Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2018, 08:14   #238
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Bolała ją głowa od dźwięków rozedrganego tłumu. Ktoś zachwalał bochny chleba, inny polecał ryby, gdzieś sprzedawano egzotyczne owoce. Że też istnieli ludzie, którzy dobrowolnie wystawiali się na taki gwar.
Łowiła wieści oraz plotki, które przekupki od zawsze przecież uwielbiały. Wyglądało na to, że mieszkańcy upatrywali pojawienia się zwierzoludzi za omen. Miało to być spowodowane rozpasaniem i złymi nawykami lokalnych. Cathelyn podchodziła do takich rewelacji bardzo sceptycznie. Nie bez powodu na te istoty mówiło się, że są pomiotami Chaosu. Działały w sposób nieskoordynowany, a już na pewno nie interesował ich stan moralny swoich ofiar.
W okolicy miał pojawić się również gigant oraz syrena. Prowincja stawała się groźnym miejscem i z drugiej strony było to normalne, że ludzie próbowali racjonalizować sytuację. Dawało to im przynajmniej iluzoryczną kontrolę nad sytuacją.
Nadal nikt nie wiedział co spowodowało pożar we wsi. Wszyscy zgadzali się natomiast, że o tej porze roku trudno było o samoistne zaprószenie ognia. I tutaj narracja była podobna: że to robota sił nieczystych i licho zalęgło się na miejscu.
Na koniec zasłyszała parę zdań o grupie Acierno. Wierzono w pochwycenie sprawców incydentu, choć nie wszyscy widzieli w nich realnych przestępców. Także Cathelyn uznawała sytuację z bydłem za mało inwazyjną. Wiązało się to z kolejnym powodem, dla którego odmówiła udziału w wyprawie. Nie uważała bowiem, że należy odprowadzić Konrada przed oblicze wymiaru sprawiedliwości.
Wreszcie udało jej się znaleźć skórzany kaftan, który nie wyglądał jak siedem nieszczęść. Kupiła go, a wkrótce znalazła nabywcę na swój drugi sztylet. Dopiero wtedy opuściła teren targowiska.
W mieszku pobrzękiwała ostatnia już garść monet. Crossman nie nawykła do konwencjonalnej pracy, ani stałych dochodów. Od wzbogacenia się dzieliło ją jeszcze sporo dni, tymczasem musiała za coś jeść i żyć. Nawet Bones wyglądał posępniej, jakby przeczuwał, że czeka go trudny okres. Problem był taki, że umiejętności jego właścicielki znajdowały ledwie niszę wśród mieszkańców.
Kombinowała dłuższy czas i wreszcie wpadła na pewien pomysł. Nie mieścił się dokładnie w jej kompetencjach, ale z pewnością był im bliższy, niż doglądanie brukwi czy robienie za czyjegoś gońca.
Nie zaszkodziło spróbować, tym bardziej, że miała jeszcze trochę wolnego czasu. Przed realizacją planu musiała znów zaciągnąć języka. Tym razem jednak za źródło informacji obrała konkretne osoby.
Najpierw skierowała swoje kroki ,,Pod Czarnego Orła”. Chciała odnaleźć krasnoluda Kasztaniaka, o ile ten nie ruszył w góry z pobratymcami. Kupiła przy barze najtańsze piwo i powoli zbliżyła się do ochroniarza. Kasztaniak nie powinien był pić w pracy, lecz jeden kufel dla krasnoluda był jak kilka kropel dla zwykłego człowieka.
Nie kryła, że robi to mało chętnie. Krasnale ją denerwowały, ale większość jej znanych osób było poza miastem. Tymczasem on codziennie przebywał w miejscu, gdzie wiele się gadało.
- Słyszałeś żeby ktoś ostatnio kupował na kreskę? Jakiś ochlaptus na krzywy ryj? - zapytała Kasztaniaka, przysuwając trunek bliżej jego pulchnej dłoni.
Potem zajrzała do rudery, którą zajmował Udo. Chodziły plotki, że ostatnio pomieszkiwał tam bednarz, w co ciężko było uwierzyć. Facet zdawał się dobrze sytuowany, zaś dom żebraka uchodził za wyzwanie nawet dla bardzo tolerancyjnych nozdrzy.
Rzuciła biedakowi szylinga. Dla niego i tak to było coś.
- Kto w mieście ci najbardziej skąpi? - zapytała wprost. - Od kogo nigdy nie dostałeś złamanego grosza? Nie obawiaj się. To zostanie między nami.
Na koniec znalazła Gretchen. Ta opcja była ryzykowna. Babka mogła uśpić człowieka samym gderaniem, w dodatku połowa jej gadania była mało znaczącym bełkotem. Niemniej nawet tak zawzięta plotkara mogła mieć w zanadrzu kilka wartościowych informacji.
Cathelyn niby to przypadkiem zaczepiła kobietę. Domyślała się, że nie będzie potrzebowała wiele, aby nawiązać kontakt. Babony jej pokroju wręcz łaknęły atencji.
- Słyszała pani? Piekarz to już całkiem zwariował - zaczęła jojczeć, udając ton kramarek z przystani. - Kupił świni popręg i siodło. Traktuje maciorę lepiej, niż żonę. Będzie tak dalej sypać pieniądzem, to ni chybi zadłuży się co ten… jak mu było…
Liczyła, że usłyszy właściwe nazwisko. Był to ostatni element jej małego dochodzenia. W jego trakcie starała się możliwie dyskretnie zidentyfikować przynajmniej jedną osobę, która borykała się z długami. A jeśli ktoś posiadał w Kreutzhofen wierzyciela, był nim prawdopodobnie Josef Gierig.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 28-12-2018 o 13:22.
Caleb jest offline