Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2018, 16:25   #98
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Na T… - utopiec ugryzł się w język zanim dokończył przekleństwo.
Wciąż nie był do końca pewien co się dzieje. Czy to rzeczywistość, czy to jeszcze sen? Poderwał się z ziemi czując lekki zawrót w głowie. Postąpił kilka kroków i zaraz upadł na kolana obok Gveira i tego ciemnego kształtu. Niejasne myśli zaczęły się krystalizować zaraz obok obawy. Czy ta istota to demon ze snu? Czy to część układu najemnika, czy też to jego własne działanie?
Jedno wiedział na pewno. Jeśli to był demon, nie zamierzał mu pozwolić uciec.
Położył ciężko rękę na uskrzydlonym oku zamykając je w garści.
- Ristoff! - warknął kładąc drugą dłoń na barku najemnika - Ulecz go!

Gveir czuł ból. W pewnym sensie, zawsze czuł ból i zawsze oczekiwał bólu jako swojego stałego towarzysza podróży. Teraz zaś jego towarzysz rozgościł się w jego umyśle i nie zamierzał odstępować ani na chwilę. Wiele lat temu, najemnik poznał ból, walcząc tam, na dworze jednego ze szlachty. Dzisiaj jednak ból zyskał nową definicję. Gveir krzyczał z bólu. Działo się to samo. Nie potrafił powstrzymać krzyku.

Obserwując, jak broń zmienia się, Gveir poczuł pewną satysfakcję. Jego stare, wysłużone miecz i puklerz zmieniły się, a on, pomimo potwornego bólu zdołał zdobyć się na słaby uśmiech.

- Zatem układ dokonał się – Gveir wyszczerzył drapieżnie zęby, myśląc o walce z Marzą. - Dobrze.

Próbował powstać, zachwiał się i upadł. Ale dlaczego w zasadzie chciał z nią walczyć? Jaki był powód tej walki? Nie do końca pamiętał. Nie pamiętał, dlaczego zamierzał z nią walczyć. Wyglądało na to, że jakaś część jego samego została w umyśle Izabelli. Zamierzał to przemyśleć później.

Głos najemnika zmienił się. Wydawał się być nieco głębszy, bardziej gardłowy i twardszy. Poza oczywistą utratą oka, wygląd Gveira wydawał się być nieco inny. Oczywiście, wyglądał nadal tak samo, jednak jego postawa i manieryzmy wydawały się być surowsze. Jego rysy wyostrzyły się. Stały się nieco bardziej... Straszniejsze. Czy był to tylko chwilowy efekt przebudzenia z rytualnego snu, czy też był to efekt paktu zawartego z demonem?

- Kosztowało mnie oko, ale chyba się opłaciło – mruknął Gveir, nieco pogodniej. Pomimo snu, zdawał się być zmęczony.

Dopiero teraz zorientował się, że jego ręce były zaciśnięte na styliskach ostrzy zaczepionych na łańcuchu. Przyglądał się im swoim pozostałym okiem. Najemnik wydawał się analizować sytuację, starając się odzyskać równowagę.

Esmond był już obok najemnika, na moment po tym jak ten zaczął krzyczeć. Przebudził się nieco wcześniej, a wrzask postawił go na równe nogi, przez co momentalnie go zamroczyło. Zawziął się jednak i zdecydowanym (choć dość chwiejnym) krokiem zbliżył się do towarzysza.
Chciał się odezwać, by dowiedzieć się co się stało. Zamilkł jednak widząc jego zmienione oblicze. Poza nie dającym się przegapić brakiem oka, bystre spojrzenie łowcy szybko wychwyciło pozostałe zmiany w jego wyglądzie.
Szczególną uwagę zwrócił jednak na nowy oręż najemnika. Choć Esmond nie był obecny gdy ten kończył zawieranie paktu z demonem z labiryntu, nie musiał zbyt długo zastanawiać się skąd pochodzi broń Gviera.

Kiedy rycerz przeklinał to co uważał za konsekwencje swojej pospiesznej decyzji, najemnik zdawał się być niewzruszony. Nastąpiła jednak cisza, a Ristoff nie odpowiedział na wezwanie utopca. Gdy gdy ten obejrzał się zrozumiał czemu. Obok obozu siedział teraz wielki i najeżony łuskami złoty smok. Złote tęczówki jarzyły się gniewem wąskich pionowych źrenic. Może gdyby jeszcze nie szczerzył kłów…
- GVEIR!!! - ryknął i ziemia się zatrzęsła - CO ŻEŚ UCZYNIŁ!!!

Gveir instynktownie powstał. Choć nadal nie czuł się w pełni sił i zachwiał się lekko, powstając, gniewny głos smoka przywrócił go do rzeczywistości, z dala od sennych krain Izabelli. Pochwycił ostrza, a dźwięk zderzających się ze sobą ogniw łańcucha przeciął powietrze. Stał tak, mierząc pozostałym okiem złotego smoka.

- Moje wybory są moje – rzekł Gveir, wskazując jednym z ostrzy w smoka.

Smok uniósł głowę do góry tak, że zginęła w ciemności i widać było tylko te świecące ślepia. Teraz wszyscy mogli zobaczyć, że w swojej prawdziwej formie Aurarius był ogromny. Miał dwie pary błoniastych skrzydeł i dwie pary przednich łap i jedną tylną. Jego łuski wyglądały jakby się najeżył. Jego głowa była ozdobiona parą rogów i był absolutnie cały złoty.
- Obiecałem ci pomóc człowieku. Zawarłeś pakt z siła zza zasłony. A ty rycerzu też widzę, że skłonnym jesteś do tego. - wycedził. - Nie chce mieć nic z wami wspólnego!
Po tych słowach rozłożył skrzydła.

Gveir opuścił ostrze.

- Zatem to pożegnanie - niby zapytał, niby stwierdził. - Cóż. Twoja obietnica była dobra, ale… Wolę prędzej niż później.

Uniósł łańcuch.

- Warte było jednego oka - uśmiechnął się.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online