Vermin, Wolfgang ***

Wyruszyli z ranną. Ocenili, że do Kreutzhofen przed nocą nie dojdą, więc zdecydowali się, że przystanek będzie we wsi, gdzie Acierno jadł obiad. Po drodze się zmieniali w ciągnięciu noszy, najmniej obciążając osłabionego Vermina.

Zanim jednak odbili do niej spotkali Błędnego Rycerza z Bretonii. Jechał wyprostowany na bojowym koniu, jakby gotowy był w każdym momencie stoczyć bój. Całe jego uzbrojenie zdawało się być wyśmienitej jakości.
- Żyje? Pomóc? - wskazał na kobietę. - Potwór? Bandyta? Żyje? Zabić?- dopytał jeszcze łamanym imperialnym spoglądając na mężczyzn.


*** Robin ***

Rozstała się z grupą. Zapolowała jeszcze na zwierzynę, przy czym zlokalizowanie królika nieco jej zajęło, jednak ostatecznie zakończyło się sukcesem. By następnie ruszyć w kierunku w którym ruszył Acierno. Zlokalizowanie śladów nie było problemem, więc ruszyła za nimi.


*** Abelard, Fay, Rudolf***

- Proszę dać mi jeden i tylko jeden powód jak Kometę Sigmara dlaczego miałbym Panu oddać mój topór. - powiedział z lekkim uśmiechem Akolita.
- Nie masz zamiaru podprządkować się do mojego planu, to nie chcę cię tu widzieć. Wystarczy jako powód? - odparł Acierno. - Nie chcę by ktoś zniweczył moje starania i doprowadził do niebezpieczeństwa. Już widzę, czemu daliście się wcześniej przez takich patałachów zaskoczyć. Nie umiecie słuchać i każdy jeden najmądrzejszy i robi sobie co chce. Nie wiem, po co hrabia po was posłał wszystkich.
- Być może dlatego, bo bo zna swoich ludzi i wie, że sukces zależy od wykorzystania wszelkich dostępnych środków. Ich jest z górą tuzin, nas... pięciu, bo panienki nie liczę. Wojsko i rozeznanie w terenie zostawiliście w tyle. Podobnie medyka. Na szczęście i ja się na niej trochę znam. - odparł Sigmaryta - Co do tamtego wydarzenia to mieliśmy zdrajcę w naszych szeregach, a wróg miał ponad dwukrotną przewagę.
- I znowu pokazujecie, że nie umiecie słuchać. Może zza granicy waszej pochodzę, ale język, nieskromnie mówiąc, dobrze opanowałem. Nie jest ich tam tuzin, mówiłem. Czemu twierdzicie, że wiecie lepiej? Rozeznanie zrobione i mam swojego człowieka na miejscu. Wojsko i medyk niepotrzebny, bo mordować nie będziemy, ani umordować się nie damy. Nie damy się pokonać, jak wy się daliście. Więc nie uczcie mnie, co mam robić, bo nie macie ku temu podstaw. Ja się przygotowałem i tyle co powiedziałem wystarczy w tym temacie. Słuchacie i podążacie za mną, czy nie i odchodzicie? Czasu na czcze dyskusje nie mam.
Rudolf przysłuchiwał się wymianie zdań, lecz w niej nie uczestniczył. Akolita jak zwykle próbował kontrolować sytuację, a on korzystał z chwili oddechu, aby odzyskać siły po szaleńczym biegu. Sprawy nie wyglądały dobrze, pocieszał się tylko myślą o zarobku.*
Fay uporządkowała swoje rzeczy, sprawdziła czy wszystko jest na właściwym miejscu, rozglądnęła się po okolicy i oczekiwała na dalsze zamiary hrabiego.
Sigmaryta patrzał zimnym, stalowym i nieprzychylnym spojrzeniem prosto w oczy szlachetki i powiedział chłodno.
- Idę z nimi. Na wypadek, gdyby był potrzebny medyk. Rozbroić się nie dam. Możesz kusić wielką wypłatą i grozić odebraniem wszystkiego przy pierwszej oznace wątpliwości. Póki idą Imperialczycy ja będę z nimi.
- Nie wiem kim jesteś i czemu uzurpujesz sobie prawo do decydowania, jak moja misja będzie wyglądała. Po pozostałych nie poznałem też, by potrzebowali cię, jako ochroniarza. Mi też w takiej roli jesteś niepotrzebny - tileańczyk przystanął i odwrócił się w kierunku Abelarda. Jego głos również był chłodny i tym razem bardzo spokojny. - Widzę, jednak że przywództwa nie uznajesz i nie można ci zaufać. Nie zdziwiłbym się, jakbyś z napaścią na hrabiego miał wiele wspólnego. Stanowisz zagrożenie dla nas. Zawrócisz sam, albo pomożemy ci tu zostać - kończąc ostatnie słowa oparł dłoń na rękojeści swej broni. To samo uczynili dwaj jego ludzie. Ton wypowiedzi Acierno i napięcie w jakim się zatrzymał, wskazywał że jest o krok do zamienienia swych słów w czyn.
W oczach Akolity pojawił się ogień, a słowa wręcz cedził przez zęby. Dłoń spoczęła na toporze, a nogi pewniej stanęły na gruncie.
- Jak śmiesz grozić wysłannikowi Świątyni Sigmara i jej zbrojnego oręża! Tamtej nocy też trzech mnie obskoczyło. Trzech tchórzy którzy nie rozumieją pojęcia honorowej walki. Jesteś jak oni. Sam sprawy nie załatwisz, bo za cienki jesteś i ludźmi się wysługujesz nie mając dla ich życia krzty szacunku. Pragniesz przelać świętą krew? Panienka Myrmidia i jej małżonek niech się zlitują nad twoją duszą!*
Rudolf przewrócił oczami słysząc taką wymianę zdań. Akolita dwukrotnie zebrał cięgi, ale niczego go to nie nauczyło. Może jeżeli go zakują i do hrabiego zaprowadzą do loszku, to zmądrzeje. Na wszelki wypadek odsunął się na bok. Zastanawiał się, jak tak dalej pójdzie, jak oni tych bydłokradów złapią. Miał tylko nadzieję, że teraz nie pięć złotych koron dostanie, ale ze 20 albo i 30. Za takie pieniądze był gotów zaryzykować.*
Dziewczyna dla odmiany pisnęła z przerażenia.
- Przesta… Panie hrabio Acierno, bardzo proszę przestać. Czcigodny Kapłanie, również. Nie godzi się wypowiadać takich słów. Każdy z was jest zdolnym wojownikiem i godnym zaufania człowiekiem. Przyświeca nam wspólny cel, którego nie powinniśmy tracić z oczu. Wierzę, że służąc jednej sprawie nie utracimy jej z oczu.
Spojrzała na hrabiego błagalnym wzrokiem. Potem te same oczy skierowała na akolitę.
- Daje mu dziesięć uderzeń serca, by zmądrzał i odszedł - rzekł zdecydowanym głosem Acierno.
- Liczę, że po dziesięciu uderzeniach serca posłuchasz mądrości panienki Fay i dostrzeżesz, że nie jestem Twoim wrogiem. - Odpowiedział z determinacją Abelard. - Jeszcze.
- Dość tego! Uciszcie tego wariata – wydał komendę Acierno, po którym dwóch z mężczyzn rzuciło się na Abelarda. Sam Vicenze spoglądał na ten moment nie włączając się do ataku. Rudolf podejrzewał, że sytuacja tak się potoczy. Fay była przerażona.
- Uspokójcie. Nie zabijajcie – dodał po chwili. Abelard zgrabnie odskoczył przed pierwszym natarciem.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 21-12-2018 o 22:07.
AJT jest offline  
Stary 21-12-2018, 17:30   #232
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Rudolf

Jak było do przewidzenia. Niektórzy ludzie nie chcą słuchać i zawsze chcą postawić na swoim. Jak Abelard i Acierno. To oczywiste, że się tak skończyło. Chociaż dwóch na jednego nie podobało się rzemieślnikowi. Zastanowił się, czy nie powstrzymać jednego z nich i wyrównać szanse. A potem do głowy przyszły mu wspomnienia.
Cytat:
Napisał Dhratlach Zobacz post
Abelard zrobił pierwsze dwa kroki w kierunku nieznajomych, ale powstrzymał go Rudolf. (...)

- Jako sługa Sigmara nie takie sytuacje widziały moje oczy. - powiedział bardzo cichym, szeleszczący i niezadowolonym szeptem wpatrując się chłodno (...) Jak ojciec w dziecko które znowu coś zepsuło, po czym dodał - To zajmie chwilę.

Więcej nie patrzał na Rudolfa...
Cytat:
Napisał Dhratlach Zobacz post

- Na szczęście wszyscy tutaj mamy takich niezastąpionych, doskonałych i wszystko potrafiących załatwić specjalistów jak Ty nasz drogi rzemieślniku... - powiedział stanowczo z uśmiechem w głosie kiedy już śmiech przycichł - ...jednak rad bym był, byś w sytuacjach poza murami miasta, zdał się na bardziej doświadczonych życiem, krwią i potem.
Cytat:
Napisał Dhratlach Zobacz post

Rzemieślnik był aż nadto skory do wyrywania się do przodu.

- Kto chce niech goni.
- zwrócił się do tych co wciąż byli przy nim i nie ruszyli jak szaleńcy gotowi wpaśćw pierwszą lepszą pułapkę - Ja zabezpieczę tyły.
Cytat:
Napisał AJT Zobacz post

- Wysoki sądzie. Jeśli mogę? - zapytał wstając Sigmaryta, a po uzyskaniu zgody w formie skinienia głową kontynuował.
(...) Herr Bednarz jawnie poświadcza nieprawdę (...). W trakcie dyskusji z grupą Siegfrieda Dittricha herr Rudolf wtrącił się agresywnie w moją dysputę z nimi. (...) kiedy podjąłem decyzję bliższej kontroli zawartości worków (...) herr Bednarz powstrzymał mnie i szeptem nalegał, by to on prowadził rokowania (...) Nie mnie orzekać, (...) ale dwie skrajne osobowości które poznaliśmy w ciągu dwóch nocy rzucają cień na jego prawdziwe oblicze. Które zapewne jest głęboko ukryte pod wieloma maskami jak to czynią plugawi kultyści Niszczycielskich Mocy...
Szybka kalkulacja wykazała bednarzowi, że pomoc okazana Sigmarycie w żaden sposób mu się nie opłaci. Od samego początku akolita lekceważył go, ignorował. Nie słuchał dobrych rad. Oczerniał w sądzie. Abelard nigdy nie okaże wdzięczności za okazaną pomoc. Jeszcze będzie miał za złe! Co innego z Acierno. Jeżeli pomoże akolicie, obaj będą mieli mu to za złe. Ale jeżeli pomoże go ogłuszyć... tileańczyk może to doceni? Z drugiej strony Rudolf wychodził z założenia, że nie należy robić sobie wrogów. Ale czy akolita nie ubzdurał sobie już wroga w nim samym? Zastanawiając się nad tym dylematem, wyciągnął z plecaka ciężką kowalską skórzaną rękawicę i nasunął ją na dłoń...
 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 21-12-2018 o 17:46.
Gladin jest offline  
Stary 22-12-2018, 21:37   #233
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Jakiś czas spędziła spędziła na cmentarzu oraz jego okolicach. Potem udała się na przystań, a konkretnie stragany rozciągnięte wzdłuż niego, niczym donośna, ludzka gąsienica. W głowie miała już następną wyprawę oraz słowa Rudolfa o doposażeniu. Bednarz zazwyczaj mówił sensownie i także tutaj się nie mylił. Sama chodziła w byle jakich ciuchach, co zazwyczaj jej nie przeszkadzało. W walce stanowiła jednakże łatwy, jeśli nie banalny cel. Potrzebowała choć prowizorycznego pancerza.
Przeszła całą długością kramów, szukając skórzanego kaftanu. Wbrew pozorom nie interesowały ją tylko sensownie wykonane egzemplarze. Bacznie przysłuchiwała się również rozmowom wokół. Wszelkiego rodzaju targi od zawsze tętniły gwarem i setkami plotek. Interesowały ją głównie trzy tematy: pożar we wsi, zwierzoludzie, wyprawa Ancierno. Informacje na temat dwóch pierwszych wątków zwyczajnie były jej potrzebne. Ostatnim zajmował ją z czystej ciekawości. Sama nie wiedziała dlaczego, ale zastanawiała się jak radzi sobie grupa. Odmówiła im współpracy już dwukrotnie, więc pewnie mieli ją za wyobcowaną lub zwyczajnie dziwną. Cokolwiek sądzili, zapewne mieli dużo racji. Co najważniejsze jednak, nie chciała aby ktokolwiek się do niej przyzwyczajał.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 22-12-2018 o 23:26.
Caleb jest offline  
Stary 23-12-2018, 18:05   #234
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Akolita uniknął pierwszego ciosu. Plan był taki by się bronić i wyprowadzać ataki kiedy pokaże się okienko w obronie przeciwnika. Musiał mieć czysty umysł, a był… lekko wkurwiony. Wiedział, że żywcem go nie wezmą, albo obiją go do nieprzytomności, co było bardzo prawdopodobne, albo wyjdzie zwycięsko. Skoro zdecydowali się na pałki, on nie miał zamiaru sięgać po topór czy sztylet.
- Dwóch z bronią na jednego bez niej… - syknął czujnie obserwując wrogów z gardą wysoko postawioną - ...bohaterskie i szlachetne jak chuj!
Kolejne ciosy wymierzone w Abelarda również były nietrafione. Do tego stopnia, że jeden z mężczyzn aż prawie się przewrócił, źle stając w trakcie wymierzania ciosu.
- Uciszcie go w końcu patałachy - krzyknął wściekły Acierno.
Fay taktycznie pisnęła. Nie rozumiała absolutnie nic z tego co robi hrabia i jeszcze mniej z tego co robi akolita. Do tego jedynym ostrym narzędziem, którym umiała się sprawnie posługiwać był nóż kuchenny. Lista zaś pokonanych wrogów zaczynała się na kurczakach i kończyła na świni. Na pewno nie miała zamiaru się w to mieszać, powiedziała więc zupełnie bez sensu:
- Przepraszam - i odsunęła się poza zasięg walczących.
Abelard był skupiony na walce. Tak słyszał słowo panienki, ale nie zajmował się nim. Teraz, brak skupienia, czy dystrakcja mogły być fatalne w skutkach. Stara szkoła z Sylvańskiej Kampanii Najemnej. Wykorzystał potknięcie zbira i zrobił krok w bok i nagły w przód by mu się odwdzięczyć za to co chciał mu zrobić. Klucz? Odsunąć się w tył po ciosie i tak manewrować polem bitwy, by mieć ich w jednym kierunku i na dystansie zmuszając ich ciągle do ruchu. Co da mu czas na spostrzeżenie ich ruchów i da większe szanse na wyślizgnięcie się.
Oprych uniknął zamachu pięścią akolity, a ludzie Acierno nie ustawali w ataku. Pierwszy chybił. Drugi wymierzył cios w głowę Sigmaryty, ale ten dokonał zwodu i pałka ześlizgnęła się po jego skroni naruszając skórę. Kątem oka Abelard dostrzegł Rudolfa po jego prawej kiedy robił unik poprzedniego ataku. Nie zdążył postawić gardy, pięść Bednarza spotkała się z jego nosem… Przenikliwy ból pękającej chrząstki i odpłynął w mrok. Rękawica była ciężka co spotęgowało szkody ciosu.
- Strasznie długo to trwało. Guzdraliście się jak jakieś… - zabrakło mu porównania. - Myślałem, że sam będę musiał go ogłuszyć. Szkoda czasu - warknął - przywiążcie go do drzewa i jedziemy dalej.
Dwójka jego ludzi zabrała się do roboty, podnosząc nieprzytomnego Abelarda i wlokąc za sobą.
- Panie Acierno - odezwał się Rudolf - owszem, zachował się głupiec. Nie pierwszy raz i wcale nie dziwię się, że się na niego zdenerwowaliście. Sam z nim bydłokradów łapałem i więcej szkody niż pożytku przyniósł. Ale zostawianie go tu przywiązanego, na pastwę dzikich zwierząt czy gorszych potworów? Jaki by nie był, to sługa Sigmara. Wy się może jakoś wybronicie, ale ja? Dorfrichter już mnie nie lubi, więc mam przechlapane.
- I cóż, że Sigmara jakiegoś? A sędzią się nie przejmujcie, jak trzeba to waszą lojalność względem mnie, jego, hrabiego, poprę. Z resztą to on przeciw szlachetniej urodzonego zbrojnie wystąpił. I chyba jak wszyscy potwierdzicie zaatakował. Do sędziego to nie trafi - odparł pewnie Acierno.
- Gdyby to jedynie o to chodziło to wszystko jasne. Ale co, jak go co tu zeżre? - kontynuował Rudolf ale bez przekonania. Wszak problem będzie nie wtedy, gdy coś go zeżre. Ale wtedy, gdy go właśnie nie zeżere. - Zabierzemy go chociaż w drodze powrotnej?*
- Zeżre - nie zeżre, wróci - nie wróci, kwestia jego i jego boga. Nie nasze już zmartwienie. W drogę - polecił tileanczyk.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, gdy potyczka się skończyła i poczekała cierpliwie, aż przywiążą akolitę do drzewa. Wydawało się jej, że jest sam sobie winien, jednak zostawianie człowieka w lesie. Gdy jednak ruszyli i odeszli zaledwie kilka kroków jęknęła.
- Nie godzi się tak Panie Hrabio. Wrócę się i sprawdzę, czy jego rana nie jest groźna. I wody dam mu trochę, żeby nie padł jak mucha, dobrze. I szybko was dogonię. Wszak to człowiek jest i odrobina zmiłowania mu się należy.
- Nie martw się panienko. Sigmar go nakarmi. Sigmar go napoi. I Sigmar go do domu zaprowadzi. Ja tylko pomagam nam, by ten szaleniec nie zaszkodził naszej misji i naszemu zdrowiu, jak właśnie próbował - rzekł spokojnym i pełnym troski głosem. - Wyruszamy! Dość czasu strwoniliśmy - powtórzył swą wcześniejszą komendę.
W czasie tej krótkiej wymiany zdań akolita został przywiązany do drzewa.
- Broń mu zabierzcie - rzucił jeszcze krótko Acierno i ruszył nie oglądając się za siebie. Rudolf popatrzył na biedaka. Co za głupiec - pomyślał i machnął w jego stronę ręką. Ruszył za szlachcicem, jednak nie spieszył się. Jeżeli odjadą nie czekając na niego to trudno, albo ich dogoni, albo nie. Bogowie ciągle wpuszczali go w maliny, kusząc złotem, a koniec końców nie zyskiwał nic. Po raz kolejny zaczął się zastanawiać, czy nie powinien pomodlić się do Ranalda. Taka przewrotność losu akurat do niego pasuje. Z drugiej strony, czy modlitwa cokolwiek by pomogła? Ranald nawet swoich wyznawców pewnie by tak samo doświadczał. Cóż więc za różnica? Popatrzył z zawiścią za oddalającym się Acierno. Zacisnął zęby. Kiedyś też będę żył sobie tak dobrze jak ty, zobaczysz - pomyślał.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 24-12-2018, 12:53   #235
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Robin cicho podeszła do przywiązanego akolity. Wcześniej przepatrzyła teren, ale nie zauważyła nic niepokojącego poza śladami walki na drodze. Chwilę poczekała przy mamroczącym coś do siebie Abelardzie, ale w końcu, nie widząc żadnych efektów, odezwała się:
- Te Twoje czary chyba nie działają. Sztyletem byłoby szybciej.
Delikatny uśmiech zawitał na twarzy Abelarda i nadal z zamkniętymi oczami powiedział.
- Nie myl plugawej magii karanej stosem, z modlitwą do naszych bogów. - otworzył oczy i spojrzał na nią - Nikt z panienką nie przyszedł? Co z resztą? Z kobietą?
- Twoja modlitwa do bogów chyba nie działa - poprawiła się grzecznie Robin. Łobuzerski uśmiech psuł trochę efekt - ale nie będę się kłócić, co ja tam wiem o teologii. Ze mną przyszedł tylko pan królik - pokazała oprawioną tuszkę - inni, w przeciwieństwie do niego, żywi. Kobieta też. Spaliliśmy niedobre drzewo. Ja poszłam za wami, a reszta wraca do miasta. Także ten, ja chyba pójdę dalej, nie będę w modlitwie przeszkadzać, to ani chybi też jest stosem karane.
- Uczciwi i dobrzy w sercu ludzie nie mają co się obawiać gniewu Świętego Oficjum. - odpowiedział akolita - Skoro mnie zbiry Acierno obłożyły, a zdradziecki cios Bednarza powaliły co tem potem do drzewa przywiązały… mam pytanie… czy skąpany w krwi własnej, bezbronnie związany do pnia... czy bestie lasu zwietrzą krew i po mnie przyjdą niedługo by męki me ukrócić?
- Nie. Przyjdą Cię zjeść. Zaczną od najłatwiej dostępnych części, obstawiałabym nogi - pokręciła głową - No nic, ja idę dalej, a pan, panie Święte Oficjum, będziesz wisiał mi przysługę. W końcu tylko ja poza Tobą wiem, jak wyglądał wysłannik bogów, którego Twoja modlitwa przyciągnęła i który cudownie Cię uwolnił - zaczęła mówić odwiązując linę. Dobra lina zawsze się przyda, a sporo kosztuje - Jak się pospieszysz to zdążysz dołączyć do tych, co wracają z kobietą, oni powoli idą, bo ciężko ranna jest, przydasz im się, jakby się do bogów miała wybierać. Linę odstaw do mojego tatula, każdy wie gdzie mieszka. A w międzyczasie opowiedz, co to się stało, żeś tak skończył. A jak ładnie poprosisz, to nawet sztylet albo włócznię na drogę pożyczę.
- Zatem opowiem Tobie historię, dobra Robin. - powiedział i opowiedział wszystko w szczegółach po czym dodał - Acierno nie szanuje naszych praw, pisanych i niepisanych, czy dobro innych. Liczy go tylko własny zysk. Rudolf… dobry człek, lecz przed sądem dał się poznać jako krzywoprzysięzca i tylko złoto ma w sercu. Smutny to widok, lecz nie wierzę, by ten szlachetka, ponoć zresztą, byłby szczodry w nagrodzie za jego występek. Wiem co powiesz. Mierne to szanse jednego bez broni na dwóch z, lecz bluźnierstwa przeciwko bogom i nieprawości charakteru my Sigmaryci nie puszczamy płazem w ochronie prawego ludu Imperium. Jeśli chcesz iść za nimi… nie zatrzymam Ciebie panienko. Jednak, jeśli byś chciała udać się ze mną, wdzięczny byłbym wielce. Okradli mnie ze złota, gorzały na rany i wszelkiej broni. Niegodne szlachetnie urodzonego, o pozostawieniu na pastwę bestii nie wspominając. Panienko Robin, proszę, udaj się ze mną w drogę powrotną.
- Dałam słowo - odrzekła Łuczniczka - o dobru i złu wiem niewiele, ale słowa się nie łamie. Obiecałam, że pójdę z nim i tak trza mi czynić, chyba że sam mnie odpędzi.
Włócznię też u mojego tatka zostaw. A, i możliwe, że starszam od Ciebie, młodzieńcze -
zakończyła. Jeszcze jedno panienkowanie i poprawiłaby po Rudolfie.
- Zwrot grzecznościowy, dla panny niezamężnej. - odpowiedział Abelard zbierając co mu było dane i co pod ręką było, gotowy ruszyć w drogę powrotną.- Jeśli się mylę, lub uraziłem proszę o przebaczenie. Niech bogowie strzegą Twych dróg Robin, lecz z dobrego serca rzeknę. Miej baczenie na Acierno… lecz to niech między nami zostanie. To nieobliczalny człowiek..
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 25-12-2018, 13:17   #236
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dzięki za dialogi ekipo. WESOŁYCH ŚWIĄT!


Wolfgang był zdziwiony widząc zapał z jakim Vermin chciał spalić drzewo. Nie było to łatwe, ponieważ był to zdrowy okaz, pełen soków próbujących zniweczyć plany poszukiwacza przygód. Raniony przez potwora jednak nie odpuszczał i w końcu "udało mu się doszczętnie wyplenić zło z tych nikczemnych korzeni" jak zapewne ująłby to Abelard. Baderhoff byłby dumny jednak nie miał czasu na nic więcej niż rzut oka. Z Borysem i Albertem przygotowywali nieprzytomną niewiastę do wyprawy, która - miał nadzieję - nie mogła być jej ostatnią. Opatrywanie kobiety poszło gładko dzięki pomocy Borysa, który poza wioskowym medykiem był chyba najlepszym na tym polu jakiego żołnierz spotkał.

Wykonanie noszy, które nie rozlecą się po kilku kilometrach trasy nie było proste. Wolfgang znalazł odpowiednie gałęzie i poświęcił koc, który dostał kilka lat wcześniej od ojca. Borys i Albert też nie byli obojętni i po kilku minutach starań nosze były gotowe, a zobojętniałe damskie ciało legło na nich jak wór z burakami. Niesienie musiało być nad wyraz ostrożne co sprawi, że ekipa nie zdąży do Kreutzhofen przed nocą. Mogli jednak obrać za cel wioskę, w które na popas zatrzymał się Acierno... Jedyny plus jego postoju był taki, że kobieta nie musiała spędzać nocy w ostatnio niegościnnym lesie.

Z oględzin kobiety wynikało, że była pochodzenia wiejskiego, a z osłem wybrała się na handel. Mogła nawet zmierzać do Kreutzhofen, z którego na pewno nie pochodziła. Wolfgang kiedy był spokojny o stan kobiety postanowił przyjrzeć się ranom Vermina. Facet wcześniej był zbyt pochłonięty "zabijaniem" potwora aby można go opatrzyć. Obrażenia wyglądały całkiem poważnie, ale nie było to coś co wystraszyłoby żołnierza. Baderhoff mimo młodego wieku widział już nie raz amputacje, a raz nawet dekapitacje zatem rany Vermina mogły mu się wydawać nieco poważniejszymi draśnięciami. Jak by jednak nie wyglądały wojownik chciał go opatrzyć najlepiej jak potrafił, co z pomocą Borysa było pewnikiem.

Kiedy Robin wróciła nie omieszkała powiedzieć pozostałym, że osioł przewoził skóry i futra. Ich podejrzenia co do celu wędrówki kobiety potwierdziły się. Szkoda, że osioł był zbyt uparty aby wrócił ze zwiadowcą i pomóc transportować swoją właścicielkę. Robin chciała wyruszać w dalszą drogę. Wolfgang był pod wrażeniem tego jak silne dla niej znaczenie miało dane Acierno słowo. Gdyby tylko każdy arystokrata był tak daleki od złamania danego raz słowa... Wolfgang miał jednak inne priorytety. Wolał ocalić niewinną kobietę aniżeli łapać bydłokradów.


Droga z noszami nie należała do prostych. Przy ciągnięciu noszy zmieniali się Wolfgang, Albert i Borys, gdyż nie chcieli nadwyrężać rannego Vermina. Minie dobre dwa tygodnie nim ranny wróci do lepszej sprawności. Spotkanie kogoś w okolicy traktu nie było nowinką, ale takiego gościa Wolfgang się nie spodziewał. Facet był wysoki, barczysty, wyekwipowany jak rycerz. Jego koń bojowy zdawał się być w wyśmienitej kondycji.

- Żyje? Pomóc? - rycerz mówił z zauważalnym bretońskim akcentem. - Potwór? Bandyta? Żyje? Zabić?- dopytał jeszcze spoglądając na mężczyzn.

- Na razie trzeba pomóc niewieście szlachetny rycerzu. - Borys mówił bardzo wyraźnie. I bardzo powoli. Ułatwiając rycerzowi zrozumienie jego słów. - Potwór uciekł. Polowanie na niego będzie i chwałę zdobędziecie. - Borys w myślach werbował rycerza już do grupy Wolfganga. - Najpierw niewiasta potem potwór. - powtórzył dla pewności. - Do wioski idziemy. Eskorty nam trzeba bo może wrócić. - Borysowi zdawało się, że takie słowa najlepiej trafią do rycerza.

- Gdzie potwór? - widać rycerza zainteresowało jedno.

- Spalony. - odpowiedział Vermin wycierając pot z czoła nieprzytomnej kobiety.

- Opowiemy po odstawieniu niewiasty. - powiedział Borys. - My rycerzowi chcemy mówić o tym chodzącym potworze Verminie. Nie o spalonym mięsożernym drzewie. Tym co załatwił żołnierza z garnizonu. Potwór godny pieśni. Opowiemy, tymczasem chodźcie z nami.

- Tak jak powiedział mój towarzysz musimy zająć się ranną białogłową i odstawić ją pod bezpieczny dach. - powiedział Wolfgang. - Ja oraz moi towarzysze mamy za cel odnaleźć i zabić potwora z lasu przybierającego różne zdradliwe formy. Jeżeli Herr chce może z nami odprowadzić kobietę do wioski, a następnie wyruszyć w bój. - Baderhoff zastanowił się chwilę. - Kobiecie uciekł osioł z niemałym dobytkiem. Mógłby rycerz go do nas przyciągnąć? W tamtą stronę pobiegł traktem. - pokazał ręką żołnierz.

- Osioł nie potwór dla ja - odparł w łamanym imperialnym. - Bonne chance. Au revoir - skinął głową.

- Ona wie gdzie potwór - wskazał Vermin na nieprzytomną kobietę - Ona go pokaże.

- Rycerzu! Cierpliwość jest cnotą. Daj nam dzień i ruszysz na potwora. Czym jest dzień czekania na chwałę przy całej twojej podróży? - Borys zadał bezpośrednie pytanie nie rozumiejąc co chwilę wcześniej powiedział rycerz.

- Następnym czasem - zawołał po czym ruszył przed siebie.

Trudno było powiedzieć, czy nie do końca rozumiał, czy po prostu nie był zainteresowany zagrożeniem, jakie mu przedstawili, czy też samym sposobem jego przedstawienia. Tak czy inaczej po prostu odjechał. Wolfgang nie rozpaczał za rycerzem. Byłby on pomocą, ale żołnierz nie lubił walczyć u boku kogoś kogo nie znał. Lepiej walczyć ramię w ramię ze znajomym rzeźnikiem niż z nieznajomym weteranem.


Kiedy grupa dotarła do wioski trwał tam festyn. Ludzie bawili się, jedli, pili. W powietrzu dominował zapach pieczonego mięsa i piwa. Po wstępnym rozeznaniu okazało się, że w zajeździe nie było miejsca na nocleg. Zdawało się, że przyjezdni zjechali się ze wszystkich stron na wieść o wioskowej libacji. Baderhoff nie poddawał się jednak. Grupa rozpytała o osła, ale nikt takiego nie widział ani samopas ani prowadzonego przez uśmiechniętego znaleźdźce.

Wolfgang wpadł na pomysł aby zostawić kobietę u godnych zaufania miejscowych i wyruszyć dalej. Ekipa znalazła starsze małżeństwo cieszące się bardzo dobrą opinią. Nie byli to ludzie, którzy zrobiliby komukolwiek krzywdę. Borys poinstruował ich jak postępować z ranną, a Wolfgang za pomoc ofiarował im Złotego Karla. Baderhoff życzył kobiecie jak najlepiej. Miał nadzieję, że ta dojdzie do pełni sił za dobre kilka tygodni.

Żołnierz porozmawiał z resztą grupy i okazało się, że wszyscy są za wyruszenie w las. Baderhoff chciał zmierzać w kierunku Kreutzhofen, ponieważ to tam miała miejsce nieszczęśliwa warta, którą rozbił potwór przybierający formę kobiety. Wolfgang cały czas miał nadzieję, że uda mu się w finalnej chwili triumfować nad bestią. Pomodlił się nawet do Myrmidii co robił zwykle przed ważką dla niego bitwą. Oby i tym razem bogini wojny była po ich stronie…
 
Lechu jest offline  
Stary 27-12-2018, 18:59   #237
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Carlo

Wyszorowany i w czystym „nowym” ubraniu był oglądany przez donnę Marię oraz jej znajomą. Znajoma ta została przedstawiona jako Urlyka Bednarzówna.
- No, to teraz czas odpracować. Bierz się za zmywanie - machnęła Maria w stronę balii z naczyniami. Obok stała druga, gdzie należało opłukać wymyte. Potem zaś wytrzeć wszystko, a wodę wynieść i wylać. Carlo postanowił, że szybko musi znaleźć jakieś ciekawsze zajęcie. Zerknął znad naczyń.
- Signorina Ulricca, dopiero co przybyłem i donna Maria mnie przygarnęła. Nie chcę tutaj być darmozjadem, pracy jakiejś szukam. Mam dobrą pamięć, ale dyskretny jestem i tajemnicy dochować umiem. Szybko biegam, szybko się uczę, a liczyć to do trzydziestu potrafię.
- Patrzcie go, szorowanie garnków mu nie pasuje. A ja tak codziennie muszę
- parsknęła Maria z uśmiechem na ustach.
- Donna się nie obrazi, ale donna mi tę pracę to tylko z litości daje. Nic z tego nie ma. A ja bym chciał taką pracę za srebro dostać, to bym mógł donnie nanieść srebra do domu. To jak, signorina, nie potrzebujecie kogoś do pracy?
Kretuzhoffianka zerknęła bystrym wzrokiem na chłopaka, ale zwróciła się do gospodyni.
- Pomyśleć by, że jakąś stolicą imperialną jesteśmy. Tyle tu interesów się odbywa. Mój brat syna Saufera do terminu przyjął właśnie.
- Nie może być
- zdumiała się Gambacini. - To u niego w browarze aż tak źle?
- Furda, nie źle. Młody Emmerich powiada, że ojciec dwóch pracowników zatrudnił. I to nie czeladników, ale wprawnych w fachu.
- Co też nie powiesz, Ulryko. A ludzie gadają, że Bugman mu zaszkodził.
- Widać nie za bardzo, skoro stać go na nowych pracowników. Tak więc, masz spore szanse, Carlo
- zwróciła się do chłopaka. - Saufer przyjął samych przyjezdnych. Tego postrzelonego akolitę i taką dziewkę, Fay.
- Fay, znam
- pokiwała głową Maria. - Była tu u mnie. Dziewczynę strasznie ciągnie do naszej kultury - wyznała z dumą. - Przyszła do mnie uczyć się kuchni tileańskiej. Miła dziewczyna, tak - kiwnęła raz jeszcze, i upiła łyk wina. - Ale ten twój młodszy brat, co on czeladnika wziął? To nawet Twój ojciec ani starszy brat nie mają, a młody wziął? Co on kombinuje? Włóczy się ostatnio ze zbrojnymi po lesie, w kabały pakuje, czeladnika najmuje. Za chwilę Gretchen i Gundrun będą tylko o nim mówiły - zaśmiała się głośno

* * *

- Donna Maria, o kim dziś rozmawiałyście z signoriną Ulriccą? - zapytał się moszcząc sobie legowisko w kuchni.
- Chłopcze, nieładnie podsłuchiwać
- pogroziła mu żartobliwie palcem. - Poza tym co to za pytanie? O mnóstwie ludzi przecież.
- A mnie chodzi o tą signorinę, co to lubi tileańczyków.
- A, młoda Fay.
- Tak, właśnie ona. Ona teraz w browarze pracuje?
- Ponoć tak, szybko się uwinęła dziewucha. Na miejscu Berty pilnowałabym kurnika, z taką pracownicą…
- Może ona by mi pomogła pracę znaleźć?
- Oj wątpię. Przecież sama co dopiero tu przyjechała i pracy szukała.
- Ale właśnie szybko ją znalazła. A lubi tileańczyków…
- Lubi nie lubi, pracy z rękawa nie wyciągnie. Jak chcesz, to z nią jutro pogadaj, a teraz idź spać i daj mi już spokój.
- Donna jeszcze tylko mi powie, jak ją znaleźć i już się nie odzywam.
- A bo ja wiem jak? Co ja jej matka, czy jak?
- ofuknęła go. - Rano ponoć na nabrzeżu chodzi i o ceny rozpytuje. Zajdź rano i poszukaj jej tam.
- Grazie donna, grazie. Buonna notte.


 
Gladin jest offline  
Stary 28-12-2018, 08:14   #238
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Bolała ją głowa od dźwięków rozedrganego tłumu. Ktoś zachwalał bochny chleba, inny polecał ryby, gdzieś sprzedawano egzotyczne owoce. Że też istnieli ludzie, którzy dobrowolnie wystawiali się na taki gwar.
Łowiła wieści oraz plotki, które przekupki od zawsze przecież uwielbiały. Wyglądało na to, że mieszkańcy upatrywali pojawienia się zwierzoludzi za omen. Miało to być spowodowane rozpasaniem i złymi nawykami lokalnych. Cathelyn podchodziła do takich rewelacji bardzo sceptycznie. Nie bez powodu na te istoty mówiło się, że są pomiotami Chaosu. Działały w sposób nieskoordynowany, a już na pewno nie interesował ich stan moralny swoich ofiar.
W okolicy miał pojawić się również gigant oraz syrena. Prowincja stawała się groźnym miejscem i z drugiej strony było to normalne, że ludzie próbowali racjonalizować sytuację. Dawało to im przynajmniej iluzoryczną kontrolę nad sytuacją.
Nadal nikt nie wiedział co spowodowało pożar we wsi. Wszyscy zgadzali się natomiast, że o tej porze roku trudno było o samoistne zaprószenie ognia. I tutaj narracja była podobna: że to robota sił nieczystych i licho zalęgło się na miejscu.
Na koniec zasłyszała parę zdań o grupie Acierno. Wierzono w pochwycenie sprawców incydentu, choć nie wszyscy widzieli w nich realnych przestępców. Także Cathelyn uznawała sytuację z bydłem za mało inwazyjną. Wiązało się to z kolejnym powodem, dla którego odmówiła udziału w wyprawie. Nie uważała bowiem, że należy odprowadzić Konrada przed oblicze wymiaru sprawiedliwości.
Wreszcie udało jej się znaleźć skórzany kaftan, który nie wyglądał jak siedem nieszczęść. Kupiła go, a wkrótce znalazła nabywcę na swój drugi sztylet. Dopiero wtedy opuściła teren targowiska.
W mieszku pobrzękiwała ostatnia już garść monet. Crossman nie nawykła do konwencjonalnej pracy, ani stałych dochodów. Od wzbogacenia się dzieliło ją jeszcze sporo dni, tymczasem musiała za coś jeść i żyć. Nawet Bones wyglądał posępniej, jakby przeczuwał, że czeka go trudny okres. Problem był taki, że umiejętności jego właścicielki znajdowały ledwie niszę wśród mieszkańców.
Kombinowała dłuższy czas i wreszcie wpadła na pewien pomysł. Nie mieścił się dokładnie w jej kompetencjach, ale z pewnością był im bliższy, niż doglądanie brukwi czy robienie za czyjegoś gońca.
Nie zaszkodziło spróbować, tym bardziej, że miała jeszcze trochę wolnego czasu. Przed realizacją planu musiała znów zaciągnąć języka. Tym razem jednak za źródło informacji obrała konkretne osoby.
Najpierw skierowała swoje kroki ,,Pod Czarnego Orła”. Chciała odnaleźć krasnoluda Kasztaniaka, o ile ten nie ruszył w góry z pobratymcami. Kupiła przy barze najtańsze piwo i powoli zbliżyła się do ochroniarza. Kasztaniak nie powinien był pić w pracy, lecz jeden kufel dla krasnoluda był jak kilka kropel dla zwykłego człowieka.
Nie kryła, że robi to mało chętnie. Krasnale ją denerwowały, ale większość jej znanych osób było poza miastem. Tymczasem on codziennie przebywał w miejscu, gdzie wiele się gadało.
- Słyszałeś żeby ktoś ostatnio kupował na kreskę? Jakiś ochlaptus na krzywy ryj? - zapytała Kasztaniaka, przysuwając trunek bliżej jego pulchnej dłoni.
Potem zajrzała do rudery, którą zajmował Udo. Chodziły plotki, że ostatnio pomieszkiwał tam bednarz, w co ciężko było uwierzyć. Facet zdawał się dobrze sytuowany, zaś dom żebraka uchodził za wyzwanie nawet dla bardzo tolerancyjnych nozdrzy.
Rzuciła biedakowi szylinga. Dla niego i tak to było coś.
- Kto w mieście ci najbardziej skąpi? - zapytała wprost. - Od kogo nigdy nie dostałeś złamanego grosza? Nie obawiaj się. To zostanie między nami.
Na koniec znalazła Gretchen. Ta opcja była ryzykowna. Babka mogła uśpić człowieka samym gderaniem, w dodatku połowa jej gadania była mało znaczącym bełkotem. Niemniej nawet tak zawzięta plotkara mogła mieć w zanadrzu kilka wartościowych informacji.
Cathelyn niby to przypadkiem zaczepiła kobietę. Domyślała się, że nie będzie potrzebowała wiele, aby nawiązać kontakt. Babony jej pokroju wręcz łaknęły atencji.
- Słyszała pani? Piekarz to już całkiem zwariował - zaczęła jojczeć, udając ton kramarek z przystani. - Kupił świni popręg i siodło. Traktuje maciorę lepiej, niż żonę. Będzie tak dalej sypać pieniądzem, to ni chybi zadłuży się co ten… jak mu było…
Liczyła, że usłyszy właściwe nazwisko. Był to ostatni element jej małego dochodzenia. W jego trakcie starała się możliwie dyskretnie zidentyfikować przynajmniej jedną osobę, która borykała się z długami. A jeśli ktoś posiadał w Kreutzhofen wierzyciela, był nim prawdopodobnie Josef Gierig.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 28-12-2018 o 13:22.
Caleb jest offline  
Stary 04-01-2019, 14:16   #239
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Robin postanowiła ustrzelić po drodze zająca i ruszyła za Acierno. Dogoniła ich sporo później. Obeszła grupę i wyszła na drogę przed nimi.
- Gdzie się zgubiliście? Czekam na was i czekam. Spójrzcie, obiad nam upolowałam.
- Potrzeba będzie więcej, żeby nas wykarmić
- fuknął Acierno. Zrobimy tu krótką przerwę i ruszamy dalej - machnął ręką i udał się spocząć pod drzewem. Rudolf wyciągnął z plecaka piwo i zaproponował towarzyszom (również ludziom Acierno, ale nie samemu szlachetce).
- Nie mieliśmy okazji się przedstawić. Rudolf Bednarz jestem - skinął do pozostałych. Z tej grupy znał tylko Robin. - Już wcześniej walczyłem z tymi bydłokradami. Niestety, część naszej grupy zniknęła, część nas zdradziła, a część po prostu nie potrafiła walczyć - westchnął. - Trochę się martwię, że sytuacja się powtórzy - dodał ciszej, żeby Vincenze go nie usłyszał, wskazując równocześnie ręką w stronę, gdzie pozostawili resztę ich grupy pościgowej. - A was co sprowadziło do Kreutzhofen i na tę wyprawę?
- No właśnie widać, że ta wasza grupa przednia i już swe zachowanie powtórzyła. Część znowu zniknęła, część pewnie nie potrafi walczyć…
- wymownie spojrzał ochroniarz Acierno po pozostałych -... ale jeśli który jeszcze zdradzić chce, to ubije - odparł ignorując przedstawianie się, a także pozostałe pytania Rudolfa.
Rudolf westchnął w duchu. Jaki pan, taki kram… spojrzał na nieznaną mu wcześniej kobietę wyczekująco. Dziewczyna uśmiechnęła się miło, ale niepewnie. Ostatnie wydarzenia dość jej na mąciły w głowie.
- Jestem Fay Ayinger. Pan Hrabia zabrał mnie na wyprawę, abym przygotowywała wszystkim posiłki - popatrzyła na broń bednarza - Na tym w zasadzie znam się najlepiej. I na warzeniu piwa.
- Hrabia? Acierno to nie hrabia. To jakiś tileańczyk. Przyjechaliście z nim do Kreutzhofen?

Dziewczyna zmarszczyła brwi
- Nic mi nie wiadomo o tym, że tileańczycy nie mogą być hrabiami. Płaci za gotowanie - stuknęła palcem we wnętrze dłoni - jeśli pensja jest na miejscu mogę go nawet nazywać królem. Przedstawił się jednak jako hrabia - wyszczerzyła zęby. Bardzo ładne i w komplecie.
- Dobrze go znacie? Długo już dla niego pracujecie?
- Cały jeden dzień. A w zasadzie to przedpołudnie. Szukałam pracy i uznałam, że hrabia ma i pieniądze i coś ambitniejszego niż gotowanie kaszy ze skwarkami. Jego historia jest dla mnie nie mniejszą zagadką niż twoja
- znów się uśmiechnęła. Znów ładnie.
- Ha, ciekawe - Rudolf potarł zarost, wydając się ignorować ostatnią część wypowiedzi. - Eh, i znowu trzeba ruszać - mruknął, gdy Acierno zarządził dalszy marsz. Fay podeszła do łowczyni nawiązując kontakt wzrokowy i czekając, aż pozostali się oddalą.
- Czy może spotkałaś i pomogłaś Abelardowi?
- Spotkałam. Jego modlitwy pomogły mu się uwolnić.


 
Gladin jest offline  
Stary 04-01-2019, 16:11   #240
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Nastał już późny wieczór, gdy Acierno zatrzymał grupę.
- Rozbijcie tu chwilowy obóz, tak by panienka Fay mogła nam wyborny posiłek przygotować - zwrócił się do Robin i Rudolfa. - Ty - spojrzał na dziewczynę - byś coś z dziczyzny ustrzeliła, bo ten jeden marny zając to nas nie wykarmi. A Ty - machnął w stronę bednarza, nie odwracając w jego stronę wzroku - pomożesz panience i miejsce do pichcenia jej przygotujesz - polecił tileanczyk. - My w międzyczasie zrobimy zwiad. Wrócimy niebawem.
- Tak jest -
Robin ucieszyła się z okazji do legalnego polowania i gdy tylko odzyskała strzały natychmiast weszła w las.
- Pójdę po drewno - dodał Rudolf i ruszył zaraz za Robin. - Poczekaj na mnie - szepnął do niej. Gdy oboje zniknęli z oczu pozostałym bednarz zwrócił się do łowczyni: - jeżeli dasz radę, sprawdź co oni kombinują - kiwnął w stronę Acierno i jego ludzi. - Nie ufam im.
Dziewczyna kiwnęła głową i odczekawszy chwilę ruszyła za Acierno i jego ludźmi, sama starając się pozostawać niezauważona. Po rozmowie z Abelardem nie wiedziała o co tu chodzi, a bardzo chciała wiedzieć. A teraz jeszcze Rudolf, którego miała za sojusznika Acierno z taką prośbą wyszedł… Dziwne.
Robin dogoniła ich i zaczęła śledzić. Była pewna, że nie wiedzą o jej obecności. Poruszali się pewnie, nie zwracali na to, by był to ruch skryty, cichy. Jeśli ona miałaby robić zwiad, to z pewnością by tak nie wyglądał. Rozmawiali ze sobą, co jakiś czas, ale żeby usłyszeć ich rozmowy, musiałaby się do nich zbliżyć znacznie. Szli już dobre dwadzieścia minut i powoli musiała zacząć decydować, czy dalej podążać za nimi, czy jednak zapolować na zwierzynę. Chciała się zbliżyć i podsłuchać, ale teren nie pozwalał na to bez wysokiego ryzyka, że zostanie odkryta. Podążając za nimi wymyśliła, że gdyby ją przyłapali powie, że polując miała wrażenie, że zauważyła jakiegoś człowieka i ruszyła ich ostrzec nie robiąc hałasu. A tymczasem śledziła ich aż do ich celu, o ile nic jej w tym nie przeszkodziło.

***

Fay w tym czasie przejrzała pobliskie zarośla szukając ziół, których używało się do gotowania i jadalnych korzeni. Zebrała też nieco gałązek i kawałków drewna zabierając się za rozniecanie ognia. Niedługo potem Rudolf wrócił z dużym naręczem drewna.
- Nie wiem, co chcesz tutaj przyrządzać - powiedział do Fay, rzucając je na ziemię - ale nie znalazłem nigdzie wody. Mam trochę piwa, coś mogę odstąpić.
Kucharka pokonała głową.
- Trochę piwa się nada do sosu. Potrzeba jednak dziczyzny, bo z samego chrzanu obiadu nie zrobię - mruknęła krzątając się przy ognisku.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172