Krew popłynęła mu z policzka... Pierwsza krew należy do przeciwnika. Niefortunnie. Ale często bywa, że początkowy zwycięzca ponosi porażkę. Gladiator Kanabossy odetchnął głębiej, korzystając z odległości przeciwnika i postanowił się skupić. Nie chcąc dać mu czasu, by się zorientował, co się święci, ponowił atak. Trzymając broń wysoko, by to na niej się skupił Gajus, ruszył z impetem na Arlezjańczyka. Po raz kolejny dzisiaj chciał go przepchać do tyłu z pomocą tarczy. Uważał też jednak, żeby samemu w nią nie wpaść. Jeżeli odpowiednio szybko dobiegnie do niego i uderzy, ten nie zdoła wycofać się za albo przed dziurę. W ostateczności uderzy mieczem. Musiał korzystać z tej przewagi pozycji, dopóki ma na to czas. |