Wspólne zwiedzanie miasteczka z gadatliwym Kłem z pewnością nie było dla kapłana atrakcyjną opcją spędzenia wolnego czasu, jednak Riwelen próbował robić dobrą minę do złej gry, zwłaszcza że współpraca z członkami drużyny była nieunikniona.
Aromat ziół i kwiatów unoszący się w powietrzu przywołał u kapłana melancholię, żal za utraconym domem. Przymknął na chwilę oczy, przywołując w pamięci obraz swojej pustelni, jednak wszechobecny hałas nie pozwolił mu na dłuższą podróż w przeszłość.
Gdy tylko otworzył oczy, dostrzegł kilku zbrojnych zmierzających w ich kierunku. Orientując się że człowiek w masce może wyglądać podejrzanie, obrócił się w kierunku swojego rozmówcy i nie mając pojęcia, o czym ciągle rozprawia jego kompan, odparł:
- Hmmm... Doprawdy, interesujące.
- Co najważniejsze do dogłębnie przeze mnie zbadane i nie mam cienia wątpliwości, że jest tak jak ci mówię. - Kieł spojrzał wyczekująco na kapłana.
Riwelen również spojrzał na swego rozmówcę, próbując wyczytać cokolwiek z jego twarzy, po czym szybko odpowiedział próbując szybko zakończyć temat:
- Ja natomiast nie śmiem wątpić w słowa eksperta.
- Świetnie! - Kieł wyraźnie się ucieszył - Opowiadaj zatem wszystko od początku !
- Myślę, że doskonale wyczerpałeś ten temat i mam nadzieję, że nie zapomniałeś o ‘naszych zasadach’ - odparł kapłan karcąco, licząc na chwilę ciszy i definitywne zakończenie zagadkowego dla niego tematu.
- Riwelenie. Nie ma teraz co się wstydzić. Sam właśnie przyznałeś, że otwarcie się na towarzyszy i podzielenie swoimi troskami pomaga zbudować więź i zaufanie niezbędne na tego typu wyprawach jak nasza - Kieł z niecierpliwości machał ogonem. - Zacznijmy od maski. O co z nią chodzi?
Kapłan stał przez chwile nieruchomo w miejscu i załamał dłonie nie wierząc, że to się dzieje naprawdę. Silvanusie za co? - pomyślał.
Widząc, że rozentuzjazmowany Kieł nie odpuści, niechętnie kontynuował rozmowę. Dyskretnie odciągnął go na bok, nie chcąc by ktoś przypadkiem ich podsłuchał. Rozejrzał się jeszcze, aby upewnić się, że nikogo nie ma w pobliżu, nachylił się i niemal szeptem powiedział:
- Noszę maskę, bo...jestem brzydki – po czym dodał już normalnym głosem – A teraz wybacz, ale rozbolała mnie głowa, udam się z powrotem do karczmy odpocząć i proszę, nie nalegaj, abym został.
Kończąc zdanie, pośpiesznie oddalił się, nie czekając na odpowiedź tabaxi.
Kieł nie bardzo przejął się unikiem kapłana. Mieli jeszcze czas, mnóstwo czasu na rozmowy i Riwelen raczej nie miał co liczyć, że kot tak łatwo odpuści.