Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2018, 13:52   #111
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Mroczna postać zgasiła w końcu zielonkawy płomień.
- Mamy przesrane.

Dwie czterometrowe bestie pokryte łuskami zamachały ogonem z wyraźnym entuzjazmem. Liczyły na dalszą walkę. Od kilku dni udawali zmory. Przeklęte duchy wypaczone mocą Żmija. W końcu trafili do więzienia jednego z lokalnych lordów. I wszystko wskazywało na to, że ich szaman ma rację.

- No dobra. Tyle ustaliliśmy po poprzednich medytacjach. A coś więcej? - głosem rozsądku był czerwonoskóry demon o złamanym jednym rogu i wyłupionym oku.

- Zaar, ja nie jestem w stanie odnowić tutaj gnozy - mówił szaman. - Musimy pertraktować z Aifą, albo ją zabić.
- Przecież to pieprzona Incarna! Kalif bólu.
- Zaar, pewne mechanizmy już ruszyły. My jesteśmy jedynie trybikami. Jeżeli nie uda ci się negocjować z Aifą, to ja w końcu nas wydostanę. Ale to ostateczność, przy której mało prawdopodobne, że uda się wyjść nam wszystkim.

W powietrzu zawisła cisza.

***

Fedir był zdenerwowany. Jemu jednemu nie udzieliła się wszechogarniająca atmosfera szczęścia i triumfu. On jeden czuł, że to wszystko początek pożaru, który zniszczy ich wszystkich.

Siwy się cieszył, bo Smok zapewnił go o pomocy z odzyskaniem broni.

Martwy podszedł do wszystkiego obojętnie. Fedir śmiał się z „groźnego imienia”. W myślach nazywał go Trupkiem.

Pieśń Udręki szalał ze szczęścia, bo wedle słów Smoka miał teraz w wataże dwa najpotężniejsze eksperymenty Pentexu.

No właśnie… wszystko wkoło układało się zbyt pięknie. Nowi ludzie. Smocze dary. I jeszcze na domiar złego wszystko przekazane osobiście. Nie potrzebowali szamana. I chyba przez pryzmat tej wiedzy Fedir miał problem z czerpaniem niezmierzonej radości.

Złośliwość nie żyła. Parch i Ekhm też. I co? Nawet ich nie pogrzebali. A ich alfa skakał ze szczęścia, bo Smok poklepał go po ramionach. I teraz ta przepowiednia… Zhyzhak wróciła.

Nadchodził czas próby dla szamanów.

***

Michaił Zima patrzył we wnętrzności rozciętej ryby. Posłańcy byli już w drodze. Szamanka, która odrzuciła swój los. I samotnik.
Nie był w stanie dokładnie tego zinterpretować, ale z jakiegoś powodu bracia tej dwójki zmieniły ich życia. Nie wiedział dlaczego. Ale oboje mieli silne więzi rodzinne… choć oboje byli samotni.
Wilki bez watahy były złą wróżbą.

W każdym razie szły po niego. Szły, by wezwać go do wypełnienia zobowiązań. Nadszedł czas, żeby dopełnił swego przeznaczenia.

Po wypatroszeniu ryby wrzucił ją na starą patelnię i zaczął smażyć. Pod gołym niebem. Nad rzeką. Cały jego dobytek mieścił się w plecaku opartym o drzewo. Gdy z lasu wyszedł Wojtek w kurtce z jednooką wilczycą przy nodze, Michaił wskazał rozwinięty koc.
- Siadajcie. Długa droga przed nami. Zjedzcie rybę - powiedział po rosyjsku starszy mężczyzna a Wojtek skinął głową.


***

Targały nią koszmary. Cienie rozszarpywały jej ciało. Później sama była cieniem. Jej cieniste skrzydła uderzały w cienie Czarnego. Cienie owijały Haighta. Cienie owijały jej kostki, gdy próbowała biec na pomoc Zapalniczce. Cieniste ostrze Samsona rozszarpało krtań blondynki. A z żył wylał się cień zamiast krwi. Wylewał się z Sędzi i wlewał do ust Żeni. Dusił ją. Spowijał jej ciało. Rozlewał się z tatuażu. Gołymi rękami urwala głowę Haighta.



Potem śniła, że je ludzkie mięso. Najpierw Haight. Czuła, że przejmuje jego wspomnienia. Jego i Samsona. Byli jednym. Potem ruszyła pożreć zwłoki Zapalniczki. Gdy to robiła okryta ciemnością srebrnogrzywy Harad zabrał cienisty miecz. Przepełnił ją gniew. Rzuciła się do ataku. Czuła jak pożera Harada. Potem jadła Dalemira. I dalej Zaara. Gustawa. Michała. Czarnego…

Gdy w jej cieniu leżały w większości zjedzone zwłoki Czarnego mogła z ust wypowiedzieć tylko jedno…

- Jeść!

W końcu oprzytomniała. Leżała na łóżku w zielonej szpitalnej koszuli. Ledwie mogła się ruszyć. Jej ciało było zlane potem. Nadal nie miała pełnej ostrości widzenia. Z kroplówki powoli sączyły się jakieś płyny. Gdzieś na skraju widzenia siedziała cienista sylwetka.

- Dobrze, że się obudziłaś. Zaraz idę po Harada.
Ten głos… Vavro? Była otumaniona i roztrzęsiona jednocześnie. Śniła o byciu Zmorą. Gdzieś w głowie miała wykład Czarnego o Kami. Duch związany z ciałem. A jeżeli jej duch był zmorą? Jeżeli bicz od Smoka go jakoś aktywował?
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 31-12-2018 o 14:12.
Mi Raaz jest offline