Czas.. nieubłagany demon, ścierający w pył armie ambicje i marzenia. Niektórzy są mu w stanie się oprzeć, innym tylko się wydaje że mu się opierają. Ale NIKT, nikt nie jest w stanie władać czasem. On podąża swoją droga niezmienny i nieubłagany...Dla czwórki "bohaterów" czas już się kończył. Byli oni potężni i sam ich widok wzbudzał strach wśród wrogów. Ale mimo swej potęgi , byli tylko sługami istot o sile większej niż oni sami.
Niewolnikami zdającymi sobie sprawy ze swych okowów, i próbującymi je zerwać...A może tylko wymienić na wygodniejsze? Flegestos, komnata odpraw Gazry
Potężny czart patrzył na równy szereg diabłów. Czujne oczy diabła wypatrywały w sługach słabości. Hamatule stały bezruchu, świadome że wszelkie uchybienie może oznacza bolesną karę. Trzy czarty z przodu Cassius, Gertimor oraz Ywalak prężyły się przed najwyższym generałem czwartej warstwy.
- Znacie już me rozkazy. Rozejść się .- rzekł Gazra.
Trzej genrałowie Gazry, potężne czarty służalczo pokłoniły się i wyszły ze swymi osobistymi świtami. - A teraz kolejna sprawa...-rzekł Gazra do siebie, spoglądając na pismo od Asmodeusza, podbite pieczęcią Beliala, na dowód że je poznał i aprobuje. Nie, żeby Belial mógł sprzeciwić się Asmodeuszowi. Pieczęć od Beliala była zwykłą formalnością. - Ty..- wskazał na najbliższego diabła. - Tak panie.- hamatula niemal padł na twarz przed Gazrą. - Udasz się do siedziby Xar'nasha, ma się tu zjawić natychmiast.- rzekł Gazra. -Tak panie.- rzekła hamatula i znikł w błysku teleportacji.
Gazra przymknął oczy i pomyślał o tym co zaplanował wcześniej...A na jego twarzy wykwitł złowieszczy uśmiech. Minauros, rozlewiska na południowym brzegu miasta - Czy nawiązałeś juz kontakt z moim bezskrzydłym pieszczoszkiem?- rzekł Mammon swym oślizgłym od nadmiaru słodyczy głosem. - Nie panie.- odrzekł ilithid, jeden ze świty która zawsze otaczała Mammona. - Szkoda, doprawdy szkoda, gdyby okazało się , że nie jesteście tak przydatni jak sądzicie, prawda? - rzekł arcydiabeł, a ilithid zadrżał. Mammona uważano za najbardziej uprzejmego z diabłów. Ale za ta pozorną uprzejmością kryła się zdrada i złośliwość, oraz okrucieństwo. - Panie musi przebywać, poza Minauros.- rzekł inny łupieżca umysłów. -No cóż moja kochana, musisz się niestety pofatygować i poszukać mojego słodziutkiego Mefistiana, by przekazać mu moją wolę.- rzekł Wicechrabia Mammon do postawnej kapłanki w zbroi okrywającej się płaszczem, jakby w obronie przed bagiennymi oparami. - Zrobię jak każesz wicehrabio Mammonie.- rzekła kobieta kłaniając się czartowi. - I tym razem Zbavro, niech się wam powiedzie. Dobrze wiesz, że nie lubię porażek.. Denerwują mnie, a wiesz jak ja nie lubię się denerwować. - rzekł Mammon posyłając jej całusa. Cania, sala tronowa. Mefistofeles był wściekły.. Jego oczy przesuwały się po linijkach raportu. A jego tekst nie napełniał bynajmniej arcydiabła optymizmem. Nawet pieśni śpiewane przez urodziwą elfią pólczartkę nie studziły jego gniewu. - Sephiroth, dawać mi tu Sephirotha!! - ryknął na całą salę. - Nie ma go w Canii panie, wybrał się gdzieś z niewielką świtą.- rzekła Antilia. -Oby miał dobry powód na wycieczki, bo akurat nie czas na wędrówki.- syknął władca Canii.
Mefistofeles wstał z tronu i przemaszerował kilka kroków, płomienie oplatające jego sylwetkę wybuchły z olbrzymią siłą.
Ryknął do najbliższego sługi kryjące się przed furia swego pana. - Posłać jakiegoś impa na poszukiwania, Sepiroth ma tu się zjawić jak najszybciej. W innym przypadku stanie się najkrócej rządzącym egzekutorem w historii Canii! Maladomini, plac budowy, jeden z wielu... -A tu postawimy fontannę, z motywami kwiatowymi, owadzimi i oczywiście różanym zapachem. - rzekł architekt wypluwając z trudem te słowa. Belzebub choć stał się dawno stał się diabłem, w sprawach sztuki zachował gusta archonta którym był przed wiekami. -Taaak, interesujący pomysł, akceptuje wstępnie.- rzekła pokraczna istota będąca Belzebubem. -Panie wybacz, że ci przeszkadzam.- z nieboskłonu nadleciała erynia i wylądowała przed pokraczna sylwetką Belzebuba. Starała się mimiką nie zdradzić odrazy jaką napawał ja smród otaczający arcydiabła.
RozwinÄ…Å‚ raport, przyniesiony przez eryniÄ™ i rzekÅ‚ we wzburzeniu.- Schwytany?! Jak to może być możliwe. Jakim cudem?! Toż to obraza. -Co radzisz uczynić.- spytala erynia. - Kto jest wolny obecnie? - spytaÅ‚ Belzebub. - Venefi’cus Euxin.- rzekÅ‚ Vashaak Ratoth Bruu, przeglÄ…dajÄ…c ksiÄ™gÄ™ z która nigdy siÄ™ nie rozstawaÅ‚. -Tak, pamiÄ™tam go, ten Å›miertelnik aspirujÄ…cy do bycia diabÅ‚em.- rzekÅ‚ po Belzebub. NastÄ™pnie zwróciÅ‚ siÄ™ do erynii.- Znajdź go, a jak znajdziesz, wtajemnicz w sprawÄ™. - Tak panie.- rzekÅ‚a erynia i wzniosÅ‚a siÄ™ powietrze. - A teraz pokaż plany paÅ‚acu, który postawimy koÅ‚o placu z fonntannÄ….- rzekÅ‚ arcydiabeÅ‚ do architekta.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
Ostatnio edytowane przez abishai : 20-07-2007 o 16:55.
|