29-12-2018, 10:34
|
#94 |
| Eghart, Nemrod
Eghart postawił sprawę jasno. Baron postanowił osobiście zaprowadzić ich do swojej siostry, pozostawiając resztę doradców w Domu Rady. Ruszyli znaną im już drogą, mijając na tłocznym od gawiedzi placu karczmę u Mojsa, doszli do bramy wjazdowej do Ban Tiel. Po prawej na polach trwały prace przygotowawcze przed świętem. Baron szedł w milczeniu szybkim krokiem, tak aby nikt w drodze do Fortu nie mógł zająć jego cennego czasu.
Z placu zamkowego, gdy wchodzili na jego teren, wyruszył oddział lekkozbrojnej jazdy. Nemrod, który wchodził jako drugi, zauważył że jazda nie skierowała się w stronę Fortu lecz w stronę lasów. Jego ciekawość nie uszła uwadze Barona. - Wojska dwa razy dziennie patrolują tereny wzdłuż wyrębowisk i baraków drwali, aż po granicę lasu, która wedle Aen Seidhe należy do nich. Do nich nic tutaj nie należy, tylko do korony...
Baron urwał myśl i wszedł do wieży, która miała nawet swoje osobne wejście od strony dziedzińca. Oczywiście dobrze strzeżone przez czterech zbrojnych - dwóch stacjonarnie przy wejściu i dwóch patrolujących teren od murów do wieży. Schody standardowo dla wieży szły w górę spiralą. Po drodze nie było żadnych okien, nawet strażniczych. Argylla oświetlał sobie drogę światłem z pochodni, którą zabrał po wejściu do wieży. Dochodząc na samą górę wieży znów napotkali strażników przed wejściem do pokoju, które zamknięte było na dwa zamki. - Za drzwiami śpi moja siostra. Rozejrzyjcie się i sprawdźcie co wam trzeba. Potem ustalimy szczegóły. Znajdziecie mnie w zamku. Mam kilka spraw do załatwienia.
Drzwi od pokoju otworzyły się. Sala nie była duża z uwagi na usytuowanie w wieży. Łoże z baldachimem stało między dwoma oknami, które bardziej przypominały powiększone otwory strzelnicze niż okna. Jednak odpowiednio gibka osoba mogłaby przecisnąć się przez nie w nocy. Oczywiście wcześniej wspinając się na wieżę, co wydaje się kompletnie bez sensu. Poza tym w pomieszczeniu nie było nic, co mogło w jakiś sposób zwrócić ich uwagę. Baronessę w łóżku położyli w zdobionej drogocennymi kamieniami białej sukni. U jej stóp rozsypano płatki kwiatów, które z pewnością są jakoś zakonserwowane albo wymieniane domyślili się oboje z uwagi na ich świeży wygląd. Cera nieco blada, ale nie wskazująca na zmiany w organizmie. Tętno spokojne i rytmiczne. Medaliony wiedźmińskie nie drgnęły nawet przez chwilę... Piraviel
Gród nie należał do wielkich mieścin. Z pewnością karczma u Mojsa była tutaj jedynym przybytkiem rozkoszy dla podniebienia i oficjalnym noclegiem. W porcie, który najwyraźniej był jedynie przystanią dla rybaków łowiących w jeziorze, znajdowały się również kramiki z rybami i magazyny. Te drugie były dość dobrze strzeżone przez ludzi Barona, co pobudziło ciekawość tym bardziej. Dla zorientowania się w sytuacji, była w stanie przeboleć smród, który w miarę upływu czasu stawał się tylko tłem. W końcu jeden z magazynów otworzył się. Pod wrota podjechały dwa wozy i rozpoczął się załadunek. Na pierwszy wóz pakowano prawdopodobnie skóry zwierząt, które związane były w kwadratowe pakunki. Na drugi wóz natomiast wkładano powiązane ze sobą deski. Dlaczego trzymano je tutaj, a nie w tartaku? Gdy w jej głowie zaczęły pojawiać się pytania, zza jej pleców odezwał się nieznajomy głos. - To składy królewskie, na które mamy odpowiednie księgi i wszelkie niezbędne dokumenta - skłonił się siwy mężczyzna, który z wyglądu jednak wydał się jej znajomy. Skojarzyła go od razu z komiczną sytuacją sprzed karczmy u Mojsa. - Pozwól, że się przedstawię. Włodarz Ban Tiel Stefan Trop do usług - skłonił się drugi raz, co dało jej do zrozumienia, że albo jest lizodupem albo na tyle mądry żeby nie szukać sobie w niej wroga. |
| |