Kopalnia Phandelver
15 Marpenoth, popołudnie
Stimy 'Yol' Trzewiczek pomysł miał genialny, a wykonanie jeszcze lepsze. Prawie. Nie wziął bowiem pod uwagę zdania swoich gospodarzy. Gdy bowiem Gundren dowiedział się, że Stimy chce mu podkupić robotników to wpadł w taki szał, że czterech pomagierów musiało go trzymać, bo ruszył na niziołka z toporem. Nawet Turmalina wyglądała na przestraszoną, co się nieczęsto zdarzalo. W zasadzie to nigdy. Młodszy z braci Rockseekerów był spokojniejszy, ale Stimy czuł, że stracił sporo poparcia i sympatii, jaką darzył go Nundro. - Ja ci tu gościnę, pracę, wikt i opierunek, a ty mi tak odpłacasz? Uczciwych krasnoludów na zatracenie zabierasz?! - pieklił się tymczasem Gundren. - MOICH ludzi podkupujesz?! Ja ci tu zaraz… Fora ze dwora! Zabieraj manatki, te cały czaromagiczny złom i WON! Bo cię zaraz… - ryczał, nie słuchając ani słów niziołka, ani próśb Turmaliny, która sama chętnie by na taką wyprawę ruszyła, z górnikami czy (lepiej) bez. Gorzej, że starszy Rockseeker ani myślał wyganiać bratanicy z kopalni wraz z niziołkiem. Dość tego, powiedział, szlajania się po lasach i padołach, z takim jak ten - machnął na niziołka - ELEMENTEM jakimś. Będzie jak uczciwa krasnoludzica w kopalni siedzieć, a jak remont kaplicy skończą to tam za mąż pójdzie. Geomantka wzięła się pod boki, a grunt zatrząsł się ostrzegawczo. Zapowiadała się niezła rozróba. - Lepiej się zbieraj póki Gundren sobie o tobie zapomniał - Nundro położył rękę na ramieniu Stimiego. - Za jakiś czas mu przejdzie, a jakbyś z własnymi ludźmi wrócił to może pogadacie inaczej. Bo na razie… - zacmokał z dezaprobatą dla niziołkowych metod agitacji. - W dolinie poczekaj to cię tam Turmi znajdzie, bo nie wierzę, żeby ją brat pod ziemią utrzymał. Byleby tylko utrzymał się strop… - spojrzał w górę, bardziej zmartwiony tym co się może wydarzyć niż tym, że Stimy miałby im zabrać pracowników. Choć po prawdzie chętnych nie było zbyt wielu i byli to głównie ludzie pracujący na zewątrz. Nie wyglądali zresztą na wojaków, których Trzewiczek chciałby mieć przy sobie w obliczu takiego smoka na przykład. Nawet oślizgłe “coś” w strumieniu mogło stanowić dla nich wyzwanie… - … nie po to brat mi cię pod opiekę… - uszu Stimiego dobiegł ryk Gundrena, a ze stropu osypało się kilka kamyczków. Czas był udać się w miejsce, gdzie nie dosięgnie go gniew krasnoludzkiej rodzinki. Chociażby była to wiata dla koników, na których tu przyjechali, aczkolwiek gospoda, w której rezydowała Garaele wydawała się bardziej przyjaznym miejscem. I dawała większe perspektywy zarobku, a przynajmniej najmu. Czyż nie tam Joris znalazł “swoich” traperów. Toteż niziołek zabrał kurę, kucyka i wraz z powracającymi do osady drwalami ruszył na zachód. Phandalin / Góry Miecza
15 Marpenoth
Jak
Tori pomyślała tak zrobiła. Nie żeby kilkudniowe ćwiczenia w jeździe (nawet z pomocą Slidara) ujęły wiele z jej lęku przed koniem, ale przynajmniej umiała utrzymać się w siodle i nawet jechać szybciej niż wolniej. Toteż zapakowała zapasy, napitki, czyste bandaże i wymiętolony liścik, i z błogosławieństwem uśmiechającej się pobłażliwie Garaele pojechała w stronę Doliny Poszukiwaczy.
Nawet jeśli Joris jeszcze nie wrócił to przynajmniej może tam na niego poczekać. Ogarnąć co się zmieniło. Powitać pierwszy śnieg. Sprawdzić co u chorych. Zajechać do kopalni, zobaczyć jak Rockseekerowie sobie radzą. W końcu była tak jakby współwłaścicielką. To była dość nieoczekiwana myśl, jako że selunitka nigdy nie miała więcej niż mieściło się w plecaku, a tu proszę. Własny kawałek kopalni. Toż to prawie wiano! I pewnie zysk kiedyś będzie, niewielki ale zawsze.
Zamyślona kapłanka w roztargnieniu skinęła jakiemuś
staruszkowi, który zbierał drwa na opał i pojechała dalej. Dobrze, że droga była prosta. Trochę bała się czy będzie potrafiła wsiąść gdy zsiadła na popas, ale zrobiła to bez problemu, a koń wcale nie uciekał, gdy niezdarnie podskakiwała uczepiona siodła z jedną nogą w strzemieniu. Po zydelku było zdecydowanie łatwiej.
Po kolejnych kilku godzinach nagle zrobiło się ciemno i zimno. Zdumiona selunitka spojrzała w niebo. przecież nie jechała tak powoli, żeby zrobiła się już noc! Coś mokrego kapnęło jej do oka, a potem na nos. Tori wzdrygnęła się; jeszcze ulewy brakowało! Dopiero gdy białe płatki zaczęły osiadać na końskiej grzywie uświadomiła sobie co to i uśmiechnęła się szeroko. W końcu! Wielkie płatki padały na nią i wierzchowca, w lesie było zacisznie i spokojnie, tylko gdzieniegdzie pogwizdywały ptaki... Czy mogło być lepsze miejsce na pierwszy śnieg? Tori ostrożnie wystawiła język, na który spadł zimny płatek. Gdyby Joris tu z nią był byłoby idealnie... Mimo nieobecności ukochanego Tori poczuła się szczęśliwa, zwłaszcza gdy wyjechała z lasu, a ostatnie promienie słońca oświetliły Dolinę Poszukiwaczy.
[media]https://www.purepolygons.com/uploads/6/0/5/5/60558851/s520165835758259259_p21_i2_w1920.jpeg[/media]
Gdzieś w oddali dojrzała niewielką grupę zmierzającą do sadyb poniżej. Niska postać wydała jej się znajoma, lecz była zbyt daleko by selunitka mogła powiedzieć kto to. Przynagliła konia i zjechała pomiędzy chaty, pozdrawiając napotkanych prospektorów. Sioło wydawało się zupełnie inne niż kilka dekadni temu, ale może to widać śniegu? W każdym razie na pewno nie było w niej przyklejonej do skały gospody, gdzie skierowały ją życzliwe skinienia napotkanych mężczyzn. Zostawiwszy konia we wskazanym miejscu otrzepała się ze śniegu i weszła do środka. Tam, rzecz jasna, stała się obiektem uwagi wszystkich zebranych, w tym rozdziewającego się z mokrego płaszcza...
Stimiego.