Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2018, 22:32   #94
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Po zrobieniu kilku kroków Dorothy Lie zatrzymała się, zdjęła plecak i wyciągnęła notatnik Sarah Elsworth.
- Jeśli ona rzeczywiście napisała 'idiota', to nie można pozwolić by wydała to. - Otworzyła notatnik na ostatniej stronie i zaczęła czytać.
Sarah użyła jednak słowa ‘idiota’. Co skłoniło panią Lie do zapoznania się z opiniami Elsworth na temat innych członków ekspedycji.
- Oj, jak nieładnie... - zażartował Peter.
- To po co mi to dałeś? - Spojrzała na Currana znad notatnika pokazując mu język.
- Trafił w dobre ręce - odparł. - No chyba nie masz tym rączkom nic do zarzucenia? - dodał, z lekko kpiącym uśmiechem.
- Ja dbam o dobre imię naszego bohatera.
- I tak Sarah napisze to, co chce... Ale pewnie się nie pochwali tym, że gołym tyłkiem świeciła przed tym dinozaurem.
- A święciła? - zainteresowała się Dot.
- Czy do końca z własnej i nieprzymuszonej woli, to nie wiem, ale jak kto kieckę zadziera, to różne rzeczy na jaw wychodzą.
- Czyżby nie spodobało ci się to co zobaczyłeś? - zapytała prowokacyjne.
- De gustibus... jak powiadają. Widziałem niedawno ładniejszy.
- Aha.. - zaśmiała się, ostentacyjnie spoglądając na swoją pupę.
- Gdyby nie świadkowie...
- To…- zachęciła mężczyznę spojrzeniem do kontynuowania wypowiedzi.
- To i czynem, nie tylko słowem, bym pokazał, jak mi się podoba.
- Gdyby nie świadkowie… - powtórzyła jego słowa z niekłamanym żalem w głosie.
- Gdyby tak zboczyć o krok lub dwa... - Peter zrobił wspomniany krok w stronę Dot, która nawet nie drgnęła śledząc jedynie oczami jego posunięcia.
Peter przewiesił sztucer przez ramię, po czym zrobił kolejny krok, demonstracyjnie wyciągając ręce w stronę dziewczyny.
Dorothy również demonstracyjnie zamknęła czytany przed chwilą notatnik Sarah, jednocześnie mrużąc oczy. Na jej twarzy wypłynął zalotny uśmiech.
Peter nie zamierzał się przejmować ani tym że mógł ich obserwować Kaai lub Chelimo, ani tym, że Dot może go po prostu podpuszczać. Złapał ją wpół i przytulił. Co spotkało się z pomrukiem aprobaty z jej strony. Dorothy oplotła rękoma szyję mężczyzny, który pocałował ją z prawdziwą namiętnością... i jeszcze mocniej przytulił. Pocałunek został odwzajemniony. Z taką samą intensywnością i namiętnością. Ruda wolną ręką przejechała pod włos po głowie mężczyzny. Jedna z rąk Petera pozostała na plecach dziewczyny, druga natomiast spoczęła na jej pośladkach, by odległość między nimi zredukować do zera.
- Widzę - mruknęła zadowolona, odrywając usta od ust mężczyzny i odchylając głowę w tył.
Peter, korzystając z okazji, pocałował ją w szyję, po czym powiedział cicho:
- Cieszę się, że żyjesz. - Raz jeszcze pocałował ją, nieco niżej, niż poprzednio, i dodał: - A teraz się odsuń, zanim cię tu rozbiorę...
- Odsuń się? - prychnęła niezadowolona i z wyrzutem, ale wyswobodziła się z rąk najemnika i stanęła poza ich zasięgiem.
- Ja też się cieszę, że żyję - dodała spoglądając w stronę obozowiska.
- Może mała wycieczka, zanim znów pójdziemy w tamtą stronę? - spytał.
- Zmieniasz zdanie? - Dot prześlizgnęła się wzrokiem po ciele mężczyzny, zatrzymując dłużej w okolicy lędźwi.
- Nie... stale mam ochotę rozebrać cię i kochać się z tobą kilka razy...
- Jesteś niemożliwy…- powiedziała, znów przenosząc wzrok na twarz Petera. Całą sobą pokazywała jednak, że jego propozycja bardzo jej do gustu przypadła.
Peter przymrużył oczy.
- Mam w dużym poważaniu dobre obyczaje - powiedział. - Chodź.... - Przeniósł wzrok z Dot na miejsce od strony obozu przesłonięte gęstymi krzewami.
Lie schowała ponownie dziennik biolog do plecaka i dała się poprowadzić we wskazane miejsce.
Peter raz czy drugi rozejrzał się dokoła, w poszukiwaniu ewentualnego niebezpieczeństwa, ale ledwo zarośla odgrodziły ich od obozu zrzucił plecak i ponownie chwycił Dot w ramiona, nie dając jej nawet czasu na zdjęcie swojego, także równocześnie z pierwszym pocałunkiem kobieta zrzuciła ciężar z pleców i wolne już ręce ponownie zarzuciła na szyję mężczyzny. Ten, stale odpowiadając na pocałunki, równocześnie zaczął rozpinać jej spodnie, co bliskość osób nieco utrudniała.
-O matko.- westchnąła pozostawiając sprawę swoich spodni w rękach najemnika, z butami mu nieco pomogła. A Peter, gdy Dot pozbyła się już spodni i butów, ściągnął również jej majtki. Obdarzył złączenie ud szybkim pocałunkiem, po czym sam zaczął się rozbierać. W tym czasie ona pozbyła się górnej części swojego stroju, prezentując mu się w całej okazałości. Widok był już Peterowi znany, co nie znaczy, że nie robił na nim wrażenia... chociaż wpływ Dot na niego widać było już znacznie wcześniej.
Ponownie przytulił dziewczynę i pocałował, równocześnie sięgając między jej uda by sprawdzić, na ile Dorothy jest gotowa na przyjęcie go. Tę pieszczotę przyjęła z zadowoleniem, na chwilę nawet klinując jego dłoń między swoim udami. A niewiele jej trzeba było do pełnej gotowości.
Peter poruszył palcami w próbie wsunięcia się nieco głębiej, na co dziewczyna zareagowała nad wyraz pozytywnie. Kontynuując pocałunek i pieszczoty spróbował jeszcze bardziej ją rozpalić. Czy raczej zakończyć sprawę dość szybko w ten sposób. Co spotkało się z delikatny acz stanowczym protestem ze strony kobiety.
To łatwo dało się zrozumieć i Peter nie zamierzał protestować. Wziął dziewczynę na ręce i, przyklęknąwszy, położył na ziemi. Tym razem nie zamierzał nic proponować. Niemalże rzucił się na nią, chcąc jak najszybciej ją posiąść. Takie zachowanie spotkało się z pełną aprobatą i otwartością. I Dorothy pragnęła jak najszybciej i najmocniej poczuć całym swym ciałem siłę, nie mniejszego niż swoje, pożądania Petera.
Mężczyzna wszedł w nią szybko, niemal brutalnie, a pierwsze pchnięcia były i szybkie, i głębokie.
Adrenalina…, stres…, cokolwiek buzującego w żyłach i kierującego poczynaniami, ich intensywność i siła najemnika, udzieliło się i Dorothy. Jej ciało wygięło się w łuk by jeszcze zintensyfikować doznania. A z piersi wydobyło się wcale nie takie ciche westchnięcie, mające być wyrazem satysfakcji dostarczanej kobiecie przez kochanka.
To podziałało na Petera jak dodatkowy bodziec. Mężczyzna sięgnął dłonią do biustu dziewczyny, równocześnie kontynuując i intensyfikując pchnięcia, niemal wysuwajac się i ponownie wchodząc głęboko w zapraszające go, gorące i wilgotne wnętrze.
Teraz już Dot straciła zupełnie kontrolę. Palce mocniej wbiły się plecy mężczyzny gdy spazm rozkosz szarpnął jej ciałem ogłaszając koniec wysiłków miłosnych.
To nie było tak, że Peter nic nie zauważył... Dotarło to do niego, nawet na kilka sposobów. Ale on jeszcze nie osiągnął celu. W każdym razie nie do końca... Wykonał kolejne pchnięcie, jeszcze jedno... aż wreszcie wbił się w dziewczynę, osiągając spełnienie.
A potem opadł na dziewczynę, pozbawiony sił, niemal ją przygniatając swym ciężarem.
Rudowłosa czule pogładziła mężczyznę po głowie dając mu i sobie czas na odzyskanie sił po tak przyjemnym wysiłku. Peter odpowiedział pocałunkiem.
- Mówiłem ci już, że jesteś wspaniała? - spytał po chwili.
- Nie - skłamała, przyjmując komplet z zadowoleniem.
Po chwili uniosła głowę by go pocałować, a po następnej poruszyła ramieniem, na tyle na ile pozwalał ciężar spoczywający na niej, by dać do zrozumienia owemu ciężarowi, że pora się zbierać. Takie wspólne wylegiwanie się było bardzo przyjemne, zwłaszcza po dobrym seksie, ale w obecnej sytuacji niewskazane.
- To ta mniej przyjemna chwila - powiedział, powoli się podnosząc, a potem pomagając wstać Dorothy.
Słaby uśmiech jaki wypłynął na jej twarzy był jedynym potwierdzeniem jego słów.
Pomoc przyjęła. I nie zwracając uwagi na Petera zaczęła się szybko ubierać. On równie szybko poszedł w jej ślady i za moment niewiele wskazywało na to, czym ta dwójka zajmowała się przez parę gorących chwil.
- Zaczynam rozumieć twój pociąg do życia najemnika - powiedziała gdy wracali już do obozu.
- Nie wszystkie chwile są aż tak przyjemne - odparł.
- Ale lubisz to?
- Zdecydowanie tak - stwierdził. Był przekonany, że Dot nie chodziło o szybki numerek, jaki przed chwilą był ich udziałem. - Inaczej siedziałbym za biurkiem i przekładałbym papierki. Czyżby obudziła się w tobie żądza przygód?
- Z własną ochroną? - Przez chwilę przyglądała się uważnie mężczyźnie uśmiechając się dwuznacznie. - Oczywiście.
- W odpowiednim towarzystwie dni i noce pełne przygód są znacznie przyjemniejsze... Masz liść we włosach - powiedział, równocześnie wyciągając rękę, by ów listek ściągnąć. Dorothy zaczęła się śmiać, pozwalając mężczyźnie usunąć ślady ich występku przeciw dobrym obyczajom.
A potem ruszyli do obozu, po drodze zabierając ukochany kwiat Dot.


***


Sarah wróciła jako pierwsza do obozu w towarzystwie Chelimo, który musiał się umyć i zmienić spodnie… trochę od niego bowiem cuchnęło, zwłaszcza w okolicach pleców. Po pewnym czasie zjawił się i Kaai, który grzecznie czekał w odległości jakiś 100 metrów na Dorothy i Petera, którzy zniknęli na pewien czas w krzaczkach. Najemnik nie odezwał się na to zagranie ani słowem, nie drgnęła mu z tego powodu również chociażby powieka. Zajął się szybko jakimiś swoimi sprawami...
- Proszę o zwrot mojej własności! - warknęła Sarah, stojąca na skraju obozu, i czekająca właśnie na Petera. Kobieta miała nadal nietęgą minę, a stała z założonymi rękami i nawet nerwowo przytupywała prawym butem.
Dorothy wyminęła wściekłą biolog, zostawiając Currana na jej łaskę i niełaskę.
- Będę grzecznie u siebie - zakomunikowała uprzejmie Hawajczykowi gdy go mijała, tuląc do siebie ukochaną roślinkę.
Tak też czyniła zamykając się w swoim namiocie z ciekawą lekturę w zanadrzu.
Wertując strony Dorothy trafiła na ciekawy opis z datą jeszcze ze statku:

“Kimberlee C. Miles, młoda lekareczka. Bardzo nieśmiała, bojaźliwa. Ciekawe jakim cudem ją wybrano na wyprawę, pierwsze wrażenie sugeruje, ich dziewczyna się kompletnie do tego nie nadaje. Zbyt krucha, zbyt zielona za uszami, pewnie i nigdy jeszcze nie brała udziału w czymś takim. Z dala od sterylnych sal szpitalnych, czy i prywatnej kliniki tatusia, pewnie narobi więcej szkód niż pożytku. Co za imbecyl ją wybrał, i przede wszystkim, dlaczego? Czyżby w grę wchodziła kasa? Ryzykowanie życiem członków ekspedycji kosztem polepszenia owej panience życiorysu?”
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline