Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2018, 12:48   #205
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Starzec zaś zniknął w świadomości Chaai, wędrując pomiędzy jej wspomnieniami, z każdą chwilą coraz bardziej karlejąc. Jego postać zmieniała się. Stawała się bardziej ludzka i brodata. Stara i silna.


[media]http://i.ibb.co/vdxBXG1/diatytuy8ar.jpg[/media]

Przemieniony smok kierował się do miejsca w którym ukrywała się Nimfetka i z tego powodu uznał, że musi zniżyć się do przyjęcia ludzkiej postaci. By nie siać paniki.
Dziewuszka zdążyła już ucichnąć, bawiąc się wraz z pawiami w cieniu drzewa złotokapu. Ogromny ptak o białych piórach i czerwonych ślepkach, drzemał, wspierając łebek na jej drobnym ramieniu, gdy drugi rubinopióry i przez to wyglądający jak feniks, dawał się głaskać na jej kolanach, cierpliwie znosząc iskanie i mierzwienie czubka na głowie.
Tu z pewnością antyczny nie musiał się obawiać nieproszonego towarzystwa. Wspomnienie w którym się znajdował nie przedstawiało sobą żadnej wartości jeśli chodzi o pokłady historii noszącej go kobiety. Miejsce to było senne, cholernie upalne i jak na pustynię mocno wilgotne. Nic się tu nie działo i nikogo tu nie było, oprócz młodej tancerki i zmęczonego ukropem drobiu.

Gad został dostrzeżony przez grupę szaroburych perliczek, które podniosły wrzawę na którą odpowiedziały samce. Cztery pawie o tradycyjnym ubarwieniu zleciały z dachu altany, by powitać i pewnikiem podziobać w łydki gościa.
Maska pisnęła cicho spomiędzy gałęzi kwiatów, przyglądając się ze strachem wielkoludowi na swoim podwórku. Choć Ferragus zmniejszył się do, według jego punktu widzenia, błachych rozmiarów, przewyższał on bojaźliwą emanację prawie trzykrotnie.
Czerwonołuski popatrzył na nią i mruknął gniewnie.
- Co się strachasz? Gdybym chciał cię zjeść lub twoje ptaki to bym to dawno zrobił. Ale będąc tylko duszą nie odczuwam głodu… Nie gdy twoje ciało jest łakomczuchem.
Po czym podszedł do najbliższej fontanny i… wlazł do niej zanurzając się cały, aż po siwą głowę, którą zresztą podstawił pod strumień wody tryskającej z pyska kamiennej kobry.
Bardka nie odpowiedziała, tuląc się do czerwonopiórego pupila, nieznacznie wykrzywiając przy tym ustka w falbankę. Z Deewani chyba dzieliła jedynie wygląd. Jej siostra była butna i odważna jak młode, rozbrykane pisklę smoka, tymczasem ona bała się nawet własnego cienia i była tak samo poradna co kilkudniowe kocię… czyli wcale.

Starzec jednak nie wydawał się specjalnie zwracać na nią uwagi. Przez chwilę nawet wydawało się, że śpi, aż nagle...
- Zaśpiewaj mi - zażyczył sobie.
Dziewczynka mruknęła coś pod nosem wyraźnie zafrasowana i przykładając palec do ust zaczęła szukać w pamięci jakiś piosenek, które mogłyby się spodobać potężnemu drakonowi.
- Ma być smutne czy wesołe? - spytała w końcu, nie wiedząc na co się zdecydować.
Smok spojrzał na Nimfetkę i zastanowił się. - Ma być… twoja ulubiona.
Nie była to chyba dobra odpowiedź dla kobiety, która nie wiedziała co to znaczy coś lubić, niemniej młodziutka tawaif wstała i podeszła do fontanny, opierając drobne rączki o jej brzeg i patrząc z nadzieją w oczach, spytała.
- Znasz pieśń Deewani Mastani?
- Nie znam żadnej. Śpiewaj - odparł gad, przeciągając się leniwie. - I nie strachaj się. Dopóki siedzę w twoim umyśle, ty i twoje siostry jesteście pod moją opieką. A wierz mi, to wielki zaszczyt.

Maska splotła drobne palce ze sobą i uśmiechnęła się szczęśliwa, że dostała pozwolenie, po czym przymykając powieki i delikatnie gibiąc się na boki, zaczęła przywoływać z pamięci orkiestrę sitarów, dzwoneczków i bębnów, z chórem fakirów na czele.
Następnie wzięła głęboki wdech i zaczęła swój cichy, wyjątkowo erotyczny i nostalgiczny popis wokalu, opowiadając historię Mastani, która została znana na cały świat z powodu swojego szaleństwa - miłości.
Cóż… nic dziwnego, że kurtyzana odważyła się uciec z mężczyzną, gdy już za młodu karmiona była takimi ckliwymi opowieściami.
O dziwo Ferragus wydawał się też gibać, jednocześnie drzemiąc w fontannie i słuchając głosu dziewczuszki.
- Bardzo ładnie - ocenił z lekkim uśmiechem na brodatej twarzy.
- Naprawdę? - rozentuzjowała się emanacja, klaszcząc w ekscytacji. - Podobało ci się?! Ach ta piosenka jest taka ładna… trochę smutna, ale jednak szczęśliwa… taki trochę słodko-gorzki temat. Bo widzisz… bo to jest o miłości, wiesz? Takiej prawdziwej, szalonej miłości, bo Mastani była księżniczką podbitego państwa i zakochała się w najeźdźcy, który był obcej wiary, ale ona i tak za niego wyszła - zaczęła trajkotać jak najęta, będąc wyraźnie w swoim żywiole.
Antyczny kiwał jedynie głową, nie przeszkadzając jej w tym. Wtrącił jedynie, gdy przerwała by nabrać oddech.
- O miłości. Twoja rasa wszędzie pisze piosenki głównie o niej - stwierdził popisując się swoją niezmierzoną wiedzą.
- A nieprawda - wytknęła mu dumnie bardka, zadzierając nosek, wyraźnie rada, że komuś “dogadała”. - Śpiewamy też o wojnie, o śmierci, o rodzinie, albo o bogach - wyjaśniła rezolutnie, oblizując w przejęciu usta.
- Kiedyś nam Ranveer zaśpiewał o wojnie, trochę się bałyśmy, ale nie było tak strasznie.
- Piosenki nie są straszne, to tylko słowa z dźwiękiem… ryk… smoczy ryk. To dopiero jest straszne - wyjaśnił podniośle antyczny, uśmiechając się niczym drapieżnik. - A ja jestem straszny?

Nimfetka dość słabo słuchała jego wypocin, bo na wspomnienie wojownika, zaczęła kicać i hasać, robiąc przy tym dziwne gesty i miny. Prawdopodobnie naśladowała jakiś bojowy taniec, ale w jej drobnym wykonaniu przypominała raczej rozbrykaną małpkę niż groźnego wojownika.
- Tylko z wyglądu… - odpowiedziała żywo, przysiadając się na murku i machając beztrosko nogami. - Jak się odezwiesz, nie jesteś taki straszny… - dodała ze szczerością, uśmiechając się pod nosem. - Chcesz zobaczyć jak Ranveer śpiewa? Zrobił dla nas całe przedstawienie! A Raga jego rodu jest straszna niczym ryk burzy!
- Phi… - Prychnął barbarzyńca w kąpieli. - Pokaż mi tego Ranveera, zobaczymy czy ta jego Raga potrafi zrobić wrażenie na istocie, która jest uosobieniem strachu i potęgi.
- Jupiii! - zawołała radosna tancerka, zeskakując na trawę. - To nie tutaj, chodź, chodź… musimy iść do namiotu, przysiąść się przy tronie - wytłumaczyła niczego nie tłumacząc.
- Hej… tego nie było w planie - obruszył się Starzec, który nie planował ruszyć zadka z wody. Ale ostatecznie opuścił fontannę marudząc coś pod nosem o namolnych sikoreczkach.

Panna pognała przodem, wesoło chichocząc i prowadząc swojego kompana w głąb budynku, który pełnił rolę swoistej biblioteki wspomnień. Nie wszystkich rzecz jasna… tylko tych, które z jakiegoś powodu pamiętała.
Nie musieli daleko odchodzić, by natrafić na komnatę, która wciągnęła ich do przestronnego, dusznego i nieco zakurzonego namiotu. W środku zebrała się całkiem spora grupka, mocno opalonych mężczyzn. Na oko antycznego było ich około dwustu, moooże z jakimś małym hakiem, czyli dla niego na jedno chapsnięcie paszczą.
- Chodź, chodź, chodź… tu, tu, tu… - nawigowała Chaaya, łapiąc Starca za rękę i prowadząc go między zamrożonym tłumem do nieznacznego wzniesienia na którym stało krzesło usłane skórami. “Tron” niestety był zajęty przez już nie taką młodą tawaif o zdecydowanie ponętniejszych kształtach niż teraz. Jej ciało ozdobione było zawiłymi tatuażami z henny i okryte jedynie z przeźroczystą, mlecznoróżową tunikę. Na dekolcie pyszniła się wspaniała złota kolia z setką rubinów układających się w promienie słońca, którym był wielki tęczowy opal.
- Usiądź tu… tak tu będzie dobrze - pytlowała maska, wskazując miejsce obok krzesła. - Tak, tak… tu jest idealnie! - Zapiszczała w podnieceniu, po czym zanim gad mógł wtrącić swoje trzy miedziaki, że jako pradawny i wiekowy smok należy mu się miejsce w samym centrum… wspomnienie nagle ruszyło, a huk trąb jakie zatrzęsły całym miejscem, nie dość, że ogłuszyły go na dobre kilka chwil, to skojarzyły mu się z kamienną lawiną i wodospadem ogromnej ilości wody.
Wojownicy zaczęli tańczyć i śpiewać pod przewodnictwem niczym nie wyróżniającego się przywódcy.
Od natychmiastowego wezbrania emocji w ciele Kamali, Starzec zgadł, że to musi być ten sławny Ranveer i jego sławna armia, która ponoć jest nie do pokonania.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=l_MyUGq7pgs&frags=pl%2Cwn[/media]

Niestety, choć Raga Malhari faktycznie była niczego sobie to reszta okazała się dość… delikatna i niemal słodka, chyba tylko po to, by oglądająca to kurtyzana nie padła ze strachu. Czas również robił swoje, niedociągnięcia i dziury w pamięci były zastępowane wyobraźnią, co wszystko dodatkowo jeszcze mocniej ugładzało cały pokaz.
Mężczyźni wywijali fikołki i tupali o ziemię, wzburzając tumany kurzu i wprawiając podniesienie w drżenie i dudnienie, co wyraźnie podobało się obu paniom. Choć wspomnienie Sundari zachowywało się dumnie, to Nimfetka już nie. Ona tańczyła, klaskała, piszczała i przyśpiewywała, będąc wyraźnie w swoim żywiole i pod wielkim wrażeniem całego wydarzenia.
Coś jednak czerwonołuskiemu nie dawało spokoju, gdy spoglądał na średniego wzrostu generała. Jego spojrzenie, choć utkwione w kobiecie obok niego, miało w sobie coś, co dobrze znał. Głębię, której w żaden sposób nie mógł dosięgnąć. Dziwną i tajemniczą osobowość, której zwykły człowiek nie posiadał, ba… żadna istota tego planu nie miała takich zdolności. Dziwna pustka, szydząca, chłodna i głodna, hipnotyzowała właśnie “księżniczkę” na tronie, pod postacią ponętnego kochanka.
Oczywiście mogło to być tylko zniekształcenie wywołane tym, że młode dziewczątka podkochują się takich “mrocznych” amantach… tak więc pamiętała Ranveera, jako bardziej tajemniczego niż był w rzeczywistości. Jeśli nie… to cóż… czuć było w jej wybranku nieludzką krew.
Niemniej w tej chwili i tak miało to znaczenia. On był martwym wspomnieniem, a Starzec władcą tego ciała i umysłu.
- Jarvisa też nakłonisz do takich wygibasów na swoją cześć? - spytał ironicznie w końcu.
- Jarvis nie jest wojownikiem - odparła zziajana dziewczynka, zgarniając kosmyki z czoła. - Podobało ci się, podobało? Mnie się bardzo podobało! Deewani idealnie naśladuje ich ruchy, ja tak nie potrafię, za bardzo się wstydzę stroić groźne miny… - wyjaśniła i tym sposobem sama siebie speszyła.
- Tak podobało, podobało… choć lot godowy smoków jest bardziej piękny i majestatyczny - stwierdził Ferragus łaskawym tonem.
- Naaaaprrrrawdę? Potrafisz ładniej latać od Nveryiotha? - zdziwiła się tancerka, robiąc wielkie jak spodki oczy. “Latająca żaba potrafi latać lepiej od Nveryiotha”: chciał odpowiedzieć gad, ale nie mógł, gdy wpatrywały się w niego te słodkie spodki. Wzruszył więc ramionami dodając.
- Oczywiście.
- Łoooo… - odpowiedziała jakże składnie maska, robiąc jeszcze większe oczka, niźli to było możliwe. Wyraźnie nie wiedziała co z tą wiedzą począć i co gorsza… chyba ta informacją co nieco ją przerastała, bo tylko rozdziawiła usta i tak niemo stała.
- Potężne, majestatyczne bestie krążące w powietrzu. Dzikie i nieujarzmione. Smocze gody są zachwycające - puszył się Starzec.
- Łoooo… - zawtórowała z fascynacją Nimfetka, nadal będąc całkowicie oszołomioną tą kwestią.
- Zostawił byś dziecko w spokoju - burknęła w progu wejścia Laboni, trzymając się pod boki. - Stary zboczeńcu, zachciało ci się dominować małe dziewczynki…
Maska, schowała się szybciutko za postawnym mężczyzną i wyglądała niepewnie na wspomnienie babki.
- A ty tu czego? Znów potrzebujesz zmiany pieluszki? - fuknął Ferragus, splatając ręce razem. - Znajdź sobie inną maskę do tego.
- Wyjdźcie z tego wspomnienia… to JĄ nadwyręża - zaordynowała kobieta, gromiąc lodowatym spojrzeniem kolejnego awatara zramolałej jaszczurki.
- Tak babciu…. przepraszamy - chlipnęła tancerka i pociągnęła swojego wielgachnego kompana za łokieć.
- Nie nazywaj mnie babcią ty mała kurewko! - syknęła dumnie matrona, odwracając się do nich tyłem z zamiarem oddalenia się.
- “Prababcia” pasowałoby lepiej… a mumia byłaby określeniem właściwym - stwierdził smok, uśmiechając się ironicznie do Nimfetki. Ta była jednak zbyt strapiona, by jakkolwiek odpowiedzieć. Wyciągnęła ich oboje ponownie na spiekotę ogrodu, a drzwi do “namiotu” zamknęły się z cichym skrzypnięciem.
Babka odchodziła od nich spokojnym krokiem, kryjąc się w cieniu pnących róż o herbacianym kolorze. Najwyraźniej nie miała nawet potrzeby, by odpowiadać komuś tak miałkiemu jak gad bez ciała. Swoje zadanie wykonała i musiała wrócić do pilnowania stada owieczek, a raczej dziweczek.

Nimfiątko odezwało się gdy byli już w stu procentach sami.
- Było bardzo fajnie… może następnym razem też się razem pobawimy? - Uśmiechała się przy tym łagodnie i głupiutko, prawdziwie niewinnie, zupełnie jak aniołek, że aż dziw brał, że mogła ona służyć swym ciałem za pieniądze.
- Możemy… z pewnością możemy - odparł Starzec, uśmiechając się czule, niczym lis do głupiego gąsiątka. Wkrótce wszystkie maski będą pod jego subtelnym wpływem! Tak przynajmniej sobie wyobrażał.
Chaaya rozciągnęła szerzej usta, wyraźnie uradowana i bez słowa pobiegła w głąb ogrodu. Być może się bawić, a może ukryć gdzieś w cieniu i zapaść w drzemkę.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline