Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2019, 15:37   #208
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Kamala położyła się na płask, by móc się zrelaksować i w pełni wykorzystać słodkie pieszczoty. Złożyła dłonie pod policzek i przymknęła oczy.
- Ooo… pójdę spytać się mojego znajomego czarodzieja z kółka podstarzałych dżentelmenów, czy coś o tym wie, przy okazji może załapię się na jakiś ciekawy wykład o magii? - wyjaśniła swój nowy plan działania, po czym zachichotała gdy włosy przywoływacza wyjątkowo ją połaskotały w żebra.
- Zamierzasz dziś gdzieś powęszyć za złodziejem kolczyka? - zmieniła nagle temat, kręcąc biodrami na boki.
- Nie mam jeszcze konkretnych planów gdzie, ale tak... winienem się rozejrzeć. Może tam gdzie go zgubiłem? - mruczał czarownik, wodząc ustami po plecach Sundari i całując je z oddaniem godnym wyznawcy. Bardka czuła też dłoń zaciskającą się żarliwie raz na jednym raz na drugim pośladku i wodzącą palcem po bramie do bardziej nieprzyzwoitych rozkoszy. Także i myśli jej wybranka były nieprzyzwoite i godne dzikiego barbarzyńcy korzystające ze swojej branki.
- Nie jesteś za dobry w poszukiwaniu złoczyńców, prawda? - Chaaya bardziej stwierdziła niż spytała, rozciągając się delikatnie gdy przyjemny dreszczyk przebiegał po jej skórze. - Za to wiem w czym jesteś dobry… - mruknęła wesoło, podnosząc nieznacznie biodra w górę jakby chciała wspiąć się na czworaka.
- Nie w ciągu dwóch dni… - odparł potulnie Jarvis, zgadzając się z partnerką. I ostrożnie muskając palcem bramę owych niegrzecznych fantazji, sięgnął nim nieco głębiej. - ...ale nie martw się. Pomyślę nad tym, a i Godiva jest bardzo chętna i zmotywowana do pomocy.
- Dla chcącego nic trudnego kochany… jeśli się postarasz, możesz sięgnąc szczytu wcześniej niż sądzisz - wymruczała psotliwie tawaif, przygryzając rozkosznie wargi, jakby głowiła się nad życiową decyzją czy woli pączka z dziurką czy z nadzieniem.
- Na razie… mam ochotę na to co mam przy sobie… i tylko o tym myślę. - Zęby mężczyzny delikatnie ukąsiły prawą łopatkę tancerki.
“Moja” usłyszała w swoich myślach. Jakby chciał, by wiedziała jak bardzo chce ją mieć tylko dla siebie. Niełatwo jednak było się skupić dziewczynie na tej myśli, gdy ruch palca kochanka budził między pośladkami wspomnienia ich bardziej wyuzdanych zabaw. Przypominał też, jak jej ukochany obrócił jej własny lęk w żądzę… jak wydobył dzikość w obserwatorium astronomicznym.
Wizje te, jak i doznania, zaczynały dodawać jej apetytu na więcej, mocniej… drapieżniej. Tawaif była żądna oczyszczającej kąpieli w ogniu rozpustnych zabaw i niechętnie przyjmowała myśl, że kiedyś te plażę będą musieli opuścić.
- Zabierz mnie ze sobą… jestem mała i zwinna i potrafię być przydatna…

“Jeśli ci się zechce” wtrąciła cynicznie Laboni, przerywając kobiecie próbę przekonania magika do pozwolenia jej uczestniczenia w śledztwie.

- Będę tuż przy tobie i gdy tylko najdzie cię ochota…

“Raczej cieeebie…” stwierdziła wymownie babka.

- ...to zabawimy się w przerwach od szukania.
- To może zdarzyć się często… w najbliższym ciemnym zaułku… mógłby nas ktoś wtedy przyuważyć. Godzisz się na takie ryzyko? - pytał Jarvis, rozgrzewając ich ciała powolnym ruchem palca. Góra i dół. Nawet jeśli sam nie odczuwał doznań mogących go rozpalić, to chyba widok na niego działał. - Jeśli tak… to… zabiorę cię ze sobą moja śliczna.

~ Nie chcę się tobą dzielić… nie teraz kiedy mam wolne! ~ syknęła gniewnie, przebudzona tygrysiczka, obracając rumianą twarz w kierunku czarownika. Jej wzrok gorał ogniem prawdziwej, pustynnej bestii, która nieświadomie wyjawiła swój sekrecik.
Mężczyźnie skończył się czas i przegapił moment na zdobycie swojej ofiary. Teraz będzie musiał stoczyć bój, jeśli nie chce zostać pożarty.
Kobieta przekręciła biodra na bok, podkurczając nogi, by mieć lepsze odbicie do susu, jaki planowała zrobić na Jeźdźca. Musiała jednak działać z rozwagą, bo choć sprawnością przeciwnik jej nie dorównywał, to jednak siłą przewyższał. Nie mogła się więc rzucić w afekcie, najpierw musiała zmęczyć i zagonić ofiarę do miejsca w którym trudno mu się będzie bronić, a później… upoluje i pożre. Czynność tę powtarzając póki nie zazna sytości.

~ Nie musisz się dzielić z nikim Kamalo. Jestem cały twój. ~ Jarvis był nieświadom jej planów nadal pieszcząc kochankę. ~ I chcę byś udała się ze mną. Chcę cię mieć przy sobie, chcę cię mieć na oku. Pragnę cię… Kamalo.
Zaskoczył ją tym wyznaniem, bo na chwile rozwarła szerzej oczy w zdziwieniu, nie czyniąc zupełnie nic. Potem napięła się jak mała żmijka i zawarczała sykliwie i ostrzegawczo, powoli i prawie niezauważalnie przybliżając się do towarzysza.
Przypominała tym zachowaniem nieco kota, który najeżony i przestraszony, badał reakcje swojego przeciwnika, nieznacznie zmieniając położenie przy jednoczesnym zmniejszaniu dystansu między nimi.
~ Pamiętaj moja śliczna, że jesteś pokusą, której ciężko mi się oprzeć ~ szeptał mentalnie przywoływacz, przyglądając się Sundari. Uśmiechnął się czule. ~ I będzie cudownie spędzić z tobą cały wieczór… i bardzo intensywnie… gdy potem najdzie nas noc i ukryje nas przed wzrokiem innych.

Kurtyzana zatrzymała się tuż przy wargach maga, drżąc z wysiłku jaki wkładała, by powstrzymać szalejącą burzę w sobie. Głos Jarvisa działał niczym zaklęcia druida na dzikie zwierze. Uspokajał ją i oswajał, ujarzmiał choć nie dusił żaru w sercu.
Kobieta bardzo chciała posłuchać ukochanego i zaniechać walki, choć nie chciała się nim dzielić, ani z Godivą, ani ze sługą tawerny w której mieszkali, ani z Dartunem, strażą miejską, kupcami, czy bezimiennymi przechodniami na ulicy. Chciała go dla siebie. Na wyłączność. Zniewolonego i obdartego z wszelkiego dobra, tak by to ona była jego światem, a on jej. Czarownik doskonale słyszał i czuł każdą z tych myśli i emocji, które napływały do jego umysłu niczym wzburzone fale morskie obmywające plażę. Tajemnice, które tancerka chciała zachować dla siebie, ale pożądanie jej na to nie pozwalało.
Ostatecznie Dholianka przymknęła powieki i pocałowała delikatnie i z bojaźnią wargi przed sobą, jakby sprawdzała czy mężczyzna był rzeczywisty a nie wymyślony. Gdy tylko poczuła ich ciepło, przysunęła się bliżej, powoli oplatając jego ciało, bezgranicznie oddając się ich wspólnej pieszczocie. Pocałunek delikatny był tylko z początku. Jarvis pochwycił za policzki dziewczyny i przycisnął usta, łapczywie całując coraz bardziej zachłannie… jak wampir krew, tak on chłonął tą chwilę.
~ Oczywiście… jest ten mały problem, że będę miał ochotę na więcej i więcej… pieszczot, figli, rozkoszowania się tobą. I… Kamalo… nie bój się. Jestem tu i zawsze będę. Nie wypuszczę cię z moich objęć. Nie musisz się już bać ~ szeptał mentalnie, puszczając jej twarz, by pochwycić w pasie i przycisnąć zachłannie do siebie. ~ Pragnę cię najbardziej na świecie i dlatego… nigdy cię nie opuszczę.
- WEŹ MNIE DO STU DIABŁÓW… bo zaraz oszaleję - wycedziła przez zęby bardka, kipiąc z dzikiego pożądania. - Roztrzaskaj na tysiąc kawałków…. i poskładaj od nowa - prosiła, obcałowywując jego twarz chaotycznie i z oddaniem. - Wyrwij duszę z piersi. Spraw byśmy krzyczeli… cierpieli z niekończącej się rozkoszy, ciągle i ciągle i ciągle i ciągle…

Jarvis… odepchnął Chaayę. Zanim ta jednak mogła ochłonąć z zaskoczenia związanego z tak zimnym gestem, pochwycił ją za biodra i z lubieżnym uśmiechem obrócił na brzuch. Spragnione pieszczot ciało kurtyzany, samo zareagowało na napaść kochanka. Nogi się podkuliły, pośladki wypięły w górę… przywoływacz chwycił więc ją za biodra i posiadł. Mocny głęboki sztych, wprost w bramę kobiecości. Pierwsze połączenie, było niczym taran wyważający wrota miasta i wywołało głośny krzyk z ust tawaif. Krzyk rozkoszy i nieco bólu. Magik chwycił za nadgarstki kobiety, zmuszając jej ciało do napięcia się… do napierania podbrzuszem na przeszywającą ją włócznię partnera.
To nie miało w sobie nic z delikatnych figlów. Było zwierzęce i brutalne w swej naturze. Dzikie niczym lwie zaloty. Ciało tancerki poruszało się chaotycznie, pod wpływem gwałtownego tempa narzucanego przez czarownika. Rozkosz mieszała się z bólem, pożądanie z szaleństwem. Byli jak dzikie bestie… pochłonięte tą namiętnością.
Mocniej, szybciej, bez ustanku… to, że Jarvis szarpał, to, że zacisnął mocno palce na nadgarstkach, to, że bolało, to, że jej ciało drgało… to wszystko nie liczyło się dla Kamali, ani dla jej masek. Jedynie ta twarda obecność, ten obiekt rozpalający ciało. Tam i z powrotem, odwieczny taniec rozpusty, nawet tak mało finezyjny dawał satysfakcję. A może właśnie ten brak finezji, był powodem?
Ostatecznie nie liczyło się nic poza najprostszymi odruchami i napięciem, które eksplodowało głośnym, choć zachrypniętym od ciągłych jęków krzykiem z ust Dholianki. Krzykiem spełnienia i radości, że dało się to spełnienie swemu samcowi.

Łono złotoskórej nie zdążyło jeszcze ostygnąć, kiedy mag usłyszał w głowie zapytanie.
~ Tooo kiedy powtórka?
Oczywistym było jednak, że oboje musieli się pozbierać po takim spotkaniu. Zwłaszcza Jarvis, bo w większej mierze to on był dawcą, a nie biorcą.
Chaaya wtuliła twarz w ramię kochanka, oddychając ciężko i niejaką boleścią, lecz po chwili zaczęła muskać ustami spocona skórę, jakby te drobne całuski miały nagrodzić odbiorcę za dobrze wykonana robotę.
- Jak najszybciej… - mruknął czarownik, odpowiadając podobną pieszczotą ust na jej szyi. - Lubię doprowadzać cię do wrzenia. Jesteś wtedy taka dzika i drapieżna. Lubię… Kamalo, gdy wypowiadasz swoje pragnienia i kaprysy.
Pocałował usta dziewczyny, dodając żartobliwie i zmysłowo zarazem. - I lubię z tobą figlować, w każdy możliwy sposób. To… bardzo lubię.
- Nie myślisz, że jestem wtedy… brzydka? - Sundari nie była pewna, czy pokazywanie swojej niepohamowanej w obżarstwie natury było czymś pozytywnym w odbiorze. Widać było, że wstydziła się z jakiegoś powodu tej kapryśnej i nieco tyranicznej strony. - Nie jestem przez to mniej… kobieca?
- Myślę o tobie jak o oszlifowanym przez jubilera klejnocie. Pełnym fasetek. Każda inna i każda fascynująca. Jesteś piękna Kamalo… zawsze. I zachwycająca… nawet wtedy, gdy pałaszujesz całe góry jedzenia zapominając o całym świecie. Nawet wtedy jesteś bardzo urocza. - Mężczyzna pocałował ją w czubek nosa. - I podniecająca też.

Tancerka nie do końca rozumiała tego podejścia, ale nie zamierzała się z nim spierać. Była szczęśliwa, że przywoływacz akceptował coś, czego nawet ona sama czasami nie potrafiła. Pozwoliła leniwej chwili samoistnie wygasnąć, po czym zamieniła z kochankiem swoje pozycje.
W końcu “małe” Jarvisiątko nie wstanie od tak po prostu, dzięki pstryknięciu palcami, a przecież kurtyzana nadal czuła głód, drżący jej łonem, jakby chowała w sobie wygłodniała ławicę piranii.
- Dziwny jesteś… - stwierdziła łagodnie, pochylając się nad podbrzuszem Jeźdźca by je delikatnie ukąsić. - Nawet bardzo, bardzo dziwny…
Ton głosu jakim wypowiadała to oświadczenie, dawał jasno do zrozumienia, że mag z pewnością nie był przez Chaayę potępiany, bardziej niezrozumiały, lub zawiły jak ciekawa zagadka w książce. Łamigłówka, którą dziewczyna chciała rozwikłać, dobrze się przy tym bawiąc. Choć może nawet bardziej zależało jej na tej zabawie niż rozwiązaniu.
A gdy o zabawie była mowa…
tawaif ułożyła się na brzuchu między wyprostowanymi nogami przywoływacza, który siedząc wygodnie i podpierając się z tyłu rękoma, podziwiał naturę wokół… zwłaszcza tą orientalną i pustynną. Złotoskóra masowała palcami czułe miejsca partnera, przy jednoczesnej pieszczocie języka, która, aż za bardzo przypominała konsumpcję słodkiego lizaka.
Kociolisi uśmieszek widniał na jej pełnych ustach, gdy z zapałem lawirowała po szlakach na włóczni mężczyzny, nie przejmując się ani jego mało imponującym stanem, ani ospałością z jaką reagował na jej czułości.
To była jej chwila, sam na sam z ulubionym przyrodzeniem Umrao i jej samej. Mała randka przy świecach.
I choć to Jarvis przeżywał właśnie swoją chwilę subtelnej przyjemności, która budowała w nim napięcie i chęć poddania się nachodzącym go doznaniom… to i tak miało się wrażenie, że to kurtyzana bawiła się do niego lepiej. Cmokając, mlaskając, ssąc, liżąc, gładząc, łaskocząc i mrucząc. Zupełnie jakby rozwodziła się nad wyszukanym i najwspanialszym posiłkiem. A gdy ukochany pokazał się z jak najlepszej strony, czyli twardy i gotowy do następnych figli, z niejakim rozczarowaniem musiał pożegnać się z ciepłymi ustkami go muskającymi, jak i całą pikantno sielankową atmosferą.

Kamala wspięła się na swój “tron”, przyjmując magika między swoimi pośladkami. Nie obyło się bez westchnień pełnych zdziwienia (czyżby urósł?), sprzeciwu (bo bolało i trzeba było się przyzwyczaić), niewygody (bo kłuł ją swym żądełkiem jak osa), ale i determinacji, jakiejś niewyjaśnionej pasji.
Przywoływacz nie mógł nie docenić poświęcenia kochanki i nachylił się ku niej, podpierając się lewą dłonią. Prawą sięgnął ku unoszącym się i opadającym piersiom, by z jej pomocą, a także swoich ust, pieszczotami sprawić przyjemność wybrance. Taką jaką ona sprawiała mu każdym ruchem bioder. Nieśpiesznie wodził ustami po skórze, delikatnie ugniatał krągłość i drżał przy tym od rozkosznych doznań, jakie odczuwał będąc “uwięzionym” przez pupę tancerki.
- Nie tylko dziwny, ale i zabawny… - skwitowała jego starania Sundari, bawiąc się swoimi wdziękami i podważając dłońmi raz jedną to drugą z piersi, by te w sprężystych podskokach wracały na swoje miejsce. Kiedy Jarvis poczuł się w ukochanej bardziej gościem niźli intruzem, tawaif wzmożyła swoje ruchy, które wbijały siedzącego coraz głębiej w piasek.
Tu na plaży dziewczyna nie starała się o atmosferę, nie dbała nawet o słodycz płynącą ze spełnienia. Liczyła się natomiast walka. Starcie dwóch ciał ze sobą, czysta pierwotna zwierzęcość, która kończy się wyczerpującym finiszem.
- A ty śliczna… - “odryzł” się Jeździec, po chwili także dosłownie kąsając umykającą jego pocałunkom pierś bardki, z coraz większym trudem opierając się pokusie poddania tej walki i ulegnięcia doznaniom. Ale nie można mu było odmówić ambicji, starał się wytrzymać tą słodką torturę i nie dojść przed partnerką, której ruchy bioder wyciskały z niego siłę woli.
Tym bardziej, że drobna uszczypliwość na jaką się zdobył podziałała jak iskra na suchy stóg siana.

Dholianka zmarszczyła gniewnie nosek, zwężając oczy w szparki i brakowało jedynie rozdwojonego języczka, który by wysunął się z ust i zasyczał groźnie w kierunku oponenta. Złotoskóra naparła biodrami, lub raczej naskoczyła na źle ułożonego ogiera, który gdyby był na łóżku, pewnie by je mocno nadwyrężył… a tak poczuł tylko ból w dole pleców.
- Ładna? Śliczna..? - spytała cynicznie kobieta, dobrze wiedząc jak działały jej biodra na ukochanego. Ponownie skoczyła dobijając nim o podłoże z wyraźną satysfakcją, że prócz przyjemności sprawiała także ból. - Powiedz mi coś… czego nie wiem, mój drogi.
- Och… - jęknął z bólu czarownik, spoglądając na swoją kochankę i wędrując spojrzeniem po jej twarzy. - Jesteś ogniem i wodą Kamalo, jesteś sprzecznością… ucieleśnieniem jej. Jakże fascynującym.
Przesunął dłonią po jej biodrze i dał mocnego klapsa w pupę.
- Jesteś… wyjątkowa. Ale ja też potrafię być zadziorny.
Chaaya parsknęła jak rozbudzony konik i potrząsnęła ramionami otrzepując się z ospałości. Jej jazda stała się szybsza wprost proporcjonalnie do siły uderzenia. Na szczęście nie łamała już tak w pół, choć w każdej chwili mogło się to zmienić. Szeroki uśmiech na ustach był nieco drwiący i nieco chochliczy, lecz wypieki na policzkach i jasne iskierki w oczach świadczyły o coraz większym uczuciu jakim pałała do swojego “rumaka”.
Jarvis oddychał ciężko walcząc z obezwładniającymi doznaniami, aż w końcu… pochwycił kurtyzanę za kark, przyciągnął jej twarz ku sobie… pocałował, władczo, drapieżnie, zachłannie i z dziką żarliwością.
~ Kocham cię Kamalo. ~ Usłyszała przy tym pocałunku, a potem poczuła… że organizm jej wybranka w końcu uległ erotycznej sile jej bioder i pupy. Tancerka chwilę grzała się w blasku swojego zwycięstwa, nie wypuszczając jeszcze ptaszka ze swojej klatki. Pochyliła się nad mężczyzną, biorąc jego twarz w swoje dłonie i pocałowała go delikatnie… w nos.
- A więc kochamy się nawzajem - odparła ciepło, zanosząc się beztroskim śmiechem, po czym zeskakując z siodełka, zwinęła się w kłębek obok na piasku.
- No tak… kochamy się… i to dosłownie. I bardzo często… - odparł czule czarownik, głaszcząc bardkę po włosach jak ulubioną kotkę. - I bardzo intensywnie… Obawiam się, że przy mnie raczej nie w tej kwestii się nie zmieni. Mam spory apetyt na ciebie.
- Da się do tego przyzwyczaić - wyjaśniła mu rezolutnie Sundari, łapiąc za rękę i przyciągając do swojej twarzy, którą w nią wtuliła. - Poza tym masz dla mnie idealny rozmiar, pasujasz jak ulał, więc zdecydowanie więcej jestem w stanie wytrzymać.
- Dobrze wiedzieć, że mam jakieś zalety jako kochanek - odparł ironicznie mag, muskając palcami policzek i usta dziewczyny. - Smoczyca chce w porcie poprzyciskać do ściany miejscowych strażników… co ciekawe, za pomocą biustu. My zaś możemy się rozejrzeć za łobuzerią. Co prawda nie znam wszystkich, a i moja wiedza jest nieco przestarzała, ale znam tak kilka kryjówek, które młodociane gangi kieszonkowców używały jako kwater.
Dholianka zmarkotniała nieco i przyglądała się uważnie rozmówcy, by w końcu rzec ostrożnie.
- Jesteś zły? Nie chciałam cię urazić… - Przytuliła mocniej policzek do jego palcy.

“Ja już ci kiedyś mówiłam, że nie jesteś od sprawiania komplementów tylko przyjemności…” Żachnęło się wspomnienie babki, które dobrze wiedziało, że jak jej wnuczka zaczyna “romansować” to wychodzą z tego tylko nieporozumienia.
“Tawaif jest…” zaczęła mentorskim tonem, ale szybko została zagłuszona.
~ Wiem kim jest! ~ fuknęła tancerka. ~ I wiem też od czego jest! ~ uprzedziła kolejny wywód, burcząc jak gniewna chmurka. ~ Szkoda, że mnie nie nauczyłaś, być…
“BO JESTEŚ TAWAIF!!! SPRZEDAJESZ ZA PIENIĄDZE MIŁOŚĆ! Nie musisz umieć romansować… masz być ładna, wesoła i przyjemna, do tego wygadana na tematy…”
“Zaraz mi opadnie…” oznajmiła Umaro zbolałym głosem. “A jak opadnie to już chyba nigdy mi nie stanie… zostanę impotentem i to przez was i wasze trajkotanie…”
“Przecież ty nie masz p-p-p…” Nimfetka w mig pojawiła się w zarzewiu kłótni, bo i należała do grona naczelnych pleciuch. Płaczliwych i bojaźliwych, ale ciekawskich jak mało kto.
“Penis… powtarzaj za mną słonko… PEEE-NIIIS…” przesylabizowała erotomanka z cierpliwością zawodowej belferki.
“No właśnie… tego nie masz” odparła dziewczynka, nie dając się wkręcić w wypowiadanie zbereźnych słów.
“Mam… mentalnego…” wyjaśniła ta pierwsza i… w głowie zapanowała nieprzenikniona cisza. W całym tym rozgardiaszu brakowało Deewani, która ze śmiechem spytałaby o coś głupiego, jak choćby “to znaczy, że rośnie ci na czole?” lub czegoś podobnego i wybuchła głupkowatym śmiechem.
Wszystkie maski zdawały sobie sprawę z braku tej, którą… zazwyczaj ignorowały i traktowały jako tą mniej ułomną z ułomnej pary, którą dzieliła wraz z Pasją.

- To miał być komplement… - dodała cicho Chaaya.
- I podobał mi się… moja śliczna. Bardzo. Nie czuję się urażony. - Pogłaskał ją Jarvis czule po policzku. - Kamalo… nie musisz się wstydzić czy lękać swoich słów. Możesz mówić mi co ci leży na sercu. To naprawdę miłe… ważne dla mnie.
- Co mi leży… na sercu..? - powtórzyła za nim głupiutko, nie bardzo wiedząc co z tym dalej zrobić. Czy to znaczy, że mogła mu powiedzieć o swoich sekretach? Lub głupich pomysłach, albo pytaniach, których nigdy nie powinno się nikomu zadawać? Czy czarownikowi chodziło o taką szczerość szczerość, czy taką mniejszą szczerość… bardziej powierzchowną?
Dziewcze potrząsnęło energicznie głową, wybijając natrętne myśli. Zdecydowała się zmienić temat.
- Czy będziemy szukać gangów dzieci? Jak te twoje Borsuki? - Na słowo “Borsuk” jej oczy wyraźnie się rozjaśniły, jakby mówiła o czymś bardzo, bardzo przyjemnym i drogim jej duszy.
- Tak… cokolwiek ci leży na sercu. - Mężczyzna nie dał się tak łatwo zbyć. Niemniej po chwili skinął głową. - Zazwyczaj wiedzą co się dzieje na ich rewirze, no i Bumi jest w ich wieku.
- W takim razie trzeba kupić… sssłodycze!
No i bardka znalazła się już w świecie fantazji, nieznacznie się śliniąc do łakoci, które kupi i zje. O dzieleniu się nimi z kimkolwiek w tych wizjach nie było miejsca.
- Tak. To może pomóc - zgodził się z nią magik. Zamyślił się przez chwilę. - Tylko potem trzeba będzie się tymi słodyczami podzielić. Lub rzucić Gozreha na pożarcie.
- Czy Gozreh jest słodki? Próbowałeś go zjeść? - spytała poważnie złotoskóra, zaczynając rozważać taką kwestię.
- Jest niejadalny. Nie da się go ugryźć… jeśli o to chodzi. Po pierwsze ma naturę cienia, a po drugie… gdy ginie, nic nie pozostaje po nim. - Przywoływacz odpowiedział równie poważnie, jakby chciał pokazać, że rzeczywiście może go pytać o wszystko.

Kobieta zamrugała niepewnie, nie do końca rozumiejąc co się właściwie wydarzyło. Chyba nie miała zbyt wielu okazji do wysłuchania jej potrzeb tych mniej i bardziej intelektualnych. A kiedy zażartowała, nie przykładając zbyt wielkiej wagi do tego czy dostanie składną odpowiedź, czy zostanie zrugana i zbyta. Jarvis potraktował ją na równi sobie.
Ten uśmiechnął się czule i pogłaskał kurtyzanę po włosach dodając. - A co do drugiej kwestii. To nie… nie próbowałem go zjeść. Nigdy nie przyszło mi to do głowy.
- To byłoby głupie z twojej strony - odparła, naigrywając się z samej siebie, by zamaskować zażenowanie swoją reakcją. - Dobrze, że tego nie zrobiłeś…
Usiadła obok, by dodać swojej osobie więcej powagi i zapatrzyła się w wodę, uśmiechając błędnie do samej siebie.
- Przypuszczam, że Gozreh uczyniłby z takich prób źródło sarkastycznych uwag na całe lata - mruknął jej ukochany, obejmując ją ramieniem i biorąc się za delikatne muśnięcia językiem szyi i ucha tancerki. Ot, drobne pieszczoty… i niewinne w porównaniu z tym co robili wcześniej.
- Chyba byś mu się nie dziwił, prawda? - Chaaya skryła się za ramieniem, wyraźnie połaskotana. - A tobie coś leży na sercu?
- W tej chwili… czy ogólnie? - zapytał mężczyzna i zamyślił się. - Bo ogólnie martwi mnie to co wydarzyło się na pustyni. To co nadciągnęło z północy. Tu jesteśmy bezpieczni Kamalo i długo będziemy. Ale jeśli ta demoniczna armia się nie załamie… nie zostanie zniszczona, to nawet tu nie będzie bezpiecznie.
Dziewczyna posmutniała na te słowa i objęła rękoma kolana, które podciągnęła pod brodę.
- Myślę, że nie mamy na to wpływu… - mruknęła cicho, czując jak zimna gula strachu i żalu spowodowanego swoimi głupimi decyzjami, podeszła jej do gardła.
Sundari nie chciała mówić tego na głos… nie chciała nawet o tym myśleć, ale gdyby wtedy… nie uciekła z Ranveerem do wojny by nie doszło.
To silne przeświadczenie o tym, że były kochanek byłby w stanie pokonać w pojedynkę tych, którzy uwięzili i zniewolili antycznego smoka, uderzyło w Starca, tym bardziej, że we wspomnieniach nie potrafił odszukać potwierdzenia jej uczuć. Tawaif jednak zdawała się być pewna, ale to pewna w stu procentach, że ten jeden… niewyględny człowiek miał moc, która zmiotłaby demoniczną armię z powierzchni tej ziemi.
~ Chciałbym ci przypomnieć tancerko, że to ty… nie Ranveer, pokonałaś ich generała ~ odparł wesoło smok. ~ Myślisz, że czemu cię tak szukają? Bez mojej duszy w moim ciele, demon nie może w pełni poradzić sobie z kontrolowaniem mego ciała, a zatem zapewne cała ich ofensywa utknęła w miejscu. A wojska poszły w rozsypkę, ani demony ani barbarzyńcy nie słyną z dyscypliny.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline