Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2019, 09:36   #113
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

Cytat:
Operacja HALO trwała w najlepsze. Tajemnicze High Altitude-Low Opening. Skok spadochronowy z wysokości ponad 10 kilometrów. Siedziała w grubym kombinezonie z włączonym zasobnikiem tlenu. Na tej wysokości powietrze było zbyt rzadkie, żeby nim normalnie oddychać. Temperatura też była zbyt niska. Dlatego cała ich czwórka wyglądała jakby wybierali się na księżyc a nie na Hokkaido. Lot na tej wysokości miał zalety. Było to ponad standardowymi systemami obrony przeciwlotniczej. Radary wykrywały ich jako transport lotniczy sprzętu wojskowego z Nowej Zelandii na Kamczatkę.

Sprawdziła broń odruchowo. Karabin krótki. Dwa dodatkowe magazynki. Granat dymny. Broń krótka - pistolet z tłumikiem SOCOM .45. Byli komandosami znającymi się na swoich zadaniach. I fakt, że miała ledwie osiemnaście lat nie wpływał na to w żaden sposób. Pokonywała na strzelnicy w wręcz wielu starszych od siebie.

W samolocie nieprzyjemnie czerwone światło zmieniło się na żółte. Luk bagażowy otwierał się. Skakała druga. Pierwszy szedł “Zielony”. Jakaś świadomość trafiła do głowy dziewczyny. Zielony, Biały, Czerwona, i Czarna. Jej oddział. Jej rodzina. Jej wataha. Nigdy nie była z nikim bliżej. Światło zmieniło się na zielone. Dowódca ruszył biegiem. Przy jego nodze zwisał karabin typu SCAR. Inne uzbrojenie, inne zadanie. Każdy miał ściśle wyznaczone zadanie. Nie było miejsca na błędy.

Potem uczucie lotu. Coś wspaniałego. Pięć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć sekund. Odpalił się system nawigacji. Szybka hełmu zachodziła szronem. Przenikliwy mróz dawał o sobie znać mimo dwóch warstw odzieży termoaktywnej. Wskazania elektrokompasu asystent komputerowy naniósł na wyświetlacz po wewnętrznej stronie jej gogli. Przecinające się błękitne linie pokazywały gdzie powinna się kierować. Zielony kwadrat wielkości kilku milimetrów wskazywał teoretyczne miejsce lądowania. I choć widziała przed sobą tylko chmury to już teraz wiedziała jak powinna manewrować ciałem, żeby trafić w cel.

I pomyśleć, że w latach sześćdziesiątych skakali tylko z kompasem i szukali charakterystycznych elementów terenu. Gdy przebiła warstwę chmur zobaczyła pierwsze sztuczne ognie nad miastem. Ktoś niecierpliwy nie wytrzymał do północy.

Gdy już minęli wysokość ostrzału przeciwlotniczego otworzyła swój spadochron. Wskazania na wyświetlaczu zmieniły się natychmiast. Żyroskop wskazywał kąt natarcia. Poprawka na prędkość wiatru pokazywała ekstrapolację teoretycznego miejsca lądowania. Wykonała kilka ruchów mających na celu dopasowanie parametrów lotu. Kilkadziesiąt sekund później była już pięćdziesiąt centymetrów od celu. Skok z dziesięciu kilometrów z dokładnością do pół metra. Ktoś nazwałby to perfekcją. Ona zagryzła zęby z myślą, że musi się poprawić o te pół metra. Trzydzieści sekund poświęciła na zdarcie kombinezonu do skoku i zwinięcie go razem ze spadochronem. Wewnątrz znalazła się też elektronika służąca do naprowadzania przy lądowaniu. Cały pakunek zawierał wewnątrz ładunek termitu. Za dziesięć minut miał się zapalić i usunąć wszelkie ślady ich bytności, jednocześnie odwracając uwagę.

Minęły cztery minuty zanim wdarli się do wnętrza budynku Shinzui Industries. Była w grupie Czarno-Białej. Oni wchodzili w czasie gdy Czerwono-Zieloni prowadzili dywersję i organizowali odwrót. Biały pokazał uniesione cztery palce. Kolejny gest wskazał na rodzaj przeciwników. Żenia zmieniła magazynek na “Niebieski ekran”. Pociski ze rdzeniem z kalifornu w czasie trafienia w cel inicjowały mikro wybuch atomowy skupiony na wyładowaniu elektromagnetycznym. Minimalne promieniowanie. Minimalna siła burząca. Maksymalny efekt EMP. A na komputerach z windowsem wyskakiwał niebieski ekran śmierci. Stąd nazwa.

Czterej wartownicy zobaczyli Białego z opuszczoną bronią.
- Stój! Na ziemię! Rzuć broń! - krzyczeli po japońsku. A ona rozumiała ich bez trudu.
Biały zbliżył się do nich z uniesionymi rękoma. I nagle zionął w nich zielonkawą smugą ni to ognia ni to kwasowego oparu. Obserwowała jak silikonowe powłoki udające skórę wartowników topią się odsłaniając metalowe szkielety. Biały nie był jak ona. Miał swój gniew. Był w stanie po tym wystrzelić do dwóch wartowników z lewej. Ona musiała sobie radzić jedynie ze swoim wyszkoleniem. Zdjęła dwóch z prawej. Ciała cyborgów wygięły się nienaturalnie, gdy impulsy magnetyczne pozbawiły ich świadomości.

Potem była dalsza droga. Niewielu przeciwników. Sporo systemów obrony automatycznej. Aż w końcu dotarli na miejsce. Wielka serwerownia.

Przed serwerownią czekał ostatni przeciwnik. Wielki Crino uzbrojony w długi, samurajski miecz. Z jego pleców wystawały jakieś przewody. To była jedna rzecz, jaka odróżniała ją od ludzi. Gdyby nie była krewniaczką, to pewnie uciekła by w panice wypierając z pamięci wspomnienie o bestii. Jej towarzysz zmienił swoje dłonie w długie srebrzyste szpony, wokół których pobłyskiwały maleńkie wyładowania elektryczne. Połączenie prądu i srebra okazało się zabójcze dla dziwnego wilkołaka. Nawet nie zdążył drasnąć Białego. Już nic nie broniło dostępuu do serwerowni.

Biały ustawił się plecami do Żenii omiatając jedyne drzwi do pomieszczenia lufą karabinu. Żenia wyjęła rękawicę, którą podłączyła do tabletu na swoim przedramieniu. Rękawica imitowała odciski palców wicedyrektora placówki. Druga wtyczka podłączona bezpośrednio do stacji pozwalała na transfer danych z systemu. I wtedy on ją zaskoczył. W sporej dłoni połyskiwała karta micro sd.
- Skopiuj dla mnie też.
Zamrugała ze zdziwieniem patrząc na żołnierza ze swojego oddziału.
- Wiem, że to wbrew rozkazom, ale potrzebuję tego. W zamian pomogę ci ze Smokiem i resztą twojego planu.
To była przewaga dla której warto było zaryzykować. W tle słychać było wybuchy. Czerwono-Zieloni prowadzili dywersję.


Trzy minuty później pędzili długim korytarzem łączącym budynki. On rozstawił dwa ładunki soniczne. Ona kolejne dwa. Złapali się i odpalili miny stojąc dokładnie między nimi. Wyrwa w podłodze przez którą wypadli otworzyła się dokładnie nad drogą.

Oni sami spadli do rozpędzonego jeepa. Rudowłosa dziewczyna mrugnęła do Żenii. Czerwona. Sylwia Mróz. Z tyłu sługa Smoka zajmował pozycję obok Zielonego. Jej brata. Marka Mazuta. Misja zakończona powodzeniem. Zdobyli bezcenne dane. Przy głównej bramie minęli kilka wozów strażackich, które zaalarmowane pożarami na terenie placówki ruszały do akcji.

- Nie ma to jak kilka wielkich aut na sygnale. Można się bez problemu ukryć na widoku - Sylwia mrugnęła do Żenii, a ta odpowiedziała jej uśmiechem. Na niebie pojawiły się fajerwerki. Hokaido świętowało Nowy Rok 2018, a oni musieli zdążyć na imprezę w ambasadzie przed pierwszą.

Żenia wybudzała się powoli nie wiedząc co to w zasadzie było. Żaden przebłysk pamięci tak nie wyglądał. To był sen? Przecież nie wspomnienie… a może wspomnienie? Zaczęła wspominać ostatnie tygodnie.

“Żenia, wróciłaś” - słowa Sylwii gdy przegryzała jej gardło.

Brat pracujący dla Pentexu. Ścigał ją za zdradę.

”Wiem, że to wbrew rozkazom, ale potrzebuję tego. W zamian pomogę ci ze Smokiem i resztą twojego planu.” - powiedział sługa Smoka w serwerowni. Biały. Komandos Pentexu. Towarzysz broni Sylwii Mróz i Marka Mazuta.

-Córka Ognistej Wrony znów do mnie przychodzi. Kto by pomyślał.
- Znowu?! Znasz mnie?! Pamiętasz?!Wiesz kim jestem?!
- Tak. Pamiętam. Kilka dni temu dostałaś ode mnie Węża. Widzę, że nie masz go ze sobą. Dałaś sobie odebrać broń?
-” strzępki rozmowy ze Smokiem przedarły się przez mrok pamięci.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline