Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2019, 10:05   #114
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Powracająca świadomość i szok sprawiły, że Żeńka gwałtownie usiadła na łóżku. Z jej ust wyrwał się okrzyk.
To nie mogła być prawda!
To była prawda?
W głowie dziewczyny wirowało, żadne informacje nie składały się do kupy.
Obrazki ze snu-niesnu, Czarny obwieszczający, że jest Kami, nienawiść jaką czuła do Mróz, słowa brata w lesie. Wszystko powoli niby wpadało w odpowiednie przegródki ale Wrona broniła się przed tą świadomością. Dyszała ciężko jak po przebiegnięciu maratonu. Biały. Drużyna biało-czarna.
Była częścią machiny jaką teraz chciała zniszczyć.
Nie kami.
Nie wybranką.
Była zdrajcą? To to miał na myśli Smok.
Dlaczego jej nie szukają?
Czy cała ta krucjata to część… jakiejś zemsty?
Przez myśli Żeni przebiegła rozmowa z Zaarem w restauracji, gdy pół-żartem, pół-serio mówiła o tym, że może jest podstawiona przez Pentex.
Coś pękło we Wronie. Jakaś struna i wiedziała już, że będzie musiała zostawić Jarka.

Co dalej?!
Powiedzieć Czarnemu?
Jak?
Wyciągnie go z piekła a potem zniknie.
Nie może ich dalej narażać.

Dłonie jej drżały, gdy zaciskała je na prześcieradle macając za kleivem. Był tam zawinięty w płótno.
Odpięła kroplówki i zsunęła z łóżka wciąż trzęsąc się w szoku.
Sięgnęła pod łóżko by znaleźć ubrania i plecak.
Jej plecak.
Kołowrót myśli nie chciał ustąpić. Przeskakiwały z jednej na drugą...niczym impuls elektryczny, niczym ...zygzak.

Smok znowu kłamał, gdy mówił, że nie zna jej brata. Znał Złotego ale z jakiegoś powodu nie chciał dopuścić do ich spotkania. Dlatego kazał Pieśni wyciągnąć go z Pentexu zanim zdołała do niego dotrzeć w Łodzi.

Zaraz… jakaś myśl zaczęła kiełkować w umyśle brunetki gdy ubierała się gwałtownymi ruchami.
Musieli być w ambasadzie… czy zawartość sejfu oddanego Spiralom to były dane właśnie z Hokaido?!

Co było w Hokaido?
Te cyborgi… co to było?

I jak zdjąć krąg ochronny?!

Zakładała właśnie buty, gdy do namiotu wszedł Wojtek.
- O. Ładne gniazdko. Wychodzisz?
Stał z rękami w kieszeniach kurtki. Jego poza pasowałaby do młodego bumelanta, a nie do poważnego mężczyzny.
- Chodź tutaj - wyciągnął dłoń i przywołał ją gestem.

- Wojtek!!! - Żenia nie potrzebowała przywołania. Rzuciła buty i pokonała niewielką odległość między nią a Roninem. Rzuciła się mu w ramiona chcąc wtulić się ciasno z rozbiegu. Siła z jaką Żenia rzuciła się na Wojtka mogłaby go przewrócić, ale sprytny ronin wykonał obrót. Przez moment wyglądało to jakby zrobili piruet ściskając się w tańcu. Wyciągniętą ręką objął dziewczynę. Obrócili się jeszcze raz. I jeszcze. Aż w końcu wytrącili szaleńczy pęd.

- Minął ledwie tydzień. Co jak nie będziemy widzieć się miesiąc? - powiedział, a do dziewczyny dotarło jak długo leżała w namiocie pod kroplówkami.
Wojtek nie pozwolił jej się zastanawiać. Od razu przeszedł do konkretów.
- Gratuluję zabicia Haighta. I… - na moment zamilkł. - Szkoda Zapalniczki, ale pokazała przydatność w walce. Gaia będzie ją pamiętać.
Na koniec ronin poczochrał dziewczynę, która skrzywiła się na ostatnie słowa. Wolałaby, żeby Gaia poczekała a blondynka żyła.
- Dzięki - skwitowała krótko wtulając się i ciesząc się z obecności przyjaciela - A wybierasz się gdzieś, że mamy się nie widzieć miesiąc? Wiesz, muszę zrobić zapas majtek nie?
Żenia uniosła twarz do starszego wilkołaka z krzywym uśmieszkiem:
- Jak Cię tak długo ma nie być to będę musiała poszukać innych starych chrapaczy do wyskakiwania dla nich z majtek. Udało się wam załatwić?
Wojtek skinął głową.
- Tak. Jest z nami. Ale nie spodziewaliśmy się, że zamknięcie caern do naszego przyjazdu. Michaił będzie potrzebować waszego opiekuna caernu.
Podrapał się po krótkim zaroście.
- No powiem ci, że niewiele z tego zamykania pamiętam. Dal też był dość zaskoczony. Sol był mało chętny do rozmowy ze mną jeszcze przed chryją. Teraz może lepiej żebym nie była w pobliżu. Dobrze, że jesteś już. - Żenia przytuliła ronina raz jeszcze i w końcu się odsunęła.
Pokręcił przecząco głową.
- Pokolenia Srebrnych Kłów zmieniają się. A gen nieudolności przechodzi dalej. Niesamowite. No nic, mamy naszego turboszamana, jeśli ktoś ma ogarnąć ten burdel, to Michaił. Jedziemy coś zjeść?

- Sprawdzę jedną kwestię i możemy. - Żenia spojrzała na łóżko - Muszę wykombinować co zrobić z tym. Nie będę ganiać jak Conan. Nie wiem co się dzieje na zewnątrz. Od tygodnia leżę pod kroplówkami.
-Tak. My, ronini, nie mamy prawa nosić “przenajświętszej” broni garou - uśmiechał się szeroko na widok czarnego zawiniątka. - Na pewno jakoś sobie poradzisz.

Wyszli i okazało się, że jej namiot był jednym z czterech. Kilkadziesiąt metrów od polany były zaparkowane auta.

- Muszę załatwić jakiś pokrowiec albo plecak albo walizkę - mruknęła Żeńka tachając miecz pod pachą. Oburącz. Rytuał miał jednak swoje słabe strony. - A tymczasem go schowam. Lepiej w caernie niż wozić go autem.

Wrona kminiła próbując sobie przypomnieć czy Haight nie miał jakiejś pochwy na prawie dwumetrowe ostrze śmierci.

- Lepiej mieć go na oku. Uwierz mi. No chyba, że nie wyobrażasz sobie Harada mówiącego: „powierzyłem ci bezcenny miecz, a tyś go zgubiła” - Wojtek poza zmianą tonu głosu uniósł palec wskazujący i zmienił minę na marsową.
- „Należy ci się kara!” - po tych słowach Wojtek potrząsnął głową i rozwiał „wizję Harada”.
- Ale masz rację. To szlachetny Srebrny Kieł. Jesteś jego bohaterką. Nie posunąłby się do czego takiego, prawda? - Fala ironii ronina uderzyła w Żenie z siłą tsunami. Reakcją było kwaśne skrzywienie.

- Rany. No. I kolejny powód do przeprosin - skuliła się niby pod ciężarem obowiązku. - Już i tak mam się wynieść z caernu i wrócić jedynie z Czarnym. - brunetka westchnęła cichutko - Dobra. Zabierzemy żelastwo. Zmieści się do auta? Czy wypożyczamy przyczepkę? Chyba muszę zadzwonić po posiłki. - dodała orientując się, że nikogo z krewniaków nie ma w caernie. Walnęła się mentalnie w czoło. Zasoby, ludzie, organizacja przycaernowej obecności. Wszystko to należało do Zapalniczki. A teraz gdy jej nie było nie dość, że jej zwłoki tułały się w lodówce, to jeszcze Harad odesłał ekipę, która mogła pomóc z organizacją. Żeńka odliczyła w duchu do dziesięciu.
„ To wielki, mądry alfa. To wielki, mądry alfa.” - powtórzyła jak mantrę choć jej mina mogła zdradzić Buremu Kłu wiele.

***


Na obiad nie jechali do Poznania. Zamiast tego w jednym z okolicznych miasteczek znaleźli restaurację o nazwie „Domowe obiady od 12zł”. Tak przypuszczali, że to nazwa, bo baner z tym napisem był ogromny, a żadnej innej nazwy widać nie było. Żenia nie czuła w ogóle głodu. Kroplówki dostarczały jej wszystkich substancji odżywczych. Wojtek zamówił dwa razy danie dnia, po czym zapytał czy coś dla Żenii. Po kanapkach i jazdach sennych wystarczył jej tylko dzbanek kawy ze śmietanką i cukrem.

- Czyli ze Srebrnymi Kłami tak jak zawsze ze Srebrnymi Kłami. Przybyli, zobaczyli… zarządzili?
- Mhm - dziewczyna pokiwała lekko z przekorą - Nawet naznaczyli mnie opiekunem żelastwa, które ja zdobyłam w walce. - Wrona wyszczerzyła ząbki.

- Trzeba będzie im odbić tę Słowację i niech wracają do siebie. - łypnięcie Żenii mówiło, że się w pełni zgadza z podsumowaniem Wojtka.
- Słuchaj wziąłem cię tutaj z dwóch powodów. Jeden to kwestia Czarnego.

Wojtek pochylił się nieco nad stolikiem, jakby chcąc dodać informacjom aury tajemniczości.
- Michaił, ten facet którego sprowadziliśmy - wziął głęboki oddech przed dalszą częścią - on jest Rishi. Rishi to w jego plemieniu najwyższa kasta. Starszyzna. Do niego schodzą się po radę z najdalszych zakątków. Kiedyś z Czarnym uratowaliśmy jego dwóch synów. Stąd jego pomoc dla naszej sprawy. Powiedziałem mu o Twojej - ręką pokazał na przedramię dziewczyny, gdzie na nadgarstku wystawał fragment tatuażu - trudnej sytuacji. On… oni wszyscy są bardzo czuli na Żmija. Wolałem go uprzedzić, zanim wpadł na pomysł urwania ci głowy. W każdym razie chciałbym, żebyś była z nim absolutnie szczera. To nie Harad, czy inny szczyl pokroju Dalemira. Proszę, powstrzymaj swoje ragaboszowe przyzwyczajenia.
- Oj Wojteeeeeeek - jęknęła Żeńka rozdzierająco jakby właśnie poprosił ją o nerkę. Wtedy kobieta z obsługi, która sądząc po wieku była prawdopodobnie również właścicielką lokalu przyniosła im ich zamówienia.
- Dlaczego każdy zaczyna od „urywania mi głowy”? Nawet mnie nie znają...poza tym co masz na myśli absolutnie szczera? Ja zawsze jestem absolutnie szczera - fochnęła się nastolatka z przekornym błyskiem w oku. - A co to za druga sprawa?

Nie odpowiedział. Pochłaniał zupę z wielką zapalczywością. Jakby nie jadł od kilku dni. Dopiero gdy w pierwszym talerzu pojawiło sie dno odstawił go i spokojnie odpowiedział po otarciu ust jednorazowym papierkiem z podajnika.
- Potrzebuję dobrego prawnika korporacyjnego i dobrego prezesa zarządu. Znasz kogoś kogo możesz polecić?

Żeńka, do tej pory obserwująca Ronina znad kawy, zaczęła chichotać.
Urwała.
I znowu zaczęła.
- Znam. Ale Ci się nie spodoba. - uśmiechnięta i rozbawiona wskazała na talerze - Nie mieliście okazji jadać po drodze? Czy też masz zmorę?

- Jedzenie było dość problematyczne. Jadłem tylko wilcze żarcie odkąd znaleźliśmy Michaiła. Znaczy… on zaserwował nam pieczoną rybę… ale to było ostatnie grzane mięso. Dwa dni temu zeżarliśmy jelenia. Co ma mi się nie spodobać? Prawnik to prawnik. Oszust i wyrwigrosz. Nie lubię tego typu ludzi, no ale im bardziej taki jest, tym lepszy z niego prawnik. Popraw mnie, jeśli się mylę.
Druga zupa zniknęła niewiele wolniej z talerza ronina i już zaczynał oglądać się przez ramię za drugim daniem.
- Prawnika nie znam. Prezesa zarządu znam. Ale to tancerz skór z ekipy Harada. Prawnika mogę znaleźć.

Twarz Kosiby poszarzała. Czas na niej jakby się zatrzymał. Szczęka niby się nie poruszała, niby chciała coś powiedzieć. Powoli opadała odsłaniając średniej urody uzębienie z ciemnym kłem. Żenia mogłaby pomyśleć, że dookoła włączył się jakiś tryb Slow Motion, gdyby nie fakt, że tacka ze schabowym z puree przyszła dużo szybciej niż Wojtek wydobył z siebie dźwięk.

- Mówiłam, że Ci się nie spodoba. - Żenia pomachała ręką przed twarzą byłego menela. - Ale innych nie znam. A Rychu to jeden z tych, których Zapalniczka zasugerowała do odkupienia win. Nie znam się na finansach, ale opowiadał, że jest w stanie zrobić dużo. No i był naganiaczem gotówki dla Harada. - Wrona przyglądała się Wojtkowi z zainteresowaniem. - Może zrób z nim interview i zobacz czy ci podejdzie? - dokończyła siorbiąc kawę.

W końcu wypuścił powietrze i już chciał coś powiedzieć. Ale jednak tego nie zrobił. Wziął kolejny oddech i dopiero wtedy się przełamał.
- Gdzie teraz pracuje? Dużo muszę wyłożyć, żeby go wykupić?
- Teraz to chyba nigdzie nie pracuje. Z resztą nie wiem. Mówił, że po jeździe na Słowacji, Harad go przerzucił na jakieś dupne stanowisko. Chciałam go użyć do podjazdów finansowych na P. - Żenia wyłożyła kawę na ławę - Czekaj chwilę. Zadzwonię w jedno miejsce i dowiem się gdzie jest teraz. A ty jedz.


Żeńka wyciągnęła telefon i przez chwilę się zastanawiała.

- Daj mi swój telefon, Wojtek. - jednak wyciągnęła dłoń do Kła przez stół.

Wojtek powoli zaczął jeść, choć szary kolor z twarzy nie zniknął. Odsunął się na moment od stolika i sięgnął do kieszeni. Po chwili wyciągnął telefon. A potem drugi. Jednym była stara Nokia. Drugim nowoczesny iPhone o wyświetlaczu klasyfikującym go prawie do tabletów.
- Wybierz sobie. I powiedz mi jeszcze jedną rzecz. Jak to możliwe, że ten koleś nadal żyje?*
Żeńka siegnęła po przedpotopowca.
- To dość zawiła historia. W skrócie, okazało się, że Haight robił całą swoją ekipę tak jakby w hugona. Próbowałam pertraktować ze wszystkimi, ale nie wszyscy byli zainteresowani pokojowym rozwiązaniem sprawy. Została dwójka tancerzy i dwie krewniaczki. Z resztą pomysł z ich uratowaniem nie był do końca mój - Żeńka wstukiwała na Nokii numer do Zośki - tylko Zapalniczki. To ona uznała, że może da się ich jakoś nie wiem odkupić, uratować, dać drugą szansę. To było chyba zaraz po tym jak Harad odrąbał łeb nieprzytomnemu jeńcowi - pochyliła się do Wojtka i szepnęła konspiracyjnie z telefonem przy uchu.
- W zasadzie to nie są Tancerze Czarnej Spirali - podrapał się po głowie - pogadam z nim.
Wojtek wrócił do jedzenia. Tymczasem telefon nie odpowiadał.

Żeńka wysłała zatem smsa.
‘To ja, Ż. Pilne. Skontaktuj się plizzz”

Brunetka dała czas Zośce na ogarnięcie, kto, gdzie i kiedy.

- A skąd to nagłe zapotrzebowanie? I jak Szrama? Dogadaliście się jakoś, hm?*
- Na razie wolałbym nie mówić. O ile dobrze kminię, to chyba udało mi się nieźle obłowić…. Ale potrzebuję do tego prawnika specjalizującego się w prawie korporacyjnym. W zasadzie jeżeli on mi pomoże, to przejmę jeden interes. A że cenię sobie wolność, a dworzec we Wrocławiu już do mnie tęskni, to potrzebuję kogoś, kto za mnie poprowadzi ten burdel gdyby wszystko ułożyło się po mojej myśli - Wojtek już wyraźnie się rozluźnił. Chyba mijały obawy związane z Tancerzem Skór.
- Ze Szramą nie rozmawiałem za wiele. Wiesz… znamy się jeszcze z jej poprzedniego życia. Kiedyś była spokojną szamanką. Oh, jak jej zazdrościł kontaktu z duchami Antek - zaśmiał się gardłowo Wojtek.
- Potrafiła znikać w umbrze na wiele miesięcy. - powiedział z zamyśleniem, a Żenia wspomniała wyprawę szamanów i Szramy do Blizny. Dlaczego wtedy nie zastanowiło jej, że Wojownik prowadzi szamanów?

- W każdym razie z tego co mówiła, to kilka lat temu jej brat zginął w jakiejś większej chryi związanej z puszczą Białowieską i atakiem kornika drukarza. Stwierdziła, że jej wataha dużo bardziej potrzebuje wojownika niż szamana. I zaczęła swoją drogę na nowo. Ale teraz jest zgorzkniała.

- I samotna - mruknęła Żenia znad filiżanki z ciemnym, słodkim napojem - Drugi tancerz jest dziwny. - nagle pozornie zmieniła temat - Laska ubrdała sobie, że jest lupusem. I korzysta jedynie z tej formy. Może Szrama by ją jakoś ogarnęła, jeśli się zgodzi. Nie byłaby sama… chociaż to akurat może być ciężki temat.
- Nie wiem skąd ta wątpliwość - powiedział upychając puree.
- Bo to część ekipy, która dorwała Nadzieję, bo to tancerz? - Wrona rzuciła okiem na telefon i zabębniła palcami o stół.

- Nie załapałaś. Pytałem skąd wątpliwość, że to MOŻE być ciężki temat? To będzie ciężki temat. Absurdalnie ciężki. Jak uran czy inne ciężkie pierwiastki. Ona jest wilkiem. Wilkiem. Nie myśli jak ludzie - zabrał się za ostatni talerz. A telefon milczał.

Żeńka westchnęła i wysłała wiadomość z prośbą o kontakt na ostatniego znanego jej maila Zośki z własnego telefonu. Zanotowała w pamięci, że musi umówić się z hakerką na jakiś system komunikacji. Lepszy niż obecny.

- Może. Nie będę jej wciskać nic na siłę. A ten Michaił to jak zamierza pomóc Antkowi?

Wojtek wzruszył ramionami.
- Ciężko powiedzieć. Widzisz, gdy go znaleźliśmy to powiedział nam, że długo na nas czekał i że ruszamy, żeby pomóc Czarnemu. I tak musi być. Koleś zdaje się wiedzieć co nastąpi. Ale, żeby było śmiesznie, to nie bardzo się tym dzieli. - Mina Wojtka wskazywała, że też nie specjalnie jest z tego zadowolony.

- Aha. No to trochę kicha. Bo ja mam jeden pomysł, wiesz? - uśmiechnęła się ciepło do Kła i dopiła kawę.

- Podzielisz się planem? - zapytał szczerze zaciekawiony ronin.

- Przy tancerzach znalazłam takie jedno coś, fetysz. Pozwala podróżować do siedziby totemów. - Żeńka rozjaśniła mroki niewiedzy.

- I chcesz bez zaproszenia skoczyć do siedziby tego, który nauczył cię ziania oparami, tak? Głupi pomysł - Kieł wytarł twarz i wstał od stołu.

- Wcale, że nie. - uparła się dziewczyna - Nie sądzę, żeby była to chatka na kurzej nodze.

- Widzisz, jakbym był wielkim potężnym duchem, to nie podobałoby mi się, gdyby ktoś mi wlazł do chaty bez pytania. A nie, czekaj… jakbym był kimkolwiek, to nie podobałoby mi się jakby się ktokolwiek u mnie władował. Myślałaś o tym? Idziesz? - Zrobił kilka kroków w stronę wyjścia. Nie musiał płacić, bo sam lokal wymagał opłaty z góry za posiłek

Żenia zerbała się i potruchtała za roninem:
- No może na chatę owszem. Ale zakładam, że jego chata i teren są spore. Jest spora szansa, nie wejdę do jego salonu, nie? Z resztą, to mój totem i dawno nie gadaliśmy. Mogłam się stęsknić, nie?

Stanęli na parkingu. Wojtek odwrócił się do niej i położył dłonie na jej ramionach.
- Obiecaj, że przedstawisz ten plan Michaiłowi, dobrze? Ja nie jestem i nigdy nie byłem szamanem. Pachnie mi to proszeniem się o kłopoty. I tyle. Ale nie powstrzymam cię.

Wtedy rozległ się dzwonek telefonu w jego kieszeni. Odebrał, po czym podał aparat Żenii.
- To do ciebie.
Gdy dziewczyna przejęła słuchawkę usłyszała znajomy głos Zosi.
- Cześć. Sorry, że nie odebrałam, ale widzisz w tej knajpie kamery nie są włączone do sieci. Co potrzebujesz?
- Cześć. Słuchaj Aniela odeszła. I jestem w ciemnej bańce bo brakuje mi logistyka. Nie wiesz, kto by mógł pomóc z naszych? Ktoś może niekoniecznie z okolic Fuza, ale to gadka na dłuższą chwilę. Potrzebuję też namiary na Kaśkę od lodówki i dwójkę: Tomka i Agatę. Oraz namiar na dobrego prawnika specjalistę w prawie korporacyjnym. I co u ciebie? Ok?

- Co znaczy „Aniela odeszła”? Dokąd poszła? - przerwała Zosia.
- Do lepszego świata, Zosia. Nie żyje. - Żeńka przekazała informację grobowym tonem. - Obecnie z ekipy zostałam ja. Organizujemy tutaj z resztą akcję ratunkową dla Zaara i reszty. Ale potrzebuję logistyka, żeby pomógł ogarniać burdel. I pozostałych informacji też. Dasz radę coś pomóc?

Milczenie dziewczyny przerwało w końcu przekleństwo. W kilku słowach uświadomiła Żenii w jak kiepskiej sytuacji są. Krewniacy nie kontaktowali się ze sobą gdy nie musieli. Zresztą nikt nie miał namiaru na wszystkich. Taki środek zaradczy przed działaniami brata Ukrainki. Jedyna osoba, która tego wszystkiego pilnowała teraz nie żyła. Backupem bezpieczeństwa był Zaar. Zosia nie miała kontaktów, namiarów. Niczego. Poza kilkoma, z których pomocy korzystała, albo z którymi kontaktowała się prywatnie. Hakerka potraktowała sprawę jak wyzwanie, bo musiała teraz ustalić liczbę krewniaków, a później odtworzyć całą sieć. Ale to musiało potrwać.

Rozmowa z Zosią nie nastawiła Wrony zbyt pozytywnie. Cholerna Zapalniczka. Musiała chcieć się wykazać akurat z Haightem? Gniew był dobrym znajomym dziewczyny. Zastępował żal i smutek po utracie Anieli. I tak było lepiej. Z gniewem można było coś zrobić. Z pustką i poczuciem winy nie.


***



Gdy wrócili do caernu zapadał zmrok. Dni były coraz krótsze. Jesień zbliżała się wielkimi krokami. Żenia od razu zdała sobie sprawę z nadnaturalnej ciszy. Kimkolwiek był ów szaman, zdawać się mogło, ze odprawił ludzi Harada z caernu. Nigdzie nie było też Szramy. Wojtek został przy aucie. Siwowłosy mężczyzna klęczał pomiędzy namiotami siedząc na swoich piętach.

- Już go lubię - mruknęła Żenia do Wojtka. Świadomość spotkania z Haradem sprawiała, że czuła mrowienie w czubkach palców. Świerzbienie. Odczucie opadło, gdy zorientowała się, że są tylko we trójkę. Poprawiła plecak i uścisk na mieczu. Cholera jasna. Żelastwo było ciężkie. Jak w ogóle tym walczyć? Pozując na większą pewność siebie ruszyła do Riszi czy jak go tam przedstawił Wojtek. Oglądnęła się na Kła raz.
Skinął jej głową. Cholera wie, co to miało znaczyć, ale tak właśnie zrobił. Michaił się nie poruszył aż nie podeszła kilka kroków od niego. Wtedy on wstał i odwrócił się w jej stronę. Podszedł nie patrząc w jej twarz, zamiast tego złapał jedną jej dłoń. Odwrócił i bez żadnego oporu podciągnął rękaw ukazując tribala z okiem w czerwonym kręgu.

Żenia ugryzła się w język.
Dosłownie.
Tak by powstrzymać komentarz o rozbierankach na pierwszej randce.
Wojtek bądź co bądź poprosił o to wyraźnie.
Skrzywiła się lekko z odczuwanego bólu.

Mimo niepewności, dziewczyna czuła też ciekawość podsycaną niecierpliwością.
Czy ten facet będzie w stanie pomóc sprawie Czarnego?
I na co jeszcze czekają?

Przestąpiła z nogi na nogę pozwalając mieczowi oprzeć się o biodro.
Spojrzała to na tatuaż to na Michaiła z brwiami uniesionymi w niemym pytaniu.
- Co za amatorszczyzna - powiedział po ukraińsku - czy słyszysz tę zmorę?
Chociaż pytanie musiało być kierowane do Żenii, to nie uniósł wzroku. Cały czas wbijał go w oko wytatuowane na jej ręce.
Poziom odczuwanej sympatii do siwego Miszy podskoczył o kilkanaście poziomów.
- Nie słyszę. Jakby jej nie było razem z jej dodatkami. Ale miałam sen. Nie wiem czy to od niej czy nie.
- Ale nie słyszysz jej teraz, czy nie słyszałaś jej w ogóle? - doprecyzował pytanie stary szaman.
- Nie słyszę teraz. W ogóle to mówi do mnie. Ciągle. I uczy się. Po zeżarciu żarptaka stała się bardziej upierdliwa.
Zaśmiał się.
- W zyciu nie pomyślałbym, że coś im da taki krąg ochrony. Młody szaman ma więcej szczęścia niż rozumu. Co znaczy bardziej upierdliwa? Zadaje ci ból? Przejmuje kontrole? - podciągnął rękaw Żenii nieco wyzej, aż do zakończenia tatuażu za łokciem.
- Stała się bardziej świadoma. Uczy się ale i przekazuje wiedzę. I nie przestaje gadać. Mówiła, że w tym świecie nie może wpływać na moje działania. Nie odpowiedziała, ale zakładam, że w Umbrze może być inaczej. Ból zadała gdy gadałam z Solem. Chciała uciekać, bała się. Kojot mówił, że będzie rosła w siłę, w zależności od tego co zje. Podobno szalała przez czas nowiu - nie wiem co robiła dokładnie ale chyba starała się wrócić albo połączyć na nowo. - Żenia obracała ramieniem.
- Przedstawiła się? - opuścił rękaw i odsunął się od dziewczyny.
- Totem przedstawił. - Żenia skupiła się - Nie wiem czy powtórzę dobrze imię. Trudne jest. B..Btk’uthko’Into. Ja mówię na nią Nahajka.

- Ciekawe. Znasz historie Zhygzah? Tej, pod której obcasem miał umrzeć ostatni król Gaian? - zapytał spokojnie Szaman.
- Nie. Ale ona mnie próbuje w złości tak nazywać. Smok też chciał, ale ja nie jestem Zygzak tylko Żenia. - wyjaśniła brunetka z uporem godnym najlepszej sprawy.
- Czyli dlatego Czarnemu tak na tobie zależy. Cóż, Zhygzak była Tancerka Czarnej Spirali. Była niepokonana w walce. Mówiło się, że w swej ludzkiej formie dorównywała innym wilkołakom w formach bojowych. Jej bicz był zaklętą zmorą, a totem Smoka wybrał ją sobie na swojego awatara. Zabiła wiele wilkołaków i innych zmiennokształtnych w pierwszym dziesięcioleciu tego wieku. W 2012 roku wyrżnęła całe miasto, a zwłoki ludzi ułożyła w kościele tak, że sięgały sufitu. Tam właśnie dopadł ją Albrecht. Król Srebrnych Kłów. Tam się starli. Tam, ona wbiła go obcasem w ludzka krew, w której go utopiła. Tak zginął ostatni król Gaian. Ale Albrecht znalazł naśladowców. Podobno w 2014 roku Konietzko, teurg Panów Cienia wytropił ją na Ukrainie i wymierzył sprawiedliwość. Ciężko powiedzieć, bo kilka lat później na Ukrainie rozgorzała regularna wojna, a Konietzko zaginął bez wieści. Jak siebie odnajdujesz w tej historii? - tym razem starzec patrzył na nią. Patrzył jej prosto w oczy. Przeszywał niemal wzrokiem, jakby obierał ją z ubrań, skóry, mięśni… i chciał zobaczyć duszę.

- Jak pionek mojego totemu, który próbuje ugrać jak najwięcej dla siebie, wykorzystując fakt, że niewiele pamiętam ponad obecnie będzie sześć tygodni. - Żenia spoglądała w oczy Miszy - Nie dał mi bicza z troski o mnie tylko dlatego, że pasuje to jego interesom.

Ragabash zastanowiła się przez chwilę.
Czy jej pragnienie zjednoczenia wszystkich zmiennokształtnych też było podszeptem Smoka? A może wpadała w paranoję?

- Nie wiem czy to co chcę osiągnąć to coś co jest jego planem czy moim. Ale czy zjednoczenie plemion garou i innych zmiennokształtnych to coś złego? - tym razem to ona zadała pytanie szamanowi. - Każdy miecz ma dwa końce… - przypomniała sobie walkę z Haightem.

- Tak. Zgadza się. Tylko, żeby dobrze walczyć mieczem trzeba trzymać ten koniec, który nie jest ostry. A tym ostrym machać w stronę wroga. Jeżeli już teraz nie ufasz swoim myślom, to mogę spróbować się pozbyć tej zmory. Jeśli wyrażasz taką chęć. A to zjednoczenie… cóż, duchy mowiły, że to zadanie dla Czarnego. To jego widziałem jako potencjalnego władcę.

Żeńka uśmiechnęła się szeroko:
- Ja nie chcę władzy. Czarny się do tego lepiej nadaje. A co do zmory to tak, chcę. Ale chcę wyciągnąć Czarnego z piekła. Z jej pomocą. I pomocą fetyszu. - Żenia odłożyła miecz na trawę i ściągnęła plecak. - Kojot mówił, że to jest droga do Czarnego. - macała dłonią za znaleziskiem by pokazać go w końcu staremu szamanowi.

- Bo jest - szaman nie spojrzał na kompas, patrzył w twarz dziewczyny. - dlatego tutaj na ciebie czekam. Zmora szalała w nów. Czyli rani ją srebro. Pewnie nie może znieść światła pełni księżyca. Przez kompas przejdziesz do piekła. Musisz ich znaleźć. Ja muszę być tu w chwili waszego powrotu. Takie przeznaczenie widziałem. Dla siebie. Dla ciebie. Dla Czarnego. Nie wiem jak jego towarzysze. Ich los zakryty przede mną. Mogę dla ciebie wypuścić zmorę z kręgu. Jeśli tego nie zrobię, to niedługo zacznie pękać ci skóra z bólu i sama będzie chciała wyjść. Nie odzyskasz jej mocy, a ona nie będzie mogła się odezwać. Skoro krąg wytrzymał, to wytrzyma dłużej. Ale będzie bolało. Jeśli ją uwolnię, to wszystko powinno wrócić do stanu zanim założyli krąg. Więc znów nie będziesz mogła sobie zaufać. I raczej nie będziesz mieć szans na współpracę z nią gdy będziesz trzymać srebrne ostrze.
Starzec zamilkł pozwalając dziewczynie przyswoić informacje.

- Jeśli zabiorę kleiva ze sobą, to w piekle będę widoczna jak na dłoni. Zmora jest przewagą w malfeasie, prawda? Myślałam, że zostawię kleiv tutaj. Jeśli się zgodzisz go przypilnować do naszego powrotu - Żenia nie dopuszczała do siebie innej opcji niż powrót całej czwórki jej watahy. - Czy używając kompasu mogę wrócić tutaj? Jeśli Czarny go użyje, to przeniesie nas do caernu? Czy kompas przeniesie się ze mną?

- Dlaczego marnujesz czas na zadawanie pytań, na które znasz odpowiedź? Korzystałaś juz z kompasu? Zapewne nie. - Żenia pokręciła przecząco głową - Pamietasz jak go znalazłaś? Bo to mi powiedzial Dalemir. Znalazłaś go, bo Haight przez niego uciekł do swojego totemu. Lustro było oczywistą zmyłka, skoro dookoła budynku był krąg ochrony. Pułapką wręcz. Kompas zostanie tutaj. Smok musialby was odeslać.

- Nawet jeśli przypisałbyś kompas do mnie? - Żenia skrzywiła się nieco na myśl o pertraktacjach ze Smokiem. Westchnęła ciężko - Co powinnam wiedzieć na temat malfeasu?

- Możemy spróbować, ale kompas to drzwi. Wyobraź sobie, że ruszasz w daleką podróż i zabierasz ze sobą drzwi. Nie wiem dokąd wrócisz, gdy przejdziesz przez nie w Malfeasie. Nie wiem czy wrócisz. Daj mi go - wyciągnął dłoń. - Zobaczę co da się zrobić, ale ruszysz dopiero jutro.

Żenia wsunęła kompas w dłoń szamana.

- jak znaleźć kogoś w Malfeasie? Tam chyba nie ma drogowskazów.

- Będziesz musiała nauczyć się jednego rytuału. Potrzebujemy też jakichś osobistych rzeczy Antka. To trochę jak tropienie, tyle, że przez duchy - mówił spokojnie oglądając z uwagą kompas. Nagle przerwał.
- To krew Skórownika? - zapytał.

- Tak, była świeża gdy znalazłam kompas. Po rzeczy Antka mogę podjechać. Albo poprosić Wojtka, żeby podjechał. Teraz gdy Zapalniczka nie żyje ciężko o błyskawiczne zaopatrzenie. A Harad odesłał naszych kinów - Żenia zacisnęła zęby czując rosnącą irytację. - Czy przez kompas z tamtej strony coś może przejść bez naszej wiedzy?
- Pewnie nie. Ale miej proszę na uwadze dziecko, że dałaś mi go w dłonie piętnaście sekund temu. Co do twojego gniewu na Harada, to uważaj. Zmora będzie podsycać gniew. Będzie cię uwodzić, a chowane urazy urosną do rozmiarów, którym sama nie podołasz. Ona się tym karmi. Twoja słabość jest jej siłą. Gniew może zaprowadzić cię w miejsce z którego nie ma odwrotu. „Pod butem Zhygzag padnie ostatni król Gaian”. Nie wiem czy Albrecht był ostatni. Musisz mieć się na baczności.
Kompas zniknął w kieszeni obszarpanej kurtki starca.
- Skórownik, teraz Zygzak. Zdecydowanie za wiele tego co martwe wraca do życia. - Mówił patrząc w bok. W stronę lasu.

Wrona poczuła się skarcona jak mała dziewczynka.
Skuliła się i odruchowo spojrzała w kierunku w jakim spoglądał Michaił.


A potem gdzieś rozpaliła się niewielka iskierka przekory.
- Nie jestem zła na Harada. Tylko na jego zaślepienie w złości do mnie. I próbie udowadniania, że wie wszystko najlepiej. Zapalniczka też chciała udowodnić to samo i teraz nie żyje. A Harad jest potrzebny. - palnęła zdecydowanie - Czarnemu. Ale będę pamiętać.

Spojrzała koso na siwego szamana i proszącym tonem zapytała:
- Powiedz mi proszę, czy wiesz coś o Hakakenie? Czy mógłbyś mi powiedzieć o nim coś więcej niż że to upadły Władca Cieni, który szybko awansował? Dźwigam miecz, który miał go zabić. Z jakiegoś powodu Hakaken pojawia się co i rusz ostatnimi czasy.

- Cóż ty wiesz o Żmiju? - starzec odpowiedział pytaniem na pytanie. Splótł ręce za plecami, a Żenia od razu domyśliła się, że czeka ją teraz wykład.
- Żmij był czystym zniszczeniem. Niszczącą siłą przyrody, która zabierała to co stare robiąc miejsce na to co nowe. Tymczasem Dzikun tworzył bez opamiętania. A Tkaczka całą materię Dzikuna kształtowała nadając światu kształt. Kształt niszczony przez Żmija. I tak trwał kołowrót dziejów. A potem coś się zmieniło. Jedni mówią, że Tkaczka oszalała. Inni, że zyskała świadomość. W każdym razie przerwała koło niszczenia. Spętała Żmija. A on zaczął za pośrednictwem jej sieci niszczyć. Żmij nie ma ciała w naszym sensie pojmowania. Ale przez pajęczynę Tkaczki przechodzą jego pragnienia i popędy. Każdy z nich został przez nas poznany. Każdy z nich niszczy Gaię na swój sposób. Te Popędy Żmija są równie bezcielesne jak on sam. Jednak każdy wypacza świat na swój sposób. Foebok jest Popędem Strachu. Siły, która ratowała twoich i moich przodków przez wieki. Foebok wypaczył strach czyniąc z niego narzędzie niszczące nas i Gaię. Ale Foebok również jest bezcielesną egzystencją. Wybrał sobie wojownika Panów Cienia. Hakakena. Uczynił go swym wcieleniem. A Hakaken ze zwykłego wilkołaka stał się nieśmiertelnym Sercem Strachu. I zajął swe miejsce w jednej z krain Malfeasu. Cóż, był Panem Cienia, więc może jego los jest spleciony z losem Antka? Może muszą skrzyżować ostrza, żeby przeznaczenie mogło się dopełnić? Nie wiem. Wiem tylko, że zabicie Maeljin, cielesnej postaci Popędu Żmija, może być krokiem do uleczenia Żmija i Malfeasu. Ale historia pokazuje, że zazwyczaj zabójca Maeljin zajmował jego miejsce. Ścieżka to niebezpieczna, lecz nagroda może być wielka.
Zakończył i patrzył badawczo na dziewczynę.
Żenia zaś pobladła.
Czuła dosłownie jak krew odpływa jej z ciała do stóp.
Wpatrywała się w szamana bez słowa całkiem jak niedawno Wojtek.
Odkąd sięgała pamięcią nie odczuwała takiego zmrożenia.

Czas stanął w miejscu. Jedynym stałym punktem były siwe oczy Riszi.

A potem krew z szumem ruszyła z powrotem do góry jej ciała roznosząc z sobą ból jak wtedy gdy ścierpłe członki zasilone zostaną dawką krążenia i tlenu.

I Żenia nabrała gwałtownie powietrza.
- Ja… - wydukała oszołomiona ragabash przez ściśnięte gardło -... dziękuję…
Nic mądrzejszego nie wpadło jej do głowy.
Smok chciał usunąć Hakakena. Gdyby jej się to udało sama by została częścią aspektu Żmija? Ale jednocześnie dał jej bicz i chciał nazywać Zygzak. Te dwie kwestie nie współgrały ze sobą poza jednym: wciągnięcie jej głębiej w Żmijowisko. Czego Smok chciał od niej tak naprawdę?

- Słyszałem o broni. Jej właściciel chciał odbyć pielgrzymkę do Otchłani, żeby się oczyścić, przed walką z Hakakenem. Niestety coś poszło nie tak. Chociaż musicie wziąć poprawkę na fakt, że sprawa miała miejsce pół milenium temu. Ja nie pamiętam co jadłem na śniadanie w niedzielę, a tu mówimy o setkach lat. Może ten władyka szedł tam tak po prostu mordować zmory? Albo wydobywać księżycowe srebro? Taka ludzka natura, że wszelkiemu poświęceniu lubi nadawać większy sens. - Na twarzy staruszka pojawił się uśmiech.

- A zwykłym nieudacznikom trafia się status bohatera. - mruknęła Żenia powoli się opanowując - A z każdym wcieleniem trzeba walczyć tak samo? Krzyżować ostrza? To uleczenie Żmija. To pic na wodę czy faktycznie jest możliwe? - dopytywała dziewczyna nowe źródło informacji. - I zastanawiam się czemu Czarny wykminił historyjkę o kami? Żeby mnie chronić? To dość
Podważa jego pozycję skoro nikt w to nie wierzy przez mój zapach. Ten brak wspomnień może być też zaletą prawda? Bo zmorom i innym stworom może być ciężej się przedrzeć ze spaczeniem? - pytaniom nie było końca.
- Historia uczy nas, że Kami mogą być wszystkim. Dzunglą. Wymarłym gatunkiem ośmiornicy, który odrodził się w głębi oceanu. Wilkołakiem, czy letnim wiatrem. Są tam, gdzie Gaia interweniuje osobiście. Jeżeli jesteś Kami, to wszystko jest tak, jak być powinno. Jeżeli przepowiednie się dopełnią, to wyrwiesz największego szamana spośród ludzi z samego piekła, by mógł zjednoczyć wszystkich zmiennokształtnych i stanąć do ostatecznej walki. Zwykła Żenia Bondar by tego nie dokonała. Żenia ze zmorą? Może. Żenia Kami… Żenia Kami może być symbolem jakiego wszyscy potrzebujemy od Wojen Gniewu. Ale ty… ty lepiej nie wierz w to, że jesteś Kami. Bo wtedy pewnie nie uda się to, do czego cię powołano. Pokora to coś, czego brakło garou od zawsze - pokiwał głową przyznając rację samemu sobie.

- Największy prank w historii ragabashów - Żenia uśmiechnęła się kącikiem ust - przekonać wszystkich, że jestem czymś w co sama nie wierzę śmierdząc Żmijem i mając zmorę, która chce zżerać wszystko wokół. To jak? Wyślę Wojtka po rzeczy a sama zacznę się uczyć?

- Gdybyś była Gaią i dowiedziała się, że Żmij przygotował odrodzenie Zhygzag, obdarzył ją potężną zmorą i przygotował karkołomne zadanie zniszczenia garou, to nie wymyśliłabyś „pranku” który to pokrzyżuje? Pamiętaj… Kami pojawiają się tam, gdzie wszystko inne zawiodło.

- Mhm. I zero presji - Natura Żenii jednak wyciekła spomiędzy długo utrzymywanych ryz i dziewczyna mrugnęła bezczelnie do staruszka - Ale dzisiaj wolę nie rozmyślać co by zrobiła Gaja albo Żmij.

Dziewczyna zawahała się chwilę.

- Jeśli wrócę z Czarnym - spojrzała na szamana - Pomożesz mi w usunięciu zmory i … zgodzisz się mnie uczyć? - wspomnienia z ostatniego snu- widziadła dusiła głęboko.

- Czasy gdy byłem Kieh są dawno za mną - powiedział patrząc na dziewczynę.
- Kieh to nauczyciel - dodał widząc brak zrozumienia, po czym kontynuował - myślałem, że Czarny cię uczy. Myślisz, że coś się zmieni?

- Myślę, że będzie mieć pełne ręce roboty z wiecem i ogarem polityki. Próbowałam trochę tego sama. To robota 24/7. A nie chciałabym by sprawa była narażona przez moją niewiedzę. Zjednoczenie wszystkich to nie przelewki i potknięcia jak z zamknięciem caernu Sola mogą stanowić o być albo nie. Dlatego proszę.

- W takim razie poczekasz. Cierpliwość jest czymś, czego też musisz się nauczyć dziecko - odpowiedział.

- Poczekam na Twoje nauki? - Żenia udała niezrozumienie.

Rishi zaśmiał się w głos.
- Nie. Poczekasz aż Czarny skończy.

- Mhm - Żenia spojrzała wymownie na niedźwiedzia - ostatnie sześć tygodni nic tylko siedziałam i czekałam.
- A może przemyślisz jeszcze jak mnie nie będzie i dasz odpowiedź po naszym powrocie? - dodała optymistycznie.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 08-01-2019 o 14:36.
corax jest offline