Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2018, 16:30   #318
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Przygody, a raczej ich brak, w Phandalin

Czas w miasteczku płynął kapłance Selune wyjątkowo powoli. Po felernym wypadku na budowie, półelfka nie dostała już żadnego wezwania, ani do rannych, ani chorych. Znudzona, skupiła się więc na sprzątaniu domostwa… i praniu ubrań… i trzepaniu pierzyn… i spulchnianiu ziemi w ogródku, choć nic już przecież w nim nie rosło i do wiosny nie wyrośnie… oraz na pilnowaniu Kurmaliny, która z jakiegoś powodu uparła się, by atakować starego kota sąsiadki, który pilnował wejścia swojego domu przed najazdem polnych myszy.

W wolnych chwilach (a miała ich sporo) rozmyślała i wzdychała do listu od ukochanego. Mały i pomięty zwitek papieru cały czas spoczywał w kieszeni jej granatowych szarawarów, tak by Torikha mogła w każdej chwili wyciągnąć karteczkę i przeczytać jej treść (którą notabene wyuczyła się na pamięć). Tęsknota za Jorisem była tym dotkliwsza, gdyż dziewczyna nie miała nikogo innego kim mogłaby się zająć na czas jego nieobecności.
Garaele, naczelna dystraktorka, wyjechała i nie wiadomo kiedy wróci.
Nie było więc plotek, ni strofowań, ani poleceń „zrób to lub tamto”. Nie przybyła także karawana z lekami, ani białowłosy gnom z dworu.

Nuda. Zwykła, szara, codzienna, pospolita nuda.
Nuda tak straszna, że Melunę zaczynało nosić. Może wyjechałaby w podróż, daleką jak ta z jej kraju do Phandalin? Albo zwiedziła jakieś goblinie jaskinie ze skarbami, lub ruiny, lub moczary, lub nawiedzony las. O! Albo nauczy się jeździć na koniu!
Wszystko… byleby coś się działo (jak na ironię, bo gdy coś się działo, to marzyła o tym, by nie działo się nic).

W końcu pewnego dnia, na ratunek przybył do Tori mały, blondwłosy posłaniec, który z radością wykrzyknął, że „sioscycka Galaele” wróciła i kapłanka wyskoczyła ze swojego miejsca przed rozbuchanym kominkiem, by przywitać wracającą z gór przyjaciółkę.

Po naparzeniu całego dzbanka naparu z igieł sosny, przygotowaniu ciepłej kąpieli i kupieniu pieczonych pierowgów z jarzębiną, obie kobiety usiadły przy ogniu, zagrzebując się pod kocami, by móc w spokoju odpocząć (choć półelfka miała, aż nadto odpoczynku na pewien czas) oraz wymienić się informacjami. Na przykład tak palącymi jak rychłe przyjście zimy… a raczej śniegu.
Ku uciesze Riki w osadzie górniczej podobno już zaczynało pruszyć, a więc niedługo i w Phandalin zawitają opady.
Selunitka dowiedziała się, że górnicy i poszukiwacze złota, zaczęli zdrowieć, kiedy w końcu postanowili słuchać się zaleceń lekarki, toteż „epidemia” przeziębień powinna dość gładko przejść bez większego echa na uszczerbku na zdrowiu tamtejszych mieszkańców. Rika przyjęła to z ulgą, bo aktualnie obie kobiety były na wykończeniu leków, a nowe, które zamówiła Melune, jeszcze nie przyszły.

Garaele nie miała zbyt wiele do opowiadania, bo ileż można prawić o praniu prześcieradeł, wietrzeniu pomieszczeń i oklepywaniu kaszlących, toteż Tori, chcąc nie chcąc, musiała opowiedzieć to… co nagromadziło się przez te wszystkie dni jakie spędziła w podróżach między Phan a lasami i Neverwinter.
A było tego sporo…
Źle potraktowany jeniec sharyta. Epidemia magicznej choroby, spotkanie z druidem i odnalezienie krasnoludki, która padła ofiarą straży Omara. Wykopanie tajemniczego kamienia. Źle potraktowany jeniec sharyta. Załamana Turmalina. Ślub Przeborki. Przymierze…
o bogowie, tam to dopiero się działo!
Pyskujący Joris. Handlujący Sharvi. Zdemolowanie przybytku i narażenie na śmierć jakiegoś dziadka. Demony. Mroczne księgi. Półelfka, która po tym wszystkim nagadała Elizie. Przywalenie czołem w magiczną framugę i odkrycia departamentu od dzikiej magii…
A później jeszcze śmierć Sharviego i próba jego wskrzeszenia. Brak pieniędzy. Poczucie wstydu. . Plany pozbycia się Omara. Gniew i złość, prowadząca do chęci mordu i rozboju. Odkrycie tajemniczego gnoma we dworze oraz podejrzanych prac w piwnicach. Ranni na budowie oraz wielki sukces lekarski Tori.

Młoda kapłanka opowiadała i opowiadała. Paplała jak najęta, a przecież nigdy za dużo nie lubiła mówić, Jej protektorka słuchała uważnie i z cieprliwością godną matki (lub po prostu elfa) od czasu, do czasu, dawała niepochlebne uwagi lub tradycyjne strofowanie.
- Nie zamartwiaj się tak… albo - To nie twój problem, nie twoja wina… lub - Nie sądziłam, że Jorisovi sława aż tak uderzy do głowy…
Oczywiście nie szczędziła też pochwał, gdy dowiedziała się o uleczeniu druida, oraz zabezpieczeniu potencjalnego powodu tajemniczej choroby w lesie, lub uratowaniu życia budowniczym dworku.
Zawsze to jeden problem mniej i powód by dziękować bogom za powodzenie.

Następnie Garaele skorzystała z okazji, że Tori zmęczona gadaniem, zapadła się w swoje siedzisko i wzięła ją na dokładne przepytki, odnośnie informacji jakie zdobyli o Południowcach jak i planach wobec nich.
Hebanoskóra bez mrugnięcia okiem wyjawiła plany odebrania Omarowi dworku za pomocą podrobionych papierów, który był pomysłem Turmi i Jorisa, oraz, że wrócili do miasteczka z wyraźnym zamiarem przepuszczenia na nich mordu, który proponował Marduk. Ale gdy wrócili do miasteczka okazało się, że nie jest tak źle jak to sobie wyobrażali i na razie zaniechali robić cokolwiek.
No i tu… musiała opowiedzieć historię słonecznego elfa. Jak dowiedziała się wraz z Jorisem, że to on stoi za śmiercią nekromanty (ale przyjaznego), który był znajomym Omara i ‚przypadkiem’ badał on ruiny Studni Starej Sowy. Jak i o tym, że Południowiec wystawił nagrodę za chwytanie winowajcy, a oni na razie nic z tym nie zrobili. Później rzecz jasna zeszło na to, że kapłan się zmienił na przestrzeni tego krótkiego czasu i choć nigdy nie czuła do niego jakiejś wielkiej przyjaźni, tak teraz się go po prostu obawiała, choć nie do końca mogła sprecyzować dlaczego.

Tymorytce nie za bardzo przypadło do gustu to co usłyszała, toteż przestrzegła Tori, by nie wyciągała zbyt pochopnie wniosków. Oczywiście rozumiała niechęć selunitki do Omara, ale póki co robił on dla wsi wiele dobrego, a tu na Północy, zresztą jak i w wielu miejscach na Fareunie, wyznawcy dobrych i złych bogów pokojowo egzystują i świat się jakoś z tego powodu jeszcze nie walił - dopóki jedna ze stron nie zrobi rozruby.

Półelfka musiała ukryć głowę w ramionach, bo poczuła na sobie karcące i ostrzegawcze spojrzenie elfki. Niestety… to był dopiero początek nagany. Po chwili usłyszała, że jej osobiste animozje nie powinny przesłaniać jej większego obrazu. Tak samo jak nikt nie dał jej prawa do bycia sędzią i katem wedle własnego widzimisię. Na koniec, chyba tylko po to by dobić Tori, Garaele spytała, czy ta nie widzi hipokryzji w tym, że chciała zabić Południowców, choć nie zrobili nic złego, a równocześnie planowała dopuścić się oszustwa, odbierając im ich własność, bo nie ma dowodu, że Omar ma fałszywe prawo własności, które mógł wszak odkupić od spadkobierców… NIE WSPOMINAJĄC O TYM… że chronią prawdziwego mordercę - a tu mają, z tego co rozumie - dowody, że Marduk zabił.

Gdy Melune trawiła w ciszy gorzką lekcję, druga z kapłanek dodała już nieco łagodniejszym tonem, że nic dziwnego, że czuje się nieswojo w obecności mordercy, bo każdy normalny na jej miejscu czułby podobnie. Na szczęście ona również nie pałała jakąś wielką sympatią do przybyszów z dalekich stron i obiecała, że będzie mieć ich „podejrzane” prace na oku, więc choć Rika aktualnie miała ochotę iść się powiesić, by zadośćuczynić jakoś swojej serdecznej gospodyni za wszystko czym sprawiła jej zawód, półelfka poczuła się odrobinę lepiej.


- Martwię się o ciebie Tori… - Garaele przyglądała się ze współczuciem załamanej selunitce, która wedle jej mniemania wpadła w złe towarzystwo, które sprowadzało ją na złą drogę. Najwyraźniej nie miała zbyt dobrego zdania o drużynie, która wyzwoliła Phandalin od czerwonych oprawców. Może myślała, że kompanom odbiła palma z powodu sławy i pieniędzy i zaczęli myśleć, że wszystko im wolno i że są ponad prawem lub co gorsza… pozjadali wszystkie rozumy?
Półelfka dumała jeszcze chwilę, by w końcu obiecać cicho, że
- Wszystko się ułoży… będę ich pilnować.
Po czym obie panie zmieniły temat, by trochę odciążyć atmosferę…

dlatego też zaczęły prawić o śmierci. A ściślej rzecz ujmując, o martwym ciele Sharviego, którego planowała ekipa wskrzesić.
Czy można, nie można? Jak to zrobić? Gdzie? Kiedy? Co z tego będzie?
Elfia kapłanka nie miała zbyt dużej wiedzy na ten temat, ale przestrzegła młodszą koleżankę w fachu, że czas gra tu kluczową rolę, oraz, że jeśli myśliwy był bardzo religijny, to może nie chcieć odejść od swojej bogini i wrócić na ten plan. Musiałoby go tu coś mocno trzymać.
A co za tym idzie ich starania i pieniądze pójdą na marne.
W sumie utwierdziła tylko Rikę w tym co już wiedziała.

Nic to… jeśli nie spróbują to się nie dowiedzą. A jak już o próbowaniu i czynach była mowa to… skoro selunitka miała pilnować przyjaciół przed robieniem głupich rzeczy, musiała ich najpierw odnaleźć (i zobaczyć śnieg oczywiście). Dlatego też obwieściła, że pojedzie na koniu do osady, by się z nimi spotkać. Nie wiadomo co tymorytkę zdziwiło bardziej… decyzja, o nagłej podróży, gdyż wiedziała, że Melune źle znosi chłód i ziąb, a co dopiero mróz, czy to, że postanowiła jechać na koniu…
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline