Eghart, Nemrod
Eghart przystąpił do metodycznych oględzin profesjonalnie zgodnie ze sztuką. Wszystkie podstawowe funkcje życiowe wydały mu się w normie. Nie zauważył żadnych zmian biologicznych lub mutagennych, co w pewnym sensie mogło być nawet dobrą wiadomością. Mimo wszystko zatrzymał się na oczach, które wydały się jakby za mgłą, tak jakby była w jakimś odległym śnie. Definitywnie nie wyglądało to naturalnie. Dalsze oględziny ciała nie wniosły nic poza stwierdzeniem w jego własnych myślach, że jest śliczna i jej ciało jest idealne. Wręcz jakby magicznie udoskonalone, ale to przecież nie mogło mieć racji, ponieważ wiedziałby o działaniu magii lub o tym, że sama jej używa. Była po prostu naturalnie piękna. Skóra pachniała olejkiem herbacianym i płatkami róż, których wiele w samym łóżku. Usta nie były spierzchnięte, a wręcz wilgotne. Wszystko było tak idealne, że jedynie nić pajęczyny na jej sukience zaburzała całości wyglądu.
Piraviel
- Rozumiem podejrzliwość w głosie, ale zapewniam, że podejmowane przez nas kroki ostrożności są normalne i nie mają drugiego dna o charakterze na przykład przemytniczym. Mieliśmy ostatnio wizytację urzędników królewskich, którzy skrupulatnie sprawdzili czy to co powinno trafia do skarbca korony. Co do straży i jej sporej ilości… Baron podejmuje kroki ostrożności wobec możliwych ataków elfich partyzantów. Wszystko zaczęło się od tej młodej elfki, córki ich wodza czy jak to tam zwać…
Wywód polityczno-rasowy przerwał włodarzowi krzyk - bo inaczej nie da się tego nazwać - dochodzący z placu targowego obok karczmy. Krzyk podjudzania gawiedzi - rozpoznała Pira. To było dla niej dość oczywiste, gdyż będąc światową kobietą słyszała nie raz w większym mieście jak podżegacze, demagodzy, wiarołomcy i inni wieszcze od wszystkiego, głosili swoje mądrości do pospólstwa, które jak bydło na pastwisku kiwało łbami ku ich uciesze. Po minie włodarza doszła do wniosku, że i ten wiedział co zwiastuje ten krzyk.
- Wybacz… Mus mi sprawdzić te niepokoje wśród mieszkańców.
Ruszył szybkim krokiem w stronę placu, na którym jak się okazało zebrała się już spora grupa słuchaczy. Takich, którzy tylko kiwali głowami zgadzając się ze wszystkim - bo i tak niewiele rozumieli, i takich którzy jeszcze podjudzali kolejnych, rozumiejąc aż nadto o czym prawi kapłan Kreve.
- Powiadam Wam! Bójcie się gniewu Proroka, gdyż nadejście jego jest bliskie. Wiara w was mała, co i widać w świętym posągu zbezczeszczonym do granic możliwości. Jeno pies z kulawą nogą na niego szcza…
- I utopce srajo! - dodał jakiś męski głos z tłumu, co wyraźnie kapłan zignorował i kontynuował.
- Oczekujcie gniewu i oczyszczenia przez osąd, który spadnie na was i wasze dzieci za brak wiary, który w was tkwi i trawi niczym pasożyt czystego zła!
Włodarz przeciskał się łokciami między tłumem wiwatujących mu ludzi, co zauważył kapłan i jeszcze bardziej dolał oliwy do ognia wrzucając jego osobę na język jako władykę grzesznej materii, która tutaj zamieszkuje i sługę krzewiciela wiary, który doprowadził posąg do takiego stanu. Trop nabrał barwy buraczanej na twarzy i zmieszał się wyraźnie stojąc między ludźmi jak słup.