Nienajbrzydsze było to Hortorum. Znacznie bardziej w każdym razie przypominało Thoerię niż rusamanamskie stepy i oczerety. I choć wizytę tutaj śmiercią przypłacił młody strażnik, Ianvs rad był w spokoju odetchnąć tutejszym powietrzem. Nawet muchy mu nie przeszkadzały.
Zahija odzyskała na chwilę przytomność gdy słonce stało najwyżej i upał najmocniej doskwierał. Podał jej bukłak z wodą i przypilnował by się napiła. Spróbował też wmusić w nią łyk kefu, który dostali z racjami jeszcze przed wyruszeniem w pogórze. Bezskutecznie. Kontakt z wiedźmą był szczątkowy... Niech będzie czarowniku - dał w końcu ujście ciekawości - Co ją tak urządziło? Mówił o jakimś Rusamanami z jakimś talizmanem...
Nim jednak mogli spokojnie porozmawiać Cedmon zarządził wymarsz i przejście przez bród. A tam dobiegł ich znajomy dźwięk bębnów. A ponieważ jego orientacja w terenie nie była najlepsza, mógł tylko zgadywać, czy to ziemie małpoludów, czy nowego zagrożenia.
- Będę zamykał - odparł krótko Gmanaghowi.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin |