Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2018, 19:35   #96
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jeju… jaja…
Sosnowsky przyglądał się tym obiektom nieco podejrzliwie. A jeszcze bardziej okolicy. Z pewnością były wiele warte. Ale były też jajami… duży i łatwymi do stłuczenia i mającymi w okolicy wredną mamusię chętną do ich odzyskania. Zabrać na statek Doug i tak ich nie zdoła. Ba… jechali na quadzie. Jajka mogły nie dotrwać do obozu.
Rozwalić je? Sosnowsky nie widział powodu do takiego działania. Nie miał natury złośliwca, by niszczyć coś dla samej radości niszczenia. Więc wycofał się ostrożnie i ruszył ku wielkiemu białemu myśliwemu.
- To co teraz? Znalazłeś coś? Jedziemy dalej? Wracamy? - zapytał.
- Dosyć świeże ślady dinozaurów. Powinniśmy się chyba pilnować - Van Straten pokazał najemnikowi znalezisko, a ten je rozpoznał. To były ślady Raptorów.
- I raczej opuścić ten kawałek terenu. Jeśli Lyssa tu przylazła, to… cóż… możliwe, że przyjechaliśmy za późno.- ocenił najemnik drapiąc się po jednodniowym zaroście.
- Czym są te stwory? Boisz się ich? - Zaciekawił się “Myśliwy”.
- Te no… raptory z filmu Spielberga. Długie szpony, agresywne, nie boją się huku broni. Liczne.- wyjaśnił krótkimi hasłami Sosnowsky.- Nie mamy żadnego interesu w zaczepianiu ich.
- Pocisz się? - Wenston uśmiechnął się dosyć wrednie - Wiesz… kiedyś tropiłem całe stado srebrnowłosych goryli. Zabiły nam tuzin tragarzy, ganialiśmy się z nimi w tą i z powrotem po cholernej dżungli. Ale zwierzę, to zawsze zwierzę, i przegra z człowiekiem.
- Z pewnością ci tragarze wygrali z gorylami ginąc jeden po drugim.- stwierdził ironicznie Sosnowsky, po czym wyjaśnił swoje stanowisko. - Nie walczę w bitwach za które mi nie płacą. A nikt nie zapłacił mi za niepotrzebne użeranie się z jaszczurkami. To byłaby strata amunicji, a tej nie możemy marnować.-
- No to jedziemy dalej? - Van Straten spojrzał przelotnie na najemnika. Jego wzrok bardziej skupiał się na pobliskich krzakach, i mężczyzna jakby i mocniej pochwycił swój karabin.
-Jedziemy. A ty mówisz gdzie.- stwierdził stanowczo Doug, oznaczając okolicę w swojej pamięci jako: “tu się nie udajemy”.

Van Straten wskazał więc mniej więcej kierunek dalszej jazdy machnięciem w tamtym kierunku lufą karabinu. Wsiedli więc na quada i ruszyli dalej… w trakcie jazdy “Sosna” zameldował z kolei Majorowi o braku sukcesów ich poszukiwań, a w odpowiedzi otrzymał polecenie, by jeszcze poświęcić na tą czynność maksymalnie pół godziny, i w końcu wracać do obozu.

Gdy tak jechali kilka minut przez dżunglę, nagle kilka metrów przed nimi, wyskoczył z zieleni cholerny Raptor. Zaskrzeczał, unosząc przednie łapy, stojąc na drodze nadjeżdżającego quada…


- Szykuj się na zderzenie!- krzyknął Doug naciskając pedał gazu i gnając wprost na jaszczurkę. Wychodził bowiem z założenia, że jeśli jeden drapieżnik jest tutaj… to inne też. Jeśli się zatrzymają, zostaną przytłoczeni przewagą liczebną wroga.

Rozpędzony quad przywalił w raptora. Gad był zbyt głupi, by uskoczyć na bok, czy tam nie rozumiał, co właśnie nadchodzi - a właściwie nadjeżdża - zawiódł jego instynkt i nie skoczył na nadjeżdżających by ich zaatakować… mniejsza z tym. Oberwał pojazdem. Ale prędkość nie była zawrotna, nie zmietli go po drodze, jedynie “bum, jaszczurka się przewraca”, a sam quad… właściwie to się zatrzymał. Oj, to nie było tak, jak sobie to Doug wyobrażał, zdecydowanie nie tak. A chyba wkurwiony takim potraktowaniem raptor, zbierał się właśnie z ziemi, by ich zaatakować… Sosnowsky wyciągnął swoją spluwę o dużym kalibrze i wywalił z obu rur wprost w paszczę nieruchomego jeszcze celu, po czym nie zwracając uwagę na wynik tego działania ruszył quadem do przodu przyspieszając. Nie mieli czasu do zmarnowania.

Pysk raptora rozprysnął się niczym arbuz, a “Sosna” podał obrzyn do tyłu bez słów, po czym przygazował quadem i wystrzelili do przodu. Akurat na czas, bowiem za nimi, po jednym i drugim boku, z krzaków wyskoczyły nowe raptory. Dwaj mężczyźni gnali więc pojazdem na złamanie karku z goniącymi ich gadami, a Van Straten próbował jakoś na nowo załadować obrzyn z bandolieru Douga na jego korpusie.
- Ahahahahahaaaa!! - Zaśmiał się, dosyć niestosownie do sytuacji “Myśliwy” - Niezły strzał! Fuck! Gonią nas dwa następne! Gazu! Gazu!

Najemnik okazał się niezłym kierowcą, i wycisnął z pojazdu więcej niż wypadało, dzięki temu oddalili się nieco od raptorów, a i przy okazji ostrego skrętu nie wytracili prędkości. Wenston wśród tej całej wariackiej jazdy miał trudności z jednoczesnym trzymaniem się i załadowaniem broni, i chwilowo poradził sobie tylko z 1 nabojem… raptory jednak nie odpuszczały, i pędziły za nimi, były jednak oddalone o dobre 20 metrów.

Doug jednak nie zwracał na to uwagi, to był problem myśliwego. On wyszukiwał wzrokiem obszary o mniejszym zalesieniu, by wycisnąć z quada jak najwięcej bez ryzyka wywrotki. Po paru chwilach Van Straten wystrzelił, ale tylko raz. I zapsioczył pod nosem…
- Oberwał sukinsyn, ale nie padł! - Poinformował najemnika - Dalej nas goni dwóch! Jakieś 20 metrów!

Jechali więc dalej z zawrotną prędkością przez dżunglę, gonieni przez przeklęte gadziny, minuta, dwie, trzy… w końcu pasażer dał znać, iż zgubili pościg. Dla bezpieczeństwa jechano jeszcze przez następnie dwie minutki dosyć szybkim tempem, aż w końcu się zatrzymali. “Tropiciel” oddał czym prędzej obrzyn blondynowi, po czym sam chwycił w swoje dłonie własny M14 i obserwował z wycelowaną lufą tereny, przez które przed chwilą jechali.
- Chyba jesteśmy bezpieczni - Szepnął, choć nadal mierzył z broni gdzieś w dal.

Doug spokojnie przeładował obrzyna i umieścił w kaburze powoli. Jego oddech spowalniał, gdy on sam milczał przez chwilę.
- To ich teren lęgowy. Przydałoby się jakoś oznaczyć go na mapie jako miejsce do którego lepiej nie jechać. Gdy już będziemy mieć mapę wyspy.- wyjął z kieszeni stary kompas i patrzył na wychylenie igły… obserwował jednak jej dziwaczny taniec. Raz tu, raz tam, potem inny kierunek. Kompas “głupiał”.
-Jak daleko jesteśmy od obozu?- zagaił znów Van Stratena.
- Nie dalej niż 5 kilometrów… 4 chyba. Tak, prędzej będą 4 niż 5 - Odpowiedział “Myśliwy”, po czym w końcu opuścił broń, i kiwnął głową w konkretnym kierunku - W tamtą stronę, a co?
- Myślisz, że większy objazd miałby sens… by uniknąć tych gadów?- mruknął Doug sprawdzając poziom paliwa w baku quada, którego było jeszcze więcej niż połowa, więc nie mieli czym sobie zawracać głów.
- Możemy objechać, tak będzie bezpieczniej… zaraz, co ty przed chwilą powiedziałeś? Teren lęgowy?? Skąd te przypuszczenie?
- Jaja w gnieździe… pewnie ich.- stwierdził lakonicznie blondyn nie widząc powodu, by bawić się w czcze dyskusje.
- Trzeba było je rozdeptać - Stwierdził krótko Van Straten - To co, jedziemy?
- Nie było powodu…ich zapach bym miał teraz na sobie. Byłoby gorzej. Myśliwy powinien to wiedzieć.- odparł Bloody odpalając quada.
- Hehe… to jednak się nieco znasz - Zarechotał za jego plecami myśliwy, i ruszyli kierując się do obozowiska wedle jego światłych wskazówek.


Po drodze dotarli do kwiatu... dużego i ładnego kwiatuszka. Doug zatrzymał się w bezpiecznej odległości od niego przyglądając mu się podejrzliwie. Nie rozpoznawał tej roślinki, ale... ta wyspa nauczyła go już nie ufać przerośniętej zieleninie. Może kwiatek ukrywał jakieś macki, a może w okolicy kwiatuszka mieszkały mrówki giganty, albo inne dinozaury... diabli wiedzą, co jeszcze mogła kryć ta wyspa.
Doug więc przyjrzał się roślince, mruknął pod nosem.- Nie.
I ruszyli dalej...


...w końcu trzeba zaraportować brak sukcesów w znalezieniu Japonki. I sukces w znalezieniu matecznika raptorów, który należy omijać szerokim łukiem. I może powiedzieć Dot o kwiatuszku. W końcu roślinki ją interesowały. A ta wydawała się interesująca... choć mogła być niebezpieczna.
Niemniej bezpieczeństwo miało priorytet i Doug po dojechaniu do obozu, zatrzymał quada w jego centrum i ruszył do namiotu przywódcy wyprawy, by złożyć raport.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline