Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2019, 15:54   #103
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Teraz czekała na brawa… na okrzyki zachwytu. Na cokolwiek… poza ciszą.
Ta jednak szybko została przerwana. Najpierw przez oklaski Wolfganga Voglstein-Craig, a potem dołączyły kolejne dłonie. I elfka została nagrodzona burzą wiwatów i braw, a potem łaskawie rzucanymi złotymi monetami. A nawet poleciały dwie srebrne bransolety… cóż, możni potrafili być hojni. A słodyczy tej chwili dodawał fakt, że i Paniunia biła brawo… co prawda z kwaśną miną i najwyraźniej wbrew sobie. Tylko po to, by przypodobać się tatusiowi. Był to bardzo… satysfakcjonujący widok.
Szkoda że piękne chwile trwają tak… krótko.

Ryk głośny i przerażający. Nieludzki. Ale też nie należący do zwierzęcia.
Mroził krew w żyłach, tak jak widok który Eshte jak i pozostali członkowie karawany.
Trolle… kilka trolli. Trzy nacierały z jednej strony.





Dwa z przeciwnej. Duże i zielone… i głodne.

Eshte bardzo dużo wiedziała o trollach. Opowieści o tych bestiach były ulubionymi historyjkami grozy jakimi karmili się wozacy przy wieczornych ogniskach. Owszem… demony przerażały swoją obcością i szaleństwem, smoki potęgą i bezlitosnym majestatem, ale trolle były uosobieniem tego zła, które jest okrutne w zrozumiały sposób i zawsze w pobliżu, często niemal na wyciągnięcie ręki.
Trolle były tym samym co krasnoludy czy Pierworodni… ludźmi przemienionymi przez Dziki Gon.
Potężnymi humanoidami, które miały tylko jeden powód pchający ich do działań. Głód.
Trolle były żarłoczne, a choć żywiły się praktycznie wszystkim to preferowały mięso, najlepiej dwunożne. A już szczególnie lubowały się w “elfich przekąskach”.
Tak więc te wielkie, zielone i trudne do ubicia kanibale, potrafiące pożerać swoje ofiary żywcem, działały na wyobraźnię bardziej niż majestatyczne smoki.
Trolle… z bliska wyglądały równie przerażająco jak w opowieściach. I nie wydawały się tak głupie jak można było wywnioskować z wielu opowieści o nich. Te tu działały w grupie, a niektóre z nich używały broni i pancerzy.

Zaś przed oczami elfki, stanęły opowieści o nich. Te wszystkie straszne i krwawe historie o potężnych zielonych monstrach z, mocarnymi łapskami zakończonymi zakrzywionymi pazurami, paciorkowatymi oczkami, długimi nochalami oraz garniturem ostrych jak sztylety zębów. Kuglarka właśnie przekonywała się, że są one jak najbardziej prawdziwe! I co gorsza… znalazła się w jednej z nich.



Oczywiście straże hrabiego starły się z potworami. Lecz ich potworna siła i wytrzymałość triumfowały nad ich umiejętnościami. Uderzeni łapami ludzie wylatywali w powietrze jak kamienie z katapulty. Szybko więc stwory przebiły przez “mur” obrońców i wpadły do obozowiska wywołując oczywiście chaos i panikę.
Tym bardziej, że kolejne dwa stwory się pojawiły niespodziewanie z kolejnej strony.
Skąd ich się tyle wzięło?! Te stwory przecież nie słynęły z zdolności taktycznych, czy też trzymania się w licznych grupkach… takie myśli pewnie przebiegły by przez głowę kuglarki, gdyby nie to, że inna królowała wywołując niemal paraliżujący lęk: “Trolle uwielbiają elfie mięso”.

Wokół samej Eshte zapanował chaos. Zarówno artyści jak i służba, możni i biedni, rycerze i damy… każdy z nich rzucił się w jakimś kierunku chcąc ratować swoją skórę. Niektórzy szlachcice ruszyli ku szarżującym trollom… był wśród nich oczywiście i Thaanekryyst oraz rycerz Palemoniusa. Obaj stanęli na drodze dużego trolla który zmierzał w kierunku miejsca pokazu.
Pewnie odstraszyło by go olbrzymie ognisko, bo trolle ognie wybitnie nie lubiły… ale w miejscu gdzie odbywała się uczta, ognia już nie było. Panna Meryel Nellithiel del Taltauré go zgasiła.
I stała obok niego nie bardzo wiedząc co zrobić. Należało co prawda uciec? Ale dokąd?
Trolle nacierały ze wszystkich stron, uciekając przed jednym wpadnie na drugiego.
Ukryć? Z takimi dużymi nosami pewnie ją wywęszą.
Walczyć? Nawet gdyby jakimś cudem Eshtelëa zebrała się na odwagę, by walczyć to jej występ kosztował ją sporo mocy.
Cała ta sytuacja ją przytłoczyła. Słychać było krzyki, szczęk oręża, odgłos wybuchów. A ona znalazła się w epicentrum tej bitwy. Nie o takie zainteresowanie Eshte chodziło!

Głośny ryk wyrwał ją z tego stuporu. Troll! Troll ruszył prosto na nią.



Duży, straszny, głodny… niemal czuła odór nieświeżego mięsa wydobywający się pełnej złowieszczych zębów paszczy. Nogi się pod elfką ugięły, gdy ta bestia ruszyła w jej kierunku. Próby krzyku zaowocowały cichym piskiem. Zresztą kogo miała zawołać? Trixie będąc naturalnym tchórzem i malutką istotką latającą już dawno dała drapaka. Więc biedna kuglarka stała naprzeciw głodnej bestii o nieustannym niemal apetycie.
I czekała na śmierć… ta jednak nie nadeszła.
Kolejny ni to ryk, ni to ptasi skrzek usłyszała za sobą. Głośny łopot skrzydeł nad sobą jak kolejny żądny mięsa drapieżnik wtrącił się do tej sytuacji. Tyle że nie był on żądny jej mięska, a raczej trollowego. A może żądny krwi? A może… Razorbeak po prostu polubił elfkę na tyle by ją bronić?
Nie miało to jednak znaczenia, elfka patrzyła jak dwie bestie starł się w dzikim boju. I wyglądało na to, że drapieżny wierzchowiec czarownika wygrywa. Czy jednak miała czekać na wynik tej walki?
Nie. Wreszcie odzyskała władzę w nogach wraz z nadzieją, że zdoła się uciec lub ukryć.
Tylko gdzie… dookoła niej potwory walczyły z żołnierzami i rycerzami. Ba, jeden z nich próbował zadeptać gnomkę na jej psim wierzchowcu. Co nie było łatwe, bo gnomka była szybka i zwinna… i co chwilę kłuła go kopią, to w brzuch, to w tłusty tyłek ogra.

Eshte zobaczyła jak jeden z rycerzy padł powalony jakąś niewidzialną siłą. Czemu i jak?
W tej chwili kuglarka nie rozumiała tego. Ale zapamiętała. Podobnie jak widok trolla ruszającego na inną bezbronną elfkę. Kapłanka Arissa była w niebezpieczeństwie i zaraz pewnie skończy jako posiłek zielonej bestii. Co prawda Meryel Nellithiel del Taltauré nie traktował fałszywej kapłanki jako osobistego wroga, ale też i niekoniecznie ją lubiła. Niemniej nie życzyła jej tak strasznego losu i to spełnionego na jej własnych oczach.
Arissa jednak nie wydawał się aż tak spanikowana, muskając lewą dłonią swoje podbrzusze przez suknię, a drugą dłonią wykonując jakieś gesty w kierunku zbliżającego się do niej trolla. Ten wybałuszył nagle oczy i upadł na ziemię zwijając się w kłębek i trzymając łapskami za okolice krocza… jakby jakaś niewidzialna siła, coś mu zrobiła.
Ale to przecież było niemożliwe. Przecież to co Eshtelëa widziała było magią, a Arissa zajmowała się utwardzaniem kopii w alkowie. Co nic z czarami nie miało wspólnego.
Zanim jednak kuglarka mogła przeanalizować co się stało, usłyszała świst i odruchowo uskoczyła. I to uratowało jej życie. Bo w miejscu gdzie stała przed chwilą, drżała wąska i długa strzała zakończona kilkoma ptasimi lotkami. Prawie niewidoczna z daleka. Delikatna strzała… elfia strzała.
Za sobą Esthe słyszała radosny ryk thanekrystowego gryfa rozrywającego trolla dosłownie na strzępy. Widziała magiczne płomienie swojego “męża” oplatające więzami kolejnego potwora. Trolle przegrywały chyba ten bój. Ich brutalna siła nie mogła im zapewnić wystarczającej przewagi nad wyszkoleniem i żelazną dyscypliną. I ktoś o tym wiedział. Smukłe sylwetki korzystające z osłony krzewów drzew i mroku.
Posyłające cichych posłańców śmierci obdarzonych lotkami. Elfy. To one stały za tym zorganizowanym atakiem, nie trolle. Co prawda zielone bestie zwykle traktowały długouchych potomków Pierworodnych jak swój obiad, ale.. nawet najmądrzejsze trolle nie grzeszyły intelektem i dało się je dosłownie wodzić na nos.
Podczas bitew, czasem używano trolli do walki… za pomocą ognia i magii kierując je ku wojskom wroga.
Nie był to może najbardziej solidny sojusznik, ale nadrabiał siłą i przerażającą reputacją. I właśnie te elfy użyły trolli do wywołania zamieszania i ubicia… kogoś. Zimny dreszcz przeszedł po plecach Eshtelëi.
Czyżby… czyżby to dzieci Pierworodnego którego okaleczyła ogniem przyszły się na niej zemścić za oszpecone ciało ich ojca? Może i on nie był jeszcze na siłach, by ruszyć za nią w pogoń, ale… może posłał kogoś, by zemścił się na bogom winnej ducha kuglarce. Bo przecież nie biedna Eshte go tak zraniła, tylko ta druga… która jakoś teraz nie chciała wyjść na zewnątrz!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem