Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2007, 16:48   #16
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Czas.. nieubłagany demon, ścierający w pył armie ambicje i marzenia. Niektórzy są mu w stanie się oprzeć, innym tylko się wydaje że mu się opierają. Ale NIKT, nikt nie jest w stanie władać czasem. On podąża swoją droga niezmienny i nieubłagany...Dla czwórki "bohaterów" czas już się kończył. Byli oni potężni i sam ich widok wzbudzał strach wśród wrogów. Ale mimo swej potęgi , byli tylko sługami istot o sile większej niż oni sami.
Niewolnikami zdającymi sobie sprawy ze swych okowów, i próbującymi je zerwać...A może tylko wymienić na wygodniejsze?


Flegestos, komnata odpraw Gazry

Potężny czart patrzył na równy szereg diabłów. Czujne oczy diabła wypatrywały w sługach słabości. Hamatule stały bezruchu, świadome że wszelkie uchybienie może oznacza bolesną karę. Trzy czarty z przodu Cassius, Gertimor oraz Ywalak prężyły się przed najwyższym generałem czwartej warstwy.
- Znacie już me rozkazy. Rozejść się .- rzekł Gazra.
Trzej genrałowie Gazry, potężne czarty służalczo pokłoniły się i wyszły ze swymi osobistymi świtami.
- A teraz kolejna sprawa...-rzekł Gazra do siebie, spoglądając na pismo od Asmodeusza, podbite pieczęcią Beliala, na dowód że je poznał i aprobuje. Nie, żeby Belial mógł sprzeciwić się Asmodeuszowi. Pieczęć od Beliala była zwykłą formalnością.
- Ty..- wskazał na najbliższego diabła.
- Tak panie.- hamatula niemal padł na twarz przed Gazrą.
- Udasz się do siedziby Xar'nasha, ma się tu zjawić natychmiast.- rzekł Gazra.
-Tak panie.- rzekła hamatula i znikł w błysku teleportacji.
Gazra przymknął oczy i pomyślał o tym co zaplanował wcześniej...A na jego twarzy wykwitł złowieszczy uśmiech.

Minauros, rozlewiska na południowym brzegu miasta

- Czy nawiązałeś juz kontakt z moim bezskrzydłym pieszczoszkiem?- rzekł Mammon swym oślizgłym od nadmiaru słodyczy głosem.
- Nie panie.- odrzekł ilithid, jeden ze świty która zawsze otaczała Mammona.
- Szkoda, doprawdy szkoda, gdyby okazało się , że nie jesteście tak przydatni jak sądzicie, prawda? - rzekł arcydiabeł, a ilithid zadrżał. Mammona uważano za najbardziej uprzejmego z diabłów. Ale za ta pozorną uprzejmością kryła się zdrada i złośliwość, oraz okrucieństwo.
- Panie musi przebywać, poza Minauros.- rzekł inny łupieżca umysłów.
-No cóż moja kochana, musisz się niestety pofatygować i poszukać mojego słodziutkiego Mefistiana, by przekazać mu moją wolę.- rzekł Wicechrabia Mammon do postawnej kapłanki w zbroi okrywającej się płaszczem, jakby w obronie przed bagiennymi oparami.
- Zrobię jak każesz wicehrabio Mammonie.- rzekła kobieta kłaniając się czartowi.
- I tym razem Zbavro, niech się wam powiedzie. Dobrze wiesz, że nie lubię porażek.. Denerwują mnie, a wiesz jak ja nie lubię się denerwować. - rzekł Mammon posyłając jej całusa.

Cania, sala tronowa.

Mefistofeles był wściekły.. Jego oczy przesuwały się po linijkach raportu. A jego tekst nie napełniał bynajmniej arcydiabła optymizmem. Nawet pieśni śpiewane przez urodziwą elfią pólczartkę nie studziły jego gniewu.
- Sephiroth, dawać mi tu Sephirotha!! - ryknął na całą salę.
- Nie ma go w Canii panie, wybrał się gdzieś z niewielką świtą.- rzekła Antilia.
-Oby miał dobry powód na wycieczki, bo akurat nie czas na wędrówki.- syknął władca Canii.
Mefistofeles wstał z tronu i przemaszerował kilka kroków, płomienie oplatające jego sylwetkę wybuchły z olbrzymią siłą.
Ryknął do najbliższego sługi kryjące się przed furia swego pana. - Posłać jakiegoś impa na poszukiwania, Sepiroth ma tu się zjawić jak najszybciej. W innym przypadku stanie się najkrócej rządzącym egzekutorem w historii Canii!

Maladomini, plac budowy, jeden z wielu...

-A tu postawimy fontannę, z motywami kwiatowymi, owadzimi i oczywiście różanym zapachem. - rzekł architekt wypluwając z trudem te słowa. Belzebub choć stał się dawno stał się diabłem, w sprawach sztuki zachował gusta archonta którym był przed wiekami.
-Taaak, interesujący pomysł, akceptuje wstępnie.- rzekła pokraczna istota będąca Belzebubem.
-Panie wybacz, że ci przeszkadzam.- z nieboskłonu nadleciała erynia i wylądowała przed pokraczna sylwetką Belzebuba. Starała się mimiką nie zdradzić odrazy jaką napawał ja smród otaczający arcydiabła.
Rozwinął raport, przyniesiony przez erynię i rzekł we wzburzeniu.- Schwytany?! Jak to może być możliwe. Jakim cudem?! Toż to obraza.
-Co radzisz uczynić.- spytala erynia.
- Kto jest wolny obecnie? - spytał Belzebub.
- Venefi’cus Euxin.- rzekÅ‚ Vashaak Ratoth Bruu, przeglÄ…dajÄ…c ksiÄ™gÄ™ z która nigdy siÄ™ nie rozstawaÅ‚.
-Tak, pamiętam go, ten śmiertelnik aspirujący do bycia diabłem.- rzekł po Belzebub. Następnie zwrócił się do erynii.- Znajdź go, a jak znajdziesz, wtajemnicz w sprawę.
- Tak panie.- rzekła erynia i wzniosła się powietrze.
- A teraz pokaż plany pałacu, który postawimy koło placu z fonntanną.- rzekł arcydiabeł do architekta.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-07-2007 o 16:55.
abishai jest offline