Vince odwrócił się ku dwunastce, warknął, coś wybuchło a ciepły podmuch uderzył grubasa po całym ciele. Chwilowo zwątpił, czy aby nie wybrał gorzej. Jeszcze niech tylko pył opadnie.
- Psiakrew.
Niedobrze. Z odsieczą mógł przyjść każdy z ich niedawnej grupy. Vince splunął. Niemniej mogło być gorzej. Chyba nie został zwerbowany przez ich prześladowców. Tak, „został zwerbowany” a nie „przeszedł na stronę”. W końcu od kiedy ork ma wolną wolę?
Tym niemniej przybycie Berdycha oznaczało dla Vince'a koniec kamuflażu. Poderwał z ziemi dywan, zarzucił na wielkoluda, który do niedawna go niósł, i ruszył z bronią spacyfikować kilku pomniejszych czarnuchów.