Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-12-2018, 10:51   #93
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Lie w towarzystwie Currana wróciła po niedługim czasie do obozu. Oboje byli kompletnie ubrani i szli w pewnym oddaleniu od siebie. Dot starała się być przed najemnikiem.
Po drodze do swojego namiotu zatrzymała się przed schronieniem Cooke i Kaai'ego.
- Halo!! - “Zastukała” z przesadną siłą w stelaż. - Za pół godziny wymarsz! Zbiórka w pełnym rynsztunku!
- Dobra, dobra… - dobiegł z wnętrza głos Marcusa.
"Jakby ją coś ugryzło", pomyślał Peter
Dorothy ruszyła dalej. Następnym przystankiem był namiot Sarah. Dot, w równie przesadny sposób, “zapukała“ i do niego.
- Doktor Elsworth?! - zawołała stojąc przed namiotem biolog z lekko uchylonymi połami i wpatrywała się w jej stopy. - Wybieram się na zwiedzanie wyspy. Ma pani ochotę dołączyć?
- Hmmm? Co? A tak… dobrze, chętnie - odezwała się z namiotu Sarah zaspanym głosem.
-Doskonale - powiedziała Dot radosna jak skowronek.- Spotykamy się za pół godziny.
- W takim razie załatwię kogoś, kto nam potowarzyszy - powiedział Peter, po czym rozejrzał się po obozie. - David? Marco? - spojrzał na Dorothy. - Masz jakieś... propozycje? Preferencje?
- W tej sprawie zdam się na ciebie.- Dorothy powiedziała poważnym tonem.- To twoi ludzie. - Po czym zbliżyła twarz do jego ucha i szepnęła. - Pożyczyć ci kajdanki, gdyby Sarah znów była niegrzeczna. - W jej głosie było tylko rozbawienie.
- Z nią damy sobie radę. - Peter odpowiedział równie cicho. - Ale te kajdanki to ciekawy pomysł... - Obrzucił Dot uważnym spojrzeniem.
- Jak chcesz. - Lie odparła śpiewnie, niezwykłe rozbawiona. - Masz pół godziny na zorganizowanie kogoś.
- Tak jest - odparł żartobliwym tonem. - Tylko nie zapomnij o śniadaniu - dodał, po czym ruszył na poszukiwanie majora.

Rozmowa nie trwała długo i po chwili kolejny 'ochotnik' na wyprawę został poinformowany o 'zaszczycie', jaki go spotkał.
Marco nie wyglądał na zachwyconego wizją opuszczania obozu, ale wielkiego wyboru nie miał.
W wyznaczonym przez Dorothy czasie wojacy byli gotowi do wyruszenia. I pani Lie była gotowa do eksploatacji wyspy. Z pełnym brzuchem, w dobrym humorze… zdawała się promieniować taką czysto akademicką ciekawością.
Nawet, o dziwo, nie protestowała i nie czyniła zbędnych i złośliwych uwag odnośnie organizacji tej małej wyprawy, co Peterowi wydało się dość zaskakujące. Czy jednak oznaczało to, że trzeba na Dot zwracać baczniejszą uwagę, niż zwykle, tego nie był pewien.

Sarah Elsworth zjawiła się w… spódniczce, bluzce, butach trekingowych, z nieodłącznym kapeluszem na głowie, i małym plecaczkiem, gotowa do wyprawy. Uśmiechnęła się przelotnie do zebranych, po czym przytknęła palec do ronda kapelusza, wykonując niby salut do Currana.
- To jak panie władzo, ruszamy? - Spytała, chyba używając takiego, a nie innego określenia dla sierżanta, zasłyszanego wcześniej u Honzo?

- A gdzie dokładnie idziemy? Co będziemy robić? Ile nas nie będzie? Serio chce wam się w takie upały włóczyć po dżungli? - Zasypał wszystkich pytaniami Chelimo, przecierając z przesadnym gestem, niczym jakaś, kurczę, księżniczka, czoło wierzchem dłoni.
- Zobaczysz. - Dot prawie zaśpiewała.
- Na początek idziemy sprawdzić, jak się mają kwiatki odkryte przez panią Lie - odparł Peter. - A potem pozwiedzamy kolejny kawałek świata.
- Nie marudzić, będzie kupa zabawy- dodała wesoło Pani Lie.

"Oby nie", pomyślał Peter.
- Panie przodem - zaproponował.
- To my idziemy? - Dorothy nie kryła zdziwienia.
- Wszak to parę metrów, do tych twoich kwiatków. - Dla odmiany Peter był zaskoczony. - Dokąd chcesz niby jechać?
- Tu i tam - udzieliła mu dość mglistej odpowiedzi, ale ruszyła w kierunku roślin.
Pozostali z mniej czy bardziej okazywanym brakiem entuzjazmu podążyli za nią.
- Wiecie, że jeśli będzie pomagać, to szybciej skończymy i szybciej wrócimy - rzuciła w pewnym momencie Dot, patrząc na Hawajczyka.
- Nie wiem, o co ci chodzi... - odpowiedział najemnik z niewinną miną.
- Liczę, iż tym razem i ja dokonam jakiś odkryć? - W pewnym momencie Sarah mrugnęła porozumiewawczo do Dorothy.
- Jak wszyscy już wszystko mają, tu ruszajmy - Chelimo poprawił plecak na sobie, po czym skierował swoje kroki w kierunku celu ich małej wycieczki, wyprzedzając szybko Dorothy.
- Tak czy siak będziesz sławna. - odpowiedziała jej Dorothy.
Gdy dotarli na miejsce pani Lie przez chwilę przyglądała się roślinie, którą odkryła raptem wczoraj.
- Piękna jest, prawda? - Kobieta wypowiedziała te słowa z wielkim zachwytem w głosie. Delikatnie pogładziła liście i kwiaty rośliny.
- Ta roślina musi zostać wykopana.- Dot odwróciła się twarzą do reszty i prześlizgnęła się wzrokiem po mężczyznach. - Ja tego nie zrobię. Dlatego proszę o pomoc.
"Proszę", pomyślał ironicznie Peter, który nie rozumiał zachwytu nad byle badylkiem.
- A czy nie lepiej byłoby pozostawić wykopanie na ostatnią chwilę - spytał. - Czy to cudo nie będzie się miało lepiej w tym miejscu, niż w naszym obozie? Poza tym i tak nikt jej nam stąd nie zabierze. Dość dużo tego tu rośnie.
Dorothy Lie słuchała wypowiedzi Currana z kamienną twarzą. Nawet jeden mięsień nie drgnął jej, chociaż w środku, to chciała kazać mu się zamknąć. Zamiast tego powiedziała jedynie.
- Powinnam mieć okazy do badań.
-Żywe, jak rozumiem... A jak daleko sięga system korzeniowy tej roślinki? Mamy go przenieść do obozu razem z ziemią, czy wystarczy wykopać, otrząsnąć z korzenie z ziemi, przenieść i ponownie zakopać? Bo na uprawę hydroponiczną raczej nie mamy warunków. Może być tamten? - Wskazał na jeden z najmniejszych osobników, wielkości dość sporego krzewu róż.
- Żywe, z ziemią. I tak, może być ten. Jego system korzeniowy nie powinien być aż tak rozległy - odparła Dot rzeczowo.
"Nie powinien..." Słowa-klucz.
- Marco, zaczynasz - polecił Peter. - Potem zastąpi cię Marcus, a potem ja.

- Ech... - Wzdychnął sobie Chelimo, po czym ściągnął plecak i odłożył go blisko siebie, podobnie czyniąc z karabinem. Byleby broń była na wyciągnięcie ręki…
- To pilnujcie terenu - Powiedział, po czym zajął się kopaniem za pomocą saperki.

Sarah z kolei się wielce nudziła, rozglądając po okolicy, i pani biolog oczywiście wypatrzyła już sobie dinozaury, z którymi pewnie chciałaby się bliżej poznać… spojrzała na Currana, prowokacyjnie szczerząc ząbki.
- Za chwilkę, pani doktor - powiedział Peter. - Jeśli za wcześnie tam pobiegniesz, to będę musiał je przepłoszyć... - Dotknął dłonią kolby sztucera.
- No… dobrze no... - Pani Elsworth przestąpiła z nogi na nogę, niczym mała dziewczynka, nie mogąc się doczekać. Skierowała więc jedynie wzrok na obiekty swych zainteresowań, chwilowo zadowalając się obserwacją z daleka.

W tym czasie Chelimo powiedział nagle “ups”, i na chwilę przerwał kopanie. Gdy Dorothy z kolei spojrzała na nieco wykopanej ziemi, mało jej szlag nie trafił. Marco przebił saperką jeden z dużych korzeni krzewu.
Pani Lie zmełła jakieś przekleństwo. Na jej twarzy pojawił się wyraz niezadowolenia, a w oczach żądzą mordu.
- Ostrożniej…- wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Proszę. - dodała siląc się na uprzejmość.
- To chyba nie będzie takie proste... - powiedział Peter. - Ale chyba damy radę - dodał, po czym przeniósł wzrok na Sarah by sprawdzić, czy czasem nie zaczęła wprowadzać w życie swoich pomysłów.
- Chyba trzeba było zostawić to na koniec. - Dorothy powiedziała bez entuzjazmu również spoglądając na Sarah. Ona zrobiła to by nie patrzeć na to, co robił Marco.
- Przepraszam, to niechcący... - mruknął Marco, po czym zajął się już o wiele bardziej profesjonalnie wykopywaniem roślinki, i w ciągu paru minut odwalił już tym razem kawał dobrej roboty.
Dorothy co chwilę zerkała na poczynania kopiącego mężczyzny.
- Mogłabym cię ucałować - powiedziała radosnym już tonem.
- Emmm… tego… nie, dzięki.. - Lekko spocony Marco podrapał się po głowie - Obejdzie się bez takich przejawów spoufalania.
- Ranisz moje uczucia. - W głosie Dot dało się wyczuć przesadną urazę.
- Ojej - Marco machnął dłonią niczym damulka. - Przeeeepraszaaaam! - wyśpiewał niemal.
-Wybaczam. - Dorothy odpowiedziała podobnym tonem.

W tym czasie, pilnujący terenu Kaai przewrócił oczami, a Sarah… była o dwa kroki dalej niż powinna, oczywiście w kierunku dinozaurów. Zauważyła, że Peter zauważył.
- No to… dinozaury? - Uśmiechnęła się z wielce niewinną minką.
- Kuszą, prawda? - Peter przeniósł wzrok z Sarah na dinozaury, potem rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu ewentualnych niebezpieczeństw, tych jednak nie dostrzegł. Oprócz roślinożerców, na polance nie kręciły się żadne inne gadziny.
- Chcesz od razu odstawić zdobycz do obozu? - spytał Peter.
- Niekoniecznie.- odpowiedziała podając Chelimo manierkę z wodą. - Odwaliłeś kawał dobrej roboty.
- Chodźmy zatem oswoić jakiegoś dinozaura - powiedział, dość żartobliwym tonem, Peter.
- Dobrze, że nie węża. - Rudowłosa zaczęła się śmiać.
-Byłoby jak w raju - odparł Peter.

Sarah popędziła do przodu, rozglądając się za potencjalnymi obiektami do swych badań. Na dużej polanie pożywiały się dwa stegozaury, które lepiej było obserwować z bezpiecznej odległości i nie podchodzić, oraz gdzieś koło tuzina skaczących wesoło małych kurdupli, również roślinożernych.



A pani Elsworth chyba by nie była sobą, gdyby oczywiście nie wybrała się do Stegozaurów…
- Ej...! - Peter podbiegł do Sarah i złapał ją za ramię, zatrzymując w miejscu. - Jeśli chcesz jakiegoś na pamiątkę, to tylko takiego małego.

Zanim Sarah cokolwiek powiedziała, dosyć szybkie ruchy Petera, i przede wszystkim jego słowa, zwróciły na oboje uwagę Stegozaurów. Oddalone o jakieś 10 metrów gady spojrzały na ludzką parę, po czym krótko warknęły. Jeden z nich z kolei, nawet zamachnął ogonem w ich kierunku, co zapewne miało być ostrzeżeniem.
- I kto tu jest roztrzepany? - Syknęła cicho do najemnika kobieta - Ja tak na nie nie zadziałałam...
- Zrób jeszcze krok, a wracamy do obozu - równie cicho odpowiedział Peter. - Jasne? Obmacywać możesz te małe - dodał stale szeptem.
- Nie gorączkuj się, przecież nie chciałam ich poklepywać - odszepnęła kobieta. - Z takiej odległości również mogę je obserwować...
- Miałem już do czynienia z zapalonymi naukowcami - stwierdził cicho Peter. - Im też się zdawało, że metr w jedną czy drugą nie robi różnicy, a roślinożerca przecież nic im nie zrobi. Bądź więc tak miła i cofnij się o krok. Zgoda?


Dorothy Lie przyglądała się w milczeniu, ale z uśmiechem, przepychankę między doktor Elsworth a Curranem. Rozumiała i podzielała jej argumenty i zaangażowanie.
- No, panowie? - zwróciła się do Kaaiego i Chelimo. - Może teraz pomożecie doktor Elsworth? - Uroczo uśmiechnęła się do obu. - Wdzięczność zostanie okazana z pewnością, później.
- I ciekawe, co niby mamy zrobić? - powiedział Kaai powątpiewającym tonem. Marco z kolei jedynie wpatrywał się z wyczekiwaniem na więcej chyba szczegółów, jakie im wyjaśni Dorothy…
- Złapać takiego małego dinozaura? - zapytała niepewnym głosem. - Jeśli trzeba, to wam pomogę.
- Serio? - zdziwił się Kaai.
- No jak się Curran na to zgodzi... - dodał Chelimo, a wtedy Marcus wzruszył ramionami i dodał:
- No dobra, ale jak?
- Zgodzi się, zgodzi - zapewniła.
Przyjrzała się małym stworzeniom.
- W ostateczności można do nich strzelić. - Zamyśliła się.
- Trzeba je ogłuszyć. - Zdjęła swój plecak i zaczęła przeszukiwać - Może tym? - Pokazała mężczyznom urządzenie przypominające pistolet.


Kaai wziął więc paralizator od Dorothy, Chelimo wyciągnął z plecaka jakiś koc… i mężczyźni zaczęli ganiać za małymi dinozaurami. Wychodziło im to tragicznie, co chwilę się potykali ścigając małe, zwinne gady, a Marco nawet raz zaliczył bliższe spotkanie z drzewem. Poza guzem chyba nic mu nie było, ale i tak był w o wiele gorszym humorze, niż kilka minut temu. W końcu jednak Marcus miał okazję, strzelił i trafił, “popieścił” małego dinozaura wyładowaniem elektrycznym, a Marco pochwycił nieprzytomnego uciekiniera w koc… sama Dorothy chyba z kolei miała niezły ubaw, wszystkiemu się przyglądając, chociaż starała się jak mogła by ukryć owo rozbawienie oraz nie zdenerwować i nie zdemotywować mężczyzn.
- Poszło wam całkiem sprawnie, panowie - powiedziała z niekłamanym podziwem w głosie. - A teraz proszę o zwrot mojej zabawki. - Wyciągnęła rękę w kierunku Hawajczyka, na co ten oddał jej paralizator.
- Sympatyczna zabawka, ale na wielu rosłych facetów bezużyteczna - powiedział Kaai. - Wielu żołnierzy ćwiczy na sobie paralizatorami, żeby się im opierać… oczywiście bez zgody przełożonych.
- Ostrzegasz mnie przed sobą, czy jak? - Dorothy zadała to pytanie chowając paralizator do plecaka.
- To miała być anegdotka, nie wiem czy o tym wiedziałaś... - Wzruszył ramionami najemnik.
- To uracz mnie nimi wieczorem. - Dot uśmiechnęła się zalotnie do Marcusa.


Sarah i Peter oddaleni o kilkanaście metrów od reszty, obserwowali większe okazy na polanie. Kobieta z kolei zachowywała się “jak należy”, ograniczając jedynie właśnie studiowanie gadów z bezpiecznej odległości, robiąc notatki i co jakiś czas nawet i zdjęcia. Najemnik z kolei raczej się w trakcie tego zajęcia nudził… oboje jednak klęczeli, by być mniej widocznymi dla Stegozaurów, a Peter zupełnie przypadkiem miał od czasu do czasu wgląd w dekolt pani Elsworth i po chwili zdał sobie sprawę, iż kobieta nie ma pod bluzką stanika…
Widok był całkiem niezły, bowiem cycki Sarah miały rozmiar, tak na oko, 90DD, chociaż były, zdaniem Petera, podrasowane. Ale nawet gdyby widok był jeszcze bardziej oszałamiający, to i tak Peter nie miał zamiaru skupiać na nim całej swej uwagi.
- Może już pójdziemy? - szepnął. - Nie warto nadwyrężać szczęścia.
- Oj, nie pękaj, no - powiedziała cicho kobieta - Patrz, jedzą sobie spokojnie, nie zwracają na nas uwagi, bliżej nie podchodzę, wszystko jest ok. - Uśmiechnęła się do niego Sarah.
- No to masz jeszcze kilka chwil na zrobienie kilkunastu zdjęć - zgodził się Peter.
- Och, cóż za wielkoduszna oferta... - Szepnęła z przekąsem pani biolog do mężczyzny, nie odrywając jednak wzroku od dinozaurów - Ciekawe, czy są tu i jakieś nieznane gatunki? - Dodała po chwili, jakby z nutką nadziei w głosie.
- Jeśli będziesz tu tkwić, to się nigdy nie dowiesz. - Peter się uśmiechnął, czego Sarah dostrzec nie mogła. - Trzeba wrócić do obozu i porozmawiać z majorem, by się zgodził zorganizować dłuższą wyprawę.

Jeden ze Stegozaurów przerwał skubanie zieleniny i zwrócił łeb w stronę Sarah i Petera… choć może i patrzył na pozostałych na polanie? Dziwnie parsknął przez nozdrza, niczym jakiś byk, powoli zwrócił się w ich stronę resztą cielska, i… zaryczał. Chyba nie spodobały się jemu gonitwy dwóch innych mężczyzn za małymi dinozaurami, same piski uciekających dinozaurów i ogólne, małe zamieszanie. Curran już chyba przeczuwał co się święci, Sarah również spięła się na całym ciele. A Stegozaur ruszył szarżą prosto na nich!
- Skacz w lewo, pędź do drzew! - rzucił Peter, obserwując gnającą w ich stronę górę mięsa. Miał zamiar poczekać jeszcze ze dwa uderzenia serca, a potem również rzucić się w bok, w drugą stronę, i też uciekać. Na drobną chwilę, krótszą niż sekunda, takie zagranie skołowało nieco nadbiegającego dinozaura, i jakby… poplątały się jemu nogi? W każdym bądź razie, jakoś tak wybił się z rytmu, przez co niezwykle koślawie podążył za Sarah, i jak nie zamachnął ogromnym ogonem z pancerną końcówką, przypominającą dwa wielkie głazy… ścinając drzewo, przy którym kobieta w ostatniej chwili rzuciła się na szczupaka na ziemię.

Stegozaur pędził jednak nadal, nawet zbytnio nie zwalniając. A pędził teraz prosto na Dorothy, Kaaia i Chelimo… ten ostatni wrzasnął, po czym chwycił za karabin i zaczął strzelać do nadbiegającego dinozaura.
- Uciekaj!! - wrzasnął do Lie jej bodygard, po czym sam zrobił użytek ze swojej broni długiej, posyłając dwie krótkie serie…

Wzrok Petera przeniósł się z przebiegającego blisko niego dinozaura na Sarah. Kobiecie nic nie było, właśnie podnosiła się z ziemi… świecąc do gołym tyłkiem?? Pani biolog podwinęła się mocno sukienka, i wyraźnie było widać, iż nie miała pod nią bielizny? Curran spojrzał następnie na tor szarży Stegozaura i jego nowe cele, i serce podeszło mężczyźnie do gardła. Uniósł sztucer i zaczął strzelać w stegozaura, starając się trafić w kręgosłup.

- Oż kurwa!!- wrzasnęła przerażona Dorothy i niewiele myśląc, rzuciwszy swój plecak puściła się pędem przed siebie, po chwili odbijając w swoje lewo.
- Zabijcie to!! - wrzeszczała uciekając przed rozpędzonym roślinożercą.
Podobnie jak podczas wyścigu z Douglasem, nie oglądała się za siebie, tym razem nie była to już zabawa. Tym razem zagrożenie było realne i Dot dawała z siebie co mogła, by umknąć prehistorycznemu gadowi.
Dwa pojedyncze strzały z M4 Chelimo miały beznadziejny skutek… Pionier nawet nie trafił w nadbiegające bydlę. Mogło wydawać się to dziwne, ale mężczyzna chyba celował w głowę nadbiegającego dinozaura, tam gdzie nie był aż tak mocno naturalnie opancerzony… co nie zmieniało faktu, że skopał sprawę na całego, i sam już kompletnie spanikował, krzycząc i rzucając się do ucieczki, ale w sumie było za późno.

Kaai trzymał nerwy na wodzy. Wycelował z takiego samego karabinu jak poprzednik, i oddał krótką serię trzech pocisków, a w tym samym czasie Peter również chwycił za swój sztucer, i wypalił 2 razy. Pierwszy pocisk trafił Stegozaura, gdzie najemnik wycelował, drugi jednak odbił się od płyt na cielsku pędzącej gadziny.

Dorothy wiała ile sił, Sarah klęła na całego, a dinozaur przebiegł jeszcze kilka metrów w kierunku Kaaia i drącego się ze strachu Chelimo, po czym… zwalił się w biegu na ziemię, zarył w niej cielskiem, i przejechał w ten sposób nawet jeszcze 3 metry ryjąc glebę. W końcu wszystko i wszyscy ucichli, a Stegozaur leżał na trawie martwy.

- Mordercy!! - wrzasnęła Elsworth, wstając, poprawiając szybko spódniczkę i posyłając gromy z oczu w kierunku wszystkich trzech najemników. - Pieprzone brutale!!

Drugi Stegozaur, wystraszony kanonadą, oraz i chyba tym, co się stało z jego pobratymcem/samicą/samcem? uciekł z polany w cholerę, podobnie zresztą, jak wszelkie inne zwierzątka czy gady. Ludzie zostali tam więc sami, z truchłem sporego kolosa… u którego po kilku dłuższych chwilach można było zauważyć 3 dziury po kulach nieco powyżej linii oczu, gdzieś na jego dinozaurzym niby czole…

- Dlaczego to zrobiliście, dlaczego, dlaczego? - Sarah już się nie wydzierała, teraz jej ton był na skraju płaczu, a załamywał się coraz bardziej, im bliżej podchodziła do martwego Stegozaura.
Dorothy zatrzymała się gdy kanonada ucichła. Gdy wszystko ucichło. Starła z czoła krople potu i odwróciła się gdy akurat doktor Elsworth wyzywała mężczyzn.
- Ciebie chyba pojebało, Sarah!! - darła się do biolog, idąc w kierunku truchła. - To coś chciało nas staranować!! Bardzo dobrze zrobili!!
- Lepiej że on, niż ktoś z nas - powiedział Peter. - Wszyscy cali? - upewnił się.
- Tak, wszyscy - odpowiedziała mu Dorothy rozglądając się za swoim plecakiem.
Gardło miała bardzo suche i chciało jej się pić. Peter, który wcześniej znalazł się na pobojowisku, podał jej podniesiony z ziemi plecak.
- Dzięki, panowie, za ocalenie mojego tyłka. - Z autentyczną wdzięcznością zwróciła się do najemników. - Nie macie pojęcia jak ja się cieszę, że tu jesteście - mówiła między jednym łykiem a drugim.
- My też się cieszymy, chociaż nie da się ukryć, że to może oznaczać kłopoty - stwierdził Peter. - Ale i okazję do kolejnych, jeszcze ciekawszych obserwacji. A swoją drogą... co tak hałasowaliście?
- Łapaliśmy, chociaż powinnam powiedzieć, że to Kaai i Chelimo łapali, okaz dla pani doktor Elsworth.- Te ostatnie słowa wypowiedziała głośniej, tak by i Sarah mogła usłyszeć.
-I...?
- I złapali. - Dorothy wskazała ruchem głowy na zawiniątko w kocu.
- Żywy? Sarah? Co ty na to? - Peter również spróbował odwrócić uwagę pani doktor od utrupionego stegozaura.
- Żywy - potwierdziła pani Lie.

Sarah opadła ciężko na kolana przy martwym Stegozaurze, po czym na chwilę spojrzała na Dorothy i… pokazała jej środkowy palec. Następnie przyłożyła obie dłonie do boku martwego dinozaura po czym zaczęła chlipać…
- To ten, pilnujemy terenu - powiedział Kaai, po czym odszedł kilka kroków w bok.
- Kiedy wrócimy do obozu? - odezwał się Marco, po czym dodał wyjątkowo cicho do Petera - Muszę przebrać spodnie...
- Skoro mamy żywego dinozaura - powiedział Peter - to musimy jak najszybciej dostarczyć go do obozu. Nie wiadomo, kiedy się obudzi. Musimy zadbać, by nie narobił kłopotów, przygotować jakąś klatkę czy zagrodę. Sarah, zbieramy się!

Dorothy Lie raz jeszcze obrzuciła spojrzeniem martwe zwierzę, nad którym użalała się doktor Elsworth. Z lekkim niedowierzaniem pokręciła głową, zachowanie Saraha wydało jej się niedorzeczne.
- Naprawdę, panowie, komu powinna podziękować?- Rudowłosa po kolei zatrzymywała wzrok na najemnikach.
- Zapewne Kaai - powiedział Peter. - Nie sądzę, bym sobie mógł przypisać ten sukces.
- Strzelaliśmy wszyscy... - odburknął Marcus z kilku metrów, nie spoglądając nawet w stronę rozmawiających. Za to Chelimo nawiązał kontakt wzrokowy z Dorothy, po czym na migi, kilka razy wskazał palcem właśnie w kierunku Kaaia.
-Dzięki - wyszeptała Dorothy, chociaż to co powiedziała bardziej dało się wyczytać z ruchu warg niż usłyszeć.

W tym czasie popłakująca Sarah chyba teraz dopiero zrozumiała, co wcześniej do niej mówił Peter.
- Złapaliście żywego dinozaura? Gdzie?? - powiedziała w końcu.
- W kocu - odpowiedziała jej Dorothy Lie, pokazując jednocześnie na zawiniątko leżące na ziemi.
- Marcus, nie można pozwolić, by pani doktor niosła taki ciężar - powiedział Peter. - Weź waszą zdobycz i idziemy do obozu.
- I co z nim zrobicie? Też go zabijecie? A potem sprawdzicie, czy jest jadalny? - Fuknęła Elsworth, zaczynając kamerą robić zdjęcia martwemu Stegozaurowi z różnych stron, z bliska, nieco z daleka, z bardzo bliska…

- Może poniesie Chelimo? - odpowiedział Peterowi Kaai, chyba nie bardzo kwapiąc się do noszenia małego dinozaura. Sam Pionier z kolei wzruszył jedynie słodko ramionkiem na tą propozycję.
- Może i racja. Marco, przynajmniej będziesz za chwilę w obozie. - Peter nawiązał do wcześniejszego pytania Marco. - Możesz nawet ruszyć przodem. A tym małym ty się zajmiesz, Sarah. W końcu to życiowa szansa, nieprawdaż?

Pani biolog zrobiła niespodziewanie zdjęcie przypatrującemu się całej scence Kaaiowi, po czym schowała już aparat. Wyciągnęła za to notatnik, spojrzała na zegarek na nadgarstku, po czym zaczęła notować, przy okazji głośno mówiąc, co pisze:
- Godzina 14:42. Najemnik, niejaki Marcus Kaai, zastrzelił Stegozaura. Zastrzelił wymarły gatunek od 60 milionów lat, na wyspie widziano jeszcze jeden okaz. O ile ten, który uciekł, był ostatni, właśnie przepadła szansa na reprodukcję. Być może, ten idiota pozbawił właśnie ludzkość możliwości... - Peter zabrał notatnik z rąk Sarah.
- Bawić się w głupie uwagi będziesz mogła później - powiedział. - Teraz wracamy do obozu. Zapraszam. - W tonie nie było nawet cienia zaproszenia.
- Jak za pięć minut nie odzyskam notatnika, to ty będziesz mieć problemy! - fuknęła na niego Elsworth, po czym odwróciła się na pięcie i pomaszerowała wściekła jak sto diabłów do obozu.

Peter pokręcił głową.
- Chodźmy, zanim coś ją zeżre po drodze i się otruje - powiedział. - Byłaby niepowetowana strata dla nauki, gdyby kolejny dinozaur padł... Marco, weź tego naszego dinusia, żeby nam czasem nie uciekł.
- Przechowasz?
- Wyciągnął w stronę Dot rękę z notatnikiem.
Kobieta spojrzała najpierw na przedmiot, następnie na Petera, znowu na notatnik, na oddalającą się Elsworth i ponownie na najemnika. Powoli wyciągnęła rękę w kierunku notatnika.
- Chcesz mieć czyste sumienie? - zapytała na poły ironicznie na poły rozbawiona chowając własność Sarah do plecaka.
- Jeszcze bym zgubił i Sarah nie mogłaby wydać swych wspomnień z wyprawy - odparł z poważną miną. - Kolejna strata dla świata nauki i nie tylko....
Gestem poprosił Dot, by ruszyła w stronę obozu.
-Taaaa…- Rudowłosa przyznała rację najemnikowi, chociaż z bardzo dobrze wyczuwalanym sarkazmem.
Ruszyła we wskazanym przez Currana kierunku.
- Dobrze byłoby zbadać ten okaz- ręką wskazała na martwe zwierzę za nimi. - Tak dla dobra nauki.
- Wrócimy tu, ale najpierw Sarah i Dino muszą się znaleźć w obozie... Major pewnie nie będzie zachwycony. A nasze jeepy raczej nie odciągną tego stwora gdzieś dalej. Będzie okazja do obserwacji, ale i pewnie nowe kłopoty się pojawią.
- Dlatego trzeba jak najszybciej przeprowadzić sekcję. - powiedziała obojętnym tonem
- I jakieś trofeum dla Marcusa?- Dot zatrzymała się na chwilę rozglądając za Hawajczykiem. - Myślisz, że będzie chciał?
Peter pokręcił głową.
- Nie mam pojęcia - powiedział. - Może nie wiesza nad kominkiem głów swoich wrogów.
- Nie pracowałeś z nim wcześniej?- zainteresowała się.
- Nie złożyło się jakoś - odparł, rozglądając się na wszystkie strony. - Trudno mi więc powiedzieć, jaka jest jego opinia na temat trofeów myśliwskich
- I podziękowań…
- zaśmiała się. - Oficjalnych, przy wszystkich, nie chciał.
- Pewnie spodziewał się takiej reakcji pani doktor. Ta pewnie by wolała, żeby dinozaur stratował nas wszystkich.
- Cóż…- Ruda zamyśliła się, przesadnie to prezentując. - Chyba będę musiała to zrobić mniej oficjalnie i bez świadków. - Zaśmiała się, a w całej wypowiedzi dał się wyczuć dwuznaczny podtekst.
- Z pewnością będzie wniebowzięty. Czy to znaczy, że będę miał wtedy wolne?
- Już chcesz brać wolne? - zapytała z takim samym dwuznacznym tonem.
- A kto powiedział 'bez świadków'? - Spojrzał na nią kątem oka.
- Dostanę areszt za niewłaściwy dobór słów? - Dot zrobiła skruszoną minę.
- Raczej bardzo staranny i przemyślany dobór... A areszt musi poczekać, aż wyrazy wdzięczności przekażesz. Wtedy z przyjemnością cię zaciągnę do aresztu... - Z jego tonu również można było co nieco wyczytać.
- Nie mogę doczekać się. - Szturchnęła go biodrem i ruszyła dalej.
 
Kerm jest offline