Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2018, 22:30   #99
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Obóz

Wkrótce do obozu zawitały obie grupki poszukiwawcze, oczywiście bez “zaginionej” Lyssy, co mocno zmartwiło Kimberlee… podobnie jak i Alana, ale w sumie niemal każdy wątpił, iż tak łatwo ją odnajdą.

Zważywszy, która była godzina, i iż w obozie nie było wcześniej Harrego, rozpoczęto więc szeroko pojęte obiadowanie, i tym razem jednak każdy gotował dla siebie samego, korzystając z różnorodnych, gotowych zestawów. Jednym to nawet wyszło, i smakowało całkiem nieźle, innym poszło gorzej, i nadawało to się jedynie do przełknięcia, by zaspokoić głód, bez wielkiego rozpieszczania się odnośnie smaku…


Wkrótce Peter przedstawił kilku osobom swój plan na nieco większą wyprawę, oparty na chęci wyrwania się z obozu Honzo. Od słów i planu wyboru stanu osobowego wyprawy, zabrano się wkrótce do czynów, i zaczęto ładować na jeepa i 2 quady nieco sprzętu i zapasów.

Dużym pojazdem miała jechać Lie, oczywiście w towarzystwie Currana i Kaaia, do tego Alazraqui, Collins i Chelimo. Ten ostatni jednak odmówił, chciał zostać w obozie i koniec i kropka, jego miejsce zajął więc na pace “Zapałka”. No cóż… na quadzie miał zasiąść “Bear”, a na drugim Van Straten. Wycieczka potrzebowała wszak survivalowca, ale obaj byli wcześniej już w drodze, poszukując Azjatki. Harry chciał odpocząć w obozie, a zapytany “Myśliwy” powiedział, że pojedzie, jednak chce godzinkę odpocząć. W sumie więc, skład jako taki mieli… i tym razem quady były obsadzone już pojedynczymi osobami. A dlaczego tak? Powodów było kilka: poza oczywistym faktem, iż parę osób MUSIAŁO zostać w obozie, parę osób było zmęczonych i chciało zostać, do tego i owym jadącym małymi pojazdami mogło być wygodniej, a droga była nieco dalsza niż normalnie… tak było po prostu chyba lepiej.

Reszta ekspedycji miała zająć się z kolei czymś sensownym w samym obozie, gdy więc już ustalono co, kto i gdzie, spakowano manele, a “wycieczka” odjechała, każdy się oddał zajęciu, na które akurat miał ochotę.

….

- Ugotowałam coś dla ciebie - Zaszczebiotała do “Sosny” Sarah, przynosząc mężczyźnie menażkę z parującym posiłkiem. Do tego i manierka z zimną wodą, otwarty już pakunek żywnościowy, z różną drobnicą mogącą robić za zagrychę… podstawiła to wszystko najemnikowi pod nos ze słodkim uśmieszkiem.
- Jedz, pij, pewnie jesteś zmęczony...

….

Major, po otrzymaniu bardziej szczegółowego raportu z poszukiwań przez Larrego i Douglasa, naniósł nowe informacje na mapę, a następnie co godzinę próbował nawiązać kontakt z “Hyperionem”. Oczywiście bezowocnie…

Alan był znowu nie w sosie. Ledwie po dwóch godzinach przerwano poszukiwania zaginionej Lyssy, a cała wyprawa zajęła się czym innym, i nawet nie wysłano kolejnych quadów, by dokonać zmiany, i nadal szukać kobiety. Mężczyzna był nie tylko wściekły, ale i czuł się bezsilny. Miał ochotę ukraść jeden z pojazdów i samemu ruszyć w dżunglę, był jednak rozbrojony, a klucze od quadów nosił Baker przy dupie. Do tego, Woods był również pod stałą obserwacją, więc nijak mógł choćby spakować potrzebne rzeczy, a o gwizdnięciu jakiejś broni czy i quada mógł chwilowo pomarzyć. Ale może w nocy będzie okazja…

….

Chelimo siedział na warcie blisko miejsca gdzie ukryto Claymora. Przebrał już spodnie, zamieniając na krótszą ich wersję, umył się, pozbył kompletnie górnego odzienia, wysmarował olejkiem, założył przyciemniane okulary, i opalał się, wartując… od czasu do czasu wodząc wzrokiem za kręcącym się po obozie Harrym.

Ten zaś zwrócił uwagę na małego dinozaura, zamkniętego w - przerobionej na tą okazję - skrzyni z mocno powycinanymi ściankami. Mały dino z kolei zaczynał coraz bardziej się chyba wydzierać, będąc głodnym? Po kilku dobrych chwilach zwróciła na to uwagę Sarah, która już zmierzała do ich gadziego więźnia...

“T” próbowała nauczyć Pokera Kimberlee w namiocie tej ostatniej, Larry stał na warcie przy “50” na jeepie który pozostał w obozie.


I wtedy całą wyspą zaczęło mocno trząść, okoliczne ptactwo się spłoszyło, poprzewracało się parę przedmiotów, padło kilka drzew. Trzęsienie ziemi! Na wyspie miało miejsce trzęsienie ziemi! Niezbyt mocne… ktoś wprawiony w takich klimatach, mógł je nawet oszacować, iż wynosiło gdzieś 4-5 na skali Richtera. Trwało zaś około 30 sekund.





Wyprawa

Honzo jeszcze w obozie wskazał kierunek podróży dłonią wycelowaną w dżunglę, Van Straten ruszył więc jako pierwszy na quadzie, za nim jeep, a kolumnę zamykał “Bear” na drugim quadzie.

- To dajesz miszczuniu - Powiedział do Petera Geolog, ledwie przed nimi ruszył “Myśliwy”. Wbrew pozorom, i dobremu humorowi Currana, to właśnie przez tą pierdołę ta wyprawa mogła nieco nadwyrężyć jego nerwy. Jakby miał mało użerania się z Sarah…

Podróż przez dżunglę do wymagających nie należała… jeśli właśnie nie liczyć pieprzenia Honzo.

- Słuchaj Dothy, to jak to jest, tak być samej wśród stadka samców? - Spytał nagle Geolog, wśród własnego śmiechu - Nasz słodki rodzynek co?

….

- Mówię wam, będziecie kurwa bogaci, wystarczy się mnie trzymać. Wyniucham co trzeba z odległości kilometra... - Zapewniał ich Honzo.
- Z całym poszacowankiem, mógłbyś stulić dziub? - Spytał się Collins.
- Oj tam, oj tam, i po co zaraz te wulgaryzmy? Będziemy bogaci! - Roześmiał się Alazraqui.

….

- A tak mi się przypomniało, jak w Chinach obrob… znaczy się, znaleźliśmy pewną opuszczoną świątynię, co wcale taka opuszczona nie była, i trzeba było na skuterach spierniczać przesmykami górskimi z masą złota w plecakach... - Honzo się gęba nie zamykała.

I wtedy całą wyspą zaczęło mocno trząść, okoliczne ptactwo się spłoszyło, chwilowa jazda była niewskazana, i spadło kilka drzew. Trzęsienie ziemi! Na wyspie miało miejsce trzęsienie ziemi! Niezbyt mocne… ktoś wprawiony w takich klimatach, mógł je nawet oszacować, iż wynosiło gdzieś 4-5 na skali Richtera. Trwało zaś około 30 sekund.

~

- Prawie się zwaliłeś w porty, co Collins? - Honzo zaśmiał się, stojąc w zatrzymanym jeepie pośrodku dżungli, i rozglądając się po okolicy.

- Wszyscy cali? - Uprzedził pytanie Petera Van Straten, podjeżdżający z “czujki” quadem bliżej większego pojazdu.
- Skoro już stoimy, to ja bym musiał na stronę - Odezwał się “Bear”, racząc wszystkich błyskiem swoich białych ząbków.

….

- Ja pierdolę! - Wydarł się nagle lejący gdzieś po krzakach David - Znalazłem Lyssę ludzie! Nie… moment.. to nie Lyssa...





Gdzieś na wyspie

Hana obudził ból… którego było wszędzie pełno, i w różnym stopniu. Bolała ją głowa, po zarobieniu w nią czymś, co spowodowało utratę przytomności. Bolały ją plecy, bowiem okazało się, iż na nich leży, a skoro miała na sobie plecak, była dosyć dziwacznie wygięta ciałem w mały łuk, stercząc sobie piersiami w niebo. Bolała ją i z nieznanych powodów lewa łydka… pilotka musiała jednak najpierw dojść do ładu i składu, co z nią zaszło, nim była w stanie się poruszyć, i zajęło jej to ledwie dwie sekundy, jednak mimo wszystko…

Nie leżała w tym samym miejscu, gdzie padła nieprzytomna. Oznaczało to więc, iż wredna wyspa, w całej swojej wredocie, doprowadziła do tego, że nieprzytomne już jej ciało, sturlało się kilka metrów w bok, wśród całego tego trzęsienia ziemi? Wybrudziła się nieco ziemią i trawą, na marne więc poszła wcześniejsza, godzinna kąpiel… głowa wyraźnie pulsowała bólem, a po instynktownym przyłożeniu do rany dłoni, okazało się, iż palce są lekko zabrudzone krwią. A więc i poważniejsza rana głowy…

Co najważniejsze jednak, ta łydka. Gdy w końcu więc Hana jakoś poradziła sobie z samą sobą, z tymi wszystkimi niedogodnościami, jakie akurat w tej chwili męczyły jej ciało, gdy przezwyciężyła te wszelkie rodzaje bólu, spojrzała na swoją nogę i… krzyknęła nie tyle co z bólu, co z przerażenia. Jakiś duży, pieprzony robal, zrobił sobie z jej łydki przekąskę.


Kierowana instynktem samozachowawczym, chwilą strachu, paniką, i wśród własnego wrzasku przerażenia, najzwyczajniej w świecie pochwyciła owego robala w dłoń, oderwała od własnego ciała, po czym rzuciła nim w cholerę gdzieś w dżunglę.

Dokładnie w tym samym momencie, zdała sobie również sprawę, iż ledwie 3 metry obok niej stoi jakiś murzyn, lejący sobie po krzaczku. Ich wzrok spotkał się momentalnie, a on jako pierwszy otrząsnął się z zaistniałej sytuacji. Zaczął nawoływać innych, iż znalazł jakąś Lyssę...







***

Komentarze jutro(niedziela)
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 29-12-2018 o 22:47.
Buka jest offline