Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2018, 14:54   #206
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Sprawa honoru cz. 4,0

Godiva nie bardzo znała się na tym całym… uwodzeniu. Tym bardziej, na subtelnym podejściu do mężczyzn. Wolała siłowe rozwiązania. Niemniej tym razem musiała podejść do sprawy bardziej finezyjnie i nie wzorować się w zachowaniu na Chaai. Na szczęście nie była to jedyna kobieta we wspomnieniach jej partnera. Smoczyca zakupiła nieduży garniec piwa i z takim “uzbrojeniem” i w mundurze służbowym, udała się do posterunku straży w porcie… choć oczywiście uczyniła to po służbie.
Budynek w którym strażnicy mieli miejsce, był obskurny i mały. W środku paliło się kilka, kopcących lampek, które nasycały, i tak duszne i smrodliwe, powietrze dymem. Za stołem siedziało dwóch dryblasów, grających z nudy w karty, kiedy trzeci prowadził księgę wpisów i odbierał zapłatę od nowo przybyłych do miasta.
W pomieszczeniu obok słychać było więźniów, którzy pijani i mocno wkurwieni, wyzywali się nawzajem nie szczędząc przy tym przekleństw. Smoczyca miała wrażenie, że w tym dystrykcie to była norma.
Nikt nie zwrócił też na nią uwagi, chyba oprócz znudzonych kolejkowiczów, czekających na przyjęcie ich przez kronikarza.
- Hej… widzę, że spokój tu ostatnio - rzekła Godiva, uśmiechając się wesoło i bez ceregieli stawiając na stole swój zakup.
- Chuja a nie spokój. Pas… - odparł jeden z osiłków, rzucając swoją talię na stół. Popatrzył podkrążonymi i zapitymi oczkami na garnek, po czym wyszczerzył gębę w której brakowało kilku zębów. W tym jeden ślad był świeży, a opuchnięta warga świadczyła o tym, że gość niedawno się z kimś prał.
- Sama słyszysz jak drą mordy - dodał drugi, wstając by przynieść jakieś kubki. - Żeby jeszcze pokłócili się o babę… ale te psie fiuty kłócą się o chłopca.
- Znaczy… obaj się do jednego przystawiali, czy co? - zapytała zaciekawiona skrzydlata, zerkając w kierunku cel.
- Czort ich wie… jak dostaliśmy wezwanie to już krew się lała - zarechotał szczerbaty, rozpieczętowując naczynie i nalewając do trzech względnie czystych kubków piwa. - A ty co tu robisz, nie ma cię w portowej rozpisce dzisiaj.
- Raczej rościli sobie do niego prawo… chyba zadurzeni są na amen… - Drugi z mężczyzn upił porządnego łyka. - Aaaah… jutro im przejdzie.
- Jakiś czas temu zamknięto małą dziewczynkę… za złodziejstwo. Jakiś szlachcic o imieniu Francis ją wykupił… wiecie coś o tym? - zapytała Godiva z miłym uśmiechem.
- Kochanieńka… wiesz ile my przymykamy dziewczynek i chłopców, którzy się za takie podają? Całe te doki to pieprzony burdel na kółkach…
- I złodziejstwo… jedno wielkie, parszywe, śmierdzące złodziejstwo. Złodziej złodzieja okrada - wtrącił się w wywód przedmówcy mężczyzna z pełnym uzębieniem.
- A wiesz za co ją przymknięto? - spytał po wypiciu browca gość o zapitych oczkach. - W księgach łatwiej się znajdzie…
- A ile takich dziewczynek ktoś wyciąga z celi? - zaciekawiła się smoczyca.
- Niewielu… ale nie prowadzimy rejestru, kto przychodzi po więźniów. Chyba, że wymierzona jest za niego kaucja. Dzieciaki z tego rejonu nie mają nikogo, kto mógłby za nich zapłacić, więc i tak niczego im nie naliczamy - wyjaśnił jej ten bardziej zadbany mężczyzna. - Co się tak w ogóle o to wypytujesz? Chyba nie nasłano cie na kontrole co?
- Załatwiam przysługę dla znajomego - odparła ze śmiechem Godiva. - Taka mała, blada dziewczynka mu coś ukradła. O imieniu Bumi, kumpel chce to odzyskać. Gdzieś posłyszał, że ją pochwycono na kradzieży w dokach, ale… zanim się tu zjawił, już jej nie było. Ów Francis… ponoć w towarzystwie egzotycznych, zakutanych w tkaniny kobiet, uwolnił ją z aresztu. Myślałam, że… może coś takiego utkwiło w pamięci.

Strażnicy oparli się na swoich zydlach i wyraźnie zamyślili, a że do najbystrzejszych nie należeli, trwało to dość długą chwilę. Niebieskołuska słuchała jak dwa pijusy przeklinają nawzajem swoje przyszłe pokolenia, siedząc w zamkniętych celach naprzeciwko siebie. Tonemu miała uschnąć kuśka, a Jeremu wyrosnąć babie cycki.
W końcu u bezzębnego coś zaświtało, bo wyrwał się z otępienia.
- Z gangu była? - spytał. - Ostatnio często przymykamy Zgiłe Ogony. Może to to?
- Blada… blada… - smęcił drugi. - Była taka jedna Marcusie… pamiętasz? Co tak strasznie kichała…
- He… - Stróż imieniem Marcus ponownie się wyłączył, zapewne szukając w czeluściach swego umysłu resztek inteligencji.
- Mała gruźlica… - zawyrokował. - Ale czy nazywała się Bumi? Nie wiem.
- Bumi albo coś innego na B… Pamiętacie dokładnie tego kto po nią przyszedł? - zapytała smoczyca, mając nadzieję, że przypomni im się coś ważnego… ważnego dla niej.
Kiedy para dryblasów ponownie zaczęła się dwoić i troić, na posterunek wszedł czwarty strażnik, przyprowadzając parę chłopców, trzymając ich za kołnierze.
- Która cela wolna? - spytał z zaangażowaniem kogoś nowego i chętnego jeszcze do pracy.
Szczerbaty odwrócił się do niego, całkowicie gubiąc wątek swoich rozmyślań.
- Kogoś ty znowu przyprowadził debilu?! - wykrzyknął, wstając z miejsca, by udzielić reprymendy świeżakowi.
- No… no… złodziejaszków? - odparł, zgnębiony chłop.
- Ile razy mam ci powtarzać, ty durny kamieniu nerkowy, że Srok nie przymykamy! Puść go… nie kurwa, nie tego!
Podczas gdy w wejściu trwało zamieszanie, ozwał się drugi z myślicieli.
- Nie było mnie wtedy na służbie, bo ja biore zazwyczaj popołudnia lub nocki, ale słyszałem opowieści kolegów, że rankiem przymknęli byłą ganguskę. Mała, chuda, blada, ciężko chora, ale nic zaraźliwego. Cholera potrafi czarować i zastawiać pułapki. Myślę, że się nazywa B...beata? Nie… zaraz… - Strażnik postukał się palcem w brodę, ale krzyki i urągiwania jego kompana, wyraźnie mu przeszkadzały.
- PRZYMKNIJ TE JAPE! - wydarł się wściekle, po czym odwrócił się do kronikarza. - Jak się nazywa ta mała jędza co ze Srok zwiała. Ta co Jaredowi palce urwała.
- Beatrycze? - odparł zapisujący coś facet. - Taka biała jak wampir nie?
- Tak, tak. Beatrycze - stwierdził zadowolony z siebie mężczyzna.
- Wiadomo gdzie się teraz zwykle włóczy… bo chyba tu sławna, co? - zapytała Godiva z trudem ukrywając podekscytowanie i nadzieję.
- Nieee… nie, nie wiadomo. W porcie jej nie ma już od dłuższego czasu, kiedyś regularnie ją przymykaliśmy, by nie robiła z przechodniów kalek, ale teraz kamień w wodę - odpowiedział jej na to kronikarz, zamykając tłusty wolumin.
Od całej tej afery w przejściu, potencjalni nowi mieszkańcy jakoś dziwnie wyparowali i aktualnie nie miał co spisywać.
- Regularnie? Od kiedy? - zdziwił kompan skrzydlatej od kufelka.
- Niemal codziennie, ale brat po nią przychodził, jeszcze przed waszą zmianą Carl. Ludzie z rana mieli straszne urwanie głowy z nią, ty już przychodziłeś jak było wszystko posprzątane.
- A może jakieś miejsca lubiła szczególnie odwiedzać i… kto po nią wtedy przyszedł? Ja wiem, że ponoć Francis miał na imię, ale nie wiem jak wyglądał. I może coś o sobie powiedział - dopytywała się smoczyca, trochę zawiedziona uzyskanymi informacjami.
- Mała miała fioła na punkcie śmierci. Często uczestniczyła więc jako widownia podczas spalania ciał, ale nie tu… nie w porcie. Trochę dalej, na obrzeżach, gdzie chowa się zmarłych nie korzystając z usług świątyń - wyjaśnił pełniący funkcję rejestratora.
- Ogółem była nieco skryta, więc nie sądzę, by ktoś z nas mógł powiedzieć o niej zbyt wiele, mimo, że przesiadywała w celi często.
- Interesujące… - mruknęła do siebie Godiva, po czym nachyliła się i cmoknęła w policzek jednego a potem drugiego gwardzistę i pognała do wyjścia rzucając przez ramię. - Garczek możecie zatrzymać!
Od doznanego szoku, ani jeden, ani drugi nie zareagował, gubiąc gdzieś na usyfionej podłodze własną szczękę.
Natomiast szczerbaty, który w końcu oderwał się od kocenia nowego, wypadł zaraz dziewczyną, krzycząc z wyraźną pretensją i zawodem w głosie
- Eeej… a ja to co? Pieees?
- Ty też… - Cmoknęła ostatniego i odbiegła w pośpiechu nawet nie zastawiając się co i czemu zrobiła. Wiedziała, że jutro przetrzepie owo miejsce w poszukiwaniu tropu. Niemniej najpierw…


Najpierw były przebieranki. Wciskając się w gorset, smoczyca przeklinała to narzędzie tortur. Zbroja przynajmniej miała jakiś sens. Niemniej Godiva musiała stać się Jaenette i musiała wyglądać ślicznie… dla Hali. Choć niestety nie dla spotkania z nią szła z powrotem do owego Złotopiórego Skowronka. No… w zasadzie chciała znów ją zobaczyć, ale pozór jej wizyty był inny. I oznaczał, że z nią zamieni tylko kilka słów. Niemniej nawet wizja tego krótkiego spotkania uskrzydlała. Gdyby jeszcze potrafiła wkraść się do jej myśli, snów… sama ta wizja wywołała rumieniec na twarzy wojowniczki, nerwowy chichot i energicznie przyspieszenie kroku.
Straż przepuściła ją bez zbędnego zatrzymywania, a na miejscu przywitał ją Artemis, polerujący serwetką swój monokl.
- Panienka znowu tutaj? Z czym tym razem panna przybyła? - spytał się z dobrodusznym uśmiechem, chyba nie bardzo przykładając wagę do jej odpowiedzi.
- Proszę powiadomić szlachetną Halę, że potrzebuję zamienić parę słów z nią w pewnej kwestii - rzekła z uśmiechem kobieta. - To zajmie tylko chwilę.
Staruszek pokazał ręką przejście do poczekalni, marudząc coś pod nosem, że wszystkie baby tak mówią, a później przez całe życie trzeba się z nimi użerać.
Kaszlnął kilka razy, rozglądając się nieporadnie za kontuarem, wyraźnie czegoś szukając i chyba zapominając co właściwie miał zrobić, aż go nagle nie “natchło”, a on sam nie zaskrzeczał w zwycięstwie jak ropucha. Pozbierał się jednak do kupy i zawołał na odchodnym.
- Za chwilę ktoś z obsługi przekaże panience wiadomość… proszę się rozgościć.
- Oczywiście - odparła radośnie i przycupnęła na kanapie rozmyślając o tym co będzie jak się zobaczą. I o tym jak miło by było ją porwać na swoim grzbiecie i wyfrunąć wraz z nią Jarvisem i resztą i… doświadczenia czarownika pozwalały Godivie na obmyślenie sporej ilości sprośnych sposobów spędzania czasu we dwoje.

Nie minęła chwila, a do pomieszczenia weszła Hanna… albo Anna? Cholera wie, bo były do siebie strasznie podobne i z profesjonalnością kameleona potrafiły wtopić się w otoczenie, że, aż zapomniało się o ich istnieniu.
- Przesyłam najserdeczniejsze pozdrowienia, niestety szlachetna Hala begum jest w trakcie rodzinnego spotkania. W czym mogę służyć? - ozwała się grzecznie.
- Czy ty… czy twoja siostra jest zaufaną panny młodej? - Promienny uśmiech smoczycy, zgasł w jednej chwili. Spochmurniała od razu, gniewnie zaciskając pięści.
Zdziwiona niewolnica podniosła wzrok, by spojrzeć na swoją rozmówczynię. W końcu uśmiechnęła się łagodnie i ponownie zwiesiła głowę.
- Nie jesteśmy siostrami o pani, ale tak, tej której imię brzmi Hanna jest służącą szacownej Amal begum.
A więc ta tu była Anna.
- To… chcę z tą Hanną rozmawiać na osobności. Możesz przekazać szlachetnej Hali begum tę prośbę? Czy może załatwisz samo spotkanie? - odparła uprzejmie Godiva, acz spojrzenie pełne było lodowatej furii ledwo trzymanej w ryzach.
Służka kiwnęła głową i prosząc o chwilę cierpliwości, oddaliła się na piętra.

Po kilkunastu minutach, które dłużyły się, sączącej jakieś podane przez służbę soki, włóczniczce niczym lata, do poczekalni weszła… Hanna? Tak… tak z pewnością, bo kolor oczu się nie zgadzał. Anna miała szare, a Hanna błękitne.
- Czy życzyła sobie pani ze mną widzieć? - spytała grzecznie, trzymając ręce na podołku.
- Tak… - skłamała krótko smoczyca i podeszła do drzwi, by je zawrzeć. Nie chciała bowiem świadków. Spojrzała w kierunku niewolnicy i dodała.
- Te ślady na biuście… jak daleko panna młoda posunęła się w umizgach z czarującym czarodziejem? - rzekła cicho i nieco gniewnie.
- Nie mogę udzielić takich informacji o pani - odparła spokojnie dziewczyna, nie ruszając się z miejsca ani o cal.
- Słuchaj mnie… - syknęła gniewnie skrzydlata. - Nie możesz udzielić? To za to ja mogę udzielić Hali informacji, że za włamaniem i kradzieżą bez z świadków stoisz ty… bo Francis nie potrzebował magii by się dostać, tylko głupiutkiej służki, która na polecenie naiwnej panienki, go wpuściła do jej komnat.
- Nie boję się pomówień o pani, bo prawda stoi po mojej stronie i każdy kapłan ją wykryje. - Służka z piętnem bezwolnego człowieka, była nieporuszona, lecz czegóż oczekiwać o kogoś, kto nie może decydować o żadnym aspekcie swojego życia.
- To dobrze… bo może się kapłan tobą zajmie, albo kat… czy kto tam się rozprawia z nieudolną służbą - mruknęła gniewnie Godiva. - Bo jeśli panna młoda nie jest dziewicą, a niemłody pan młody to wykryje… to będzie afera. Na tyle ty i twoja pani chyba same wpadłyście, co?
Hanna uśmiechnęła się pod nosem, chwilę zwlekając z odpowiedzi.
- Tak o pani.
“Jeanette” chwyciła za szaty rozmówczyni i podniosła ją, przyciągając bardzo blisko siebie. Wpatrywała się w oczy dziewczyny dodając gniewnie.
- Nie myśl sobie, że możesz sobie ze mnie pokpiwać. Osobiście mam w nosie jak się ułoży twojej pani z nowym mężem. Ale jeśli już jest rozdziewiczona, to rodzice powinni od niej to usłyszeć, by zawczasu zapobiec skandalowi, a ponieważ twoja pani… jest podatna na wpływy innych, w tym twój. To pomóż jej postąpić właściwie. Nie życzę sobie skandalu po tym ślubie…
Dziewczyna nie odpowiedziała, lecz wzrok pociemniał jej od niechęci do napastującej ją i wścibskiej smoczycy.
- Może nie wyraziłam się jasno. Skręcę ci karczek i zjem twoją duszę… jak na czarownicę specjalizującą się w odpowiedniej magii przystało. To na tobie ciąży odpowiedzialność, by ta cała ceremonia ślubna była udana. I noc też - dodała coraz bardziej poirytowana Godiva i cisnęła niewolnicą na kanapę, jak szmacianą lalkę.
- Zrozumiałaś? - dodała na koniec.
- Tak o pani - odpowiedziała beznamiętnie Hanna.
Godiva wściekła jak osa zmełła przekleństwo pod nosem i ruszyła do wyjścia bez słowa.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline