Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2019, 12:53   #207
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

- Smakuje ci? - spytała Kamala, kończąc swój posiłek i podkradając czarownikowi trochę pajęczych jajeczek, które zabawnie chrupały w zębach i szczypały kwaskowatym smakiem w koniuszek języka.
- Pewnie bardziej by mi smakowało, gdyby nie mała wiewióreczka podkradająca mi z talerza posiłek. Wiesz coś o niej? - spytał niewinnym tonem, acz z ironicznym uśmiechem, przywoływacz.
- To dlatego, że ona nie jadła nigdy pajęczych jajek i po prostu musiała, ale to MUSIAŁA spróbować - wyjaśniła Sundari, starając się zachować poważną i dystyngowaną minkę.
- Musiała? - Zamyślił się Jarvis coś rozważając. Sięgnął palcami po jedno z jajeczek i uniósł je w górę, po czym podsunął pod wargi dziewczyny. - Zawsze mogła poprosić, prawda?
Bardka zarumieniła się jak piwonia, po czym postawiła na sztorc swój “kaptur” z chusty i pochyliła się, by delikatnie zlizać smakołyk z opuszka.
- Wiewiórki nie znają ludzkiej mowy - przypomniała mu, speszona, ale i zadowolona.
- Coś w tym jest… - szepnął cicho mężczyzna, muskając palcem wargi kochanki i jej języczek. Spojrzenie, jak i myśli jakie widziała w jego głowie Chaaya, były wielce lubieżne. I dotyczyły jej oraz tego stolika, co miło połechtało jej ego...
- Przejdziemy się? - spytała po chwili, pragnąc znaleźć się z magikiem we względnej samotności.
- Oczywiście moja śliczna wiewióreczko - szepnął czule Jeździec, acz z łobuzerskim błyskiem w oczach.
- Znasz może jakąś… bezludną plażę? - zagaiła niby to skromnie i grzecznie, przy jednoczesnym zdradzeniu jak kosmate miała teraz plany.
- Tak - stwierdził czule jej kochanek podzielając z pewnością jej pragnienia. - Oddalimy się od centrum miasta i przejdziemy przez stary most. Tam jest sporo dzikich plaż pośród zrujnowanych budynków. Mało kto tam zagląda, bo to była dzielnica niewolników… za czasów elfów.
Dholianka kiwnęła spolegliwie i biorąc ukochanego za rękę, wstała od stołu, skoro śniadanie i wczesny obiad mieli już za sobą.
- A czy jest tam ładnie? - dopytywała się ciekawsko, już snując wizję krajobrazu.
- Jeśli lubisz dzikie plaże ukryte pomiędzy trzcinowymi zaroślami, to… tak… jest tam ładnie. Pełno zrujnowanych budowli, które nie przetrwały w tak dobrym stanie jak reszta miasta, ale nadal mają swój urok - wyjaśnił jej przywoływacz, prowadząc ją ku celowi.
Po drodze opowiadał o tamtym rejonie… o miejscu w którym elfy trzymały służbę i niewolników. Miejscu w którym mieszkali ludzie i ponoć dzięki elfom stworzyli potem niektóre cywilizacje na Zachodzie. Tam właśnie owi ludzie mieli poznać tajniki magii... głównie iluzji, by zabawiać swoich szpiczastouchych panów kuglarstwem.


Teren do którego dotarli rzeczywiście był bardzo zapuszczony. Kolumny i zrujnowane ściany wynurzały się spomiędzy roślinności niczym egzotyczne głazy. Było tu cicho i nieco parno. Wystarczająco wilgotno, by ogień nie mógł się rozprzestrzenić i Jarvis mógł użyć małego żywiołaka ognia, do wypalenia im ścieżki, do niedużej zatoczki, otaczającej małą plażę. Wygrzewał się na niej mały aligator długości ramienia tancerki i przez to nie stanowiący zagrożenia. Za to łypiący podejrzliwie oczkami na intruzów.
Kobieta z przyjemnością słuchała opowieści, ciesząc się z okazji poznania nowego miejsca (choćby tak odludnego jak zarośnięta łacha piachu) i jego historii (nawet jeśli zapomnianej i porzuconej). Gdy podłoże stało się zbyt grząskie, by przemierzać je w pantoflach na obcasie, zdjęła buty, zakopując palce stóp w miękkim piasku. Uśmiechała się przy tym troszkę tajemniczo, nieznacznie przytulając się do ramienia partnera, dopóki nie dostrzegła wylegującego się gada.
- Ale słodziak! - zawołała z entuzjazmem, podbiegając do syczącego ostrzegawczo predatora w wersji mini. - No już, już… wiem, że jesteś groźny… - odparła z czułością, jeszcze chwilę oglądając liczne zęby w długim ryjku zwierza. Później popatrzyła w kierunku czarownika, zgarnęła kosmyk włosów za ucho i uśmiechnęła się tym razem w zawstydzeniu.
Dzięki porządnej porcji strawy, oraz przyjemnej przechadzce, jej nastrój wyraźnie się poprawił. Była bardziej obecna w rozmowie i zdecydowanie mniej nerwowa. Jednak szkoda, jaką wyrządziło pojawienie się Hali, tak szybko nie zostanie naprawiona. Tawaif musiała odnaleźć się w nowej sytuacji i poukładać własne myśli.

Westchnąwszy cicho, Kamala usiadła na piasku i zapatrzyła się na zarośnięty trzciną brzeg plaży, klepiąc przy tym miejsce obok siebie.
Mężczyzna usiadł obok kochanki i objął ją ramieniem, tuląc do siebie.
- Jesteś pewna, że jesteś tu bezpieczna? Ostatnim razem zatańczyłaś na plaży i jak to się skończyło? - szeptał żartobliwym tonem do ucha dziewczyny, “strasząc” ją, co ona przyjęła z uśmiechem.
- Tym razem mam bojowego aligatora u mego boku - wyjaśniła w rozbawieniu, składając delikatnego całusa na jego policzku. - Poszczuję nim każdego zbójnika jaki się do mnie zakradnie.
- Wiesz dobrze, że pokusa jest większa… niż zagrożenie - odparł łobuzerskim i lekko lubieżnym tonem Jarvis.
Sundari ściągnęła ustka i pokręciła, zmarszczonym noskiem.
- Nie doceniasz mojego Brrrutusa? - Poskarżyła się, dzióbiąc palcem brodę maga. - Powinieneś… i to bardzo. Może i jest mały… ale z a b ó j c z y.

“Czy ty mogłabyś przestać owijać w bawełnę i go po prostu zbajerować?” wtrąciła zdegustowana Laboni, że jej wnuczka nie wyciągnęła jeszcze ciężkiej artylerii wobec swojego wybranka.
“I co mamy mu powiedzieć? “Hej gwiazdo, bolało cię jak spadłeś z nieba?”” Spytała Seesha z wyraźnym powątpiewaniem i sarkazmem.
“Cokolwiek… choć pokazanie cycków też by zadziałało” odparła babka, niezrażonym tonem.

- I tak… by było warto zaryzykować - mruknął przywoływacz, sięgając dłonią do szyi kurtyzany. Opuszki palców, muskały jej skórę, jak palce garncarza glinę. Jakby Chaaya była żywym dziełem sztuki. Choć nieprzyzwoity był ten garncarz, schodząc palcami na dekolt kochanki.
Kobieta spojrzała w dół na swoje piersi, po czym zapytała.
- Myślisz, że są tu pijawki?
- Tu? - rozejrzał się Jeździec po okolicy. Zmarszczył brwi. - Hmmm… chyba nie. Woda zbyt czysta i przejrzysta, by były. Bagienne wolą mętniejsze łowiska. No i za płytko tutaj.
- Ooo… to fajnie - stwierdziła oględnie bardka w odpowiedzi, zabierając się do rozpinania czarownikowi kołnierzyka. - Wykąpmy się, a później, będę się z tobą kochać jak wygłodniała kuna w agreście. - Roześmiawszy się z własnego dowcipu, musnęła wargami wargi mężczyzny, schodząc palcami na niższe guziki.
- Dobrze… - Jarvis wstał i zabrał się do rozbierania. Na płaszczu powoli lądowały jego części garderoby, wraz z poukrywanym między nimi arsenałem i torbami. - … miło będzie się ochłodzić i rozgrzać w twoim towarzystwie.
Dholianka przyglądała się w zdziwieniu całemu ekwipunkowi jaki w sobie ukrywał magik. Czy w mieście faktczynie było AŻ tak niebezpiecznie, czy przywoływacz miał lekką paranoję?

“To raczej ty jesteś lekkomyślną i nieodpowiedzialną osobą…” skwitowała matrona z sarkazmem, podczas gdy jej wnuczka zsunęła z siebie sukieneczkę na piasek, po czym rozpinając stanik, odrzuciła go w kierunku “Brutusa”, który odbiegł kawałek rozdziawiając szczęki i sycząc przy tym wielce “groźnie”. Dziewczyna miała jednak w poważaniu jego wyrzuty, bo gdy ściągnęła majteczki odrzuciła je nóżką do tyłu w kierunku gada.

- Ach… pamiętam jak kąpaliśmy się w jeziorze i odesłałam cię ze stojącym sprzętem byś rozpalił ognisko. - Zachichotała jak chochlik, podbiegając do wody, by umoczyć w niej stopę. - To był szalenie zabawny widok.
- Pamiętam też co było dalej… - przypomniał jej kochanek, również nagi podążając za nią. I również, jak wtedy, pobudzony coraz bardziej widokami.
- A ja ledwo co pamiętam… musiałam usnąć - mruknęła kąśliwie złotoskóra, wyciągając dłonie do Jarvisa i wprowadzając ich oboje na głębszą wodę. Gdy zanurzeni byli po brzuch, zarzuciła mu ręce za szyję i zaczęła obcałowywać dolną linię szczęki.
- Nie żałuję, że wtedy przegrałam zakład… - odparła ciepło, wtulając się w nagi tors przed sobą, rozpłaszczając przy tym swój jędrny biuścik.
- Ja też nie żałuję. - szepnął czule mężczyzna, a jego dłonie objęły zgrabną pupę tancerki masując ją stanowczymi ruchami. Co było przyjemnie rozgrzewające, bo woda była zimna.

Chaaya była niezmiernie szczęśliwa z tych słów. Chwile jeszcze miziała policzkiem chudy mostek kochanka, po czym wdrapała mu się udami na biodra, skubiąc delikatnie zębami jego usta. Possała chwilę jego dolną wargę, zanim nie uśmiechnęła się szeroko. Najwyraźniej bliskość natury, dodawała jej pewności siebie. Jej wybranek zaś więcej śmiałości nie potrzebował, z łapczywością strzygi wbił się ustami w szyję złapanej nimfy wodnej i powoli pieścił ją muśnięciami warg, czuły i leniwy. Drżał, i z zimna i z pożądania, trzymając stanowczo Kamalę w swoich objęciach.
- Niecierpliwy… - poskarżyła z zadowoleniem Sundari, nadstawiając po więcej i więcej. - I masz rację… ta woda jest lodowata, wyjdź trochę na brzeg bo zaraz mi coś odpadnie.
- Nie wiem czy zdołam się oderwać od złapanej nimfy… jeszcze by mi uciekła, a tego nie chcę - wymruczał Jarvis, cofając się powoli wraz z oplecioną wokół niego niczym bluszcz kurtyzaną.
- Nie musisz się odrywać, ona nie ucieknie… chyba, że odmrozi sobie… - Urwawszy, Dholianka szukała jakiegoś miłego zamiennika na określenie swoich miejsc intymnych. Nie chciała przecież wyjść na obsceniczną czy wulgarną, zwłaszcza, że Hala ciągle majaczyła z oddali i niepokoiła swoją obecnością.
- ...kwiatuszek - dokończyła, nie mogąc znaleźć niczego ładnego we wspólnej mowie. Ach, cóż za barbarzyński i prosty język!
- Jak zadbasz by było jej ciepło, to nimfa zostanie z tobą na zawsze - odparła z pełnym przekonania głosem, całując raz za razem swego nosiciela.
- A jak najlepiej rozgrzać taką nimfę? - zapytał jej sługa, wynosząc jej pupę poza lustro wody i całując jak opętany szyję i dekolt.
Bardka uśmiechnęła się tajemniczo, choć było w tym i nieco… perwersji.
- Gdy się położysz to ci pokażę - zawyrokowała.

Jarvis powoli opuścił wodę i ostrożnie, wpierw kucnął, potem usiadł, a na końcu przeszedł do pozycji leżącej dając zawsze czas kochance, na przygotowanie się na kolejne zmiany pozycji.
Dziewczyna tak jak obiecała, od razu zabrała się do roboty, bez zbędnego pytlowania, czy strojenia min. Seks tak jak i taniec był jej żywiołem i sprawą tak oczywistą jak dla szarego i zwykłego człowieka oddychanie czy spanie. A fakt, że nawet długa niewola i wielomiesięczne gwałty nie były w stanie jej tego obrzydzić, składał niski pokłon tej, która ją wytrenowała. Toż to nawet wojownicy po powrocie z wojny potrafili odrzucić broń i zamienić się w mnichów pacyfistów.

Chaaya skupiła się na początku na rozgrzaniu ich dolnych partii. Łono złotoskórej, pokryte kropelkami wody i gęsią skórką, przycisnęło się do wyglądającego aktualnie mało chlubnie zziębniętego berła kochanka i powolnymi, posuwistymi ruchami pocierała ich ciała w subtelnej pieszczocie, która zwracała im obojgu „życie”.
Kobieta rozglądała się bystro po widokach, ale nie dlatego, że była znudzona, lub zagubiona w myślach, a dlatego, że podobało jej się miejsce do którego zaprowadził ją przywoływacz.
Plaża porośnięta gęsto tatarakiem, dawała złudzenie zamknięcia i odosobnienia, zupełnie jakby para ponownie znalazła się na bezludnej wyspie. Nawet kolor gada się zgadzał! Choć aligator do smoka miał daleko pod każdym względem.

Gdy tawaif wyczuła pod sobą rosnącą powoli pożądliwość i niecierpliwość mężczyzny, wzięła jego dłonie w swoje i nakierowała je na miejsce w które chciała być dotykana. Najpierw szczupłe palce maga objęły jej rumianą twarzyczkę i delikatnie zjechały opuszkami po policzkach na rozchylone wargi. Tancerka polizała jeden z palcy, wyjątkowo delikatnie i wyjątkowo mało sugestywnie. Było w tym coś na wzór mimowolnej czułostki. Jarvis wiedział co dalej robić. Po szybkiej przejażdżce po napiętej szyi bardki, dotarł do obojczyków, a z nich miał prostą drogę do miękkich wdzięków, które bujały się leniwie, niczym dorodne owoce na gałązkach drzewa.
Ścisnał jej piersi, wpatrzony w nie jak w hipnotyzujący wisiorek wróżki, wywołując rozkoszny śmiech u kurtyzany, która pochyliła się nad nim, by zaprezentować swe cuda, potrząsając nimi i dając się po nich obłapiać, całować, kąsać i tulić.
Kiedy nastał czas zespolenia ich ciał, czarownik musiał się pożegnać z siostrzanymi ślicznościami. Kamala chciała przyglądać się swojemu partnerowi, a może ofierze, chciała go głaskać rozgrzanym i tęsknym oddechem, całować po twarzy, mruczeć z przyjemności gdy ostrze jego włóczni sprawiło jej więcej przyjemności.

Mężczyzna wyruszył więc swoimi rękoma w dalszą wędrówkę. Wpierw na ramiona tancerki, a później jej plecy. Mięśnie kręgosłupa pracowały i napinały się pod jego dotykiem jak dwa senne węże, przypominając mu jak sprawna była jego ukochana, aż... złapał swoje dwa ulubieńce.
Pośladki. Gdy nimi trzęsła i tańczyła, miał wrażenie, że drży cały świat wokoło. Gdy bujała pełnymi biodrami, prędzej przypominała nagę podczas godów, niźli ludzką dziewczynę. A gdy zanurzał się w te dwa puszyste wzgórza, sięgał niebios, a nawet jeszcze wyżej.
Chwile gładził pupę dosiadającej go tawaif, jakby gładził łebek swojego najukochańszego pupila, aż nie przypomniał sobie jak uzależniającym potrafi być dawanie jej klapsów.
Zdając sobie sprawę z tych myśli, automatycznie zaczęła świerzbić go ręka, a przecież nie chciał psuć tego słodkiego niczym miód, spokojnego rytmu, jaki rozpalał go i otulał.

Głośny trzask uderzenia potoczył się po zarośniętej plaży, gdy czyjaś (bo nie Jarvisa) ręka uderzyła nagle w pośladek Chaai, która uśmiechając się lubieżnie, ukąsiła leżącego lekko w grdykę. Na chwilę gdy się pochyliła, jej jędrny biust rozlał się po torsie magika, drażniąc jego skórę swym gorącem, gładkością i jędrnością.
Kolejne uderzenie wbiło mężczyznę głęboko w kochankę, która chichocząc, raz za razem, poganiała samą siebie, by coraz mocniej i szybciej podskakiwać. Szaleńcze sztychy pozbawiały tchu, gdy oszalała z miłości, dzika amazonka, wyciskała ze swojego partnera to co jej się należało, to czego pragnęła.
„Słodką ambrozję” i poddańczy jęk, utwierdzający ją w przeświadczeniu, że nie ma lepszych od niej.
Nie ma i nie będzie. “Ogier” którego dosiadała poddawał się rytmowi jej jazdy do końca. Bo i czyż miał jakiś wybór? Dholianka była wszak doświadczoną ujeżdżaczką koni, a choć Jarvis też co nieco wiedział o ciele ludzkim i przyjemnoścach jakie można mu sprawić, to… poddany jej dotykowi, mógł tylko pozwolić się prowadzić do finału ich małej jazdy.
~ Kocham cię Kamalo. I pragnę ~ wypowiedział w myślach to, czego nie mógł słowami, łapiąc oddech po niedawnych figlach.
W odpowiedzi został pogłaskany po policzku, kiedy to siedząca na jego biodrach dziewczyna, czekała cierpliwie, aż jej towarzysz ochłonie. Od czasu do czasu kręciła przy tym kuperkiem, jakby się mościła, a może już planowała do zmiany pozycji, bo nawijając kosmyk na palec, przyglądała się z zamyśleniem ustom mężczyzny, wyraźnie coś kalkulując.

- O czym rozmyślasz? - zapytał czule czarownik, sięgając do twarzy Sundari.
Wodząc palcami po jej wargach mruczał. - Jakie to lubieżne kaprysy teraz pojawiają się w twojej ślicznej główce?
Chaaya spłonęła rumieńcem i ukryła uśmiech za ramionkiem. Podparła się rękoma na ziemi i przeszła kawałek na czworaka w górę leżącego Przez chwilę miał perfekcyjny widok na dwie “siostry” o czekoladowych oczach, ale niestety zaraz zostały zastąpione brzuchem.
Bardka przysiadła ostrożnie pod brodą przywoływacza i przygryzła dolna wargę w rozterce.
- No… nooo… takie tam myśli… - wydusiła z siebie, choć w zasadzie więcej nie musiała, by Jarvis wiedział jakiej pieszczoty płochliwie się domagała.
- Mhm… parę młodych dam spłonęłoby czerwienią na taki widok w tym mieście - wymruczał żartobliwie jej wybranek, oplatając jednak uda swymi rękami, by kobieta nie mogła mu uciec.

Zaczął powoli, delikatnie, ostrożnie… muśnięcia języka niczym muśnięcia pędzla na płótnie. Słabe impulsy, zapowiadające jednak przyszłą rozkosz. Kurtyzana wiedziała co to oznacza, powolne budzenie ognia… rozpalanie go w niej, aż będzie ją trawił niczym pożar, domagając się ugaszenia.
Na szczęście nie potrzebowała wiele. Jej wola nie miała żadnych szans z trikami czarodziejskiego języka. Poddawała się niemal od razu, jęcząc przy tym i wijąc się poddańczo, bez krztyny wstydu. Teraz jednak to ona górowała nad kochankiem i chcąc nie chcąc, musiała trzymać się pionu (i to w każdym tego słowa znaczeniu).
Zebrawszy włosy w dłonie, uniosła je nieco do góry, odsłaniając spocony kark i odchylając swe ciało w tył niczym ramię harfy.
Jej drżąca aria rozkoszy, ulatywała się rzewnie w powietrze, oznajmiając wszem i w obec, że jest jej dobrze, a nawet bardzo dobrze i wcale się tego nie wstydzi.
A i wydawało się jej, zapewne słusznie, że ów śpiew podobał się Jeźdźcowi. Zwłaszcza, że nagradzał ją coraz mocniejszymi, coraz głębszymi muśnięciami języka… smakując jej rozkosz i dotykając czule wrażliwych punktów jej intymnego obszaru. Doznania rosły w siłę, coraz szybciej i intensywniej. Chwiejąc jej ciałem na boki. Osłabiając…
Ich krucha konstrukcja chyliła się ku powolnemu upadkowi, gdy oszołomiona tancerka zaczynała tracić władze nad samą sobą. Jeszcze chwila, jeszcze kilka nut zagranych na jej strunie i głośne westchnienie pełne uniesienia i ulgi, wyrwało się na wolność, niczym spuszczona z łańcucha mała bestyja.

Zaniepokojony “Brutus” zasyczał ostrzegawczo w kierunku dziwnej pary, dając im jasno do zrozumienia, że na jego rewirze trzeba zachowywać się… godnie.
Chaaya oparła się ręką o piach, by po kilku łapczywych oddechach, opaść na bok z rozkosznym wyczerpaniem wymalowanym na twarzy. Nawet nogi nie zdjęła z torsu mężczyzny, obejmując go w okolicach ramion z drżeniem w mięśniach.
I ta noga właśnie stała się ofiarą napaści Jarvisa. Liźnięć, pocałunków i palców wodzących po jej skórze. Kochanek wielbił jej ciało pieszczotami, dając wyraźnie znać jak bardzo ją pożąda.
- Jeszcze trochę Kamalo, a zamknę się z tobą w jakiejś wieży i nie będziemy wychodzić przez lata… - zagroził żartobliwie.
Bardka zaśmiała się wesoło, zgarniając mu kosmyki z czoła.
- Poczekaj jamun… jeszcze jest trochę miejsc, które przyjemnie byłoby zobaczyć i smaków, które wartoby spróbować.
- Więcej niż sądzisz moja śliczna. Są inne światy jeszcze. Inne smaki do sprawdzenia. Inne widoki - odparł mag, delikatnie kąsając jej udo. - Niektóre mógłby ci nawet Starzec pokazać, gdyby się mu chciało.
- Ale mu się nie chce… no i jest stary… może już ZA stary? - Sundari zabrała się za powolne zmienianie pozycji, by móc wtulić policzek w ramię przywoływacza, spoczywając u jego boku.
- Na szczęście mam ciebie. Młody, krzepki i pełen sił.
- Jesteś pewna..? Nie dam ci spokoju w łóżku… - groził jej czarownik, obejmując w pasie i przyciskając do siebie. - A co byś chciała zobaczyć?
- Krainę, gdzie wiecznie leży śnieg - zastanowiła się z powagą tancerka. - O! Albo te światła na niebie… takie podczas dłuuugiej nocy. Podobno wygląda jak tęczowa rzeka, przepływająca między gwiazdami! - Rozmarzyła się wyraźnie ożywiona tymi marzeniami.
- Północne krainy są daleko i teraz bardzo groźne… ale może da się załatwić portal, do takiego mroźnego świata. Tylko uprzedzam, tam jest bardzo zimno. A ja mam już swój ulubiony sposób rozgrzewania się. - Nie musiał wszak mówić jaki to sposób. Jego pożądliwie spojrzenie już wędrowało po złotoskórym ciele.
- Wiem, że jest zimno głuptasie - usprawiedliwiała się dziewczyna, strosząc się nieznacznie. - Ale to takie niesamowite, że tam ciągle leży śnieg! I jak to tak… nie topnieje? Ciągle pada i nie znika? Jestem strasznie ciekawa jak tam ludzie żyją… czy jak im zasypie dom, to buduja nowy… na tym co jest zasypany? Czy to są wysokie krainy? Takie jak góry? Tylko, że płaskie i ciągle rosnące?
- Chcesz znać odpowiedzi? Na niektóre pytania mógłbym je udzielić. Ale chyba nie powinienem psuć ci zabawy. Wyglądałabyś zresztą rozkosznie, taka otulona futerkiem. I przyjemnie by było je z ciebie zdejmować. Warstwa po warstwie. - Rozmarzył się Jarvis.
- Żartujesz sobie? Jeśli nie zobaczę na własne oczy to nie uwierze - zaperzyła się dumnie perliczka. - Nie wierzyłam ci nawet wtedy gdy mówiłeś, że w La Rasquelle nie świeci słońce bo są wieczne chmury! Jak to tak są chmury?! Dlaczego się nie rozwiewają! Jeśli są magiczne to rozproszenie magii powinno je zniwelować, a wtedy wampiry spłonęły by w słońcu! - Gorliwość i fascynacja jaka odbijała się w oczach Dholianki, była czysta i niewinna jak u dziecka, które nigdy nie doznało od świata żadnej krzywdy.
- Wiesz… Z pewnością widziałaś kuglarzy robiących sztuczki na ulicach. Takich, których prawdziwi magowie uważają za szarlatanów i prostaków nie rozumiejących prawdziwej sztuki. Te tu chmury stworzyła wysoka magia elfów. I przy nich Sztuka uprawiana przez ludzkich czarodziei to właśnie taka szarlataneria. Zwykłe rozproszenie magii użyte na chmurach, to… rzucenie kamyczkiem w stalową tarczę. Taki sam efekt. - Próbował wyjaśnić jej to czarownik.

- Ale wtedy, gdy te chmury powstały, nie żyły w tym miejscu tylko elfy… z tego co wiemy, dwa stare smoki, przebywają aktualnie w La Rasquelle i szczycą się jakie to nie są wiekowe i potężne… Dlaczego Archiwista nic z tym nie robi? Przecież lubił patrzeć w nocne niebo… miał własną astralnię, więc czemu godzi się na tą wieczna, szarną mgłę? - Choć Chaaya grzecznie wysłuchała przywoływaczowych argumentów, to nie dała się tak łatwo przegadać. Swój rozum miała, a co za tym idzie wiele pytań i wiele pomysłów.
- Nie chcę psuć twojej wiary w potężne smoki, ale prawda jest taka, że nie są, aż tak potężne… Poza tym… - Magik wyciągnął dłoń w górę i zaczął poruszać palcami jak… dyrygent. Co kobieta przyjęła z wyraźnym zafascynowaniem, śledząc jej ruchy jak zaczarowana. - Wyobraź sobie… olbrzymi kilim, tkany równocześnie przez z dwudziestu utalentowanych tkaczy, każdy z nich wkłada cały swój talent w to dzieło. Ten czar to właśnie ów kilim, ci tkacze to elfi arcymagowie. Tak skomplikowaną magiczną strukturę nie da się rozbić czystą i brutalną mocą.

Bardka chwilę milczała, gorączkowo się zastanawiając nad pewną kwestią, która nie dawała jej spokoju.
- Wydaje mi się, że magia… jest tylko jedna i rasa nią władającego nie ma tu nic do znaczenia… skąd więc u ciebie taka pewność, że my, ludzie, nie dorastamy talentem do pięt ówczesnym arkanistom?
- Masz rację… magia ma jedno źródło. Niestety elfy miały jedną przewagę nad nami… wieki na jej opanowanie. Nasi najpotężniejsi arcymagowie mają osiemdziesiąt lat na karku… elfi… kilka setek. Zdołali odkryć i opanować sekrety, które nam dopiero się ukazują… - westchnął smętnie czarownik. - ...No chyba że taki mag ulegnie na przykład zwampirzeniu. Wtedy zyska czas na opanowanie starożytnych zaklęć i mocy, ale straci interes w usunięciu chmur znad miasta. Chmur, które chronią nie tylko wampiry przed słońcem, ale i same miasto przed najazdem z powietrza, tak jak bagna chronią je przed najazdem z lądu i wody.
Spojrzał na ukochaną, dodając z uśmiechem. - Oczywiście możliwe jest, że z czasem ludzie zdołają zebrać wiedzę potrzebną do stworzenia lub zniszczenia tak potężnego zaklęcia, jak te tutaj… ale z pewnością będzie to zadanie do wykonania dla wielu współpracujących ze sobą magów i to potężnych.
Tancerka westchnęła ciężko, utkwiwszy nieco senne spojrzenie w powoli ruszających się wargach mówiącego kochanka.
Podparła głowę na dłoni, bawiąc się palcami drugiej na jego torsie.
- Jarrrvisie… - zaczęła poważnie i z akcentem kobiety, która nie ma niczego dobrego do powiedzenia. Czyżby zanudził słuchaczkę swym wywodem, a może zaraził pesymizmem?

- Z twojej opowieści wynika, że elfy były cholernie leniwe. - Zaśmiała się lisio, całując mężczyznę w policzek. - Potrzebowały setek lat by dojść do potęgi, którą w dodatku przegrały w karty z bogami..? Godna pożałowania historia. My ludzie, nie dość, że przetrwaliśmy ich kataklizm, to z pewnością jesteśmy od nich ambitniejsi i gdyby nie to, że te szpiczastouche lafiryndy pochowały wszystkie księgi, już dawno byśmy ich przebili we wszystkim co stworzyli i odkryli. Poza tym wychodzę z założenia, i chyba ty też, że dla chcącego nic trudnego… tylko trzeba CHCIEĆ i to mnie właśnie zadziwia w tym miejscu… tu nikt nie chce tych chmur zniszczyć, nikt nawet o tym nie mówi, za to każdy się skarży, że ciemno, wilgotno i wszędzie wampiry.
- Moja śliczna… - szepnął cicho czarownik, wodząc palcami po przedramieniu leżącej u jego boku. - …bo nikt tak naprawdę nie chce zmiany sytuacji. Chmury chronią miasto przed wrogami, wampiry… są złem… ale oficjalnie walczą z nimi zakony, świątynie, łowcy. A nieoficjalnie… to właśnie wampiry pociągają za sznurki w mieście. To one kontrolują tych, którzy mogliby szukać sposobu na zniszczenie zaklęcia. One maczają swoje szpony w gildiach magów, kontrolując przepływ wiedzy w mieście.
- Zmiany, których najbardziej się obawiamy, zazwyczaj przynoszą pozytywne rezultaty… - odparła Dholianka, ale widać było, że wkładała w tą wypowiedź coraz mniej uczucia. Czyżby dostrzegła w opisanym schemacie, cień własnego zachowania?
- Nikt nie jest ciekawy co by było gdyby? - ostatnie słowa mruknęła już bardziej do siebie. Ona z pewnością była ciekawa. I gwiazd i słońca i księżyca i wszystkiego co skrywało się za mlecznobiałym oparem. To miejsce mogłoby być zupełnie inne i ta inność ją nęciła, tak jak wciskanie wścibskiego nosa tam gdzie nie powinna.
- Wiesz… - zaczęła z nowym entuzjazmem, przekręcając się na brzuch i podpierając brodę na dłoniach, zamachała w powietrzu stopami. - Na pustyni to tawaif kontrolują wszystko w mieście. Jesteśmy piękne, bogate, niezależne i wyzwolone… a poza tym trzymamy w garści najznamienitrze jaja w państwach - dodała z chytrym uśmieszkiem, rada z tego określenia. - Moja babcia miała w skarbcu pewną księgę, nikomu o tym nie mówiła, bo mogłaby wywołać wojny na całym świecie. Ów tom… wiedział wszystko. Gdy się go o coś spytałeś, pokazywał ci wszystkie zapisane informacje. Wszystkie… z ksiąg i listów, które istniały, które przepadły… każde zapisane kiedyś słowo on znał. Babcia mówiła, że dostała tę księgę od nagi… od tej samej z której pochodzą ci rogacze z wizji Godivy. Ciekawa jestem, czy gdyby dać tę księgę magom… byliby w stanie przełamać zaklęcie wiszące nad tym miastem?
Rozmarzona kurtyzana popatrzyła w niebo, wzdychając smętnie i tęsknie do swoich wizji w głowie.
- Może. Wiesz… było tu podobno kiedyś lustro o podobnych właściwościach. Potrafiło odpowiedzieć na każde pytanie, rozwiązać każdą zagadkę. Odkryć każdy sekret. - Zaczął wspominać czarownik, przymykając oczy. - I rzeczywiście wywołało skrytobójczą wojnę… ale… ostatecznie nie przyniosło nikomu szczęścia. W lustrze bowiem krył się…
- Daemon? - spytała beztrosko, niechcący mu przerywając.
- Blisko. Protean. Starożytny i ponoć jedyny w swoim rodzaju. I choć zawsze mówił prawdę to… jako istota będąca wcieleniem chaosu, to właśnie to wywoływał swoimi słowami… chaos. Dlatego ostatni właściciel udał się gdzieś na bagna, by umrzeć i wraz ze swoją śmiercią pogrzebać lustro. Tak głosi opowieść. - wyjaśnił z uśmiechem Jarvis. - Nie wiem czy prawdziwa.
- Czy to lustro zostało znalezione? - zaciekawiła się Chaaya, wracając spojrzeniem na ukochanego.
- Jeśli zostało, to ten kto je znalazł z pewnością się tym faktem nie chwali - odparł z uśmiechem mag.
- W takim razie dowiedzmy się, czy ktoś je znalazł… a jak nie, to my go poszukamy i spytamy gdzie jest Vantu - odparła, zadowolona ze swojego sprytnego pomysłu dziewczyna.
- Możemy tak zrobić - odparł z uśmiechem przywoływacz, siadając. Jego dłoń powędrowała do pupy bardki i przesunęła się po niej pieszczotliwie, tak że środkowy palec wodził prowokująco pomiędzy jej pośladkami. Sam zaś kochanek zaczął ustami muskać plecy kobiety, wzdłuż kręgosłupa. - Pewnie łatwo byłoby znaleźć zapiski co do samej legendy i poszukać tam, gdzie ponoć udał się ostatni właściciel lustra.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline