Elvira nie chciała tytoniu, ale głupio było odmówić. Już chciała spróbować gdy wtrącił się Ryży. Uśmiechnęła się i przepraszając udałą się rozbić swój namiot.
Przed snem Elvira odeszła od grupy i usiadła na kamieniu. Wpatrywała się w odległe szczyty i mieniące się nad nimi gwiazdy. Kochała góry i nie przeczyła temu. Może nie była jak krasnoludy z nimi zżyta, ale ta miłość polegała na fascynacji.
Warty wyznaczone i najemniczka poszła korzystać z możliwości snu. Była obolała gdyż podróż wozem, może i dawała odpoczynek nogą lecz pośladki, łokcie były obite od podskoków. Drogi górskie były nierówne i Elvira odczuła to na własnych kościach.
Czarnowłosą obudziły rozmowy. Wyjrzała z namiotu i po stwierdzeniu, że już szybko nie uśnie ogarnęła się i wyszła do wartowników i siedzących krasnoludów.
- Dziwy w tych okolicach co i rusz.- Wtrąciła się kucająca Elvira kiwając głową na powitanie.
- Najpierw te szczuroczłeki a teraz te pioruny. Co jeszcze nas czeka?- Zastanawiała się nagłos dziewczyna.