Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2018, 18:05   #234
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Akolita uniknął pierwszego ciosu. Plan był taki by się bronić i wyprowadzać ataki kiedy pokaże się okienko w obronie przeciwnika. Musiał mieć czysty umysł, a był… lekko wkurwiony. Wiedział, że żywcem go nie wezmą, albo obiją go do nieprzytomności, co było bardzo prawdopodobne, albo wyjdzie zwycięsko. Skoro zdecydowali się na pałki, on nie miał zamiaru sięgać po topór czy sztylet.
- Dwóch z bronią na jednego bez niej… - syknął czujnie obserwując wrogów z gardą wysoko postawioną - ...bohaterskie i szlachetne jak chuj!
Kolejne ciosy wymierzone w Abelarda również były nietrafione. Do tego stopnia, że jeden z mężczyzn aż prawie się przewrócił, źle stając w trakcie wymierzania ciosu.
- Uciszcie go w końcu patałachy - krzyknął wściekły Acierno.
Fay taktycznie pisnęła. Nie rozumiała absolutnie nic z tego co robi hrabia i jeszcze mniej z tego co robi akolita. Do tego jedynym ostrym narzędziem, którym umiała się sprawnie posługiwać był nóż kuchenny. Lista zaś pokonanych wrogów zaczynała się na kurczakach i kończyła na świni. Na pewno nie miała zamiaru się w to mieszać, powiedziała więc zupełnie bez sensu:
- Przepraszam - i odsunęła się poza zasięg walczących.
Abelard był skupiony na walce. Tak słyszał słowo panienki, ale nie zajmował się nim. Teraz, brak skupienia, czy dystrakcja mogły być fatalne w skutkach. Stara szkoła z Sylvańskiej Kampanii Najemnej. Wykorzystał potknięcie zbira i zrobił krok w bok i nagły w przód by mu się odwdzięczyć za to co chciał mu zrobić. Klucz? Odsunąć się w tył po ciosie i tak manewrować polem bitwy, by mieć ich w jednym kierunku i na dystansie zmuszając ich ciągle do ruchu. Co da mu czas na spostrzeżenie ich ruchów i da większe szanse na wyślizgnięcie się.
Oprych uniknął zamachu pięścią akolity, a ludzie Acierno nie ustawali w ataku. Pierwszy chybił. Drugi wymierzył cios w głowę Sigmaryty, ale ten dokonał zwodu i pałka ześlizgnęła się po jego skroni naruszając skórę. Kątem oka Abelard dostrzegł Rudolfa po jego prawej kiedy robił unik poprzedniego ataku. Nie zdążył postawić gardy, pięść Bednarza spotkała się z jego nosem… Przenikliwy ból pękającej chrząstki i odpłynął w mrok. Rękawica była ciężka co spotęgowało szkody ciosu.
- Strasznie długo to trwało. Guzdraliście się jak jakieś… - zabrakło mu porównania. - Myślałem, że sam będę musiał go ogłuszyć. Szkoda czasu - warknął - przywiążcie go do drzewa i jedziemy dalej.
Dwójka jego ludzi zabrała się do roboty, podnosząc nieprzytomnego Abelarda i wlokąc za sobą.
- Panie Acierno - odezwał się Rudolf - owszem, zachował się głupiec. Nie pierwszy raz i wcale nie dziwię się, że się na niego zdenerwowaliście. Sam z nim bydłokradów łapałem i więcej szkody niż pożytku przyniósł. Ale zostawianie go tu przywiązanego, na pastwę dzikich zwierząt czy gorszych potworów? Jaki by nie był, to sługa Sigmara. Wy się może jakoś wybronicie, ale ja? Dorfrichter już mnie nie lubi, więc mam przechlapane.
- I cóż, że Sigmara jakiegoś? A sędzią się nie przejmujcie, jak trzeba to waszą lojalność względem mnie, jego, hrabiego, poprę. Z resztą to on przeciw szlachetniej urodzonego zbrojnie wystąpił. I chyba jak wszyscy potwierdzicie zaatakował. Do sędziego to nie trafi - odparł pewnie Acierno.
- Gdyby to jedynie o to chodziło to wszystko jasne. Ale co, jak go co tu zeżre? - kontynuował Rudolf ale bez przekonania. Wszak problem będzie nie wtedy, gdy coś go zeżre. Ale wtedy, gdy go właśnie nie zeżere. - Zabierzemy go chociaż w drodze powrotnej?*
- Zeżre - nie zeżre, wróci - nie wróci, kwestia jego i jego boga. Nie nasze już zmartwienie. W drogę - polecił tileanczyk.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, gdy potyczka się skończyła i poczekała cierpliwie, aż przywiążą akolitę do drzewa. Wydawało się jej, że jest sam sobie winien, jednak zostawianie człowieka w lesie. Gdy jednak ruszyli i odeszli zaledwie kilka kroków jęknęła.
- Nie godzi się tak Panie Hrabio. Wrócę się i sprawdzę, czy jego rana nie jest groźna. I wody dam mu trochę, żeby nie padł jak mucha, dobrze. I szybko was dogonię. Wszak to człowiek jest i odrobina zmiłowania mu się należy.
- Nie martw się panienko. Sigmar go nakarmi. Sigmar go napoi. I Sigmar go do domu zaprowadzi. Ja tylko pomagam nam, by ten szaleniec nie zaszkodził naszej misji i naszemu zdrowiu, jak właśnie próbował - rzekł spokojnym i pełnym troski głosem. - Wyruszamy! Dość czasu strwoniliśmy - powtórzył swą wcześniejszą komendę.
W czasie tej krótkiej wymiany zdań akolita został przywiązany do drzewa.
- Broń mu zabierzcie - rzucił jeszcze krótko Acierno i ruszył nie oglądając się za siebie. Rudolf popatrzył na biedaka. Co za głupiec - pomyślał i machnął w jego stronę ręką. Ruszył za szlachcicem, jednak nie spieszył się. Jeżeli odjadą nie czekając na niego to trudno, albo ich dogoni, albo nie. Bogowie ciągle wpuszczali go w maliny, kusząc złotem, a koniec końców nie zyskiwał nic. Po raz kolejny zaczął się zastanawiać, czy nie powinien pomodlić się do Ranalda. Taka przewrotność losu akurat do niego pasuje. Z drugiej strony, czy modlitwa cokolwiek by pomogła? Ranald nawet swoich wyznawców pewnie by tak samo doświadczał. Cóż więc za różnica? Popatrzył z zawiścią za oddalającym się Acierno. Zacisnął zęby. Kiedyś też będę żył sobie tak dobrze jak ty, zobaczysz - pomyślał.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline