Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-12-2018, 13:52   #111
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Mroczna postać zgasiła w końcu zielonkawy płomień.
- Mamy przesrane.

Dwie czterometrowe bestie pokryte łuskami zamachały ogonem z wyraźnym entuzjazmem. Liczyły na dalszą walkę. Od kilku dni udawali zmory. Przeklęte duchy wypaczone mocą Żmija. W końcu trafili do więzienia jednego z lokalnych lordów. I wszystko wskazywało na to, że ich szaman ma rację.

- No dobra. Tyle ustaliliśmy po poprzednich medytacjach. A coś więcej? - głosem rozsądku był czerwonoskóry demon o złamanym jednym rogu i wyłupionym oku.

- Zaar, ja nie jestem w stanie odnowić tutaj gnozy - mówił szaman. - Musimy pertraktować z Aifą, albo ją zabić.
- Przecież to pieprzona Incarna! Kalif bólu.
- Zaar, pewne mechanizmy już ruszyły. My jesteśmy jedynie trybikami. Jeżeli nie uda ci się negocjować z Aifą, to ja w końcu nas wydostanę. Ale to ostateczność, przy której mało prawdopodobne, że uda się wyjść nam wszystkim.

W powietrzu zawisła cisza.

***

Fedir był zdenerwowany. Jemu jednemu nie udzieliła się wszechogarniająca atmosfera szczęścia i triumfu. On jeden czuł, że to wszystko początek pożaru, który zniszczy ich wszystkich.

Siwy się cieszył, bo Smok zapewnił go o pomocy z odzyskaniem broni.

Martwy podszedł do wszystkiego obojętnie. Fedir śmiał się z „groźnego imienia”. W myślach nazywał go Trupkiem.

Pieśń Udręki szalał ze szczęścia, bo wedle słów Smoka miał teraz w wataże dwa najpotężniejsze eksperymenty Pentexu.

No właśnie… wszystko wkoło układało się zbyt pięknie. Nowi ludzie. Smocze dary. I jeszcze na domiar złego wszystko przekazane osobiście. Nie potrzebowali szamana. I chyba przez pryzmat tej wiedzy Fedir miał problem z czerpaniem niezmierzonej radości.

Złośliwość nie żyła. Parch i Ekhm też. I co? Nawet ich nie pogrzebali. A ich alfa skakał ze szczęścia, bo Smok poklepał go po ramionach. I teraz ta przepowiednia… Zhyzhak wróciła.

Nadchodził czas próby dla szamanów.

***

Michaił Zima patrzył we wnętrzności rozciętej ryby. Posłańcy byli już w drodze. Szamanka, która odrzuciła swój los. I samotnik.
Nie był w stanie dokładnie tego zinterpretować, ale z jakiegoś powodu bracia tej dwójki zmieniły ich życia. Nie wiedział dlaczego. Ale oboje mieli silne więzi rodzinne… choć oboje byli samotni.
Wilki bez watahy były złą wróżbą.

W każdym razie szły po niego. Szły, by wezwać go do wypełnienia zobowiązań. Nadszedł czas, żeby dopełnił swego przeznaczenia.

Po wypatroszeniu ryby wrzucił ją na starą patelnię i zaczął smażyć. Pod gołym niebem. Nad rzeką. Cały jego dobytek mieścił się w plecaku opartym o drzewo. Gdy z lasu wyszedł Wojtek w kurtce z jednooką wilczycą przy nodze, Michaił wskazał rozwinięty koc.
- Siadajcie. Długa droga przed nami. Zjedzcie rybę - powiedział po rosyjsku starszy mężczyzna a Wojtek skinął głową.


***

Targały nią koszmary. Cienie rozszarpywały jej ciało. Później sama była cieniem. Jej cieniste skrzydła uderzały w cienie Czarnego. Cienie owijały Haighta. Cienie owijały jej kostki, gdy próbowała biec na pomoc Zapalniczce. Cieniste ostrze Samsona rozszarpało krtań blondynki. A z żył wylał się cień zamiast krwi. Wylewał się z Sędzi i wlewał do ust Żeni. Dusił ją. Spowijał jej ciało. Rozlewał się z tatuażu. Gołymi rękami urwala głowę Haighta.



Potem śniła, że je ludzkie mięso. Najpierw Haight. Czuła, że przejmuje jego wspomnienia. Jego i Samsona. Byli jednym. Potem ruszyła pożreć zwłoki Zapalniczki. Gdy to robiła okryta ciemnością srebrnogrzywy Harad zabrał cienisty miecz. Przepełnił ją gniew. Rzuciła się do ataku. Czuła jak pożera Harada. Potem jadła Dalemira. I dalej Zaara. Gustawa. Michała. Czarnego…

Gdy w jej cieniu leżały w większości zjedzone zwłoki Czarnego mogła z ust wypowiedzieć tylko jedno…

- Jeść!

W końcu oprzytomniała. Leżała na łóżku w zielonej szpitalnej koszuli. Ledwie mogła się ruszyć. Jej ciało było zlane potem. Nadal nie miała pełnej ostrości widzenia. Z kroplówki powoli sączyły się jakieś płyny. Gdzieś na skraju widzenia siedziała cienista sylwetka.

- Dobrze, że się obudziłaś. Zaraz idę po Harada.
Ten głos… Vavro? Była otumaniona i roztrzęsiona jednocześnie. Śniła o byciu Zmorą. Gdzieś w głowie miała wykład Czarnego o Kami. Duch związany z ciałem. A jeżeli jej duch był zmorą? Jeżeli bicz od Smoka go jakoś aktywował?
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 31-12-2018 o 14:12.
Mi Raaz jest offline  
Stary 07-01-2019, 20:16   #112
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Wrona wciąż dryfowała w tym dziwnym stanie zawieszenia między półsnem a pełnią świadomości. Scenki z niedawnego snu przebiegały jej przed oczami.

Od dłuższego czasu Żenia poczuła coś więcej niż desperacką wręcz chęć zjednoczenia garou i zmiennokształtnych.

Poczuła przestrach.

Ten z kolei przekuł się w silne postanowienie jednego. No dobra, dwóch rzeczy: wyciągnąć Czarnego z piekła i pozbyć się Zmory. Im szybciej tym lepiej.

Strużka lodowatego potu spłynęła po skroni dziewczyny, gdy do pomieszczenia wróciły dwie sylwetki. Drzwi otwierały się jakoś dziwnie, jakby były odsłaniane?
Wzrok Ukrainki szwankował, ale z każdą chwilą było coraz lepiej.
Do łóżka podeszli dwaj mężczyźni. Harad ubrany w elegancki jasny sweter. Z tymi swoimi nieskazitelnymi rysami twardziela. Obok niego Dalemir w swoich ciemnych włosach. Miał czarnego T-Shirta na którego narzucił sportową marynarkę. Nie przypominali poszarpanego kawałka mięsa, czy potwora z nożem w oku.

- Dobrze, że nic ci nie jest. Martwiliśmy się - powiedział Harad stojący nad jej łóżkiem. - Przykro nam z powodu Zapalniczki.
Na moment zapadła cisza, a jego wzrok się rozmył. Po kilku sekundach kontynuował.
- Nafaszerowaliśmy cię środkiem uspokajającym. Dziwnie reagowałaś po tym wszystkim. Wolałem nie ryzykować, że wyskoczy mi crinos w środku obozu. Ta twoja zmora wydawała się wyjątkowo aktywna w czasie nowiu. Wczoraj. Od rana zmniejszamy dawkę. Czy rozumiesz co mówię, czy za szybko?

Rozumiała. Ostrość umysłu przyszła dużo szybciej niż ostrość zmysłów. Słyszała go, jakby stał dużo dalej niż stał w rzeczywistości. Ale rozumiała każde słowo.

Żenia wyciągnęła z wolna drżącą dłoń ku góralowi i skinęła by się zbliżył:

- Co z Miszą? I jak Karol? - ochrypły głos w końcu wydobył się z jej gardła. Myśl o utracie blondynki wwiercała się boleśnie gdzieś między skroniami - Ok?

- Misza stracił rękę. Karol w zasadzie bez szwanku - Alfa przysunął się do jej łóżka i pochylił. Położył jej dłoń na ramieniu.
- A ty zabiłaś pieprzonego Samuela Haighta. Skórownika. Gratuluję.

- Razem pomściliśmy naszych - Żenia poklepała czubkami palców dłoń Kła - Co się działo? Wojtek ze Szramą są? Zapalniczka… - Wrona przełknęła próbując skupić wzrok na Haradzie - Aniela pochowaliście? Jak długo leżę? Czarny - szepnęła brunetka i zaczęła się podnosić. Ciało gramoliło się jakoś wolniej niż chciała - wrócił?

- Szrama się z nami nie kontaktowała. Od Czarnego też nie ma znaku życia. Tak… pomściliśmy - głos Harada przycichł. Po chwili zauważyła, że zagryzł zęby.
- Razem pomściliśmy naszych. Tak. Ryszard Harwaziński. Kamila Anders. O co z nimi chodzi? - Zapytał z kamienną twarzą nie puszczając ramienia dziewczyny.

Dziwne wrażenie wynikłe z bezpośredniego dotyku nieprzychylnego Kła wytrącało brunetkę nieco z równowagi.

- Harad, usiądź proszę. - Nie. Zdecydowanie nie lubiła być w pozycji słabszej strony. No ale dostała takie karty. Trzeba nimi rozegrać rozdanie. Obraz pożeranego Alfy na nowo pojawił się pod powiekami i nałożył się na wspomnienie gęby Buraka. Uniosła twarz ku wielkiemu blondynowi - Mam wrażenie, że to nie koniec. Haight dobił targu z Kleszczem. Podobno był on totemem watahy. Ale większość Kroczących Sępów nie do końca wiedziała o szczegółach układu. Rychu na przykład zupełnie nie miał pojęcia, ze totem się im zmienił. Mam wrażenie, że Carver i Kleszcz coś ostro kombinowali. To Kleszcz dał Samsonowi kleiva. Pytanie gdzie w tym wszystkim Minotaur? Wracając teraz do pytania: Rychu może pomóc to sprawdzić. Trzeba to sprawdzić.

Dalemir sięgnął po krzesło na którym wcześniej siedział Vavro i podsunął Haradowi. Alfa jednak tylko spojrzał na niego z ukosa.
- Harwaziński brał udział w zabiciu Marcina Bystronia. Nie wiem czy pamiętasz, ale to od tego się zaczęło. Kleszcz jest duchem. Może ich totemem. Jednak jego osobiste cele nie powinny przyćmiewać nam oglądu na ogół sprawy. Kasia, ta od ciężarówki wspomniała, że chcesz ich w jakiś sposób “dołączyć” do septu. Myślisz, że Czarny wyrazi na to zgodę?

Słowo Sept pojawiło się pierwszy raz w jakichkolwiek rozmowach w obecności Żenii. Coś jej mówiło. Coś z dawnego życia… ale kompletnie nie potrafiła go umiejscowić.

- Ok. Zacznijmy od początku. Co to jest sept? - Żenia spojrzała po Kłach z pustką niezrozumienia w oczach.

Harad sapnął i zabrał dłoń z ramienia dziewczyny. Dalemir podrapał się po brodzie i po wymianie spojrzeń z Alfą zaczął:
- Caern jest miejscem mocy. Potężnym. Podobno w dawnych czasach pojedyncza Wataha była w stanie utrzymać takie miejsce mocy. Bronić go i czerpać dla siebie korzyści. Dziś wilkołaków jest mniej. Watahy słabsze. Dlatego kilka watah wokół jednego Caernu tworzy septy. Sept to taki sojusz kilku watah. Na przykład nas i was wokół caernu Słońca.
- I jak znajdujesz w takim sojuszu opartym na zaufaniu morderców i bezczeszczycieli zwłok naszych braci i sióstr? - powiedział Harad odsunięty nieco ze skrzyżowanymi na piersiach dłońmi.

- Myślę, że to kwestia do przedyskutowania między Tobą a Czarnym. - Żenia podciągnęła się lekko do pozycji siedzącej. Szło z trudem - Zapalniczka zdawała się uważać ich udział przy zjednoczeniu jako otwartą opcję. Nie wszystko jest czarno- białe, Harad. Nic nie zwróci życia Nadziei czy Markowi. Ale każdy z tych krewniaków miał jakieś doświadczenia z garou. Rysiek i Kamila...

- Czy dla ciebie liczy się jakakolwiek sprawiedliwość? Czy każdego zbrodniarza uniewinniłabyś gdyby tylko miał umiejętności i doświadczenie przydatne dla garou? Może wcielimy ludzi pokroju Hitlera do naszych szeregów, bo przecież świetnie zarządzali i porywali za sobą tłumy? Nie, rzeczywistość nie jest czarno-biała… ale ty robisz się czarniejsza z każdą chwilą. Wiesz, że cała ta rozmowa nie miałaby miejsca, gdyby nie Haight?

Harad splunął pod nogi. Pasowało to do jego eleganckiego swetra i ułożonej fryzury niczym wół do karety, a Żenia czuła stające na ciele włoski. To już drugi raz tak otwarcie alfa Kłów wyraził lekceważenie dla niej. Zmrużyła oczy czując warkot swej wadery.
- Teraz jesteś bohaterem - słowa te przychodziły z trudem Haradowi, a Wrona natychmiast to wykorzystała:
- Tak jak Promień Księżyca, Twój kuzyn, który mnie zgwałcił, co? Z nim też tak rozmawiałeś walcząc o sprawiedliwość dla byle jakiej krewniaczki? Plułeś mu pod nogi? Zignorowałeś? Zlałeś rytuał wyniesienia? Czy może jednak nie? - Ženia westchnęła ze zmęczeniem - Tak, Harad. By zjednoczyć nacje i zniszczyć Pentex, ograniczyć zasięg wpływu Żmija trzeba poświęceń. I niemożliwych kompromisów. I tutaj liczę na Ciebie. Jesteś cholernym Srebrnym Kłem. Masz prowadzić do walki plemiona. A stoisz tu i spluwasz mi pod nogi mimo, że ja wywiązałam się z danej Ci obietnicy pomocy. Dwukrotnie.

Zgrzyt zębów dotarł do uszu Żenii mimo otępienia.
- Masz rację. Jestem cholernym Srebrnym Kłem. A Ty nie będziesz się do mnie więcej tak odzywać, bo urwę ci łeb. Dalemir powie ci resztę. Potem odejdziesz do czasu powrotu Czarnego. I tylko dlatego, że pomogłaś mi dwukrotnie nie zostaniesz zabita.

Harad po tych słowach wyszedł z namiotu. Tak. Byli w namiocie. Teraz Żenia to widziała. Łóżko i aparatura były rozstawione w namiocie. Podłoga była ułożona z palet.

Dalemir przysunął się bliżej i położył na łóżku wielkie czarne płótno. Usiadł na krzesło przystawione dla Harada. Dziewczyna dopiero po chwili zwróciła wzrok na Dalemira. Przez czas wybuchu Harada przyglądała się mu oceniająco. Gniew ledwo połyskiwał w jej środku. Kalkulowała możliwe opcje utarcia nosa góralowi.

- Cóż - znów podrapał się w brodę - obiektywnie rzecz biorąc jesteś najbardziej szara jak tylko możesz być. Z jednej strony bohaterka niosąca światło, z drugiej strony wiele rzeczy, które robisz kładzie się cieniem na to światło.

Położył dłoń na zawiniątku i czekał aż Żenia przetrawi całe zdarzenie. Ta położyła dłoń na płótnie obok dłoni szamana. Lekko przesunęła nią, macając zawartość.

Była Zagadką.

- Wiesz, że on jest zgubą dla was, prawda? - spojrzała w oczy szamana.

- Zabawne. Mówi dokładnie to samo o tobie. - powiedział szaman odsłaniając płótno. Było przewiązane w kilku miejscach i rozpakowanie go trwało blisko minutę. Miał około metra osiemdziesięciu długości. W końcu ukazał się jej oczom wielki srebrny miecz dzierżony niedawno przez Carvera-Haighta. Spora część srebrnego ostrza była pokryta nalotem dając efekt matowej czerni. Żenia musnęła ostrze pieszczotliwie. Zdobyła je. Walcząc i pokonując Haighta. Uśmiechnęła się lekko.

- To jest Skowyt Gromu. Ostrze dzierżone przez węgierskiego Pana Cieni imieniem Sasza Morgiew. Sasza na przełomie piętnastego i szesnastego wieku ruszył do Otchłani, żeby zebrać tam siły na pojedynek z Hakkakenem. Nigdy nie wrócił, a Skowyt Gromu przepadł.

Czy to był przypadek?
Czy może Dziadek Gromu jednak spoglądał czasem na nią.
Ten miecz wyciągnięty z odmętów historii.
Czarny i chłopaki wyciągnięte z piekła.

- Potrzebuję byś przypisał do mnie rytuałem sekstans. I zaopiekował się krewniakami, Ryśkiem i Kamilą. Muszę ruszyć po Czarnego. - Żenia spojrzała na brodatego szamana przelotnie. Wzrok znowu powędrował ku kleivowi - Oboje wiemy, że to niewielka prośba - wyszczerzyła się bezczelnie, gdy dłoń zacisnęła się na mieczu.

Dalemir westchnął ciężko i kontynuował.
- Miecz ten należy się w posiadanie spadkobiercom Saszy. Zgodnie więc z tradycją Srebrnych kłów po uczciwym podziale łupów zostanie on zwrócony starszyźnie Panów Cieni. Harad zdecydował się przekazać go Czarnemu, a ciebie namaścić jako powiernika jego woli. Do powrotu Czarnego jesteś więc odpowiedzialna za tę broń.

„Bitch, please. Nie rozśmieszaj mnie, bo mi się zajady porobią” - rozbrzmiał ironiczny śmieszek w głowie Wrony. Słuchała dalszych „decyzji” Harada, starając się zachować poważny wyraz twarzy. Nie skomentowała słów szatyna.

Dalemir kiwnął głową.
- Pomogę z rytuałem. Ale krewniacy i Tancerze Skór są poza mną. Harad nadal jest na mnie wnerwiony za sprawę Caernu. Gdyby się dowiedział, że w jakikolwiek sposób mieszam się w twoją zabawę ze zdrajcami, to byłoby ze kiepsko. Nie powinnaś być dla Harada taka surowa. Zapewnił obronę Caernu. Chce zorganizować Sept. A ty pod jego nosem zbierasz ekipę, która mordowała jego ludzi. On prosi, żebyś to wyjaśniła, a ty zasłaniasz się ich przydatnością. Jak z tą zmorą. Bez wątpienia jest przydatna, bo zabiłaś Haighta. Ale jaka tego jest cena? Nie wiem, czy przeżyłabyś nów bez rytuałów ochronnych. To był pomysł Harada.
Szaman wstał.
- Duchy przekazały mi, że Szrama jest w kraju. Myślę, że do jutra powinni już dotrzeć tutaj... Podobno ściągacie jakiegoś szamana. Proszę, przedstaw im moją prośbę o pomoc w otwarciu Caernu.

Żenia pokiwała w milczeniu głową. Widziała jak podejść Harada. Dalemirem…zdawał się ostatnio być dość przychylny. Aż tak potrzebował wsparcia czy szukał sposobów na umocnienie własnej pozycji. Nie wiedziała jeszcze. Ale Dalemir po jej stronie nie był złym pomysłem.

Po chwili podniosła wzrok na szamana.
- Masz rację. Masz rację w wielu sprawach i przykro mi, że podpadłeś - przyznała cicho i umilkła na nowo ważąc słowa tak by uderzyć we właściwą strunę. By dotrzeć i zmiękczyć szamana na swoją korzyść - Macie rację ze zmorą. I tym, że jestem surowa dla Harada. Ale muszę być. - zacisnęła usta biorąc głębszy oddech - Bo nie byłam dość surowa dla Zapalniczki. I zobacz jak skoń… - Żenia urwała i chlipnęła nosem. - Nie byłam dla Marka a on poszedł sam za Carverem. I teraz nie żyje. Czarnemu i chłopakom też puściłam płazem pomysł z umbrą. I co? - Żenia otarła ciepłe krople - To moja rola. Moja odpowiedzialność. Ale on też mi nie odpuszcza. - dodała ciszej jakby ciężar spadł jej na serce.

Żeńka raptownie usiadła na łóżku:
- Poprosisz go, żeby wrócił? Albo żeby ze mną pogadał? Należą mu się wyjaśnienia. I przeprosiny. Może wtedy zrozumie, że musi żyć, bo jeśli nie uda mi się wyprawa do malfeasu to… jeśli mu to wszystko powiem to może… Może on wtedy powie mi… - desperacja wyciskała kolejne ciepłe łzy -... dlaczego mnie… - Żenia zachłysnęła się -... tak bardzo nienawidzi…

Ramiona brunetki nagle oklapły i zatrzęsły od płaczu, a Wrona odpuściła spojrzenie z twarzy Dalemira i schowała ją w dłoniach.
- Poprosisz go? Dalemir? - dziewczyna chlipnęła znowu, zwracając zapłakaną twarz ku brodaczowi.
O dziwo płacz nie przychodził jej trudno. Po przeżyciach ostatnich tygodni, utracie Zapalniczki i koszmarach minionej nocy łzy nie chciały przestać płynąć.

- Jej - Dalemir przysunął się do niej i położył dłoń na ramieniu. Zupełnie inaczej niż Harad wcześniej.
- Nie obwiniaj się. Taka nasza rola. Walczymy i giniemy przeciw sługom Żmija. Gaja dała nam błogosławieństwa, dary. Dała nam gniew. Po to, żebyśmy walczyli w jej imieniu. Każdy z nas stając do walki musi być gotów na śmierć. Zapalniczka zostanie zapamiętana jako bohater. Czarny gdy wróci z Malfeasu będzie najpotężniejszym z żyjących szamanów. Harad wie o tym. Dlatego rozpoczął starania o stworzenie Septu. Nie powiedział ci tego, ale jest gotów przekazać władzę nad Septem w ręce Czarnego. Zresztą, po waszym zagraniu na Pentexie w Polsce liczy na szybką pomoc w odzyskaniu Słowacji.

Objął ją pochylając się nad łóżkiem.
- Harad teraz jest rozzłoszczony. Sprawa Tancerzy Skór go mierzi. Liczył na odpowiedź wprost. Na ukorzenie się. Nie przywykł do tego, że ktoś podważa jego zdanie. Widzisz nie uległaś mu dość szybko w mojej obecności. A fakt, że ja zgarnąłem burę wcześniej za Caern też nie pomaga w tym wszystkim. Poproszę go w Twoim imieniu, ale jutro.

- Wiem. - dorzuciła po chwili siąpania nosem. - Marek mówił o poczuciu obowiązku i honorze. Miał zabrać mnie na wspólne łowy po tym wszystkim. - Żenia, która się uspokajała, znowu zaczęła gwałtowniej chlipać w rękaw szamana. - Dalemir… - odsuneła się nagle sztywniejąc i spojrzała na Kła szerokootwartymi oczami - … a co jeśli nie zdążę pomóc w zjednoczeniu? Jeśli zmora mnie pochłonie? - oczy Żeńki wypełniły się wodą - Jeśli nie okażę się dość silna? I przez to zginie ktoś jeszcze?

- Czy czujesz zmorę?

Brunetka pokręciła głową:
- Nie - zamrugała wtulając się w ramiona brodatego Kła niczym ufne dziecko - Dziękuję za Twoją pomoc, Dal. - Podświadomie użyła skrótu i nadała głosowi cieplejszych nut.

Szaman odsunął się wolno wypuszczając dziewczynę z ramion i opadł ponownie na krzesło. Delikatnie podciągnął zielony rękaw jej szpitalnej koszuli ukazując tatuaż. Oko było teraz wewnątrz czerwonego kręgu.
- Założyłem ci krąg ochrony. Póki co go nie sforsowała. Jeśli da radę go ominąć, wtedy założymy nowy. To taki rytuał jakim tancerze skóry zablokowali dostęp duchom do swojego gniazdka w domu pogrzebowym.
Postukał jej skórę.
- W nów prawie się wyrwała, ale krąg wytrzymał. Nie martw się. - Złapał jej twarz między dłonie. Choć był może dziesięć lat starszy, to przez brodę wyglądał niemal jak ojciec pouczający córkę.

- Zesłała mi sen. - Wrona szepnęła siedząc skulona na łóżku. Przymknęła oczy na ‘ojcowski’ dotyk Kła i ułożyła dłonie na jego dłoniach - Że zamienię się w nią. I że pożarłam Haighta. Tak się uczy zdolności. Boję się, Dal. - Żeńka z wolna otworzyła powieki i spojrzała na szamana z bliska - Chyba bardziej tego, że zawiodę Ciebie, Harada, Czarnego, Tucholę i resztę niż wyprawy do samego piekła…

- Racja. Powinnaś tutaj zostać i odpuścić temat ratowania Czarnego. Pójdzie ktoś inny. Coś wymyślimy. - Poruszony losem dziewczyny Dalemir wstał puszczając ją i samemu próbując się oswobodzić.

Zaskoczył tym Żeńkę. Puściła go odruchowo.
- Dlatego Szrama i Bury Kieł poszli po szamana, który ma pomóc z Czarnym, Dal. - zamruczała ocierając nieco twarz z łez - Kojot wyraźnie przekazał, że Czarnemu trzeba pomóc. Inaczej zginie. Zginą tam wszyscy. Dal, Harad kazał mi się wynieść. Co mam robić do powrotu Szramy? Harad się znowu wścieknie, że go nie słucham… - Wrona podniosła ufne spojrzenie na szamana, szukając jego przewodnictwa.

- Wspominałem już, że Szrama jest w Polsce? To kwestia godzin zanim tutaj dotrą. Odpocznij chwilę, ja powiem Haradowi, że jeszcze jesteś zbyt słaba żeby odejść. Przeczekajmy do wieczora. Ja pogadam z tym szamanem i zobaczymy co dalej. A jutro rano ty porozmawiasz z Haradem. Może mu jakiejś melisy zaparzę, czy coś - powiedział zamyślając się nieco.

- Lepiej mu zaparz chociaż obiecuję być ...no… posłuszna. Dla Ciebie. - Wrona uśmiechnęła się lekko - Nie chcę byś miał większe problemy. Ale… Bury Kieł to… eee… ronin - ostatnie słowo utonęło w dłoni, jaką dziewczyna ocierała twarz.

Dalemir wziął głęboki wdech, po czym wypuścił powietrze z rezygnacją - tak. Wiem.
Jego mina wskazywała na to, że sam fakt obecności ronina w równaniu utrudniał jakiekolwiek ruchy. Do Żenii dotarło też, że celowo pominął jego osobę w dotychczasowych wypowiedziach. Mówił albo o podróży szramy, albo o bezosobowej ekipie. Cóż, Srebrne Kły zdawały się być mistrzami wyparcia rzeczywistości.

- Pomagał w sprawie Tancerzy z Fuzem, Dal. Nie będzie sprawiał problemów. Dopilnuję tego. - wyraz twarzy Żenii przypominał wyraz pyska puchatego szczeniaczka z kłapciatym uszkiem.
Dalemir odsunął krzesło i oklapł w nim bezsilnie. Westchnął ponownie i zakrył twarz dłońmi. Po chwili zasłaniał nos i usta a oczami patrzył na Żenię jakby ważąc każde słowo, które za chwile padnie. Z tą brodą i miną wyglądał jakby właśnie ktoś mu powiedział, że będzie po kres dni dźwigał cały świat na swych barkach. Oparł się kolanami na łokciach złożył dłonie przed sobą i patrząc lekko z ukosa zapytał:
- Zmora w tatuażu. Tancerze Skór ukryci przed nami. Ronin do pomocy. Nie wydaje ci się, że jest tego ciut za dużo? Zwłaszcza w kontekście twojego problemu ze smrodem Żmija, co?

- Nie wiem, Dal - Żenia usiadła na łóżku - Ledwie pięć tygodni temu obudziłam się na śmietniku nie wiedząc co się dzieje. Okazało się, że Pentex na mnie poluje do tego stopnia, że nie waha się zabić 500 osób. Teraz jestem Kami, która ma fizia na punkcie unicestwienia Pentexu i zjednoczenia plemion. Pazur w Mroku, Inkwizytor - Żenia dodała jakby dla wyjaśnienia kto to chociaż podejrzewała, że szaman ma świadomość kim jest wspomniany osobnik - też miał sporo wątpliwości. Ale wyrok zapadł: nie jestem zagrożeniem dla nacji. Podczas osądu nie kłamałam. Vavro i Karol mogą potwierdzić moje słowa. Byli obecni. Tancerze Skór to pionki na szachownicy Haighta, o których dołączeniu myślała sama Zapalniczka. Nie rozumiem co w tym złego, że wykorzystuję dostępne zasoby - Żenia przekrzywiła głowę w bok jak psiak robiąc w powietrzu znak cudzysłowu - jeśli posuwa to sprawę dalej? Dlaczego to ma być gorsze niż kopanie się z koniem bo brak ludzi, środków, zasobów? - pytała naprawdę ciekawie i z niejaką naiwnością w głosie i mowie ciała. - Pentex się nie waha. I wygrywa. Na przykład na Słowacji.

- Pytanie czy gdy zaczniemy stosować metody Żmija, to duchy Gai się od nas nie odwrócą? Zaryzykujesz, że akurat na tyle pozwolą, a na więcej nie? Kto stanie do walki w obronie Gai, jeśli odbiorą nam dary? Wilkołaków już teraz rodzi się mniej niż rodziło. - Tłumaczył ze spokojem katechety Dalemir.

- Nie wiem, Dal. Nie znam się na duchach. Znam się na czymś innym. Na zaskakiwaniu. Ale tak myślę, czy gdyby dotychczasowe metody i działania przynosiły skutek, to nie powinno być odwrotnie? To garou powinni kwitnąć i zdawać się niepokonani, a Żmij w odwrocie. Duchy powinny każdego obsypywać darami a problemy z przyrostem naturalnym powinny być mrzonką. Więc czemu robić coś co robiono przez pokolenia skoro te działania nie odnoszą skutku? To brzmi jak szaleństwo dla mnie, Dal. A nie korzystanie z pomocy ronina.

Brodacz machnął ręką. Najwyraźniej argumenty dziewczyny go przytłaczały.
- Rozumiem. Wszystkimi dostępnymi środkami… tak. Chyba wiem dlaczego tak dobrze dogadujesz się z Czarnym. Przymknę oko na Ronina. Harad… eh… może więcej melisy mu zrobię? - podrapał się za uchem. - A może jest szansa, żeby ten Wojtek, czy jak mu tam nie kłuł go po oczach? Nie wiem… niech udaje drzewo, czy coś… bo nasz Alfa może odebrać umówienie audiencji z roninem jak naplucie mu w twarz.

- Wyślę mu wiadomość. Ale nie wiem czy ten góral - Żenia wymówiła nazwę „gurahl” jak Wojtek choć z nieco innym akcentem - nie będzie mieć z tym problemów. To jakiś znajomy i Wojtka i Czarnego.

- Góral? Jaki góral? Chyba nie ghural - oczy Dalemira rozszerzyły się - skąd Czarny zna Ghurali?
- No - Żenia przytaknęła obserwując brodacza. Zachowywał się jak fanboy - nawet jakbym wiedziała to pewnie bym nie pamiętała. Przyjdzie Szara to pogadasz sobie. A to jakiś specjalny ktoś?
- Tak. To specjalne ktosie. Nie do końca po drodze im z garou. Stąd moje zdziwienie. Chyba na kilka spraw muszę spojrzeć jeszcze raz z innej perspektywy. Muszę trochę pomedytować. Spróbuj się przespać, ale najpierw podeślę Vavro z jakimiś kanapkami i wodą. Wiem, że nie jesteś głodna, ale miło czasem poczuć smak jedzenia w ustach. - Powiedział, po czym wstał i ruszył do odchylanego wejścia do namiotu.

Żeńka otarła wysychające oczy i uśmiechnęła się krzywo. Poszło całkiem dobrze. Choć pod koniec Dalemir zdawał się jakby popsuty. Za mocno naciskała czułe struny?

Umościła się nieco wygodniej na łóżku zamyślona. Rozważała co powie Haradowi. Gdzieś na obrzeżach rozwijała różne scenariusze. Rzucić się do stóp? Nie, nie uwierzy. Wymemlać dumne przeprosiny? Nie, Harad tego nie łyknie. To musi być przekonywujące. Tak by przekonało nawet i Szramę, bo pewnie i ona będzie przy rozmowie.
Dłoń muskała wielki kleiv a brak Nahajki jakoś nie doskwierał. Brunetka cieszyła się z chwilowej ciszy w głowie. Od dawna nie było tam tak cicho.

Po chwili zgodnie z obietnicą pojawił się Vavro. Miał ze sobą paterę kanapek. Niby nic takiego, ale pachniały wyjątkowo dobrze. Nie mówił za wiele. Choć zapytał dziewczyny jak się czuje, a wychodząc życzył, żeby jak najszybciej doszła do siebie.

Chwilę później Żenia odpłynęła w sen. Spokojna o poukładanie spraw z Dalemirem. Leżąc obok ostrza, którym pozbawiła życia Samuela Haighta. Sen przyszedł szybko.
 
corax jest offline  
Stary 08-01-2019, 09:36   #113
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

Cytat:
Operacja HALO trwała w najlepsze. Tajemnicze High Altitude-Low Opening. Skok spadochronowy z wysokości ponad 10 kilometrów. Siedziała w grubym kombinezonie z włączonym zasobnikiem tlenu. Na tej wysokości powietrze było zbyt rzadkie, żeby nim normalnie oddychać. Temperatura też była zbyt niska. Dlatego cała ich czwórka wyglądała jakby wybierali się na księżyc a nie na Hokkaido. Lot na tej wysokości miał zalety. Było to ponad standardowymi systemami obrony przeciwlotniczej. Radary wykrywały ich jako transport lotniczy sprzętu wojskowego z Nowej Zelandii na Kamczatkę.

Sprawdziła broń odruchowo. Karabin krótki. Dwa dodatkowe magazynki. Granat dymny. Broń krótka - pistolet z tłumikiem SOCOM .45. Byli komandosami znającymi się na swoich zadaniach. I fakt, że miała ledwie osiemnaście lat nie wpływał na to w żaden sposób. Pokonywała na strzelnicy w wręcz wielu starszych od siebie.

W samolocie nieprzyjemnie czerwone światło zmieniło się na żółte. Luk bagażowy otwierał się. Skakała druga. Pierwszy szedł “Zielony”. Jakaś świadomość trafiła do głowy dziewczyny. Zielony, Biały, Czerwona, i Czarna. Jej oddział. Jej rodzina. Jej wataha. Nigdy nie była z nikim bliżej. Światło zmieniło się na zielone. Dowódca ruszył biegiem. Przy jego nodze zwisał karabin typu SCAR. Inne uzbrojenie, inne zadanie. Każdy miał ściśle wyznaczone zadanie. Nie było miejsca na błędy.

Potem uczucie lotu. Coś wspaniałego. Pięć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć sekund. Odpalił się system nawigacji. Szybka hełmu zachodziła szronem. Przenikliwy mróz dawał o sobie znać mimo dwóch warstw odzieży termoaktywnej. Wskazania elektrokompasu asystent komputerowy naniósł na wyświetlacz po wewnętrznej stronie jej gogli. Przecinające się błękitne linie pokazywały gdzie powinna się kierować. Zielony kwadrat wielkości kilku milimetrów wskazywał teoretyczne miejsce lądowania. I choć widziała przed sobą tylko chmury to już teraz wiedziała jak powinna manewrować ciałem, żeby trafić w cel.

I pomyśleć, że w latach sześćdziesiątych skakali tylko z kompasem i szukali charakterystycznych elementów terenu. Gdy przebiła warstwę chmur zobaczyła pierwsze sztuczne ognie nad miastem. Ktoś niecierpliwy nie wytrzymał do północy.

Gdy już minęli wysokość ostrzału przeciwlotniczego otworzyła swój spadochron. Wskazania na wyświetlaczu zmieniły się natychmiast. Żyroskop wskazywał kąt natarcia. Poprawka na prędkość wiatru pokazywała ekstrapolację teoretycznego miejsca lądowania. Wykonała kilka ruchów mających na celu dopasowanie parametrów lotu. Kilkadziesiąt sekund później była już pięćdziesiąt centymetrów od celu. Skok z dziesięciu kilometrów z dokładnością do pół metra. Ktoś nazwałby to perfekcją. Ona zagryzła zęby z myślą, że musi się poprawić o te pół metra. Trzydzieści sekund poświęciła na zdarcie kombinezonu do skoku i zwinięcie go razem ze spadochronem. Wewnątrz znalazła się też elektronika służąca do naprowadzania przy lądowaniu. Cały pakunek zawierał wewnątrz ładunek termitu. Za dziesięć minut miał się zapalić i usunąć wszelkie ślady ich bytności, jednocześnie odwracając uwagę.

Minęły cztery minuty zanim wdarli się do wnętrza budynku Shinzui Industries. Była w grupie Czarno-Białej. Oni wchodzili w czasie gdy Czerwono-Zieloni prowadzili dywersję i organizowali odwrót. Biały pokazał uniesione cztery palce. Kolejny gest wskazał na rodzaj przeciwników. Żenia zmieniła magazynek na “Niebieski ekran”. Pociski ze rdzeniem z kalifornu w czasie trafienia w cel inicjowały mikro wybuch atomowy skupiony na wyładowaniu elektromagnetycznym. Minimalne promieniowanie. Minimalna siła burząca. Maksymalny efekt EMP. A na komputerach z windowsem wyskakiwał niebieski ekran śmierci. Stąd nazwa.

Czterej wartownicy zobaczyli Białego z opuszczoną bronią.
- Stój! Na ziemię! Rzuć broń! - krzyczeli po japońsku. A ona rozumiała ich bez trudu.
Biały zbliżył się do nich z uniesionymi rękoma. I nagle zionął w nich zielonkawą smugą ni to ognia ni to kwasowego oparu. Obserwowała jak silikonowe powłoki udające skórę wartowników topią się odsłaniając metalowe szkielety. Biały nie był jak ona. Miał swój gniew. Był w stanie po tym wystrzelić do dwóch wartowników z lewej. Ona musiała sobie radzić jedynie ze swoim wyszkoleniem. Zdjęła dwóch z prawej. Ciała cyborgów wygięły się nienaturalnie, gdy impulsy magnetyczne pozbawiły ich świadomości.

Potem była dalsza droga. Niewielu przeciwników. Sporo systemów obrony automatycznej. Aż w końcu dotarli na miejsce. Wielka serwerownia.

Przed serwerownią czekał ostatni przeciwnik. Wielki Crino uzbrojony w długi, samurajski miecz. Z jego pleców wystawały jakieś przewody. To była jedna rzecz, jaka odróżniała ją od ludzi. Gdyby nie była krewniaczką, to pewnie uciekła by w panice wypierając z pamięci wspomnienie o bestii. Jej towarzysz zmienił swoje dłonie w długie srebrzyste szpony, wokół których pobłyskiwały maleńkie wyładowania elektryczne. Połączenie prądu i srebra okazało się zabójcze dla dziwnego wilkołaka. Nawet nie zdążył drasnąć Białego. Już nic nie broniło dostępuu do serwerowni.

Biały ustawił się plecami do Żenii omiatając jedyne drzwi do pomieszczenia lufą karabinu. Żenia wyjęła rękawicę, którą podłączyła do tabletu na swoim przedramieniu. Rękawica imitowała odciski palców wicedyrektora placówki. Druga wtyczka podłączona bezpośrednio do stacji pozwalała na transfer danych z systemu. I wtedy on ją zaskoczył. W sporej dłoni połyskiwała karta micro sd.
- Skopiuj dla mnie też.
Zamrugała ze zdziwieniem patrząc na żołnierza ze swojego oddziału.
- Wiem, że to wbrew rozkazom, ale potrzebuję tego. W zamian pomogę ci ze Smokiem i resztą twojego planu.
To była przewaga dla której warto było zaryzykować. W tle słychać było wybuchy. Czerwono-Zieloni prowadzili dywersję.


Trzy minuty później pędzili długim korytarzem łączącym budynki. On rozstawił dwa ładunki soniczne. Ona kolejne dwa. Złapali się i odpalili miny stojąc dokładnie między nimi. Wyrwa w podłodze przez którą wypadli otworzyła się dokładnie nad drogą.

Oni sami spadli do rozpędzonego jeepa. Rudowłosa dziewczyna mrugnęła do Żenii. Czerwona. Sylwia Mróz. Z tyłu sługa Smoka zajmował pozycję obok Zielonego. Jej brata. Marka Mazuta. Misja zakończona powodzeniem. Zdobyli bezcenne dane. Przy głównej bramie minęli kilka wozów strażackich, które zaalarmowane pożarami na terenie placówki ruszały do akcji.

- Nie ma to jak kilka wielkich aut na sygnale. Można się bez problemu ukryć na widoku - Sylwia mrugnęła do Żenii, a ta odpowiedziała jej uśmiechem. Na niebie pojawiły się fajerwerki. Hokaido świętowało Nowy Rok 2018, a oni musieli zdążyć na imprezę w ambasadzie przed pierwszą.

Żenia wybudzała się powoli nie wiedząc co to w zasadzie było. Żaden przebłysk pamięci tak nie wyglądał. To był sen? Przecież nie wspomnienie… a może wspomnienie? Zaczęła wspominać ostatnie tygodnie.

“Żenia, wróciłaś” - słowa Sylwii gdy przegryzała jej gardło.

Brat pracujący dla Pentexu. Ścigał ją za zdradę.

”Wiem, że to wbrew rozkazom, ale potrzebuję tego. W zamian pomogę ci ze Smokiem i resztą twojego planu.” - powiedział sługa Smoka w serwerowni. Biały. Komandos Pentexu. Towarzysz broni Sylwii Mróz i Marka Mazuta.

-Córka Ognistej Wrony znów do mnie przychodzi. Kto by pomyślał.
- Znowu?! Znasz mnie?! Pamiętasz?!Wiesz kim jestem?!
- Tak. Pamiętam. Kilka dni temu dostałaś ode mnie Węża. Widzę, że nie masz go ze sobą. Dałaś sobie odebrać broń?
-” strzępki rozmowy ze Smokiem przedarły się przez mrok pamięci.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 08-01-2019, 10:05   #114
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Powracająca świadomość i szok sprawiły, że Żeńka gwałtownie usiadła na łóżku. Z jej ust wyrwał się okrzyk.
To nie mogła być prawda!
To była prawda?
W głowie dziewczyny wirowało, żadne informacje nie składały się do kupy.
Obrazki ze snu-niesnu, Czarny obwieszczający, że jest Kami, nienawiść jaką czuła do Mróz, słowa brata w lesie. Wszystko powoli niby wpadało w odpowiednie przegródki ale Wrona broniła się przed tą świadomością. Dyszała ciężko jak po przebiegnięciu maratonu. Biały. Drużyna biało-czarna.
Była częścią machiny jaką teraz chciała zniszczyć.
Nie kami.
Nie wybranką.
Była zdrajcą? To to miał na myśli Smok.
Dlaczego jej nie szukają?
Czy cała ta krucjata to część… jakiejś zemsty?
Przez myśli Żeni przebiegła rozmowa z Zaarem w restauracji, gdy pół-żartem, pół-serio mówiła o tym, że może jest podstawiona przez Pentex.
Coś pękło we Wronie. Jakaś struna i wiedziała już, że będzie musiała zostawić Jarka.

Co dalej?!
Powiedzieć Czarnemu?
Jak?
Wyciągnie go z piekła a potem zniknie.
Nie może ich dalej narażać.

Dłonie jej drżały, gdy zaciskała je na prześcieradle macając za kleivem. Był tam zawinięty w płótno.
Odpięła kroplówki i zsunęła z łóżka wciąż trzęsąc się w szoku.
Sięgnęła pod łóżko by znaleźć ubrania i plecak.
Jej plecak.
Kołowrót myśli nie chciał ustąpić. Przeskakiwały z jednej na drugą...niczym impuls elektryczny, niczym ...zygzak.

Smok znowu kłamał, gdy mówił, że nie zna jej brata. Znał Złotego ale z jakiegoś powodu nie chciał dopuścić do ich spotkania. Dlatego kazał Pieśni wyciągnąć go z Pentexu zanim zdołała do niego dotrzeć w Łodzi.

Zaraz… jakaś myśl zaczęła kiełkować w umyśle brunetki gdy ubierała się gwałtownymi ruchami.
Musieli być w ambasadzie… czy zawartość sejfu oddanego Spiralom to były dane właśnie z Hokaido?!

Co było w Hokaido?
Te cyborgi… co to było?

I jak zdjąć krąg ochronny?!

Zakładała właśnie buty, gdy do namiotu wszedł Wojtek.
- O. Ładne gniazdko. Wychodzisz?
Stał z rękami w kieszeniach kurtki. Jego poza pasowałaby do młodego bumelanta, a nie do poważnego mężczyzny.
- Chodź tutaj - wyciągnął dłoń i przywołał ją gestem.

- Wojtek!!! - Żenia nie potrzebowała przywołania. Rzuciła buty i pokonała niewielką odległość między nią a Roninem. Rzuciła się mu w ramiona chcąc wtulić się ciasno z rozbiegu. Siła z jaką Żenia rzuciła się na Wojtka mogłaby go przewrócić, ale sprytny ronin wykonał obrót. Przez moment wyglądało to jakby zrobili piruet ściskając się w tańcu. Wyciągniętą ręką objął dziewczynę. Obrócili się jeszcze raz. I jeszcze. Aż w końcu wytrącili szaleńczy pęd.

- Minął ledwie tydzień. Co jak nie będziemy widzieć się miesiąc? - powiedział, a do dziewczyny dotarło jak długo leżała w namiocie pod kroplówkami.
Wojtek nie pozwolił jej się zastanawiać. Od razu przeszedł do konkretów.
- Gratuluję zabicia Haighta. I… - na moment zamilkł. - Szkoda Zapalniczki, ale pokazała przydatność w walce. Gaia będzie ją pamiętać.
Na koniec ronin poczochrał dziewczynę, która skrzywiła się na ostatnie słowa. Wolałaby, żeby Gaia poczekała a blondynka żyła.
- Dzięki - skwitowała krótko wtulając się i ciesząc się z obecności przyjaciela - A wybierasz się gdzieś, że mamy się nie widzieć miesiąc? Wiesz, muszę zrobić zapas majtek nie?
Żenia uniosła twarz do starszego wilkołaka z krzywym uśmieszkiem:
- Jak Cię tak długo ma nie być to będę musiała poszukać innych starych chrapaczy do wyskakiwania dla nich z majtek. Udało się wam załatwić?
Wojtek skinął głową.
- Tak. Jest z nami. Ale nie spodziewaliśmy się, że zamknięcie caern do naszego przyjazdu. Michaił będzie potrzebować waszego opiekuna caernu.
Podrapał się po krótkim zaroście.
- No powiem ci, że niewiele z tego zamykania pamiętam. Dal też był dość zaskoczony. Sol był mało chętny do rozmowy ze mną jeszcze przed chryją. Teraz może lepiej żebym nie była w pobliżu. Dobrze, że jesteś już. - Żenia przytuliła ronina raz jeszcze i w końcu się odsunęła.
Pokręcił przecząco głową.
- Pokolenia Srebrnych Kłów zmieniają się. A gen nieudolności przechodzi dalej. Niesamowite. No nic, mamy naszego turboszamana, jeśli ktoś ma ogarnąć ten burdel, to Michaił. Jedziemy coś zjeść?

- Sprawdzę jedną kwestię i możemy. - Żenia spojrzała na łóżko - Muszę wykombinować co zrobić z tym. Nie będę ganiać jak Conan. Nie wiem co się dzieje na zewnątrz. Od tygodnia leżę pod kroplówkami.
-Tak. My, ronini, nie mamy prawa nosić “przenajświętszej” broni garou - uśmiechał się szeroko na widok czarnego zawiniątka. - Na pewno jakoś sobie poradzisz.

Wyszli i okazało się, że jej namiot był jednym z czterech. Kilkadziesiąt metrów od polany były zaparkowane auta.

- Muszę załatwić jakiś pokrowiec albo plecak albo walizkę - mruknęła Żeńka tachając miecz pod pachą. Oburącz. Rytuał miał jednak swoje słabe strony. - A tymczasem go schowam. Lepiej w caernie niż wozić go autem.

Wrona kminiła próbując sobie przypomnieć czy Haight nie miał jakiejś pochwy na prawie dwumetrowe ostrze śmierci.

- Lepiej mieć go na oku. Uwierz mi. No chyba, że nie wyobrażasz sobie Harada mówiącego: „powierzyłem ci bezcenny miecz, a tyś go zgubiła” - Wojtek poza zmianą tonu głosu uniósł palec wskazujący i zmienił minę na marsową.
- „Należy ci się kara!” - po tych słowach Wojtek potrząsnął głową i rozwiał „wizję Harada”.
- Ale masz rację. To szlachetny Srebrny Kieł. Jesteś jego bohaterką. Nie posunąłby się do czego takiego, prawda? - Fala ironii ronina uderzyła w Żenie z siłą tsunami. Reakcją było kwaśne skrzywienie.

- Rany. No. I kolejny powód do przeprosin - skuliła się niby pod ciężarem obowiązku. - Już i tak mam się wynieść z caernu i wrócić jedynie z Czarnym. - brunetka westchnęła cichutko - Dobra. Zabierzemy żelastwo. Zmieści się do auta? Czy wypożyczamy przyczepkę? Chyba muszę zadzwonić po posiłki. - dodała orientując się, że nikogo z krewniaków nie ma w caernie. Walnęła się mentalnie w czoło. Zasoby, ludzie, organizacja przycaernowej obecności. Wszystko to należało do Zapalniczki. A teraz gdy jej nie było nie dość, że jej zwłoki tułały się w lodówce, to jeszcze Harad odesłał ekipę, która mogła pomóc z organizacją. Żeńka odliczyła w duchu do dziesięciu.
„ To wielki, mądry alfa. To wielki, mądry alfa.” - powtórzyła jak mantrę choć jej mina mogła zdradzić Buremu Kłu wiele.

***


Na obiad nie jechali do Poznania. Zamiast tego w jednym z okolicznych miasteczek znaleźli restaurację o nazwie „Domowe obiady od 12zł”. Tak przypuszczali, że to nazwa, bo baner z tym napisem był ogromny, a żadnej innej nazwy widać nie było. Żenia nie czuła w ogóle głodu. Kroplówki dostarczały jej wszystkich substancji odżywczych. Wojtek zamówił dwa razy danie dnia, po czym zapytał czy coś dla Żenii. Po kanapkach i jazdach sennych wystarczył jej tylko dzbanek kawy ze śmietanką i cukrem.

- Czyli ze Srebrnymi Kłami tak jak zawsze ze Srebrnymi Kłami. Przybyli, zobaczyli… zarządzili?
- Mhm - dziewczyna pokiwała lekko z przekorą - Nawet naznaczyli mnie opiekunem żelastwa, które ja zdobyłam w walce. - Wrona wyszczerzyła ząbki.

- Trzeba będzie im odbić tę Słowację i niech wracają do siebie. - łypnięcie Żenii mówiło, że się w pełni zgadza z podsumowaniem Wojtka.
- Słuchaj wziąłem cię tutaj z dwóch powodów. Jeden to kwestia Czarnego.

Wojtek pochylił się nieco nad stolikiem, jakby chcąc dodać informacjom aury tajemniczości.
- Michaił, ten facet którego sprowadziliśmy - wziął głęboki oddech przed dalszą częścią - on jest Rishi. Rishi to w jego plemieniu najwyższa kasta. Starszyzna. Do niego schodzą się po radę z najdalszych zakątków. Kiedyś z Czarnym uratowaliśmy jego dwóch synów. Stąd jego pomoc dla naszej sprawy. Powiedziałem mu o Twojej - ręką pokazał na przedramię dziewczyny, gdzie na nadgarstku wystawał fragment tatuażu - trudnej sytuacji. On… oni wszyscy są bardzo czuli na Żmija. Wolałem go uprzedzić, zanim wpadł na pomysł urwania ci głowy. W każdym razie chciałbym, żebyś była z nim absolutnie szczera. To nie Harad, czy inny szczyl pokroju Dalemira. Proszę, powstrzymaj swoje ragaboszowe przyzwyczajenia.
- Oj Wojteeeeeeek - jęknęła Żeńka rozdzierająco jakby właśnie poprosił ją o nerkę. Wtedy kobieta z obsługi, która sądząc po wieku była prawdopodobnie również właścicielką lokalu przyniosła im ich zamówienia.
- Dlaczego każdy zaczyna od „urywania mi głowy”? Nawet mnie nie znają...poza tym co masz na myśli absolutnie szczera? Ja zawsze jestem absolutnie szczera - fochnęła się nastolatka z przekornym błyskiem w oku. - A co to za druga sprawa?

Nie odpowiedział. Pochłaniał zupę z wielką zapalczywością. Jakby nie jadł od kilku dni. Dopiero gdy w pierwszym talerzu pojawiło sie dno odstawił go i spokojnie odpowiedział po otarciu ust jednorazowym papierkiem z podajnika.
- Potrzebuję dobrego prawnika korporacyjnego i dobrego prezesa zarządu. Znasz kogoś kogo możesz polecić?

Żeńka, do tej pory obserwująca Ronina znad kawy, zaczęła chichotać.
Urwała.
I znowu zaczęła.
- Znam. Ale Ci się nie spodoba. - uśmiechnięta i rozbawiona wskazała na talerze - Nie mieliście okazji jadać po drodze? Czy też masz zmorę?

- Jedzenie było dość problematyczne. Jadłem tylko wilcze żarcie odkąd znaleźliśmy Michaiła. Znaczy… on zaserwował nam pieczoną rybę… ale to było ostatnie grzane mięso. Dwa dni temu zeżarliśmy jelenia. Co ma mi się nie spodobać? Prawnik to prawnik. Oszust i wyrwigrosz. Nie lubię tego typu ludzi, no ale im bardziej taki jest, tym lepszy z niego prawnik. Popraw mnie, jeśli się mylę.
Druga zupa zniknęła niewiele wolniej z talerza ronina i już zaczynał oglądać się przez ramię za drugim daniem.
- Prawnika nie znam. Prezesa zarządu znam. Ale to tancerz skór z ekipy Harada. Prawnika mogę znaleźć.

Twarz Kosiby poszarzała. Czas na niej jakby się zatrzymał. Szczęka niby się nie poruszała, niby chciała coś powiedzieć. Powoli opadała odsłaniając średniej urody uzębienie z ciemnym kłem. Żenia mogłaby pomyśleć, że dookoła włączył się jakiś tryb Slow Motion, gdyby nie fakt, że tacka ze schabowym z puree przyszła dużo szybciej niż Wojtek wydobył z siebie dźwięk.

- Mówiłam, że Ci się nie spodoba. - Żenia pomachała ręką przed twarzą byłego menela. - Ale innych nie znam. A Rychu to jeden z tych, których Zapalniczka zasugerowała do odkupienia win. Nie znam się na finansach, ale opowiadał, że jest w stanie zrobić dużo. No i był naganiaczem gotówki dla Harada. - Wrona przyglądała się Wojtkowi z zainteresowaniem. - Może zrób z nim interview i zobacz czy ci podejdzie? - dokończyła siorbiąc kawę.

W końcu wypuścił powietrze i już chciał coś powiedzieć. Ale jednak tego nie zrobił. Wziął kolejny oddech i dopiero wtedy się przełamał.
- Gdzie teraz pracuje? Dużo muszę wyłożyć, żeby go wykupić?
- Teraz to chyba nigdzie nie pracuje. Z resztą nie wiem. Mówił, że po jeździe na Słowacji, Harad go przerzucił na jakieś dupne stanowisko. Chciałam go użyć do podjazdów finansowych na P. - Żenia wyłożyła kawę na ławę - Czekaj chwilę. Zadzwonię w jedno miejsce i dowiem się gdzie jest teraz. A ty jedz.


Żeńka wyciągnęła telefon i przez chwilę się zastanawiała.

- Daj mi swój telefon, Wojtek. - jednak wyciągnęła dłoń do Kła przez stół.

Wojtek powoli zaczął jeść, choć szary kolor z twarzy nie zniknął. Odsunął się na moment od stolika i sięgnął do kieszeni. Po chwili wyciągnął telefon. A potem drugi. Jednym była stara Nokia. Drugim nowoczesny iPhone o wyświetlaczu klasyfikującym go prawie do tabletów.
- Wybierz sobie. I powiedz mi jeszcze jedną rzecz. Jak to możliwe, że ten koleś nadal żyje?*
Żeńka siegnęła po przedpotopowca.
- To dość zawiła historia. W skrócie, okazało się, że Haight robił całą swoją ekipę tak jakby w hugona. Próbowałam pertraktować ze wszystkimi, ale nie wszyscy byli zainteresowani pokojowym rozwiązaniem sprawy. Została dwójka tancerzy i dwie krewniaczki. Z resztą pomysł z ich uratowaniem nie był do końca mój - Żeńka wstukiwała na Nokii numer do Zośki - tylko Zapalniczki. To ona uznała, że może da się ich jakoś nie wiem odkupić, uratować, dać drugą szansę. To było chyba zaraz po tym jak Harad odrąbał łeb nieprzytomnemu jeńcowi - pochyliła się do Wojtka i szepnęła konspiracyjnie z telefonem przy uchu.
- W zasadzie to nie są Tancerze Czarnej Spirali - podrapał się po głowie - pogadam z nim.
Wojtek wrócił do jedzenia. Tymczasem telefon nie odpowiadał.

Żeńka wysłała zatem smsa.
‘To ja, Ż. Pilne. Skontaktuj się plizzz”

Brunetka dała czas Zośce na ogarnięcie, kto, gdzie i kiedy.

- A skąd to nagłe zapotrzebowanie? I jak Szrama? Dogadaliście się jakoś, hm?*
- Na razie wolałbym nie mówić. O ile dobrze kminię, to chyba udało mi się nieźle obłowić…. Ale potrzebuję do tego prawnika specjalizującego się w prawie korporacyjnym. W zasadzie jeżeli on mi pomoże, to przejmę jeden interes. A że cenię sobie wolność, a dworzec we Wrocławiu już do mnie tęskni, to potrzebuję kogoś, kto za mnie poprowadzi ten burdel gdyby wszystko ułożyło się po mojej myśli - Wojtek już wyraźnie się rozluźnił. Chyba mijały obawy związane z Tancerzem Skór.
- Ze Szramą nie rozmawiałem za wiele. Wiesz… znamy się jeszcze z jej poprzedniego życia. Kiedyś była spokojną szamanką. Oh, jak jej zazdrościł kontaktu z duchami Antek - zaśmiał się gardłowo Wojtek.
- Potrafiła znikać w umbrze na wiele miesięcy. - powiedział z zamyśleniem, a Żenia wspomniała wyprawę szamanów i Szramy do Blizny. Dlaczego wtedy nie zastanowiło jej, że Wojownik prowadzi szamanów?

- W każdym razie z tego co mówiła, to kilka lat temu jej brat zginął w jakiejś większej chryi związanej z puszczą Białowieską i atakiem kornika drukarza. Stwierdziła, że jej wataha dużo bardziej potrzebuje wojownika niż szamana. I zaczęła swoją drogę na nowo. Ale teraz jest zgorzkniała.

- I samotna - mruknęła Żenia znad filiżanki z ciemnym, słodkim napojem - Drugi tancerz jest dziwny. - nagle pozornie zmieniła temat - Laska ubrdała sobie, że jest lupusem. I korzysta jedynie z tej formy. Może Szrama by ją jakoś ogarnęła, jeśli się zgodzi. Nie byłaby sama… chociaż to akurat może być ciężki temat.
- Nie wiem skąd ta wątpliwość - powiedział upychając puree.
- Bo to część ekipy, która dorwała Nadzieję, bo to tancerz? - Wrona rzuciła okiem na telefon i zabębniła palcami o stół.

- Nie załapałaś. Pytałem skąd wątpliwość, że to MOŻE być ciężki temat? To będzie ciężki temat. Absurdalnie ciężki. Jak uran czy inne ciężkie pierwiastki. Ona jest wilkiem. Wilkiem. Nie myśli jak ludzie - zabrał się za ostatni talerz. A telefon milczał.

Żeńka westchnęła i wysłała wiadomość z prośbą o kontakt na ostatniego znanego jej maila Zośki z własnego telefonu. Zanotowała w pamięci, że musi umówić się z hakerką na jakiś system komunikacji. Lepszy niż obecny.

- Może. Nie będę jej wciskać nic na siłę. A ten Michaił to jak zamierza pomóc Antkowi?

Wojtek wzruszył ramionami.
- Ciężko powiedzieć. Widzisz, gdy go znaleźliśmy to powiedział nam, że długo na nas czekał i że ruszamy, żeby pomóc Czarnemu. I tak musi być. Koleś zdaje się wiedzieć co nastąpi. Ale, żeby było śmiesznie, to nie bardzo się tym dzieli. - Mina Wojtka wskazywała, że też nie specjalnie jest z tego zadowolony.

- Aha. No to trochę kicha. Bo ja mam jeden pomysł, wiesz? - uśmiechnęła się ciepło do Kła i dopiła kawę.

- Podzielisz się planem? - zapytał szczerze zaciekawiony ronin.

- Przy tancerzach znalazłam takie jedno coś, fetysz. Pozwala podróżować do siedziby totemów. - Żeńka rozjaśniła mroki niewiedzy.

- I chcesz bez zaproszenia skoczyć do siedziby tego, który nauczył cię ziania oparami, tak? Głupi pomysł - Kieł wytarł twarz i wstał od stołu.

- Wcale, że nie. - uparła się dziewczyna - Nie sądzę, żeby była to chatka na kurzej nodze.

- Widzisz, jakbym był wielkim potężnym duchem, to nie podobałoby mi się, gdyby ktoś mi wlazł do chaty bez pytania. A nie, czekaj… jakbym był kimkolwiek, to nie podobałoby mi się jakby się ktokolwiek u mnie władował. Myślałaś o tym? Idziesz? - Zrobił kilka kroków w stronę wyjścia. Nie musiał płacić, bo sam lokal wymagał opłaty z góry za posiłek

Żenia zerbała się i potruchtała za roninem:
- No może na chatę owszem. Ale zakładam, że jego chata i teren są spore. Jest spora szansa, nie wejdę do jego salonu, nie? Z resztą, to mój totem i dawno nie gadaliśmy. Mogłam się stęsknić, nie?

Stanęli na parkingu. Wojtek odwrócił się do niej i położył dłonie na jej ramionach.
- Obiecaj, że przedstawisz ten plan Michaiłowi, dobrze? Ja nie jestem i nigdy nie byłem szamanem. Pachnie mi to proszeniem się o kłopoty. I tyle. Ale nie powstrzymam cię.

Wtedy rozległ się dzwonek telefonu w jego kieszeni. Odebrał, po czym podał aparat Żenii.
- To do ciebie.
Gdy dziewczyna przejęła słuchawkę usłyszała znajomy głos Zosi.
- Cześć. Sorry, że nie odebrałam, ale widzisz w tej knajpie kamery nie są włączone do sieci. Co potrzebujesz?
- Cześć. Słuchaj Aniela odeszła. I jestem w ciemnej bańce bo brakuje mi logistyka. Nie wiesz, kto by mógł pomóc z naszych? Ktoś może niekoniecznie z okolic Fuza, ale to gadka na dłuższą chwilę. Potrzebuję też namiary na Kaśkę od lodówki i dwójkę: Tomka i Agatę. Oraz namiar na dobrego prawnika specjalistę w prawie korporacyjnym. I co u ciebie? Ok?

- Co znaczy „Aniela odeszła”? Dokąd poszła? - przerwała Zosia.
- Do lepszego świata, Zosia. Nie żyje. - Żeńka przekazała informację grobowym tonem. - Obecnie z ekipy zostałam ja. Organizujemy tutaj z resztą akcję ratunkową dla Zaara i reszty. Ale potrzebuję logistyka, żeby pomógł ogarniać burdel. I pozostałych informacji też. Dasz radę coś pomóc?

Milczenie dziewczyny przerwało w końcu przekleństwo. W kilku słowach uświadomiła Żenii w jak kiepskiej sytuacji są. Krewniacy nie kontaktowali się ze sobą gdy nie musieli. Zresztą nikt nie miał namiaru na wszystkich. Taki środek zaradczy przed działaniami brata Ukrainki. Jedyna osoba, która tego wszystkiego pilnowała teraz nie żyła. Backupem bezpieczeństwa był Zaar. Zosia nie miała kontaktów, namiarów. Niczego. Poza kilkoma, z których pomocy korzystała, albo z którymi kontaktowała się prywatnie. Hakerka potraktowała sprawę jak wyzwanie, bo musiała teraz ustalić liczbę krewniaków, a później odtworzyć całą sieć. Ale to musiało potrwać.

Rozmowa z Zosią nie nastawiła Wrony zbyt pozytywnie. Cholerna Zapalniczka. Musiała chcieć się wykazać akurat z Haightem? Gniew był dobrym znajomym dziewczyny. Zastępował żal i smutek po utracie Anieli. I tak było lepiej. Z gniewem można było coś zrobić. Z pustką i poczuciem winy nie.


***



Gdy wrócili do caernu zapadał zmrok. Dni były coraz krótsze. Jesień zbliżała się wielkimi krokami. Żenia od razu zdała sobie sprawę z nadnaturalnej ciszy. Kimkolwiek był ów szaman, zdawać się mogło, ze odprawił ludzi Harada z caernu. Nigdzie nie było też Szramy. Wojtek został przy aucie. Siwowłosy mężczyzna klęczał pomiędzy namiotami siedząc na swoich piętach.

- Już go lubię - mruknęła Żenia do Wojtka. Świadomość spotkania z Haradem sprawiała, że czuła mrowienie w czubkach palców. Świerzbienie. Odczucie opadło, gdy zorientowała się, że są tylko we trójkę. Poprawiła plecak i uścisk na mieczu. Cholera jasna. Żelastwo było ciężkie. Jak w ogóle tym walczyć? Pozując na większą pewność siebie ruszyła do Riszi czy jak go tam przedstawił Wojtek. Oglądnęła się na Kła raz.
Skinął jej głową. Cholera wie, co to miało znaczyć, ale tak właśnie zrobił. Michaił się nie poruszył aż nie podeszła kilka kroków od niego. Wtedy on wstał i odwrócił się w jej stronę. Podszedł nie patrząc w jej twarz, zamiast tego złapał jedną jej dłoń. Odwrócił i bez żadnego oporu podciągnął rękaw ukazując tribala z okiem w czerwonym kręgu.

Żenia ugryzła się w język.
Dosłownie.
Tak by powstrzymać komentarz o rozbierankach na pierwszej randce.
Wojtek bądź co bądź poprosił o to wyraźnie.
Skrzywiła się lekko z odczuwanego bólu.

Mimo niepewności, dziewczyna czuła też ciekawość podsycaną niecierpliwością.
Czy ten facet będzie w stanie pomóc sprawie Czarnego?
I na co jeszcze czekają?

Przestąpiła z nogi na nogę pozwalając mieczowi oprzeć się o biodro.
Spojrzała to na tatuaż to na Michaiła z brwiami uniesionymi w niemym pytaniu.
- Co za amatorszczyzna - powiedział po ukraińsku - czy słyszysz tę zmorę?
Chociaż pytanie musiało być kierowane do Żenii, to nie uniósł wzroku. Cały czas wbijał go w oko wytatuowane na jej ręce.
Poziom odczuwanej sympatii do siwego Miszy podskoczył o kilkanaście poziomów.
- Nie słyszę. Jakby jej nie było razem z jej dodatkami. Ale miałam sen. Nie wiem czy to od niej czy nie.
- Ale nie słyszysz jej teraz, czy nie słyszałaś jej w ogóle? - doprecyzował pytanie stary szaman.
- Nie słyszę teraz. W ogóle to mówi do mnie. Ciągle. I uczy się. Po zeżarciu żarptaka stała się bardziej upierdliwa.
Zaśmiał się.
- W zyciu nie pomyślałbym, że coś im da taki krąg ochrony. Młody szaman ma więcej szczęścia niż rozumu. Co znaczy bardziej upierdliwa? Zadaje ci ból? Przejmuje kontrole? - podciągnął rękaw Żenii nieco wyzej, aż do zakończenia tatuażu za łokciem.
- Stała się bardziej świadoma. Uczy się ale i przekazuje wiedzę. I nie przestaje gadać. Mówiła, że w tym świecie nie może wpływać na moje działania. Nie odpowiedziała, ale zakładam, że w Umbrze może być inaczej. Ból zadała gdy gadałam z Solem. Chciała uciekać, bała się. Kojot mówił, że będzie rosła w siłę, w zależności od tego co zje. Podobno szalała przez czas nowiu - nie wiem co robiła dokładnie ale chyba starała się wrócić albo połączyć na nowo. - Żenia obracała ramieniem.
- Przedstawiła się? - opuścił rękaw i odsunął się od dziewczyny.
- Totem przedstawił. - Żenia skupiła się - Nie wiem czy powtórzę dobrze imię. Trudne jest. B..Btk’uthko’Into. Ja mówię na nią Nahajka.

- Ciekawe. Znasz historie Zhygzah? Tej, pod której obcasem miał umrzeć ostatni król Gaian? - zapytał spokojnie Szaman.
- Nie. Ale ona mnie próbuje w złości tak nazywać. Smok też chciał, ale ja nie jestem Zygzak tylko Żenia. - wyjaśniła brunetka z uporem godnym najlepszej sprawy.
- Czyli dlatego Czarnemu tak na tobie zależy. Cóż, Zhygzak była Tancerka Czarnej Spirali. Była niepokonana w walce. Mówiło się, że w swej ludzkiej formie dorównywała innym wilkołakom w formach bojowych. Jej bicz był zaklętą zmorą, a totem Smoka wybrał ją sobie na swojego awatara. Zabiła wiele wilkołaków i innych zmiennokształtnych w pierwszym dziesięcioleciu tego wieku. W 2012 roku wyrżnęła całe miasto, a zwłoki ludzi ułożyła w kościele tak, że sięgały sufitu. Tam właśnie dopadł ją Albrecht. Król Srebrnych Kłów. Tam się starli. Tam, ona wbiła go obcasem w ludzka krew, w której go utopiła. Tak zginął ostatni król Gaian. Ale Albrecht znalazł naśladowców. Podobno w 2014 roku Konietzko, teurg Panów Cienia wytropił ją na Ukrainie i wymierzył sprawiedliwość. Ciężko powiedzieć, bo kilka lat później na Ukrainie rozgorzała regularna wojna, a Konietzko zaginął bez wieści. Jak siebie odnajdujesz w tej historii? - tym razem starzec patrzył na nią. Patrzył jej prosto w oczy. Przeszywał niemal wzrokiem, jakby obierał ją z ubrań, skóry, mięśni… i chciał zobaczyć duszę.

- Jak pionek mojego totemu, który próbuje ugrać jak najwięcej dla siebie, wykorzystując fakt, że niewiele pamiętam ponad obecnie będzie sześć tygodni. - Żenia spoglądała w oczy Miszy - Nie dał mi bicza z troski o mnie tylko dlatego, że pasuje to jego interesom.

Ragabash zastanowiła się przez chwilę.
Czy jej pragnienie zjednoczenia wszystkich zmiennokształtnych też było podszeptem Smoka? A może wpadała w paranoję?

- Nie wiem czy to co chcę osiągnąć to coś co jest jego planem czy moim. Ale czy zjednoczenie plemion garou i innych zmiennokształtnych to coś złego? - tym razem to ona zadała pytanie szamanowi. - Każdy miecz ma dwa końce… - przypomniała sobie walkę z Haightem.

- Tak. Zgadza się. Tylko, żeby dobrze walczyć mieczem trzeba trzymać ten koniec, który nie jest ostry. A tym ostrym machać w stronę wroga. Jeżeli już teraz nie ufasz swoim myślom, to mogę spróbować się pozbyć tej zmory. Jeśli wyrażasz taką chęć. A to zjednoczenie… cóż, duchy mowiły, że to zadanie dla Czarnego. To jego widziałem jako potencjalnego władcę.

Żeńka uśmiechnęła się szeroko:
- Ja nie chcę władzy. Czarny się do tego lepiej nadaje. A co do zmory to tak, chcę. Ale chcę wyciągnąć Czarnego z piekła. Z jej pomocą. I pomocą fetyszu. - Żenia odłożyła miecz na trawę i ściągnęła plecak. - Kojot mówił, że to jest droga do Czarnego. - macała dłonią za znaleziskiem by pokazać go w końcu staremu szamanowi.

- Bo jest - szaman nie spojrzał na kompas, patrzył w twarz dziewczyny. - dlatego tutaj na ciebie czekam. Zmora szalała w nów. Czyli rani ją srebro. Pewnie nie może znieść światła pełni księżyca. Przez kompas przejdziesz do piekła. Musisz ich znaleźć. Ja muszę być tu w chwili waszego powrotu. Takie przeznaczenie widziałem. Dla siebie. Dla ciebie. Dla Czarnego. Nie wiem jak jego towarzysze. Ich los zakryty przede mną. Mogę dla ciebie wypuścić zmorę z kręgu. Jeśli tego nie zrobię, to niedługo zacznie pękać ci skóra z bólu i sama będzie chciała wyjść. Nie odzyskasz jej mocy, a ona nie będzie mogła się odezwać. Skoro krąg wytrzymał, to wytrzyma dłużej. Ale będzie bolało. Jeśli ją uwolnię, to wszystko powinno wrócić do stanu zanim założyli krąg. Więc znów nie będziesz mogła sobie zaufać. I raczej nie będziesz mieć szans na współpracę z nią gdy będziesz trzymać srebrne ostrze.
Starzec zamilkł pozwalając dziewczynie przyswoić informacje.

- Jeśli zabiorę kleiva ze sobą, to w piekle będę widoczna jak na dłoni. Zmora jest przewagą w malfeasie, prawda? Myślałam, że zostawię kleiv tutaj. Jeśli się zgodzisz go przypilnować do naszego powrotu - Żenia nie dopuszczała do siebie innej opcji niż powrót całej czwórki jej watahy. - Czy używając kompasu mogę wrócić tutaj? Jeśli Czarny go użyje, to przeniesie nas do caernu? Czy kompas przeniesie się ze mną?

- Dlaczego marnujesz czas na zadawanie pytań, na które znasz odpowiedź? Korzystałaś juz z kompasu? Zapewne nie. - Żenia pokręciła przecząco głową - Pamietasz jak go znalazłaś? Bo to mi powiedzial Dalemir. Znalazłaś go, bo Haight przez niego uciekł do swojego totemu. Lustro było oczywistą zmyłka, skoro dookoła budynku był krąg ochrony. Pułapką wręcz. Kompas zostanie tutaj. Smok musialby was odeslać.

- Nawet jeśli przypisałbyś kompas do mnie? - Żenia skrzywiła się nieco na myśl o pertraktacjach ze Smokiem. Westchnęła ciężko - Co powinnam wiedzieć na temat malfeasu?

- Możemy spróbować, ale kompas to drzwi. Wyobraź sobie, że ruszasz w daleką podróż i zabierasz ze sobą drzwi. Nie wiem dokąd wrócisz, gdy przejdziesz przez nie w Malfeasie. Nie wiem czy wrócisz. Daj mi go - wyciągnął dłoń. - Zobaczę co da się zrobić, ale ruszysz dopiero jutro.

Żenia wsunęła kompas w dłoń szamana.

- jak znaleźć kogoś w Malfeasie? Tam chyba nie ma drogowskazów.

- Będziesz musiała nauczyć się jednego rytuału. Potrzebujemy też jakichś osobistych rzeczy Antka. To trochę jak tropienie, tyle, że przez duchy - mówił spokojnie oglądając z uwagą kompas. Nagle przerwał.
- To krew Skórownika? - zapytał.

- Tak, była świeża gdy znalazłam kompas. Po rzeczy Antka mogę podjechać. Albo poprosić Wojtka, żeby podjechał. Teraz gdy Zapalniczka nie żyje ciężko o błyskawiczne zaopatrzenie. A Harad odesłał naszych kinów - Żenia zacisnęła zęby czując rosnącą irytację. - Czy przez kompas z tamtej strony coś może przejść bez naszej wiedzy?
- Pewnie nie. Ale miej proszę na uwadze dziecko, że dałaś mi go w dłonie piętnaście sekund temu. Co do twojego gniewu na Harada, to uważaj. Zmora będzie podsycać gniew. Będzie cię uwodzić, a chowane urazy urosną do rozmiarów, którym sama nie podołasz. Ona się tym karmi. Twoja słabość jest jej siłą. Gniew może zaprowadzić cię w miejsce z którego nie ma odwrotu. „Pod butem Zhygzag padnie ostatni król Gaian”. Nie wiem czy Albrecht był ostatni. Musisz mieć się na baczności.
Kompas zniknął w kieszeni obszarpanej kurtki starca.
- Skórownik, teraz Zygzak. Zdecydowanie za wiele tego co martwe wraca do życia. - Mówił patrząc w bok. W stronę lasu.

Wrona poczuła się skarcona jak mała dziewczynka.
Skuliła się i odruchowo spojrzała w kierunku w jakim spoglądał Michaił.


A potem gdzieś rozpaliła się niewielka iskierka przekory.
- Nie jestem zła na Harada. Tylko na jego zaślepienie w złości do mnie. I próbie udowadniania, że wie wszystko najlepiej. Zapalniczka też chciała udowodnić to samo i teraz nie żyje. A Harad jest potrzebny. - palnęła zdecydowanie - Czarnemu. Ale będę pamiętać.

Spojrzała koso na siwego szamana i proszącym tonem zapytała:
- Powiedz mi proszę, czy wiesz coś o Hakakenie? Czy mógłbyś mi powiedzieć o nim coś więcej niż że to upadły Władca Cieni, który szybko awansował? Dźwigam miecz, który miał go zabić. Z jakiegoś powodu Hakaken pojawia się co i rusz ostatnimi czasy.

- Cóż ty wiesz o Żmiju? - starzec odpowiedział pytaniem na pytanie. Splótł ręce za plecami, a Żenia od razu domyśliła się, że czeka ją teraz wykład.
- Żmij był czystym zniszczeniem. Niszczącą siłą przyrody, która zabierała to co stare robiąc miejsce na to co nowe. Tymczasem Dzikun tworzył bez opamiętania. A Tkaczka całą materię Dzikuna kształtowała nadając światu kształt. Kształt niszczony przez Żmija. I tak trwał kołowrót dziejów. A potem coś się zmieniło. Jedni mówią, że Tkaczka oszalała. Inni, że zyskała świadomość. W każdym razie przerwała koło niszczenia. Spętała Żmija. A on zaczął za pośrednictwem jej sieci niszczyć. Żmij nie ma ciała w naszym sensie pojmowania. Ale przez pajęczynę Tkaczki przechodzą jego pragnienia i popędy. Każdy z nich został przez nas poznany. Każdy z nich niszczy Gaię na swój sposób. Te Popędy Żmija są równie bezcielesne jak on sam. Jednak każdy wypacza świat na swój sposób. Foebok jest Popędem Strachu. Siły, która ratowała twoich i moich przodków przez wieki. Foebok wypaczył strach czyniąc z niego narzędzie niszczące nas i Gaię. Ale Foebok również jest bezcielesną egzystencją. Wybrał sobie wojownika Panów Cienia. Hakakena. Uczynił go swym wcieleniem. A Hakaken ze zwykłego wilkołaka stał się nieśmiertelnym Sercem Strachu. I zajął swe miejsce w jednej z krain Malfeasu. Cóż, był Panem Cienia, więc może jego los jest spleciony z losem Antka? Może muszą skrzyżować ostrza, żeby przeznaczenie mogło się dopełnić? Nie wiem. Wiem tylko, że zabicie Maeljin, cielesnej postaci Popędu Żmija, może być krokiem do uleczenia Żmija i Malfeasu. Ale historia pokazuje, że zazwyczaj zabójca Maeljin zajmował jego miejsce. Ścieżka to niebezpieczna, lecz nagroda może być wielka.
Zakończył i patrzył badawczo na dziewczynę.
Żenia zaś pobladła.
Czuła dosłownie jak krew odpływa jej z ciała do stóp.
Wpatrywała się w szamana bez słowa całkiem jak niedawno Wojtek.
Odkąd sięgała pamięcią nie odczuwała takiego zmrożenia.

Czas stanął w miejscu. Jedynym stałym punktem były siwe oczy Riszi.

A potem krew z szumem ruszyła z powrotem do góry jej ciała roznosząc z sobą ból jak wtedy gdy ścierpłe członki zasilone zostaną dawką krążenia i tlenu.

I Żenia nabrała gwałtownie powietrza.
- Ja… - wydukała oszołomiona ragabash przez ściśnięte gardło -... dziękuję…
Nic mądrzejszego nie wpadło jej do głowy.
Smok chciał usunąć Hakakena. Gdyby jej się to udało sama by została częścią aspektu Żmija? Ale jednocześnie dał jej bicz i chciał nazywać Zygzak. Te dwie kwestie nie współgrały ze sobą poza jednym: wciągnięcie jej głębiej w Żmijowisko. Czego Smok chciał od niej tak naprawdę?

- Słyszałem o broni. Jej właściciel chciał odbyć pielgrzymkę do Otchłani, żeby się oczyścić, przed walką z Hakakenem. Niestety coś poszło nie tak. Chociaż musicie wziąć poprawkę na fakt, że sprawa miała miejsce pół milenium temu. Ja nie pamiętam co jadłem na śniadanie w niedzielę, a tu mówimy o setkach lat. Może ten władyka szedł tam tak po prostu mordować zmory? Albo wydobywać księżycowe srebro? Taka ludzka natura, że wszelkiemu poświęceniu lubi nadawać większy sens. - Na twarzy staruszka pojawił się uśmiech.

- A zwykłym nieudacznikom trafia się status bohatera. - mruknęła Żenia powoli się opanowując - A z każdym wcieleniem trzeba walczyć tak samo? Krzyżować ostrza? To uleczenie Żmija. To pic na wodę czy faktycznie jest możliwe? - dopytywała dziewczyna nowe źródło informacji. - I zastanawiam się czemu Czarny wykminił historyjkę o kami? Żeby mnie chronić? To dość
Podważa jego pozycję skoro nikt w to nie wierzy przez mój zapach. Ten brak wspomnień może być też zaletą prawda? Bo zmorom i innym stworom może być ciężej się przedrzeć ze spaczeniem? - pytaniom nie było końca.
- Historia uczy nas, że Kami mogą być wszystkim. Dzunglą. Wymarłym gatunkiem ośmiornicy, który odrodził się w głębi oceanu. Wilkołakiem, czy letnim wiatrem. Są tam, gdzie Gaia interweniuje osobiście. Jeżeli jesteś Kami, to wszystko jest tak, jak być powinno. Jeżeli przepowiednie się dopełnią, to wyrwiesz największego szamana spośród ludzi z samego piekła, by mógł zjednoczyć wszystkich zmiennokształtnych i stanąć do ostatecznej walki. Zwykła Żenia Bondar by tego nie dokonała. Żenia ze zmorą? Może. Żenia Kami… Żenia Kami może być symbolem jakiego wszyscy potrzebujemy od Wojen Gniewu. Ale ty… ty lepiej nie wierz w to, że jesteś Kami. Bo wtedy pewnie nie uda się to, do czego cię powołano. Pokora to coś, czego brakło garou od zawsze - pokiwał głową przyznając rację samemu sobie.

- Największy prank w historii ragabashów - Żenia uśmiechnęła się kącikiem ust - przekonać wszystkich, że jestem czymś w co sama nie wierzę śmierdząc Żmijem i mając zmorę, która chce zżerać wszystko wokół. To jak? Wyślę Wojtka po rzeczy a sama zacznę się uczyć?

- Gdybyś była Gaią i dowiedziała się, że Żmij przygotował odrodzenie Zhygzag, obdarzył ją potężną zmorą i przygotował karkołomne zadanie zniszczenia garou, to nie wymyśliłabyś „pranku” który to pokrzyżuje? Pamiętaj… Kami pojawiają się tam, gdzie wszystko inne zawiodło.

- Mhm. I zero presji - Natura Żenii jednak wyciekła spomiędzy długo utrzymywanych ryz i dziewczyna mrugnęła bezczelnie do staruszka - Ale dzisiaj wolę nie rozmyślać co by zrobiła Gaja albo Żmij.

Dziewczyna zawahała się chwilę.

- Jeśli wrócę z Czarnym - spojrzała na szamana - Pomożesz mi w usunięciu zmory i … zgodzisz się mnie uczyć? - wspomnienia z ostatniego snu- widziadła dusiła głęboko.

- Czasy gdy byłem Kieh są dawno za mną - powiedział patrząc na dziewczynę.
- Kieh to nauczyciel - dodał widząc brak zrozumienia, po czym kontynuował - myślałem, że Czarny cię uczy. Myślisz, że coś się zmieni?

- Myślę, że będzie mieć pełne ręce roboty z wiecem i ogarem polityki. Próbowałam trochę tego sama. To robota 24/7. A nie chciałabym by sprawa była narażona przez moją niewiedzę. Zjednoczenie wszystkich to nie przelewki i potknięcia jak z zamknięciem caernu Sola mogą stanowić o być albo nie. Dlatego proszę.

- W takim razie poczekasz. Cierpliwość jest czymś, czego też musisz się nauczyć dziecko - odpowiedział.

- Poczekam na Twoje nauki? - Żenia udała niezrozumienie.

Rishi zaśmiał się w głos.
- Nie. Poczekasz aż Czarny skończy.

- Mhm - Żenia spojrzała wymownie na niedźwiedzia - ostatnie sześć tygodni nic tylko siedziałam i czekałam.
- A może przemyślisz jeszcze jak mnie nie będzie i dasz odpowiedź po naszym powrocie? - dodała optymistycznie.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 08-01-2019 o 14:36.
corax jest offline  
Stary 08-01-2019, 12:44   #115
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Żenia okazała się mieć wielki talent do rytuału. Otrzymała kawałek metalu o idealnie symetrycznym kształcie zaokrąglonego grotu. Do kawałka metalu Michaił przyczepił gruby sznurek. Najpierw ćwiczyli na nim. Żenia dostała pukiel siwych włosów Michaiła i obserwowała jak kawałek metalu wygina się w stronę szamana.

- Im bardziej się wygnie, tym dalej jest twój cel. Teraz możesz spróbować z mapą.

Podał jej rozkładaną mapę wielkopolski nad którą trzymała sznurek z obciążnikiem w lewej dłoni, a pukiel siwych włosów w prawej.

- Skup się! - ciężko powiedzieć, czy Rishi się denerwował, czy raczej starał się motywować Ragabasha. Żenia zagryzła zęby i starała się pojmować dalej.

Wojtek wrócił późnym wieczorem. Miał ze sobą małą torbę podróżną. Kilka godzin zajęło im ustalenie kwatery w jakiej Zapalniczka zamelinowała ich szamana. Ale ronin stanął na wysokości zadania. Dlatego właśnie udało im się w kilka godzin zrobić coś, co mając Zapalniczkę zrobili by w kwadrans. Bolało.

W torbie był telefon komórkowy, ubrania, portfel. Musiało wystarczyć.

- Nie ma sensu czekać. Jesteś gotowa. Bardziej nie będziesz - oznajmił dziadek. - Wstań i podejdź, zdejmiemy ten “potężny krąg ochrony przed duchami” stworzony przez szamana Srebrnych Kłów.

Podciągnął rękaw dziewczyny. Przez moment ślinił swój kciuk, po czym tak przygotowanym palcem zaczął trzeć wymalowane na czerwono kółko. Tusz puszczał bez problemu.

"Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa "

Krzyk rozdzierający głowę Żenii wywołał niemal fizyczny ból.

Potem przyszła cisza. Równie nagle, jak pojawił się krzyk.

Michaił złapał dłonie dziewczyny, złożył je ze sobą zamykając swoim dłońmi. Choć były stare, to były silne i utwardzone ciężką fizyczną pracą.

- Dziecko, idź odzyskaj spokój ducha. Ułagodź Zmorę. My otworzymy ten caern - powiedział w końcu zerkając na tusz zmieszany ze śliną na przedramieniu dziewczyny.

Żenia postanowiła podać mu ostrze. Kleiv był kłopotliwy w jakichkolwiek podróżach. I wtedy znowu przeraźliwy krzyk. Dotyk srebra tym razem działał na Btk'uthoklnto jakby ją przypalano żywym ogniem. Rishi przyjął broń i pokłonił się z szacunkiem. Żenia nie zdawała sobie sprawy jak wielką dozą zaufania obdarzała Dziadka. Z drugiej strony miał dług wobec Czarnego.

Stojący nieopodal Harad zerkał na tę scenę z kamienną twarzą. Zdawać się mogło, że zaciska szczęki. Dalemir stał obok niego w luźnej szacie przewiązanej w pasie. Ewidentnie szykował się do pomocy w rytuale, którego jego Alfa miał być obserwatorem.

- No to mamy chwilę, żeby odsapnąć - powiedział Wojtek.
- Szrama powiedziała, że nie jest jej powołaniem udział w rytuale, bo jest wojownikiem. Ja jej wierzę - zerknął na jednooką wilczycę człapiącą między namiotami w ich stronę. - Mówiłaś, że musisz z nią pogadać, więc będzie okazja. Musisz wybrać jakie osobiste rzeczy Czarnego zabierzesz. Ciekaw jestem jakie masz plany na inne rzeczy. A ja myślę, że kilka godzin im zejdzie.

Ale Żenia miała jeszcze jedną kwestię do załatwienia przed podróżą. Gdzieś tam w jej głowie słyszała ciche pochlipywanie znanej sobie nastolatki.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 11-01-2019, 22:16   #116
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Żenia odeszła poza wzrok wszystkich.
Harada, Wojtka, Szramy.
Chciała być chwilę sama gdy ból głowy niczym sodówka nagle opadał.

- Ej…- szturchnęła mentalnie zaszlochaną dramatycznie nastolatkę - Ej… Btk'uthoklnto. Już ok. Oddałam miecz, za chwilę wpadniemy na wycieczkę do Twojego domu… - zamruczała cicho.

“Co się dzieje?” Przebiegło między dziwnym zawodzeniem i szlochem. Co ciekawe płacz nie przeszkadzał zmorze w formułowaniu słów. Jakby ktoś szlochał, a ktoś inny mówił.
“Dlaczego to wszystko tak cholernie bolało? Dlaczego oni mnie związali?”

Żenia nieco się otrząsnęła gdy wrażenie, że jest ich więcej niż dwie się nasiliło.
“Podobno szalałaś podczas nowiu. Bali się, że coś bardziej narozrabiamy. Ale cię rozwiązał ten miły wujaszek. Co się działo przez te kilka dni co?”
Płacz ucichł, jakby go ucięło. Nastolatka została przyłapana na czymś.
“Związali mnie. Otoczyli tą barierą i dusili. A ja próbowałam się wydostać. Zaczerpnąć powietrza. A oni zacieśniają więzy. Powiedziałaś, że nie będzie bolało tak jak wtedy!”
Ewidentnie w głosie zmory pojawiła się złość.

“Przecież ty nie oddychasz.” - Żenia uniosła brwi - “Kiedy powiedziałam? Chciałaś zjeść Haighta?”

“Tam od razu nie oddychasz… nie musisz być taka… bezpośrednia”
Zmora najwyraźniej się obruszyła.
“No chciałam zjeść Haighta. No i co? Miało nam to pomóc. Gdybyś tylko dała radę… No to próbowałam go jakośtam… tego ten… no….I tak myślę, że trzeba było go zjeść!”
Ucięła w końcu. Miała jakąś dziwną huśtawkę nastrojów. Od płaczu do wybuchu przechodziła z prędkością… nastolatki.

“Ten tego no?! Ten tego no?!” - Żenia się zirytowała - “Mówiłam ci, że nie jadamy ludzi! Ale musiałaś kombinować, tak? No dlatego cię związali.” - dziewczyna założyła ręce na piersiach jakby gadała z kimś stojącym obok a nie sfochowaną, wypaczoną stworą w swojej głowie. - “Teraz się będziesz wściekać na mnie jak sama zawaliłaś tak? Teraz jak cię zabieram na wycieczkę? Gdzie masz okazję pokazać jaka jesteś silna i potężna, tak?” - Żenia też się fochnęła.

“Jaką wycieczkę?”
Ciekawość wylewająca się z pytania zmory przyćmiła wszelkie inne uczucia jakie wcześniej dało się słyszeć.
“No jaką? Dokąd jedziemy? Powiedz, proszę! Proszę proszę! Obiecuję nie jeść ludzi bez pytania! Powiedz, dokąd jedziemy?
Oczy wyobraźni podsuwały Żenii wizję niższej od siebie młodej dziewczyny, która złapała ją za koszulkę i skacze w koło z wyrazem proszących oczu.

- Teraz to proszę, co? Pamiętaj, że obiecałaś. Lepiej dla Ciebie, jeśli sen o Zapalniczce to był tylko sen - Żenia tupnęła nogą jakby odganiając Tusię - Nie chcesz mieć niespodzianki? Jesteś pewna?

“Jaki sen? Niespodzianki? Hmm” Żenia zadała ćwieka Zmorze. T najwyraźniej nie potrafiła zdecydować czy woli wiedzieć już teraz, zaraz, czy może jednak poczekać i mieć radość niespodzianki. Wzorem osiołka postawionego między dwoma żłobami z sianem zamilkła. Raczej nie padłaby z głodu nie mogąc zdecydować, ale i tak nagła cisza, po wybuchach emocji była dziwna dla Żenii.

Korzystając z zagwozdki zadanej Nahajce, Wrona wróciła do Wojtka i Szramy.

Uklękła przed wilczycą ale nie pchała się z łapami. Wiedziała, że wadera cierpi i tak w jej obecności.
- Nadzieja pomszczona, Szrama. - uśmiechnęła się smutno do Alfy. - Teraz czas wyciągnąć Antka i chłopaków. A potem jeśli uda mi się wrócić chciałabym pomówić. Dobrze? Zgodzisz się? - Żenia zdała sobie sprawę, że jeśli Obserwuje je Harad to trafia go ponownie szlag.

Wilczyca przekrzywiła głowę. Nie rozumiała.
- Tak. Pomszczona. Dlaczego nie chcesz teraz rozmawiać? - słowa rozbrzmiały wprost w głowie dziewczyny. Wilczyca lubiła kontaktować się przez przekaz myśli. Nie musiała zmieniać formy.
“Ej… słyszysz głosy? Ona mnie słyszy?”
Zmora podjęła dialog w głowie brunetki.

A było tak pięknie…
Dlaczego jej głowa stała się Dworcem Centralnym?

„Cicho, mogę gadać tylko z jedną na raz”

- Bo to nie czas na tą rozmowę. A jeśli nie wrócę to i tak nie będzie miała znaczenia. - Żenia wytłumaczyła po swojemu - Dziękuję za Twoją pomoc z Rishi. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.

Wrona uśmiechnęła się i skłoniła waderze lekko.
- Czy ty tutaj starasz się odwalić jakieś nieudolne pożegnanie? - wypalił Wojtek. - Co?

“Zdecydowałam” Zabrzmiało w jej głowie. “Chcę wiedzieć dokąd jedziemy!”

- Jak to bez znaczenia? Słowa nie nabierają mocy z czasem - napłynęła wprost do głowy myśl od Szramy.

- Nieudolne? - żachnęła się dziewczyna - Jak to nieudolne? Może nie jestem złotoustym skaldem opowiadającym sagi ale chyba przekaz jest jasny, hm?

Rrraaannyy…
Telefony w mojej głowie!!!

„Idziemy. Nie jedziemy. Do malfeasu! Cieszysz się?” Żenia połaskotała Zmorę za wyimaginowanym uchem.

- Chodzi o temat do omówienia. Nie o same słowa, Alfo.

- Wiem, że do Malfeasu - odpowiedziała Szrama na słowa nie kierowane do niej - I nie, nie odczuwam radości z tego powodu. Nie jestem też alfą. Alfy mają swoje watahy - w głowie Żenii przemawiała wojowniczka tonem zupełnie do siebie nie podobnym.

“Do Malfeasu” Zmora zaś smakowała słowa. Mentalnie oblizywała się, a tatuaż zaczął mrowić. Niczym wąż, który pod skórą ruszał w wędrówkę.

W końcu przemówił Wojtek, który jako jedyny nieobecny w głowie Ukrainki powiedział:
- Nie powinnaś iść sama. To nie tak powinno wyglądać. Jest tu plemię Srebrnych Kłów, czy nie powinni rzucić się do walki? - stał z rękami w kieszeni jeansów. Co jakiś czas zerkał na czubki swoich butów.

Wrona podeszła do starszego wilkołaka i wtuliła się w niego łaszącym ruchem.

- Nie wiem jak „powinno” wyglądać. Ty się nie martw. Złego diabli nie biorą. A ja mam Zmorę.

- Zostawię wam mój plecak, ok? Zależy mi na nim i jego zawartości. Nie chcę brać go ze sobą. Wojtek jakby co zabunkruj się u mnie.

Skinął głową. Zagryzł zęby. Westchnął głęboko.
- Ile myślisz, że to potrwa?

“Malfeas” powtarzała w głowie Zmora.
„Znaczy się cieszysz?”

- Nie wiem. Tydzień? Czarny z chłopakami już drugi tydzień nie wracają.

„Dla mnie byłaś i jesteś alfą. Z watahą czy bez, Szrama”

- No właśnie. Z chłopakami. A ty z czym idziesz? Ze zmorą? Kontrolujesz ją? - Wojtek wszedł w fazę złości.

- Wojtek, jak pójdę sama i mnie wetnie, to pół biedy. Jak pójdę z kimś to może się różnie skończyć. Zapalniczka poszalała, nie dałam rady jej uratować. Ktoś tu musi mieć oko na ten cyrk. - Żenia pominęła temat kontroli Zmory. - Idę pogadać z Haradem i wybrać bety Antka.

- Żenia, słuchaj. Ten ciężki temat - ronin skinął głową na Szramę, która zerkała na nich nie wiedząc o co chodzi - myślę, że nie masz co z nim czekać. Wiesz? Jeśli ma się dowiedzieć od kogoś, to lepiej od ciebie niż od ludzi Harada.

- O co wam chodzi? - głos wilczycy zabrzmiał w głowie Żenii i przedarł się przez monotonne:

“Malfeas”

Żeńka skrzywiła się. Łypnęła na Wojtka spod oka.
- Szrama, słuchaj. Z akcji na tancerzy przeżyła dwójka i dwójka krewniaków. - stwierdziła prosto z mostu. Miała do czynienia z lupusem. Ciężko nakręcać makaron na uszy wilkowi. - To nie jest łatwy temat. Zapalniczka uznała, że warto dać im szansę na odkupienie win. A oni chcą odkupienia. - brunetka obserwowała reakcję Wadery.

Sierść wilczycy zjeżyła się.
- Zapalniczka. - rozbrzmiało w umyśle dziewczyny - Ona nie żyje. Oni są w twoich rękach. Czy uważasz, że zasługują na odkupienie?
Wzrok jednego oka przeszywał brunetkę badawczo.

- Dałyśmy im obie szansę. Chciałam poczekać na Czarnego i, Ciebie i to omówić. Są na naszej łasce. Co zyskamy jeśli zetniemy im łby jak Harad nieprzytomnemu jeńcowi? Ten który stał za wszystkim i większość jego ludzi nie żyje. Zginęła z naszych rąk.

- Będziemy teraz zbierać starszyznę przed zabiciem każdego pomiotu żmija? Tak? - myśli Szramy nie były natarczywe. Były dobitne w swej prostocie. Dziecinnie logiczne.

- Nie każdy pomiot żmija jest z gruntu zły. Ty mnie nie zabiłaś. Dałaś mi szansę. Mimo, że śmierdzę. I mam zmorę na ramieniu. A mimo to walczyłyśmy razem. Opiekujesz się mną.

- Z nimi nie walczyłam. Zabili moją siostrę w zasadzce. - Żenia nie do końca była pewna czy kolejne myśli Szramy były zachwiane. Nie mogła wyczuć jej samopoczucia. Słowa w jej głowie nie miały tonu głosu. Nie była też pewna na ile lupusy są ironiczne. Słowo “siostra” było użyte na przekór? Członkini watahy? - Mam się opiekować też nimi? Dlaczego?

- Nie, nie masz. Niczego ci nie narzucę. Chciałam, żebyś wiedziała. Kobieta, Dzikie Serce, wierzy, że jest lupusem. Nie jest. Urodziła się jako człowiek. Ale wierzy z całego serca, że jest urodzonym wilkiem. Może jej rolą jest ochrona ciebie? A może nie. Nie wiem. W każdym razie oni żyją. Jeśli nie wrócę to Harad pewnie ich zabije. Dlatego powiedziałam, że temat może być nieważny.

- Darując im życie, wzięłaś za nich odpowiedzialność. Po to, żeby Harad ich zabił? Dobrze rozumiem? - analizowała wilczyca.

- Wiesz, no nie planuję ginąć ale to moja pierwsza wyprawa do piekła i może być różnie. - Żenia straciła nieco cierpliwości - Nie chcę ich zabijać. Myślę, że każde z nich dostało drugą szansę po coś. Szczególnie teraz gdy Zapalniczki już nie ma. Ale zabrać ze sobą ich nie mogę. A kto ich obroni jeśli nie wrócę? Ty? No nie. Wojtek? Tym bardziej nie. Ktoś z ekipy Harada się wstawi? Nawet nie wiem gdzie Harad ich odesłał. Chcę to ustalić.

- Czyli darowałaś im życie, żeby ktoś inny ich zabił - Szrama przewróciła jednym okiem starając się pojąć logikę Żenii - Oni zabijali wilkołaki. Żenia, oni zabijali nas. NAS. Oni i my. Czy widzisz granicę? Ilu naszym podarowali życie? Nadziei? Nie. Zaczaili się na nią w piątkę. I rozumiem, że było to bardziej miłosierne, niż ścięcie ich jeńca, przez naszego wojownika. Tak? To chcesz mi powiedzieć? Potem decyzją twoją i Zapalniczki oni stają się jednymi z nas. Tak? Czy coś źle rozumiem?

Tym razem przekaz niósł ze sobą negatywną emocję. Ciężko było wyczuć czy złość, czy też wylewał się z niej żal. Wojtek tylko stał opierając się o jedno z drzew i patrzył na dziewczynę mówiącą do wilczycy.

- Nas? Oni? Wy. Nie. Nie stają się częścią nas. Doskonale wiedzą, że nie będą jednymi z was. Tak jak nie jestem ja. Ale „was” jest coraz mniej. „Was” nie przybywa. Tych innych za to tak. Jaka jest różnica między daniem drugiej szansy tej dwójce a daniem szansy innym zbrodniarzom nacji w przeszłości. Bo „oni” są z pewnością wybrykiem historii, tak? Bo nikt z garou nie dokonał nigdy niczego gorszego?

Szrama skinęła pyskiem.
- Zaakceptowaliśmy cię. Walczyliśmy ramię w ramię. Nie jesteś jedną z nas? - rozległo się w głowie brunetki.

“Co za ignorantka. Weź ją ucisz, co?” dodała Zmora.
„Spytaj Harada jak bardzo jestem jedną z was”.
- Mam pewien pomysł. Wybacz na moment. Ale dostaną swoją szansę odkupienia win. - Wilczyca podniosła swój zad i z zadartym ogonem ruszyła w stronę caernu.

Wojtek spojrzał pytająco na Żenię. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Chyba poszło dobrze, co? Nie rzuciła się na ciebie.
- Nie wiem. - odprowadziła Szramę spojrzeniem.

Wilczyca rozmyła się. Przeszła na drugą stronę. Nie szła rozmawiać z Haradem. Nie miała zaufania do Alfy? A może potrzebowała skonsultować “pomysł” z szamanem? Albo dwoma szamanami? Ciężko było do tego dojść.

- Spróbuję ogarnąć tematy Zapalniczki. Nie, żebym był w tym jakiś dobry, ale jeżeli wrócisz z Czarnym a ja miałbym dołączyć do Watahy, to dobrze byłoby pokazać swoją przydatność. Co myślisz?
Zapytał mężczyzna podążając spojrzeniem za spojrzeniem Żenii.
- Tak - przytaknęła nastolatka - to dobry pomysł. W telefonie masz namiary na Zośkę. Wie, że jesteś ode mnie. Widziała Cię w kamerkach. Pomoże Ci. Tutaj jest plecak. Zostawiam kilka rzeczy. Zabieram tylko nóż. Klucze do mieszkania są w środku. Uważaj na siebie. - Żeńka podała plecak Buremu Kłu.
Wziął go od niej niechętnie. W końcu złapał ją za rękę w której trzymała plecak i przyciągnął do siebie. Objął ją niespodziewanie.
- To ty na siebie uważaj.
- Słowo harcerki. - przez myśl przebiegło jednocześnie „słowo przeszkolonej żeńskiej wersji Bonda”. - Żenia wspięła się na palce i przyciągnęła głowę Wojtka do swojej. Oparła czoło o czoło marudy i przymknęła na chwilę oczy. Czerpała pociechę z bliskości ronina. Nie chciała go martwić ale zaczynała odczuwać zdenerwowanie. Chciała mieć to już za sobą.
Trwali tak chwilę, aż w końcu on pierwszy puścił.
- No, to idź już tam. Dowiedz się, czy wszystko gra. Wyciągnij Czarnego. I wracaj szybko. Tam zdaje się jedziemy oczyścić Toruń, czy coś.
Żeńka pokiwała głową ponownie i uśmiechnęła się.

Tymczasem z szarej mgły, jaka zaczynała się zbierać na polanie wyszła wilczyca o jednym oku. Wróciła. I najwyraźniej chciała się pochwalić pomysłem.
- Dostaną szansę udowodnienia przydatności. Rozmawiałam z Rishi. - myśli przebiegły po głowie Żenii, dopiero po chwili zorientowała się, że to głos Szramy w jej umyśle.

Nie wiedzieć czemu kolejną myślą była arena gladiatorów.
- tak? Jaka to szansa?

- Kompas. Szaman mówi, że jeśli was odpowiednio przygotuje, to przejdą wszyscy. Wszyscy oni pachną podobnie do ciebie. Dalemir to potwierdził. Więc jak sądzi Michaił Zmory nie powinny Was atakować w Malfeasie. Za jednym zamachem będziesz mogła się nimi zająć, uzyskać pomoc i dać im szansę na odkupienie. W tym czasie Harad nie zetnie im głów, a ja nie poprzegryzam gardeł.
Ostatnie słowa dały do zrozumienia Żenii jaką alternatywę wymyśliła Szrama dla Tancerzy Skór.

- Sprytne. Nie podejrzewałam lupusów o perfidię. Ale uczę się dopiero sześć tygodni. - komentarz Żenii trudno było uznać za szyderstwo bo wypowiedziany był skończenie uprzejmie.

- Wiele nauczyłam się od ludzi. - odpowiedziała wilczyca.

“To będzie ciekawe” przebrzmiało i Żenia nie była pewna, czy to jej własna myśl, czy też Zmora.

- Nie wątpię. - Żenia wzruszyła ramionami - Szkoda marnować czasu. Bo wbrew pozorom ta wyprawa ma cel i rozgrywana jest przeciw czasowi.

Ironia sytuacji i wcześniejszy komentarz Wojtka uderzyły ze zdwojoną siła. Po Czarnego i ekipę z Poznania rusza trójka niedoświadczonych pomiotów Żmija podczas gdy wielcy bohaterowie historii siedzą na zadach w cieple caernu.

Szrama straciła wiele w oczach dziewczyny. A uczucie „was” i „nas” nasiliło się aż do cierpnię ia skóry.

Wrona przekonała się też jakiego wsparcia oczekiwać może Czarny i w przyszłości. Najmocniej uderzyło ją to, że wadera z premedytacją osłabiła jej szanse na powodzenie dorzucając jej dwójkę nieopierzonych garou do krytycznej misji.

Odwróciła się na pięcie by ruszyć po rzeczy Antka bez dalszych komentarzy.

Później rzeczy działy się jeszcze wolniej. Szaman po otwarciu caernu przypisał kompas suplikanta do brunetki. Ponad półtorej godziny zajęło sprowadzenie Ryśka i Dzikiego Serca do Caernu. Wynajmowali hotel w Poznaniu, było to jedno z ostatnich zaleceń Zapalniczki.
Żenia wprowadziła ich w szczegóły działań pomijając szczegóły rozmów z Haradem i Szramą.

Siwy szaman wymalował im jakieś symbole na zewnętrznej stronie prawej dłoni, całej trójce. Dzięki temu mieli przeskoczyć razem z Żenią przez kompas. Żenia skorzystała jeszcze z ostatniej rady Wojtka i zerknęła na wschodzący księżyc. Poczuła jak żyły napełnia jej gniew. No i w końcu byli gotowi do wyruszenia. Dzikie Serce milczała i tylko co jakiś czas z podziwem patrzyła na jednooką Wilczycę. Pomysłodawczynię ich pomocy w przedsięwzięciu. Rysiek zaś starał się za wszelką cenę unikać spojrzeń Harada i jego ludzi.

Caern został otwarty. Najpierw wskoczyli w umbrę, którą jak zwykle w tym miejscu rozświetlał blask słońca. Wokół jednak nie było Żarptaków.

- Gdy będziesz gotowa nakłuj palec i skrop kompas krwią. Potem pomyśl o swoim totemie. Konkretnie o nim. Jest pewna szansa, że jeżeli nie skupisz się odpowiednio, to przeniesie waszą trójkę na plan burz, do Dziadka Groma. Powodzenia Córko Ognistej Wrony. - Powiedział siwowłosy szaman.

Żenia nie mogła być bardziej gotowa. Bez wahania nacięła palec i skropiła fetysz własną krwią.
Nie oglądnęła się na nikogo.
Zielona paszcza Pasikonika stanęła przed oczami dziewczyny tak, że niemal czuła wyziewy trujących oparów z jego nozdrzy.
 
corax jest offline  
Stary 11-01-2019, 22:25   #117
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
“Porzućcie wszelką nadzieję, wy którzy tu wchodzicie”

Zbierało jej się na wymioty. Szarpnięcie było nieporównywalnie mocniejsze niż przy wszystkich wcześniejszych skokach w bok. Przebyła nieskończenie daleką drogę. O ile wszystko poszło dobrze, to była teraz w domenie Zielonego Smoka. W dłoni ściskała nóż i wahadełko. Do drugiej dłoni Michaił wepchnął jej coś przed samym przejściem. Nie zdążyła się temu przyjrzeć. Teraz za to była w kompletnej ciemności. Z otępienia wyrwał ją dźwięk wymiotowania. Miała towarzyszy. Tancerzy Skór. Finansistę i dziewczynę wierzącą, że jest lupusem. Wysokiej klasy grupa uderzeniowa, która miała wyrwać stąd najsilniejszego żyjącego w Polsce szamana, dwóch doskonałych wojowników i sławnego galiarda kontrolującego ogólnokrajową sieć krewniaków. To wszystko było jakimś nieporozumieniem.
Smród wymiocin wbijał się w jej nozdrza. Ściany były zimne w dotyku i znajdowały się dość niedaleko siebie. Była w jakiejś jaskini. Dlaczego nie pomyślała o latarce? O wyposażeniu? Gdzie będzie spać? Co będzie jeść? Co będą jeść, bo przecież była ich trójka. Dano jej wolną rękę w przygotowaniach. Zaufano jej. Tak przedstawią swoją wersję Harad z wielkim mieczem i miłosierna jednooka wilczyca. A teraz Żenia miała zupełnie inne przeświadczenie. Harad chciał się jej pozbyć. Chcieli się pozbyć Tancerzy Skór. Mieli Caern. Mieli szamana. Nikomu nie zależało na powrocie Czarnego. Myśli kłębiły się w ciemności.

- Tam - dobiegł do niej damski głos. Dzikie Serce próbowała określić jakiś kierunek. W absolutnej ciemności musiała sobie zdawać sprawę, że Żenia nie widzi żadnego “tam”. Wtedy brunetka poczuła dłoń na swoich plecach. Dotarło do niej, że ubrania się zniszczyły w dużym stopniu. Koszulka była obszarpana, bo Dzikie Serce zatrzymała się na jednej z dziur w koszulce. W końcu dłoń trafiła na dłoń Żenii. Ścisnęła ją i pociągnęła.

- Tam. Czuję ruch powietrza - kontynuowała “transrasistka”? Jak określało się ludzi, którzy wierzyli w to, że mieli urodzić się wilkami? W każdym razie jej zmysły okazały się bardziej czułe niż Żenii. Ryszard pomrukiwał. Był gdzieś przed nimi. W ciasnej jaskini szli częściowo na czworakach, częściowo w pół skłonie. Aż w końcu dotarli do pomieszczenia, które wydało im się bardzo jasne. Nadal byli w jaskini, ale teraz już ogromnej. Co kilkanaście metrów stała kolumna na której paliły się płomienie. Wyglądało to jak trzymetrowe pochodnie. A jednak światła nie było dość, żeby zobaczyć sufit ogromnej jaskini. Gdzieniegdzie z ciemności zwisały stalaktyty, których ostre krawędzie wystawały z ciemności.
Teraz mogła zobaczyć swoich towarzyszy. Im nie dano nic. Nie przypisano im ubrań, więc teraz szli obok niej. Nago. Pochodnie oświetlały ogromny połyskujący stos.

- Złoto? - zapytał niepewnie Ryszard Harwaziński.
- Szzzz - uciszyła go Żenia postępując niepewnie do przodu. Rozglądała się z mieszanką ciekawości i obawy. Próbowała odsunąć od siebie teraz rosnące rozczarowanie Szramą. Skoncentrować się na zadaniu i odnalezieniu Czarnego. Nie miała żadnego planu. Żadnego pomysłu jak to zrobić. W porównaniu ze snem-wizją wyglądało to jak szczyt amatorszczyzny. Poczuła igiełkę zniechęcania. Po której natychmiast się mentalnie kopnęła. Od zniechęcenia niedaleko było do poddania się, przyznania do porażki. A Ogórek poszedł za nią do Pentexu, to co? Ona nie pójdzie za nim do piekła?
Zmieniła formę by móc przyłożyć się nieco i skorzystać z węchu i wyostrzonych zmysłów. Próbowała wymacać co wcisnął jej stary Misza. Kompas wcisnęła w kieszeń spodni, a nóż wsunęła za pas. Chwyciła mocniej dłoń Kamili.

Była to kartka pożółkłego papieru. A na kartce rozrysowane jakieś kształty, połączone ze sobą. W kształtach były różne słowa:
Księstwo Centralne, Księstwo Aliara, Księstwo Aify, Księstwa graniczne, Księstwa Żywiołaków.
Mapa.
Dziewczyna trzymała w dłoni mapę. Gdy ją odwróciła to zauważyła drobny opis cyrylicą.
“Podobno wszelkie portale wewnątrz Malfeasu prowadzą do Księstwa Centralnego i zamku Cthonus. Unikaj ich. Mapa nie jest dokładna, bo nigdy tam nie byłem. Stanowi raczej obraz informacji jakie otrzymałem od duchów. Pokazuje co z czym graniczy.”

Żenia przyciągnęła oboje tancerzy i pokazała im mapkę. Odczekała aż obydwoje ją zapamiętają i schowała do kieszeni spodni.
- Musimy znaleźć stąd wyjście. A potem spróbuję namierzyć Czarnego. Rysiek, żeby Ci nie wpadło do głowy zabierać złota.

Żenia razem z Kamilą ruszały powoli w stronę jednej ze ścian, tam gdzie kopa złota była najmniejsza. Kminiła, że podążając wzdłuż ścian, dojdą w końcu do wyjścia.

Rzeczywiście mijając kolejne stalagmity sterczące z podłogi szły po łuku w świetle kolejnych pochodni. Góra złota miała na oko setki metrów średnicy, i kilkadziesiąt metrów wysokości. Na górze spoczywał wielki czarno-zielony kształt z rozwiniętymi błoniastymi skrzydłami. Łuskowate ciało było zakopane po części w złocie. W zasadzie mogliby wyjść z jaskini bez zwracania uwagi gada. Żenia zaś przypomniała sobie jakie wrażenie wywołał przy pierwszym spotkaniu. I przy powrocie z Ukrainy.

Zamachała dłonią na Ryśka, przyzywając go do siebie i Kamili.
Złapała dłoń mężczyzny i ścisnęła.
Czuła się nieco jak przedszkolanka i jak małe dziecko.
Dziwne, że Zmora również umilkła i przestała się wić i popiskiwać.

- To jest mój totem - ledwo poruszając ustami mruknęła w stronę swoich towarzyszy.
“Jak będziecie niegrzeczni to usmaży was puszczając bąka.“

Przepełniła ją mieszanka dumy i jakiejś dziwnej czułości gdy spoglądała na połyskujące łuski. Ale czuła też gniew i rozczarowanie. Gdzieś tam bulgotało też poczucie zdrady. Rozważała dostępne opcje na gorąco. Wyjść, pchać się przez cały Malfeas, walczyć i może nigdy nie znaleźć Czarnego. Nie mówiąc o utracie chłopaków i tancerzy. Gdzieś w przewrotnym charakterze Eugenii Bondar podnosił się środkowy palec. Do Harada. Do Szramy. Do Pazura w Mroku i wszystkich tych przyszłych i przeszłych przeciwników. Żaden z nich nie równał się śpiącemu Smokowi, zakopanemu w górze złota.
A gdyby tak…
Gdyby tak go przekonać do wyciągnięcia Czarnego, chłopaków i całej obecnej trójki z Malfeasu do caernu? Czy to byłoby równe prankowi, o jakim rozmawiali z Michaiłem?

Poprowadziła Kamilę i Ryśka za jeden z wyrastających z podłoża jaskini skalnych słupów.

- Pomówię z nim. - wyszeptała ponownie do dwójki - cokolwiek będzie się działo, idźcie za moim przykładem. Ale nie wiem jak zareaguje gdy go zbudzę w jego salonie.
Jednak słowa Wojtka gdzieś się zakotwiczyły. Żenia na dobrą sprawę potraktowała pazurami Fedira spadającego jej za plecami. W swoim mieszkaniu pewnie też by się wkurzyła na intruza.

A poza tym według słów Michaiła musiała odbyć ze smokiem rozmowę by wrócić do Poznania. Czy teraz czy później - co za różnica?

Spojrzała po dwójce Tancerzy, sprawdzając ich gotowość.

Sama też schowała się w mroku w niejakim oddaleniu od dwójki towarzyszy.

- Smoku… - powiedziała normalnym głosem bardzo starając się by nie brzmiał piskliwie - Smoku, to ja, Żenia.
Przybrała stonowany ton by wybijać Pasikonika ze snu stopniowo. Nie chciała, by doznał szoku.

- Eh Zygzak - bestia mówiła spokojnie i bez otwierania ślepi. Dmuchnęła swymi potężnymi dziurkami w nosie i obok Żenii zapaliły się dwie pochodnie, których nie zauważyła. Rozgorzały zielonymi płomieniami. Brunetka odsunęła się od nich nieco.
- Wiem, że nie jesteś sama. Wiem, że mi tu łazisz. Chyba nie myślisz, że możesz się pojawić w mojej domenie i przekraść, co?
“No tak”. Żeńka wyszczerzyła się. Z całych sił opanowała impuls nawinięcia na palec skraja podkoszulka i zakręcenia stopą w ziemi.
- Wiesz, nie chciałam przerywać ci drzemki. Każdy potrzebuje nieco snu dla urody. Chociaż tobie w ogóle sen niepotrzebny… - dorzuciła komplemencik na koniec pod wpływem jakiegoś impulsu.

Cytat:
“Myszy!”
- Nie drzemałem - zaprzeczył. - Ja nigdy nie drzemię! Ja… obserwowałem, czy z moimi powiekami wszystko w porządku. A teraz powiedz mi dwie rzeczy, Zygzak. Jak tutaj wlazłaś i co z Hakakenem?

Cytat:
“MICE”
podpowiedziało jej jakieś echo. I Wrona w końcu coś zaskoczyła.
Cytat:
“Musisz nauczyć się i używać przełomowych informacji w rozumieniu ludzkiej natury i motywów ich działania. Nauczyć się wykorzystywać techniki do przekonywania ludzi do własnych celów.”
Brzmiało jak regułka powtarzana na tyle często by zostać zapamiętana jako cytat.

- Już odpowiadam. - Żenia wróciła do swojej naturalnej, zwykłej postaci. Nadal nieco zaskoczona milczeniem Zmory.

Cytat:
Money!
Żenia miała przed oczami stosy złota. Majątek, którego nie byłaby w stanie wydać przez kilka kolejnych pokoleń.

- Przyszłam bo się stęskniłam. Dawno mnie nie odwiedzałeś a strasznie dużo się działo.

Cytat:
Idealogy!
Przeciwnik Smoka brzmiał jak dobry trop. Żenia zamruczała rozkładając ręce wplatając nawiązania do wroga Pasikonika w swą kolejną wypowiedź:

- Najpierw wcięło mi szamana i ekipę, którą chciałam zabrać do Hakakena. Z jakiegoś powodu zdecydowali się udać na wycieczkę i pozwiedzać egzotyczne kraje. Więc, żeby się dobrać do niego, musiałam znaleźć sposób, żeby ich ściągnąć z powrotem. - brnęła dalej wykazując swe oddania dla sprawy - No i tak się porobiło, Smoku, że znalazłam jedną ekipę, noooo tak średnio skorą do współpracy, nie wiem czemu zupełnie. I oni mieli takie zmyślne ustrojstwo, co pozwala odwiedzać totemy swoje albo swojej watahy. No i pomyślałam, że skorzystam i wpadnę z odwiedzinami i sprawdzić co u Ciebie.

Cytat:
Coercion!
Nie, to nie zadziała na incarnę Żmija.

- Pokaż to ustrojstwo - Smok otworzył ślepia i ruszył w stronę Żenii. Jaskinia się zatrzęsła, a gdy pysk znalazł się tuż przed nią znów przypomniała sobie jak za pierwszym razem widziała te półmetrowe zęby.

Kamila przykucnęła za jednym ze stalagmitów przestraszona. Rysiek udawał twardziela i służył jej ramieniem. Oboje też z niesamowitą wręcz szybkością oddalili się od Żenii, żeby przypadkiem wielka bestia chcąca coś teraz od dziewczyny nie zwróciła uwagi na tę dwójkę. Cóż, widocznie interakcje Kleszcza ze swoją watahą były mniej spektakularne.

- A proszę cię bardzo - Żenia uśmiechnęła się ponownie grzebiąc w kieszeni i w końcu pokazując totemowi kompas. - To to.

“No i co? Nie fajna wycieczka?” - puknęła mentalnie wrzeszczącą nastolatkę, która nagle zupełnie zamilkła.

Dopiero przy tym Córka Ognistej Wrony zdała sobie sprawę, że Nahajki nie ma. Przecież ostatnio w umbrze była wijącą się macką. A teraz nie było nawet śladu po tatuażu.

Smok pacnął w jej dłoń jęzorem wytrącając Kompas Suplikanta. Potem odwrócił łeb łypiąc okiem w stronę maleńkiego przedmiotu. Chwilę milczał, po czym wielka łapa przygniotła kompas i szarpnęła się rzucając go razem z kamieniami gdzieś na górę złota.

- Dobra. Już u mnie jesteś, to nie potrzebujesz tego więcej. Co dalej?

- Hm - Żenia obserwowała lecące resztki fetyszu, lekko się krzywiąc. No nic. Trzeba będzie zrobić nowy. - No co dalej. - poskrobała się za uchem próbując ugrać na czasie.

Cytat:
Ego!
Bingo!
To powinno zadziałać. Żenia poczuła się jakby ktoś zapalił w niej kilkanaście lampek. Dodało jej to skrzydeł, przekonania.

Twarz Czarnego mignęła pod powiekami.

To był ten moment. Gdy musiała zagrać za wszystko, all-in. Nie wiedziała, skąd się to w niej wzięło ale desperacja pokierowała nią w najmroczniejsze zakątki jej samej. Te głęboko skryte, kierujące się jedynie najniższymi instynktami, najprymitywniejszymi popędami. Sięgnęła tam, gdzie “wszelkie dostępne środki” stanowiły niemal tabu, bo były tożsamym z metodami żmija.

- No tak. Co dalej. Dalej potrzebuje wygrzebać tę czwórkę łosi, która podobno buszuje radośnie w Malfeasie od paru tygodni. Potrzebuję ich całych i sprawnych i nie uszkodzonych na ciele i umyśle, Smoku. Bo na Hakakena sama nie pójdę. I tak kminiłam, czy byś nie pomógł mi ich może wydostać jeśli nie masz za wiele w swoim harmonogramie? - Słowa popłynęły same. - A poza tym zastanawiałam się czy nie wiesz przypadkiem jak tam Pieśń Udręki się miewa, co? I zanim powiesz, że znowu proszę o pomoc, to jednak solowa próba pozbycia się Hakakena jest mało dobrym pomysłem. A ja chcę mieć pewność, że zadanie wypełnię. Do tego potrzebuję tę zaginioną czwórkę: najmocniejszego szamana, najlepszego galiarda i dwójkę najsilniejszych wojowników. - Żenia czuła się teraz jak mroczny wąż, nie jak Córka Ognistej Wrony. Jakaś jej część nienawidziła siebie - Sam przyznaj, że użycie Gaiańskich garou do tej akcji to byłby majstersztyk.

Smok kiwał łbem z uznaniem.
- No dobra, a jak chcesz ich znaleźć w Malfeasie? Co tutaj robią? Co z tą dwójką?
Zielone płomienie zapaliły się w kręgu wokół Tancerzy Skór.

- Umiem wahadełko - Żenia dumnie wypięła pierś - Podobno jest to najskuteczniejsza forma GPSu od … no… od dawna. A co robią? Nie wiem, Smoku. Wleźli wtedy w Pentexie i od tamtej pory słuch zaginął. Ale kto jak nie Ty wie co się dzieje w jego domenie? A ta dwójka nie wierzyła mi, że jesteś moim totemem to zabrałam ich ze sobą, żeby Cię poznali. Ona to najlepszy nos jaki znam, a on to rekin giełdowy i twarda męska klata dla przeciwwagi całego tego estrogenu. Zgodziłbyś się pomóc i przerzucił nas wszystkich w całości i bez szwanku w okolice Poznania? Dla Ciebie to jak betka.

Smok wyprostował się dumnie. Niczym Żenia chwile temu mówiąc o wahadełku.
- Czy ta dwójka chce wejść pod moje skrzydła? - Smok rozłożył skrzydła wyciągając je w górę, a ich krańce znikały w mroku pod sklepieniem. Rysiek na te słowa wyprostował się i spojrzał najpierw na Żenie, potem na Kamilę. Kiwnął głową na znak, że się zgadza.

Ze sklepienia coś się oderwało i wbiło tuż pod jego stopami. Ostrze. Lekko zakrzywione, trochę krótsze od broni Harada.
- Zatem będziesz mi służyć i wysławiać me imię, a ja obdarzę cię darami. A ty?
Kamila była lekko przestraszona. Żenia widziała, że najchętniej skuliłaby się w sobie, zmieniła w wilka i zawinęła ogon. Wzrok dziewczyn spotkał się na moment. Szukała wsparcia. Chciała zdjęcia odpowiedzialności, chciała, żeby to Żenia coś powiedziała, albo kazała jej powiedzieć.

Żenia zdała sobie sprawę, że Dzikie Serce nigdy nie będzie przywódczynią. Zastanowiło ją jakim cudem dziewczyna znalazła w sobie determinację na zostanie wilkołakiem, tancerzem skóry.
Kiwnęła lekko głową w stronę Kamili i zwróciła wzrok na Smoka z wyrazem zachwytu. Nie do końca udawała. Choć straszny i przerażający, Smok był zjawiskowy.

Pchnięta Kamila kiwnęla głowa i również przed nią wbiło się identyczne ostrze. Po chwili bez żadnych komentarzy trzeci z długich noży spadł przed Żenię.
- To nie jest zwykła broń - mówił smok, a jego słowa dudniły echem wewnątrz jaskini. - Z tymi ostrzami moje dzieci nie będą musiały się już szukać. A twojego szamana znajdę. Wydostanę. Potem przerzucę do Poznania. Wszystkich. Co pokazuje wahadełko?
- Gad opadł na przednie łapy i zniżył łeb do wysokości Żenii.

Rysiek oglądał swojego kleiva. Był ciemny, tak jak ostrze jakie przypadło w udziale Czarnemu, ale jednocześnie broń była dużo mniejsza. Może miała pół metra od nasady po czubek ostrza. Ale jednak broń od samego Smoka. On. Facet, którego Harad uczynił kmiotem w swojej firemce. Teraz miał Kleiva jak jego dawny szef. Uśmiech zagościł na twarzy nagiego mężczyzny i dodał mu złowieszczego wyglądu.

Żenia westchnęła w duchu.
Ale nie czas było się zastanawiać. Dotarło do niej właśnie, że udało jej się przekonać Szmaragdowego Smoka, wcielenie Żmija, Incarnę Popędu Mocy do pomocy.

Nie mogła w to uwierzyć. Z całych sił starała się zachować spokój. By nie zepsuć tego co udało jej się ugrać.

- Dziękuję, Smoku. Wszyscy dziękujemy. Twoja szczodrość jest bezgraniczna. - Żenia uśmiechnęła się i bęcknęła na kolana by skorzystać z wahadełka, rzeczy Antka i mapy Michaiła. Chociaż z perspektywy Pasikonika, mogło to wyglądać jakby padała na kolana przed nim samym. Żeńka miała to w nosie.

Skupiła się na rytuale.

Trwało to kilkanaście minut. Rytuały były swoistymi paktami z duchami, a domena smoka nie ułatwiała tego Żenii. Ale jednak sznur przy wahadełku się napiął. Metalowa końcówka celowała w pożółkłą kartkę z napisem Księstwo Aify. Żenia jeszcze raz przebiegła wzrokiem mapę. Nie było tam niczego, co mogło sugerować domenę smoka. Nie wiedziała jaka dzieli ich odległość.

- Wygląda na to, że jest w księstwie Aify, Smoku - Żenia uniosła głowę zadzierając ją mocno by spojrzeć na łuskowatego opiekuna.

- Zatem muszę odwiedzić Aifę. Zostańcie tutaj. Czujcie się jak u siebie.
Gdy bestia oderwała się od ziemi to podmuch niemal zbił ich trójkę z nóg. Jednak mimo wielkiego cielska gad w kilka sekund zniknął.

Żenia klapnęła ciężko na górę złota.
Oparła przedramiona na łokciach i przymknęła oczy.
Serce do tej pory niesłyszalne, waliło jej teraz w piersi jak oszalałe. W uszach czuła szum adrenaliny i czuła zimny pot na plecach.

- Ja pierdolę - to wyrażenie na stałe zagościło w słowniku Żenii pod hasłem interakcje ze Smokiem - ja pierdolę…


***


Spojrzała na Ryśka i Kamilę.
- Jak… jak wasze wrażenia?
- Jest… wielki - powiedziała Kamila. Stała nieskrępowana swoją nagością trzymając w dłoni ostrze i przyglądając mu się z uwagą.
Rysiek nieco bardziej starał się ukrywać swoje naturalne przymioty. Uśmiech nie schodził mu z ust.
- Myślę, że zeżarłby Sokoła Harada bez trudu. - szczerzył się stając za jednym ze stalagmitów wystających z pomiędzy złotych monet i różnego rodzaju biżuterii.

- Myślę, że ma na to szansę. - mruknęła Wrona - Pamiętacie o czym gadaliśmy w naczepie co? Nadal potrzebuję waszej pomocy. To - Żenia zakreśliła palcem w powietrzu - nie zmienia niczego. Gdy wrócimy - w myślach dodała “jeśli wrócimy” bo wciąż nie była całkiem przekonana o sukcesie - raczej nie chwaliłabym się każdemu i bez wyjątku kto jest waszym totemem. Czaicie?

- Oni są tym średnio zainteresowani - podjął dyskusję Rysiek. - Choć ciekawe co teraz będzie z Kleszczem. Chyba nikt mu już nie służy. Musi być tym mocno dotknięty. Myślisz, że ten Czarny będzie patrzeć na nas inaczej niż Harad? - dopytywał.

- A ty myślisz, że będąc sługami Smoka zyskujemy w ich oczach? Kleszcz był nikomu nie znany. Smok jest przecież wcieleniem Żmija! - mówiła Dzikie Serce. - Jesteśmy sługami Żmija. Staliśmy się tym, przed czym nas ostrzegano. - zagryzła zęby - tak Gajanie tworzą swoje własne potwory!

- Wiesz, nie chcę cię martwić, Kamila ale sam fakt, że zdecydowałaś się na zostanie garou poprzez pozbawienie pięciu innych garou skór jest aktem żmija. Nie czułaś swojego zapachu? To, że jesteś sługą Żmija nie oznacza wyroku. Oznacza, że twoja walka o zachowanie siebie jest trudniejsza. Może dzięki temu będziesz mogła pomóc innym? Zrozumieć. Pokazać czego się podejmują. I pomóc walczyć z Pentexem?

Żenia wciąż trzęsła się wewnątrz siebie.
- A co do Czarnego…
“Kuwa, przekonałam do pomocy samego Smoka. Może uda się przekonać i Czarnego?”
- … pomówię z nim i zobaczymy. Prawda jest taka, że ruszyliście do Malfeasu by szukać odkupienia. Gdy wrócimy, wasza pozycja się zmieni. Przynajmniej w teorii.
- Tak - podłapał Rysiek - Nic już nie będzie takie samo.

- Rysiek - Żenia była wciąż na fali przekonywania - Teraz liczę na pomoc o jakiej mi opowiadałeś. Wiesz destabilizacja i tak dalej. Dodatkowo, mój znajomy, chciałby pogadać na temat stanowiska prezesa zarządu swojej firmy z branży finansów. Myślisz, że to coś dla ciebie? A Ty Kamila dałabyś radę znaleźć resztki kompasu na tej górze?

- Jasne - powiedziała dziewczyna i zaczęła zmieniać się w wilka. Jej skóra była pozszywana z łat. Różne maści. Żenia zapominała jakimi istotami byli, ale te łaty i różne sierści przypominały za każdym razem, że brali udział w zabiciu innych wilkołaków i później zakładali na siebie ich skóry. Skóry trupów, które dzięki magii rytuału stawały się częścią ich ciał. Teraz łaciaty wilk węszył na górze złota.

Tymczasem Rysiek zagwizdał głośno. Zakrył swoją męskość złotym talerzem:
- Brzmi ciekawie.
- To pogadasz z nim o szczegółach. A znasz jakiegoś prawnika od korpoprzepisów? - Żenia w końcu opanowała się na tyle, że sięgnęła po nowy podarek Smoka. Toćnęła go najpierw stopą. A potem podniosła przez rękaw koszulki.

Zmora nie krzyczała. Jak wtedy, gdy Dalemir zamknął ją w czerwonym kółku wymalowanym pisakiem na jej ręce. Z jakiego powodu jej nie było?
Nóż był srebrny. Szeroki. Wygięty lekko. Z jednej strony zaostrzony, z drugiej ostry tylko do połowy. Nie była to broń obosieczna. Nie posiadał też jelca. Rękojeść byla wyłożona czarną skórą. O wyważeniu broni decydowała niewielka głowa smoka pod rękojeścią. Stanowiła przeciwwagę, przez co ostrze dobrze leżało w dłoni mimo sporej masy srebra z jakiej je wykonano.

- Musimy omówić co dalej, gdy stąd wyjdziemy. - Żeńka oglądała broń oczekując jak przy Nahajce nagłego mrowienia albo innej pułapki-zaskoczenia. Zastanawiała się co się stało z Nahajką i gdzie ta się podziewa. - Będzie się sporo działo - dziewczyna starała się być optymistką. I wierzyć, że Smok dopełni przyrzeczenia bez domagania się złożenia mu w ofierze jej trójki pierworodnych albo nie wiadomo czego jeszcze. - i jak wspomniałam, będę was potrzebować. Do tej pory złożone wam obietnice dotrzymałam. - podkreśliła - I nadal chcę trzymać się razem, ale będziemy musieli ustalić kilka kwestii. Pasuje wam?

- Tak, chyba mam jakiegoś prawnika - powiedział Rychu. Jego oczy szkliły się od wpatrywania w Kleiva. Oddychał głęboko z pewną dozą podniecenia. Choć reszta jego nagiego ciała na to nie wskazywała.
- Żenia… a kim jest tamta czwórka? - zapytał nagle zupełnie oderwany od tego o czym mówiła.

- To Czarny, Zaar i dwójka ahrounów z Tucholi. Jeśli, zaznaczam jeśli uda mi się przekonać Czarnego do zaakceptowania was, to i tak nie sądzę, by była szansa na wasz stały pobyt w caernie. Chciałabym żebyśmy zajęli się inną stroną. Chcę dzięki wam dotrzeć do krewniaków, szczególnie do tych, którzy są niezbyt szczęśliwi z garou. Zdobyć ich poparcie. A przez nich chcę zapewnić wsparcie ludzi do walki z Pentexem. Kamila, co byś powiedziała na zajęcie się ekologami, grupami tego typu, odszukiwaniem akcji Pentexu w naturze? Razem z Renią i Magdą mogłabyś też skupić się na odszukaniu innych tancerzy i dokoptowanie ich do naszej sprawy? Rysiek, z Tobą już wstępnie omawialiśmy co i jak. Ja zajęłabym się zdobywaniem informacji. Układ dość prosty mam nadzieję, i jedyne czego wymagam to lojalności. Bez całego gówna z działaniem za plecami. Pasuje wam? Jak tak to przedstawię to tak Czarnemu.

Wilczyca po chwili przybiegła wyrzucając złote dublony spod łap z czymś w pysku. Zjechała na zadzie z góry złota i wypuściła kompas wprost pod nogi Żenii. Potem zaczęła powoli zmieniać się w człowieka.

- Eee - Ryszard zdawał się nie do końca być obecny. - Tak, jasne. Tylko dlaczego… a dobra, nie ważne.

Dzikie serce stałą już jako młoda dziewczyna naprzeciwko Żenii. Była od niej starsza. Niższa i szczuplejsza. Włosy miała zaniedbane. Jej ciało było bardzo wysportowane i w żaden sposób nie krępowała jej nagości.
- Dobrze. Nawet lepiej, że nie będziemy mieć wiele kontaktu z Haradem. Choć przy poparciu Czarnego nie powinno być problemu, żeby włączyć nas do Septu. Cóż, najpierw musimy stąd wyjść.



Kompas nie był uszkodzony. Był najzwyczajniej zbyt mały, żeby łapa smoka go zniszczyła.

- Zajebiście! Dzięki. - Żenia z radości aż przytuliła Kamilę i upchała fetysz natychmiast do kieszeni. - Co dlaczego, Rysiek?
- No dlaczego Smok nie wiedział dokąd leci, skoro te noże tak działają? - powiedział w końcu Ryszard obserwujący dwie tulące się dziewczyny.

- No przecież tamta czwórka nie ma takich noży. - mruknęła zdziwiona Żenia
Ryszard przełknął ślinę. Mówił powoli. Robiąc pauzę co słowo.
- To… kim… jest… tamta… czwórka? Zbudź ducha w swoim nożu. Proszę.

Żenia skupiła się. Od kilku dni nahajka nie żywiła się jej więzią z duchami, więc teraz szybko mogła nawiązać kontakt z duchem zaklętym w ostrzu. On z chęcią przyjął od niej dar gnozy. I wtedy wszystko stało się jasne. Noże nie były tylko bronią. Noże były tym co ich scalało. Czuła, że obok niej stoi Rysiek. Czuła, że za nią stoi Dzikie Serce. Ich energia była niepowtarzalna. Mogła zamknąć oczy i wiedzieć dokładnie w którym miejscu się znajdują jej towarzysze. Ale ciekawsze było co innego. Czuła jeszcze cztery inne osoby. Wszyscy blisko siebie. Setki kilometrów od niej. Każdy z nich miał takie ostrze. Trójka z nich była zdrowa. Jeden był… martwy? To wrażenie wywołało pewną konfuzję, i sam duch ostrza nie mógł jej rozjaśnić. Dzierżący ostrze był martwy… ale zdrowy. Byli gdzieś daleko od nich. Ale w Malfeasie. Żenia wiedziała, że energia jaką czuła od Dzikiego Serca i Ryśka jest unikalna. Tamta też była unikalna, ale nie wiedziała któż to. Nagle pytanie Ryśka stało się zasadne i logiczne.

- To nie Czarny - Żenia klapnęła ponownie na kupę złota czując, że nogi jej miękną - Fuck… to nie jest Czarny. To inna ekipa Smoka… Czarne Spirale.

Myśli Wrony wystrzeliły. To tutaj cały jej misterny plan mógł upaść.

Czy Smok nie oleje obietnicy? Czy może wydostanie całą jedenastkę? Spotkanie z Pieśnią Udręki teraz? Żenia nie była przygotowana na nie. Ukrainka siedziała zszokowana trzymając w dłoni ostrze. Czy… Wrona przełknęła z trudem …. Czy był tam Złoty?

Nagle klarowny plan wykopyrtnął się i fiknął koziołka…
“Fuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuck!!!”

- Słuchajcie, nie możemy… Nie możemy być z kleivami nigdzie w pobliżu caernu poznańskiego.
Teraz dopiero Dzikie Serce zaczęła oglądać swoje ostrze. Płomień pochodni odbijał się w ostrzach hipnotyzująco.
- Czy to znaczy, że jesteśmy jedną watahą? Czy oni… czy my jesteśmy teraz Czarnymi Spiralami? Jak zinterpretują to gdy odbijemy Czarnego?
Dziewczyna zdawała się być równie świadoma konsekwencji tej sytuacji, co Żenia.
- A gdybyśmy ich dopadli i zabili? - podjął Rysiek, ale wzrok Kamili wbił go w ziemię.
- Stracimy przychylność smoka. Prawda? - Dziewczyna odpowiedziała bez wahania, ale spojrzała na Żenię szukając potwierdzenia.

Ciekawe, że Ryśkowe rozkminy były tożsame z rozkminami Żenii. Chociaż brunetka obecnie rozważała zabicie nagiej dwójki. Byli zagrożeniem dla caernu. Ona sama też była. Jak można się pozbyć tego cholernego daru Smoka. To już drugi, który psuł jej plany…

Świadomość tego zaparła jej dech.
- Nie. Nie jesteśmy jedną watahą. - odpowiedziała głucho - Żeby być Czarną Spiralą musisz przejść przez Labirynt. Myślę, że ciężko będzie ich zabić. I tak, smok może mieć jakieś pretensje. W konflikty między swoimi dziećmi się nie miesza ale wątpię by patrzył przychylnie na wzajemne wybijanie się. - Żenia nie mówiła do końca prawdy. W końcu Smok cenił silniejszych.

Tak naprawdę Żenii pękało z bólu serce…
Odwróciła się od dwójki by ukryć łzy.

Czarny.
Zaar.
Tucholaki.
Wojtek.

Utraciła ich wszystkich za jednym zamachem. Poczucie straty zaparło jej dech.

A zyskała co?

Jeśli Smok nie dotrzyma przyrzeczenia, to wszystko będzie na nic. Nie tylko nie zobaczy jak Czarny zostaje królem Gaian, nie zobaczy dumnych Michała i Gutka ani jednookiego wilkołaka, którego kochała. Nie zobaczy wyników swojej pracy.

Poza tym ścierpła jej skóra na opcję przejęcia znajomości rytuału przez Czarne Spirale.

Nie widziała co robić.

- Nie wiemy gdzie poleciał smok. Nie wiemy kiedy wróci. Może spróbujemy jakoś znaleźć tamtą czwórkę? Może oni nie wiedzą jeszcze o nas? Żadna z Was nie wpadła na to, żeby rozmawiać z duchem ostrza. Jeżeli sprawdzali wcześniej to co widzieli? Wcześniej było ich czterech. Gdyby zabrać im ostrza i dać ludziom Czarnego? Smok nie chciałby potężnego szamana?
Próbował uspokajać sytuację Harwaziński.

Żenii opadły ręce.
- Rysiek, serio chcesz dać Smokowi narzędzia do namierzania Czarnego albo jego ludzi? - impuls do skreślenia tej dwójki rosła - Dopiero udało mi się was jako tako utrzymać przy życiu. Serio to proponujesz? - Żeńka warknęła poirytowana. - Czy masz już dość obecnego życia?

- No ale poprosiłaś go i on nam teraz pomaga, prawda? - Ryszard zdawał się być skołowany zaistniałą sytuacją. Dano mu prezent i wsparcie z jednoczesnym przekazem, że nie może ufać swojemu totemowi.

- Nasze obecne życie dopiero się zaczęło. Może rozejrzymy się po okolicy, zanim wróci nasz gospodarz? - zaproponowała Kamila.

- Posłuchaj, Rysiek. Smok to Żmij. Wcielenie siły. A nie przytulanka czy inny pluszak. Wybierając opcję zostania tancerzem skór wkroczyliście oboje na drogę spaczenia. Stąd wasz smród. Teraz przyjęliście Smoka jako opiekuna. Wierzę, że mimo to nie chcesz stać się spaczonym sługą Żmija prawda? - Żenia spojrzała uważnie na mężczyznę - Dlatego musimy i Ty i ja i Kamila być ostrożni w tym co robimy i jak postępujemy i oceniać co obiecujemy Smokowi. Każdy jego dar ma podwójne dno tak by skorumpować. Więc zastanów się dobrze nad tym co chcesz zrobić. Jeśli będzie jakiekolwiek podejrzenie o naszej trójce próbującej świadomie czy nie szerzyć korupcję na przykład wśród gajan, to nas zabiją. I nie wyciągnę z tego naszej trójki choćbym się zapluła na śmierć. Czaisz?
Żenia odczekała aż mężczyzna odpowie.

- Rozumiem - powiedział z zaciśnięta szczeką. - Widzą nas. Ale nie słyszą. Nie wiedzą co planujemy. Nie widzą naszego otoczenia. Zorganizujmy z nimi spotkanie. Na spotkanie weźmy ludzi Harada. I Czarnego. Ich nie będą widzieć. Niech oni zabiją tamtą czwórkę. Zabiorą ostrza. Czarny jest szamanem, to niech wykona na nich egzorcyzm. Albo zrobią z nich Kleivy na nasz użytek, albo niech je zniszczą. Przysłużyły się gajanom. Zawsze możemy udać zasadzkę, prawda? Coś się stanie, jeżeli Harad chlaśnie mnie ostrzem, żebym mógł wyglądać na rannego w walce? Chyba nie.

- Zajmiemy się tym po wyjściu z Malfeasu - Żenia pokiwała głową. Jeśli zdecyduje się pozbyć tancerzy to to nie była idea od czapy. Lub gdyby chciała pozbyć się smoka sama. - Możliwe, że ta czwórka w nim pozostanie. A jeśli Twój pomysł nie wyjdzie to mam jeszcze jeden.

Żenia nieco poweselała.
Tamtej czwórki szuka Pentex.
To była opcja do wykorzystania również.
Gdyby przekonać Pieśń Udręki do pomocy z Pentexem, mogłaby ubić dwa ptaki jednym kamieniem.

- Chodźmy się rozglądnąć. Kamila, prowadź.

Dziewczyna znów zmieniała się w wilka. Ostrze trzymane w dłoni stopiło się z jej ciałem. Była teraz ogromnym wilkiem, a srebrny nóż zmienił się w srebrzystą łatę na przedniej łapie. Ruszyła w stronę w którą leciał smok. Nie spieszyła się, jednak w tej formie poruszała się szybciej niż zwykły człowiek. Żeby za nią nadążyć pozostała dwójka musiała puścić się szybkim marszem. Ryszard spodziewając się kłopotów zmienił się w Crinosa. Ostrze pozostało niezmienione w dłoni. Było niewiele dłuższe od jego szponów.


***


Jaskinia skręcała i rozwidlała się. Jednak Dzikie Serce zdawała się czuć z której strony do jaskini wlatuje powietrze. Prowadziła ich do wyjścia. Wokół zaczęły pojawiać się różne cienie. Gdzieś wił się jakiś cienisty wąż.

I wtedy razem poczuła dziwne pełznięcie wewnątrz głowy. Coś wędrowało w jej czaszce. Jak wtedy, gdy Nahajka grzebała w jej głowie.

“Cześć. Wróciłam. Możesz mi powiedzieć co mi robisz? Oho, ładnie się wiedzie. Co to do cholery jest?”

Głos znajomej nastolatki rozbrzmiał w głowie dziewczyny. Poczuła jak poci jej się dłoń w której trzymała nóż.

“Ja ci nic nie robię. To Smok nie lubi mieć niespodzianek u siebie na chacie.” - tłumaczyła się Żenia - “A jak u Ciebie? Gdzie byłaś? Dobrze być znów w domu?”

Żeńka wcisnęła drugi nóż za pas, z drugiej strony.

“I nie grzeb mi we łbie!!!”
Żenia wypychała mentalnie intruza, sprawdzając ramię.

“A co? Opowiedziałabyś mi o tym jak znalazłaś smoka na górze złota? I jak przekonałaś go do ratowania Czarnego? Hahaha. ”
Przez dłuższą chwilę głośny śmiech był jedynym co Żenia słyszała.
“Musiałam szybko sprawdzić co mnie ominęło” powiedziała na moment przerywając śmiech.

“Cóż, system zabezpieczeń Smoka przynajmniej mnie nie bolał. Powiedz tym twoim pomagierom, żeby poszukali w jaskini jakichś stworów i poprosili o dary dla sług Smoka. Na zewnątrz nie ma czego szukać, chyba, że jesteś mocno zdeterminowana, żeby przejść tyle ile on przeleci w godzinę”

Żenia miała w głowie wspomnienie przelotu nad Ukrainą.

“Nie jestem jakoś specjalnie. Ale słuchaj no. Nie dałabyś rady polecieć sprawdzić co z Pieśnią Udręki i Złotym? Tobie samej chyba by poszło szybciej niż mi?” - Żenia wzniosła się na szczyty ale leciała na oparach przekonywania pozostałych po rozmowie ze smokiem.

- Kamila, Rysiek. W jaskini mogą być jakieś duchy lub stworzenia. Można by je poprosić o dary dla smoczej ekipy. Tutaj naokoło raczej nic nie będzie. A nie chcę się szlająć po Malfeasie.

“Żenia… ja jestem fizycznie uwiązana do ciebie”
Na potwierdzenie tych słów na przedramieniu pojawił się tatuaż, który zaczął rozrywać skórę. Wypełzła z niego czarna macka, która oplatała się wokół ramienia. Lewego. Po chwili macka zawinęła się i zaczęła przekształcać w wielki muskularne ramię, które zastąpiło ramię dziewczyny. Na ramieniu wyrósł ogromny kolec. Jakby pancerz, który miał chronić jej głowę w razie ataku z lewej strony. Po chwili na czarnym muskularnym ramieniu otworzyła się szeroka rana. Dopiero po chwili Żenia zauważyła, że z rany patrzy na nią wielkie żółte oko o pionowej źrenicy.

“ah…Malfeas. Myślałam, że pierwszy raz zobaczę coś innego. Ale Malfeas też może być.”

Kamila i Rysiek patrzyli na przemianę ich tymczasowej przywódczyni. Wilk złożony z kawałków cudzych skór i taki sam Crinos patrzyli bez komentarza na dziwne zjawisko.

Żenia też patrzyła bez komentarza próbując opanować … w zasadzie już sama nie była pewna co.
Po manipulacjach ze Smokiem, nałożonej smyczy postać Nahajki wciąż robiła wrażenie, chociaż już nie tak wielkie.

“I co? Będziesz się tak lampić na mnie cały czas? Jak jesteś uwiązana to gdzie byłaś jak byłam w jaskini?”

“Nie wiem”
W tonie głosu słychać było smutek. A oko się zamknęło.

- No dobra, rozejdziemy się. Poszukamy. - zakomenderowała Kamila. Żenia skinęła głową:

- Spotkamy się przy wejściu do jaskini. Poczekam na was tutaj.

 

Ostatnio edytowane przez corax : 12-01-2019 o 21:09.
corax jest offline  
Stary 14-01-2019, 13:00   #118
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Czarny

Klęczał związany. Wysoka rudowłosa kobieta stała nad nim i rękojeścią bicza podnosiła jego podbródek.

- Z nim już nie pogadam. Nie lubię jak ktoś miele ozorem bez potrzeby. Najczęściej wtedy kłamie.

Czarny patrzył na Zaara zwijającego się z bólu po tym jak wyrwano mu język i ranę zasklepiono gorącym żelazem. Teraz w pozycji embrionalnej był taki bezbronny. Z jego jednego oka ciekły łzy.

- Wiem, że knujecie dla Hakakena. On i Smok ostatnio na zbyt wiele sobie pozwalają w Malfeasie. To się skończy. Teraz powiedz mi, jesteście wszyscy Tancerzami Czarnej Spirali, prawda?

Czarny nie odpowiedział. Rudowłosa poklepała go po policzku.

- Nie musisz mówić od razu. Mamy czas.

Obeszła klęczącego szamana. Położyła mu dłonie na ramionach. Obróciła jego głowę tak, żeby mógł zobaczyć Gustawa. Był zakuty w dyby, a stojąca za nim zmora darła z niego skórę pasami. Gustaw zagryzał szczękę.

- Wiem. Wiem. Macie niesamowitą regenerację. Jasne. Jemu odrośnie język. Ten też się zrośnie. I dlatego was uwielbiam. Potem będę mogła zedrzeć mu skórę jeszcze raz. I jeszcze raz. A może nabiję go na pal? Twój kolega coś nie może dojść do siebie, co?

Tym razem szarpnęła głową Czarnego pokazując mu ostatniego z crinosów. Miał łapy odrąbane na wysokości łokci, a nogi na wysokości kolan. Rozwarty pysk ukazywał dziury po wyrwanych zębach. W oczodołach żarzyły się dwa węgle.

- Wy tam chyba myślicie, że Malfeas to jakieś spa, co? On się złamał. To od niego wiem, że ty nimi dowodzisz. No to teraz opowiedz mi już po co Hakaken was tutaj przysłał.

Rzucony na klęczki, rozebrany do naga. Miał być upodlony. A jednak było w nim coś takiego, co denerwowało Aifę.

- Nazywam się Szpon Cienia - mówił spokojnie, jakby faktycznie był na spotkaniu towarzyskim, a nie w sali tortur. - Jestem teurgiem Panów Cienia. Synem Tajfuna, Burzowego Smoka. Przybyłem do ciebie, bo miałem pewien konkretny powód.

Aifa wydała się zaskoczona postawą Czarnego i jego spokojem.

- Widzisz ja nie mam wspólnego nic z Hakakenem czy innymi Tancerzami Czarnej Spirali. Jestem tutaj, bo nadchodzi czas zmian.

Więzy opadły, a Czarny wstał z kolan. Przewyższał rudą kobietę o głowę. Nagle gdzieś do komnaty w podziemiach dotarł głośny grzmot.

- Tu, w twoich zawszonych lochach od tysiąclecia zadawałaś ból istocie, którą przybyłem uwolnić. I mi się to udało. A teraz wychodzę, a ty ze swoją żałosną armią mnie nie zatrzymasz.

Z wolnych dłoni trzy świetliste kule wystrzeliły do trzech rannych wilkołaków. Wokół każdego z nich pojawił się duch wielkiego drapieżnego zwierzęcia. Jakby pantery.

- Dokonało się. Kołowrot czasów zatoczył koło. Tak jak Tearlach Bajarka zawarła porozumienie z bogiem Słońca tak i mnie się udało. Kończy się pewna epoka. Idzie nowe, a w tym nowym nie ma dla ciebie miejsca Aifo, Kalifie Bólu.

Gustaw rozerwał dyby i rozszarpał swego oprawcę. Zaar z pompowaną gniewem szybkością rozszarpywał kolejne dwie zmory. Nawet Michał otoczony świetlistym kształtem drapieżnika atakował i rozrywał kolejnych strażników.

Gdy Aifa w końcu się przełamała i zaatakowała Czarnego swoim szklanym biczem ten bez problemu pochwycił broń w swój szpon.

- To koniec - powiedział spokojnie i bez uczuć.

I wtedy ogromny jaszczurzy łeb przebił się przez sufit podziemia zamykając potężne szczęki na zgrabnej rudowłosej. Łeb zniknął tak szybko jak się pojawił zostawiając tylko odgryzioną dłoń zaciśniętą na szklanym bacie.

Trzy duchy panter wraz z wielkim czarnym crino zmierzały do wyjścia z Pałacu Bólu w ślad za wyrwą zostawioną przez smoka.

Marek


Wysoki mężczyzna z kruczoczarnymi długimi włosami siedział na przeciwko. Zajął największy gabinet, żeby podkreślić swoje znaczenie. Szef ochrony Pentexu. Głowa zbrojnego ramienia, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało.
- Mazut, Mazut, Mazut - kręcił głową, jakby nie wierząc. Rozmawiali po angielsku. Marek dobrze się z tym czuł. Zawsze miał talent do języków. Zresztą w młodości często zmieniali miejsca zamieszkania. Również kraje.
- Co ja mam z tym zrobić co? - dopytywał.
- Odzyskaliśmy sejf - powiedział w końcu Marek.
- E tam. W dupie mam ten sejf. Chodzi o Zhyzhak. Widzisz, czytałem kilka razy dokumentacje. Według niej twoja siostra była krewniaczką. Powiedz mi o co w tym wszystkim biega?
- A nagrania z Łodzi? Niczego nie rozjaśniły? -
Mazut uniósł brew.
Mike Smoczy Gniew uderzył dłonią w biurko.
- Nie wkurwiaj mnie Mazut. Z Łodzi jeszcze nic nie wyciągnęli poza Krwawym Robakiem. Powiedz mi jak to się kurwa stało, że na przestrzeni kilku tygodni straciliśmy najcenniejszego więźnia, a potem jak gdyby nigdy nic placówkę za placówką? O wielu latach badań nie wspomnę. Skąd do jasnej cholery wzięła się Zhyzhak? Przecież ona nie żyje! Sam widziałem jak Konietzko ją rozerwał! Odrodziła się? Jak? W twojej siostrze? Gdzie ona może teraz być?
Marek wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Może siedzi przed komputerem i sprawdza nasze dane? A może wspomina zabitego ojca? Albo resztę drużyny?
Smoczy Gniew się chwilę zamyślił. Mazut nic nie wnosił do sprawy. To było absurdalne, bo przecież chodziło o jego siostrę. Jedyną żyjącą rodzinę.
- Niech sobie przegląda. Najważniejsze, że pendrive ze sprawą Smoka wrócił do nas. Dobrze, że udało się w końcu otworzyć sejf. Nie będę cię dłużej zatrzymywał. Na razie moja wataha zostaje w Polsce, póki Krwawy Robak czegoś nie zwęszy. Cieszyłbym się, gdybyś do tego czasu znalazł tego hakera, którego namierzyli techniczni. Ruch z jego cztery dotychczas sprawdzone komputery z biorących udział w ataku hakerskim dostały sygnał ze wskazanego IP. Komenda do ataku. Znajdź tego, kto tym zarządzał od strony technicznej.
Marek skrzywił się. Z jednej strony Smoczy Gniew miał gdzieś ich sejf, z drugiej "sprawa Smoka" rosła do rangi priorytetu. To się nie trzymało kupy.
- Jasne. Czy to wszystko? - Mazut wstał.
- Marek, skąd ta zacięta mina?
- Ja po prostu nie lubię, gdy ktoś przypomina mi, że mój stary był więźniem. Nawet jeżeli był najcenniejszym.


Michaił


To co miało miejsce w świecie duchów było niczym wybuch bomby atomowej. Michaił medytował w samotności. Srebrne Kły nie przywykły do jego towarzystwa. Z wzajemnością. Jednak Swaróg go akceptował, a chwilowo to on miał więcej do powiedzenia w tym caernie niż Harad. Medytacja niosła za sobą fale kolejnych uderzeń. Jedno za drugim. Duchy w Malfeasie były wyjątkowo niespokojne. Miał rację. Czarny to robił. Prowadził do wyzwolenia. To mogło się udać, choć Panowie Cienia jak zwykle działali na krawędzi tego na co pozwalała im Litania.

- Udało mu się - Michaił usłyszał głos wilczycy bezpośrednio w swojej głowie. - Czuję, jak mój totem zyskał na sile.

Jednooka wilczyca jaka przyjechała po Michaiła na Ukrainę była jak wiele innych, które poznał. Żyła życiem duchów bardziej niż ludzi. Ba, tych drugich nie znosiła. Proste, wilcze umysły. Ciekawe jak ona widziałaby jego wizję? Wielki krąg słońca zalewany z każdej strony cieniami. Otoczony przez węża z południa. Wśród gromów. To oczywiste, że słońce w wizji było wypaczone. Skrzywione. Otoczone przez Żmija? Tak pewnie widziałby to lupus. Ale nie on. On był Rishi. Jednym z ostatnich żyjących. On widział w Czarnym nadzieję. I w tej dziewczynie… przypominała mu Antka tak bardzo… wieczne balansowanie na granicy. Tymczasowe sojusze ze złem, żeby zniszczyć większe zło. Cóż, może właśnie tego potrzebowali do zwycięstwa?

- Tak musi być. Twój totem nosił zbyt wiele bólu. Zbyt długo. Trzeba było go uleczyć. Tyle tylko, że teraz będzie chcieć więcej. Nie będzie już członkiem dziatwy Gryfa. Mam tylko nadzieję, że wybił sobie z głowy podążanie za radami Smoka - odpowiedział spokojnie.
- Czy oni wrócą? - zapytała z nutką niepokoju jednooka wilczyca w umyśle Michaiła.
- Oni są z nami cały czas. Teraz zaczną się budzić - odpowiedział Rishi.

Złoty

Otaczały ich ciała. Ciała zabitych zmór. Wpadli w nie klinem. We czterech dokonali zniszczeń większych niż można przypisać średniej wielkości armii najemników. Jednak Wataha Smoka była nieporównywalnie silniejsza niż jakiekolwiek ludzkie armie. On, dziecko Smoka wiedział o tym najlepiej.

To wyzwanie było poniżej ich sił. Smok chciał, żeby nauczyli się działać razem. Coś dla nich szykował. Fedir i jego martwy towarzysz pakowali zdobyte taleny. Zaraz przyjdzie im wracać. Wtedy właśnie coś się stało. Dreszcz przebiegł mu po plecach. Po chwili niebo zaszło chmurami. Z oddali słychać było gromy. Czuł, że coś jest nie tak.

- Czas wracać. Będzie padać - powiedział ich niewidomy Alfa.
Spojrzeli po sobie z Fedirem. Obydwaj wiedzieli, że na smoczej pustyni w Malfeasie nigdy nie pada deszcz.


Żenia

Brunetka siedziała ze swoją przerośniętą ręką przed wejściem do jaskini. Jak się okazało leże Smoka było w wielkiej górze z obsydnianowego kamienia. Góra sterczała dumnie z piaskowego morza rozciągającego się pod nimi. W odległościach kilku kilometrów od niej sterczały niczym igły kilkuset metrowe czarne skały. Miejsce wyglądało na bardzo nieprzyjemne. Gdzieś na linii horyzontu pojawiła się burza. Nieco bliżej bardziej w prawo gdzieś na pustyni było widać dym. To tam wyczuwała pozostałe cztery osoby z ostrzami. Miała nadzieje, że Smok wróci szybko, bo zaopatrzenie w tak trywialne rzeczy jak jedzenie, czy wodę mogły okazać się problemem.

Kamila wyszła po kilku godzinach. Pierwsza. Jej Hipso kroczył dumnie. Przeszła obok Żenii i jej Zmory i ułożyła się niczym potulny wilk u jej stóp.

Rysiek wyszedł kilka kwadransów później. Był w Crino. Jego pazury ociekały jakąś czarną mazią. Coś rozszarpał. Gdy wyszedł na światło zaczął wracać do ludzkiej formy.

- Dary naszego totemu są naprawdę zacne. Niech Pentex drży.


Żenia zdała sobie sprawę, że burczy jej w brzuchu. Chciała określić czas, i zdała sobie sprawę, że choć pustynia jest gorąca i jasno oświetlona, to na niebie nie ma słońca.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 18-01-2019, 20:17   #119
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


„Fuuuuuuuck!”

Przemknęło przez myśli Wrony, która do tej pory siedziała nadstawiając twarz na słoneczne ciepło. Najgłupsza rzecz na świecie.
Korzystać z chwili wytchnienia w cholernym Malfeasie.
Panorama może nie była sielankowa ale Żenia mała chwilę tylko dla siebie. Odsunęła trud i znoje od siebie i siedziała w piekle delektując się chwilą. Czyż to nie ironia?

Kminiła leniwie różne plany wyjść awaryjnych.

A potem otworzyła oczy i cały pozorny spokój znikł.

Coś poszło nie tak.

Zagryzła wargę.

Burczący żołądek to pikuś. Ostatnie sześć tygodni nie jadała regularnie.

„Dobra. Znasz jakieś miejsce gdzie można się schować? Wiesz nawiać i zniknąć?”

Niepokój dziewczyny wzrastał, a z nim poczucie bezradności. Siedzieć i czekać nie leżało w naturze Żeńki tak bardzo.

„Przed czym chcesz się chować? Tutaj sami swoi. Boisz się powrotu tamtej czwórki? Przecież załatwiłyśmy Skórownika. Kogo miałybyśmy się bać? A może mają szamana?”

Głos nastolatki był spokojny. Ona czuła się zrelaksowana w piekle jeszcze bardziej niż Żenia. Była w domu.

Rysiek niezmieszany brakiem odpowiedzi przysiadł na obsydianowej skale i też patrzył w stronę unoszącego się dymu. Dzikie Serce zamknęła oczy i opadła. Cóż, tutaj nie byli więźniami Harada. Szrama nie decydowała o ich życiu i śmierci. Byli w domenie swego totemu. Swego opiekuna.

„No” przytaknęła Żenia i poklepała Ryśka po gołej nodze z dość nieobecnym wyrazem twarzy. Nie wiadomo czemu przytakiwała.

- Chrzanić to. Załatwimy to tu i teraz - mruknęła Żenia nie za bardzo wiedząc co chciała załatwiać. Nosiło ją. Zmieniła postać na wielką waderę.

„Pomóż mi”

Córka Ognistej Wrony wskoczyła na jedną z wystających skał.

Kto śmiałby wkroczyć w dziedzinę Smoka? Nie było tu zmor ani duchów.

Spięła się i zaryczała nakaz przyzwania. Przyzwanie zmieniło się w napastliwe przeciągłe wycie.

Skoro miała być Zygzak to spróbuje od razu.

„Do mnie!”

Kamila zastrzygła uszami. Rychu się wyprostował. Z głębi jaskini zaczynały wychylać się różne stwory. Zmory ukrywające się w leżu Smoka. Natomiast pustynia pozostawała głucha. Reszta jej „watahy” była zbyt daleko. Na pustyni poruszyło się kilka kształtów na piasku, ale to wszystko.

Nawołanie wadery urwało się warknięciem i zjeżeniem futra na grzbiecie.

Żenia była podminowana i zdezorientowana.
Dawno nie przyszło jej siedzieć i nic nie robić.

Słońca na niebie nie było. Nie przesuwało się nic. Czas zdawał się stać w miejscu. W końcu odezwała się Kamila. Zmieniła się z wilczycy w człowieka. Leżała nago na obsydianowej skale, opierając głowę na dłoni.
- Chcesz wykorzystać Smoka do zniszczenia Pentexu? Prawda? Zwodzisz totem, żeby pomagać Gajanom. Chcesz rzucić totemy na incarny i odwrotnie. Czarne Spirale rozszarpią od środka Pentex, a Pentex wypuści łowców do odstrzelenia Tancerzy. To twój plan, prawda? - mówiła spokojnie wpatrując się w Żenię i jej ogromną lewą rękę.

Żenia odwróciła się w stronę nagle ludzkiej Dzikiego Serca.
- Coś w tym stylu - dziewczyna zapunktowała co nieco u ragabash. Trzeba było jej przyznać. Ciekawy tok myślenia. Chociaż Żenia nie miała zbyt wielkiego planu oprócz tego by rozwalić Pentex. To był jej plan. W zarysie i w szczegółach. - A co? - spojrzała koso na wilkołaczkę. - To jakiś problem?

- Dla mnie żaden. Jestem winna lojalność. Przecież to moja głowa mogła lecieć na ludzi Samsona. Tylko zastanawiałam się. Duchy tutaj są złe. Spaczone. Ale ty unikasz złych działań. Nie pasowało mi to. A teraz widzę dlaczego. No ale Smok głupi nie jest. W końcu się kapnie. Co wtedy? - drążyła.

- Unikam? Zabijam, kradnę i podważam autorytety, narażam Litanię. - Żenia uśmiechnęła się ironicznie, unosząc wielgachną łapę jako najlepszy dowód - No i wszyscy wiedzą, że jestem pomiotem Żmija, Kama. Jestem wcieleniem Zhyzhak. A może Kami. Cholera wie. - Wrona zachichotała nieco szaleńczo pod nosem - Nigdy nie wierzyłam, że Smok, wcielenie Żmija jest głupi. A może zanim się kapnie, to przejdę Labirynt i pochłonie mnie spaczenie?

Kamila uniosła brwi. Otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale po chwili tylko przesunęła dolną szczękę w bok co dało jej wygląd wiejskiej idiotki.
- Ok, dobra. Idę jeszcze pozwiedzać.
Zmieniła się na powrót w wilka i ruszyła z powrotem do jaskini.

- Kurde, jakbyśmy mieli na piechotę po Czarnego iść, no to trochę by zeszło, nie? - tym razem bezpiecznie próbował zmienić temat Rysiek.

- No. Nawet nie wiem ile jest do tej czwórki. Mogłabym
polecieć ale nie chcę was zostawiać samych. Rysiek, a żeby zrobić rozgardiasz na Słowacji, to myślałeś coś?
Trzeba ją odzyskać. Pentex mieć pod bokiem to śliska sprawa. Chociaż z drugiej strony, może uderzyć ich u źródła?
- Słowacja jest dość dobrym miejscem ostatnio. Harad poza elektroniką czerpał zyski głównie z paliw. Czym wkurzał niemiłosiernie EdronOil. Wiesz pewnie, że Edron to spółka zależna Pentexu. Teraz po usunięciu Harada Edron jest monopolistą na rynku Czechosłowackim. - Rychu podrapał się po dwudniowym zaroście.
- Już są niepokoje na rynku usług transportowych. W końcu podniesienie ceny przez monopolistę to kwestia czasu. Harad wejdzie pewnie w kooperacji z Orlenem albo innym koncernem z powrotem, żeby odzyskać co swoje. Ale jeżeli chcemy destabilizacji, to musimy rozbroić rynek nieruchomości. To druga szeroka gałąź usług, która obraca potężną gotówką. Przy braku stabilności na rynku paliw i na rynku budowlanym w kilka miesięcy polecą ratingi kraju. Wzrosną koszty obsługi międzynarodowych długów. Budżet państwa przestanie się domykać. Od tego miejsca to równia pochyła do chaosu. Zamieszek na ulicach. Będzie drugi majdan. Może wojna domowa. - Harwaziński mowił spokojnie. Jakby podawał przepis na placek. „Rząd upadnie. Piec dwadzieścia minut.”

„Ej, jak sobie ich porównam do tej Zapalniczki, to wydaje mi się, że z nieba ci spadli”
Podpowiedział dziewczęcy głos w głowie.

„Nie są najgorsi”. - zgodziła się Wrona.

- Wiesz, że okrzykną Cię zdrajcą, nie? Nie chcę Majdanu. Chcę rzucać kłody pod nogi by zdestabilizować Pentex i jego spółki. To tam się ma toczyć wojna. Tam mają uciekać fundusze, zasoby. A co z emerging markets? Startupami? Wiesz traktowaniem ich jako durnopsujek?
- Za duże ryzyko. Dziewięć na dziesięć startupów szlag trafia. Żeby użyć tej metody musielibyśmy mieć więcej pieniędzy niż Pentex. Jeżeli chcemy uderzyć w EdronOils, to możemy spróbować uderzyć w ich zaopatrzenie. W innych krajach. Bliski wschód. Północ. Ameryka Południowa.
- Oo. I to mi się podoba - Żenia uśmiechnęła się szeroko.

I wtedy na niebie pojawił się wielki czarno-zielony kształt. Dość szybko rósł. Smok wracał, a w szponach niósł zdobycz.

- Jakieś złote rady w kwestii rozmów? - zapytał Rychu wiedząc, że gad dotrze do nich w mniej niż dwie minuty.

- Tak. Dać mi mówić ze Smokiem. Z resztą pogadamy w Poznaniu. I nie stawiajcie się za bardzo. Jakąkolwiek cenę, spróbuję przejąć na siebie. - Żenia zacisnęła pięści ciesząc się teraz z pustego żołądka. Fikał niemal hołubce i gdyby był pełen, Żenia puściłaby malowniczego pawia na progu smoczego domu. Pod powiekami czuła łzy gdy wypatrywała “zdobyczy” niesionej w łapach Smoka. Czy byli wszyscy? Cali?

- Przesuńmy się. - pociągnęła Ryśka by go nie zmiotło przy łopocie skrzydeł - Kamila!!!!

Łaciata wilczyca wystawiła powoli łeb z jaskini. Widząc poruszenie w dwóch susach doskoczyła do Żenii i Rycha. Ten drugi prawdopodobnie wiedziony jakąś formą dumy zmienił się w glabro. Kwadratowa szczęka i wysokie czoło zatarła na jego twarzy jakiekolwiek znamiona intelektu.

Żenia tymczasem dopatrzyła się, że Smok taszczył w łapach kilka postaci. Cóż, nie każdy miał przywilej dosiadać grzbietu Smoka.

***


Górą wstrząsnęła fala uderzeniowa, gdy wielkie cielsko wylądowało. Cóż, dobrze, że leżąc na ławie w salonie krewniaczki Zaara Smok był nieco mniejszy. Wypuścił z łap trzy białe kształty, które potoczyły się bezwładnie. Z pyska wypuścił wielki czarny kształt. Szaman odruchowo wyprowadził cios po łuku chcąc trafić gada. Nie udało mu się. Zamiast tego szpony rozcięły powietrze. Smok wzbił się, a fala powietrza trafiła w nich wzbijając piach i kawałki obsydianowych skał. Po kilku sekundach piach opadł, a sapiący Czarny wpatrywał się w Żenię i dwójkę Tancerzy Skór jej towarzyszących. U jego stóp leżały… białe Lwy? Przerośnięte pantery?

Żenia uśmiechnęła się na powitanie szczerząc zęby i próbując ukryć wielką łapę za sobą. Patrzyła na Czarnego i na białe lwy.
- No. - rzuciła z odcieniem ulgi - A gdzie chłopaki? - ciemne brwi ściągnęły się niemal boleśnie. Gula w gardle urosła do rozmiaru pomarańczy. Chociaż Czarnemu nic się nie stało.

Crino otrząsnął się, a futro z jego pyska zmieniło się w zarost. Nie tak czarny jak mógłby chcieć. Był zdyszany. Zrobił kilka kroków w stronę Żenii.
- Dobrze cię widzieć - powiedział - Chłopaki są tutaj, ale musimy ich wyrwać z Malfeasu. Zakładam, że wielki smok ma coś z tobą wspólnego a tamten łatołak i kolega? - wskazał podbródkiem na Kamilę, na której maści czterech różnych plemion przeplatały się ze sobą.

- Wiem, że musimy. Po to przyszliśmy. Oni są ze mną. Tutaj? - Żenia spojrzała na szamana stojąc nieruchomo. Obawiała się jego reakcji. Na wszystko. I chciała się w niego wtulić. I usłyszeć, że to wszystko miało sens. Tymczasem nie mogła sobie pozwolić na moment słabości - Na zewnątrz czeka Michaił i Szrama i Harad i Wojtek.

Spojrzała za Czarnego.
W ślad za Smokiem.
Czy leciał w stronę Złotego?

- Załatwiłam nam Ubera do Poznania. Może być trochę ciasno.

Smok zaczął krążyć wkoło góry.

“To byłoby na tyle, nie liczyłabym na podwózkę dalej.”

Czarny wyciągnął prawą dłoń przed siebie, a z trzech kotów szaro-błękitne cienie wystrzeliły w jego stronę. Po chwili złożyły się w wielki tatuaż lwa na całej ręce.
Wyglądało na to, że nie tylko Żenia miała niespodzianki w rękawie.

Zerwane duchowe osnowy odsłoniły trzech rannych towarzyszy Czarnego. Michał wyglądał tragicznie. Kadłubek bez oczu. Gustaw miał potężną ranę tam, gdzie plecy traciły swoją szlachetną nazwę. Pogłębione rozcięcie odsłaniało kręgosłup i rozdzielało jego korpus na odcinku kilkunastu centymetrów. Zaar wyglądał zaskakująco dobrze. Nawet stał o własnych siłach.

Serce dziewczyny się ścisnęło. Twarz ściągnęła, a serce przepełnił gniew i żądza zemsty.

I wtedy Smok odezwał się osobiście w głowie Żenii:

“Tam, gdzie widać dym jest portal. Prowadzi w okolice Poznania. Tak blisko możecie dotrzeć.”

“Dzięki, Smoku. Gdy znajdziesz chwilę chciałabym pomówić. Na spokojnie. Zajrzyj do mnie, proszę.”

- Musimy się dostać tam. Ja wezmę rannych. Wy chrońcie Czarnego. - zwróciła się do Ryśka i Kamili.
- Sam się sobą zajmę. Czy to ma twoim ramieniu to Zmora? - powiedział Czarny, jednak Żenia myślami była gdzie indziej:

- Gdy dotrzemy, zajmę się tamtymi. Wy wiecie co robić - Żenia końcówkę charczała zmieniając się w bestię. Smok znowu naginał obietnicę. Ale w tej chwili liczyło się tylko by wydostać się z piekła.

Była w piekle. O większe zapasy mroku chyba ciężko. Sięgnęła po dar niedawno skradziony przez Haighta.
Wielka, czarna bestia podeszła do trójki rannych i zagarnęła w swe umięśnione ramiona. Cieniste skrzydła wzbiły kurz niczym skrzydła Smoka gdy Wrona unosiła się w powietrze.

Nieproporcjonalnie wielka lewa łapa bez problemu pochwyciła pozostałości watahy Kruka, podczas gdy prawa złapała Zaara. Żenia frunęła. Wolniej niż robiła to samemu. Nie czuła zmęczenia w mięśniach, ale cień jaki składał się na skrzydła zaczynał się rozwiewać. Jakby pękały pod ciężarem trzech mężczyzn wczepionych w nią kurczowo.

„Głupia”

Głos smoka przemówił. Wtedy spod piasku zaczęły się wygrzebywać jakieś stwory. Cała chmara. Wychodziły spod piasku i otrzepywały się ukazując zielonkawą łuskę. Gadziopodobne zmory wyglądały jak niewielkie tyranozaury, ale o dużo dłuższych przednich łapach. Były trochę większe od koni i dziewczyna skojarzyła już, że kilka widziała w czasie stawiania Caernu. Te inne, humanoidalne jaszczury dosiadały ich.

„Padłabyś na pustyni skazując na śmierć siebie i ich.” - pouczał dalej w jej głowie Smok. - „Na nich dojedziecie bezpiecznie, tylko rannych musisz przywiązać”

Lot Żenii sprowadził ją raptem do podnóża góry, a w cieniu skrzydeł już prześwitywała pierwsza wyrwa. Czarny był tam, daleko za nią z dwoma jak to nazwał „Łatołakami”.

“O rrrrrany. Smoku, masz rację.”
Żenia przyznała, smętnie oglądając skrzydła i obniżając lot by wylądować w pobliżu rumaków.
Zwinęła cieniste skrzydła na plecach. Ułożyła Gustawa i Michała na ziemi, sama zaś po raz kolejny już zaczęła ściągać przypisane do siebie ubrania i drzeć je na pasy. Po chwili to samo robiła z ubraniem Zaara. Po drugiej stronie będą się martwić co dalej. Teraz ważne było dotarcie do portalu.
Pierwszego usadziła ahrouna Panów Cienia, albo to co z niego zostało. Żeńka powarkiwała z cicha by go pocieszyć i zapewnić, że będzie dobrze. Nie sądziła by ją słyszał będąc w niewyobrażalnym szoku. Korpus w zasadzie dawał sobą sterować i nie wydał żadnego dźwięku. Kolejno zajęła się Gustawem, Zaara zostawiając na koniec. Gustaw wysilił się na żart o tym, że zrobili mu z dupy jesień średniowiecza. W tym wszystkim zdawał się być rozbawiony. Wrona poczochrała go lekko na znak rozluźnienia.

Zaar zaś wydał jakieś charknięcie. Otworzył usta i ukazał ziejącą ranę po straconym języku. W jego oku za to aż promieniało szczęście.

Serce dziewczyny aż rwało się by go pocałować i zmazać ból i przejścia niedawnych dni. Ale wciąż nie chciała dawać totemowi dostępu do tego kawałka siebie. Zdusiła pragnienie, ukrywając je pod chęcią zemsty. Zmartwienie o Michała nie odstępowało ani na krok.

“Smoku… nie wiem co bym zrobiła bez Ciebie.” - Żenia przesłała wiadomość wdzięczności, czekając aż trójka wilkołaków do nich dołączy. Zmieniła postać, zostawiając jednak skrzydła, cieniem otulające jej plecy.

Trójka wilkołaków z Czarnym na czele schodziła ze szklistych skał. W ciszy. Grobowej niemal. Żadne z nich nie wykazało ani krzty podziwu w kierunku skrzydeł czy pociągowych dinozaurów. Czyżby wszyscy już wiedzieli czego można spodziewać się po Żenii?

- One zaniosą nas do portalu. Szybciej i bezpieczniej. Wsiadajcie i pospieszmy się. - Wrona wiedziała, że grają na czas. Pozostała czwórka na pewno też pchała się w kierunku wyjścia z Malfeasu. A Żenia nie chciała ich spotkać teraz, gdy wiozła trójkę rannych. Dlatego nakaz dla dwójki Tancerzy był jasny. W razie czego ona sama zatrzyma Pieśń by dać czas Czarnemu i reszcie.
Bodnęła gadziego rumaka piętami.

***


Stwory puściły się biegiem, równo. Biegły coraz szybciej mimo piasku w jaki zapadały się coraz głębiej w końcu jeden odbił się w wielkim susie. Za nim kolejny. W kilka sekund całe stado z biegu przeszło do wielkich skoków. Żenia zobaczyła kątem oka jak Rychu pobladł. Sama czuła jak jej żołądek skacze i próbuje się wyrwać. Z pewnością nie był to spokojny środek transportu, ale wszyscy musieli zgodnie przyznać, że góra za nimi maleje bardzo szybko. Bardzo, bardzo szybko.

Po chwili dojrzała drugą grupę. Poza gadzimi skoczkami ich drużyna miała też kilka kształtów podobnych do hipopotamów, tyle tylko, że wielkości średniego domu. Oni wracali z łupami i szli dokładnie w przeciwnym kierunku.

Skoczek Czarnego zbliżył się do Żenii. Szaman warknął wskazując głową drugą drużynę. Cóż, w zasadzie od podróży w smoczym pysku nie otrzymał żadnych wyjaśnień. Być może dlatego powarkiwał w ludzkiej postaci?

- To Pieśń Udręki, Fedir i dwa eksperymenty z Łodzi. - wyjaśniła Żenia nieco struchlała, łypiąc na Czarnego kątem oka by nie wkurzać go bardziej bezpośrednim spoglądaniem w twarz. Alfa nie był nigdy na tyle wkurzony na nią by warczeć jako człowiek. Dziwne i niewygodne uczucie. - Mogę spróbować odciągnąć ich uwagę, żebyście mogli dotrzeć do portalu? Rysiek i Kamila pomogą.

Poczucie niewygodny i napięcia narastało. Czuła się jak Titanic zbliżający się do góry lodowej. Różnica była taka, że w tej wersji Titanic był świadom konsekwencji takiego spotkania.
- Dobra. Ja i ty pojedziemy do Spiral, a oni niech odjadą z rannymi.
Zanim zdążyli zrobić odpowiednie manewry okazało się, że forpoczta karawany Pieśni Udręki oderwała się od reszty i kieruje szybciej w ich stronę. Dwa pustynne skoczki z jeźdźcami.

- Czarny… ja… muszę Ci coś powiedzieć - Żenia odczekała aż czwórka się nieco oddali. Prowadziła swojego wierzchowca tak, by w razie czego odskoczyć ku zbliżającej się dwójce. Tyko od czego zacząć? - Jeden z nich może mnie znać. Moje wspomnienia…

Czarny słuchał z uwagą obserwując jednocześnie walkę półnagiej dziewczyny z gadem, który nie dawał się łatwo prowadzić. Szaman jednak wyraźnie czekał na ciąg dalszy wyznania Żenii.

Żenia poczuła się znowu jak szczeniak pod ostrzałem spojrzeń Ogórka.
- Nooo, on może je mieć. A ty też się nie podzieliłeś, że Pieśń to brat Wojtka! - z jakiegoś powodu najlepszą obroną zdało się właśnie to zdanie. - I no… wiesz… rozwalił mi się telefon i od tego się właściwie zaczęło. - plątała się Żeńka.

Czarny rzucił wzrokiem na zbliżające się skoczki. Zdawały się cięższe od tych na których oni jechali. Coś jak bojowe wierzchowce. W myślach już planował batalię.

- Skąd Tancerz Czarnej Spirali ma twoje wspomnienia? - Antek nie odniósł się ani do tematu Wojtka, ani do telefonu.

No tak. Mogła być pewna, że Czarny natychmiast wyłowi drugie dno jej wypowiedzi.
Pokręciła głową.
- Bo … byłam częścią komandosów Pentexu. - spojrzała hardo w oczy Alfy jakby wyzywając go tym razem. Pokrywała tym samym swój strach przed odrzuceniem. Wolała to podejście. Czy to właśnie wbił jej do głowy ojciec? Upór i przekorę? Teraz była pewna, że Czarny się odwróci i odjedzie zabraniając jej powrotu.

Czarny miał kamienną twarz. Żadnego warczenia, szczekania czy czegokolwiek. Zamarł niczym posąg, a żaden z mięśni jego twarzy nawet nie drgnął.
Jego skoczek zatrzymał się. Reszta już się od nich oddaliła. Żenia nie była pewna czy usłyszeliby teraz jej krzyk. W końcu Antek się odezwał.
- Co zamierzasz z tym dalej zrobić?

Na bojowych raptorach zbliżali się Tancerze. Już widziała zarys jednego. Był chyba w formie glabro, a na siebie miał zaciągniętą czarną bluzę z kapturem. Drugi był nieco dalej i unosiła się wokół niego błękitna poświata.

- Jedź z nimi. Chcę mieć pewność, że jesteście cali, nie po to tu przyszłam, żebyś teraz miał ryzykować z tancerzami. - spoglądała na nadjeżdżających i na Czarnego - Ja sobie poradzę i odezwę. Pogadaj z Ryśkiem i Kamą. Oni wiedzą co dalej. Proszę, Czarny.

Dziewczyna faktycznie chciała przekonać Alfę. Nie mógł zniweczyć tej szansy. Za dużo ona kosztowała.

„Rozerwę ich na strzępy”
Zabrzmiał słodki, damski głosik w głowie Żenii, gdy nerwowo zerknęła na zbliżające się Spirale.

- W najbliższą pełnię przyjdź na dach UE w Poznaniu. Ten z tarasem widokowym.

Z gracją kowboja poklepał swojego gada, odwrócił się i po kilku krokach w wielkim susie oddalił się od dziewczyny.
 
corax jest offline  
Stary 18-01-2019, 20:34   #120
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

„Dobra Bk’to, miło było jakby co.” - Żenia odprowadziła wzrokiem Alfę. Zamrugała żegnając watahę w myślach i odganiając łzy.

Spięła rumaka piętami i ruszyła z wolna ku Fedirowi i jego towarzyszowi starając się wyglądać pewnie i skupiać na sobie ich uwagę.

„Weź jakoś wyglądaj” mruknęła do Zmory „Czarny nagi anioł, skrzydła i taki garb na ramieniu. Weź coś subtelniejszego co? I nie, nie wielkie cycki zagłady!”

„Czekaj chwilę”

Zmora zaczęła się ruszać. Bardzo wyraźnie. I nie był to ruch pos skórą do jakiego przywykła. Wiecznie wilgotne czarne cielsko zlewało się z ramienia na resztę ciała dziewczyny. Ta przyprawiająca o wymioty śliskość rozlewała się po piersiach drażniąc sutki i wędrowała dalej. Po brzuchu do pasa, gdzie bez problemu wcisnęła się pod luźne jeansy. Żenia poczuła się nieswojo gdy zimna i wilgotna Zmora otuliła jej ciało. Zwłaszcza, gdy dotykała miejsc dotychczas nie wystawianych na działanie złych duchów. Co więcej chichocząca w jej głowie nastolatka zdawała się dla żartu zakotwiczyć w jej ciele. Było w tym tyle erotyki co w gwałcie w lesie, ale jednak wilkołaczka miała świadomość, że czarny stwór o wielkim żółtym oku wszedł w nią. Wszedł gdzie tylko mógł. Btk'uthoklnto miała tyle przyzwoitości, że nie rozpychała się wewnątrz. Była tylko najwyżej na centymetr za jej sromem i w odbycie. Wystarczająco głęboko, żeby nie dać o sobie zapomnieć. Żółte oko przesunęło się pod lewy obojczyk. Piersi opięte nowym „strojem” uniosły się wyzywająco i ścisnęły niczym w staniku z podwójnym push-upem. Tylko lewa dłoń została nietypowa. Nie była już ogromną łapą o pięści jak dwa bochny chleba. Teraz była subtelnym splotem pięciu macek. Żenia nie była pewna czy nadal są tam jej palce… jeżeli były, to kości wewnątrz nich przestały istnieć. Siedziała na dinozaurze w stroju udającym latex, na który naciągnięte były jej poszarpane spodnie. I poza jakimkolwiek zdenerwowaniem czuła się dziwnie. Zmora pokryła jej cialo szczelnie aż do linii szczęki pozostawiając odkryte włosy i twarz.
„Coś takiego?”
Zapytał głos w jej głowie wesołym tonem.

“Hm” - Żenia siedziała spięta w dziwnym szoku. “Mówiłam nie wielkie cycki zagłady. Ani próba gwałtu. Zapewne kojarzysz, że to nie moje klimaty. Reszta może być. Tymczasowo. Wyłaź stamtąd albo wezmę czerwony flamaster.”
Myśli cedziły się z wolna, gdy obserwowała podjeżdżających Fedira i kompana. Czy widzieli jej transformację? Trochę była ciekawa jak wyglądała obecnie. Cholera wie, czy na Spiralach zmiany budziły jakiekolwiek reakcje. Może tak jak Tancerze skór i Czarny przyjęliby to na klaty?

Wyprostowała się na skoczku wstrzymując go w miejscu. Trochę żałowała, że nie ma wielkiego kleiva. Albo dzidy. Zachichotała pod nosem. Zmora wycofała się nieco ze strategicznych miejsc, ale w momencie wyprostowania się Żenia znów poczuła jej obecność z tyłu.

To oni podjeżdżali.
Nie ona.

Taki tam trik psychologiczny.

Zwolnili. Ale i ich główna karawana zatrzymała się. Widziała, że ludzie Żenii chcą ich objechać łukiem. Teraz stali tak, że w razie potrzeby z głównego korowodu mógł ktoś ruszyć z szarżą na pozostałe wilkołaki i przeciąć im drogę zanim dotrą do portalu. Jednak póki co nikt tego nie robił. Zaskoczeniem był brak Fedira wśród dwóch przybyłych. Tego z przodu już poznała. Był w jej ostatnim śnie. Ale teraz był większy. Z pewnością Glabro. Siwa broda i bystre spojrzenie. Coś jakby uśmiech pojawiający się na twarzy, gdy zdjął kaptur. Drugi skrywał swoją facjatę za łbem skoczka. Wystawało tylko eteryczne futro sugerujące, że jest w jakiejś formie Crinosa. Co więcej teraz wyraźnie widziała ich skoczki. Miały uzdy, siodła i pancerze na klatkach. Do siodeł miały przytroczone ostrza i kabury na broń.

Musiała wyglądać dziwnie na przeciw tej dwójki, uzbrojonej wraz z rumakami po dziurki od nosa.
A naprzeciw nich ona w skrawkach podartych jeansów i pushupowym cycniku ze zmory. I dwoma nożami przy pasie. No i dziwną ręką.
Czekała aż odezwą się pierwsi.
Wpatrywała się to w jednego to drugiego.
Kupowała czas dając Czarnemu i reszcie w końcu dotrzeć do portalu.
“I co myślisz?”
„Czemu tamten z tyłu się tak świeci? Będę mogła go zjeść po wszystkim?”
Humor zmorze dopisywał. Nie tylko spodziewała się siłowego rozwiązania. Była też pewna zwycięstwa. Żenia była ostrożniejsza.

Siwy zeskoczył ze swojego „rumaka”. Poza bluzą z kapturem miał też bojówki w kolorze urban-camo. Wyglądały zabawnie na tle czerwonego piasku smoczej pustyni.
- Ona Tetmayer? - zapytał ze śmiechem. Przy pasie miał kleiva od smoka. Jego krok był sprężysty jak u zawodowego tancerza, czy doskonałego wojownika. Zupełnie nie pasował do góry mięsa jaka wypychała czarną bluzę z kapturem. Nie miał butów.

- A kto pyta? - Żeńka spięła skoczka nieco i pokierowała tak by ustawić go nieco bokiem. Zmrużyła oczy próbując dostrzec coś więcej. Uwagę wciąż skupiała to na jednym to na drugim. Chociaż puściła ramiona nieco lżej jakby rozluźniając ciało.

Mowa ciała też była ważna. A siwemu nie brakowało doświadczenia w jej odczytywaniu.

- Zahrad Upgraded zero jeden zero. Ale twój brat, Marek wymyślił mi ksywę Złoty. Potem Adam zaczął na mnie wołać Grosz, bo ponoć całego złotego nie byłem wart.
Odpowiadał spokojnie, jednak zatrzymał się dość daleko. Za daleko, żeby mogła skoczyć i odgryźć mu głowę.
- No ale tego nie pamiętasz. Cóż sprowadza cię do piekła?
Żenia zeskoczyła ze skoczka pomagając sobie skrzydłami i podfrunęła w pół odległości między rumakiem a siwym nieco poirytowana jego słowami.
Raz jeszcze sprawdziła karawanę i odjeżdżających Czarnego i tancerzy z rannymi.
- Zdajesz się wiedzieć o mnie dużo. A on to kto? - wyprostowała się zadzierając głowę do góry i lądując na piasku, miała nadzieję, że z gracją.

- Wiem to, czego ty nie wiesz. Ale widzę, że moja wiedza przedawnia się z każdym dniem. Wilkołak od tak niedawna, a już ma skrzydła. Kolego! - Odwrócił się do swojego towarzysza - mamy tu międzynarodową terrorystkę odpowiedzialną za masakrę w Poznaniu. Żenię Bondar.

Wrona skrzywiła się na to przedstawienie.

- Niemożliwe - odezwał się niski i charczący głos. Zbyt wyraźnie jak na Crinosa. To co zobaczyła Żenia przerosło jej najśmielsze wyobrażenia. Z drugiego raptora zeskoczył chudy mężczyzna, o wyjątkowo bladej cerze.


W zasadzie wyglądał jakby krew z niego odpłynęła. Otaczał go eteryczny Crinos.
- Sosenki nie rosną na pustyni.

Żenia olała siwego.
Wciągnęła ostro powietrze jakby się miała za chwilę udusić.
Wpatrywała się sztywna w stojącego przed nią … stwora a głowę rozsadzała pompowana przez organizm coraz większa dawka adrenaliny.
Złoty przestał dla niej istnieć.
Grześ.
Ten nieodżałowany.
Którego próbowała odkopywać.
Jej Grześ.
I to co z nim zrobili.
A teraz stał tu i był. I żartował. I kpił.

Żeńka zaczęła na nowo oddychać. Zrobiła krok w stronę elektrycznego crino. Potem drugi. Machnęła w końcu skrzydłami i podfrunęła do bladego chudzielca.

Bez słowa wyciągnęła prawą dłoń i przesunęła po policzku wilkołaka wciąż z niedowierzaniem obserwując jego twarz. Był zimny. Lodowaty wręcz. Żar spadający na pustynię tak bardzo kontrastował z jego ciałem. A potem przyciągnęła go do siebie i przytuliła ciasno jak zagubionego brata czy dziecko.
- Jesteś. - szepnęła z jakąś pełną szczęścia ulgą i znowu odsunęła się by przyjrzeć się jego twarzy ocierając jego policzek raz po raz pieszczotliwym gestem - Jesteś.
- Jestem… martwy Żeńka. Jestem cholernym trupem. Ale poza tym drobnym szczegółem jest super.
- Znacie się? No proszę. Mały ten świat. Góra z górą się nie zejdzie, a człowiek z człowiekiem zawsze. Tamto - Złoty wskazał na przemieszczajace się dinozaury - to zapewne Czarny z ekipą.

Z jakiegoś powodu Złoty grał Wronie na nerwach. Dziewczyna sama nie była pewna czemu. Zignorowała go.
- Opłakiwaliśmy Cię, pomściliśmy też, ale widzę, że nie dość - Żenia szepnęła do Grzesia. Spojrzała na niego raz jeszcze z zaciętymi ustami ale czułością w spojrzeniu. Dla niej nie miało to znaczenia. Ona sama była zalanym zmorą potworem. - Ja też nie wygrywam konkursów piękności ze zmorą na ramieniu. - Jakby dla podkreślenia jej słów wielkie żółte oko przy jej obojczyku mrugnęło łobuzersko.

- Cholera. Czyli też jesteś spaczona tym wszystkim. To znaczy, że teraz dołączasz do nas? Będziemy dla Smoka palić kolejne przyczółki wroga? - mina Grzecha nie przypominała zadowolenia. Był wręcz dobity stanem swoim i dziewczyny.

- Chodźmy do naszego światłego alfy - powiedział z drwiną w głosie Złoty.

Żeńka w końcu się do niego odwróciła i podeszła nieco wysztywniona oślizgłym uściskiem Zmory.
Stanęła przed nim i zadarła głowę by móc mu spojrzeć w twarz.
Zajrzeć w obce znajome oczy.
Poszukać czegoś w sobie co mówiło “kochanek”.
Jakiejś nuty ciepła.

Pochylił się nieco, ale też sięgnął dłonią do jej twarzy. Nie chciał dotykać zmory. Chciał dotknąć jej. Pogładził ją delikatnie po policzku. Niezwykle delikatnie jak na tak wielkie dłonie.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo cieszę się, że cię widzę - jego ton stał się inny. Nieoficjalny? Przestał być spięty? Jakby wcześniej nie wiedział czego się po niej spodziewać, a teraz, gdy byli blisko wreszcie pozwolił sobie na oddech.

I wtedy Wrona walnęła go w policzek otwartą dłonią.
I raz jeszcze.Czuła gniew.
Była rozdarta między dwoma światami.
Między tym co pamiętała przez ostatnie sześć tygodni a błyskami wspomnień.
To on zabrał jej wspomnienia.
Skradł jej ją samą. A teraz był tutaj i dowcipkował o jej podrobionych dokumentach, Marku i górach?
Był tutaj.
Cały i zdrów.
A Zaar stracił oko i język. Jej Galiard płacił cenę.

- Proszę uspokój się - powiedział spokojnie odsuwając się nieco.

- Jestem cholernie spokojna - Żenia skróciła dystans wpatrując się wciąż w Złotego ze ściągniętą twarzą - Wiesz przez co przeszłam? Zdajesz sobie sprawę? - puknęła jego pierś palcem prawej dłoni. W tej chwili różnica wzrostu i wagi nie stanowiła problemu. Nigdy nie stanowi problemu w przypadku wściekłych kobiet. - A teraz mi wciskasz kawałki o górach? Co ty w ogóle sobie wyobrażałeś?! - ostatnie słowa niemal wysyczała stając na palcach.

- Czy ktoś mówił ci jak przebiega przemiana w wilkołaka? - zmienił temat. - Czy ktoś wspomniał ci o nagłym napadzie szału w czasie którego jesteś trzy i półmetrową bestią rozszarpującą wszystko na swojej drodze? Czy domyślasz się, jaki fragment wspomnień chciałem ci zabrać? - pytał siwowłosy.

- Czekaj… - odezwał się Grześ - on zabrał twoje wspomnienia? Jak?

- To pamiętam. Przypomniałam sobie gdy poszłam do Pentexu. - Żenia czuła pod skórą rosnącą waderę - Wiem co się czuje. Pamiętam ZAPACH.

Dziewczyna zamilkła wpatrując się nadal w wielkiego mężczyznę tłumaczącego się przed nią.

- Teraz… teraz nic nie jest proste. I nigdy już nie będzie.
Ruszył wprost na nią. Nagle. Nie zdążyła się cofnąć. Złapał ją pod rękami. Oplótł. Przytulił. Pogładził po łopatce. Choć ich dotyk rozdzielała zmora, to Żenia poczuła jakiś napływ ciepła.
- Jakkolwiek by się to nie potoczyło, to masz rację, nie cofniemy już czasu. - a potem zamilkł. Nie było pytań o Pentex.
- Szukałam Cię. - mruknęła schowana gdzieś pomiędzy jego ramionami wciąż nieco sztywna. Oczekiwała komentarza Nahajki. Coś w stylu, że “ten nie jest sflaczały”. - Ale Pieśń mnie ubiegł. A teraz was wszystkich szuka Pentex.
- Nas wszystkich - poprawił ją. - Sylwia spowolni ich działanie. Siedzi dość wysoko, żeby nam pomóc.
- Sylwia nie żyje. Pentexu w Polsce nie ma. - Żenia wysunęła się z uścisku siwego i odstąpiła kilka kroków. - Pieśń jest poszukiwany przez Marka i jakąś nową watahę w związku z wykradzeniem was dwóch.

Drgnął na informację o śmierci Sylwii. Widocznie faktycznie miała ważne miejsce w jego planach. Albo łączyło ich dużo. Żenia pamiętała akcję. Zgrany zespół. Cztery osoby polegające na sobie bezgranicznie. Ten wybuch ładunków w czasie ucieczki. Sylwia i Marek musieli być wtedy dokładnie pod nimi. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Musieli ufać sobie bezgranicznie. Co tam zaszło, że nagle wszystko się rozleciało? Że Żenia jej nie ufała? Że wciąż czuła gotującą się w niej krew na samą myśl o Mróz.
- Cóż, może czas najwyższy zniknąć? - powiedział, a Żeńka jedynie przytaknęła bez słowa.

- Co do twojego pytania - Wrona zwróciła się do Grzesia - To Złoty przeprowadził rytuał, chciał zabrać część wspomnień. Zabrał wszystkie. Sam ledwo przeżył. - Żenia strzeliła spojrzeniem spod brwi na siwego, ponownie gromiąc go wzrokiem. Spojrzała za Czarnym i jego zespołem - I teraz będzie musiał uzupełnić luki. A co do Pieśni i Fedira. No powiedzmy, że nie jest moim fanem.

Grześ rozejrzał się. Czarny i jego kumple z watahy odjeżdżali. Pieśń Udręki z Fedirem czekali na ich powrót. Czy może na sygnał do ataku na Czarnego. W każdym razie czekali. Żal za utraconym życiem niemal wylewał się z martwego wilkołaka.

- Cóż, nigdy nie byłem bardzo dobrym rytualistą - zaczął tłumaczyć się Złoty. - Uczyły mnie duchy, a im w większości zapach Rozpuszczalnika przeszkadza.

- Rozpuszczalnika? - podłapał Grześ.
- Żmij. Smród Żmija - wyjaśnił Złoty szukając palcami dłoni Żenii. Tymczasem jej pięć macek splotło się z nim ciasno owijając jego dłoń.

“Ja go biorę!”
Zmora odezwała się przypominając o swojej obecności.

“Ty nie powinnaś poszukać własnego pana zmora? Albo innego pana ducha?” burknęła zła nagle Żenia. “Macki precz, pff”

- Musimy pogadać. Nie wiem czy siedzenie w piekle jest najlepszym rozwiązaniem. - drugi tok myśli poganiał Ogórka. Ile można było iść do portalu? - I szczerze mówiąc zjadłabym coś, przespała i umyła. Niekoniecznie w tej kolejności.

Żenia zrobiła ten nagły zwrot z powodu Grzesia. Rozumiała w pełni co czuje. Czysta pościel, prysznic nie oddadzą ‘normalności’ ale mogły być namiastkami. Nie wiedziała, czy musi jadać czy nie. Ale miała czas do pełni. Mogła wykorzystać go do dowiedzenia się o sobie, odpoczynku i przygotowania do wyprawy na Hakakena. I zniknąć Smokowi z pola widzenia. Potrzebowała odetchnąć świeżym powietrzem.

Złoty uniósł dłoń obserwując oplatające ją macki. Drugą położył na ramieniu dziewczyny. Po chwili przesunął na jej szyję. Oparł czoło o jej czoło. Wyglądał jakby za chwilę miał się popłakać.
- A co z watahą Czarnego? Kim oni dla ciebie są? - zapytał.

- Kluczem - Żenia pogładziła go po policzku jakby ucząc się rysów jego twarzy. Dziwnie czuła się z publicznym okazywaniem uczuć. Jedyną osobą z którą była tak blisko do tej pory był starszy brat niewidomego Alfy. Nawet z Zaarem nie pamiętała takiej zażyłości. To wszystko było pomieszane. Odsunęła się po chwili z uśmiechem lekko błądzącym na ustach. - Naprawdę to nie będzie rozmowa na pięć minut.

Odsunął się lekko i skinął głową.
- Ja też szukałem długo swojego Klucza. I nareszcie go znalazłem - mrugnął do niej. Po czym ruszył w stronę swojego dinozaura. Macki niechętnie rozplątały swój uchwyt. Wyjął jakieś urządzenia i wystrzelił flare sygnałową. Karawana Pieśni Udręki ruszyła z wolna w ich stronę. Już nic nie blokowało Czarnemu drogi do portalu. Przez kilka tygodni walczyła o to, żeby go stąd wyrwać, a dane było im zamienić tylko kilka zdań.

Wrona stanęła obok Grzesia i przytuliła go. Oboje ze smutkiem wpatrywali się w punkciki podążające do przejścia otwartego przez Smoka. Czuła, że zawiodła Czarnego. I że był nią rozczarowany. Zatęskniła do Burego Kła.

Żeńka westchnęła. Czuła się wydrenowana.
Przygotowywała się na spotkanie z Pieśnią i jąkającym się szamanem.

***


Czekali kilkanaście minut. Żenia straciła z oczu grupę Czarnego. Tymczasem Pieśń Udręki przybył w pełnej krasie. Jechał na czele pochodu obładowanego łupami. Wyprostowany dumnie. Na plecach miał miecz niewiele mniejszy od tego jakim walczył Sam Haight. Długi Smoczy nóż był przy pasie. Miał na sobie luźne spodnie. Naga klatka piersiowa sugerowała, że chwilę temu przeszedł przemianę z Crino do ludzkiej formy. Spod przepaski na oczach połyskiwały zielone płomienie. Jakby pozostałość po jego oczach świeciła w świecie duchów.

Fedir zaś wyglądał jak cień samego siebie. Kościane amulety zwisały na nim. Gdy zauważył Żenię wyraźnie się speszył. Pamiętał rany zadane przy pierwszym spotkaniu? On swój smoczy nóż miał przytroczony do łydki prawej nogi.

Wrona stała obok Grzesia obserwując dwójkę Tancerzy.
Pieśń był napęczniały niczym ryba-nadymka, jakby wysysał energię z szamana.
Jeżeli czegokolwiek nauczyły ją wydarzenia ostatnich tygodni, to to, że szamanów powinno się traktować jak złote jajka. Jąkała wyglądał jak przeżuta wersja Antka na alkoholowym cugu.

Przyglądała się bardziej szamanowi niż Alfie spiral.
Czy faktycznie był tak ślepy? Czy może jego duma go rozsadzała?

- Czyżby to Córka Szalonej Wrony? - Zapytał głośno Pieśń po tym jak pociągnął nosem. Fedir nie zareagował w ogóle.
- Cóż cię do nas sprowadza?
- Wpadłam w odwiedziny do Smoka. - Żeńka zignorowała zaczepkę niewidomego. Harad był dobrym szkoleniowcem. Nabrała wprawy we wkurzaniu alf. - To zdaje się nadal jego domena?
- I dlaczego mam cię nie zabić? Ostatnio wciągnęłaś nas w pułapkę. Zginęło dwóch moich ludzi.
Niewidomy zeskoczył ze swojego raptora i sięgnął po broń na plecach.
„W tym ostrzu jest zamknięta Zmora! Czuję ją!” Rzuciła ostrzegawczo nastolatka w głowie Żenii.
Tymczasem Złoty stanął przed Żenią zasłaniając ją ręką stopując zamiary zdziwionej dziewczyny, która chciała właśnie odpowiedzieć.
- Ona jest pod moją protekcją. Chcesz jej coś zrobić, to najpierw musisz coś zrobić mi.
- Siad kurwa kundlu! - rzucił niewidomy, a żenia obserwowała jak kawałek śliny oderwany przy tym krzyku od ust Pieśni Udręki ląduje na piasku.
„Au au au” zabrzmiało w głowie dziewczyny. Zobaczyła to, co pamiętała ze snu. Dłonie Złotego formowały się w szpony. Srebrne szpony.

- Uspokójcie się obaj. Złośliwość też nie żyje. Byłam przy tym jak zginęła w podziemiach Pentexu, gdzie ją zostawiłeś. I to ja pomściłam jej śmierć. Tak jak i Parcha i Ekhma. Poza tym, brat Cię szuka, Skowycie w Nowiu. - Żenia uśmiechnęła się lekko przy ostatnich słowach. Nikt na nią nie zwracał uwagi, gdy plotła cieniste macki. Nie mogła sobie pozwolić na walkę teraz. Szczególnie pod bokiem Smoka, którego chwilę temu wrobiła w ratowanie Czarnego. Trzy splecione macki trzymała w pogotowiu.

Grześ spojrzał na nią ze zdziwieniem. Nie podejrzewał Sosenki o zatargi z Alfą Tancerzy Czarnych Spiral. Złoty odwrócił się w stronę dziewczyny. Prawdziwe imię Pieśni Udręki musiało zrobić na nim wrażenie. Sam alfa opuścił broń trzymaną oburącz i zamilkł z otwartymi ustami.
„Niech on to weźmie!” Nahajka zaś bez zmian była napięta w obecności srebrnych szponów Złotego. I nie wahała się tego manifestować.

Żenia odsunęła się nieco od srebra w tył za plecami Złotego.
- Obiecałam mu, że pomogę się mu z tobą spotkać. A o pułapce, no cóż. Lojalnie ostrzegałam, prawda? Teraz też Cię ostrzegę. Jesteś na bardzo krótkiej liście poszukiwanych przez Pentex na terenie Polski. Możesz próbować mnie zabić albo pogadać w cywilizowany sposób i dołączyć do mojej sprawy. Fedir, Twojej pomocy, też bym potrzebowała. Potrzebuję szamanów. Może będziemy kontynuować rozmowę nad pizzą, po prysznicu i we frotowych szlafrokach? - dorzuciła marzycielskim tonem.
Fedir słysząc swoje imię wyprostował się niczym wywołany do odpowiedzi. Jednak nic nie powiedział. Obserwował uważnie Żenię, uzbrojonego w srebro Złotego i ich alfę wybitego z równowagi. W końcu niewidomy schował broń.

Jego zachowanie zastanowiło dziewczynę. Kwestia jąkania się? Czy może nieufność?

- No. To zostawiamy towar w jaskini, a potem przechodzimy przez portal - podsumował Złoty zmieniając szpony ponownie w dłonie. Żenia poczuła wyraźnie jak jej zmora się rozluźniła.

- Dobra, ty idziesz ze mną, oni niech jadą do Smoka - powiedział Pieśń w stronę dziewczyny. To wywołało natychmiastową reakcję u Złotego.
- Za długo jej szukałem, żeby teraz zostawiać.Idę z wami.

Twarz Pieśni Udręki napięła się. Wstrzymał oddech analizując sytuację, aż w końcu zgodził się skinieniem głowy. Kilka chwil później ich trójka jechała do portalu, w czasie gdy Fedir i Grześ posłusznie odprowadzali wota dla smoka wiezione na ogromnych gadach.

***


W zasadzie jechali w ciszy. Tylko Złoty podjeżdżał do niej, tak, że dzieliło ich kilkanaście centymetrów.
“Ej, jak on się tak przywala, to mu chyba zależy, nie?” komentowała w głowie zmora-nastolatka.
“Nie boisz się, że może zrobić tu spustoszenie?” i wtedy Żenia poczuła łaskotanie w miejscu, z którego zmora kilka chwil wcześniej wycofała się na prośbę dziewczyny.

“No chyba mu zależy.” skwitowała Żenia czując się co najmniej mocno obnażona emocjonalnie. I to przed kim. Przed Zmorą. “Przestań!!!!” Żenia aż wstrzymała gadziego rumaka. “Nie próbuj tego więcej” warknęła na Nahajkę. Przestało ją to bawić jeszcze przed rozmową ze Złotym. Między innym dlatego chciała też przejść w końcu przez portal.

Spojrzała też na Złotego jakby z obawą.
W zasadzie nie wiedziała czemu. Uśmiechnął się, jakby chcąc powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.

Portal wyglądał jak dwa czarne obeliski. Były z obsydianu. Idealnie wypolerowane. Miały po sześć metrów wysokości i stały oddalone od siebie też około sześciu metrów. A między nimi powietrze falowało. Ale nie tak, jak powinno falować powietrze. Wyglądało to jakby między obeliskami była tafla wody rozciągająca się w górę i grająca na nosie grawitacji. Obraz za taflą był niewyraźny. Gdy niewidomy alfa zbliżył się do portalu, to tafla zafalowała. Pieśń wyjął jakiś talizman, który zanurzył w portalu. Po powierzchni rozeszła się fala.
- Wy pierwsi.

Złoty stał w gotowości. Chciał pomóc Żenii zejść z “rumaka”.

- Alfo zaczekajmy na pozostałą dwójkę. - Żenia wstrzymała kroku - Lepiej trzymać się w grupie. - zaproponowała dziewczyna.
- Nie są dziećmi. Dotrą tutaj. Zejdą im jakieś cztery godziny. Może więcej. Chcesz tyle czekać? - rzucił Pieśń udręki. Choć widać było po nim, że jest już dużo spokojniejszy niż wcześniej. Co ciekawe, bo był w towarzystwie potencjalnego wroga i uzbrojonego w srebrne pazury wojownika, który nie wahałby się wystąpić przeciw niemu.

- Ehh - Żenia czuła znużenie - Niekoniecznie. Ale nie chcę skoczyć tylko po to, żeby się okazało, że chcesz się pozbyć mnie i Złotego, a wasza trójka nie skoczy.
Wrona zagrała w otwarte karty.

Kiwnął głową na znak zrozumienia. Przeszedł przez portal pierwszy. Widać było wyraźnie jak zanurza się w nim, ale nie pojawił się po drugiej stronie, tam gdzie widać było jedynie obraz falującego piasku.

- Czyli co? Teraz to my nie przechodzimy? - zachichotał Złoty. - Mamy jakieś cztery godziny.

Brunetka roześmiała się też.
- Już bym całkiem miała u niego krechę - spojrzała rozbawiona na Złotego. - Chodźmy zatem.

***


Szarpnięcie w żołądku przypomniało jak bardzo jest głodna. Wyszła w kompletnej ciemności. Chwile trwało aż wzrok przyzwyczaił się do braku światła odbitego od piasku pustyni. Na ziemi był śnieg. Dookoła było sporo drzew. Znała to miejsce. Gdzieś, całkiem blisko walczyła z hordą zmor Fedira. Nadal byli w umbrze, ale tej najbliższej, tej odbijającej rzeczywistość. Świadczyła też o tym jej prywatna Zmora szczelnie okrywająca jej ciało. Gdyby wyszli to byłaby znów jedynie tatuażem.

Po chwili tuż za nią pojawił się Złoty. Pieśń natomiast poszedł na delikatne podwyższenie i zaczął coś ustawiać i przygotowywać. Żenia zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie rozbija obóz czekając na resztę. A talizman zmienił lokalizację celu podróży. Pieśń postarał się, żeby nie wylądować pod Poznaniem.

No to nie było dokładnie to co Żenia miała na myśli mówiąc o jedzeniu, kąpieli i odpoczynku.
Marzyła o kawałku łóżka, kołdrze i poduszce. Wspomnienie dwóch wielgachnych pizz zjedzonych, zaraz, półtora tygodnia temu, sprawiło, że do ust brunetki napłynęła ślinka, a w brzuchu głośno zaburczało.

Rozejrzała się po obozie Pieśni. Wokół były tylko drzewa, śnieg i ciemność.

- Dowożą tu pizzę?
- Nie. Ale tutaj poczekamy na resztę. Lepsze to niż czekanie w piekle. Co?
Zapytał rozpalając ogień pod prowizorycznym ogniskiem.

- Lepsze - zgodziła się łagodnie Wrona - Pomóc Ci? - czując się jak kołek
Małe ognisko zapłonęło.
- Nie. Nie trzeba. Powiedz, dlaczego pomagałaś Czarnemu? - zapytał w końcu Pieśń udowadniając, że wiedział kogo ratowała z piekła.

- Potrzebuję jego i jego ludzi do załatwienia sprawy dla Smoka. - Żenia klapnęła na kawałku czegoś co wyglądało jak pniak. Nie była zdziwiona. Smok zapewne podzielił się wiedzą z niewidomym. Czuła narastający smutek. - Mam pozbyć się Hakakena. A samej raczej ciężko.

Pieśń Udręki pokiwał głową ze zrozumieniem i nie skomentował.
- Kim jest Hakaken? - zapytał Złoty.
Żenia miała dziwne przeczucie, że gdyby alfa nie miał opaski na oczach, to właśnie piorunowałby wzrokiem siwego mężczyznę.
- To jest ktoś, kto bruździ Smokowi. Jest totemem innych Tancerzy.
- Aaa - pokiwał głową zakapturzony.

- I siedzi niedaleko. W Toruniu. - mruknęła Wrona smętnie dłubiąc czubkiem buta w śniegu. - To incarna gniewu. No i fajnie by było jakby Fedir udzielił porady jak usunąć incarnę tak by samej się nią nie stać. Można je jakoś uwięzić?
- Z tym nie pomogę. Musisz faktycznie pomówić z Fedirem. I Toruń nie jest wcale tak blisko. Powiedz coś więcej o Pentexie. Wiesz kogo mają na smyczy? Gdzie ich znaleźć? Chciałbym wysłać prezesowi Pentexu głowę jego szefa ochrony w paczce. Myślisz, że by się ucieszył? - zapytał z uśmiechem Pieśń.

- Jest jakaś ekipa. Nie wiem o nich za wiele, oprócz tego, że ‘ten od decyzji’ wyglądał na mało decydującego. Średniego wzrostu blondyn o długich włosach. Szaman w lupusie i się nie zmieniał. Mieli jeszcze jednego o imieniu Setus. Nie miałam za wiele z nimi do czynienia, prócz tego, że dzięki Btk'uthoklnto pozamiatałam nią podłogę, bo zaczęła bruździć mi i Buremu Kłu. Ale szukają Ciebie i watahy. Nie wiedzą o brakującej trójce. A co do pomysłu - brzmi jak plan. Wiem, że Pentex jest mocno aktywny na Słowacji, a ostatnio stracili całkiem sporo: dwie placówki, dane, sporo naukowców. To dobry pomysł i czas, żeby kontynuować działania przeciwko nim. No mam pewien pomysł - Żenia spojrzała na Złotego jak ten reaguje na jej słowa.

Niewidomy ożywił się bardzo mocno w momencie gdy padło prawdziwe imię Zmory związanej z Żenią. Poruszył się i wyraźnie wytrąciło go to z atmosfery spokojnej analizy. Bury Kieł też trafił do Pieśni. Złoty z kolei uśmiechnął się. Był wyraźnie pod wrażeniem z jaką tego z jaką łatwością Żenia poruszała czułe nuty u Alfy. Siedział cicho.

- Czy to znaczy, że Wojtek… - spauzował. Był przejęty, ale starał się tego nie pokazywać. - Przekonałaś go do naszej sprawy?

Żenię uderzyło słowo „nasza” w wypowiedzi niewidomego.
- Przekonałam go by chciał się z Tobą spotkać. Mój brat też jest Spiralą. A Wojtek jako jeden z niewielu nie zadzierał nosa na mój zapach. Przeszliśmy trochę razem. Opowiedział mi o was. I o tym ile przyszło płacić tobie za coś, co nie był Twoją winą. I ile on płaci za lojalność. - Żenia mówiła z czułością o starym Roninie. - Dlatego gdy tamci nas otoczyli, chroniłam go. Chyba dobrze by było gdybyś i Ty zgodził się pomówić z bratem po tylu latach.

Zamyślił się na chwilę.
- Jestem więc winien ci wdzięczność, za pomoc wobec niego. Dziękuję. Wybacz, że wznosiłem przeciw tobie broń - wstał i podszedł do Żenii z wyciągniętą dłonią.
- Fakt, że doprowadziłem cię do Smoka będzie przełomem dla nas wszystkich. Teraz wreszcie zjednoczymy Tancerzy. Wyrwiemy ich spod jarzma Pentexu. A potem zetrzemy z ziemi tych bezdusznych Gaian, którzy braciom i siostrom każą mordować swych braci i siostry.

Obserwowany Złoty obruszył się przy słowach “doprowadziłem cię do Smoka.” Widocznie miał inne zdanie na ten temat.

Żenia podniosła się z ziemi.
- Wiem nawet jak, Alfo - przyjęła dłoń Tancerza - Uwalniając Żmija. - walnęła z grubej rury.

Pieśń Udręki rozłożył ręce szeroko w geście kojarzącym się z Tańcem i ukłonem. Jakby chciał przekazać “oto jestem ja, Pieśń Udręki, przybyłem rozwiązać Twoje problemy”
- Tak zróbmy. Najpierw Słowacja. Tam gdy usuniemy Pentex to zostanie nam wolna ręka. Harada przegonili. A teraz dajcie mi chwilę, muszę się zastanowić.

Odwrócił się i poszedł w głąb lasu zostawiając ich przy ognisku.

Złoty przyłożył palec wskazujący do ust. Potem ułożył usta w słowa.
“on-ma-zajebisty-słuch”
Żenia mrugnęła potakująco. Widziała uszy nietoperza.
Wzruszyła ramionami.
Pieśń nie był tym przywódcą.
Był nim ktoś inny.
Na myśl przygnębionej Wrony nasuwał się charyzmatyczny brat.
Skulona, przycupnęła na pieńku wpatrując się w płomienie.

Czas mijał, aż w końcu pojawił się Fedir i Grześ. Ten drugi wyglądał jakby miał za chwilę się przewrócić. Nie było czasu na dalsze rozmowy. Przeskoczyli do rzeczywistości.

***


Zmora zniknęła. Żenia poczuła zimno, gdy strój stworzony przez Zmorę zniknął. Złoty przyszedł z pomocą i oddał jej swoją bluzę z kapturem. Po jej założeniu Wronie przypomniała się wielka tunika jaką miała na sobie po pobudce w śmietniku. Jego mięśnie były imponujące. Jednak wzrok przykuwało coś innego. Na ramionach i w okolicy łopatek widać było elementy z tworzywa. Jakby protezy wchodzące pod skórę. Czy miał takie w Hokkaido? Czy chciał czegoś takiego? Czy może to Pentex mu dołożył to ulepszenie? Jak się przedstawił? Zahar Upgraded?

“To nie Zmora. Wyczułabym, tak jak czuję tę w ostrzu Ślepaka” powiedziała Zmora Żenii. Dziewczyna skrzętnie odnotowała tę informację.
 
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172