Santiago, w migoczącym blasku pochodni uważnie przyglądał się ścianom. Pod palcami czuł chropowatą i wilgotną, naturalną powierzchnię kamienia. Nie było tu nic stworzonego ludzką ręką. Tunel kończył się w tym miejscu, będąc ślepym zaułkiem. Wodzenie znalezionymi przedmiotami również nie dało jakichkolwiek rezultatów. Można było iść tylko z powrotem.
*
Konie rzucały łbami, wierzgały i rżały wystraszone. Baragaz był nieco bardziej opanowany, ale i on mruczał i przestępował z łapy na łapę. Ludzie i krasnolud również odczuwali niewytłumaczalny strach. Ochłodziło się, ale czy był tu efekt pogody panującej na zewnątrz czy czegoś nadnaturalnego wewnątrz, nie dało się powiedzieć. W pewnym momencie niebo rozerwała potężna błyskawica i Lavina w jej świetle ujrzała mroczną postać mężczyzny wyłaniającą się wprost z kamiennej ściany jaskini. Płonące czerwienią oczy wpatrywały się w przerażoną dziewczynę, a ciemność poniżej oczu w niewytłumaczalny sposób uśmiechała się paskudnie. Widmo wyciągnęło w kierunku ofiary na wpół przeźroczyste ręce…