Anathem był zadowolony ze spotkania z Meepo. Chciał wykorzystać czas, kiedy jego towarzysze dywagowali o kształcie rezydencji i wykorzystać to, że sam zrobi zdecydowanie mniej hałasu i może uda mu się dowiedzieć co czeka w następnej sali bez alarmowania “tubylców”. Kazał Meepo zostać w sali z fontanną i sprawdził pobliski korytarz. Już z daleka słyszał piski i dźwięki wydawane przez dziesiatki, a może setki gruzoniów. Szybki rzut okiem na korytarz tylko to potwierdził.
Dyskretnie i po cichu wycofał się do sali ze szkieletami, zgraniając po drodze przestraszonego kobolda. Wrócili do sali w momencie, kiedy Tannis wyciągnął różdżkę i zabrał się za uzdrawianie pozostałych.
- Dobry pomysł. - podwiedział, uśmiechając się do członków drużyny. - Wydawało mi się, że coś słyszałem i faktycznie nie przejdziemy dalej bez walki. Nie pamiętam Zorenie na ile osobników szacowałeś wielkość gniazd tych szczurów, ale myślę, że jest ich nawet kilka setek. Przynajmniej taki robią hałas. - Następnie zwrócił się do Tanisa - Ja też się załapię?