Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2018, 22:11   #62
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Post wspólny.

- Do Azteków? - jęknął Javier. - Po co do Azteków? - zapytał Grubego Alfredo. - Zaraz, momento, słyszałeś w ogóle to co mówiłeś wcześniej?
Orozco zamilkł, pokręcił głową i złapał się za nią zaraz po tym jak zadał to pytanie. Głupie pytanie. Oczywiście, że nie słyszał. On jeden nie miał pojęcia co się wydarzyło.

“To nie dzieje się naprawdę…to jest kurwa niemożliwe. Niemożliwe!” - Hernan w nerwach szukał butelczyny a gdy w końcu znalazł taką, która nie została rozbita w strzelaninie zębami odciągnął korek a potem pociągnął z gwinta. Pił, pił, pił aż do czasu gdy w oczach mu nie pociemniało a gorzała nie zaczęło cofać z powrotem do gardła. Wytarł usta a potem rzucił butelką o ścianę rozbijając ją w drobny mak.
- Puta! –
Odpalił papierosa drżącą ręką i słuchał Javiera. Potem spojrzał na Alfredo.
- Chyba cię posłucham grubasie i ulice dzisiaj spłyną krwią. Krwią tego skurwysyna Psa! – potem wskazał na Xaviego – Nie pozwolę wystawić dzieciaka pojebom na motorach. Mam dość tego rozstawiania po kątach. Znalazł się kurwa władca marionetek!
Wóda uderzyła do łba Hernana, który całkiem już stracił nad sobą kontrolę. Wyciągnął broń i podszedł do Alfredo. Zdzielił go rękojeścią po pysku, a potem przyłożył lufę do jego skroni.
- Jesteś jego zastępcą. Gadaj kurwo co tu się dzieje albo przysięgam, że odstrzelę ci ten parszywy łeb! A jak usłyszę „nie wiem” pociągnę za spust, ROZUMIESZ TO PEDALE!!? -

- Hola! - Oreja podszedł spokojnie w kierunku Alfredo. - Też mam coś do powiedzenia w tym temacie… a na razie powiem tyle. Jeśli Herman się rozmyśli, to ja skończę za niego

Na dowód swych słów również wyciągnął spluwę i odbezpieczył, patrząc jednocześnie po companieros. Ważąc czy są z nimi, czy przeciwko nim. Sprawy potoczyły się daleko i był gotowy odeprzeć atak gdyby ktoś zareagował za nerwowo. Herman jedynie uprzedził go w tym co sam zamierzał uczynić i teraz z całego serca był z nim. Pozostali musieli się określić. Nie mieli wyjścia.

Dario. Eze i Bliźniacy spojrzeli po sobie zaskoczeni. Alfredo jęknął najpierw, a potem wyrzucił z siebie stek bluzgów, na jednym wydechu. Było tam co zrobi im i ich matkom, jeśli zaraz nie zabiorą tej pukawki z jego skroni.

- Hola, cabrones - warknął. - Proszę bardzo. Strzelajcie. No, puta. Walcie! Na pewno każdy, kurwa, na ulicy chętnie przyjmie taką jebaną gnidę, co wali do swoich patrone. Na pewno każdy będzie chciał z wami gadać, tak jak z Psem. Macie, puta, pojęcie, ile trzeba się najebać, aby dojść do tego, co zbudowaliśmy. I jak trudno będzie wykaraskać się z tego gówna, w które wpadliśmy, bo Tito zjebał i rozwalił brata Uccoz. Myślicie, że kartel, kurwa, odpuści. Że pomachacie jebaną pukawką i zdejmą gacie. Popłaczą się i odpuszczą. Nie kurwa. Posprzątanie tego gówna, które narobił Tito, będzie wymagało najwyższej możliwej polityki. A jeśli nie wierzycie mi czy Psu, to strzelaj, kurwa Hernan! Strzelaj, bo i tak, kurwa, wszyscy będziemy trupami. No strzelaj, albo zabieraj tę jebanę spluwę od mojej jebanej głowy!

Trzeba przyznać, że Gruby Alfredo miał jaja. No, ale większość z nich na spluwę przyciśniętą do łepetyny zapewne zareagowałaby jeszcze ostrzej. W końcu gang SV nie składał się z byle frajerów, których dało się złamać kilkoma trikami czy nerwowymi ruchami. A Alfredo, mimo że był gruby, to charakter miał jak stal. W końcu między innymi dlatego został zastępcą szefa. I dlatego, że to on trzymał w kieszeni część prokuratorów i policji, oraz znał szychy w kartelu.
- Może łaskawie wyjaśnisz nam dlaczego dotarliśmy do informacji, że to Aztecowie załatwili naszych na ulicy? A nasz wspaniały Pies właśnie z tymi pojebami zabrał się za interesy? I wysyła tam Xaviego jako co, jako ofiarę? Tito i tych którzy teraz pojadą na spotkanie sprzeda Uccozom i pozbędzie się węży. Tak to ma kurwa wyglądać?
- Kto pierdoli że naszych załatwiają Aztecowie?! - Alffedo aż się zapluł. - To jakiś puta madre kłamliwy, jebany w dupę pedał! To jakieś pierdolenie! Ten sojusz ma nas popchnąć wyżej i dać wsparcie w tym, co się szykuje w mieście. Atak na braci Uccoz, to był atak na Sinaloę. Kartel szykuje się do wojny i potrzebuje żołnierzy. Pies za późno zorientował się, że morderstwo w magazynach to fragment większej całości. Wiedział, że już tego nie odkręci więc załatwił od Uccoz wsparcie najsilniejszej grupy w Mazaltan niezwiązanej bezpośrednio z kartelem Sinaloa. Z Aztec MC. Wiecie ilu, puta, oni mają ludzi.
Wiedzieli. Klub, czyli gang, liczył w całym Meksyku około dwóch, trzech tysięcy motocyklistów. Prawdziwa armia.
- Wsparcie takiej ilości banditos to atut w nadchodzącej wojnie. W wojnie, która uderzy w Mazltan i nas, przez jeden głupi telefon kuzyna Psa. Może byłoby inaczej, gdyby Tito nie zabił jednego z braci na stole operacyjnym. Nawet jeśli operacja nie była łatwa, zajebał jego ochronę. To nie pozostanie bez odpowiedzi. Pies poszedł to, puta, załatwiać. Pedały jedne. Może już go kroją na kawałki, bo chciał ocalić wasze zdradzieckie, pedalskie dupy. Albo wpakowali mu kulę w łeb, bo nie chciał wciągać was w to gówno bardziej, niż wciągnął. Jeśli, kurwa, chcecie kogoś obwiniać, to Tito. On zjebał. Zrobił, puta, pasztet z Uccoza. I kto wie, czy ten atak na nas, to nie jest właśnie odwet. Może gdyby zabił tam mnie, Dario i Juana, nie byłoby problemu. Ale, puta, wyszły Węże nie wyszedł nikt więcej. Sami rozumiecie, jak to kurwa, wygląda. Zabierasz tę spluwę, czy strzelasz. Bo kurwa, nie będę odpowiadał przed wami na kolanach, pedały.

- Taaak…. i dlatego ciągnie Tito przed Uccozów? Żeby go rozjebali? Jeśli o mnie chodzi gruby to albo jesteś głupszy niż wyglądasz albo łżesz jak Pies! - warknął Ucho.

Bliźniaki wyciągnęły pistolety i wymierzyli w Hernana.
- Odpuść, amigo.
Dario i Eze też wyciągnęli gnaty i wymierzyli w Tito.
- Gruby mówi prawdę. Byłeś tam, Juan. Widziałeś, co odpierdolił Tito. Może niech on wyjaśni.
Alvarez wymierzył z pistoletu w bliźniaków.
- Nie róbcie głupot!

- Puta! Debile- warknął Alfredo. - Chowajcie te jebane pistolety, albo wstaję z kolan i wam powsadza je w dupy, pedały! Trzymamy się razem, albo zdychamy. To prosta zasada. Czego, kurwa w niej nie rozumiecie. Hernan. Schowaj to gówno przy mojej gębie. Nie kręcą mnie takie zabawy.
Widać było, że vice próbuje nie dopuścić do wymiany ognia pośród SV.
- Nikt do nikogo, kurwa, nie ma tutaj pretensji. Nikt, amigos. Prawda?

- Widzieliście co się tu przed chwilą stało? Widzieliście dym i Alfredo, który nie był sobą? Widzieliście puta? - Juan nie dawał za wygraną, ale nie wyciągnął broni tylko siedział na krześle, sam zdziwiony swoim wewnętrznym opanowaniem.
- Byłem tam, w szpitalu, i widziałem węża, który wpierdolił duszę Uccoza… To nie Tito go zabił, on wtedy leżał nieprzytomny. A skoro to nie on, skoro to nikt z nas to pytanie brzmi jak się teraz odniesiemy do tego jebanego “Serca Diabła”... Wąż podobno nas “wybrał”. Ale skoro zabił Uccoza, to po której stronie powinniśmy się opowiedzieć?
- Jaki, puta, dym?! Jaki, puta, Alfredo nie był sobą.
- Zamknij się, puta, nie do ciebie mówię!

- Widziałem wszystko dokładnie tak jak teraz widzę ciebie - odpowiedział Alvarez. - Też bym chciał kurwa wiedzieć, po której stronie się opowiedzieć. Ale do tego mamy za mało informacji. Z drugiej strony, wkurwia mnie jak ktoś mną pomiata i przestawia jak pionki na szachownicy nie pytając o zdanie - spojrzał wymownie na Alfredo. Jaki mamy wybór? Wąż albo…
- Jakaś druga siła, z której przedstawicielami możemy się spotkać dziś o północy - wyjaśnił Juan.

- Xavi, bądź łaskaw sprawdzić w tym swoim internecie co to jest to Serce Diabła. - Psychopatycznie spokojny głos dobył się z fotela na tyłach zamieszania, fotela w który wycelowane były już dwie lufy pistoletów. - Spotkam się z nimi. Ja i nikt kurwa inny. - Tito wstał, zupełnie ignorując Ezo spojrzał w oczy Dario. - Odłóż to kretynie, byłeś tam ze mną, widziałeś co się działo, gdybym nie wcisnął im kitu i nie zaczął do nich strzelać rozjebaliby nas wszystkich. - Nie czekając na odpowiedź, podszedł do epicentrum zamieszania i zwrócił się do Alfredo - Spotkam się z Uccozami. To moje gówno, z którym sobie poradzę. Lub nie poradzę. Powiedziałem ci, spasiony kurwi synu, że to zrobię, jeszcze w drodze ze szpitala. Powiedziałem ci też co się stało. Ale ty kurwa albo jesteś zbyt głupi, albo zbyt ślepy żeby widzieć co się dookoła ciebie dzieje. Pomyśl, idioto, gdybym chciał go zabić, wystarczyłoby żebym zaczął operować w melinie do której mnie ściągnęliście.

Oreja popatrzył zaskoczony na Tito.

- Kurwa Tito, nie widzisz, że Pies chce cię tam dać na tacy Uccozom? Zajebać jak Camillo, żeby chronić własną dupę?

Angelo dotychczas przyglądał się wszystkiemu w ciszy, jakiś dziwnie zamyślony i tylko ruch ręki, gdy przykładał szluga do ust, zdradzał, że nie jest manekinem.
- Pamiętasz Oreja dlaczego Psa nazywają Psem? - zapytał, po czym sam odpowiedział - Bo co by nie powiedzieć o skurwysynie, zawsze był wierny. Zawsze trzymał naszą stronę. To jest nasz szef i nie wierzę, że mógłby nas zdradzić. Zataić coś, robić po cichu - tak, ale nie wyjebać nas i wystawić. To nie w jego stylu. Chyba że... to już nie jest Pies. - spojrzał mimochodem na Alfredo, przypominając sobie jego dziwną przemowę - Tu jest jednak pytanie czy wolicie wierzyć w jakieś pierdolone bożki, czy w naszego szefa, że... wciąż nim jest. Sam mam ochotę dać Psu po pysku, i to nie raz! Ale, puta, tak jak się robi w rodzinie między braćmi. Bo wciąż braćmi jesteśmy. A on jest najstarszy i należy mu się szacunek. Musimy się stawić. Tito, jak chcesz, pójdę z tobą. Co do pozostałych, nikt wam nie każe czekać i trząść dupami. Możecie iść z nami i zaczaić się - na dachach, po kątach. A jeśli faktycznie zacznie się rzeź, rozpierdolić tych Uccozów. Niech wiedzą, że nawet umierający wąż potrafi śmiertelnie ugryźć.

Tito westchnął.
- Do tej pory nie wyciągnąłeś broni, Uccoz nic do ciebie nie mają i umiesz nawijać makaron na uszy. Jeśli naprawdę życie ci niemiłe, mi twoje towarzystwo pasuje. Co do pozostałych. Słuchajcie, bez obrazy chłopcy, nie zabronię jechać ludziom, którzy byli w szpitalu, bo nie mam tu żadnej władzy, ale jak odpierdolicie przed Sinaloa tą samą szopkę co tutaj, wszyscy zginiemy. Jadę rozmawiać.

- Kain i Abel też byli braćmi – warknął Hernan wciąż trzymając lufę na skroni Alfredo a potem spojrzał na Todda – Czarnuchu, żyjesz? Powiedz temu grubasowi, kto strzelał do Węży. Głośno i wyraźnie, żeby skurwiel słyszał, w co nas wjebał jego szef.
Hernan świadomie powiedział „jego” a nie „nasz” ponieważ przestał już uznawać przywództwo Psa. Za dużo złego się stało, żeby Selcado znów mu zaufał a bezczelna prośba, czy może nawet rozkaz tego skurwysyna przelał czarę goryczy.
Znieczulony przez Tito Murzyn był nieprzytomny.
Hernan zaklął w duchu szpetnie widząc, że z brzydala nie ma żadnego pożytku.
- Tak jak mówił Juan, To Aztecowie polują na naszych pulpecie– wycedził przez zęby – Cristian i Flugencio to pewnie ich robota. A teraz próbujecie z Psem jeszcze przehandlować dzieciaka.
Hernan roześmiał się ochryple jak szaleniec. Schował broń za pasek spodni, odpalił kolejnego papierosa.
- Tito zdecydował. Idzie do Uccozów, choć wszyscy wiemy jak to się skończy. Ale Orozco, puta, nie jest niczemu winny. To Pies go wjebał w kłopoty. To Pies sprowadził tu tych skurwieli, nawet nas o tym nie informując. A jeśli wierzysz, że Aztecowie traktują poważnie bandę niedobitków która zajmuje się zarabianiem na kurwach i chcą z nami układać, to jesteś głupszy niż myślałem. Albo z nas próbujesz zrobić głupców.
Hernan podsunął nogą jedno z krzeseł i oklapł zmęczony. Powoli zaciągał się dymem z papierosa przysłuchując dalszej dyskusji.


Nie wiedzieć kiedy Xavi wstał od komputera i wolnym krokiem podszedł do nich. W dłoni trzymał pistolet. Przedmiot z którym raczej rzadko go widywano, ale dziś chyba go nawet użył.
- Bracia Uccoz są już martwi - powiedział. - Tylko niektórzy z nich jeszcze o tym wiedzą. Nasz nowy patrón, przy którym Pies jest byle psem, tak zadecydował. Jeśli Tito chce iść na spotkanie, niech idzie, ale zróbmy jak powiedział Angelo. Będziemy go osłaniać, wszyscy. Alfredo odda nam telefon, żeby nie mógł zdradzić, jeśli jest el traidor. Przekonamy się cómo está.
Nim Gruby Alfredo zdążył zareagować na obrazę z najmniej oczekiwanej strony, z ust tego kogo obrażano w tym gronie najczęściej, Javier wymierzył w niego pistolet. Dłoń mu nie drżała.
- Bóg przemówił twoimi ustami, Alfredo - rzekł. - Ale nie ten bóg z kościołów, inny, silniejszy. Przemówił przez ciebie, ale do wszystkich poza tobą. Jak dla mnie to znak, że może nie zostałeś przez niego wybrany wraz z nami. Po co mam jechać do Azteków? Odpowiedz.

Gdy tylko bliźniacy zdjęli Hermana z celownika, przestał też w nich celować Oreja. Lecz po tym co zrobił El Nino stał skonsternowany. Łypnął na grubasa.

- Czyście wy wszyscy do końca ochujali? - zapytał Alfredo. - Coś ty, Xavi, wciągnął? Jaki, puta madre, bóg?

- Odpowiedz jak się grzecznie pyta - warknął Oreja do grubasa. - Po co go wysyłasz do Azteców?

- Puta! Nie odpowiem, póki nie schowacie pistoletów i nie siądę na dupie, jak człowiek. Nie będę gadał na kolanach, jak jebany cwel. Dość tego pierdolenia. A jak nie pochowacie tych spluw, to jebał was cap! Kurwy pierdolone!

Widać było, że Alfredo się wściekł. Początkowo mógł uważać ich wybuch za uzasadniony. Teraz, klęcząc przed nimi, jak zbity ciul, obudził się w nim lew. Takim go znali. Wiedzieli, że są przy granicy w której albo go zabiją, albo ustąpią. Inne wybory nie wchodziły w opcje. Grubas był ich kumplem przez wiele lat. Kilku z nich wyciągnął z gówna. Musieli zdecydować. Alfredo zaczął wstawać z kolan kurwując pod nosem. To był ten moment, w którym musieli podjąć decyzję na ile gotowi pozbyć się kogoś, kto zawsze do tej pory był dla nich, jak ojciec czy przyjaciel.

- El Nino - Alvaro położył powoli dłoń na wyciągniętej ręce Xaviego. - Daj mu powiedzieć. Odłóż broń. Jeszcze będziemy mieli okazję zajebać skurwiela.
Orozco skinął głową, opuścił broń, zabezpieczył i schował za pasek od spodni.
- Siadaj i mów - powiedział do Grubego Alfredo.
Angelo spojrzał z ukosa na chłopaków. Nie podobało mu się to, co widział, ale stwierdził, że nie będzie się wpierdalał tam, gdzie nikt nie chce jego pomocy. Za to wsparcie naprawdę mogło przydać się Tito.
- Jadę z tobą, amigo - powiedział do starego konowała, po czym splunął ze złością i dodał: - Tylko skołuję jakąś brykę, bo moja pani została u murzynów.
Kto znał Martineza, ten wiedział, że przystojniak miał tylko jedną kobietę w sercu - tę na czterech kołach.

Alfredo podniósł się i splunął krwią. Z westchnieniem posadził tłusty tyłek w ostrzelanym fotelu.
- Tak lepiej - warknął, tłumiąc gniew. Jego czerwona twarz zmieniała się powoli i w końcu przyjęła normalną barwę. Tylko oczy wyrażały gniew. Tłumiony dla dobra chwili, ale wiadomo było, że ci, którzy wkurwili Alfredo są teraz na cenzurowanym. Z tym, że Gruby był człowiekiem, który długo nie skrywał urazy. Albo wyjaśniał sprawę szybko, albo odpuszczał.
- Dobra, pojeby. Do Azteków jedziemy dogadać wspólne działania. Chłopaki polubili Xaviera. Tak mówi Pies. Spodobało im się, jak spierdolił przed nimi. Ponoć El Spectre chce mu coś osobiście pokazać czy też dać. Hmmm. Puta! - Jakby coś do niego dotarło. - Myślicie, że chcą chłopaka kropnąć? To przecież bez sensu. Mogliby nas rozjebać bez podchodów. Mają więcej ludzi. Większą siłę ognia. Puta! Czekajcie. Zadzwonię do Psa.
Spojrzał na Javiera.
- Puta. Młody. A ty co sądzisz? Chcesz tam do nich jechać. Bo się, puta, nieźle uniosłeś. Wiesz. Jak nie chcesz, ja pojadę. Jako vice naszej gromadki. Nie będziemy trzymać palca w dupach tych pedałów. Może oni śmierdzą jak niemyte kutasy, ale to Węże mają większe fiuty. Macie jakieś piwo?

- Najpierw pogadamy, później sobie zadzwonisz - warknął Oreja. - Dario, zerkniesz do lodówki? Nim Xavi odpowie… słyszałeś może, że jutro Aztecowie zamierzają kupić większą ilość broni?

- Możliwe. Szykujemy się na wojnę z Zetas. Bo to najpewniej oni włażą nam do Sinaloy. A Los Zetas mają karabinów, jak pierdolona armia. Z małymi pukawkami niewiele zdziałamy. Ale nie wiem. MC nie tłumaczą się nam ze swoich działań.

- A że MC układają się z nowym graczem z Mexico City to też możliwe?

- Puta madre. Możliwe. Pies im nie do końca ufa. Ale Uccoz wskazali ich jako swoich wykonawców na terenie Mazatlan. Sinaloa i Aztec MC zaczynają tańczyć wspólne tańce. Ponoć. Bo do mnie nic nie dotarło, a skoro ty, Ucho, pytasz, to pewnie ostro to ukrywają, bo być usłyszał to pierwszy.

- Azteci grają przeciwko nam a nawet przeciwko Uccozom. Chcą przejąć cały biznes. Takie jest moje zdanie. A całe te podchody są tylko po to, żeby dać im czas - wyliczał Alvaro. - A Pies, nie wiem co z nim ale coś ukrywa i albo jest z Aztecami przeciwko Uccozom albo kurwa nie wiem. A do tego jeszcze dochodzą te węże z dymu, pierdolone wilkołaki i inne chuje-móje, o których kurwa nic nie słyszałeś i odbierasz jak majaczenie naćpanych, i w sumie się kurwa nie dziwię, i tylko nie wiem czy ci współczuć czy zazdrościć. I według mnie to kto przejmie kartel to jedno a przepychanki pierdolonych Azteckich bożków to drugie. A ja bym się chciał dowiedzieć kto się z nami chce dogadać o północy. Kto jest adwersarzem Węża i co w tym wszystkim chodzi.

- JEMU to może się nie spodobać. - Javier wstał i nerwowym ruchem złożył laptopa. - Ale róbcie jak chcecie. Ja już nie… - urwał w pół zdania - nieważne. A Aztekowie muszą poczekać aż będziemy pewni, że możemy sobie ufać. Zresztą, dzieją się wokół nas ważniejsze rzeczy niż przepychanki gangów i karteli, kto tego nie widzi jest ślepy. Ja jadę do domu. Czuję, że znajdę coś o Sercu Diabła, tylko muszę głębiej poszukać. Wyślijcie mi adres nowej meliny, albo spotkajmy się u mnie. Tu lepiej niech nikt nie wraca. Powodzenia, Tito - skinął głową medykowi. - Wezwij Go a cię ochroni, uwierz w to. Ja wierzę.
Z laptopem pod pachą wyszedł na zewnątrz, w młodą noc. Rozejrzał się po ciemnej ulicy i ruszył do swojego wozu, który parkował zawsze kilka domów dalej.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline