Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2019, 18:38   #666
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Epilog (3/3) Koniec :)

Cheb - NYA



- Panie pułkowniku, już jest. - po pukaniu w drzwi ukazała się głowa adiutanta. Generał rzucił trzymaną teczkę jakiej zawartość właśnie studiował i nakazał sobie aby być pogodnym i naturalnym.

- Niech wejdzie. - rozkazał krótko i chwilę czekał. Mężczyzna, chociaż w koszuli munduru i młodszy wyraźnie poruszał się z trudem. Jak jakiś starzec z artretyzmem. Ale wszyscy, łącznie z adiutantem i dowódcą udawali, że tego nie dostrzegają. Na koszuli widać było jednak plakietkę z nazwiskiem “G.YORDA”. I stopień kapitana.

- Dzień dobry panie pułkowniku. - przywitał się młodszy oficer zupełnie jak tyle razy wcześniej. Jednak głos był o wiele słabszy, a twarz jaka go wypowiadała o wiele chudsza jakby jej właściciel stracił wiele na wadze. Koszula też wydawała się na nim wisieć jak na wieszaku. Cały te widok ścisnął coś w głębi duszy pułkownika. Ten człowiek był cieniem siebie samego!

- Dzień dobry Gabby, proszę, usiądź. - pułkownik zdobył się na nonszalancję i tak ciepły uśmiech jaki dał radę z siebie wykrzesać. Starał się powstrzymać chęć aby obejść biurko i podsunąć kapitanowi krzesło i skrócić jego wysiłki. Ale wyczuwał, że to by tylko pogorszyło sprawę.

- Chyba się zrobiła ze mnie kaleka i niezdara panie pułkowniku. - wysapał kapitan gdy wreszcie usiadł na krześle. Boleśnie zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo osłabł. Pozostawało mu zachować pogodę ducha i trzymać się nadziei, że wyjdzie z tego.

- Ja na to mówię starość Gabby. - pułkownik starał się zachować pozory i spróbować choć trochę ocieplić atmosferę. Obydwaj roześmiali się z tego drobnego żarciku.

- I jak nam idzie panie pułkowniku? Słyszałem, że udało się panu złapać tego drania. No jestem pod wrażeniem. Nie spodziewałem się tego. - kapitan szybko złowił spojrzeniem leżącą na biurku dowódcy teczkę i bezbłędnie domyślił się czego ona dotyczy. Był ciekaw tego co się działo przez ten czas gdy go właściwie nie było. Trochę usłyszał już wcześniej ale wolał zapytać osobiście.

- On pewnie też nie. - roześmiał się najpierw pułkownik a za nim kapitan. No tak, to naprawdę było zaskakujące. Nikt się chyba tego nie spodziewał. Przez chwilę się śmiali, potem chwilę milczeli. Młodszy oficer pokiwał w zadumie głową.

- To co poszło nie tak? - zapytał patrząc na rugą stronę biurka. Siedział trochę bokiem bo tak mógł oprzeć się trochę i o oparcie krzesła i o krawędź biurka. Trochę się zmęczył tym spacerem tutaj. Dobrze było usiąść i odpocząć.

- Miny, IED, pułapki. Dorwali się do jakiegoś magazynu. Zaminowali całą okolicę. Strach krok zejść spoza utartej ścieżki. - pułkownik nie ukrywał sytuacji przed swoim właśnie odzyskanym podwładnym.

- To co robimy? - kapitan pokiwał głowo. Tak samo wolno jak mówił. Zapatrzył się gdzieś w jedną z nóg biurka dowódcy trawiąc to co mu powiedział.

- Oni minują a my rozminowujemy. Ale głównie czekamy. Kryją się w podziemiach na drugim krańću wyspy. Nasze moździerze, a prawdopodobnie nawet artyleria, ich tam nie ruszą. A szturm mógłby okazać się zbyt kosztowny. Więc czekamy. Prawdopodobnie krucho u nich z amunicją i żywnością. Zablokowaliśmy ich i czekamy aż żołądki przemówią im do rozumu. - pułkownik przedstawił aktualną strategię. Też miał uczucie, że te gangerskie robactwo wyśliznęło mu się przez palce tuż zanim zacisnął pieść aby ich zgnieść. Ale teraz nie było co płakać nad rozlanym mlekiem tylko dostosować strategię do nowej sytuacji. A właśnie taka wydała mu się w tej sytuacji najefektywniejsza.

- A co z nim? - młodszy i schorowany oficer zapytał po chwili ciszy. Nie podnosił wzroku ani głowy. Wydawało się, że i jedno i drugie jest ponad jego siły.

- Wysłali go do koloni reedukacyjnej. Z takim wyrokiem, że nie musi się martwić o jego długość. Myślę, że mamy go z głowy. - pułkownik chociaż z tym odczuwał satysfakcję bo w końcu nie co dzień ukręca się łeb hydrze prawda? Kapitan swoim zwyczajem milcząco pokiwał głową przyjmując to do wiadomości.

- Jak to się stało? Jak go złapaliście? - zapytał coś co go nurtowało odkąd tylko usłyszał tą plotkę która o dziwo chociaż tak dziwna, okazała się prawdziwa.

- Próbowali wrócić na Wyspę. Tuż przed świtem. Dorwali skądeś stary M 113. Udało nam się go unieruchomić tutaj, na plaży. Granatnikami, moździerzami, ckm-mi, normalnie zrobiliśmy im “Bloody Omaha”. - zaśmiał się pułkownik Harrison gdy przypomniał sobie tamtą zwycięską dla siebie bitwę. Aż z zadowlenia klepnął dłonią blat biurka.

- I on tam oberwał? W tym transporterze? Na tej plaży? - brwi kapitana lekko uniosły się do góry gdy się nad tym zastanawiał. Wydawało się, że ciekawość przez chwilę przezwyciężayła zmęczenie i osłabienie ciała, oczy znów zapłonęły mu żywym błyskiem tak, że aż znów przez chwilę wydawało się, że wrócił, stary, poczciwy Gabby, niezawodny oficer sztabowy którego tak cenił i lubił pułkownik.

- Nie. Raczej nie. Nie był specjalnie ranny gdy go przechwyciliśmy. Został w ariergardzie osłaniając ucieczkę swojej bandy. Naszemu patrolowi udało się go podejść i obezwładnić. Z początku nawet nie wiedzieli kogo mają. Dopiero w bazie okazało się kogo mamy. I to już w dzień. - starszy oficer chętnie wyjaśnił szczegóły schwytania tego chyba najniebezpieczniejszego człowieka na Wyspie z jakim przyszło im się tutaj zmagać.

- A czy schwytaliście kogoś jeszcze? Byli tam na tej plaży jacyś zabici albo ranni? Jakieś łupy? - kapitan pokiwał głową ale dociekał dalej. W tym spokojnym, rzeczowym choć osłabionym głosem jak zwykle gdy był w trakcie analizy jakichś danych i próbował wyciągnąć jakieś wnioski. Te które tak u niego cenił jego dowódca.

- Nie, raczej nie. Dwóch czy trzech zabitych. Pewnie zginęli na wodzie albo już na plaży. A z łupów nic specjalnego. Pewnie coś co zgubili czy zostawili. - pułkownik oparł dłonie na biurko i nieco przysunął się do niego ciekaw co tym razem wymyśli Gabi. Czyżby nawet w takim kiepskim stanie dostrzegł znowu coś co im wszystkim umknęło?

- I żadnych rannych? Żadnychh łupów? - młodszy oficer spojrzał na starszego aby sie upewnić czy właściwie zinterpetował słowa dowódcy. Ten twierdząco pokiwał głową. - Więc odwrót a nie ucieczka panie pułkowniku. Dobrze, że nam się udało go schwytać. - młodszy oficer uśmiechnął się bladym, zmęczonym uśmiechem. Dowódca chwilowo postanowił nie komentować jego wniosków i też się uśmiechnął. - Panie pułkowniku. A czy wśród tych zabitych na plaży była kobieta? Taka z czaszkami na kurtce i długimi, czarnymi włosami. - mężczyzna w dystynkcjami kapitana na kołnierzyku zapytał znowu wpatrzony gdzieś w nogę biurka.

- Chyba wiem o kogo pytasz. Czytałem raporty z tego co ci zrobiła. Ale niestety nie było jej wśród zabitych. Przykro mi Gabby. Ale nie bój się, jeśli jeszcze gdzieś tu jest to ją prędzej czy później dorwiemy. - pułkownik domyślił się o kogo pyta kapitan. I chociaż w tej materii nie miał zbyt dobrych wieści bo wolałby sprzątnąć tą czarnowłosą wiedźmę i mieć już ją z głowy na dobre to jednak co się odwlecze…

- Tak… Zapewne… - kapitan przymknął oczy i oparł głowę o dłoń. Potarł nią zmęczone oczy. Wcale nie życzył czarnowłosej wiedźmie tak źle jak jego dowódca i pewnie reszta jego kolegów. Ale czy mógł… - Jakby się dało panie pułkowniku to chciałbym ją przesłuchać. - odwrócił głowę w bok aby spojrzeć na twarz dowódcy.

- Oczywiście Gabby. Zrobię co w mojej mocy aby spełnić twoją prośbę. Ale skoro już o tym mówimy. Jak się czujesz? Bo według lekarzy to zalecają ci sam wiesz co. Szczerze mówiąc w tej chwili nie wyglądasz mi abyś miał lada chwila wrócić za biurko. - skoro już doszli do tego tematu pułkownik postanowił nie owijać w bawełnę. Był na bieżąco w sytuacji zdrowotnej podwładnego i zdawał sobie sprawę, że bardzo długo lekarze byli bezsilni. Chociaż oczywiście nie chcieli się do tego przyznać. Bo z medycznego punktu widzenia pacjent był zdrów jak ryba. Tylko przez parę tygodni był w głębokiej śpiączcę która powstała z nieznanych przyczyn. A niedawno z równie nieznanych przyczyn jego stan zaczął się poprawiać aż wreszcie poprawił się tak bardzo, że teraz nawet sam doczłapał się tutaj, do jego biurka. Ale nadal był w opłakanym stanie. A ten obóz wojskowy i polowe warunki niezbyt sprzyjały rekonwalescencji tak trudnego przypadku. Lekarze zalecali powrót do domu gdy tylko będzie to możliwe. Pacjent musiał mieć spokój ciała i ducha, z dala od stresujących warunków. A frontowa baza raczej takich warunków nie zapewniała.

- Może… może rzeczywiście… poproszę o urlop zdrowotny. Pojadę do domu. Odwiedzę moją żonę. Tak. Ta chyba będzie najlepiej. - Yorda pokiwał głową i dłoń bezwiednie powędrowała mu do piersi, gdzie miał pod koszulą zawieszony niewielki krążek.

- No to załatwione! A my tu zaczekamy na ciebie aż wrócisz do nas świeżutki, wypoczęty i tryskający całą masą nowych pomysłów jak wygrać tą cholerną wojnę! - pułkownik Harrison roześmiał się, wstał i obszedł biurko aby uścisnąć dłoń swojemu podwładnemu i przyjacielowi. Jeszcze chwilę rozmawiali i żartowali ale co najważniejsze zostało już powiedziane i ustalone.




Detroit - Dzielnica Schultzów



- Powiem ci, że jak człowiek ma głowę na karku i łeb do interesów to nawet w takiej dziurze będzie umiał się ustawić. - z wygodnie wyglądającego łóżka wydostał się bardzo zadowolony kobiecy głos rozłożonej na nim wygodnie blondynki.

- Na pewno. - druga z kobiet zgodziła się z tą pierwszą swoim łagodnym i kojącym głosem. Razem z głosem podobnie działały jej dłonie które przynosiły ulgę wytatuowanym barkom i łopatkom.

- Oczywiście nie jest to samo co Vegas. - zastrzegła jak zawsze w takich sytuacjach leżąca na brzuchu blondyna o wytatuowanych plecach.

- Oczywiście. - siedząca na niej kompaktowa Azjatka zgodziła się z cieniem wyraźniejszego uśmiechu. Oczywiście, że gospodyni zawsze musiała wciąć swój światopogląd, że w jej rodzimym Vegas wszystko jest lepsze, większe, fajniejsze, ładniejsze, bardziej stylowe i w ogóle naj-naj. Na razie dłonie masażystki zeszły niżej, ku kręgosłupowi i krzyżowi blondyny.

- Tylko ci ludzie… - smętnie westchnęła długonoga blondyna dając wyraz swojej niedoli jaka non stop ją spotykała w tej zaplutej dziurze odkąd tu tylko trafiła.

- Jacyś konkretni? - Azjatka uprzejmie zapytała swoją Aoi Rin i zaczynając rozcierać jeden z jej boków.

- No choćby ten dupek White Hand. Zaczynam podejrzewać,że on to wszystko tak złośliwie robi. - wypaliła blondynka dzieląc się pierwszym z brzegu problematycznym czynnikiem ludzkim który jakby uparł się pozostać odpornym na wszelkie machinacje jakie od paru tygodni czyniła rozłożona na łóżku blondyna aby się wreszcie spotkać i poznać. Najlepiej szybko i dogłębnie.

- Dłużej smakowane danie sprawia, że jest jeszcze smaczniejsze i bardziej je cenimy. -
zauważyła masażystka przechodząc dłońmi na drugi bok blondynki.

- Może. - leżąca kobieta na chwilę zamilkła pochłonięta swoimi myślami i przynoszącym ulgę dotykiem tej drugiej.

- Nie myśl teraz o tym, pomyśl o czymś przyjemnym. Na przykład o tym co jest tu i teraz. W końcu to twój dzień, twoje święto. - Azjatka pochyliła się tak bardzo nad plecami blondynki, że właściwie położyła się na niej aby móc wyszeptać słowa prosto do ucha swojej przyjaciółki i klientki. Ta zaś przy okazji mogła poczuć z bliska i na sobie te wszystkie jej przyjemnie, jędrne krągłości.

- Masz rację, uwielbiam jak tak robisz. - blondyna wreszcie się uśmiechnęła i przekierowała nieco twarz aby zamiast ucha podstawić Azjatce swoje usta do zbadania. Właściwie miała rację. Przecież wszystko powoli sie wyklarowało. I po to się przecież spotkały aby to uczcić. Pierwszy raz było ją stać aby mogła zamówić sobie najdroższą i najlepszą masażytkę w mieście tylko dla siebie.

- Wszyscy lubią. - masażystka uśmiechnęła się z nutką samozadowolenia w spojrzeniu gdy popatrzyła z bliska na wreszcie uśmiechniętą twarz otoczoną blond lokami. - Oni też. - przeniosła wzrok na inny rejon łóżka gdzie leżały splecione ze sobą dwie, też nagie sylwetki pogrążone w błogim śnie. Jedna męska, z licznymi bliznami po licznych kraksach i druga kobieca o niebieskich włosach. Wreszcie stanęła w tym mieście na tyle na swoje długie nogi, że mogła ich wszystkich zaprosić do siebie.

- Mogliby się tak nie żreć. To cholernie wszystko utrudnia. - westchnęła blondyna patrząc na pogrążone we śnie sylwetki obok. Para najsławniejszych w tym sezonie rajdowców Ligi spała na wyciągnięcie ręki i tak spokojnie jak jakieś rodzeństwo czy małżeństwo. Niestety byli ze sobą zgodni chyba właśnie tylko wtedy gdy spali.

- Ale teraz możemy się spotykać u ciebie to nie będzie płaczu, że jedno z nich musi jeździć do drugiego. - zauważyła cichutko masażystka całując delikatnie kark swojej przyjaciółki. No tak, w tym też miała rację. Wcześniej trzeba było prawie stawać na rzęsach aby Dziki zgodził się przyjechać po coś do Blue Lady albo na odwrót. Brakowało neutralnego gruntu o odpowiednim poziomie bezpieczeństwa i neutralności. Ale wreszcie udało jej się wywalczyć swój kawałek podłogi. Biznes ze Starym i Schultzem wypalił, ten cały deathmatch okazał się strzałem w dziesiątkę no a ona, panna Faust, została niejako twarzą tego projektu. Ten sukces wiele ją kosztował, głównie nerwów, czasu i latania ale ostatecznie opłaciło się. Miała swój okruszek na schultzowym kawałku tortu, cieszyła się na fali sukcesu gwiazdy sezonu i miała możność na uskutecznianie własnych fanaberii. Na przykład zaproszenie dwóch firmowych kierowców projektu oraz wynajęcie najlepszej masażystki do własnego apartamentu w “Ambasadorze”. No tak. Tak na to patrząc, w porównaniu do tego jak zaczynała z zerową reputacją na mieście gnieżdżąc się w jednym z pokoików na zapleczu “Grzesznika” to na pewno był to olbrzymi skok jakościowy.

- Tak, to prawda. Jeszcze trochę i otworzę tu własne kasyno. - wymruczała z zadowolenia blondyna. Seiko jak zwykle potrafiła ukoić i ciało i duszę. Naprowadzić myśli na przyjemne, relaksujące tory a ciało roztopić od nieco innej przyjemności. Tak samo jak teraz jej dłonie i usta obniżały się sunąc powoli w dół jej pleców.

- Świetny pomysł. Na pewno czeka cię jeszcze mnóstwo barwnych i emocjonujących przygód. - zapewniła ją Azjatka gdzieś z wysokości krzyża leżącej blondynki. Tak. Mnóstwo barwnych i emocjonujących przygód. Na pewno. Przecież tyle było do zrobienia. Obiecała sobie i Annie, że wyciągnie ten żywy neonik z dzielni kolorowych. A na razie jedynym tropem była ta latynoska grzesznica Max. Tylko czy można było na niej polegać? Czy jak można było to czy miała możliwość spenetrowania tamtej dzielni na tyle aby zdobyć coś ciekawego o miejscu przetrzymywania tego żywego, roztańczonego neonika? No i powód jaki ją sprowadził do tego miasta: LEXA. Przez cały ten Sajgon ostatnich tygodni niezbyt się coś wyjaśniło w tej sprawie. Coś było na rzeczy, sam Starszy tak potwierdził. No ale co to trzeba było dopiero przeczesać to miasto i dowiedzieć się co w trawie piszczy.

- Cześć. Co robicie? - znad krawędzi łóżka wyłoniła się brązowo - ruda głowa i zaczęła pytać i rozglądać się ciekawie po łóżkowej scenerii. Dirty nie mogła uwierzyć w swoje szczęście gdy dostała legalne zaproszenie na imprezę z samymi ligowymi gwiazdami do samego centrum schultzowej dzielni na którymś piętrze i apartamencie “Ambasadora”. Wyglądało na to, że właśnie wstała. Urocza lokalna dziewczyna była zafascynowana i leżącą na łóżku gospodynią i jej furą no i znajomościami które w tej chwili leżały na niej lub obok niej na tym samym łóżku. Zaczęła ją nawet nazywać “Ferrari Blue” od fury jaką ta się ostatnio rozbijała po mieście. Przy okazji nadal nie miała swojego wymarzonego pierwszego razu w tej superfurze ale chwilowo chyba o tym nie pamiętała patrząc po oczarowanym spojrzeniu jakim obdarzyła dwie kobiece sylwetki na pierwszym planie łóżka. Do czasu gdy nagle pisnęła i otworzyła szeroko oczka gdy rozległo się suche trzaśnięcie podobne jakby ktoś trzepnął nagi pośladek.

- A ty co robisz? - obok Dirty ukazała się druga głowa. Tym razem męska i niedogolona. Ale podobnie jak przed chwilą głowa młodej kobiety pochłonęła ją łóżkowa scena rozgrywająca się pomiędzy dwiema kobietami. Azjatka akurat zaczynała swoją najbardziej mokrą i emocjonującą część masażu więc było i na co patrzeć i co przeżywać. Blondynka zamruczała z zadowolenia i wygięła się w giętki łuk. Zmartwień i problemów jeszcze czekało ją całkiem sporo ale na razie, tu i teraz, była we własnym łóżku z ludźmi z którymi chciała być w tym łóżku.



---



K O N I E C rozdziału III
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline