- Spokojnie kochasiu. Ja się tym zajmę. - Kharrick był z jakiegoś powodu kąśliwy. - O ile go nie przeorasz tym co masz.
Jace rozłożył ręce pokazując, że nie ma nic ze sobą, nawet zwykłego sztyletu, jednak oboje wiedzieli, że chodziło o coś zupełnie innego.
Hobgoblin szarpnął się, po czym obrzucił obu mężczyzn stekiem wyzwisk w swojej mowie.
Złodziej odwrócił się do niego z szerokim uśmiechem.
- Rób co do ciebie należy, a potem pozwól że porozmawiam z kolegą - powiedział do młodzieńca celowo nie korzystając z goblińskiego.
- Myślisz, że cię nie rozumiem, robaku? - pojmany przemówił w łamanym wspólnym, po czym splunął w stronę Kharricka.
Beleren kopnął z całych sił hobgoblina w szczękę, po czym splunął mu w twarz.
- Jest twój - rzucił do Kharricka ~ Będę się mu przysłuchiwał ~ dodał telepatycznie.
Kharrick zdał sobie sprawę, że jak przyszło co do czego to poczuł się niezręcznie w towarzystwie. Zastraszanie lub tortury uznawał za coś intymnego i prywatnego. Coś, co powinno zostać wykonane w ciemnym pokoju, z dala od reszty świata, aby przesłuchiwany wiedział, że nie może liczyć na żadną pomoc z zewnątrz.
~ Jak nie masz co się lubi…~ westchnął mentalnie. Zamknął oczy, przez moment stawiając swoje mentalne zapory - takie jak odrzucanie wszelkiej empatii do głębokich czeluści umysłu i wyciąganie na wierzch determinacji i bezwzględności w osiąganiu celu. Spojrzał na hobosa, ponownie uśmiechając się przerażająco łagodnie. Podsunął się do niego dłonią i dotknął jego twarz, niemal po przyjacielsku. Usiadł obok tak, że usta znalazły się tuż obok jego ucha i musiał zaraz się odsunąć przed nagłym uderzeniem czołem. Nie zraził się tym, przycisnął głowę hobosa mocno do swojej i zaczął szeptać do niego niczym do kochanki. Goblińskie słowa z początku były zbyt płynne, ale zaraz nabrały ostrości i twardości charakterystycznej dla tego języka.
- Jesteś związany, kochany. Sam, pomiędzy nieprzyjaciółmi. Jeszcze dzisiaj marzyłeś o tych złotych monetach, jakie możecie dostać za nasze głowy. Może marzyłeś, że dostaniesz awans. Kto wie, może jesteś tak śmiały i chciałeś wykazać się przed samą wspaniałą generał. Zaniósłbyś nasze głowy w okrwawionych workach i czekałaby cię chwała. Może nawet udałoby się złapać jakąś kobietę żywcem i byłaby twoją niewolnicą. Uwierz mi, że życzyłbym ci sukcesu, gdyby tylko nie o moją głowę chodziło przyjacielu. Widzisz podobnie jak ty chcę żyć i jestem gotów wiele zrobić, aby to marzenie spełnić. Teraz ty stoisz na mojej drodze do życia. Ty sam jeden i to co wiesz. Nie wiem co zrobić przyjacielu. Chciałbym dać ci szansę w życiu, ale... to niemożliwe, bo stoi ona naprzeciw mojej szansy. Mogę jednak dać ci wybór. Porozmawiamy w spokoju i rozstaniemy się w spokoju, albo spędzimy razem nieco upojnych chwil. Będziesz krzyczał i płakał, ale będziesz żył. Żył wystarczająco długo, abym dowiedział się tego, czego potrzebuję. Ból stanie się twoim przyjacielem, a wierz mi, ja wiem co to ból. Znam jego istotę i wiem co zrobić abyś ty też ją poznał. - kciuk na twarzy kła przesunął się nad oko i zaczął się w nie wbijać.
Hobgoblin próbował być twardy, ale wystarczyło nieco mocniej nacisnąć na oko, a zawył z bólu i zaczął miotać się jeszcze mocniej.
- Przestań, skurwysynu! Przestań! - wywrzeszczał.
-Odpowiesz mi na kilka pytań - zapytał przytrzymując hobosa tak aby mu się nie wyrwał. Nacisk na oko zelżał.
- Taak, tylko puść, kurwaa!
Kharrick spojrzał pytająco na Jace’a. Sam nie mógł określić z takiej pozycji czy hobos faktycznie się boi. Kiedy zobaczył kiwnięcie głową powoli ustąpił z naciskiem. Palec jednak wciąż był obok.
- Skąd szliście?
- Z Phaendar -
Kharrick zadumał się. Nie znał się na kierunkach świata. Nawet jakby chciał on z tą informacją za wiele nie zrobi.
- Jaki jest wasz cel?
- Zwiad -
Złodziej nacisnął ponownie na oko.
- Wasz cel ogólny - dodał ponuro - Czemu zostaliście? Czemu okupujecie miasto zamiast jak zwykle robić najazd grabić i odchodzić?
- Aaa! Nie wiem, kurwa! Tylko rozkazy wykonuję!
- Jakie rozkazy - spytał Jace. W momencie w którym łotrzyk kontrolował sytuację, wolał się nie wcinać, żeby nie popsuć jego planu, ale wrodzona ciekawość wzięła na moment górę. Poza tym słuchanie strachu było nudne.
- Zbadać las, znaleźć trasy do przemarszu, wyłapać uciekinierów - warknął hobgoblin.
- Gdzie zamierzacie maszerować? I jak znaleźliście się w Phaendar? Skąd ta wieża na środku placu i setki żołnierzy na ulicach? - te pytania nurtowały go od początku.
- Weszliśmy przez wieżę, wchodzi się w jednej, idzie ciemnym tunelem, wychodzi w drugiej. Nie wiem, jak ją stawiają, magia jakaś - jeniec splunął z pogardą potwierdzając przypuszczenia psionika co do natury wieży.
- Co robicie w Phaendar? - teraz przygotowawczy bazę można było przejść do konkretnych pytań, które nurtowały Jace’a od poranka, kiedy to wybudził się z dziwacznego snu - Po co wam niewolnicy z Phaendar? Co z nimi robicie? -
- A wy co robiliście? - prychnął - Teraz ta dziura jest nasza, a wy jesteście tanimi robolami
Beleren uspokoił się w duchu. Oznaczało to, że pracowici niewolnicy mogli liczyć na życie, a może nawet lepsze traktowanie. Jego rodzina a w szczególności ojciec słynął z pracowitości.
Nieco bardziej spokojny, chłopak wyciągnął notes z planami hobgoblinow i pokazał go zwiadowcy - Gdzie jest wasz obóz? Powiedz mi jak on wygląda - drugie pytanie było z gatunku tych, na które nie musiał słyszeć odpowiedzi. Musiał zobaczyć w myślach więźnia.
- W Phaendar - w myślach hobgoblina pojawił się obraz miasteczka przekształcanego w twierdzę.
Jace kiwnął głową i Kharrick docisnął więźnia mocniej. Odczekawszy aż ból i złorzeczenie minie chłopak kontynuował:
- Masz być bardziej precyzyjny - powiedział o dziwo spokojnie - Nie podróżujecie tu sami, jesteście daleko od Phaendar, gadaj, gdzie rozbiliście obozy i ilu was poluje w lesie? Znamy instrukcje!
- Nas wysłali prosto z Phaendar, kręcimy się tu od kilku dni. Nie znam liczebności -
- Jak przeszliście przez rzekę? - zaciekawił się złodziej.
- Most linowy -
- Ilu was jest?
- Tysiące - po raz pierwszy na twarzy hobgoblina pojawił się uśmiech, i to bardzo wredny.
Złodziej wziął głęboki wdech. Kciuk zagłębił się ponownie w oczodole.
- W takim razie tysiące zostaną obalone przez kilku przyjacielu - wywarczał do ucha. - Jak często was wysyłają na zwiad?
Kolejny pełen boleści wrzask poniósł się po lesie.
- Byliśmy jedną z pierwszych grup, wysłali nas pięć dni temu -
Lepperov spojrzał na Jace'a pytająco.
- To ile jeszcze jest grup? Dokąd miały się udać? - zapytał się niebieskooki. - Co z Gristledawn?
- Nie wiem!
- Nie wiesz, nie wiesz. A co wiesz? Lepiej dobrze dobierz swoje słowa. - wyszeptał gniewnie złodziej. To była ostatnia szansa aby coś jeszcze wyciągnąć z jeńca. Po tym będzie można skończyć.
- Wiem, że jesteście tylko robakami, a Legion was zmiażdży, nawet nie zwalniając! Zabij mnie wreszcie, bo nawet słowa nie umiesz dotrzymać! - po wykrzyczeniu tych słów jeniec kolejny raz splunął na Kharricka. Tym razem jego ślina zmieszana była z krwią, która wypływała z oczodołu. Oko hobgoblina było już zmiażdżone i bezużyteczne.
Kharrick zmrużył oczy krzywiąc się.
- Uwierz mi przyjacielu dotrzymałem słowa - powiedział obejmując ciasno jego głowę. Szybkim, krótkim ruchem skręcił kark hobgoblina. Kiedy martwe ciało upadło na ziemię otarł twarz ze śliny. Wydając z siebie niezadowolony pomruk dotarł resztki krwi z twarzy. Rozwiązał truchło i po chwili namysłu zabrał się za zdejmowanie munduru. Pozostałe przedmioty odrzucał na bok do tych, które zostały zebrane przez pozostałych. Kątem oka widział naburmuszoną wiedźmę kopiącą dołek. Zastanawiał się o co dokładnie poszło kiedy oni robili przesłuchanie. Nie miał jednak nastroju teraz tego roztrząsać.